- Słodki Jezu, coś ty zrobił! - Krzyczy Saki, moja
przyjaciółka.
Siedzę właśnie na łóżku szpitalnianym w gabinecie
dziewczyn.
- Czy przypadkiem nie było z tobą pomocy?
Krzywi się Ino.
Krzywi się Ino.
- Była, zajęta swoimi sprawami. - Prycham.
- Ma rację. To była trudna walka. - Sakura staje w
mojej obronie. - Ten facet miał dziwną technikę, która wyssała
kompletnie z niego chakrę. - Wskazuje na mnie głową, kiedy bierze
odpowiednie rzeczy i zmierza w moją stronę.
- A jak wygląda ten drugi? - Pyta blondynka.
- Gorzej ode mnie. - Uśmiecham się krzywiąc. - W
sumie too, dlaczego ich tam zostawiliśmy?
- Bo Kakashi sensei stwierdził, że wyśle po nich
kogoś z Anbu. Swoją drogą ciekawa jestem, czy te sznury wystarczą.
- Dziewczyna staje przede mną i wlepia we mnie wzrok.
- Zapewniam, że powinny. - Wzdycham.
- Zdejmujesz, czy rozciąć? - Wskazuje palcem na moją
koszulkę.
Uśmiecham się lekko i sprawną ręką powoli zdejmuję
z siebie poszarpane ubranie. Sądzę, że już się nie przyda, więc
rzucam koszulką do kosza, który wcześniej zauważyłem. Spoglądam
na Sakurę i dostrzegam jak ochoczo skanuje całe moje ciało. Nie
ukrywam, że to mi się podoba.
- No dobra, widzę, że chyba tylko to jest pilne i do
wyleczenia. - Wskazuje głową na prawe ramię.
- Zdecydowanie. Jezuniu, to wygląda obrzydliwie Naru. -
Krzywi się Saki.
Dziewczynę tak jak Sakurę omiatają różowe włosy,
jest wzrostu pozostałych dwóch i ma przepiękne oczka, dla których
można stracić głowę. Jej rysy twarzy są delikatne, a lekko
wystające kości policzkowe sprawiają, że wygląda bardziej
kobieco.
- Domyślam się, że cholernie boli. - Wtóruje jej
Ino.
- Na domiar złego jeszcze dziwnie pulsuje. - Przyznaję.
Widzę jak dziewczyny krzywią się bardziej i mrużą
oczy, co naprawdę mnie śmieszy. Wyglądają teraz jak takie małe,
słodkie kreciki. Spoglądam na Sakurę, która patrzy mi prosto w
oczy i powoli zaczyna leczenie.
- Nic dziwnego, że pulsuje. Został kawałek ostrza. -
Wzdycha i bez ostrzeżenia wyjmuje to cholerstwo z mojego ramienia.
Syczę z bólu zaciskając szczękę.
- Nie mogę patrzeć jak przyjaciel cierpi. - Wzdycha
Ino.
- Tak, ja też. Zbiera mi się na wymioty. - Kręci
głową, żeby odgonić myśli. - Wychodzę stąd.
Saki zarzuca włosami odwracając się do mnie tyłem.
Śmieję się cicho, kiedy blondynka zmierza w ślad za przyjaciółką.
- Wybacz Sakurcia, nie dotrzymamy ci towarzystwa z tym
głąbem. - Saki mówi otwierając drzwi.
- Jak zwykle, zero z was pożytku. - Śmieje się różowo
włosa.
- Wybacz kochana. - Ino robi przepraszającą minę i
wychodzi w ślad za Saki.
Wracam wzrokiem na Sakurę, która z delikatnością i
pełnym skupieniem leczy moje ramię. Nie powiem, że nie boli, bo
bym skłamał. Boli piekielnie.
- Lepiej? - Po chwili milczenia zadaje pytanie
spoglądając mi w oczy.
