środa, 11 kwietnia 2018

#4 Short-Story


- Puść mnie! - Rozkazuje wyrywając się, skutecznie. Nie puszczam jej jednak i jeszcze bardziej napieram na nią swoim ciałem. Plecy różowo włosej mocniej stykają się z drzwiami. Spoglądam w jej oczy i widzę, że chyba naprawdę chce, żebym przestał.
- Jutro już się mnie pozbędziesz. - Uśmiecham się smutno. - Przepraszam, że cię pocałowałem.
- Oszalałeś? Nie chcę, żebyś mnie całował to fakt, ale nigdy nie pomyślałam o tym, żeby się ciebie pozbyć. - Lekko opieram swoją głowę na jej prawym ramieniu. Jest dosłownie na wyciągnięcie ręki, a jednocześnie strasznie daleko.
- Wiesz co? - Zagaduję z uśmiechem, ale nie podnoszę głowy. - Dam ci jeszcze jednego buziaka, sama zdecydujesz, co z tym zrobisz.
- Nawet się nie waż. - Ostrzega.
- Chcę się z tobą pożegnać, nie wiem, co może się stać. - Podnoszę głowę i spoglądam na nią z góry. Na moich ustach widnieje uśmiech.
- Nie chcę, żebyś żegnał się ze mną w ten sposób. - Szepcze, kiedy dostrzega, że jestem coraz bliżej niej. - Co ja mówię. Masz wrócić, nie chcę żadnego żegnania. - Gdy moje usta znajdują się tuż przy jej, dziewczyna odwraca głowę z mocnym westchnięciem. Z zadziornym uśmieszkiem odwracam jej twarz chwytając za podbródek.
- Przestań. - Szepcze z widocznie przyspieszonym tętnem. Nie zwracam uwagi na jej prośby, czy groźby. W tej chwili dla mnie liczy się tylko to, żeby znów zatopić się w jej słodkich ustach. Dzisiaj jestem samolubny. Nawet zbytnio nie obchodzi mnie, że później będzie musiała ukrywać to przed Sasuke. Teraz jestem idiotą, który nie przejmuje się konsekwencjami, chociaż powinien. Zaczynam powoli obserwując jej reakcję. Składam całusa na rozgrzanym policzku różowo włosej. Zaraz po tym, lekko jak piórko muskam wargami kącik jej ust. W tej chwili zauważam, że klatka piersiowa Sakury porusza się nienaturalnie szybko. Nie jestem w stanie stwierdzić, dlaczego tak się dzieje. Na koniec, boleśnie powoli składam całusa na jej delikatnych ustach. Obdarowuję ją subtelnymi pocałunkami, i kiedy chcę przerwać tą mękę, bo czuję jakbym całował się z powietrzem, dziewczyna zaczyna oddawać moje pieszczoty. Uśmiecham się i pogłębiam nasz pocałunek. Biorę jej dłonie i układam na moim karku. Sam delikatnie umieszczam swoje na talii dziewczyny. Sakura już po chwili wplata palce w moje jeszcze wilgotne włosy i zaczyna się nimi bawić. Nie wiem dlaczego, ale nasz pocałunek zaczyna stawać się coraz bardziej szalony, może nawet dziki. Przesuwam dłonie wzdłuż talii Sakury i bez jakiegokolwiek namysłu chwytam za pośladki. Słyszę ciche jęknięcie, które niechcący wyrwało się dziewczynie. Z uśmiechem, stanowczym ruchem unoszę ją w górę przez co dziewczyna zaplata nogi ponad moimi biodrami. Niespodziewanie mocniej dociskam ją do drzwi i teraz to mi wyrywa się ciche jęknięcie, kiedy tylko zielonooka lekko osuwa się w dół ocierając się o mnie. Sakura mocniej wtula się w moje ciało, co bardzo mi się podoba. Każdy kolejny pocałunek staje się coraz bardziej namiętny. Chcę dobrze zapamiętać tę chwilę, to pożegnanie na czas długiej rozłąki. Dla mnie to najlepszy prezent, który mogła mi dzisiaj zafundować.
- Naruto, stój... - Szepcze cicho odrywając się od moich ust. Opiera swoje czoło o moje głośno dysząc.
- Ja..nie mogę. - Dodaje po chwili. Głośno przełykam ślinę i ciężko dyszę. Nasze klatki piersiowe unoszą się i opadają naprawdę szybko.
- Wiem. - Krzywo uśmiecham się pod nosem.
Powoli i z delikatnością opuszczam Sakurę w dół. Nie odsuwam się od niej, dalej napieram na nią ciałem tak, że styka się z drzwiami. Jedyne, co robię to patrzę w jej zagubione zielone tęczówki.
- Przepraszam, że to zrobiłem. - Mówię dosyć cicho.
- A ja za to, że wtedy dałam ci nadzieję. - Przyznaje w końcu. Wie, że kiedy po raz pierwszy mnie pocałowała, nie było już odwrotu.
- Sakura. - Wzdycham ciężko. - Sądzę, że ta rozłąka wszystkim nam wyjdzie na dobre. - Przyznaję szczerze. Jedyne, co dostaję w zamian to niezrozumiałe spojrzenie.
- Będziesz sam. - Powtarza po raz setny. Uśmiecham się.
- No i chyba to w tym wszystkim będzie najlepsze. - Robię chwilę pauzy, nie do końca wiem, czy mogę jej to powiedzieć, ale decyduję, że to zrobię. - Może teraz mnie to wkurza, ale to dobrze, że nie będę cię widział przez jakiś czas. - Dziewczyna marszczy brwi, a zaraz za tym na jej twarzy dostrzegam pewien smutek.
- Naruto, choćby nie wiem jak bardzo byś chciał, nie zniknę z tej planety. - Tymi słowami zadaje mi ból. Czy ona nie widzi jak bardzo ją kocham, że mówi takie okropieństwa?
- Sakurcia, nigdy w życiu nie chciałbym, żebyś zniknęła. - Kręcę głową z dezaprobatą. - Kocham cię strasznie, ale to tylko i wyłącznie mój problem.
- To dlaczego mówisz, że dobrze jeśli nie będziesz mnie widział? - Czy ona jest lekko zmieszana?
- Bo nie będę oglądał cię z Sasuke, może nawet uda mi się o tobie zapomnieć Sakura. Ułożę sobie to wszystko tutaj. - Wskazuję na swoją głowę. Znowu przez chwilę, dosłownie moment, dostrzegam grymas przebiegający przez jej twarz.
- Życzę ci tego z całego serca. - Mówi to nie za bardzo przekonywająco.
- Szkoda, że tak wyszło. - Wzdycham.
- To znaczy jak?
- Chcesz, czy nie, spieprzyliśmy swoją przyjaźń. - Prycham.
- Co?
- Jesteś mądra, wiesz o czym mówię. - Odsuwam się trochę i ze zdenerwowania przeczesuję dłonią suche włosy. - Już nie będzie tak samo. Odkąd wiesz, że cię kocham, pocałunek no i ten dzisiejszy, to wszystko komplikuje.
- Racja. - Oboje milkniemy i intensywnie wpatrujemy w siebie.
- Będę już szła. - Odzywa się w końcu. - Ale zanim pójdę, obiecaj, że nie będziesz brał żadnego świństwa, żadnych narkotyków Naruto.
Patrzę na nią zawstydzony, naprawdę nie wiem, jaki rodzaj głupoty zaćmił mój i tak wymarły rozum.
- Obiecuję. Nie będę brał. - Mówię cicho. Widzę jak dziewczyna powoli odwraca się ode mnie i chwyta za klamkę. - Przytulisz mnie jeszcze? - Pytam z nadzieją.
- Nie wystarczy ci wrażeń jak na jeden dzień? Już mnie dość wykorzystałeś. - Ostatnie słowo pokryte jest widocznym przekąsem.
- Masz rację. Zachowałem się samolubnie mimo tego, że wiedziałem, że teraz sumienie nie da ci spokoju. Nie powiem, że żałuję, bo bym skłamał. - Przyznaję, a Sakura w tym samym momencie odwraca się z powrotem w moją stronę. Nic nie mówi, czeka na moje dalsze ruchy.
- Chcę tylko się przytulić...do przyjaciółki. - Te słowo ledwo wychodzi mi z gardła.
Wyciągam w jej stronę ramiona, a ona z wahaniem, powoli się we mnie wtula. Chowam głowę w szyję różowo włosej i zaciągam zapachem, który tak uwielbiam. Jej zapach jest cudowny. Słyszę jak mocno wciąga powietrze i po chwili oswobadza się z mojego uścisku.
- Do zobaczenia Naru. - Mówi pociągając za klamkę. Już teraz patrzę na nią tęsknym wzrokiem.
- Do zobaczenia. - Mówię prawie łamiącym się głosem.
Mało brakowało do tego, żebym okazał słabość. Kiedy zamyka za sobą drzwi opieram się o nie. Z wrażenia i smutku mógłbym teraz paść jak długi. Przecieram zmęczoną twarz i chwytam za włosy, które lekko ciągam. Trzy lata bez niej były koszmarne, strasznie. Ledwo wtedy wytrzymałem, a teraz, kiedy zżyliśmy się bardziej, wprawdzie będzie to udręka, ale do wytrzymania. Z głębokim westchnięciem zamykam za sobą drzwi i mozolnie zmierzam do schodów, po których zaraz wchodzę. Idę korytarzem i otwieram pierwsze drzwi wchodząc do sypialni rodziców, no teraz już mojej. Podchodzę do szafki nocnej, zniechęcony biorę w dłoń budzik i nastawiam go na rano. Odstawiam na miejsce i rzucam się na łóżko. To był ciężki dzień.

