środa, 13 stycznia 2021

# 4 Short-Story

  - Więc tak to w skrócie wyglądało. – Dodaję po tacie ziewając. Szczerze mówiąc trochę plecy mi zdrętwiały, bo cały czas muszę przytulać mamę w jednej pozycji od godziny. Nie daje mi się ruszyć. 
- Boże, ty nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jakie my tu katusze przeżywaliśmy. – Mruczy sennie mama.
- Kushino daj mu spokój. Już wiesz, że to nie jego wina, gdyby mógł odezwałby się. 
- A właśnie, nie było mnie tak długo. Czy biuro stoi w tym samym miejscu? – Uśmiecham się.
- Czy ty się jutro tam wybierasz? – Blondyn pyta z dziwnym grymasem na twarzy. 
- Mhm, jeśli mnie nie zwolnią, to zamierzam pracować. – Pauzuję przez chwilę i dostrzegam dziwne spojrzenie ojca, które posłał mamie. – Czy coś się stało? 
- Nie, co ty. – Tata mówi kojącym głosem. – Jak tylko chcesz możesz iść z samego rana. 
Śmieje się drapiąc w tył głowy. Mam to po nim. 
- Syneczku, już późno. Leć spać. – Mama puszcza mnie w końcu i daje buziaka w policzek, a zaraz za nim kolejnego i kolejnego. 
- Oh puść go w końcu. – Irytuje się tata, a ja się śmieję. 
- Daj mi spokój! Będę go całować ile zechcę, to mój syn i mam do tego prawo! – Mówi wzburzonym głosem. 
Oboje wstają i kierują się w stronę schodów.  
- Dobrze, że dom znowu żyje. – Tata mówi to z szerokim uśmiechem, zanim wchodzi na schody. 
Uwielbiam patrzeć na nich, kiedy są naprawdę szczęśliwi. Dzisiaj widać, że serio dałem im trochę szczęścia. Ja natomiast...boję się jutrzejszego dnia jak cholera.

***

Siedzę w aucie, pod biurem i boję się wysiąść. Nawet nie zgasiłem jeszcze silnika, łudzę się, że muzyka trochę mnie zrelaksuje. Dzisiaj to chyba złudne nadzieje. Biorę głęboki wdech, gaszę silnik i wychodzę z auta. Ubrałem się zwyczajnie, tak jak zawsze tu przychodzę. Ciemne spodnie i czarna koszula. Zamykam Audi i z wdechem idę w stronę drzwi. Po drodze mijam eleganckich ludzi, ale gdy już przechodzę przez próg i dostrzegają mnie znajome twarze, od razu zaczynają dyskusje. Staram się o tym nie myśleć i dalej iść przed siebie. Właśnie, gdzie najpierw powinienem pójść? Do siebie? Do Saki czy może Sakury na najwyższe piętro? Wybieram drugą opcję, w sumie jeśli pójdę tam, to parę kroków i jestem u siebie. Wsiadam do windy i od razu wciskam piąte piętro. Stamtąd razem z Saki pojadę na dziesiąte, tam na pewno spotkam Ino, Sasuke i Sakurę, z którą boję się spotkania. Słyszę charakterystyczny dźwięk windy, po czym dostrzegam otwierające się drzwi. Daję duży krok w przód i już stoję na korytarzu. Ze stresu wkładam dłonie w kieszenie u spodni. Ruszam prostym korytarzem, gdzie ponownie mijam ludzi, którzy z zachwytem szepczą za moimi plecami. Skręcam w prawo i tuż przede mną jest hol na który wchodzę. Patrzę w prawą stronę i szeroko się uśmiecham. Za biurkiem siedzi dziewczyna, która jeszcze nie zdaje sobie sprawy z mojej obecności. Podchodzę bliżej i staję praktycznie na przeciw niej.
- Hej Jane, Saki u siebie?  - Moja sekretarka podskakuje w miejscu i zaraz zrywa się na równe nogi. 
- To ty! – Krzyczy szczęśliwa i rzuca mi się na szyję zza biurka. 
- We własnej osobie. – Śmieję się również ją obejmując. – Saki u siebie? Obiecuję, że jeszcze do Ciebie wrócę. 
- T-tak. Kończy projekt. – Mówi z załzawionymi oczami. 
- To pozwól, że teraz pójdę do niej. – Puszczam jej oczko i odsuwam od biurka. 
Mijam dziewczynę i swoje zamknięte, nietknięte biuro po prawej stronie, tuż przy sekretarce. Przechodzę jeszcze trzy stanowiska i podchodzę na lewą stronę. 
- Można? – Pytam szeptem  sekretarki mojej ślicznej przyjaciółki. Dziewczyna tylko lekko przytakuje.
Powoli otwieram drzwi, które zaraz za sobą zamykam. Siedzi skupiona w papierach, ale tylko kiedy słyszy odgłos zamykanych drzwi, od razu się rozprasza. Patrzy na mnie i zaraz mruży oczy. Wstaje, przeciera powieki i w końcu odzywa się drżącym głosem. 
- Śpię do cholery?! – Widzę jak różowo włosa namiętnie szczypie  się w rękę. – Kurwa, nie sen! 
Krzyczy piskliwie, A ja się uśmiecham. Widzę potok łez, które spływają po tych zaróżowionych policzkach. Przysięgam, że czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Saki jednym susem przeskakuje biurko i tak szybko wpada na mnie, że nawet nie orientuję się, kiedy razem z nią ląduję na podłodze. 