- Odrobinkę. To chyba jeszcze nie wszystko, co?
- Nie. - Uśmiecha się ciepło. - To dopiero początek,
ale już powoli powinno trochę ulżyć.
- Trochę jest lepiej, ale dalej cholernie boli. -
Krzywię się na potwierdzenie swoich słów.
- Nic dziwnego Naru. To przeszło na wylot. W ogóle
dziwię się, że jeszcze tu siedzisz.
- Dlaczego? - Śmieję się mimowolnie.
- Inny na twoim miejscu pewnie by zemdlał, albo w ogóle
w trakcie drogi do wioski nie szedłby o własnych nogach. - Chyba
chce podnieść mnie na duchu.
- Nie szedłem sam. - Moje kąciki ust lekko drgają w
górę. Dziewczyna obdarza mnie spojrzeniem i dokładnie skanuje moje
oczy. - Miałem idealne wsparcie.
- Mhm, czarujesz jak zawsze. To jasne, że nawet sam
dałbyś radę. - Prycha udając urażoną.
- Gdybym musiał to pewnie jakoś bym się dowlekł. -
Przyznaję. - Ale jestem pewien, że po drodze kilkanaście razy
mogłoby mnie zaćmić.
Dziewczyna chichocze, a ja uwielbiam tego słuchać.
Odpływam, kiedy słyszę jej głos albo słodki śmiech.
- Pewnie przylazłbyś zmęczony, odwodniony i
umierający na drugi dzień.
- W najlepszym przypadku na drugi - Uśmiecham się.
- Po jednym na pewno już by cię szukali.
- Raczej nie. W końcu wioska mogłaby odetchnąć z
ulgą.
- Co ty mówisz. - Kręci z dezaprobatą głową.
- Stwierdzam fakty. - Cichnę na chwilę. - No, ewentualnie
Tsunade baachan mogłaby zrobić coś w mojej sprawie. Chyba mnie
lubi. - Uśmiecham się zakłopotany.
- Nie tylko ona. Dobrze o tym wiesz. - Ogarnia mnie
dziwne uczucie, kiedy tak głęboko patrzy mi w oczy. Mam wrażenie,
jakby mówiła tylko o sobie, ale pewnie jak zwykle jest ono mylne.
- No dobra, może jest jeszcze kilka osób. - Przyznaję.
- Trochę ich się nazbierało Naru. - Unosi w górę
swoją idealnie równą brew.
- Ta. Troszeczkę. - Uśmiecham się
smętnie.
Uśmiech nadal gościłby na moich
ustach, gdyby nie fakt, że moje ramie zaczęło boleć jeszcze
bardziej, co nie umknęło uwadze Sakury.
- Co jest? - Przerywa leczenie i
obejmuje moją twarz zmuszając mnie do patrzenia jej w oczy.
- Boli...bardziej. - Przymykam powieki,
bo ten ból jest tak duży, że w ten sposób szukam ukojenia.
- O nie... - Nie czuję już jej rąk
na swojej twarzy, a na ramieniu.
- Nie strasz mnie. - Szepczę spod
zmrużonych powiek.
- Kyubi wcale nam nie pomaga. - Jeszcze
bardziej przygląda się ranie. - Uleczył cię tam głębiej, ale
widzę tam jeszcze kawałek ostrza. - Krzywi się przez chwilę. -
Naru, to nie będzie przyjemne.
- Co chcesz zrobić? - Pytam
przerażony.
- Muszę to rozciąć. - Widząc mój
wzrok dodaje szybko. - Ale tylko trochę, muszę mieć odpowiedni
dostęp, żeby to wyciągnąć.
- Zrób to szybko. - Proszę zamykając
oczy. Ściskam je tak mocno...
- Nie myśl o tym.
- A o czym innym mogę myśleć? -
Panikuję.
- Nie wiem, o czymś przyjemnym. -
Otwieram szeroko oczy, kiedy dziewczyna kończy tą wypowiedź.