Perspektywa Sakury:

- No i co ja mam teraz zrobić? - Jęczę żałośnie. - W ogóle to przepraszam, że wpadłam o tej porze, mogłam zaczekać do jutra. - Mówię skruszona.
- Ej, uspokój się i nie chrzań. - Dziewczyna ciężko wzdycha. - No muszę ci powiedzieć skarbie, że jesteś w cholernej ciemnej dupie.
- Wcale mnie nie pocieszyłaś Ino. - Kręcę głową.
Kiedy wracałam od Naruto musiałam z kimś pogadać. Padło na blondynkę, bo jest najbliżej niego. Siedzimy właśnie w jej pokoju, na łóżku. Dziewczyna jest ubrana w piżamę, bo zdążyłam dosłownie przed tym jak miała wchodzić już pod kołderkę.
- Powiedz mi skarbie... - Zatrzymuje się na chwilę spoglądając na mnie. - ...ale tak szczerze. Co tobą do cholery jasnej kierowało?
- Co to było? Na początku współczucie i może trochę żal, że wiesz, no idzie sam na tą misję jakby nie było. - Zacinam się na chwilę.
- No okey, a później? - Unosi wyczekująco brew.
- No, a później, kiedy no wiesz, już mnie całował... - Myślę chwilkę. - ...przypomniało mi się, że bosko całuje. - Wzdycham ciężko, a blondynka zaczyna się śmiać.
- Nooo, w tym się z tobą zgodzę. - Chichocze dalej. - Jak już się przyssiesz to ciężko się od niego oderwać.
- Zaleta Uzumakiego hm? - Pytam żałośnie jakby na potwierdzenie swoich słów.
- O tak kochana. - Dziewczyna w końcu cichnie i głęboko wpatruje się w moje oczy. - Sakura, a teraz na poważnie. Nigdy więcej nie odwzajemniaj jego pocałunków, jeśli kochasz Sasuke. Jak on się o tym dowie, to może być koniec ich pokręconej przyjaźni.
- Ino, myślisz, że tego nie wiem? - Wzdycham ciężko. - Już i tak między nami nie układa się tak dobrze jak przed zerwaniem. Jest jakoś dziwnie. - Przyznaję.
- O czym ty mówisz? Wczoraj na to nie wyglądało. - Wspomina.
- Nie wiem Ino, mówię ci, że jest jakoś dziwnie.
- Właśnie. Dlaczego wy w ogóle zerwaliście? Nie powiedziałaś mi do tej pory. - Wiedziałam, że w końcu padnie to pytanie.
- Bo jestem zażenowana tą całą sytuacją. - Na chwilę chowam w dłoniach twarz. - Wiesz, że jest przystojny i prawie każda laska na niego leci. - Stwierdzam, a Ino z odkaszlnięciem przytakuje tylko głową. - No, więc chyba głównie poszło mi o to. Później on coś powiedział, a potem było jeszcze gorzej, bo powiedział, że może lepiej zerwać skoro wszystko mi w nim nie pasuje, a ja przytaknęłam.
- Woah, a miałaś przynajmniej powód, żeby zrobić mu tą awanturę?
- Mówię ci, że jestem tym wszystkim zażenowana. Od jakiegoś czasu było między nami spięcie, no i wtedy akurat osiągnęło apogeum.
- Ale...wybacz skarbie, nie rozumiem twojego zachowania. Dlaczego zrobiłaś mu o to awanturę?
- Ino, jak zawsze musi drążyć. - Mówię zmieszana. - Jakoś przed powrotem Naruto była impreza, pamiętasz?
- No tak, u Kiby chyba, rok temu. - Przytakuje marszcząc brwi i drapiąc się w skroń.
- Tak, dokładnie. Byliśmy wtedy razem już całkiem długo.
- No? - Przytakuje licząc na szybką kontynuację.
- Pierwszy raz się wtedy schlał aż tak mocno. Nigdy wcześniej nie widziałam go w takim stanie, ale nie usprawiedliwiło go to, o czym powiedział wtedy Shikamaru.
- O czym ty mówisz? - Pyta widocznie zaangażowana.
- Daj mi skończyć skarbie, nie przerywaj. - Wzdycham przewracając oczami lekko zirytowana.
- No tak, przepraszam. - Uśmiecha się zaczerwieniona.
- Podsłuchałam ich. Mówił o mnie, że czasami łatwiej było, kiedy byliśmy tylko przyjaciółmi, to zabolało, nie powiem, że nie. Od tego nasze spięcia się chyba zaczęły. No, a później powiedział, że inni faceci, chodziło mu tu o tych zimnych drani, mają łatwiej, bo nie przejmują się dziewczynami i martwią się o to, żeby tylko zaliczyć i zostawić jak zużytą szmatę. - Widzę, że blondynka słucha mnie z wielkim zainteresowaniem.
- No i co, na tym skończył się ich dialog? - Pyta zszokowana.
- Nie, Shikamaru mu przytaknął, ale później stwierdził, że przecież oni są inni i na pewno by tak nie mogli.
- No i?
- Sasuke przytaknął i dodał, że są za bardzo uczuciowi i wierni na takie coś. - Kończę.
- No... - Dziewczyna zawiesza się na chwilę. - ...ale to chyba dobrze co?
- No dobrze, ale wtedy pomyślałam sobie, że wkurza mnie jego nastawienie pomimo tego, że on by tak nie mógł.
