- Co tu robicie? – Pytam, kiedy tylko stajemy naprzeciw nich. - Przyjechaliśmy właśnie z roboty. – Sasuke odpowiada wlepiając wzrok w Ino.
- No i do czego doprowadziliście? – Pytam spoglądając na Sakurę. – Nie było mnie osiem miesięcy, a wy już rozpieprzyliście nam życie. – Prycham. – W sumie sam dziś pomogłem. – Dodaję ciszej.
- Jak to? – Odzywa się Sakura.
- Jesteśmy siebie warci. – Kręcę głową. – Jutro idziemy wybierać pierścionek zaręczynowy i obrączki. Ożenię się z Ino jak najszybciej, bo wuj tego oczekuje. – Kątem oka dostrzegam niezadowolenie Sasuke, ale najbardziej interesuje mnie zbolałe spojrzenie zielonookiej piękności.
- C-co? – Uśmiecha się niedowierzając w to co właśnie usłyszała.
- Jaja sobie robicie? – Chłopak z wrażenia puszcza dłoń różowo włosej.
- Czy zaręczając się z moją dziewczyną też robiłeś sobie jaja? – Jestem chamski, nawet niezrozumiałe spojrzenia dziewczyn nic nie pomagają. – Tutaj żarty się kończą. Przywyknijcie lepiej do myśli, że wymieniliśmy się partnerami i partnerkami. – Prycham. – Ino to teraz moja rzeczywistość, a Sakura... – Spoglądam na zszokowaną dziewczynę i nie chcę tego mówić, naprawdę. – Jest teraz twoją narzeczoną. – Robię chwilę pauzy nie dowierzając w to co właśnie powiedziałem. – Im szybciej do tego przywykniemy tym lepiej.
Przygryzam dolną wargę i odwracam wzrok. Zapatruję się w jeden punkt płotu po prawej stronie i nie wiem czy ktoś zdaje sobie sprawę z tego, że walczę właśnie z tym, żeby nie pozwolić emocjom przejąć nade mną kontroli. Za dużo dziś pokazałem. Wystarczy łez, które i tak nic nie zmienią.
- Naru ma rację. – Głos Ino natychmiast sprowadza mnie na ziemię. – Przepraszam z całego serca kochanie – Patrzy błagalnie prosto na zielonooką. – Wiem, że kochasz go najmocniej na świecie, a ja mam właśnie wyjść za niego za mąż. Nawet nie miałaś kiedy się nim nacieszyć. – Pociąga nosem i wierzchem dłoni, jednym ruchem wyciera łzę z lewego kącika oka.
- To nie twoja wina. – Kręci zrezygnowana głową. Stara się uśmiechnąć, ale to pełny bólu uśmiech i nawet nie jest w stanie tego ukryć. – Przyszło nam żyć ale życiem rodziców, nie naszym.
Dziewczyna prycha i natychmiast odwraca. Kiedy szybko rusza z miejsca chcę krzyknąć ale coś mnie powstrzymuje. Nie robię tego, chociaż bardzo żałuję, kiedy powoli znika z mojego pola widzenia za masywną bramą.
- Ino, możemy porozmawiać? – Spoglądam na kruczowłosego i przysłuchuję dalszej rozmowie.
- A mamy o czym? – Ten głos jest tak lodowaty, że aż poczułem to na własnej skórze.
- Tak. – Wzdycha ciężko i kręci głową z uśmiechem. – Unikasz mnie, nie rozmawiasz ze mną.
- Dziwisz mi się? – Prycha śmiechem i przykłada dłoń do klatki piersiowej. – Ty to masz tupet.
- Nie bądź niesprawiedliwa. To ty pierwsza się podstawiłaś. – Wyrzuca z siebie te słowa z takim bólem, nie wiedziałem, że na to go stać.
- O nie kochany, nie będziemy tak rozmawiać. – Uśmiecha się. – Jak w ogóle możesz tak do mnie mówić? Do cholery, jak skończyłeś nasz pierdolony, długi związek?! Wstydź się Sasuke.
Blondynka nie czekając na nic mija mnie i kruczowłosego bez słowa. Dostrzegam jak chłopak otwiera usta, ale zaraz z powrotem je zamyka.
- Kurwa. – Syczy pod nosem.
- Daruj. – Mówię spokojnie. – Jest teraz zdenerwowana. Musi ochłonąć.
Kiedy tylko kończę wypowiedź, do naszych uszu dociera donośny dźwięk zatrzaskującej się bramki. Uśmiecham się pod nosem.
- Charakterna jak zwykle.
- Naruto, wykończę się. – Słyszę wściekły głos chłopaka. – Mam wszystkiego dość!
- Nikomu z nas nie będzie łatwo. – Prycham. – Ty masz moją kobietę, ja mam twoją. Jak na przyjaźń to za dużo. Ja będę zazdrosny o Ciebie, A ty o mnie. Do tego uczucia też się przyzwyczaj, bo nie opuści Cię ani na minutę pierdolonego życia.
- Co ja zrobiłem. – Te pytanie chłopak kieruje do samego siebie.
- Nie wiem. – Nie musiałem, ale powiedziałem to na głos. – Wiem za to co ja zrobiłem i z tego odwrotu nie ma.
Milknę i wpatruję się w przyjaciela. Chciałbym potrafić odczytać coś z jego wyrazu twarzy ale dobrze się maskuje.
- Wybacz stary. – Klepię go po ramieniu i natychmiast odwracam się w tył.
Nie czekam na żadną reakcję z jego strony. Po prostu powoli zmierzam do domu. Mam dość wrażeń jak na jeden dzień. Chowam dłonie w kieszenie u spodni i wbijam wzrok w chodnik. Starannie obserwuję kostkę różnego kształtu, żeby przypadkiem nigdzie nie wyrżnąć jak długi. Po chwili na drodze napotykam kamyczek, który zaczynam kopać butem. Nie myśląc o niczym bawię się nim aż do samego domu. Podnoszę wzrok rozglądając się na wszystkie strony. Minąłem bramkę i zatrzymałem się za bramą. Uśmiechając się i kręcąc głową rozbawiony cofam się i wchodzę przez otwartą furtkę. Od razu kieruję się do drzwi, marzę o łóżku. Ciągnę za klamkę i kiedy moim oczom ukazuje się rozświetlony korytarz powoli wchodzę do środka. Zamykam za sobą drzwi równocześnie zdejmując buty.
- Naruto, to ty?! – W progu słyszę przyjazny kobiecy głos, dochodzący z salonu albo kuchni. Nie jestem pewien
- Tak, gdzie jesteś?! – Wydawałoby się, że krzyknąłem, ale w niczym nie przypomina to krzyku.
- W kuchni jesteśmy! – Jej głos wydaje się być rozpromieniony.
