- Poprosiłem, żeby postawiła się w mojej sytuacji. -
Odpowiadam szczerze i widzę zdenerwowanie i chęć mordu na twarzy
Sakury.
- To znaczy? - Chłopak zsuwa się z ławki i podchodzi
w moim kierunku.
- Ciągle nie mogę zapomnieć o tym, co stało się
niedawno. - Wiem, że mogę to spieprzyć.
Już widzę ten grymas wkurzenia na twarzy Sasuke. Wiem
też, że w tej chwili Sakura gotuje się ze złości i niewiedzy, na
pewno skręca ją teraz od środka. Uśmiecham się lekko i
kontynuuję. - Przecież zaatakowałem mistrza. Cholera, nawet wioskę
naraziłem.
Widzę lekką ulgę na twarzy Sasuke i słyszę głośne
westchnięcie Sakury. Mimo tego, co powiedziałem, chłopak staje
naprzeciw mnie z dziwnym uśmieszkiem.
- Naruto. - Szepcze, żebym tylko ja słyszał. - Wiem,
co stało się między tobą, a Sakurą. Spróbuj kombinować...nie
spieprz tego wszystkiego, co jest między naszą trójką. - Ostrzega
stanowczo i robi chwilę przerwy. - Inaczej cię zabiję.
Kładzie dłoń na moim zranionym ramieniu. Od pierwszej
chwili wodzę za nią wzrokiem i zaciskam zęby, kiedy spotyka się z
miejscem wąskiej linii rany.
- Sasuke. - Zaczynam delikatnie. - To był błąd. -
Unoszę w górę rękę i zsuwam jego dłoń z mojego ramienia. - Co
do drugiego...prędzej obaj zginiemy. - Puszczam mu oczko i odwracam
się plecami. Powoli wychodzę z pomieszczenia. Cieszę się, że
zrobiłem to dość szybko, bo atmosfera stawała się coraz bardziej
gorętsza. Była tak ciężka, że czułem pewien brak tlenu. Z czoła
ocieram delikatne krople potu. To nie była miła pogawędka.
Utwierdziła mnie tylko we wcześniejszym przekonaniu. Sasuke ma do
mnie cholerny żal o to, co zaszło między mną, a wtedy, jego byłą
dziewczyną. Cholera, to był długi i ciężki dzień. Mam nadzieję,
że następne nie będą tak popieprzone. Najgorsze jest to, że mam
ochotę odbić dziewczynę przyjacielowi. Jestem jednak świadomy
tego, że byłby to najgorszy błąd mojego życia. Zresztą, nawet
jeśli starałbym się z całych sił, to nie wiem, czy Sakura byłaby
tym wszystkim zainteresowana. Nie, przecież nie mogę tego zrobić.
Prędzej się zabiję niż wydam na siebie taki głupi wyrok
- Co tu robisz kochanie? - Z transu wyrywa mnie głos
dziewczyny, którą uderzyłem barkiem. Spoglądam na nią z góry i
na mojej twarzy od razu pojawia się szeroki uśmiech.
- Jeśli chcesz uniknąć nieprzyjemności pod koniec
dnia, to nie wchodź do biblioteki. - Wypalam szybko.
- Okejjjj. - Uśmiecha się zakłopotana. - Nie
odpowiedziałeś na pytanie.
- Byłem u Tsunade-baachan, a później trochę
pogadałem z Sakurą i Sasuke. - Na wspomnienie chłopaka mina trochę
mi rzednie.
- Stało się coś?
- Ino, Sasuke wie. Jest wkurwiony i ledwo powstrzymuje
się od tego, żeby mnie nie zabić. - Uśmiecham się szeroko, kiedy
jej cudowne oczka rozszerzają się w szoku.
- Cholera. Nie wiem, co ci powiedzieć. - Przyznaje
odkaszlując.
- Sam nie wiem jak mam się zachowywać. Jest mi
strasznie głupio. - Drapię się po karku.
- Pesymista. - Kwituje szybko.
- Żartujesz? To tylko mały problem. Niedługo będzie
lepiej, mam nadzieję. - Dziewczyna marszczy brwi i przymruża jedno
oko.
- Oni tam są? - Pyta w końcu unikając mojego wzroku.
Uśmiecham się i chwytam dłonią jej podbródek. Zmuszam dziewczynę
do patrzenia prosto w moje oczy.
- Dlatego odradziłem zaglądania do biblioteki.
- Cholera Naruto. Ja muszę tam wejść. - Wzdycha
ciężko.
- To aż tak ważne? - Puszczam ją wolno i chowam
dłonie w kieszeniach spodni.
- Naru, jak mam nauczyć się techniki z książki,
której nie będę miała? - Mruży na mnie oczy i lekko uderza w
zdrowe ramię.
- Chodź, pójdę z tobą i przy okazji cię odprowadzę.
- Uśmiecham się krzywo. - Później już nie będę miał okazji.
- Co? O czym ty znowu mówisz? - Dziewczyna z mało
widocznym uśmiechem ciągnie mnie ze sobą.
- W wielkim skrócie. Dostałem dziś misję, która
może trwać aż dwa miesiące. - Blondynka przystaje i patrzy na
mnie z wielkim zawiedzeniem rysowanym na jej twarzy.
- To żart co nie?
- Chciałbym kochanie. - Krzywię się.
- Cholera, nie zostawiaj mnie tu samej. Przecież nie
dam rady. - Wypala zirytowana i ponownie zaczyna iść w zamierzonym
kierunku.
- Ej, będziesz miała przy sobie Saki i Sakurę.
- No właśnie Sakurę. - Prycha.
- Zaczęłaś ją nienawidzić? - Wytrzeszczam zdziwiony
oczy. Ino ściąga brwi i spogląda na mnie.
- Zwariowałeś? - Przerywa i całkiem szybko dodaje. -
Bardziej chodziło mi o to, że Sasuke kręci się teraz przy niej
coraz częściej. Wiesz, że ledwo znoszę widok ich razem.
- Taaa, coś o tym wiem. - Oboje ciężko wzdychamy i
zaraz uśmiechamy do siebie.
- Ale zobacz. Ty będziesz ze wszystkimi, a ja zostaję
sam na pastwę losu.
- Co?
- No idę sam. - Daję jej kuksańca w bok.
- Ej! Nie rób tak. - Śmieje się. - Mówisz serio?
- Serio serio. Pojutrze ruszam sam i pewnie wrócę sam.
- Wątpię, że Tsunade-baachan wyśle kogoś do pomocy.
- Ej, tylko mi jakiejś dziewczyny nie przyprowadź. -
Mówi i chwyta za klamkę do biblioteki.
- Co ty mówisz. - Śmieję się.
- Pamiętaj, że jestem pierwsza w kolejce. - Mruga
robiąc drugi krok w środku pomieszczenia.
- Raczej to ty pamiętaj, że jestem pierwszy. -
Podchodzę bliżej i daję jej całusa w policzek z zaskoczenia.
Dziewczyna chichocze.
- Ja tutaj nikogo nie wyrwę, ale ty tam...kto wie. -
Tak jak myślałem, nasze gołąbeczki są razem. Żeby sprecyzować,
Sakura siedzi na kolanach Sasuke i trzyma dłonie na jego barkach.