- AUĆ! – Syczę z uśmiechem, gdy moje chore ramię odbija się o płytki. Ból mija szybko pod tym szczerym uściskiem. – Udusisz mnie kochana. 
Nie zdążę nawet dokończyć, a ona już obsypuje mnie stosem całusów. 
- Wiedziałam, wiedziałam, wiedziałam! – Krzyczy spoglądając na mnie. – No kurwa wiedziałam, że nie dasz się tak łatwo zabić! 
- Przecież nie zostawiłbym was samych. – Śmieję się głośno. – A już na pewno nie Ciebie. 
- Zostawiłeś lisie pieprzony! Na gówniane osiem miesięcy! Ty wiesz co ja przeżyłam? Musiałam użerać się z debilami, oni nawet porządnej kreski postawić nie potrafią!
Śmieję się jeszcze głośniej, ona najbardziej ubolewa nad tym, że pod swoją opiekę dostała niekompetentnych ludzi. 
- Czy tylko o tym myślałaś? – Udaję urażonego. – A ja to co?
- Bardzo za Tobą tęskniłam. – Odpowiada ciągając noskiem. Jest urocza. 
- Tak bardzo tęskniłaś? A Sasuke, Sakura, Ino? Miałaś jeszcze ich. – Dostrzegam grymas na tej pięknej twarzyczce. 
- Saki? Czy coś się stało? 
Dziewczyna w mgnieniu oka podnosi się ze mnie i pociąga za dłoń. Wstaję bez wahania. 
- Idziemy, teraz. – Ociera łzy i patrzy na mnie tym poważnym wzrokiem. 
- Nie strasz mnie, proszę. – Wzdycham i wychodzę przez drzwi ciągnięty za nią. 
- To nie będzie przyjemne mój przystojniaczku. – Mówi wsiadając do windy i naciskając piętro dziesiąte. 
- I tak już jestem zestresowany. W chuj bałem się dzisiejszego dnia. Oszczędź mnie i powiedz o co chodzi. 
- Nie. Oni sami ci powiedzą. – Stwierdza stanowczo zgrywając się z dzwonkiem windy.
Wzdycham ciężko i nadal ciągnięty, wychodzę z nią na korytarz, który tutaj jest dużo krótszy. Na holu widać jakieś zgromadzenie. 
- Co tu się dzieje? 
- Chodź, nie pytaj. To całe towarzystwo tego piętra. 
Powoli zmierzamy do końca i przeciskamy się w sam środek. Słyszę głos Sasuke, który nie brzmi tak jak zawsze. Saki wyciąga mnie w bardziej przejrzyste miejsce i doznaję lekkiego szoku. Serce zaczyna bić jak szalone. Mam wrażenie, że chce wyrwać się na zewnątrz. Obok naszego przyjaciela stoi moja dziewczyna, którą trzyma za rękę. Niechcący mocniej ściskam dłoń Saki.
- Uspokój się. – Szepcze dziewczyna. 
Obok Sakury stoi Ino z tak dobrze znajomym sztucznym uśmiechem. O co tu kurwa chodzi? Odnajduję wzrokiem Sakurę i spoglądam prosto w te zielone oczy patrzące ślepo przed siebie. Nie wiem jakim cudem, ale nasze spojrzenia w końcu się spotykają. Widzę szok, który właśnie przeżywa. 
- Sakura jest moją narzeczoną. – Czy ja się przesłyszałem? Narzeczona...te słowo odbija się echem w mojej głowie. Czuję jak po policzku spływają mi łzy. Spoglądam na różowo włosą i nie potrafię wyczytać niczego z jej szklistych oczu. Ocieram łzy wierzchem dłoni i z zaciśniętymi zębami, powoli odwracam się w tył. Delikatnie zabieram dłoń z uścisku przyjaciółki i powoli stawiam kroki w przód. 
- Naruto! – Zatrzymuje mnie jej głos. O nie, po co to zrobiłaś. Nie teraz, nie przy wszystkich. Biorę głęboki wdech i powoli odwracam się w stronę Sakury. Widzę jej łzy i nie wiem ile jeszcze wytrzymam. Jako pierwsza odnajduje mnie Ino. Nie zastanawia się ani chwili i przebiega w moją stronę przez rozgadany tłum. Rzuca mi się na szyję i zaczyna mocno łkać. 
- Tak tęskniłam. – Szepcze mi do ucha. Mocno wtulam się w przyjaciółkę i teraz pozwalam ulecieć emocjom. Płaczę razem z nią jak małe dziecko. – Naru, tak Cię potrzebuję. – czuję jej łzy na moim ramieniu.
- Widzę kochanie. – Szepczę i jeszcze mocniej przyciągam ją do siebie. 
- Zabierz mnie stąd. Nie zniosę tego dłużej. – Żali się dalej. 
Oddycham dość ciężko i mocno. Nie byłem przygotowany na taki zwrot akcji. W tym momencie moje serce krzyczy z bólu. Nie tylko z mojego powodu, ale i przez Ino. Mam wrażenie, że zaraz dostanę jakiegoś ataku paniki. Unoszę głowę w górę i ręką przecieram twarz. Od razu pierwszym co widzę jest zapłakana Sakura, która stoi naprzeciw mnie. Jest tak blisko, że dosłownie czuję jej cudny, słodki zapach. Czuję też jak Ino zwalnia nasz uścisk i powoli odsuwa się ode mnie stając obok Saki, która od razu ją przytula. 