Z westchnięciem stawiam pierwszy krok i zmierzam w stronę rodziców. Wchodzę do salonu mijam kanapę, duży , drewniany stół razem z krzesłami i zaraz wchodzę do kuchni. Pierwsza w oczy rzuca mi się odwrócona tyłem mama, kroi coś na blacie. Słyszę odgłos zamykanej lodówki, odwracam wzrok w prawą stronę i dostrzegam uśmiechniętego tatę. Spoglądając na mnie dokładniej jego wzrok się zmienia. To samo tyczy się uśmiechu, jego usta zaciskają się w wąską linię.
- Ciężki dzień młody? – Słysząc głos taty, mama odwraca się niemal natychmiast.
- Chujowy. – Klnę. – Przepraszam, język. – Uśmiecham się i niewinnie unoszę w górę dłonie.
- Stało się coś? – Mama wyciera dłonie w czerwony ręcznik śmiesznie mrużąc oczy, żeby lepiej mnie zobaczyć.
- Dużo by opowiadać. – Wzdycham pociągając nosem. – Jak dasz jeść to może wam powiem.
Prycham śmiechem i widzę, że zaraziłem tym trochę rodziców, bo przynajmniej się uśmiechnęli.
- Dobrze trafiłeś. – Mama podchodzi bliżej stolika na środku. – Siadaj, zaraz kolacja.
- Co zrobiłaś? – Powoli podchodzę i zajmuję miejsce na przeciwko czerwonowłosej.
- Zrobiliśmy kurczaka z fetą i sałatką z sosem winegret. – Tata prostuje siadając po mojej prawej stronie.
- O wow, widzę wspólne gotowanko? – z uznaniem kiwam głową.
- Tak jakoś wyszło. – Mama odpowiada odwracając się do nas tyłem.
Podchodzi do deski, w jedną dłoń bierze nóż, a w drugą pomidorka koktajlowego, którego zaraz tnie na pół.
- To powiedz nam...co się wydarzyło, że wróciłeś taki zmarnowany? – Słyszę w głosie mamy coś niepokojącego ale nie jestem w stanie stwierdzić co to jest.
- Uhmm...Od czego tu zacząć? – Śmieję się cicho. – Dużo rzeczy działo się w moim życiu, o których nie wiedzieliście i dziś dostałem takiego kopniaka, że nie do końca wiem jak sobie z tym poradzić.
- Opowiedz od początku kochanie, jesteśmy po to żeby ci pomóc. – Mama stawia talerz przede mną z takim błogim wyrazem twarzy, że czuję się trochę spokojniejszy.
- Więc może zacznę od tego, że ożenię się z Ino i zaraz powiem wam jak do tego doszło? – Pustym wzrokiem patrzę w talerz z pysznie wyglądającym jedzeniem.
- Co zrobisz? – Mama głośniej stawia dwa talerze na stół i siada naprzeciw mnie.
- Czekaj Kushino. – Wtrąca tata. – Od początku Naru.
Wzdycham głośno i biorę pierwszy kęs kurczaka i sałatki. Jest naprawdę bardzo dobry, soczysty i dobrze doprawiony.
- Więc od początku. Musicie wiedzieć, że spotykałem się z Sakurą. Je... – Stopuję się przez chwilę i z delikatnym uśmiechem na ustach poprawiam to co chciałem powiedzieć. – była moją dziewczyną. Dla mnie do dzisiaj. Dla niej osiem miesięcy temu. – Robię pauzę na kolejny kęs. – No więc spotykaliśmy się przez jakiś tam czas. Ino i Sasuke też ze sobą byli, bodajże trzy lata jeśli dobrze pamiętam. No i zakochałem się jak debil. Kompletnie straciłem głowę dla Sakury. Nie będę opowiadał wam wszystkiego, jak to się zaczęło i w ogóle, bo musiałbym mówić i mówić. Rzecz w tym...A raczej ważne jest to, że nadal kocham Haruno. – Biorę kolejny widelec w usta dostrzegając, że rodzice praktycznie nie jedzą. – Poszedłem dziś do biura mając nadzieję, że wszystko będzie po staremu, a zamiast tego była niemiła niespodzianka. Akurat dziś Sasuke postanowił pochwalić się narzeczoną Sakurą. Jakby tego było mało, stała przy nich Ino, która ledwo znosiła tą sytuację. Na koniec wisienka na torcie. Wujaszek Yamanaka przyszedł odwiedzić mnie w pracy, swoją drogą nie wiem skąd wiedział?
Spoglądam na zadumanych rodziców i dostrzegam nerwowe zachowanie taty.
- Rozmawiałem z nim dzisiaj. – Ciężki wzdycha blondyn.
- A, no to by to wszystko wyjaśniało. W każdym razie poprosił, żebym coś obiecał, wiecie ile znaczy dla mnie obietnica. – Spoglądam na każdego z osobna, żeby zobaczyć odrobinę zrozumienia. Kiedy je dostrzegam wracam do opowieści. – No więc obiecałem, bo jak mogłem odmówić umierającemu wujkowi. Wziął mnie podstępem i obiecałem, że ożenię się z Ino. – Kończąc swój monolog zapycham buzię kolejną porcją kurczaka. Patrząc raz na mamę, raz na tatę dostrzegam, że biją się z myślami.
- Nie możesz tego zrobić. – Pierwsza odzywa się mama.
- Nadal kochasz Sakurę. – Wtóruje tata.
- Co Z tego? – Krzywię się przeżuwając jedzenie. – TYM światem żądzą PIENIĄDZE. Straciłem ją i już nie ma szans , że odzyskam. To koniec, im szybciej się z tym pogodzę tym lepiej.
- Nie będziesz walczył? – Tata jest nieco zdziwiony.
- To jak walka z wiatrakami tato. Oni mnie z nią nie chcą widzieć. Sasuke to dla nich najlepszy zięć na świecie. – Prycham i odstawiam talerz dalej od siebie.
- Ty jesteś tego pewny?
- Nie mamo. Jedyną kobietę jaką przy sobie widziałem to Sakura. Szczerze nie wiem jak będą wyglądały nasze życia ale nie zostawię teraz Ino samej. Dałem słowo wujkowi. Z resztą on jest umierający, sam nie wierzy, że z tego wyjdzie.
- Rokowania nie są najlepsze. – Słyszę zatroskany głos taty. Spoglądając na niego widzę jak przeciera zmęczoną twarz i chowa ją w dłoniach. – Jak tak dalej pójdzie to...umrze.
- No i mam teraz odmówić i żyć z tym, że nie pomogłem umierającemu? – Wstaję od stołu z łzami w oczach. Biorę swój talerz i zmierzam do zmywarki. – Na pewno tego nie zrobię.
- Syneczku przemyśl to jeszcze. – Słyszę błagalny głos mamy, kiedy wstawiam talerz do zmywarki.
- Nie ma czego. – Krzyżuję ręce na klatce piersiowej opierając się o blat. – Będziecie mnie wspierać? Obiecajcie, że będziecie Ino traktować jak córkę.
- Chyba sobie kpisz. Ino jest dla nas jak córka. Jakbyśmy mogli źle ją traktować?