Wiem to, bo rzuciłem szybkie spojrzenie w ich kierunku i z powrotem
zająłem się uroczą Ino.
- Nie żartuj. Kto jak kto, ale ty to masz duże
powodzenie kochanie.
Blondynka wybucha śmiechem, ale cichnie, kiedy spogląda
na Sakurę i Sasuke. Przybiera sztuczny uśmiech na twarzy i każdego
z nich obdarza spojrzeniem.
- Hejka gołąbeczki. - Mówi całkiem normalnie.
- Już się widziałyśmy. - Różowo włosa posyła jej
roześmiane spojrzenie.
- No i? - Ino wygląda na wesołą, czy niechcący
dodałem jej otuchy?
- Czy ty nie miałeś iść do domu? - Zwraca się do
mnie kruczowłosy.
- Miałem, ale wpadłem na tą ślicznotkę i nie mogłem
odmówić jej towarzystwa. - Wlepiam wzrok w cudowne tęczówki Ino,
a ta ponownie wybucha śmiechem.
- Głupi jesteś. - Mówi podchodząc do regałów z
książkami.
- Co ja znów zrobiłem? - Pytam drapiąc się po karku,
bo czuję dziwne spojrzenia ze strony parki.
Dostrzegam jak Ino próbuje dosięgnąć książki, ale
jest zbyt niska i jej to nie wychodzi. Podchodzę bliżej i opieram
się o biurko. Krzyżuję ręce na klatce piersiowej i skanuję
wzrokiem całe ciałko przyjaciółki. Muszę przyznać, że urodą w
każdym calu dorównuje Sakurze, czy Saki. Nasuwa mi się pytanie,
dlaczego nie mogłem zakochać się właśnie w niej? Wszystko byłoby
o wiele prostsze dla mnie i dla niej.
- Naruto, skarbie ruszysz tu ten swój słodki tyłeczek
i mi pomożesz, czy dalej będziesz się na mnie gapił? - Pyta
słodkim głosikiem nasączonym lekką kpiną. Uśmiecham się
szeroko.
- Już idę, podziwiałem widoki. - Nie zwracając uwagi
na jej zażenowaną minę podchodzę do niej. Ustawiam się naprzeciw
Ino i patrząc w słodkie oczka sięgam na półkę i podaję jej
książkę.
- Ta kochanie?
- Ta, dziękuję. - Zaskakuje mnie, bo szybko staje na
palcach i całuje w policzek.
- Z wami w porządku? - Pyta uśmiechnięta Sakura.
Zwraca naszą uwagę, dlatego spoglądamy w ich kierunku.
- W jak najlepszym Sakurcia. - Posyłam w ich stronę
swój firmowy uśmieszek.
- Naru, wychodzi na to, że jestem dzisiaj dla ciebie
zbyt łatwa. - Kręci zrezygnowana głową.
- Oh kochanie. Łatwa nie jesteś nigdy.
- Nie wiem, rozdają coś przed wejściem, czy po prostu
coś wam odpieprza? - Odzywa się Sasuke.
- To tylko Naruto. - Podsumowuje Ino. - Szłam tu
zmęczona, a przez niego wyjdę pełna energii. Może nawet dziś to
przeczytam. - Podnosi dłoń, w której trzyma książkę. Dzięki
jej słowom zrobiło mi się cieplutko na sercu.
- Ja nie wiem skarbie. - Zaczynam. - Mam tak samo z
tobą. - Uśmiecham się.
- Dlatego nie sprowadzaj ze sobą do wioski jakiejś
dziewy, bo pognam. Widzisz te ciałko? - Wskazuje na siebie od
stup do głów, a mój uśmiech coraz bardziej się pogłębia. -
Może być całe twoje w każdej chwili.
Widząc minę prawie duszącego się Sasuke mam ochotę
wybuchnąć śmiechem. Poważnie.
- Pewnie się skuszę. - Dziewczyna chwyta mnie za rękę
i ciągnie w stronę drzwi wyjściowych.
- Dobra, idziemy. - Mówi wesoła. - Narazie gołąbeczki.
- Krzyczy.
- Do zobaczenia. - Krzyczę za sobą.
- Wiesz, że zabierasz mnie właśnie na jedzenie? -
Pyta głośno.
- O niczym innym nie myślałem. - Uśmiecham się
zamykając za sobą drzwi.
- Myślałam, że nigdy nie wyjdziemy.
- Wzięłaś co musiałaś i już nas nie ma.
- Widziałeś ich miny? - Wybucha śmiechem.
- Nie wiedzieli, co się dzieje. - Dodaję za nią.
- W sumie ja sama nie wiedziałam. Po co wyskoczyłam z
jakimś ciałkiem? - Prycha.
- Bo jesteś wesoła. To taki stan, dzięki któremu
potrafisz żartować z kumplem. - Wyjaśniam i obrywam w głowę.
- Tak. - Chichocze. - Dobrze to ująłeś.
Między nami zapada cisza. Trwa nawet wtedy, kiedy
wychodzimy z budynku.
- Ramen? - Blondynka pyta w połowie drogi.
- A może być?
- Jeszcze pytasz? - Uśmiecha się szeroko.
Na dworze robi się coraz ciemniej, a latarnie powoli
włączają się jedna po drugiej. Ludzie wracają, albo wychodzą z
domu. Docieramy do skromnej, ale ulubionej restauracji i siadamy na
miejsca.
- Witaj staruszku. - Zagaduję uśmiechnięty
odwróconego tyłem mężczyznę.
- Oo, Naruto. Dawno cię tu nie było. - Odwzajemnia mój
uśmiech.
- Byłem trochę zajęty. - Krzywię się spoglądając
na Ino.
- Rozumiem. Co podać?
- Jak to co? Ramen razy dwa. - Odpowiadam.
- Już się robi. - Staruszek znika nam z oczu za
potężną kotarą.
- Naruto? - Zagaduje zamyślona spoglądając prosto
przed siebie.
- Hmm?
- O której wyruszasz? - Pyta zmartwiona. Wiem to, bo
jej brwi są nienaturalnie ściągnięte.
- O ósmej. - Przykrywam jej dłoń swoją i delikatnie
masuję ją kciukiem. Blondynka od razu zwraca na mnie swoją całą
uwagę. - Zrób coś dla mnie i nie bądź smutna.
- To nie takie łatwe. - Wzdycha ciężko. - Naruto, nie
jestem głupia. Idziesz sam, bez nikogo...Jesteś łatwym celem. -
Śmieję się cicho i kręcę głową z dezaprobatą.
- Dlaczego wszyscy - zauważ, że mówię wszyscy,
trąbią mi w kółko o tym samym?
- Bo to prawda? Cholera, przepraszam, że kolejna osoba
truje ci o to dupę. - Mówi dosyć zirytowana.
- Ej spokojnie, nie unoś się tak. - Uderzam w jej
nosek palcem wskazującym z uśmiechem.
- Dlaczego jesteś taki głupi i nie możesz zrozumieć,
że po pierwsze, jesteś najbardziej poszukiwanym chłopakiem na tej
planecie, a po drugie, że strasznie się o ciebie martwię?