- Czyli dobrze zrozumiałam? Wasze spięcia zaczęły się od tego, że podsłuchałaś jak mówił, że czasem lepiej dogadywaliście się jako przyjaciele, i że zimnym draniom w życiu jest lepiej?
- Dokładnie.
- O ile te pierwsze ma trochę sensu, to te drugie wydaje mi się absurdem. - Zastanawiam się chwilę.
- No tak, masz rację. - Przytakuję skonsternowana. Drapię się w głowę i marszczę nos. Ino wybucha śmiechem.
- Dziewczyno, ja nie wiem co ty bierzesz, ale możesz mi trochę kopsnąć.
- Sama nie wiem co się wtedy wydarzyło. Ogólnie, dlaczego doszło do naszego zerwania, sama chciałabym to wiedzieć Ino. - Przyznaję szczerze.
- Mówię ci, odpal mi trochę, bo nie wiem, gdzie dilują tym czymś.
- Właśnie, pro po dilowania. - Wzdycham ciężko. - Naruto miał narkotyki. - Ino przestaje się śmiać i w sekundę wytrzeszcza oczy.
- Że co?! - Pyta zszokowana.
- No, spuściłam to w kiblu.
- On o tym wie?
- Jasne, próbował mnie zatrzymać, ale mu nie wyszło.
- Ale czekaj. Skąd wiedziałaś, że ma prochy? Przecież takie sprawy się ukrywa.
- Ten debil nie spodziewał się gości. Chyba chciał dzisiaj to wziąć, i żeby nie zapomnieć wyjął na ławę. Zobaczyłam, nadarłam się i spuściłam w klozecie. - Dziewczyna przez dłuższą chwilę nie wie, co ma powiedzieć. Siedzi zestresowana, zmartwiona i wkurzona.
- Brał już, jak myślisz? - Odzywa się nagle wlepiając we mnie wzrok.
- Nie, myślę, że to jego pierwsza próba. - Odpowiadam pewnie. Przecież byśmy zauważyli.
- Cholera, wiedziałam, że coś jest nie tak. Chodził jakiś skołowany...rozbity.
- Myślisz, że to przeze mnie? - Pytam bez owijania w bawełnę.
- Już na pewno znasz odpowiedź, ale jeśli chcesz usłyszeć to ode mnie...niewątpliwie, zapewne miałaś w tym jakiś udział, ale nie tylko.
- Jiraiya i sprawy z rodzicami też. - Wzdycham ciężko.
- Stawiałabym to w pierwszej kolejności, a na samym szarym końcu ciebie. - Nie powiem, podnosi mnie na duchu.
- Ale to nie znaczy, że nie dołożyłaś do tego cegiełki. Niepotrzebnie go pocałowałaś, namieszałaś mu tylko w głowie. - Dodaje po chwili ciszy.
- Zdaję sobie z tego sprawę. - Obrzucam ją zirytowanym spojrzeniem. - Cholera, ja nie wiem jak ja teraz spojrzę w oczy Sasuke. - Ponownie żałośnie jęczę.
- No cóż, powiem ci coś. - Wzdycha i poprawia się na łóżku. - Jeśli mam kogoś tu usprawiedliwić to ciebie. Jakby nie było, to on cię pocałował, jasne, że to podchodzi pod paragraf zdrady, ale weźmy tu okoliczności łagodzące. - Uśmiecha się lekko krzywiąc.
- Błagam Ino, jakie okoliczności łagodzące? Zdrada to zdrada. - Prycham wkurzona na siebie.
- Słuchaj, kierowałaś się współczuciem, było ci go po prostu żal i jakoś to poszło. Na dodatek, spójrz na to z innej perspektywy, on jutro znika na być może, pełne dwa miesiące. To twój przyjaciel. Idzie, nie daj Boże ginie, ale ma tą świadomość, że akurat z Tobą pożegnał się tak jak on chciał, a nie jak ty chciałaś.
- Czyli co? - Pytam przygnieciona natłokiem informacji.
- To tylko i wyłącznie jego wina. - Mówi pewna siebie, chyba chce w to uwierzyć bardziej niż ja sama. - Spójrzmy prawdzie w oczy, on cię kocha, chciał innego pożegnania niż ze wszystkimi. Dla niego jesteś wyjątkowa i chciał od ciebie czegoś wyjątkowego, co oczywiście mu dałaś. - Spogląda na mnie i ostrożnie dodaje. - No przez chwilę, ale dałaś.
- Więc powiedzieć Sasuke? - Upewniam się.
- Definitywnie tak nie rób. Zachowaj to dla siebie. On nie musi wiedzieć o tym szczególe. Wiem, że to perfidne, złe i w ogóle okropne, ale lepiej będzie jeśli mu o tym nie powiesz.
- Zachowałam się jak jakaś łatwa, zdradzająca idiotka. - Przecieram zmęczoną twarz.
- Sakura, jeśli możesz, wymaż to w ogóle z pamięci. - Radzi cicho.
- A mogę? - Pytam unosząc w górę brew. Chyba już zna odpowiedź na to pytanie, bo na jej twarzy pojawia się grymas.
- No nie, nie dasz rady. Po prostu się nie da. - Kręci głową z dezaprobatą.
- Na domiar złego jeszcze ciebie w to wciągnęłam. - Jestem naprawdę na siebie zła.
- Mną się nie przejmuj. Dzisiaj chyba nie jestem w stanie ci pomóc. Wybacz. - Kładzie dłoń na moje kolano, po czym delikatnie je masuje.
- Ino. Jestem żałosna i podła. - Podsumowuję krótko. Mój występek nie ma żadnego usprawiedliwienia.