Spoglądam na nią i od razu wie, co chodzi mi po głowie, wiem to,
bo kręci głową z dezaprobatą.
- Wybacz. - Mówię z lekkim uśmiechem.
- Spoko, jeśli to ma ci pomóc. -
Wzdycha. Mieliśmy do tego nie wracać.
Widząc zakłopotanie na jej twarzy
zamykam oczy. Nie mogę widzieć, kiedy zacznie. W tym samym
momencie, kiedy Sakura zaczyna, do głowy wpada mi wspomnienie. Jeśli
się nad tym zastanowić, to najpiękniejsze i najlepsze wspomnienie
w moim życiu. Dokładnie tydzień temu...Całowałem się z Sakurą.
Jeśli mam być szczegółowy, to ona pocałowała mnie. Ja miałem
trudny okres, tak samo jak ona. Byłem smutny, zły, miałem po
prostu dość. Ona leczyła złamane serce, zerwała z Sasuke, była
zła na siebie, może na niego też, zdezorientowana. Siedzieliśmy u
mnie w domu, rozmawialiśmy i... stało się. Nie wiem, czy gdyby nie
Ino...po prostu mogło dojść do czegoś więcej, przynajmniej tak
uważam. Mimo tego jakim uczuciem darzę Sakurę, jestem wdzięczny
blondynce, bo seks trudniej byłoby obgadać. Tego już by się nie
cofnęło. Nasza przyjaźń...po prostu by się skończyła.
- Bolało jak cholera, prawie
zemdlałem. - Przyznaję, kiedy różowo włosa kończy.
- Widziałam. - Zaciska usta w wąską
linię. - Teraz będzie lepiej.
- Mam nadzieję. - Mój oddech nie chce
przestać być płytszym. Głośno wciągam powietrze, kiedy dłoń
Sakury ponownie powoli przesuwa się lecząc moje obrażenia.
- Jeszcze z dwie minuty i po wszystkim.
- Powiedziałaś mu? - Wypalam bez
jakiegokolwiek zastanowienia. Dopiero, kiedy słyszę swój głos w
myślach chcę się zabić. Widzę skonsternowanie na jej twarzy i
wiem, że postawiłem ją w trudnej i krępującej sytuacji.
- Tak. - Wzdycha odpowiadając, a mnie
zalewa fala gorąca.
- To dlatego jest dziwny. - Mruczę pod
nosem mając fałszywą nadzieję, że nie usłyszała.
- Jak to? - Pyta zdziwiona.
- Nie zauważyłaś jego wzroku? -
Spoglądam w jej skupione oczy. - Ma ochotę zapierdolić mnie jak
psa. - Uśmiecham się, co nie umyka jej uwadze.
- Po pierwsze język, a po drugie...-
Wzdycha cicho. - Bawi cię to? - Odwzajemnia moje spojrzenie,
próbując wyczytać coś z mojej twarzy.
- W sumie to nie, ale zabawne jest to,
że uwierzył, że mogę być jakąkolwiek konkurencją. - Prycham. -
Spójrz na mnie i na niego. Wszystkie różnice widać gołym okiem.
Głupi może i jestem, ale na pewno nie ślepy. - Kwituję oschle,
może za bardzo.
- Ale ty jesteś popierdolony. - Kręci
głową z rozbawieniem, a ja jestem w szoku, co na pewno zdradzają
moje rozszerzone oczy.
- Sakurcia, przecież ty nigdy nie
przeklinasz.
- Zamknij się i posłuchaj. To fakt,
wszystkie różnice widać gołym okiem... - Auć, zabolało.
- No widzisz, tak jak mówiłem. -
Wcinam się, to moja obrona.
- To dlatego debilu, że was nie da się
porównać. Wy jesteście totalnym przeciwieństwem.
- Nie musisz uświadamiać mi, że
urodą nie przypominam Boga. - Prycham.