- Najbardziej poszukiwany chłopak, co? - Z uśmiechem
poruszam prawą brwią.
- Cholera, ale z ciebie idiota. - Irytuje się jeszcze
bardziej.
- Przepraszam. - Zarzucam rękę na jej kark i przysuwam
w swoją stronę zmuszając do uścisku.
- Wiem, o co ci chodzi. Może wyglądam na idiotę i
faktycznie czasem nim jestem, ale naprawdę rozumiem, co do mnie
mówicie. - Urywam krótkim westchnięciem. - Ja po prostu nie biorę
tego do głowy. Chciałabyś, żebym cały czas o tym myślał, i
żeby to wszystko stało się prawdą?
Dziewczyna kiwa przecząco głową.
- No właśnie. - Całuję jej rozgrzany policzek i
puszczam, kiedy staruszek wchodzi z naszym jedzeniem. - A poza tym,
nie mogę umrzeć, bo mam zostać Hokage. - Uśmiecham się biorąc w
dłonie pałeczki.
- No, smacznego życzę. - Staruszek mówi podając nam
Ramen.
- Dziękujemy. - Ino uśmiecha się promiennie i zabiera
się za jedzenie.
Idę w jej ślady i po chwili w moich ustach rozpływa
się genialne danie. Jemy w ciszy, bo kto chciałby rozmawiać z
pełną buzią? Wracając do mojej misji, chciałbym spotkać się jeszcze
z Sakurą sam na sam. Porozmawiać o tym, o czym nie mogliśmy, bo
brutalnie nam przerwano.
- Staruszku, genialne jak zawsze. - Mówię odkładając
pustą miskę.
- Cieszę się. Dokładkę?
- Chciałbym, ale nie mam już miejsca. - Krzywię się.
- Innym razem.
- Dokładnie staruszku.
Ino kończy swoje danie zaraz po mnie i odstawia pustą
miskę na bok.
- To co, idziemy?
- Jasne. - Odpowiadam i powoli wstaję z miejsca.
Blondynka idzie w moje ślady i staje obok mnie. Żegnamy
się z mężczyzną i wychodzimy na zewnątrz. Odprowadzam właśnie
Ino do domu. Nie lubię, kiedy chodzi sama po ciemku, mimo tego, że
jest genialnym shinobi.
- Ino?
- Tak?
- Myślałaś kiedykolwiek o tym, że nasze życie mogłoby być lepsze, gdybyśmy zakochali się w sobie?
Widzę zaskoczenie na jej twarzy. Chyba nie spodziewała
się usłyszeć takiego pytania, a już szczególnie nie ode mnie. Po
chwili jednak zaczyna cicho się śmiać.
- Aż takie śmieszne pytanie? - Pytam zdezorientowany.
- Nie, śmieszy mnie to, że dzisiaj rozmawiałyśmy o
tym z dziewczynami.
- Serio? - To one o mnie rozmawiają?
- No. Może nie do końca o tym samym, ale zasugerowały
mi, żebym się za ciebie wzięła. - Mówi zażenowana.
- Może to wcale nie głupi pomysł. - Mruczę cicho
trochę zdenerwowany faktem, że nawet Sakura o tym z nią
rozmawiała.
- Odbiło ci? - Chichocze.
- Trochę tak. - Milczę chwilę. - Nie odpowiedziałaś
mi jeszcze.
- Naru, byłoby nieskończenie wiele razy lepsze. -
Widzę, że mówi to z pełną powagą i przekonaniem.
- Nie chcesz nawet spróbować? - Wypalam bez namysłu.
Patrzymy na siebie dość intensywnie.
- Naru...
- Nieee to głupie. - Przerywam jej i zaraz po moich
słowach oboje wybuchamy śmiechem.
- Wyobrażasz sobie nas razem? - Pyta dalej się
śmiejąc.
- Nie, ale broń Boże nie dlatego, że jesteś brzydka,
tylko po prostu...my się przyjaźnimy i tyle.
- Z ust mi to wyjąłeś.
- Ale, jedno wiem na pewno. - Uśmiecham się
łobuzersko.
- Co takiego?
- Całujesz nieziemsko. - Mimo spodziewanego łomotu
miło się zaskakuję. Ino ponownie wybucha niepohamowanym śmiechem.
- Miałam dobrego partnera. - Mruga mi, kiedy stajemy
pod jej domem. W jej towarzystwie uśmiech nie schodzi mi z twarzy.
- Spotkamy się jeszcze? - Pyta podchodząc do drzwi, o
które się opiera. Spogląda na mnie intensywnie z zaplecionymi
rękoma na klatce piersiowej.
- Mam nadzieję kochanie. Nawet na chwilkę, ale muszę
się z tobą jeszcze pożegnać.
- No ja myślę kotku. - Uśmiecham się na jej słowa.
Zbliżam powoli i patrząc jej prosto w oczy składam całusa na
policzku.
- Oh Uzumaki, rozpieszczasz mnie dzisiaj. - Wzdycha
teatralnie machając dłonią.
- Zasłużyłaś.
- Uważaj, bo jeszcze pomyślą, że się ze mną
umawiasz.
- Przeszkadza ci to?
- Nie, a tobie?
- Mi wszystko wisi, bardziej chodzi mi o ciebie skarbie.
Nie chcę, żeby gadali, że masz coś do Jinjuriki'ego.
- Oh, ale przecież ja właśnie coś do niego
mam. - Uśmiecha się zalotnie. - Jest moim najlepszym kumplem i
wcale się tego nie wstydzę, to powód do dumy.
- Weź, bo się rozkleję. - Mówię udając, że
wycieram łzę spod oka.
- Dobra, spadaj już.
- No proszę, najpierw najlepszy kumpel, a teraz mnie
wygania. - Chwytam się za serce z urażoną miną.
- Nie przesadzaj. Musisz się regenerować. - Pauzuje na
chwilę. - Do zobaczenia wariacie.
- Narka kochanie. - Na odchodne cmokam do niej, i kiedy
tylko znika w drzwiach ruszam przed siebie.
Chowam dłonie w kieszeniach spodni, spotykają się z
czymś zimnym i metalowym, przypominam sobie, że mam jeszcze jedną
rzecz do zrobienia. Wyciągam je i jeszcze raz sprawdzam adres.
Dostrzegam, że to całkiem blisko. Dwie uliczki dalej. Przechodzę
obok bogatych domów i wchodzę w dzielnicę, w której można
dostrzec już znacznie uboższe domy i drewniane chatki.
Zdezorientowany spoglądam raz jeszcze na adres i widzę, że się
nie pomyliłem. To ta ulica. Jeszcze kilka kroków i będę na
miejscu. Rozglądam się zdezorientowany, bo nie tak wyobrażałem
sobie mieszkanie Hokage. Mijam ostatnią drewnianą chatkę, po
której powinien być już ten numer domu. Patrzę w prawą stronę i
nie dowierzam. Pośród tych wszystkich domków, jeden na pewno się
wyróżnia. Jest odgrodzony zielonymi drzewkami i ładnym płotkiem.
Podchodzę bliżej i popycham otwartą furtkę. Do sporego domu
prowadzą mnie równo ułożone kamienie. Zamykam za sobą i najpierw
przyglądam się podwórku. Jest całe zielone z pięknymi kwiatkami.