- Mamo, musiałem to usłyszeć, nie denerwuj się. – Uśmiecham się przepraszająco.
- Jak ty sobie to w ogóle wyobrażasz? Dom, życie, dzieci? – Jeszcze nigdy nie widziałem taty w takim stanie. Jest zły, bardzo.
- Nie wiem, nie gadaliśmy o tym. To będzie...dziwne. Wątpię, że będą jakieś dzieci.
- A sfera seksualna? Przecież bez tego tylko się znienawidzicie. Będziecie skakać na boki?
- Minato... – Warczy mama.
- Oh daj spokój kochanie. Doskonale wiesz, że to ważny aspekt w życiu. Nikt tego nie oszuka, taką mamy naturę. – Tłumaczy sfrustrowany.
- Masz rację tato. Widzicie, to nie tak, że Ino mnie nie pociąga. To bardzo atrakcyjna kobieta tylko... Nie wiem, czy kiedykolwiek w życiu pokocham ją jak kobietę, a nie przyjaciółkę, siostrę nawet bym powiedział.
- No właśnie, nie wyobrażam sobie tego. – Tata odsuwa się z krzesełkiem od stołu.
- Ja też nie. – Wzdycham głośno. – Pozwólcie, że pójdę odpocząć, to był naprawdę ciężki dzień.
Powoli odchodząc od blatu przecieram zmęczoną twarz. Zachodzę od tyłu mamę i składam delikatnego całusa na jej rozgrzanym policzku.
- Dziękuję za kolację. – Odsuwając się, tacie posyłam szeroki uśmiech.
Ruszam przed siebie i wychodzę zaraz z kuchni, przechodzę do salonu i kieruję się na schody. Wchodzę na każdy schodek mocno ociągając się. Wlokę stopę za stopą aż w końcu staję na samej górze. Od razu kieruję się do swojego pokoju, gdzie za chwilę zamykam za sobą drzwi. Spoglądam przelotne na łóżko, na które się rzucam. Biorę głęboki wdech.
- Jak przeżyję jutrzejszy dzień?
Wypuszczam powietrze razem z tymi słowami.
To będzie cholernie trudne pracować z nimi w tym samym budynku. Spotykać się w holu, w restauracji. Patrzeć na nich jako parę. Z resztą oni też będą w tej samej sytuacji. Jakby tego było mało, jutro przed pracą muszę zajrzeć do banku i wyciągnąć trochę grosza, bo trzeba kupić pierścionek zaręczynowy i obrączki. Pojebane życie do chuja.
- No i do czego doprowadziliście? – Pytam spoglądając na Sakurę. – Nie było mnie osiem miesięcy, a wy już rozpieprzyliście nam życie. – Prycham. – W sumie sam dziś pomogłem. – Dodaję ciszej.
- Jak to? – Odzywa się Sakura.
- Jesteśmy siebie warci. – Kręcę głową. – Jutro idziemy wybierać pierścionek zaręczynowy i obrączki. Ożenię się z Ino jak najszybciej, bo wuj tego oczekuje. – Kątem oka dostrzegam niezadowolenie Sasuke, ale najbardziej interesuje mnie zbolałe spojrzenie zielonookiej piękności.
- C-co? – Uśmiecha się niedowierzając w to co właśnie usłyszała.
- Jaja sobie robicie? – Chłopak z wrażenia puszcza dłoń różowo włosej.
- Czy zaręczając się z moją dziewczyną też robiłeś sobie jaja? – Jestem chamski, nawet niezrozumiałe spojrzenia dziewczyn nic nie pomagają. – Tutaj żarty się kończą. Przywyknijcie lepiej do myśli, że wymieniliśmy się partnerami i partnerkami. – Prycham. – Ino to teraz moja rzeczywistość, a Sakura... – Spoglądam na zszokowaną dziewczynę i nie chcę tego mówić, naprawdę. – Jest teraz twoją narzeczoną. – Robię chwilę pauzy nie dowierzając w to co właśnie powiedziałem. – Im szybciej do tego przywykniemy tym lepiej.
Przygryzam dolną wargę i odwracam wzrok. Zapatruję się w jeden punkt płotu po prawej stronie i nie wiem czy ktoś zdaje sobie sprawę z tego, że walczę właśnie z tym, żeby nie pozwolić emocjom przejąć nade mną kontroli. Za dużo dziś pokazałem. Wystarczy łez, które i tak nic nie zmienią.
- Naru ma rację. – Głos Ino natychmiast sprowadza mnie na ziemię. – Przepraszam z całego serca kochanie – Patrzy błagalnie prosto na zielonooką. – Wiem, że kochasz go najmocniej na świecie, a ja mam właśnie wyjść za niego za mąż. Nawet nie miałaś kiedy się nim nacieszyć. – Pociąga nosem i wierzchem dłoni, jednym ruchem wyciera łzę z lewego kącika oka.
- To nie twoja wina. – Kręci zrezygnowana głową. Stara się uśmiechnąć, ale to pełny bólu uśmiech i nawet nie jest w stanie tego ukryć. – Przyszło nam żyć ale życiem rodziców, nie naszym.
Dziewczyna prycha i natychmiast odwraca. Kiedy szybko rusza z miejsca chcę krzyknąć ale coś mnie powstrzymuje. Nie robię tego, chociaż bardzo żałuję, kiedy powoli znika z mojego pola widzenia za masywną bramą.
- Ino, możemy porozmawiać? – Spoglądam na kruczowłosego i przysłuchuję dalszej rozmowie.
- A mamy o czym? – Ten głos jest tak lodowaty, że aż poczułem to na własnej skórze.
- Tak. – Wzdycha ciężko i kręci głową z uśmiechem. – Unikasz mnie, nie rozmawiasz ze mną.
- Dziwisz mi się? – Prycha śmiechem i przykłada dłoń do klatki piersiowej. – Ty to masz tupet.
- Nie bądź niesprawiedliwa. To ty pierwsza się podstawiłaś. – Wyrzuca z siebie te słowa z takim bólem, nie wiedziałem, że na to go stać.
- O nie kochany, nie będziemy tak rozmawiać. – Uśmiecha się. – Jak w ogóle możesz tak do mnie mówić? Do cholery, jak skończyłeś nasz pierdolony, długi związek?! Wstydź się Sasuke.
Blondynka nie czekając na nic mija mnie i kruczowłosego bez słowa. Dostrzegam jak chłopak otwiera usta, ale zaraz z powrotem je zamyka.
- Kurwa. – Syczy pod nosem.
- Daruj. – Mówię spokojnie. – Jest teraz zdenerwowana. Musi ochłonąć.
Kiedy tylko kończę wypowiedź, do naszych uszu dociera donośny dźwięk zatrzaskującej się bramki. Uśmiecham się pod nosem.
- Charakterna jak zwykle.
- Naruto, wykończę się. – Słyszę wściekły głos chłopaka. – Mam wszystkiego dość!