- Nie o to mi chodzi kretynie. - Sakura
kończy i od razu odsuwa się ode mnie. Zgarnia krzesełko z lewej
strony, podsuwa je i siada wygodnie wlepiając we mnie te zielone
tęczówki.
- Chodzi o to, że on jest
czarnowłosym, śniadym chłopakiem o ciemnych oczach, a ty blondynem
o jasnych oczach i w sumie, jakby się przyjrzeć to też śniady
trochę jesteś. - Uśmiecha się, a mi robi się jakoś dziwnie
ciepło na serduszku. - To są dwa typy urody, żaden z was nie jest
brzydki, obaj jesteście w tym samym stopniu pociągający.
- Podkreśla ostatnie słowo.
- Woah, nie spodziewałem się usłyszeć
takich słów od ciebie. - Wzdycham i lekko macham ramieniem.
Troszeczkę jeszcze boli, dlatego się krzywię. Wstaję powoli i w
duchu modlę się, żeby tylko moja koordynacja ruchowa nie spłatała
mi figla.
- Co ty robisz? - Pyta zdziwiona, kiedy
staję naprzeciw niej. Z uśmiechem zniżam się do Sakury opierając
cały ciężar ciała praktycznie tylko na lewej ręce. Układam
dłonie na podparcia krzesła i zawisam nad dziewczyną zapatrując
się w te piękne oczy.
- Chyba muszę już iść. - Wzdycham.
- Uwielbiam spędzać z tobą czas, ale wszystko co dobre szybko się
kończy.
Puszczam do niej oczko i wykorzystując okazję, że jestem tak blisko, muskam wargami jej ciepły policzek.
Puszczam do niej oczko i wykorzystując okazję, że jestem tak blisko, muskam wargami jej ciepły policzek.
- Uważaj na siebie. - Szepcze, kiedy
powoli się prostuję. Cały czas patrzy prosto w moje oczy.
- Da się zrobić. - Uśmiecham się i
bez zbędnych ceregieli zmierzam do drzwi.
Kiedy są otwarte na wpół, odwracam
się w jej stronę z drobnym zakłopotaniem.
- A, no i dziękuję za pomoc, jak
zawsze niezastąpioną.
- Nie przesadzaj. - Uśmiecha się. -
A, no i nie ma za co. - Puszcza do mnie oczko i podnosi swoją słodką
dupcię z krzesła. Chwyta je za oparcie i ciągnie prosto do biurka.
Zamykam za sobą drzwi, kiedy tylko dziewczyna zasiada do papierkowej
roboty. Zmierzam korytarzem do wyjścia, oczywiście nie zapominając,
że nie mam żadnej koszulki przy sobie, którą mógłbym założyć
i uniknąć spojrzeń przechodzących obok mnie ludzi. Mijam automaty
i już po chwili znajduję się na środku ruchliwego holu. Po prawej
stronie, przy recepcji, dostrzegam trzy znajome twarze, więc
podchodzę i przystaję obok, przysłuchując się rozmowie. Od razu
w moje nozdrza uderza intensywny zapach kawy.
- No i ci mówię. Wyglądał jak jakiś
połamany lump najgorszego sortu. - Wzdycha Saki popijając kawę.
- Tak, i ta okropna dziura. - Strzącha
się Ino. Na moje usta wpełza uśmiech, kiedy widzę, że Kira nie
może wytrzymać ze śmiechu. Patrzy na mnie, a one nadal nie
dostrzegają mojej obecności.
- To wyglądało jakby Naru był jakimś
słabeuszem. - Dodaje blondynka.
- Kira, z czego ty się tak właściwie
śmiejesz? - Pyta wzburzona Saki. - My opowiadamy ci ze szczegółami,
w jakim stanie wrócił ten debil, a ciebie to śmieszy?
- Bo Naru stoi za wami idiotki. -
Wybucha śmiechem.