- Chodź do mnie. – Wyciągam ręce w kierunku byłej dziewczyny. Bez wahania mocno wtula się we mnie. Już nawet nie czuję cholernego, bolącego ramienia. Oplatam ją jeszcze bardziej i chowam twarz w jej bark. Przysięgam, że teraz z pewnością dziewczyna czuje, jak cały trzęsę się od płaczu. Ja za to trzymam ją mocno, żeby nie upadła na miękkich nogach. 
- Dlaczego? – Szepczę w jej włosy. – Tak strasznie Cię kocham. – Mój głos jest teraz tak słaby. 
- Przestań, proszę przestań. – czuję jak mocniej przyciąga mnie do siebie. – Serce mi pęka. 
Nie chcę, cholernie nie chcę, ale powoli odsuwam ją od siebie. Cały czas jednak patrzę prosto w te cudowne oczy. 
- Naru. – Słyszę Sasuke, który bez wahania zamyka mnie w przyjacielskim uścisku. Mimo, że czuję się zdradzony poddaję się dziś wszystkiemu.
- Później ci wytłumaczę. To nie tak jak myślisz. – Szepcze cicho i odsuwa się ode mnie. 
Spoglądam na całą czwórkę mocno zmęczony. Dziewczyny stoją objęte, jedna przez drugą, a Sasuke praktycznie naprzeciw mnie. 
- Możecie się rozejść. Wracajcie do swoich obowiązków. – Kruczowłosy rozgania towarzystwo, które z nieukrywaną ciekawością rozchodzi się do swoich miejsc pracy. 
Zdenerwowany czochram dłońmi swoje włosy i odwracam się na pięcie. Nie dam rady, przysięgam. 
- Blondynku dobrze się czujesz? – Słyszę zatroskany głos Saki, po czym czuję ciepłą dłoń sunącą po moich plecach. Odwracam się w ich stronę i odpowiadam zdecydowanie. 
- Nie. Prawdę mówiąc czuję się chujowo. Jak gówno. – Zawieszam się na chwilę patrząc na Sakurę.
- Po drugie – spoglądam na Sasuke. – potrzebuję pilnie medyka. Umm – Uspokajam się przez chwilę, bo łzy nie chcą mnie opuścić. – Nie do końca profesjonalnie zajęto się mną po walce. Mam coś...chyba mam coś w lewym ramieniu, barku. Zwał jak zwał. 
Kciukiem wycieram ostatnią łzę. 
- Mogę pożyczyć twoją...- Spoglądam na kruczowłosego. Nie przejdzie mi to przez gardło. – Sakura, pójdziesz ze mną? – Tym razem patrzę na nią. Ona zaś spogląda niepewnie na Sasuke. 
- Idźcie, wygodniej wam będzie u Naruto w biurze. Tam nikt nie powinien przeszkodzić, zadbamy o to. – Wzdycha ciężko. 
Bez wahania wyciągam do niej dłoń, którą z lekkim opóźnieniem chwyta. Ciągnę ją do windy i wciskam guzik. Dobrą chwilkę czekamy na korytarzu. 
- Co jest z tą pierdoloną windą! – Irytuję się i krzyczę sfrustrowany.
Czuję jej ciepły dotyk na prawym ramieniu. 
- Uspokój się. Z-zaraz przyjedzie. – Spoglądam na nią i naprawdę w jej wzroku nie dostrzegam niczego. – Wchodzisz? – Pyta. 
Powoli Ciągnę ją za sobą.  Drzwi zamykają się, a ja od razu wciskam odpowiedni guzik. 
- Co tu się odjebało? – Pytam sfrustrowany. 
- Tutaj? Gdzie byłeś przez osiem miesięcy! – Krzyczy. 
- Kochasz go? – Muszę to usłyszeć. 
- Gdzie byłeś idioto?! – Ponawia pytanie z łzami w oczach. 
- Nie płacz, tylko nie płacz. Nie zniosę tego. – Ostrzegam, gdy w tym samym czasie otwierają się drzwi windy. Wychodzimy i ciągnę dziewczynę za sobą przez korytarz. 
Nie patrzę na podejrzliwe spojrzenia, nie interesuje mnie to. Kiedy otwieram drzwi od swojego biura i wciągam do niego Sakurę, nawet spojrzenie Jane nie robi na mnie wrażenia. Zamykam drzwi na klucz i ściągam rolety w dół. Nie lubię ciekawskich spojrzeń. Przyjaciele stwierdzili, że się wszystkim zajmą, to niech się zajmują. Nie czekam na rozkazy, zdejmuję koszulę i siadam na kanapę. W końcu mogłem usiąść po tylu wrażeniach. 
- Gdzie byłeś, co się z Tobą działo? – Sakura pyta siadając obok mnie. W międzyczasie rozwiązuje bandaż na ramieniu. 
- Wyznaczyli nagrodę za moją głowę. Przed wioską zostałem zaatakowany, pochrzaniłem coś w technice. – Prycham, cały ja. – Podobno nieźle narozrabiałem i ledwo przeżyłem. Znalazła mnie dziewczyna, młoda. – Kątem oka widzę lekki grymas na twarzy zielonookiej. – Później okazało się, że to He Soon, miała dla mnie zwój. Nie wiedziała kim jestem, ale przez moje obrażenia stwierdzili, że trzeba mnie odpowiednio wyleczyć. – Krzywię się, kiedy Sakura dotyka rany. – Podobno miałem straszne poparzenia i żebym aż tak nie cierpiał przenieśli mnie za tak zwaną zasłonę. Wyleczyłem się, owszem, ale leżałem tam tylko osiem dni. 