Perspektywa Naruto:

Stoję wcześnie rano pod bramą wioski z Tsunade-baachan. Właśnie przekazała mi kopertę i co bardzo mnie zdziwiło maskę na wzór Anbu. Jest zrobiona w lisim stylu. Cała biała z elementami czerwonych uszu, od których po obu stronach, na policzkach przechodzą dwie czerwone kreski otoczone czarnym kolorem. Usta, kształt lisich oczu i tatuaż Anbu pośrodku również jest zrobiony czerwonym. Na środku czoła, widnieje czarny symbol, coś na wzór kunaia latającego boga piorunów.
- Dlaczego dałaś mi maskę?
- Naruto, staraj się ukrywać kim jesteś. Jeśli się ujawnisz, możesz być w niebezpieczeństwie. - Mówi z pewną troską w głosie. Zawsze mnie lubiła.
- No dobra, ale jak mam to nosić w tłumie?
- Mało jest ludzi, którzy za dnia chodzą w maskach? Każdy wie, że należą do czegoś specjalnego, są częścią większego planu i wcale o to nie pytają.
- To rzadkość zobaczyć na środku ulicy, no nie wiem, członka Anbu Tsunade-baachan. - Widzę, że na ostatnie słowo żyłka na czole kobiety zaczęła dość mocno pulsować.
- Naruto! - Nim się orientuję uderza mnie w głowę, za którą odruchowo chwytam. - Ile razy mam powtarzać! Nie. Mów. Tak. Do. Mnie! - Cedzi każde słowo.
- Przepraszam! - Krzyczę. Nie chcę mieć przez nią siniaków.
- Jeśli chodzi o tamten niezakończony temat. - Powoli uspokaja się, poprawiając lekko ściągnięte w górę ubranie. - Przywyknij do tej rzadkości, bo na razie stajesz się prawnym, unikalnym członkiem Anbu.
- Że co przepraszam? - Pytam zszokowany. - Unikalnym?
- Tak Naruto, kiedy wrócisz do wioski sam zdecydujesz, co z tym zrobisz. Będziesz unikalny, bo jako jedyny nie masz w tym doświadczenia, a po drugie nie dostajesz ode mnie żadnego towarzysza. - Wzdycha ciężko. - Ta maska. - Wskazuje na moją dłoń. - To pewna obietnica, której od ciebie wymagam. Nie dostałeś jej za darmo, zapracowałeś na to.
- Jaka obietnica? - Pytam zdezorientowany.
- Że wrócisz cały i zdrowy, a kiedy już to zrobisz...Poważnie zastanowisz się nad tym, czy będziesz dalej to ciągnął. - Milczy przez chwilę. - Ach, no i musi to zostać tajemnicą. Nie możesz powiedzieć nawet przyjaciołom, przynajmniej przez jakiś czas.
Zastanawiam się przez chwilę. Dlaczego ja, dlaczego to akurat mnie spotkał ten zaszczyt? Przecież równie dobrze mógłby stać tu Sasuke.
- Obiecuję, że wrócę i...że zastanowię się nad twoją propozycją. - Mówię po chwili.
- Na to liczyłam. - Tsunade-baachan się uśmiecha. - Wybrałam tę maskę, bo poniekąd cię opisuje. Przedstawia lisa, który od małego jest z tobą, no i posiada wzór słynnego kunaia twojego ojca. Mam nadzieję, że ci odpowiada. - Spoglądam na nią z szerokim uśmiechem.
- Tak, trafiłaś w samo sedno. - Mówię oglądając ją bliżej.
Jest naprawdę genialna i jak żadna inna będzie pasowała idealnie. Chowam ją za plecy, nie mogę pozwolić, żeby ktoś w wiosce mnie z nią zobaczył.
- Kim jest mój Vip? - Zagaduję po chwili.
- A właśnie. - Wzdycha. - Zapomniałam o tym, to Choozu. - Przeżywam lekki szok, ale za chwilę ginie.
- Przeczuwałem, że tak może być. - Uśmiecham się. - Przed nim też mam się ukrywać?
- Nie, jest byłym członkiem Anbu, więc rozmawiaj z nim swobodnie. Musisz jednak cały czas nosić maskę, nikt nie może cię poznać.
- Czyli używanie mocy Kyuu jest ściśle zabronione?
- Tak i nie. - Dostrzegam, że trochę się denerwuje.
- Są dwa przypadki, kiedy możesz używać charakterystycznych technik Uzumakiego Naruto, bo zazwyczaj członkom tej ekipy grozi niebezpieczeństwo. - Mówi pochmurnie. - To co powiem może nie spodobać się ani tobie ani mnie.
- Kiedy będę walczył i będę musiał zabić? - Przełykam wielką gulę w gardle, kiedy o tym mówię.
- Kiedy będziesz pewien, że ten ktoś trafi do zaostrzonego więzienia, czyli jego macki nie będą sięgać już nigdzie i jak sam to ująłeś, kiedy będziesz musiał zabić.
- Hej, myślałeś, że puszczę cię bez pożegnania? - Słyszę głos Ino, za którym podążam wzrokiem. Idzie w moją stronę z lewej strony, uśmiecham się kiedy tylko ją dostrzegam.
- Hej kochanie. - Mówię wtulając się w jej słodkie ciałko. Od razu wyciąga do mnie ręce.
- Myślałam, że nie zdążę. - Pogłębia nasz uścisk. Chowam głowę w jej szyję i zaciskam ręce oplecione wokół niej jeszcze bardziej.
- Zdążyłaś w sam raz skarbie.
- To dobrze. - Wzdycha ciężko. Niechętnie odsuwa się ode mnie i z głębokim wyrazem szacunku spogląda na Hokage.
- Przepraszam Tsunade-sama. Musiałam się z nim jeszcze zobaczyć.
- Nie przepraszaj Ino. Długo go nie będzie, rozumiem. - Nie wierzę, że jest dziś taka miła, no, oprócz tego jak zdzieliła mnie po głowie.
- Chcę ci życzyć szybkiego powrotu do domu. - Tym razem Ino zwraca się do mnie.
- Cześć Naruto, miło cię znów widzieć. - Poznaję ten głos i od razu kieruję w tą stronę wzrok.
- Choozu-sama, przyjemność po mojej stronie. - Uśmiecham się podając mu dłoń.
- Miałem nadzieję, że jednak to ty się pojawisz. - Przyznaje, a mnie ta szczerość wbija w ziemię.
- Huh, miło mi to słyszeć. - Spoglądam teraz na smutną blondynkę.
Podsuwam się do niej i ponownie oplatam rękami jej drobne ciałko. Składam długiego całusa na jej rozgrzanym policzku i powoli odsuwam od siebie.
- Szybko zleci mała, zobaczysz. - Puszczam do niej oczko, co chociaż trochę ją rozwesela. Tym razem to ona przysuwa się w moją stronę. Kładzie dłonie na moje ramiona, staje na palcach i całuje w policzek.
- Nie zgiń tam, błagam.
- Przecież nie zostawię cię samej. - Uderzam palcem w czubek jej noska. - Poza tym, stołek Hokage na mnie czeka, prawda Tsunade-baa...sama? - Kobieta spogląda na mnie i skinięciem głowy przytakuje. Odsuwam się od dziewczyny i podchodzę bardziej w kierunku mężczyzny.
- Naruto, kolejne informacje znajdziesz w wiosce, do której masz zabrać Choozu. Później skontaktuję się z tobą inaczej.