- Nikomu z nas nie będzie łatwo. – Prycham. – Ty masz moją kobietę, ja mam twoją. Jak na przyjaźń to za dużo. Ja będę zazdrosny o Ciebie, A ty o mnie. Do tego uczucia też się przyzwyczaj, bo nie opuści Cię ani na minutę pierdolonego życia.
- Co ja zrobiłem. – Te pytanie chłopak kieruje do samego siebie.
- Nie wiem. – Nie musiałem, ale powiedziałem to na głos. – Wiem za to co ja zrobiłem i z tego odwrotu nie ma.
Milknę i wpatruję się w przyjaciela. Chciałbym potrafić odczytać coś z jego wyrazu twarzy ale dobrze się maskuje.
- Wybacz stary. – Klepię go po ramieniu i natychmiast odwracam się w tył.
Nie czekam na żadną reakcję z jego strony. Po prostu powoli zmierzam do domu. Mam dość wrażeń jak na jeden dzień. Chowam dłonie w kieszenie u spodni i wbijam wzrok w chodnik. Starannie obserwuję kostkę różnego kształtu, żeby przypadkiem nigdzie nie wyrżnąć jak długi. Po chwili na drodze napotykam kamyczek, który zaczynam kopać butem. Nie myśląc o niczym bawię się nim aż do samego domu. Podnoszę wzrok rozglądając się na wszystkie strony. Minąłem bramkę i zatrzymałem się za bramą. Uśmiechając się i kręcąc głową rozbawiony cofam się i wchodzę przez otwartą furtkę. Od razu kieruję się do drzwi, marzę o łóżku. Ciągnę za klamkę i kiedy moim oczom ukazuje się rozświetlony korytarz powoli wchodzę do środka. Zamykam za sobą drzwi równocześnie zdejmując buty.
- Naruto, to ty?! – W progu słyszę przyjazny kobiecy głos, dochodzący z salonu albo kuchni. Nie jestem pewien
- Tak, gdzie jesteś?! – Wydawałoby się, że krzyknąłem, ale w niczym nie przypomina to krzyku.
- W kuchni jesteśmy! – Jej głos wydaje się być rozpromieniony.
Z westchnięciem stawiam pierwszy krok i zmierzam w stronę rodziców. Wchodzę do salonu mijam kanapę, duży , drewniany stół razem z krzesłami i zaraz wchodzę do kuchni. Pierwsza w oczy rzuca mi się odwrócona tyłem mama, kroi coś na blacie. Słyszę odgłos zamykanej lodówki, odwracam wzrok w prawą stronę i dostrzegam uśmiechniętego tatę. Spoglądając na mnie dokładniej jego wzrok się zmienia. To samo tyczy się uśmiechu, jego usta zaciskają się w wąską linię.
- Ciężki dzień młody? – Słysząc głos taty, mama odwraca się niemal natychmiast.
- Chujowy. – Klnę. – Przepraszam, język. – Uśmiecham się i niewinnie unoszę w górę dłonie.
- Stało się coś? – Mama wyciera dłonie w czerwony ręcznik śmiesznie mrużąc oczy, żeby lepiej mnie zobaczyć.
- Dużo by opowiadać. – Wzdycham pociągając nosem. – Jak dasz jeść to może wam powiem.
Prycham śmiechem i widzę, że zaraziłem tym trochę rodziców, bo przynajmniej się uśmiechnęli.
- Dobrze trafiłeś. – Mama podchodzi bliżej stolika na środku. – Siadaj, zaraz kolacja.
- Co zrobiłaś? – Powoli podchodzę i zajmuję miejsce na przeciwko czerwonowłosej.
- Zrobiliśmy kurczaka z fetą i sałatką z sosem winegret. – Tata prostuje siadając po mojej prawej stronie.
- O wow, widzę wspólne gotowanko? – z uznaniem kiwam głową.
- Tak jakoś wyszło. – Mama odpowiada odwracając się do nas tyłem.
Podchodzi do deski, w jedną dłoń bierze nóż, a w drugą pomidorka koktajlowego, którego zaraz tnie na pół.
- To powiedz nam...co się wydarzyło, że wróciłeś taki zmarnowany? – Słyszę w głosie mamy coś niepokojącego ale nie jestem w stanie stwierdzić co to jest.
- Uhmm...Od czego tu zacząć? – Śmieję się cicho. – Dużo rzeczy działo się w moim życiu, o których nie wiedzieliście i dziś dostałem takiego kopniaka, że nie do końca wiem jak sobie z tym poradzić.
- Opowiedz od początku kochanie, jesteśmy po to żeby ci pomóc. – Mama stawia talerz przede mną z takim błogim wyrazem twarzy, że czuję się trochę spokojniejszy.
- Więc może zacznę od tego, że ożenię się z Ino i zaraz powiem wam jak do tego doszło? – Pustym wzrokiem patrzę w talerz z pysznie wyglądającym jedzeniem.
- Co zrobisz? – Mama głośniej stawia dwa talerze na stół i siada naprzeciw mnie.
- Czekaj Kushino. – Wtrąca tata. – Od początku Naru.
Wzdycham głośno i biorę pierwszy kęs kurczaka i sałatki. Jest naprawdę bardzo dobry, soczysty i dobrze doprawiony.
- Więc od początku. Musicie wiedzieć, że spotykałem się z Sakurą. Je... – Stopuję się przez chwilę i z delikatnym uśmiechem na ustach poprawiam to co chciałem powiedzieć. – była moją dziewczyną. Dla mnie do dzisiaj. Dla niej osiem miesięcy temu. – Robię pauzę na kolejny kęs. – No więc spotykaliśmy się przez jakiś tam czas. Ino i Sasuke też ze sobą byli, bodajże trzy lata jeśli dobrze pamiętam. No i zakochałem się jak debil. Kompletnie straciłem głowę dla Sakury. Nie będę opowiadał wam wszystkiego, jak to się zaczęło i w ogóle, bo musiałbym mówić i mówić. Rzecz w tym...A raczej ważne jest to, że nadal kocham Haruno. – Biorę kolejny widelec w usta dostrzegając, że rodzice praktycznie nie jedzą. – Poszedłem dziś do biura mając nadzieję, że wszystko będzie po staremu, a zamiast tego była niemiła niespodzianka. Akurat dziś Sasuke postanowił pochwalić się narzeczoną Sakurą. Jakby tego było mało, stała przy nich Ino, która ledwo znosiła tą sytuację. Na koniec wisienka na torcie. Wujaszek Yamanaka przyszedł odwiedzić mnie w pracy, swoją drogą nie wiem skąd wiedział?
Spoglądam na zadumanych rodziców i dostrzegam nerwowe zachowanie taty.
- Rozmawiałem z nim dzisiaj. – Ciężki wzdycha blondyn.