- Co? I nie dałeś znaku życia? – Pyta wkurzona. 
- Auć! – W emocjach chyba próbuje mnie skrzywdzić. 
- Przepraszam, za dużo chakry. 
- Sakura w tym rzecz. Na misji spędziłem osiem dni, A tutaj minęło osiem miesięcy. W wiosce błota za zasłoną, czas płynie znacznie wolniej. – Wzdycham ciężko. 
- Jak to możliwe. – Kręci głową z niedowierzaniem. 
- Nie wiem. Jak się obudziłem i dowiedziałem o tym wszystkim, byłem zły, bardzo. – Myślę przez chwilę. – Straciłem osiem miesięcy, przez które, jak widzę dużo się wydarzyło. 
- Skończyłam. – Wzdycha i widzę jak próbuje się podnieść. Nie pozwalam jej i chwytam za delikatny nadgarstek. Zmuszam  ją tym samym, żeby na mnie patrzyła. 
- Co tu się wydarzyło. Dlaczego jesteś z Sasuke? Tak szybko o mnie zapomniałaś? 
Widzę zmieszanie na jej twarzy. 
- Kochasz go? – Muszę znać prawdę. 
- Nie idioto! Tylko Ciebie kocham! – Kiedy wypowiada te słowa, po policzku spływają jej gorzkie łzy.
- To dlaczego do chuja z nim jesteś? – Pytam zirytowany. Przysuwam się i nie czekając na pozwolenie mocno przytulam. 
- To skomplikowane. – Szepcze w mój tors. 
- Wyjdziesz za niego? – Spoglądam na nią od góry. – Sakura, po prostu to powiedz. – Wzdycham ciężko. – Mam u Ciebie jeszcze jakiekolwiek szanse? 
Zielonooka podnosi się niemal natychmiast. Patrzy na mnie zbolałym wzrokiem. 
- Kocham Cię ponad wszystko. – Szepcze zapłakana chowając twarz w mój bark. – Nie wiem co mam robić Naru. Myślałam, że nie żyjesz. Każdy to powtarzał. Ojciec zagroził, że nie da żyć mi normalnie jeśli nie wyjdę za Sasuke. Jego tata stwierdził, że go wydziedziczy i wyrzuci z domu jeśli się ze mną nie ożeni. Żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku, a ja czuję się jak w średniowieczu. Na kogo teraz wyjdzie mój ojciec jeśli zerwę zaręczyny? Na kogo ja wyjdę Naruto? 
- Skarbie, gdybym tylko wiedział, co wydarzy się, kiedy mnie nie będzie...nigdzie bym się nie ruszył. 
- To w niczym by nie pomogło. – Wzdycha głośno i podnosi głowę. Tak przeszywa mnie wzrokiem, że aż dziwnie wierci mnie w środku. – Naru, właśnie to, że myślałam, że nie żyjesz ułatwiło mi tą decyzję. Gdybyś tu był, to byłoby trudniejsze, ale zdałam sobie sprawę z tego, że skutek byłby ten sam. Może opóźniony w czasie, ale zaręczyłabym się z Sasuke. 
- O czym ty mówisz? – Marszczę czoło. Serce nigdy wcześniej nie bolało tak jak boli w tym momencie. Nie wiem czy się po tym pozbieram. – Tyle by było z naszego cieszenia się teraźniejszością co Sakura? Od początku wiedziałaś, że tak zrobisz? 
- Nie, co ty mówisz. – Patrzy na mnie przerażona. Widzę, że oczy znowu zrobiły się bardziej szkliste. 
- Wiedziałaś już w tym momencie, kiedy Saki opieprzyła nas na drodze prawda? Już wtedy wiedziałaś, że jeśli ojciec będzie kazał to tak zrobisz. – Uśmiecham się delikatnie. Dziewczyna kręci głową zaprzeczając. 
- Nie kłam. Proszę, chociaż raz bądź szczera ze sobą i przede mną. – Wycieram ręką łzy, których nie dałem rady zatrzymać. 
- Naprawdę Cię kocham. – Szepcze.
- Wiem. – Wzdycham ciężko. – O tym zapewniać mnie nie musisz. 
- Nie okłamałam Cię. Chciałam z Tobą być i gdyby nie ta cała sytuacja, to nadal bym była Naru. 
- Może przez jakiś czas. Sama stwierdziłaś, że prędzej czy później to wszystko – Wskazuję palcem na siebie i na nią. – musiałoby się skończyć. Przestańmy pieprzyć, od początku nie byłaś moja i nigdy nie będziesz. – Stwierdzam pewny swoich słów. – Jesteśmy głupi wiesz? Wiedzieliśmy o wszystkim, a i tak się w tobie zakochałem. 
- Nie tylko ty się zakochałeś. – Dodaje cicho. 
- Wiem, tyle, że to był ogromny błąd. – Kwituję krótko i powoli zakładam koszulę. 
- Nie mów tak. – Zdenerwowana obserwuje  każdy mój ruch.
- Dlaczego? – Nie dostaję od niej żadnej odpowiedzi. – Teraz cała nasza czwórka będzie miała przejebane. Ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo muszę się starać żeby Cię nie pocałować? Dla mnie jeszcze tydzień temu byłaś moją dziewczyną. Teraz, nie mam nawet prawa dotknąć Cię w dwuznaczny sposób. 
- Nie bądź niesprawiedliwy, nie tylko tobie jest ciężko. Poza tym są jeszcze inne kwestie, które i tak nie pozwolą być nam razem. – Mówi szybko na swoją obronę. Teraz mocno mnie zaciekawiła. 