- Będę czekał. - Wzdycham ciężko. - To co Choozu-sama, ruszamy? - Pytam optymistycznie.
- Tak, nie mogę się już doczekać.
- Do zobaczenia mała. - Uśmiecham się szeroko.
- Pa kochanie. - Mimo wszystko odwzajemnia mój gest.
Spoglądam na Tsunade-baachan i tylko kiwam do niej głową. Powoli ruszamy i stawiamy pierwsze kroki za bramą wioski. Ostatni raz odwracam się w stronę machającej blondynki i żałuję, że nie ma z nią Sakury. Przesadziłem wczoraj i mam straszne wyrzuty sumienia. Nie powinienem był jej tego robić. Kiedy jestem pewien, że już nikt z wioski nas nie widzi, sięgam za plecy. Odginam skrawek koszulki i wyciągam stamtąd maskę. Spoglądam na nią i bez żadnego słowa powoli zakładam.
- Do twarzy ci w niej. - Choozu-sama śmieje się cicho.
- Dziękuję. - Uśmiecham się, czego nie może dostrzec.
- Bardzo do ciebie pasuje, sam wybierałeś?
- Nie. Tsunade-baachan zrobiła to za mnie. - Zastanawiam się chwilę. - Chyba zna mnie najlepiej i wie co i tak wpadłoby mi w oko.
- Naruto, muszę cię ostrzec. - Mówi po chwili napięcia.
- Coś związanego z misją?
- Nie, chodzi o Anbu. To nie jest łatwa robota.
- Myślę, że już to wiem.
- A wiesz, że ciężko będzie ci się z kimkolwiek związać? Twoja przyszła partnerka może być przez to kiedyś w niebezpieczeństwie.
- To normalne. - Przyznaję. - Nawet jako zwykły shinobi stwarzasz zagrożenie. Zawsze jest ktoś, kto chce się zemścić. Tylko, że... - Myślę i dodaję. - ...ja tego nie zrobię. Nie wiem, czy moja przyszłość w ogóle kogokolwiek przewiduje.
- Co? - Choozu-sama marszczy brwi. - To ta ładna blondynka nie jest dla ciebie kimś ważnym?
- Oczywiście, że jest, ale nie w tym sensie, o którym myślisz. - Wzdycham. - To moja przyjaciółka. Kocham kogoś innego.
- W takim razie dlaczego mówisz, że z nikim się nie zwiążesz? - Jest dociekliwy.
- Bo... - Pauzuję. - To jest skomplikowane.
- Mamy sporo czasu.
- Dlaczego tak bardzo się mną interesujesz? - Pytam trochę niegrzecznie, a on się tylko uśmiecha.
- Bo chcę lepiej cię poznać. Jesteś dla mnie zagadką Uzumaki.
- Cicho! Nie mów do mnie po nazwisku. - Upominam. - Po imieniu też nie.
- Dobrze już dobrze. - Unosi dłonie w geście obrony.
- Ona kocha kogoś innego. - Mówię. Nie wiem dlaczego, ale chcę z nim porozmawiać.
- Woah, to rzeczywiście skomplikowana sprawa.
- Ta, najgorsza z możliwych. - Dodaję.
- Niekoniecznie.
- Co? - Pytam zdezorientowany.
- Póki żyje masz jeszcze szansę. Gorzej, gdyby była martwa.
- Nawet nie dopuszczam do siebie drugiej opcji. - Mówię szybko. - Wszystko, ale nie to.
- Spokojnie, przecież nie życzę jej śmierci. - Śmieje się.
- Po prostu, sama ta myśl mnie przygnębia. - Przyznaję.
- Czerp z życia jak najwięcej, uwierz mi, że nie chcesz żałować na stare lata.
- Choozu-sama, czy ty czegoś żałujesz? - Pytam podejrzliwie.
- Ja? - Wskazuje na siebie palcem. - W życiu. - Uśmiecha się. - Mimo tego, że nikt nie potrafi zdjąć ze mnie tej cholernej pieczęci, niczego nie żałuję. Mam wspaniałą rodzinę, nie muszę chcieć więcej. Zrobiłem swoje i jestem wolny.
- Nie wiedziałem, że masz rodzinę. - Dziwię się.
- Zapomniałem wspomnieć.
- Czyli już nie szpiegujesz?
- Nie, będę pilnował porządku w bezimiennej wiosce. Podlega Konosze, ale znajduje się jakieś dwie godziny drogi za wioską drewna, z której mnie odebraliście.
- Rozumiem.
- Długo są razem? - Odwracam głowę w jego stronę. Zaciskam zęby.
- Jakoś ponad rok.
- Czyli dość długo.
- Na to wygląda.
Wzdycham głośno i zatrzymuję się. Widzę zdezorientowane spojrzenie mężczyzny. Wyczuwam znajomą chakrę.
- Coś się dzieje? - Pyta lekko zestresowany.
- Chciałeś iść bez pożegnania? - Przede mną ląduje szarowłosy mężczyzna. Uśmiecham się.
- Skąd wiedziałeś Kakashi-sensei? Podobno byłeś na misji. - Odzywam się i powoli ściągam maskę.
- Szybka sprawa. - Dostrzegam zmarszczony materiał na jego ustach, domyślam się, że właśnie się uśmiecha. - Tsunade-sama powiedziała mi o wszystkim przed moją misją.
- Czyli wiesz też, że zaproponowała mi robotę w Anbu?
- Tak. Każdy kiedyś musi awansować.
- Myślisz, że to dobry pomysł?
- Dla ciebie? Jasne. Przynajmniej pomożesz wiosce, będziesz podlegał tylko i wyłącznie Hokage, no i ewentualnie mnie.
- Tak, dowódcą zostaje się raz i na całe życie co? - Wzdycham.
- Coś takiego. - Mistrz przez chwilę patrzy na mnie w milczeniu. - Naruto, uważaj na siebie.
- Jak zawsze. - Unoszę w górę kciuk z szerokim uśmiechem. - Masz moje słowo Kakashi-sensei.
- Cieszę się. - Powoli odwraca się w stronę wioski, ale jeszcze coś go zatrzymuje. - Ćwicz co zaczęliśmy w wiosce. Mało ci brakuje.
- Kiedy tylko znajdę chwilę czasu.
- Mam nadzieję, że wziąłeś ten dziennik.
- Zawsze przy sobie. - Uśmiecham się.
- A, Naruto. - Zatrzymuje mnie jeszcze na chwilę.
- Hm?
- Noś z dumą tą maskę, no i załóż kaptur. Twoje włosy są charakterystyczne. - Śmieję się cicho.
- Dzięki za rady Kakashi-sensei. - Ostrożnie zakładam maskę i nasuwam kaptur swojej pomarańczowej bluzy.
- Idealna maska dla ciebie. - Ponownie widzę zmarszczony materiał w okolicy jego ust.
- Do widzenia Choozu-sama. - Mężczyzna nie zdąża odpowiedzieć, bo mój mistrz ulotnił się w ekspresowym tempie.
- Jeszcze jakieś niespodzianki na dziś? - Zwraca się do mnie.
- Nie przewiduję. - Odpowiadam szczerze i z powrotem zaczynam naszą wędrówkę.
- Naruto, zostały nam jakieś trzy godziny razem, później będziesz już tylko ty. - Uprzedza.
- Niestety. - Wzdycham wsuwając dłonie w kieszenie spodni.