- A, no to by to wszystko wyjaśniało. W każdym razie poprosił, żebym coś obiecał, wiecie ile znaczy dla mnie obietnica. – Spoglądam na każdego z osobna, żeby zobaczyć odrobinę zrozumienia. Kiedy je dostrzegam wracam do opowieści. – No więc obiecałem, bo jak mogłem odmówić umierającemu wujkowi. Wziął mnie podstępem i obiecałem, że ożenię się z Ino. – Kończąc swój monolog zapycham buzię kolejną porcją kurczaka. Patrząc raz na mamę, raz na tatę dostrzegam, że biją się z myślami.
- Nie możesz tego zrobić. – Pierwsza odzywa się mama.
- Nadal kochasz Sakurę. – Wtóruje tata.
- Co Z tego? – Krzywię się przeżuwając jedzenie. – TYM światem żądzą PIENIĄDZE. Straciłem ją i już nie ma szans , że odzyskam. To koniec, im szybciej się z tym pogodzę tym lepiej.
- Nie będziesz walczył? – Tata jest nieco zdziwiony.
- To jak walka z wiatrakami tato. Oni mnie z nią nie chcą widzieć. Sasuke to dla nich najlepszy zięć na świecie. – Prycham i odstawiam talerz dalej od siebie.
- Ty jesteś tego pewny?
- Nie mamo. Jedyną kobietę jaką przy sobie widziałem to Sakura. Szczerze nie wiem jak będą wyglądały nasze życia ale nie zostawię teraz Ino samej. Dałem słowo wujkowi. Z resztą on jest umierający, sam nie wierzy, że z tego wyjdzie.
- Rokowania nie są najlepsze. – Słyszę zatroskany głos taty. Spoglądając na niego widzę jak przeciera zmęczoną twarz i chowa ją w dłoniach. – Jak tak dalej pójdzie to...umrze.
- No i mam teraz odmówić i żyć z tym, że nie pomogłem umierającemu? – Wstaję od stołu z łzami w oczach. Biorę swój talerz i zmierzam do zmywarki. – Na pewno tego nie zrobię.
- Syneczku przemyśl to jeszcze. – Słyszę błagalny głos mamy, kiedy wstawiam talerz do zmywarki.
- Nie ma czego. – Krzyżuję ręce na klatce piersiowej opierając się o blat. – Będziecie mnie wspierać? Obiecajcie, że będziecie Ino traktować jak córkę.
- Chyba sobie kpisz. Ino jest dla nas jak córka. Jakbyśmy mogli źle ją traktować?
- Mamo, musiałem to usłyszeć, nie denerwuj się. – Uśmiecham się przepraszająco.
- Jak ty sobie to w ogóle wyobrażasz? Dom, życie, dzieci? – Jeszcze nigdy nie widziałem taty w takim stanie. Jest zły, bardzo.
- Nie wiem, nie gadaliśmy o tym. To będzie...dziwne. Wątpię, że będą jakieś dzieci.
- A sfera seksualna? Przecież bez tego tylko się znienawidzicie. Będziecie skakać na boki?
- Minato... – Warczy mama.
- Oh daj spokój kochanie. Doskonale wiesz, że to ważny aspekt w życiu. Nikt tego nie oszuka, taką mamy naturę. – Tłumaczy sfrustrowany.
- Masz rację tato. Widzicie, to nie tak, że Ino mnie nie pociąga. To bardzo atrakcyjna kobieta tylko... Nie wiem, czy kiedykolwiek w życiu pokocham ją jak kobietę, a nie przyjaciółkę, siostrę nawet bym powiedział.
- No właśnie, nie wyobrażam sobie tego. – Tata odsuwa się z krzesełkiem od stołu.
- Ja też nie. – Wzdycham głośno. – Pozwólcie, że pójdę odpocząć, to był naprawdę ciężki dzień.
Powoli odchodząc od blatu przecieram zmęczoną twarz. Zachodzę od tyłu mamę i składam delikatnego całusa na jej rozgrzanym policzku.
- Dziękuję za kolację. – Odsuwając się, tacie posyłam szeroki uśmiech.
Ruszam przed siebie i wychodzę zaraz z kuchni, przechodzę do salonu i kieruję się na schody. Wchodzę na każdy schodek mocno ociągając się. Wlokę stopę za stopą aż w końcu staję na samej górze. Od razu kieruję się do swojego pokoju, gdzie za chwilę zamykam za sobą drzwi. Spoglądam przelotne na łóżko, na które się rzucam. Biorę głęboki wdech.
- Jak przeżyję jutrzejszy dzień?
Wypuszczam powietrze razem z tymi słowami.
To będzie cholernie trudne pracować z nimi w tym samym budynku. Spotykać się w holu, w restauracji. Patrzeć na nich jako parę. Z resztą oni też będą w tej samej sytuacji. Jakby tego było mało, jutro przed pracą muszę zajrzeć do banku i wyciągnąć trochę grosza, bo trzeba kupić pierścionek zaręczynowy i obrączki. Pojebane życie do chuja.
Perspektywa Ino:
- Ale czy to do ciebie dotarło?! – Krzyczę, bo tylko to już mi zostało.
- Kochanie uspokój się. – Próbuje do mnie podejść, ale robię krok w tył.
- Zniszczyliście nas wszystkich. Pogratulujcie sobie nawzajem. – Odwracam się krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Ja...nie wiedziałem. – Słyszę zdławiony jęk. To chyba bezradność.
- Poza tym...nie narażaj się im córeczko. Oni już dawno wybrali synową. – Dodając to cicho, myślał pewnie, że nie usłyszę, ale mocno się przeliczył. Usłyszałam, bardzo wyraźnie.
- Tato – Odwracam się z uczuciem piekącego policzka. – ...i tak pęka mi już serce. Nie musisz mi o tym przypominać. – Dodaję nieprzyjemnie.
- Ino...- Woła, kiedy odwracam się, żeby wyjść.
- Tato, nie próbuj. – Odwrócona w stronę drzwi wyjściowych, czując ciepły uścisk na nadgarstku ostrzegam. – Nie chcę powiedzieć czegoś, czego późnej będę żałowała.
Stoję tak chwilę, bo uparty nadal nie odpuszcza. Odwracam głowę za siebie i dostrzegam, że po policzku blondyna toczy się samotna łza.
- Skoro Sasuke i tak posłucha rodziców chcę, żebyś była zabezpieczona. Żeby ktoś się wami odpowiednio zajął. Czy naprawdę o tak wiele proszę?
- Tato, chcę wyjść. – Wysilam się na delikatny uśmiech. – Muszę się przewietrzyć.
Kiedy tata słyszy ból w moim głosie automatycznie puszcza moją dłoń.