Sądzę, że ktoś tu przychodzi i dba o to wszystko. Spoglądam
przed siebie. Moim oczom ukazuje się spory domek. Jest wyłożony
jakimś ładnym białym kamieniem. Podchodzę bliżej. Staję
naprzeciw drzwi i z lekkim oporem wsadzam w nie klucz. Otwieram
bardzo ostrożnie. W środku panuje ciemność, więc po omacku
szukam kontaktu. Znajduję go i po chwili mnie oślepia. Kiedy udaje
mi się przyzwyczaić do światła rozglądam się po pomieszczeniu.
Po mojej lewej znajduje się ciąg dwóch szaf. Zaraz za tym
wszystkim wchodzę do przestronnego salonu, gdzie po prawej stronie
znajdują się schody. Po lewej jest umieszczona spora, skórzana
kanapa. Mijam ją dotykając oparcia. Zmierzam w lewą stronę. Na
wprost mnie widzę sporą kuchnię, na której środku znajduje się
wyspa. Wszystkie pomieszczenia utrzymane są w jasnych kolorach.
Jakieś pięć metrów przed kuchnią, po lewej dostrzegam drzwi,
które bez wahania otwieram. Tym pomieszczeniem okazuje się być
toaleta, skromna. Sedes, szafeczki, na których jest umywalka, spore
lustro i kabina prysznicowa. Same niezbędne rzeczy. Wycofuję się i
moim celem na teraz są schody, po których za chwilę wchodzę.
Kiedy staję na korytarzu dostrzegam pięć pokoi. Wchodzę do tego
po prawej stronie. Przestronna sypialnia. Podchodzę dalej i moim
oczom ukazuje się duże niezaścielone łoże, a obok niego
łóżeczko. To chyba sypialnia moich rodziców. Wychodzę, nawet nie
patrząc, co jest za kolejnymi drzwiami. Jestem na korytarzu i
zmierzam do tych drzwi po lewej stronie. Otwieram je i moim oczom
ukazuje się mniejszy pokoik, ale stoi tam również spore łoże.
Myślę, że to pokój gościnny. Zamykam za sobą i wchodzę do
kolejnego pomieszczenia po prawej stronie. Jest zrobione w kolorach
niebieskiego. Znajduje się tam łóżeczko, kilka szafek i spora
szafa. Ten pokój wielkością przypomina sypialnię rodziców.
Wychodzę i idę do kolejnego pomieszczenia, tym razem po lewej
stronie. Jest przestronne, tak jak poprzednie. Kolejna sypialnia, ale
ta różni się od pozostałych, jest bez wyposażenia. Gołe,
kremowe ściany i ciemniejsza podłoga. Został mi ostatni pokój, po
prawej, do którego wchodzę bez namysłu. Jest chyba największy i
wcale się nie dziwię. Na środku stoi spore biurko, a przy nim
wyglądający na wygodny czerwony fotel. Po prawej stronie znajduje
się barek, a po lewej mała biblioteczka i sejf. Jestem ciekaw, co
mogę tam znaleźć.
Perspektywa
Tsunade:
- Jesteś pewna, że dobrze zrobiłaś? - Pyta
mężczyzna.
- Tak, Naruto na to zasłużył.
- A co ze starszyzną? Przecież ten dom nie został do
końca spłacony. Prawnie...- Mężczyzna zacina się na chwilę i z
prychnięciem dodaje. - Prawnie nawet nie wiadomo do końca, do kogo
powinien należeć.
- Jiraiya, czy sądzisz, że gdybym z nimi nie
rozmawiała, to dałabym Naruto ten dom?
Patrzy na mnie intensywnie myśląc.
- Nie. - Przyznaje po chwili.
- Właśnie. Muszą się z tym pogodzić. Naruto jest
już prawnym właścicielem, czy tego chcą czy nie. - Wzdycham
opierając brodę o splecione dłonie. - Poza tym, gdyby Minato nie
zginął, spłaciłby wszystko.
- Nie musisz mi tego mówić. Doskonale wiem, że mało
mu zostało.
- Nie tylko spłacał kredyt. Wiesz, że oszczędzali? -
Dodaje po chwili ciszy. Widząc moje zdziwienie kontynuuje. - Kiedy
widziałem się z nimi ostatni raz...to był jakiś tydzień przed
narodzinami Naruto. Dowiedziałem się wtedy, że oszczędzają, ale
mówili, że to niespodzianka.
- Teraz już nigdy nie dowiemy się po co. - Mówię
zmęczona. Średnio mnie to interesuje.
- Tsunade. - Mówi tym swoim specyficznym głębokim
głosem.
- Co się stało? - Pytam, bo wiem, co on zwiastuje.
- Jesteś pewna, że dobrze robisz z Naruto?
- O to chodzi. - Uśmiecham się lekko. - Dobrze wiesz,
że to doskonała okazja.
- Ale nie mogłaś wybrać innej misji?
- Jiraiya, starzejesz się. - Prycham. - Nie zapominaj,
że Naruto jest silny, poradzi sobie.
- Kiedy odkryłaś, co chcą zrobić? - Na te słowa
robi mi się niedobrze. Denerwuję się od razu, co zauważa siwo
włosy. Moje brwi są mocno ściągnięte.
- Trzy dni temu. - Prycham. - Z chęcią zobaczę ich
przebrzydłe gęby, kiedy zastaną tam mnie, a nie Naruto.
- Kto to wymyślił? - Pyta tak samo wściekły, co ja.
- Danzou. - Wypluwam jego imię jak palący jad.
- Gdybym mógł, od razu bym go...- Mówi z furią w
oczach.
- Ale nie możesz. - Wcinam mu się w słowa. - Nie
możemy zniżyć się do jego poziomu. - Robię chwilową pauzę. -
Najgorsze jest to, że te dwa staruchy dały się w to wplątać.
- Po tym, nawet Naruto nie przeżyłby ze swoimi
zdolnościami klanowymi. - Mężczyzna zaciska zęby.
- Niestety, ale opanowaną częściowo bestię ciężej
wyciągnąć. - Dodaję. - Gdyby był w sytuacji, jak Kushina,
uszedłby z życiem. Teraz, niekoniecznie.
- Tsunade, proszę na naszą przyjaźń. Spraw, żeby
cierpiał. - Pierwszy raz widzę go takiego i aż mnie to przeraża.
Kiedy patrzę w jego puste oczy, moje ciało przebiega nieprzyjemny
dreszcz.
- Zgnije w najgorszym więzieniu. Już dawno trzeci
powinien się nim zająć. Podżeganie do zdrady wioski, wyrżnięcie
klanu Uchiha, a teraz próba wyciągnięcia biju z ciała
Jinjuriki'ego. Nie wiem jak dla ciebie, ale dla mnie to murowane
dożywocie w ciężkich pracach na rzecz wioski.
Urywam patrząc na niego z uśmiechem. Nie od razu, ale
spoglądając na mnie Jiraiya również się uśmiecha. Kiedy to
robi, jest tak bardzo podobny do Naruto, a może na odwrót?