Dziewczyny odwracają się w moją
stronę i mało brakuje, żeby obie na mnie wpadły. Stoją
strasznie blisko, aż czuję ich oddech na klatce piersiowej.
- Cz-czemu ty jesteś tu nagi? - Saki
wskazuje paluchem na mój tors.
- Nie można to k-koszulki założyć?
- Ino mówiąc to spogląda w moje oczy.
- Nie zmieniajcie tematu, moją klatą
zajmiemy się później. - Spoglądam na nie z góry z przymrużonymi
oczami. - Fajnie dowiedzieć się, że jestem lumpem, a do tego
słabym lumpem.
Dziewczyny odsuwają się jak najdalej
mnie i wpadają prosto na ladę.
- Wiesz co? Ty...ty weź lepiej nie
wyłapuj pojedynczych słów dobra? - Burzy się Saki.
- Właśnie. - Przytakuje blondynka
zaplatając ręce na piersiach. - W ogóle to czego podsłuchujesz,
co?
- Gumowe uchooo. - Z uśmiechem swoje
trzy grosze dodaje Kira.
- Wcale nie. - Posyłam jej urażone
spojrzenie, ale później się uśmiecham. - Chciałem się tylko
pożegnać, zluzujcie dziewuszki.
Perspektywa
Saki:
Naru przyciąga nas do siebie i mocno
ściska zamykając w niedźwiedzim uścisku. Uśmiecham się z Ino na
jego wybryk, ale dochodzę do wniosku, że nie możemy dać się tak
łatwo podejść.
- No już! - Krzyczę próbując
wyswobodzić się z jego rąk.
- Fuuu, jesteś cały spocony, puść
nas! - Wierci się Ino.
- Jeszcze będziecie błagać o
przytulaski. - Uśmiecha się puszczając nas wolno.
- Kira? - Mówi podchodząc do lady.
Rozpycha mnie i Ino na boki.
- No? - Pyta zaciekawiona.
- Chodź tu. - Woła przysuwając się
jak najbliżej i lekko wychylając na palcach. Brązowo włosa
dziewczyna posłusznie wykonuje jego rozkaz.
- Co ty znowu chcesz? - Posyła mu
zirytowane spojrzenie, ale kiedy blondyn chwyta oburącz jej twarz i
szybko składa długiego całusa na jej policzku, jej usta
wykrzywiają się w szeroki uśmiech.
- Jesteś kretynem. - Mówi, kiedy Naru
się odsuwa.
- Wiem.
- Mogłeś powiedzieć, sama bym ci
dała buziaka. - Puszcza do niego oczko.
- Lubię brać dziewczyny z
zaskoczenia. - Na jego ustach pojawia się seksownie zadziorny
uśmiech.
Odwraca się w naszą stronę i
zaszczyciwszy nas przelotnym uśmiechem powoli odchodzi.
- Do zobaczenia laski. - Przysięgam,
że widzę przed oczami ten jego specyficzny uśmiech.
- Gdybym nie była z Konosuke, od razu
brałabym się za tego debila. - Wzdycha niebieskooka Kira.
- Bez obrazy Saki. - Uśmiecha się
słodko.
- Spoko wariatko. Gdybym nie kochała
go inaczej, to też bym się za niego wzięła, tak między nami.
Prycham roześmiana odwracając się w
jej stronę.
- Czasem się o niego boję. - Wypala
Ino pochmurniejąc.
- Bo? - Pyta zaciekawiona Kira.
- Bo może i wygląda na takiego
fajnego i w ogóle, ale od jakiegoś czasu nie mówi nam wszystkiego.
- Masz rację, ostatnio nie wiemy, co
się dzieje w tej pustej głowie. - Przytakuję.
- Od tamtego incydentu, co? -
Spoglądamy na siebie z Ino, a później na Kirę.
- Ta. - Wzdychamy razem.
- Kurcze, to był trening. Nie mógł
tego przewidzieć.