- O czym ty mówisz? Jakie inne kwestie? – Podnoszę się z kanapy zapinając dwa ostatnie guziki. Dziewczyna również wstaje i teraz jest naprawdę bardzo blisko mnie. Jej zapach zwala mnie z nóg, nie mogę skupić się na niczym innym. 
- Sam dowiesz się w swoim czasie. Nie ja powinnam ci o tym mówić. – Wzrok Sakury wodzi po moich ustach, a zaraz później patrzy mi prosto w oczy. Chyba nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że robi to na przemian cały czas. 
- A kto powinien? – Mówię cicho, delikatnie zwilżając swoją dolną wargę. 
Jestem tak zapatrzony, że nie zdaję sobie sprawy, kiedy robię krok w jej kierunku. Dziewczyna nie cofa się, nawet nie drgnie. Jestem tak blisko, że słyszę jej przyspieszony oddech. Tak cholernie chcę ją pocałować, że ta cała sytuacja, nasze nastroje, parę za dużo wypowiedzianych słów, raczej mnie nie powstrzymają. Delikatnie kładę dłonie na jej biodra, a zaraz później zataczam kółka na plecach. Widząc, że nie protestuje zgarniam ją jeszcze bliżej i wsuwam dłonie pod krótszą bluzeczkę. Czuję drgnięcie, kiedy moje palce dotykają nagiej skóry Sakury. Powoli nachylam się i obserwuję reakcję. Nie widzę protestu ani w oczach ani w ruchach różowo włosej. Dziewczyna tak samo jak ja, zbliża się w moim kierunku. Delikatnie układa dłonie na odkrytym torsie i od razu przebiega mnie znajomy dreszczyk ekscytacji. 
- Mogę? – Szepczę prawie w jej usta. 
Milczenie to również odpowiedź. Nie staram się być delikatny. Mocno zaczynam nasz pocałunek, a kiedy tylko czuję jej usta na swoich pogłębiam go i koniuszkiem języka dotykam górnej wargi zielonookiej. Praktycznie niezauważalnie rozchyla usta, a ja wykorzystuję to intuicyjnie. Wdzieram się do środka i od razu czuję jej język przy swoim. Z ledwo zauważalnym uśmieszkiem przygryzam dolną wargę Sakury, ściskając przy tym jej jędrne pośladki. Przymierzam się do tego, żeby podnieść ją w górę, ale w tym samym momencie w biurze rozlega się pierdolone pukanie. Spłoszona odsuwa od siebie nasze usta i lekko dysząc patrzy prosto w oczy. Chyba oboje nie wiemy, co mamy teraz powiedzieć. Ten pocałunek tylko utwierdził nas w przekonaniu, że nadal obojgu zależy tak samo. 
- Otworzysz? – Słyszę cichy głos przy sobie. Wiem, że tego nie chce, najchętniej zostałaby ze mną sam na sam. 
- Chyba nie mam wyjścia. – Wzdycham ciężko. 
Składam pocałunek na ciepłych wargach dziewczyny i od razu zmierzam w kierunku drzwi. Delikatnie odsuwam roletę w dół i widząc Saki, od razu otwieram drzwi. Po kolei za nią wchodzą Ino i Sasuke. Zamykam za nimi i opieram się o drzwi patrząc na każdego z osobna. Sakura trochę blada, ukradkiem spogląda na Kruczowłosego.
- To nie tak, że wykorzystałem okazję, kiedy Cię nie było. – Sasuke tłumaczy poważnym tonem głosu patrząc na mnie, a zaraz później na smutną Ino.
- Wiem. – Nawet nie orientuję się, kiedy to mówię. 
- Nałożyło się wiele spraw, które... – Przerywa zdając sobie sprawę z tego, co właśnie powiedziałem. Spogląda raz na mnie, raz na Sakurę. – Czekaj, powiedziałaś mu?
Widzi, jak dziewczyna delikatnie kiwa głową w geście zgody. 
- O wszystkim? – Pyta spanikowana Ino. 
- Jak to o wszystkim? – Dopytuję zaintrygowany. 
- Bo...Było tak, że...Zaczęło się... – Blondynka przerywa, kiedy tylko ktoś puka do drzwi, które zaraz otwieram. Dostrzegam przed sobą uradowaną Jane. 
- O co chodzi kochana? – Uśmiecham się zupełnie sztucznie. 
- Pan Yamanaka czeka na ciebie w korytarzu. – Zawiadamia.
- O kurwa.  – Słyszę z tylu cichy głos Ino. Od razu odwracam się w jej stronę. Nie ma ciekawej miny. 
- Poproś go do mnie. – Uśmiecham się delikatnie. 
Dziewczyna kiwa głową i znika za drzwiami. 
- Ktoś chce mi coś powiedzieć? – Pytam unosząc w górę prawą brew. 
- Porozmawiamy później. – Sakura odpowiada ciężko wzdychając i patrząc ukradkiem na Ino. 
- Naruto! – Słyszę głos ojca blondynki, a dopiero później czuję jego ciepły uścisk. 
- Wujku. – Mówię ciszej klepiąc go po plecach. 
- Dzięki Bogu wróciłeś do nas cały i zdrowy. – Kończy odsuwając mnie od siebie I trzymając za barki. 
- No można tak powiedzieć. – Śmieję się. 
- Kiedy Minato mi powiedział, musiałem Cię zobaczyć, żeby samemu uwierzyć na własne oczy. 