Perspektywa
Naruto:
Wstałem dzisiaj wcześniej, bo przypomniało mi się,
że mam spotkać się z Naomi. Jestem właśnie w drodze. W nocy
byłem tak zmęczony, że spałem w domu moich rodziców.
Postanowiłem, że po spotkaniu wrócę do mieszkania, spakuję
rzeczy i definitywnie przeprowadzę się do rodzinnego domu, w którym
powinienem się wychowywać.
- Miałam nadzieję, że jednak nie przyjdziesz. -
Wzdycha dostrzegając mnie. Staję obok niej przy płocie w oddalonej
uliczce.
- Mówiłem, że przyjdę. - Uśmiecham się krzywo.
- Naruto, nie musisz brać tego syfu. Błagam, wycofaj
się. - Mówi przerażona.
- Uzależnię się? - Pytam prosto z mostu.
- Po razie nie. To nowy towar na rynku. Nie uzależnia
szybko, dlatego jest w fazie udoskonalania. Daje kopa, ale co z tego
jeśli nie uzależnia od razu? - Spogląda na mnie przerażona. - Nie
jest skuteczny, więc początkowo sprzedają tanio, później kiedy
go naprawią będzie drogo.
- Rozumiem. - Waham się chwilę. Powinienem to robić?
Chcę pakować się w to gówno?
- Naruto, widzę, że masz wątpliwości. Błagam, ja
koleżanka, nie bierz tego. Rozejdźmy się i zapomnijmy, że w ogóle
była o czymś mowa.
- Ile? - Pytam w końcu przerywając jej gadkę. Patrzy
na mnie wkurzona, ale bardziej na siebie niż na mnie.
- Sto. - Mówi po chwili namysłu.
Sięgam do tylnej kieszeni i podaję jej pieniądze.
Bierze je z wielkim ociąganiem. Rozgląda się i po kryjomu wkłada
do mojej dłoni małą torebeczkę.
- Chowaj. - Warczy. Słucham jej rady i szybko wsuwam to
w kieszeń spodni.
- Nie dąsaj się, szkoda życia. - Mówię z uśmiechem.
- Właśnie Naru, szkoda życia. Dostosuj się do
własnej rady. - Odburkuje.
- Nie wkurzaj się na mnie, jutro i tak już mnie tu nie
będzie.
- O czym ty do cholery gadasz? - Patrzy przerażona.
- Idę na misję i nie wiem, kiedy wrócę. Jedno jest
pewne, prędko mnie nie zobaczysz.
- Dałam ci jedną dawkę. Jeśli przyjdziesz po
następną... - Kończy niepewnie.
- Co zrobisz Naomi? - Uśmiecham się. - Nie zrobisz
nic.
- Powiem Sakurze, Ino, Saki. Komukolwiek. - Wyrzuca na
jednym wdechu. - Jeśli będzie trzeba, powiem też Hokage. - Moje
oczy na pewno wyrażają teraz dogłębny szok.
- I przy okazji wkopiesz siebie?
- Tak. Nie pozwolę, żeby moim kolegom stała się
krzywda. - Zastanawia się chwilę. - Może sprzedaję to gówno, ale
nie z własnej woli, dobrze o tym wiesz. - Kiwam głową, żeby jej
przytaknąć. - Pocieszam się faktem, że jeszcze nigdy nie
sprzedałam tego dobrym ludziom.
- O czym ty mówisz? - Teraz to ja jestem
zdezorientowany.
- Naru, mało wiesz o tym, co dzieje się w wiosce. Kto
przychodzi, odchodzi, zostaje. Mamy tu całkiem sporą liczbę
bandytów.
- Znasz ich?
- Tak, nie powiem ci więcej. To klienci, nie mogę ich
wkopać...przynajmniej do czasu aż się z tego bagna uwolnię. -
Uśmiecha się smętnie.
- Powiedziałaś, że już mało ci zostało.
- Bo to prawda. Tylko, że im bliżej jestem to wydaje
się bardziej odległe.
- Naomi, wytrzymałaś tyle czasu, dasz radę. -
Zaciskam zęby. - Chciałbym wsadzić tych gnoi.
- Dobrze wiesz, że na razie to niemożliwe.
- Jak tylko go uwolnią, pomogę ci.
- Podobno idziesz na misję, jak chcesz to zrobić?
Naruto cholera, nie jesteś Bogiem. Sam niczego nie załatwisz. -
Robi chwilę przerwy. - Sporo i tak już mi pomogłeś.
- Wiesz, że zawsze możesz poprosić o pomoc? - Pytam
dla upewnienia.
Kładę dłoń na jej prawym ramieniu, chcę dodać
dziewczynie trochę otuchy. Ma ciężkie życie. Rodzice nie żyją,
młodszy brat jest zakładnikiem bandziorów, których Konoha na
razie nie jest w stanie złapać.
- Wiem. Muszę spadać. - Wzdycha. - Ostatni raz proszę,
żebyś to przemyślał i nie brał. To ci nie pomoże, a na pewno
zaszkodzi. Jesteś shinobi, musisz być sprawny. A po tym. - Spogląda
wymownie na moją kieszeń spodni. - Nie wiadomo, co może się stać.
Nie czekając na odpowiedź i nawet na mnie nie patrząc
oddala się w dość szybkim tempie. Zostawiła mnie z moimi
pieprzonymi myślami. Powoli ruszam z miejsca mając w głowie jej
słowa. Krążą tam bezustannie i za cholerę nie chcą się
wynieść. Powiedziała, że jeśli to wezmę, nie wie, co może się
stać. Cholera, powinienem być silny, a ostatnio wcale tak nie
wyglądam. Na dobrą sprawę nie wiem, co się ze mną dzieje.
Chciałbym zrzucić to wszystko na chwilowe załamanie nerwowe,
chociaż w sumie skąd wiem, że takowego właśnie nie przechodzę?
Mam wahania nastrojów, jestem bardziej drażliwy, wszystko ogólnie
mi przeszkadza. Z transu wyrywa mnie szczekanie psa, którego posiada
sąsiad. Wchodzę na schody i po chwili znajduję się przed drzwiami
do mojego mieszkanka. Otwieram je i z impetem wchodzę do środka.
Chcę wszystko pozbierać, spakować i wynieść się z tej
nieszczęśliwej rudery. Mimo tego, że tak naprawdę mógłbym nawet
spać pod mostem, te mieszkanie wzbudza we mnie nie najmilsze
uczucia. No, może z wyjątkiem jednego.
Perspektywa
Sakury:
- To co robimy skarbie? - Pytam leżąc wtulona w
swojego chłopaka.
- Dla mnie możemy cały dzień przeleżeć w łóżku.
- Macha sugestywnie brwiami.
- Sasuke, tak się nie da. - Uśmiecham się szeroko
chowając twarz w jego szyję. Kiedy czuje mój nos przy swojej
skórze cicho mruczy.
- Jakby nie patrzeć, to już nie taki ranek. - Wzdycha.
- Ranek to był jakieś siedem godzin temu. - Prycham.
- Czas z tobą w łóżku płynie dość szybko. - Mam
nadzieję, że nie widzi moich zarumienionych policzków.
- Och, przypomniało mi się coś. - Wzdycham mając
nadzieję, że Sasuke nie urządzi mi tu teraz piekła.