- Ale on nie daruje Kira. - Mówi Ino.
- Doskonale wszyscy wiemy, że zerwał
się po tym całym treningu...ale Naru nie może sobie wybaczyć, że
zaszło to tak daleko. - Dodaję.
- Jirayia-sama nie ma do niego
pretensji, wie, że to Kyubi. - Wzdycha Kira. - To wszystko jest
popierdolone.
- Niestety. Naru nie panował nad sobą,
kiedy się wściekł i wyszło jak wyszło. - Odzywa się blondynka.
- Ten jego uśmieszek może zmylić. -
Mówi rozmarzona Kira. - Cholera, jak sobie kogoś nie znajdzie, to
może być kwas. - Spogląda na nas wyczekująco. - Wiecie o tym?
Sprawa z Sakurą jeszcze gorzej go przybija.
- Cholera, o tym to ty wcale nie
wspominaj. - Mówię.
- Alkohol uderzył im do pustych łbów,
a Naru niestety spróbował czegoś, co jest kurewsko zakazane. -
Ino kręci głową mocno zażenowana.
- Wiesz, że zakazany owoc smakuje
najbardziej? - Pyta Kira.
- Mi to mówisz? - Blondynka jęczy
żałośnie.
Kiedy patrzę na Ino i Naruto to
przysięgam, że mam ochotę się zabić. Oboje kochają niewłaściwe
osoby. Jak dla mnie, mogliby skończyć razem, fajnie prezentowaliby
się jako para.
- Ino?
- Mmm?
- A może wyrwiesz Naru? - Kira
uśmiecha się złowieszczo.
- Pogięło cię? - Ino prawie się
opluła. - On jest dla mnie jak brat.
- Ej, nie złość się tak, bo ci
żyłka wyłazi. - Brązowo włosa wskazuje na skroń blondynki. -
Gdybyś spróbowała, to na pewno chciałabyś więcej.
- Kira, to jest nierealne. Dla mnie to
jakby kazirodztwo. - Tłumaczy wlepiając w nią swoje niebieskie
tęczówki. Recepcjonistka śmieje się jak głupia.
- Jakoś jak graliśmy w butelkę to
nie bardzo protestowałaś. - Przytacza w końcu.
- Wiedziałam, że to wyciągniesz. -
Uśmiecham się wypowiadając te słowa.
- No co? Chyba to są fakty, nie?
Całowaliście się i ciężko was było odkleić.
- Po pierwsze, to było dawno. - Ino
robi się czerwona. - A po drugie, byliśmy po alkoholu, a takie było
wyzwanie.
- Już się nie tłumacz. - Kira śmieje
się jak głupia. - Fakty faktami skarbie.
No tak, może i się całowali, ale
ludzie, czasy się zmieniły. Nic nie jest takie jak dawniej.
Dosłownie nic. Wszystko się zmieniło. Począwszy od naszych
relacji, skończywszy na dziwnym zachowaniu Naruto.
Perspektywa
Naruto:
Wkładam właśnie klucz w zamek do
drzwi swojego małego mieszkanka. Otwieram i powoli wchodzę do
środka. Jak zwykle panuje tu bałagan, którego nawet nie mam czasu
posprzątać. Całe życie w biegu i rzadko tu zaglądam. W sumie
nawet nie chcę tu wracać, bo przypomina mi to o tym, że nikt ze
mną nie mieszka. Zamykam za sobą drzwi i zapalam światło.
Rozglądam się po pomieszczeniu i myślę za co tu się złapać.