- No to jestem. – Wzdycham .
- Dzieci – Spogląda na resztę. – zostawcie nas na chwilę. Muszę porozmawiać z Naruto. 
- Dobrze, już idziemy. – Przemawia jako jedyny kruczowłosy. 
- Córeczko – patrzy na blondynkę.- zostań na korytarzu i poczekaj. – Mówi ciepło. 
- Okej tato. – Uśmiecha się nieznacznie, kiedy mija nas w progu.
- Usiądź wujku. – Wskazuję kanapę, kiedy każdy wychodzi z biura. Mężczyzna bez wahania korzysta z okazji i od razu siada. 
- Czy coś się stało? Pewnie chodzi o pracę, czy moje miejsce jest zajęte? – Pytam zatrzymując się  obok Yamanki. 
- Nie nie. Nie chodzi o pracę, oczywiście twoje stanowisko jest nadal twoje. – śmieje się. – Nikt go nie zajął i nie zajmie. Chodzi mi bardziej...Mam do ciebie sprawę synu. 
- Mów śmiało wujku. – Uśmiecham się delikatnie. Mam dość dzisiejszego dnia, a ta wizyta nie wydaje się być lepsza. Ma tak grobową minę, że aż strach się bać. 
- Mam raka. – Stwierdza zwięźle, a mnie zatyka. Robi mi się na prawdę przykro. 
- O-od kiedy? Boże...wujku czy ty się leczysz? – Pytam stojąc przed nim, ale szczerze mówiąc nogi mi trochę zmiękły. 
- Tak, nie martw się tym. Ja po prostu...po prostu chcę, żebyś mi coś obiecał. – Wzdycha patrząc na mnie zmęczonym wzrokiem. 
- O co chodzi? 
- Naru, tylko tobie ufam i tylko tobie mogę powierzyć coś najcenniejszego na całym świecie. Przysięgasz, że spełnisz moją wolę? – Spoglądam na niego osłupiały. Jak mogę obiecać coś, czego jeszcze nie słyszałem? 
- Wujku, ale jaką? 
- Najpierw przysięgnij. – Powtarza stanowczo. 
- Muszę wiedzieć na co się godzę. – Mówię twardo. 
- Proszę, obiecaj. To jest naprawdę bardzo ważne. Nie wiem ile czasu mi jeszcze zostało. Mogę nie wyzdrowieć. – Patrzy na mnie łamiącym wzrokiem. Nie wiem, czy będę tego żałował, czy nie, ale dla świętego spokoju na dzisiejszy dzień zgodzę się na wszystko. 
- Obiecuję. Teraz powiedz mi o co chodzi. – Wzdycham ciężko. 
- Ino, ożeń się z nią. – Z wrażenia przysiadam na kanapę. Mój puls chyba przerósł już skalę. 
Patrzę prosto przed siebie w jeden punkt i nie mogę uwierzyć we własną głupotę. 
- Wujku – zbieram się na odwagę. – podpuściłeś mnie. Przecież Ino jest dla mnie jak siostra. – Robię chwilową pauzę. – Żartujesz prawda? – Patrzę na niego, ale nie widzę uśmiechu, jest śmiertelnie poważny. – To pułapka, wiesz ile znaczą dla mnie obietnice, a w twojej sytuacji...
- Naruto, Czy moja córka nie jest atrakcyjną kobietą? 
- Oczywiście, że jest bardzo atrakcyjna. – Odpowiadam od razu. 
- To w czym problem? Wiem, że z Tobą nic złego jej się nie stanie. Zakochasz się w niej, z każdym dniem będzie lepiej. Przestaniesz w końcu patrzeć na nią jak na siostrę. 
Nie wierzę, naprawdę nie wierzę. Myślałem, że ten dzień nie może skończyć się aż tak źle. To bagno, z którego nie ma wyjścia. Duszę się, dosłownie czuję pętlę na szyi. Mam odmówić umierającemu człowiekowi? Kurwa, przecież już przysięgłem. 
- Kocham kogoś innego. – Wypalam bez zastanowienia. Widzę te lodowate i pełne bólu spojrzenie. 
- Naru, proszę, zrób o co proszę, obiecałeś. To dla mnie naprawdę bardzo ważne. Jesteś młody, zakochałeś się pewnie nie raz. Może to tylko zwykłe zauroczenie. 
- Podpuściłeś mnie, to była zwykła pułapka. – Stwierdzam wrednie. 
- Tak, przyznaję. – Chowa twarz w ręce – Sam w siebie nie wierzę, w ogóle... – Robi chwilową pauzę i patrzy prosto w oczy. – ja już sam siebie nie poznaję. To chyba nazywa się tupetem zdesperowanego człowieka. – Blond włosy zapatruje się naprzeciw siebie. Wygląda tak źle. Z silnego, prężnego człowieka z zasadami stał się słaby, smutny, w tej sytuacji bez godności. Po prostu nie widać w nim życia. Nie przyznaje się do tego, ale nie wierzy w to, że wyjdzie z tego cały i zdrowy. Co jeśli naprawdę umrze? Ino i ciotka zostaną same, bez nikogo, bez żadnego faceta, który będzie głową rodziny. Ta perspektywa jest przerażająca. Nie wierzę, że o tym myślę, ale wiem dlaczego wuj tak zrobił. Powiem więcej, nawet zaczynam go rozumieć i to przeraża mnie najbardziej. Czy o tym mówiła Sakura? Czy to był kolejny powód, przez który nie możemy być razem? 