Przez dłuższą chwilę idziemy w ciszy, chyba żaden z nas nie ma ochoty na rozmowę. Ja natomiast jestem pogrążony w swoich myślach. Zastanawia mnie, czy Sakura przyzna się przed Sasuke, co wydarzyło się wczorajszego dnia. Jest mi cholernie źle z faktem, że zostawiłem ją w takiej sytuacji. Przecież ja nigdy się tak nie zachowuję, a naprawdę nie wiem, co mnie wczoraj napadło. Pewnie teraz Sakura myśli o mnie jak najgorzej. Męczy mnie jeszcze sprawa sejfu. Znalazłem tam całkiem fajne i momentami niezrozumiałe dla mnie informacje. Kiedy wrócę do domu, pokażę to mistrzowi, on na pewno będzie w stanie mi pomóc.
- Chooza-sama.
- Tak?
- Jak doszło do zapieczętowania twoich mocy?
- To było jakieś pięć lat temu. - Wzdycha ciężko na to wspomnienie. Zapatruje się przed siebie, jakby chciał przywołać obraz z przeszłości. - Byłem razem z moim zespołem na misji, która polegała na zatrzymaniu niebezpiecznego zbiega z naszej wioski. Specjalizował się właśnie w technikach zapieczętowania. Moi towarzysze mocno ucierpieli i nieszczęśliwie zostałem tylko ja. Zadałem mu ostateczny cios, jak wiesz, czasem Anbu robi to, co konieczne. - Patrzy na mnie, jakby oczekiwał przytaknięcia. - W każdym bądź razie, zanim zginął, dotknął mnie i naznaczył, tutaj. - Mężczyzna odgina skrawek koszulki, która zakrywa brzydką bliznę na ramieniu, pod nią dostrzegam znak płomienia. - Przez to nie mogę używać już swoich technik, a z tego, co mówili, były interesujące. - Uśmiecha się smutno.
- Pogodziłeś się z tym? No wiesz, chakra to dla shinobi całe życie.
- Masz stuprocentową rację chłopcze. - Bierze głęboki wdech. - Widzisz, może zablokował mi przepływ chakry, ale nie dotknął mojego serca. - Uśmiecha się szeroko.
- Co? - Jestem nieco zdezorientowany.
- Może dla innych nie kwalifikuję się już jako shinobi, ale dla siebie zawsze nim zostanę. Zobacz, nawet teraz ryzykuję życiem po to, żeby chronić wioskę. Co jakiś czas dostarczam niezbędne informacje dla Tsunade-sama. - Coś mnie rusza i przypominam sobie o dziennikach znalezionych w sejfie ojca.
- A gdybyś mógł odzyskać swoje dawne życie?
- W jakim sensie? - Pyta zdziwiony.
- Gdyby zdjęto pieczęć. - Pytam pewnie.
- Byłbym w szoku, że komuś to się udało, a po drugie...na pewno bym się ucieszył. Nie dlatego, że bez chakry nie da się żyć, tylko dlatego, że mimo wszystko nadal brakuje mi tej cząstki siebie. Mógłbym robić znacznie więcej niż teraz.
- Twoja moc nie określa jakim jesteś człowiekiem Choozu-sama. - Dziwię się wypowiadając te słowa. Chyba właśnie coś dotarło do mojej pustej głowy.
- Masz rację chłopaku. - Uśmiecha się szeroko.
- Myślę jednak, że chyba mogę ci pomóc. - Mówię pewny siebie. Widzę szok na twarzy mężczyzny, który zaraz przeistacza się w lekkie zażenowanie.
- Nie obraź się, ale sądzę, że jednak nie. - Wzdycham cicho i spoglądam w niebo, które swoją drogą jest bardzo czyste. Żadnej chmurki, nawet najmniejszego obłoczku nie widać.
- Wiesz coś może o klanie Uzumaki? - Odwracam głowę w jego stronę.
- Tylko tyle, że są dalekimi potomkami Senju. Właściwie Tsunade-sama poniekąd się z niego wywodzi. Jej babcia Mito była z Uzumakich. Wydaje mi się, że można powiedzieć, że Hokage jest jakąś tam twoją kuzynką. - Uśmiecha się.
Olśniewa mnie po raz kolejny. Nigdy wcześniej nie myślałem o tym w ten sposób. Nie wiem nic o swojej mamie, więc nie mogę definitywnie zaprzeczyć, że nie miała jakichś tam bliskich relacji z Mito Uzumaki. Praktycznie rzecz biorąc można nazwać Tsunade-baachan jakąś tam moją daleką krewną. Uśmiecham się w duchu. Rzeczywiście i ona odziedziczyła krew Uzumakich.
- No dobrze, skrawki historii są całkiem na poziomie. Wiesz może dlaczego Uzumaki musieli chować się po kątach? - Mówiąc to trochę się denerwuję, bo znam całą historię na pamięć.
- A oni się chowali? Myślałem, że musieli się przenieść, bo spaliła im się wioska. - Próbuję rozluźnić szczękę, gotuję się słuchając niedopowiedzianych historyjek.
- Wioska nie spaliła się sama z siebie. Spalono ją i chciano się pozbyć członków klanu. Ludzie bali się naszych umiejętności, siły, witalności. Chciano wytępić Uzumakich, jak zrobiono to z klanem Uchiha.
- Nie wiedziałem. - Odpowiada zdziwiony.
- Nie bez powodu Kakashi-sensei przy naszym pierwszym spotkaniu powiedział o mnie, że jestem wyjątkowo wytrzymały. W moim klanie to był standard. Weźmy na to Mito Uzumaki, przeżyła kadencję pierwszych trzech Hokage.
- Co chcesz mi powiedzieć? - Pyta zniecierpliwiony. - Zaciekawiłeś mnie, przejdź do sedna.
- Ludzie się bali, bo klan Uzumaki miał dostęp do potężnych technik pieczętujących. Dla mojego klanu to była bułka z masłem. Nie było przed nimi tajemnic w tej dziedzinie. W technikach pieczętujących byli mistrzami, opanowali to do perfekcji. - Mówiąc to spoglądam przed siebie.
- Chcesz mi powiedzieć, że...moja pieczęć jest dla ciebie pestką? - Chyba napełniłem go nadzieją.
- Nie obiecuję tego Choozu-sama. Na moje nieszczęście w moim domu zachowało się mało informacji na ten temat. Sądzę jednak, że będę w stanie ci pomóc. - Okłamuję go, nie mogę zdradzić mu przecież wszystkiego. Niektóre sprawy muszą zostać moją tajemnicą. Dzięki informacjom zostawionym w sejfie znalazłem coś, co dla mnie jest świętością. Jedyne z kim podzieliłem się tym wszystkim jest mój mistrz. On jako jedyny doskonale znał moich rodziców. Z tego, co opowiadał, moja mama strasznie zżyła się z drużyną ojca. Dzięki dokumentom dowiedziałem się o Świątyni Masek Klanu Uzumaki. Jest tam dosłownie wszystko, co udało uratować się z tej masakry. Inaczej nie potrafię tego nazwać.
- Ale mogę mieć nadzieję? - Pyta szczęśliwy.
- Tego ci nie zabronię. - Mówię z szerokim uśmiechem, czego on nie widzi.
- Teraz się ode mnie nie uwolnisz młody. Kiedy tylko będę zdawał raport Tsunade-sama, będę o ciebie pytał.
- Na nic innego nie liczę. - Śmieję się cicho.
Podczas misji będę miał trochę czasu dla siebie. Skorzystam z rady mojego mistrza i zerknę w ten cudowny notes, pamiętnik, czy jak to się tam nazywa.