Podchodzę do starej, rozwalającej się kanapy i rzucam na nią
klucze. Chwytam za kark, który natarczywie masuję. Na początek
postanawiam uporać się z tymi śmieciami na podłodze. Znajduję
jakiś fioletowy, lekko porwany worek i w miarę szybko wrzucam do
niego wszystkie odpady. Stawiam go tuż przy drzwiach i następnie
biorę w dłoń szczotkę stojącą obok toalety. Zamiatam zaczynając
od kuchni i kończąc na pokoiku, w którym śpię. Zmiatam kurz i
piach na szufelkę i zsypuję to do worka. Rozglądam się i
uśmiecham widząc prawie porządek. Jeszcze kurze na trzech półkach,
komodzie i będzie ogarnięte. Pod zlewem w małej szafce dostrzegam
resztki chusteczek, którymi dopieszczam swoje małe mieszkanko.
Kiedy kończę lekko się krzywię, bo ramie zaczęło trochę boleć.
Ruszam nim, żeby pozbyć się bólu i zgarniając po drodze ubrania
wchodzę do małej toalety. Rozbieram się i wchodzę pod prysznic.
Dokładnie myję całe swoje ciało, spłukuję włosy i wychodzę
wycierając się ręcznikiem. Ubieram się w czarne spodnie i
czerwoną, zwykłą koszulkę. Pryskam się perfumami i czochram
włosy, bo lubię, kiedy są w totalnym nieładzie. Wychodzę z toalety,
biorę worek i wychodzę z domu uprzednio go zamykając. Przecież
nie będę siedział w tej klitce, kiedy na dworze jest taki ładny
dzień. W sumie to koniec dnia, ale to nie zmienia faktu, że
zachodzące słońce jest naprawdę piękne. Schodzę po schodach na
dół i po drodze wrzucam śmieci do kontenera. Kieruję się w
stronę placu zabaw, lubię tam siedzieć i patrzeć na wszystko z
boku. W wiosce jak zwykle panuje duży ruch. Mijam rodziców wraz z
pociechami, pijanych mężczyzn i kobiety, które z troski prowadzą
ich prosto do ciepłego domu. Gdzieś z boku przewijają się również
poturbowani shinobi, którzy wracają z udanej misji. Po pewnym
czasie staje się coraz ciszej i kątem oka dostrzegam dlaczego.
Przechodzę obok rzeczki i już wiem, że jestem prawie na miejscu.
Ostatni lekki zakręt i wchodzę na teren placu zabaw, który jest
zupełnie pusty. Przysiadam na osamotnioną ławeczkę i układając
dłonie w kieszenie moich spodni zapatruję się przed siebie. Moja
chwila spokoju nie trwa jednak zbyt długo.
- Naruto! - Krzyczy zmarnowany. - Tyle
cię szukałem. - Sapie podchodząc w moją stronę.
- Co się dzieje Konohamaru? - Wstaję
z ławki, bo nie ukrywam, że mam różne scenariusze w głowie.
- Nic takiego. Tsunade-sama chce cię
widzieć. - Tłumaczy opierając ręce o kolana i głośno łapiąc
powietrze w płuca. Oddycham z lekką ulgą.
- Och, zahaczę o nią jutro. - Macham
lekceważąco dłonią.
- Nie, nie nie. Ona chce cię dzisiaj.
- To coś ważnego?
- Powiedziała, że tak i chce cię
widzieć jeszcze dzisiaj, bo inaczej... - Urywa.
- Bo inaczej?
- Zrobi ze mnie miazgę. - Wzdycha
patrząc mi w oczy.
- Skoro tak to chyba nie mam wyjścia.
- Uśmiecham się. - Inaczej stracę swojego ucznia.
- Nie mogę umrzeć tak młodo!
Przecież musisz mnie jeszcze tyle nauczyć braciszku. - Gestykuluje
dłonią.
- Uspokój się, już idę. - Śmieję
się. Czochram jego włosy i z uśmiechem mijam zdezorientowanego
chłopaka.
- Tak bez słowa odchodzisz? -
Bulwersuje się.
- Porozmawiamy innym razem. Narka. -
Unoszę dłoń w geście pożegnania, kiedy skręcam w lewą stronę.