- Wiem, zachowałem się podle, nie dałem ci wyboru, ale jestem zdesperowany. Nie chcę, żeby żona i ukochana córka, nie daj Boże znalazły się na bruku. Bez żadnej perspektywy. Wiem, że Ino to zaradna i zdolna dziewczyna, ale każdy może załamać się po śmierci rodzica. Wiem, że byłbyś dobrym mężem. Okropnie zrobiłem stawiając cię przed faktem dokonanym , dlatego mam pytanie. Czy ożenisz się z moją córką? – Patrzy wyczekując odpowiedzi. 
Moje serce tak mocno bije, że mam wrażenie, że to stan przedzawałowy. Jestem tak cholernie głupi, moje życie to jedno, wielkie piekło. Z deszczyku pod ulewę. Tak się właśnie teraz czuję. Bardzo, ale to bardzo źle. Za drzwiami czeka przyjaciółka, która też nie ma łatwo. Zapewne ojciec prześwięcił też Ino, nie wierzę, że nie. Co ja mam teraz zrobić? Jestem człowiekiem honoru, obiecałem, a poza tym...Czy jestem w stanie odmówić umierającemu wujkowi? Czy jeśli odmówię i będę żył z tą wielką odpowiedzialnością, Sakura do mnie wróci? Nawet jeśli wróci, to czy będę potrafił żyć z tym, że nie spełniłem ostatniej woli bliskiego dla mnie człowieka? Ale czy jest szansa, że ona do mnie wróci? Przecież sama powiedziała, że to niemożliwe. Że od początku było wiadome, że pójdzie za głosem ojca, a nie swoim. 
- Co na to Ino? – Pytam pewny, że ona też o tym wie. 
- Obiecała mi już wcześniej. – Wzdycha ciężko. – Przed twoją misją już o wszystkim wiedziała. 
Patrzę tępo w jeden punkt przed siebie i naprawdę nie mogę uwierzyć w to, co właśnie dzieje się z moim życiem. 
- Dobrze. – Odchrząkuję. – Ożenię się z Ino. – Z tym momentem przekreśliłem swoje życie. 
Co ja mówię, życie moje, Ino, Sakury czy Sasuke. Nie będziemy szczęśliwi. Wiem to, po prostu tak czuję. Nasze życie będzie jednym, wielkim piekłem, pełnym pokus i niespełnionych obietnic. 
- Wejdź córeczko. – Na ziemię sprowadza mnie uradowany głos wuja. 
- O co chodzi tato? – Przewraca oczami, kiedy zamyka za sobą drzwi. 
- Zostawię was samych, porozmawiajcie sobie. Ja i tak muszę już iść, leki czekają. - Mężczyzna podnosi się z kanapy, patrząc na mnie wdzięcznie, po czym wyciąga w moją stronę delikatnie drżącą dłoń. Z głębokim westchnięciem rozpaczy chwytam ją i tym samym przypieczętowuję pakt. Dla niektórych to zwykłe pożegnanie, nic nie znaczący uścisk dłoni, ale dla mnie to koniec moich marzeń. 
- Do zobaczenia w domu. – Słyszę, kiedy wujek mija niebieskooką dziewczynę. Zamyka za sobą drzwi, a ja dopiero teraz mogę odetchnąć.
 Ze zdenerwowania czochram swoje włosy i opieram się o oparcie kanapy. Dostrzegając po jakimś czasie, że Ino dalej stoi w pozycji, w której zostawił ją ojciec, dokładnie się przyglądam. Dziewczyna stoi z opuszczoną w dół głową. Podążam za jej wzrokiem i widzę jak nerwowo bawi się swoimi palcami. Po cichu wstaję z kanapy i powolutku stawiając stopę za stopą podchodzę w jej kierunku. Zatrzymuję się naprawdę bardzo blisko niej, bo z tej odległości bez problemu wyczuwam jej delikatne perfumy. Podnosi wzrok, ale tylko na ułamek sekundy. 
- Hej, co z Tobą? – Pytam czule w tym samym czasie podnosząc jej podbródek w górę. 
Ten wzrok jest tak przepełniony bólem, że z powrotem robię się zły, tak cholernie zły. 
- Jest mi głupio Naru. Nawet nie mogę spojrzeć ci w oczy. – Mówi cicho, delikatnie się jąkając. 
- To nie twoja wina. – Kręcę głową. 
- Powiedział ci o wszystkim prawda? 
- Tak. – Wzdycham i chwytam za biodra blondynki. Przysuwam się w jej kierunku i mocno obejmuję. 
- Przepraszam kochanie, będziesz musiała męczyć się ze mną nasze całe pieprzone życie. – Szepczę w te śliczne, miękkie włosy. Słyszę tylko zdławiony jęk. 
- Obiecałeś mu? – Słyszę, że zaczyna płakać. 
- Przepraszam, nie miałem wyjścia. – Tłumaczę. – Podpuścił mnie, obiecałem coś, o czym nie miałem pojęcia... No i jeszcze ten rak. – Jęczę żałośnie. 
- Naru, ja pierwsza obiecałam. – Przyznaje szczerze. 
- Wiedziałaś na co się piszesz? – Czuję delikatne skinięcie głową. 
- Przepraszam, spieprzyłam ci życie. – Coraz bardziej zaczyna płakać, a ja przyciągam ją jeszcze bliżej. 