Perspektywa Ino:

- Kurcze dziewczyny. Nie ma go już prawie dwa tygodnie i dalej zero informacji. - Jęczę zdenerwowana.
- Dalej nie chcą nic powiedzieć? Chodziłam tyle razy do Tsunade-sama, że zagroziła, że jeżeli jeszcze raz zapytam o to samo to mnie chyba zabije. - Dopowiada smętna Saki.
- Byłam mądrzejsza. - Wcina się siedząca przy biurku Sakura.
- Co? - Krzyczymy zdezorientowane razem z Saki. Dziewczyna obdarza nas zażenowanym spojrzeniem. Zaplata ze sobą dłonie i układa je na biurku.
- Dlaczego nie poszłyście do Kakashi'ego-sensei? - Obdarza nas dziwnie chłodnym spojrzeniem.
- No tak. - Uderzam się w czoło. - Dlaczego o tym nie pomyślałam?
- Naruto jest cały i zdrowy, zbiera informacje jak z góry było zaplanowane. Na razie jest bezpieczny i dobrze mu idzie. - Wzdycha i z powrotem wraca do papierkowej roboty.
- Sakura, co z tobą nie tak? - Pyta zatroskana Saki.
- Nic.
- Kochanie, możesz nam wszystko powiedzieć. - Robi drugie podejście, a ja dokładnie obserwuję Sakurę.
- Bo wszystko się pieprzy. - Mówi żałośnie rzucając długopis. Ukrywa twarz w dłoniach.
- Z czym skarbie? - Mówiąc to podchodzę bliżej niej.
- Z Sasuke. Naprawdę nie wiem, co ostatnio w niego wstąpiło. - Żali się.
- O czym mówisz? - Odzywa się Saki.
- Ostatnio chodzi wściekły. Nie wiem, może to przez Itachi'ego.
- Dalej męczy go to, że jednak go nie zabił? - Pyta Saki.
- Raczej cieszy, że nie zabił, ale dalej nie może mu wybaczyć. Mimo tej całej sytuacji z Danzou. - Wyjaśnia. - Mam nadzieję, że nie stanie się taki jak kiedyś. - Sakura prawie płacze.
- Nie chce ci nic powiedzieć? - Pytam cicho, boję się dokładnie tego samego, co ona. Serce mnie boli, kiedy muszę patrzeć na niego w takim stanie.
- Rozmawiamy, ale nie zmienia to faktu, że stał się bardziej zimny.
- Przejdzie mu, zobaczysz. To tylko przejściowe. - Uspokaja nas Saki. Mówię nas, bo doskonale wie, co czuję do kruczowłosego. Jej słowa nie są kierowane tylko do Sakury.
- Ja się chyba bardziej o Naruto boję. - Wzdycham ciężko.
- Dlaczego? - Obie pytają w tym samym czasie.
- Bo podsłuchałam tatę i wiem, że to o niego trzeba bardziej się martwić. - Pusto patrzę przed siebie.
- O czym ty mówisz? - Pyta Sakura.
- Nie strasz nas. - Dopowiada Saki.
- Danzou nie trafił do więzienia tylko przez to, co zrobił z klanem Uchiha. - Przełykam głośno ślinę. Kiedy tylko o tym myślę, robi mi się niedobrze. - On chciał zabić Naruto.
- Co?! - Pytają obie mocno zbulwersowane.
- Wiecie co ten psychol ma na ręku? Na dwóch rękach przepraszam.
- Nie jesteśmy tak dobrze poinformowane. - Mówi Sakura.
- Jedna ręka to ciąg sharinganów skradzionych od zmarłych w masakrze Uchiha. Jakby tego było mało wszczepił sobie komórki pierwszego. - Dziewczyny nie mają ciekawych min. Są pełne obrzydzenia. - Tak bardzo chciał władzy Hokage, że zrobił z siebie... - Szukam odpowiednich słów, żeby go opisać. -...istnego potwora.
- Rzygać mi się chce jak tego słucham. - Przyznaje Sakura.
- Nie tylko tobie. - Wtóruje jej Saki.
- Jakby jeszcze tego było mało, chciał przejąć władzę nad Kyuubim! Rozumiecie po co on to wszystko zrobił? Uchiha mogli kontrolować bestię za pomocą oczu, a pierwszy za pomocą swojego kekkei Genkai uwolnienia drewna. Połączył w sobie obie te możliwości.
- Do czego zmierzasz Ino? - Pyta zdekoncentrowana Sakura.
- Już niczego nie rozumiem, dlaczego chciał zabić Naruto?
- Chciał wyciągnąć z niego Kyuubiego. Czy wiecie, że Naru wtedy...nie przeżyłby tego? Może udałoby mu się, gdyby nie przejął części demona, ale kiedy bijuu jest poniekąd pod kontrolą, wtedy są nikłe szanse na przeżycie. - Kończę zapominając o najważniejszej części.
- Chciał zrobić z siebie jinjuriki Kyuubiego?
Pyta zszokowana Saki.
- Tak. - Mówię wkurzona. - Nie powiedziałam wam najważniejszego. Normalni jinjuriki nie przeżyliby nawet wyciągnięcia bestii, ale klan Uzumaki tak. Jednak nawet to byłoby za dużo dla Naruto.
- Cholernie się cieszę, że jest na tej misji. - Wzdycha Saki.
- Tak, ja też. - Wtóruje Sakura. - Boże, co by się z nim stało, gdyby nie poszedł? - Widzę, że dziewczyna naprawdę się zmartwiła. Nic dziwnego, przecież są razem w drużynie.
- Tsunade-sama by na to nie pozwoliła. - Mówię.
- A gdyby nie odkryła co planuje? Co wtedy?
Widzę, że nieźle się wkurzyła.
- Wtedy co najwyżej Naruto na cmentarzu byś odwiedziła. - Wzdycha milcząca Saki.
- Nawet tak nie mów. - Sakura patrzy na nią z lekkim szokiem.
- No co? Nie wiem, czy Naru poradziłby sobie z Danzou, kiedy tamten miał predyspozycje do tego, żeby przejąć nad nim kontrolę. - Broni się.
- Racja. - Przyznaje Sakura. - Cholera, wszystko się pieprzy.
- Tak. To mnie niepokoi. - Wzdycha Saki.
- A co jeśli to nie koniec polowania na Naruto w wiosce? - Głośno myślę, a dziewczyny od razu patrzą na mnie skrajnie przerażone.
- Nie oddam go tak łatwo. - Odzywa się Sakura. - To mój przyjaciel z drużyny. - Dodaje. - Będziemy walczyć o niego do samego końca.
Dostrzegam iskierkę przechodzącą przez jej oko. Uśmiecham się, lubię kiedy tak o nim mówi.
- Masz rację, nie zabiorą go od tak. - Wtóruje Saki.
- Niech ktoś tylko spróbuje się do niego zbliżyć, a pożałuje. - Dodaję swoje trzy grosze z uśmiechem.