- Dziękuję. – Rzucam wrednie i nie patrząc na nic wychodzę z domu trzaskając za sobą drzwiami. Uciekam prosto do bramki przez którą wychodzę i kieruję się w stronę parku. Jest późno, więc w głębi duszy pojawia się nadzieja, że nie będzie dużo ludzi. Wychodząc na bardziej otwartą przestrzeń czuję delikatny chłód rozprzestrzeniający się po całej skórze odkrytych ramion i nóg. Jest chłodny wieczór, a ja jak idiotka wybiegłam z domu w krótkich spodenkach i koszulce na ramiączka. W myślach biję się za to w głowę. Nie minąwszy nikogo na ulicy siadam właśnie na ławeczkę obok stawu. Park mam praktycznie pod domem, ale mimo tego tutaj mogę czuć się sama, to dobre miejsce do przemyśleń. Tylko te miejsce może mi dziś pomóc. Nie chcę, ale jednak już po krótkiej chwili moją głowę zalewają różne myśli, które dręczą mnie od ośmiu miesięcy. Jak niechciane zło pojawiają się fala za falą. Chociaż te porównanie wydaje się być beznadziejnym, bo fale są piękne. Niebezpieczne ale piękne. Nawet nie zdążam głębiej zastanowić się nad jedną myślą, bo w jej miejsce nadchodzi kolejna i kolejna. Mam sporo do przetrawienia. Powinnam teraz zamartwiać się sytuacją z Naru, a wciąż jak idiotka myślę o Sasuke. Siedzi mi tak głęboko w głowie, że nie jestem w stanie przestać o nim myśleć ani na chwilę. Ani na pieprzoną jedną chwilę. Zabolała mnie dzisiejsza sprzeczka, bardzo ją przeżyłam. Przecież ten cham i prostak doskonale wiedział o tym, że nie miałam innego wyboru jak przyrzec ojcu to, co chciał usłyszeć. Nie mogłam tak po prostu tego zignorować, nie w jego teraźniejszym stanie. Martwi mnie też Sakura, widzę jak cierpi, a wiem doskonale, że będzie to teraz przede mną ukrywała. Wydaje mi się, że nawet nie chce już rozmawiać na ten temat. W końcu myślała, że jej chłopak nie żyje, może miała cień nadziei na powrót Naru ale teraz wszystko odwróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Nasze życia mocno się pokomplikowały i aż trudno uwierzyć w to, że jesteśmy tak młodzi, a mamy takie beznadziejne problemy. Z tego wszystkiego chce mi się krzyczeć ale opanowuję się i w miejsce krzyku pozwalam emocjom wziąć nad sobą górę. Nawet nie staram się powstrzymywać ani ukrywać łez, które bez opamiętania jedna za drugą toczą się po moich policzkach rozbijając się na chłodnych już nogach. Zapłakana podnoszę wzrok w górę zapatrując się na piękne, czyste niebo. Jestem zakochana w takich wieczorach, bo dzięki przejrzystemu niebu mogę dostrzec gwiazdy które świecą jedna mocniej od drugiej. Cudownemu widokowi towarzyszy również księżyc w kształcie cieniutkiego rogalika. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie było chłodno.
- Tylko nie uciekaj.
Słysząc ten głos serce zatrzepotało mocniej. Od razu całą swoją uwagę przenoszę na nieproszonego gościa mimo tego, że nie mam ochoty tego robić.
- Co tu robisz? – Głos nawet nie brzmi już tak mocno jakbym tego chciała.
- Spaceruję. Duszę się w domu. – Głośno wypuszcza powietrze i niepewnie stawia nogę za nogą coraz bardziej przybliżając się do ławeczki na której właśnie siedzę. Nie spuszczam go z oczu ani na sekundę. Dostrzegam kiedy z nerwów przygryza dolną wargę. – Aaaaa ty, co tu robisz?
- Myślę. – Nie zastanawiam się nad odpowiedzią i delikatnie pozbywam się łez z policzków przecierając je wierzchem dłoni.
- Nad czym? – Zadając te pytanie przykuca naprzeciw i opiera ręce na moich kolanach. – Masz lodowate nogi. – Warczy z tym złowrogim błyskiem w oku.
- Zapomniałam, że jest wieczór i wyszłam jak byłam ubrana w domu. – Tłumaczę choć nie muszę. Ja nic nie muszę. Zapatrując się w jego oczy doznaję lekkiego szoku, kiedy chłopak delikatnie odsuwa się w tył zdejmując z siebie kurtkę. Nie nadążam za jego ruchami, ale po chwili dociera do mnie ten zapach i ciepło na ramionach.
- Teraz tobie będzie zimno.
- Mam bluzę, luz.
Jego uśmiech jest tak pociągający. Karcę się w duchu, że w ogóle o tym pomyślałam.
- Ino słuchaj...
- Jeśli chcesz na mnie naskoczyć to od razu sobie daruj Sasuke. – Przerywam mu bardzo szybko. Dostrzegam jak kręci głową rozbawiony.
- Nie chcę. – Nabiera więcej powietrza, stresuje się? – Przepraszam. Byłem dziś niemiły i w ogóle nie mam prawa mieć do ciebie jakichkolwiek pretensji.
- Ty...mówisz serio? – Słyszę delikatne załamanie swojego głosu na ostatnim słowie i jednocześnie nie mogę się otrząsnąć.
- Trochę mnie poniosło. – Odwraca ode mnie wzrok, a ja za nim podążam. Dostrzegam małego kotka po lewej stronie, to na niego się zapatrzył. – Poczułem zazdrość.
- Co? – Nie mogąc uwierzyć w to co powiedział, wpatruję się teraz w jego twarz. Jest spokojny.
- Powinienem wtedy wybrać ciebie, teraz...jest za późno. – Ze złością odwraca głowę wpatrując się od razu w moje oczy.
- Sprawy zaszły za daleko. – Dodaję za niego.
Czując łzę sunącą po policzku od razu wycieram ją wierzchem dłoni.
- Za dużo nieprzyjemnych słów. – Szepcze jakby do siebie.
Krzywo uśmiechając się robi coś co mnie zabija. Widzę jego twarz coraz bliżej swojej, a po chwili czując ciepłe usta na swoich rozpadam się w środku na milion kawałeczków. Długo zwleka, żeby odsunąć usta od moich.
- Dlaczego to zrobiłeś? – Mrużę oczy i używam podniesionego tonu głosu, żeby wyglądać na wkurzoną.
- Chciałem to zrobić od dwóch miesięcy. – Wzrusza ramionami. – Zwykły buziak, potraktuj to przyjacielsko.
- Nie mogę. – Głośno wzdycham. – Strasznie mi ciebie brakuje. – Wybucham płaczem, bo dłużej nie jestem w stanie go maskować.
- Wiem skarbie. – Słyszę ból w jego głosie.
Chłopak wstaje i od razu siada obok mnie. Nie czeka na nic tylko zgarnia w swoją stronę i mocno przytula. Jego zapach uderza we mnie z całych sił i wiem, że pragnęłam tego od dawna. Tylko tego, żeby przytulił mnie tak jak dawniej.
Perspektywa Sakury:
- Saki, dlaczego mnie tu ściągnęłaś? – Staram się przekrzyczeć muzykę.
- Bo nie mam z kim wyjść? – Przewraca oczami jakby to było oczywiste. – Poza tym Ino ma jakąś trudną gadkę z wujaszkiem, a ciebie chciałam oderwać od rzeczywistości.