- TO NIE JEST NASZA WINA. – Cedzę przez zęby. – Ani twoja, ani moja. Wasi rodzice powinni się wstydzić. – Prycham. – Tobie nie dadzą wyjść za człowieka, którego kochasz, a on Ciebie i mi z Sakurą tak samo. 
- Co my teraz zrobimy? 
- Jak to co? Hajtniemy się kochanie. – Śmieję się przez łzy, żeby chociaż na chwilę rozluźnić atmosferę.
 
***

-No i tak to było, nie kłamię. – Śmieję się na koniec. 
- Ładna chociaż była? – Pyta blondynka.
Idziemy właśnie ulicą. Postanowiliśmy, że zaparkuję auto i odprowadzę ją spacerkiem do domu. 
- Bardzo ładna. Naprawdę, gdybym był wtedy singlem to pewnie bym ją podrywał. 
Ino śmieje się bardzo głośno. 
- Tylko nie wspominaj o tym szczególe Tsunade-sama, bo zje Cię wzrokiem. 
- Wiem kochanie. Wydaje mi się , że aż tak głupi nie jestem. – Prycham.
- Naru? 
- Mhm? – Spoglądam na nią.
- Dziękuję za lody, rozmowę i spacer. Dobrze mi to zrobiło. – Zatrzymuje mnie ręką, staje na palce i składa delikatnego całusa na moim policzku. Mimowolnie na usta wkrada mi się szeroki uśmiech. 
- Myślę, że nam obojgu zrobiło to dobrze. Aczkolwiek chciałem Cię wyrwać z tej firmy. Sama musiałaś przeżyć te piekło. – Delikatnie zaciskam zęby. 
- Nie taka sama. – Uśmiecha się pod noskiem. – Saki mi pomogła. Gdyby nie ona...szczerze nie wiem jakbym skończyła. To tak bolało, najpierw ty, później Sasuke. – Kręci głową, jakby chciała wyrzucić te słowa z pamięci.
- Właśnie...Wiem, że to wrażliwy temat. – Wzdycham. – Z góry przepraszam...Jak skończył się wasz związek? Co z Sakurą, rozmawiacie normalnie? 
Słyszę jak Ino nabiera parę głębszych wdechów i kiedy tylko zaczyna mówić wbija wzrok naprzeciw siebie z beznamiętnym wyrazem twarzy. 
- Z Sakurą rozmawiam normalnie. Nie mogłabym jej tego zrobić. To ja pierwsza wbiłam szpilę Naru. To ja przysięgłam ojcu, że wyjdę za jej chłopaka. Tak nie postępują przyjaciółki. Na początku nie byłam w stanie spojrzeć jej w oczy, unikałam jej jak tylko mogłam. Pamiętam jak przyszła do mnie do domu i powiedziała, że ma tego dość. Zaczęła krzyczeć i płakać, że jesteśmy dla siebie jak siostry, a stajemy się zupełnie obce. Przycisnęła mnie i o wszystkim powiedziałam. Zamiast nawrzeszczeć, zwyzywać i wyjść, przytulała i płakała ze mną całą noc. Między nami jest bardzo dobrze, tak jak było wcześniej. Aaaa z Sasuke...cieszyliśmy się sobą jeszcze jakieś dwa miesiące góra. Ojciec postawił mu w końcu ultimatum. Przyszedł do mnie, spędziliśmy ze sobą czas jakby nigdy nic i na koniec odważył się powiedzieć o tej całej sytuacji. – Dziewczyna mocno wzdycha i przerywa na chwilę. Próbuje się uspokoić, widzę jak walczy ze sobą, żeby się nie rozpłakać. – Uhmm, stwierdziliśmy oboje, że to nie ma sensu. Wiesz, kocham go nad życie, ale Sasuke to jeszcze szczeniak. Wydaje mi się, że dla niego w tym momencie ważniejsze od miłości są pieniądze. Boi się, że jeśli straci majątek, to się z tego nie podniesie. A ja? Obiecałam ojcu, że wyjdę za mąż za debila. – Śmieje się delikatnie, a ja zaraz razem z nią. Splatam ze sobą nasze dłonie i unoszę w górę. Całuję wierzch jej dłoni. 
- Głupia jesteś. – Prycham i spoglądam przed siebie. 
Z moich ust uśmiech znika tak szybko jak tylko się pojawił. Kiedy tylko moje spojrzenie krzyżuje się ze spojrzeniem różowo włosej od razu zamieram w bezruchu. Dostrzegam ich splecione dłonie i błyszczący pierścionek zaręczynowy i od razu zalewa mnie krew. Nie tak to wszystko sobie wyobrażałem. No kurwa nie tak...

~.~

Hej misiaki! Kolejny rozdział za nami, trochę długo, ale choroba nas złapała i jakoś nie było chęci dokończyć. Co brałyśmy się do pisania to głowa zaczynała boleć. Jak zawsze jesteśmy ciekawe waszych opinii. Buziaczki, trzymajcie się. Hope you like it! Patty&Paula

4 komentarze:

  1. O boże
    Chyba jestem tak samo zła jak Naru za tą całą sytuację. Mam nadzieję że uda się im to wszystko poukładać
    Notka super już się nie mogę doczekać dalszych części
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka
    Kiedy będzie kolejny rozdział?
    Bo już się nie mogę doczekać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli nam się uda to rozdział pojawi się w Poniedziałek. Ostatnio było trochę więcej pracy 🥺

      Usuń
    2. Oooo no to już się nie mogę doczekać
      I w zupełności rozumiem, że robota nie ma litości i nie ma czasu wtedy na inne rzeczy

      Usuń