Perspektywa Naruto:

- Słyszałem, że te wasze Anbu jest silne. - Dyszy pochylając się nade mną. - Ale nie sądziłem, że okaże się to bujdą. - Wyszczerza kły w szyderczym uśmiechu.
Przez swoją głupotę jestem teraz w niebezpieczeństwie. Nie jestem w stanie użyć swojej chakry, a z pomocy Kyuu nie mogę przecież korzystać.
- Narutooo, doskonale wiedziałeś, że nie możesz się dzisiaj bawić w treningi. - Warczy na mnie.
- Wiem Kyuu. - Mówię z wysiłkiem, bo na leżąco odpieram atak wroga.
- To po co do cholery ćwiczyłeś!
- Bo musiałem tego wypróbować! Jak widziałeś, udało się. - Mówię szczęśliwy.
- Co z tego, jak zaraz zginiesz?
- Zawsze mogę wysłać go za kraty. - Myślę głośno.
- Na jakiej podstawie?
- Przecież to zbiegły ninja. - Wzdycham, bo robi się coraz ciężej. Ostrze mężczyzny zaraz wbije się w moje serce. - Poza tym ojciec Ino może wymazać mu pamięć! - Wrzeszczę.
- Chyba, że zrobimy inaczej. - Mruczy niezadowolony.
- Kyuu szybko! Kończy mi się czas! - Krzyczę, kiedy jego ostrze wbija się w moją skórę.
- Jedyne co masz zrobić, to zniknąć mu z oczu. Podładuję cię chwilę. - Tłumaczy.
- Kyuu szybko! - Krzyczę w ostatniej chwili. Kurama wypełnia mnie swoją chakrą i pełen energii odpycham mojego oprawcę i ginę mu z oczu.
- Co do...- Urywa i kończy, kiedy dostrzega mnie stojącego na pobliskim drzewie. - ...cholery.
- No to teraz się pobawimy. - Mówię pełen energii.
Na szczęście wystarczył tylko ten jeden zastrzyk z chakry mojego przyjaciela. Tylko przez chwilę świeciłem na złoto, nie mógł przecież zauważyć płaszcza, który spowijał moje ciało.
- To ty. - Szepcze cicho.
- Ja? - Pytam zdziwiony. Przez te trzy tygodnie ludzie mnie już nie zdziwią.
- Złoty błysk. To o tobie tak mówią przebiegły lisie! - Uśmiecham się na te słowa. Tak ktoś nazywa mnie po raz pierwszy odkąd wyruszyłem na misję.
- Przebiegły lisie? - Śmieję się. - Tego jeszcze nie słyszałem.
Podczas pogawędki udało zebrać mi się naturalną energię. Wszedłem w Sage mode, czego nawet ten debil nie zauważy. Przecież w moim wyglądzie nie zmieniło się nic, oprócz oczu, których i tak nie może zobaczyć.
- Skończ chrzanić i chodź do mnie! Wykończę cię. - Mówi uśmiechnięty.
Słucham jego rady i w trzy sekundy pojawiam się obok mężczyzny. Zadaję mu kilka mocnych ciosów, od których lekko krwawi. Natychmiastowo zza pleców wyciągam dwa kunaie latającego boga piorunów. Kazałem sobie je zrobić, miałem jeden na wzór. Uwielbiam tą broń ojca. Jest poręczna i skuteczna, a kiedy dodam do niej swoją naturę wiatru jest nie do zatrzymania.
- Cholera! - Krzyczy, kiedy nacinam jego klatkę piersiową.
Wykorzystuje moment mojej słabości i wbija miecz w moje prawe ramię. Na szczęście nie wbija się za głęboko. Przypominam sobie, że nieco wyżej siedział już wcześniej miecz. Z lekkim wzdrygnięciem wyciągam z siebie to żelastwo i cisnę nim w bok. Powoli przekręcam twarz w stronę mojego oprawcy i widzę przerażenie w jego oczach. Bez zbędnych ceregieli podchodzę i używając końcówki Sage mode uderzam w przeciwnika. Kiedy leży na ziemi, staję nad nim i wykorzystując nową wiedzę podduszam go doprowadzając do nieprzytomności.
- No dobra, to teraz przyda nam się żaba. - Wzdycham.
- Byle szybko, nie lubię ich. - Warczy Kyuu.
- Kurama, o mnie też tak mówiłeś, a jakoś teraz idzie nam nieźle. - Ostatnie co słyszę, to jego niezadowolone mruknięcie. Odchylam kawałek maski i przygryzam skórę u dłoni. Składam szybko pieczęcie.
- Kuchiyose no jutsu! - Przede mną pojawia się dobrze znana mi żaba.
- Kim jesteś i czego chcesz? - Pyta zdezorientowany.
- Gamakichi, to ja, Naruto. - Mówię głośno. Jest za duży, żeby usłyszeć po cichu.
- To ty? Dawno się nie widzieliśmy.
- Wiem, musisz mi teraz pomóc. - Szybko greźdam wiadomość do Tsunade-baachan i przyklejam ją na wierzchu ubrania mężczyzny, musi to zobaczyć.
- Co jest?
- Weźmiesz go do wioski? Do Hokage. - Mówię szybko.
- Więzień? - Pyta wyciągając w jego kierunku swój język.
- Tak, niech przejrzą co wie. Ogólnie niech go sprawdzą. Zaatakował mnie, więc musi mieć coś do Liścia.
- Nie wierzę, jesteś teraz ich członkiem? - Pyta zszokowany.
- Jak widzisz, dostałem awans. - Odpowiadam znudzony.
- Zabieram go prosto do wioski. Do zobaczenia Naruto.
Nie zdążam mu odpowiedzieć, bo znika w kłębach białego dymu. Przysiadam sobie na chwilę przy drzewku. Trochę się zmęczyłem.

~,~

Hej misie! Oto kolejny rozdział Short-Story. Mamy nadzieję, że się nim nie nudzicie, bo nie do końca wiemy ile tego wyjdzie :) Liczymy na Wasze szczere komentarze. Hope you like it! Patty&Paula

5 komentarzy:

  1. Rozdzial bardzo fajny, samolubny Naruto ahhh boski xd nic dodac nic ujac napisane po mistrzowsku. Czekam na next i zycze weny 😁😁

    OdpowiedzUsuń
  2. Chce szybko kolejny rozdział nie mogę się doczekać jestem bardzo ciekawa jak będzie z Sakura i Sasuke i jak poradzi sobie Naruto na tej misji. Czekam z niecierpliwością i pozdraiwam oraz zycze weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział super ciekawość mnie zżera co bedzie dalej i jak to się potoczy Pozdrawiam i zycze wenym

    OdpowiedzUsuń