- Nie chcesz wracać? Późno już, wypić też wypiłyśmy.
- Sakurcia, jeszcze pół godzinki proszę. – Tylko tyle usłyszałam, reszta przycichła wraz z dudniącą muzyką.
- Idę do toalety. – Krzyczę i podnoszę się z kanapy.
Saki puszcza mi oczko i wraca do gibania się na kanapie w rytm muzyki. Uśmiecham się schodząc dwa schodki w dół. Jestem już na parkiecie i powoli kieruję się przed siebie w stronę toalet. Na Sali bawi się sporo ludzi, co wydaje się być dziwne skoro mamy praktycznie środek tygodnia. Idąc w ciemnościach ze strachem w oczach potykam się o kogoś i momentalnie sunę w przód. Na szczęście opieram się na czyichś plecach, bo inaczej leżałabym jak długa na podłodze. Podnoszę wzrok i od razu głośno krzyczę.
- Przepraszam, potknęłam się.
Zamieram, kiedy mężczyzna odwraca się w moją stronę.
- Jesteś cała? – Jego uśmiech połączony z wyraźną troską jest niesamowity.
- Co tu robisz?
- Przyszedłem z Kibą i Shikamaru. Oderwać się.
- Aha. – Uderza we mnie głupie, dziwne, znajome uczucie. – Idę do toalety.
Oznajmiam krótko. Omijam blondyna i szybko zmierzam tam gdzie chciałam. Przepycham się przez ludzi i czuję szczęście kiedy udaje mi się przedrzeć na korytarz. Skręcam w prawo i od razu otwieram drzwi od pustej toalety. Odkładam torebkę na blat, gdzie opieram również dłonie. Spoglądam w swoje odbicie, moja klatka piersiowa porusza się w zastraszającym tempie.
- Coś ty sobie myślała idiotko.
Pytam odbicia. Chciałam nie czuć zazdrości, a nie mogę przestać zachowywać się jak jego dziewczyna. Jestem hipokrytką ale nie mogę wyrzucić z głowy myśli, że on tu jest. Bawi się sam wśród tylu dziewczyn. Potrząsam głową chcąc wyrzucić z siebie te wszystkie głupie myśli tam krążące. Biorę głęboki oddech z trzy razy zanim uspokajam się na dobre.
- Dlaczego tak uciekłaś?
Wyraźnie słyszę przed sobą, kiedy wychodzę z toalety.
- Wcale nie. Chciało mi się siku. – Wzdycham beznamiętnie.
- Mhm okej. – Uśmiecha się delikatnie.
- O kochana! – Dostrzegam Saki podchodząca w naszym kierunku.
- Spadamy? – Pytam od razu błagalnym głosem.
- Możemy. – Szeroko się uśmiecha. – Mówiłeś, że masz auto, podrzucisz nas?
- To wy się już widzieliście? – Jestem zszokowana.
- Tak, gadałem z nią chwilę przed tym jak tu przyszedłem.
- Mogę was odrzucić. – Spogląda teraz w tył na Saki.
- No to ruszać dupy. – Nie czekając na nic, dziewczyna rusza do przodu i kieruje się w stronę drzwi.
- To nie problem? – Zatrzymuję chłopaka chwytając za jego przedramię. Spogląda na mnie czułym spojrzeniem a mi już robi się ciepło na serduszku.
- Chyba żartujesz.
Naru robi coś co mnie zaskakuje. Delikatnie wyrywa swoją rękę i bez zastanowienia chwyta moją dłoń. Kiedy nasze palce splatają się ze sobą czuję bliżej nieokreślone emocje. Nie wiem czy on też to poczuł ale ciągnie mnie właśnie przez tłum w stronę wyjścia.
- No co się tak wleczecie.
Saki jęczy, kiedy wychodzimy przed klub.
- Dużo ludzi. – Rzuca od niechcenia.
- To gdzie auto? – Saki rozgląda się na boki.
- Tam. – Naru pokazuje na ulicę na przeciwko, po czym zaczyna ciągnąć nas w tym kierunku.
Złapawszy nas obie za ręce ciągnie za sobą, kiedy na ulicy nie ma żadnego auta. Otwiera swoje z pilota i od razu pakuje się do środka. Saki idzie w jego ślady i wchodzi na tył samochodu. Z rozterką okrążam auto i pakuję się do przodu. Kiedy już siedzę i zapinam pasy widzę delikatny uśmiech na twarzy blondyna. Przez niego i moje kąciku ust unoszą się w górę.
- Toooo co robiłyście tu same?
Obserwuję dokładnie jak chłopak włącza się do ruchu.
- Nie chciało siedzieć mi się w domu, więc stwierdziłam, że wyciągnę dziewczyny. Z Ino dupa blada wyszła, bo miała pogadankę w chałupie. Za to z Sakurcią mi się poszczęściło. Sama w domu to i wyszła. – Saki z triumfalnym uśmiechem kończy swój monolog, a ja mam chęć ją zabić.
- Sama? – Naru spogląda na mnie wymownie.
- Tam jest droga. – Wskazuję machnięciem głowy w przód z delikatnym uśmieszkiem. – Rodzice pojechali na delegację. Wrócą jutro po południu.
- O proszę. – Mruczy pod nosem. – Babski wieczór?
- Tak.
- Nie.
Razem z Saki odpowiadamy w tym samym momencie. Spoglądam na nią przerażona, ale ona chyba nic nie czai. Ktoś za dużo wypił.
- Wybacz kicia. Wyszłam pod warunkiem, że wrócę na noc.
Wzdryga ramionami z miną zbitego kotka ze Shreka a ja czuję dziwny niepokój.
- Tooo rozumiem, że mam się właśnie zatrzymać?
- Tak proszę blondynku. – Saki zsuwa się z siedzenia i zza fotela obejmuje w pasie Naru.
- Dziękuję, zawsze można na ciebie liczyć mój ty przystojniaku. – Obdarza go całusem w policzek, kiedy tylko zatrzymujemy się pod jej domem.
- Nie ma za co skarbie ty mój. – Śmieje się.
- Tobie też dziękuję, co ja bym bez ciebie zrobiła? – Przyklejając się do mnie molestuje mój lewy policzek soczystymi buziakami.
- Nie ma za co wariatko. – Przewracam oczami z uśmiechem na ustach.
- Kocham was robaczki moje. Bajjj, do jutra w firmie!
Krzyczy wysiadając z auta. Trzaska drzwiami a ja podskakuję w miejscu, odruchowo chwytając się za klatkę piersiową.
- Boże.
- Ej spokojnie, to tylko Saki.
- Mogłaby być delikatniejsza. – Odpowiadam uspokajając oddech.
- No fakt. – Wzdycha ruszając w przód.
- Zmęczony? – Zagaduję patrząc, kiedy parkuje auto pod moją bramą. Wrzuca na parking, gasi silnik i spogląda na mnie z łobuzerskim uśmieszkiem.