- Co znowu?
- Muszę iść do Naruto. - Kiedy wypowiadam jego imię,
czuję jak mięśnie kruczowłosego naprężają się dość mocno.
- Po co do niego idziesz? - Mówi przez zęby, jest zły.
- Coś go dręczy, chcę z nim o tym pogadać.
- Nie sądzisz, że powinien sam się z tym uporać? -
Naciska.
- Zawsze to robi.
- No właśnie i dla wszystkich to najlepsza opcja.
- Sasuke. - Zaczynam. Lekko unoszę się w górę na
wyprostowanej ręce. Przeszywam go wzrokiem na wylot. - Jesteś
zazdrosny?
- Nie.
- Sasuke. - Naciskam.
- No dobra. Wytłumacz mi, jak mogłaś go pocałować?
Dalej nie mogę tego zrozumieć.
Milknę na chwilę, bo naprawdę nie wiem, co mogę mu jeszcze powiedzieć. Bez bicia przyznałam się chyba już do wszystkiego. No właśnie, chyba.
Milknę na chwilę, bo naprawdę nie wiem, co mogę mu jeszcze powiedzieć. Bez bicia przyznałam się chyba już do wszystkiego. No właśnie, chyba.
- Tłumaczyłam ci to milion razy. Myślałam, że
umiesz przyswoić informacje. - Mówię zdecydowanie zbyt oschle.
- Sakura, proszę cię. Ja po naszym zerwaniu nie
obściskiwałem się z Ino. - Wzdycha przeczesując swoje włosy,
targając je jeszcze bardziej. Gdybym nie była na niego zła, pewnie
bym się rzuciła na kruczowłosego.
- Dlaczego akurat z Ino? - Pytam, żeby tylko jak
najbardziej oddalić temat ode mnie.
- Cholera, tylko tak mi się powiedziało, to
najprostszy przykład. - Wzdycha z poirytowania i milknie na jakieś
trzydzieści sekund. - Nie zmieniajmy tematu.
- Powtarzam po raz setny. Byliśmy kompletnie pijani, a
że czas spędzaliśmy razem to tak wyszło. Nawet gdyby siedział
ze mną wtedy ktoś inny, dajmy na to Kiba....też najpewniej
wykorzystałabym go w ten sam sposób, a on na miejscu Naruto, jako
pijany człowiek, zrobiłby to samo.
- Sakura?
- Co znowu? - Widzę tą konsternację rysowaną na jego
twarzy i wiem, że chce zadać jakieś ważne pytanie, bo jego rysy
twarzy są teraz bardzo ściągnięte.
- Nie...nie posunęliście się krok dalej? - Zalewa
mnie niepohamowana fala gorąca.
- Nie. Czy ty do końca oszalałeś? - Wyrzucam.
- Przepraszam, musiałem to w końcu z siebie wyrzucić.
- Przypominam, nie byliśmy razem. Nie muszę tłumaczyć
się przed tobą z niczego, a jednak to zrobiłam. - Wzdycham. -
Proszę, uszanuj chociaż to.
Chłopak unosi się i składa czułego całusa w kąciku
moich ust. Z powrotem układam się na jego klatkę piersiową.
- Przepraszam skarbie. - Robi chwilową pauzę. - Nadal
wolałbym, żebyś do niego nie szła.
- Sasuke, to nasz przyjaciel. Chcesz zostawić go
zupełnie samego? Wiesz, że jutro idzie na tą przeklętą misję?
Cholera, nawet to, że należy do naszej drużyny nic dla ciebie nie
znaczy.
Wiem, że chłopak w tej chwili intensywnie myśli nad
moimi słowami. Jego klatka piersiowa porusza się szybciej niż
dotychczas.
- Masz rację. Jestem kompletnym debilem. - Moje oczy
wytrzeszczają się w zupełnym szoku.
- Żartujesz? Czy ty nazwałeś siebie debilem?
- Sakura, nie przeginaj.
- Czyli mogę do niego iść? - Chłopak chwilę się
waha.
- Tak, ale żadnego przytulania, całowania i najlepiej
trzymaj się od niego pięć metrów dalej.
Śmieję się cicho.
- Wiesz co? W tym jego mieszkanku będzie to trochę
trudne.
- Żadnego przytulania i całowania. - Naciska.
- Dobrze już dobrze. - Z uśmiechem wodzę palcem po
jego umięśnionym brzuchu.
- Jesteś tylko moja i tak ma zostać. - Chłopak
mocniej zaciska ramiona oplecione wokół mojej talii.
Chichoczę, kiedy jego wargi spoczywają na mojej
głowie.
- Ma się rozumieć panie Uchiha.
Perspektywa
Naruto:
To był ciężki dzień, dochodzi godzina dziewiętnasta
i dopiero teraz zamykam drzwi z ostatnimi rzeczami zebranymi z
mieszkania. Odkładam je na bok i zamykam za sobą drewniane, potężne
drzwi. Wkładam klucz w zamek i schylam się, żeby wziąć karton z
podłogi. Niosę go prosto do salonu, gdzie obok stoliczka układam
pakunek. Przecierając dłońmi zmęczoną twarz rzucam się na
kanapę. Wzdycham zmęczony i spoglądam na zapełniony barek.
Wstaję, wyjmuję z kieszonki narkotyk i rzucam go na stolik.
Podchodzę do barku i nalewam sobie Sake. Chyba mogę zrelaksować
się pod koniec dnia. Zaraz i tak idę spać, jest późno, a jutro
muszę rano wstać. Wypijam alkohol duszkiem, ponawiam czynność i
ponownie wypijam Sake. Odstawiam szklankę. Podchodzę do jednego z
kartonów i wygrzebuję z niego krótkie szorty, majtki i jakiś
ręcznik. Kieruję się w stronę kuchni i zbaczam do toalety.
Zamykam za sobą i szybko wchodzę pod prysznic. Biorę szybką,
orzeźwiającą kąpiel i wychodzę dokładnie wycierając każdy
skrawek ciała. Ubieram się i podchodzę do umywalki. Kręci mi się w głowie, kiedy staję
przed lustrem i chcę wziąć wcześniej przygotowaną szczoteczkę i
pastę do zębów, żeby nie upaść
przytrzymuję się umywalki.
- Było sobie mniej nalać idioto. - Prycham do swojego
odbicia.
Przeczesuję dłonią mokre włosy i zabieram się za
mycie zębów. Kiedy kończę słyszę dzwonek do drzwi. Jestem
zdezorientowany, bo przecież nikomu nie podawałem tego adresu.
Odkładam rzeczy na półkę i wychodzę z toalety. Kieruję się
prosto do drzwi, przed którymi po chwili staję. Chwytam za klamkę
i bez zastanowienia otwieram. W połowie drogi, na moje usta wkrada
się drobny uśmiech.
- Głąbie, nie zostawia się swojego nowego adresu ot
tak na drzwiach. - Opiernicza mnie, nawet na mnie nie spoglądając.
Otwieram drzwi do końca i dopiero wtedy na mnie spogląda. Widzę,
że chce coś powiedzieć, ale zaraz zamyka usta i skanuje wzrokiem
całe moje ciało.
- I może byś się ubrał. - Opieram czoło o krawędź
drzwi i przyglądam się jej ze szczególną uwagą. Potargane włosy,
lekkie sińce pod oczami, źle zapięta koszula w kratkę. Z
łatwością można pomylić to ze zmęczeniem. Zaciskam szczękę i
czuję dziwny niepokój, mój uśmiech szybko schodzi z twarzy.
- Coś się dzieje? - Pyta zdezorientowana.
Na jej twarzy w tym momencie można dostrzec również
cień troski. Gdyby nie jeden mocny szczegół, wyglądałaby dziś
pociągająco, mocniej niż zazwyczaj.
- Nie. - Przybieram sztuczny uśmiech. - Jestem trochę
z-zmęczony, tyle. - Próbuję zamaskować fakt, że jestem
zakręcony.
- Nie zostawiaj więcej kartek na drzwiach. - Unosi w
górę biały skrawek papieru, na którym widnieje adres.
- Gdybym jej nie zostawił, nie wiedziałabyś, gdzie
mnie szukać.
- Fakt, ale jakoś bym sobie poradziła.
- A po co chciałabyś tak się wysilać? - Przekręcam
głowę w prawą stronę oczekując jej odpowiedzi.
- Nie dokończyliśmy rozmowy.
- Nie? Wydaje mi się, że wszystko już
przedyskutowane. - Uśmiecham się szczerze.
- Dobrze to ująłeś. Wydaje ci się. - Dziewczyna
patrzy na mnie oczekująco.
- Zapraszam w moje nowe skromne progi. - Odsuwam się od
drzwi wskazując drogę dłonią. Sakura rozgląda się uważnie, tak
jakby chciała zapamiętać każdy skrawek domu.
- Nie powiedziałabym, że takie skromne. - Odwraca się
w moją stronę przez co prawie wpada na mój tors. Nie dotyka mnie,
chyba nawet z całych sił tego unika. Zadziera jednak lekko głowę
w górę i patrzy prosto w moje oczy.
- Co chcesz tam zobaczyć? - Mój jeden kącik ust unosi
się w górę.
- Nie wiem. - Uśmiecha się lekko i odsuwa jak
najdalej. Oddycham z ulgą, bo kiedy stała tak blisko, prawie się
dusiłem.
- No! Skromne może i nie są, jak na Hokage przystało.
- Wspominam swojego ojca. Przecież to był jego dom.
- Wprowadziłeś się na stałe? - Pyta rozglądając
się dookoła.
- Myślę, że tak. Tam tylko się dusiłem. - Przyznaję
szczerze.
- Na razie długo jeszcze tu nie zabawisz.
- No nie. Będę musiał przeżyć jeszcze jakoś góra
dwa miesiące. - Uśmiecham się i siadam na kanapę. Dziewczyna stoi
przy stoliku.
- Słuchaj Naruto. Wracając do wczorajszego dnia. - Jej
oddech staje się cięższy. - Na początku miałam ochotę cię
zabić. - Przyznaje szczerze, a na mojej twarzy pojawia się
zadziorny uśmieszek.
- Wiem. - Śmieję się. - Sakura, chyba nie sądziłaś,
że jestem aż tak głupi? - Zaplatam dłonie na karku,
ale wcześniej przeczesuję mokre włosy. Różowo włosa obserwuje
każdy mój ruch, czuję się trochę nieswojo.
- Przyznam szczerze, że myślałam, że powiesz mu
wszystko. To o czym rozmawialiśmy przed wejściem Sasuke.
- A o czym rozmawialiśmy?
- Nie udawaj głupiego. - Wstaję i równam się z
dziewczyną, ale nie podchodzę. Stoję przy kanapie, na razie to mi
wystarczy.
- O tym, czy łatwo zapomnieć. Dobrze pamiętam? -
Spoglądam na nią bardzo intensywnie. Gdybym mógł, przysięgam, że
nie stałaby sobie tam tak spokojnie.
- Mówiłam, żebyś nie udawał głupiego. - Mówi
zirytowana. Między nami zapada chwila ciszy.
- Czy ty coś piłeś? - Patrzy w kąt na pustą
szklankę na barku.
- Trochę. - Przyznaję bez bicia.
- Dlatego jesteś taki denerwujący. - Prycha. - Wiesz
co? Pogadamy innym razem.
Sakura odwraca się w stronę wyjścia, ale nie pozwalam
jej odejść. Chwytam za nadgarstek dziewczyny i odwracam w swoją
stronę bardzo delikatnie. Nie chcę, żeby na mnie wpadła i znów
czuła się niezręcznie.
- Czekaj, możesz już nie mieć na to okazji. -
Wzdycham.
- Dlaczego jesteś dziś jakiś przygnębiony?
- Bo zdałem sobie sprawę z niektórych rzeczy. -
Przewracam oczami na jej pytające spojrzenie i kłamię prosto w jej
piękne oczka. - Sprawy związane z rodzicami. Byłem tu jako
niemowlak przed ich śmiercią. Wczoraj musiałem pozbyć się krwi z
pościeli. - Uśmiecham się smutno.
Dziewczyna robi coś, co totalnie mnie szokuje.
Delikatnie zsuwa swoją dłoń na moją i mocno ściska. Pod jej
dotykiem, moje ciało woła o więcej.
- Przykro mi, że musiałeś na to patrzeć.
- Spokojnie, jestem mężczyzną. Krew to dla mnie
pestka.
- Naruto, przestań udawać twardego. Do cholery, to
byli twoi rodzice. - Opieprza mnie.
- Masz rację. - Wzdycham ciężko. - Dobra, o czymś
chciałaś gadać nie?
- Mhm.
- To zaczynaj, bo kompletnie nie wiem co chodzi ci po
głowie.
- A ja nie wiem, co chodzi po twojej i to mnie martwi.
- Sakura, przestań się nade mną użalać, ja tego nie
robię, więc ty też przestań. Nie mogę tego znieść jak ostatnio
patrzy na mnie Ino, Saki a już najbardziej nie mogę znieść jak
patrzysz na mnie ty. - Mówię sfrustrowany. - Zaczęło się od
tego, kiedy dowiedzieliście się, kto był moim ojcem.
- To nie użalanie Naruto. Chcę ci pomóc. - Tłumaczy.
Delikatnie zabieram dłoń.
- Momentami za bardzo się starasz. - Dogryzam jej.
- Co masz na myśli? - Pyta widocznie zmęczona.
- Odkąd mnie pocałowałaś mam idiotyczne myśli, a
nie chcę się tak czuć. - Prycham. - Jeszcze wypytujesz o różne
sprawy, jakby dla ciebie to była błahostka. - Przyznaję.
- Nie chciałam, żeby tak się stało, dobrze wiesz...
- Tak. Byłaś pijana, ja też. - Robię chwilę
przerwy. - To wcale nas nie usprawiedliwia, wiesz? Później zrobiło
się naprawdę gorąco, pamiętasz? - Próbuję przypomnieć jej
tamtą noc, cokolwiek, żeby poczuć się lepiej od niej. Jestem
bezczelny i samolubny w tej chwili. Kiedy widzę ból rysowany na jej
twarzy krzywię się.