- I tak i nie. Zależy w jakim sensie.
- Mhm. – Odwracając wzrok zapatruję się w punkt przed sobą. – Dzięki za podwózkę.
- Nie ma sprawy. – Jego głos staję się poważniejszy, kiedy chwytam za klamkę.
- Do zobaczenia. – Rzucam krótko. Otwieram drzwi i chcę wysiąść ale powstrzymuje mnie jego dłoń sunąca po moim przedramieniu. Spoglądam na chłopaka. Przeczuwałam, że źle się to skończy.
- Porozmawiamy? Mogę wejść?
- A tu nie możemy? – Stresuję się, bardzo. Widząc jego roześmiane spojrzenie jest jeszcze gorzej.
- Boisz się mnie Haruno?
- Nie.
- To wpuść mnie do środka. Myślę, że w domu będzie nam o wiele wygodniej.
- Chodź. – Prycham i nie czekając na niego wychodzę z auta. Potrzebuję tlenu, natychmiast. Na ziemię sprowadza mnie odgłos zamykanego auta. Ruszam przed siebie, otwieram furtkę i wchodzę na posesję. Czuję za sobą wzrok blondyna. Podchodząc do drzwi słyszę skrzypiącą furtkę. Szukam klucza i już po chwili otwieram zamek. Wpuszczam przodem blondyna, który z ociąganiem wchodzi do środka. Łapię w płuca czystego tlenu i idę w jego ślady. Zamykam dom na klucz, zapalam światło i bez wahania zmierzam na górę.
- Co ty taka szybka? – Zipie prawie na końcu schodów.
Uśmiecham się i staję na samej górze spoglądając na niego.
- Ktoś dawno chyba nie ćwiczył.
- Nie jestem przyzwyczajony do takiego tempa. Jak ty to robisz dziewczyno?
Staje tak blisko, że czuję jego miętowy oddech na twarzy.
- Po prostu chodzę po schodach. Ostatnio w firmie też chodzę pół na pół.
Odwracam się i ruszam przodem do swojego pokoju.
- Pół na pół? – Śmieje się stając tuż za mną, kiedy zapalam światło. Po moich plecach przebiega znajomy dreszczyk.
- Tak. – Urywam krótko i siadam na kanapę nie czekając na jego ruch.
Obserwuję jak przez chwilkę stoi w drzwiach z delikatnym uśmieszkiem. Zamyka je i podchodzi w moim kierunku. Usadawia się obok i przeszywa czułym spojrzeniem. Nie jestem pewna, ale coś dziwnego dostrzegam w tych błękitnych tęczówkach.
- Chcesz mi coś powiedzieć zanim ożenię się z Ino? – Wypala nagle a mnie zatyka.
- A chcesz wiedzieć coś konkretnego?
- Nie, po prostu może jest coś, co siedzi ci w głowie.
- Chcę, żebyś wiedział tylko jedno. – Zastanawiam się przez chwilę czy na pewno powinnam to mówić. – Nie zrezygnowałam z ciebie. Szukałam cię, cały czas wierzyłam, że wrócisz. To nie tak, że odpuściłam ciebie i poleciałam do Sasuke. Nie chciałam tego robić, czekałam tylko na ciebie.
Kończę i widzę błysk w oczach Naru. Może gdyby nie alkohol nie miałabym nic do powiedzenia. Musiałam to zrobić, żeby oczyścić swoje imię, bo blondyn może uważać mnie za najgorszą.
- Cieszę się, że mówisz mi akurat to. – Jego głos brzmi weselej.
- Naprawdę. Dzięki temu będzie mi łatwiej.
- Z czym? – Czuję mocne napięcie.
Zbliża się do mnie coraz bardziej, a ja mocniej odczuwam narastający niepokój. Tracę rozum, kiedy uderza we mnie jego boski zapach. Wiem, że nie ma odwrotu, cholernej ucieczki. Jestem w potrzasku. Niewyobrażalne pragnienie jego dotyku ogarnia moje ciało, kiedy Naru dłonią odgarnia kosmyki niesfornych włosów, które opadają bez życia na mój policzek. Jego ruchy są bezlitośnie powolne, dręczą mnie na każdym kroku. Wzrok chłopaka nieustannie prześladuje moje usta, po czym głęboko wpatruje się w oczy, jakby w ten sposób chciał zdobyć pozwolenie na to, czego pragnął od pewnego czasu. Gdy mężczyzna opuszcza dłoń nieco niżej, muskając palcami moje nagie ramię, czuję gęsią skórkę rozchodzącą się po całym ciele. Wydaję zdławiony jęk, kiedy nie czuję już jego dotyku. Nawet nie jestem w stanie stwierdzić, w którym momencie znalazł się aż tak blisko mnie. Czując przyspieszony oddech tuż przy uchu mój rozum przestaje istnieć. Kiedy jego wargi, lekko jak piórko muskają moją szyję poddaje się chociaż nie powinnam. Jestem cała jego. Ciepło w podbrzuszu narasta coraz bardziej, gdy wargi Naru znajdują się coraz bliżej moich ust. Znudzony tą zabawą podnosi poprzeczkę. Zwinny i silny zgarnia mnie i sadza sobie na kolanach. Czując go tak mocno przy sobie, już wiem, że przegrałam, a kiedy jego usta wreszcie stykają się z moimi, uświadamiam sobie, że zawsze byłam, jestem i będę tylko jego.
~.~
Hej misiaki!
Wybaczcie za obsówkę, naprawdę miałyśmy sporo pracy w warsztacie, ciepło się zrobiło to i aut więcej przybywa 🤣🙈 Jak zwykle mamy nadzieję, że się spodobało. Hope you like it! Patty&Paula.
Rozdział super.
OdpowiedzUsuńAtmosfera robi się coraz bardziej napięta. Nie mogę się już doczekać finału tej historii
Życzę wam dużo weny i cieplutko pozdrawiam
Długi i fajny rozdział.
OdpowiedzUsuńPs: Będzie kontynuacja głównego opowiadania?
Jasne, że będzie. Chcemy najpierw dokończyć short-story, żeby nie mieszać wam w głowach
UsuńHejka dziewczyny
OdpowiedzUsuńRozdział świetny już się nie mogę doczekać kiedy będzie kolejny?
A jak u Was po świętach?
Pozdrawiam bardzo mocno w tą wiosenna zimę ��
Rozdział jest w trakcie pisania, ostatnio działo się sporo i nie było nawet kiedy, żeby przysiąść i stworzyć coś odpowiedniego 😅 Jak zawsze było trzeba wrócić do obowiązków i pracy, trochę tego jest. A jak tam u was kochani? Spokojniej jak u nas? 🥰 Pozdrawiamy cieplutko ❤
UsuńJasne rozumiem ��
UsuńA całkiem spokojnie, dużo nauki na studia ��
Trzymam kciuki abyście miały więcej wolnego hahaha
I życzę duuuuzo energii i więcej słoneczka