- Przepraszam, nie powinienem tego mówić. Nie
chciałem, żebyś się tak czuła. - Odwracam od niej wzrok, nie
mogę znieść tego widoku. Ona nadal nie pogodziła się z tą całą
sytuacją wokół nas, w sumie ja też nie.
- Naruto? - Pyta cicho.
- Mhm?
- Co. To. Do. Cholery. Jest?! - Cedzi każde słowo
krzycząc. Podchodzi do stolika i podnosi małą paczuszkę z
tabletką. Moje ciało oblewają gorące poty. Wpadłem po uszy.
- To...tabletka. - Dodaję spokojny.
- Widzę, ślepa nie jestem. - Warczy nacierając na
mnie. - Przyznasz się sam, czy mam ci powiedzieć co to jest?
- Narkotyki, co z tego? - Konfrontuję się z nią.
- Brawo! A teraz, co to kurwa u ciebie robi?!
Widzę, że ostro się wkurzyła. Zaczęła przeklinać, to złe symptomy.
Widzę, że ostro się wkurzyła. Zaczęła przeklinać, to złe symptomy.
- Kupiłem. - Przyznaję i zbliżam się w jej stronę.
Chcę powoli jej to zabrać.
- Po co?
- A po co kupuje się narkotyki? - Wyczekuję
odpowiedzi, której nie otrzymuję. - Po to, żeby wziąć.
Dopowiadam ciszej. Sakura patrzy na mnie z chęcią
mordu w oczach.
- Gdzie masz toaletę?
- Przy kuchni, a co? Nie zmieniaj tematu i oddaj mi to.
- Widzę szatański uśmiech na jej twarzy. Niezauważalnie uderza
mnie w klatkę piersiową i popycha na kanapę. Moje serce prawie
staje, kiedy jak opętana zaczyna biec w stronę toalety, po drodze
otwierając saszetkę. Biegnę za nią i prawie łapię ją przy
drzwiach, ale ucieka i dociera do sedesu. Nim zdążam chwycić
pigułkę, z przerażeniem w oczach obserwuję jak rozpuszcza się w
wodzie. Z nad ramienia Sakury spoglądam na jej triumfującą twarz.
Dziewczyna przekręca głowę w moją stronę, która teraz znajduje
się pięć centymetrów ode mnie. Mimo tego, że właśnie wyrzuciła
moje pieniądze do kibla, mam ochotę ją pocałować i nigdy nie
puścić.
- Moje pieniądze poszły się jebać. Przez ciebie. -
Mówię groźnie.
- Teraz zaboli, później mi podziękujesz. - Kwituje
wkurzona.
- Chciałem. To. Wziąć. - Cedzę. - To moje życie
Sakura.
- Jesteś skończonym idiotą w takim razie. - Prycha. -
Zamiast rozwiązać problemy szukasz szczęścia gdzieś indziej.
- Nawet nie mogę znaleźć go gdzie indziej. - Mówię
oschle.
Sakura odwraca się i zostawia mnie samego. Kieruje się
do drzwi. Biegnę za nią, i kiedy już prawie je otwiera, zamykam
uderzając w nie dłonią.
- Jeszcze nie skończyliśmy. - Mówię stanowczo.
Kładę jedną dłoń obok jej głowy, a drugą ręką
odwracam w swoją stronę. Kiedy Sakura stoi przodem do mnie, drugą
dłoń również układam przy jej głowie. Przeszywam ją wzrokiem i
nie spuszczam go nawet na chwilę.
- Naruto, przerażasz mnie. - Mówi półżartem
półserio. Uśmiecham się zadziornie.
- Chciałem to wziąć, żeby sprawdzić, czy
rzeczywiście jest po tym tak fajnie. - Tłumaczę.
- Wiesz, że to byłoby tylko chwilowe? - Prawą dłonią
chwytam za niesforne kosmyki jej włosów i zaczynam się nimi bawić.
- Wiem. - Wzdycham cicho. - Chciałem...Chcę się w
końcu od ciebie uwolnić. - Dzięki temu, że się jej tak
przyglądam, dostrzegam, że drgnęła jej powieka.
- Przestań mi o tym ciągle przypominać. Nie po to tu
przyszłam.
- I nie wyjdziesz z tym, co chciałaś wiedzieć. -
Przyznaję. - Sam uporam się ze swoimi problemami, ty jeszcze
bardziej je komplikujesz Sakurcia. - Widzę grymas bólu
przebiegający po jej twarzy. Drugą dłonią chwytam jej podbródek
i zadzieram go lekko w górę.
- To nie znaczy, że nie chcę z tobą gadać. Może
brzmię jak pokręcony. Po prostu, kiedy jesteś taka miła, pomocna
i tak bardzo się o mnie martwisz jest mi ciężej. Wolałem, kiedy
byłaś dla mnie okrutniejsza, biłaś mnie, wyzywałaś. Sam nie
wierzę, że to mówię, ale naprawdę to pomagało. To taka bariera,
której nigdy nie mogłem przeskoczyć. - Wzdycham ciężko i widzę,
że Sakura jest bardzo skołowana.
- Naruto, nie waż się. - Ostrzega, kiedy moje usta
znajdują się zbyt blisko jej.
Nachylam się jeszcze bardziej i lekko jak piórko
muskam wargami kącik ust dziewczyny. Czuję jak lekko się wzdryga.
Kiedy nieznacznie się odsuwam, widzę, że ma przymknięte oczy,
które zaraz otwiera.
- Dasz mi buziaka na pożegnanie? - Ładnie proszę, z
tym samym łobuzerskim uśmiechem, co wcześniej.
- Czy ty jesteś normalny? - Pyta oburzona.
- Trudno, sam go sobie wezmę. - Wzruszam ramionami.
Chwytam jej drobne dłonie w swoje i mimo sprzeciwów i
szarpaniny, umieszczam je nad głową dziewczyny. Przysuwam do niej swoje ciało i na dobrą sprawę Sakura nie ma już gdzie uciec. Zbliżam się
na tyle blisko, że czuję zapach jej skóry zmieszany z lekko
wyczuwalną wonią perfum. Składam całusa w kąciku ust i zaraz
za tym wpijam w te słodkie, cudowne usta.
~.~
Hej misie! Sorki za te opóźnienie, ale nie miałyśmy czasu, żeby dokończyć notki i dlatego tak wyszło. Mamy nadzieję, że się nie gniewacie, a rozdział Wam to wynagrodzi. Hope you like it! Patty&Paula
Mimo opóźnienia nie ma sie na co gniewac, ponieważ rozdzial jest boski. Sasek jest zazdrosny o Sakurcie, a Naruto tak chamsko ja pocałowal ahhh nie mogę sie doczekać kolejnego rozdziału. Życzę weny
OdpowiedzUsuńRozdział jest mega jestem ciekawą co bedzie dalej i oczywiście jak Sakura sie zachowa czy odepchnie Naruto czy moze odwzajemni czy coś jeszcze innego i co bedzie na tej misji, czekam na next z niecierpliwością pozdrawiam i zycze weny
OdpowiedzUsuńRozdział super niemoge się doczekać kolejnego rozdziału mam nadzieję że też napiszecie short-story, pozdrawiam i zycze weny.
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta z niecierpliwością
OdpowiedzUsuń