Idę dość szybko i to jest powód,
dla którego prawie wpadam na idącą przede mną dziewczynę.
- A ty, co tu robisz? - Zagaduję.
Kobieta odwraca się w moją stronę z lekkim wzdrygnięciem.
- Oh, to ty. - Uśmiecha się lekko. -
Idę do Tsunade-sama.
Że co? Ona uśmiecha się za mój
wyskok? Przecież już dawno dostałbym po głowie.
- Wołała cię, czy coś? - Drapię
się po karku, trochę się denerwuję.
- Nie. Miałam wpaść poćwiczyć,
więc idę. Byłyśmy wcześniej umówione, ale myślę, że tym
razem muszę ćwiczyć sama.
- W przeciwieństwie do mnie wiesz, co
cię czeka. - Uśmiecham się.
- Że co?
- Wysłała po mnie Konohamaru, podobno
to coś ważnego.
- Mnie nie pytaj, nie wiem o co może
chodzić. - Sakura podnosi dłonie w geście obronnym. Uśmiecham się
na ten słodki widok.
- Trudno, muszę sam się dowiedzieć.
- Jak ręka? - Spogląda wymownie na
moje ramię.
- Jeszcze boli, ale znośnie.
- Naruto?
- Mmm? - Nie patrzę na nią, ale
domyślam się, że chce zapytać o coś konkretnego.
- Powiedz mi szczerze. - Nabiera sporo
powietrza w płuca. - Dlaczego dopuściłeś do tego, żeby aż tak
oberwać? - Spoglądam na nią w lekkim szoku, a ona twardo patrzy
przed siebie.
- Skąd ten wniosek?
- Naruto, nie próbuj robić ze mnie
idiotki dobra? - Rzuca mi ostrzegawcze spojrzenie.
- No dobra. - Wzdycham ciężko. Mam
jakąś taką wielką gulę w gardle. - Chyba byłem trochę
zamyślony.
- Zamyślony? - Patrzy na mnie spod
zmrużonych powiek.
- Mhm. W sumie dalej coś tam siedzi. -
Wskazuję palcem swoją skroń i uśmiecham się krzywo.
- Co z tobą jest nie tak? - Patrzy na
mnie spod byka.
- W sensie? - Kładę dłoń na karku i
zaczynam go pocierać ze zdenerwowania.
- Przyznaj sam, że nie jesteś
ostatnio sobą. Wtedy nie mogliśmy porozmawiać, ale teraz nie
walczymy. - Głośno wypuszcza powietrze. - To jak? - Patrzy na mnie
wyczekująco.
- Teraz ty musisz przyznać, że
ostatnio mam parę spraw, które mi ciążą. Nie chcę, ale one
dalej tu siedzą. - Tak jak wcześniej mój palec wędruje na prawą
skroń. - I na dobrą sprawę, kompletnie nie wiem, co mam z tym
wszystkim zrobić.
- Potrzebujesz pomocy? - Patrzy na mnie
z dziwnym zmieszaniem w oczach.
- Co? - Lekko marszczę brwi by po
chwili wypalić jak poparzony. - Nie! Sakura, oszalałaś? Aż taki
pojebany nie jestem.
- Skąd wiesz, co w ogóle chciałam
powiedzieć?
- Bo widzę ten twój wzrok. Jeśli
zaspokoję twoją ciekawość to nigdy nie chciałem się zabić.
NIGDY nie myślałem o samobójstwie.
- Czasami wygląda, jakbyś postradał
rozum.
Broni się.
Broni się.
- Jeśli chodzi o tamto, to już nie
wiedziałem, co zrobić, dlatego zareagowałem śmiechem. Wkurzył
mnie po prostu.
- Mhm. A co z innymi sprawami? - Patrzy
na mnie wyczekująco.
- Po pierwsze, dręczy mnie sprawa z
erosenninem. Nie mogę sobie wybaczyć, że go skrzywdziłem. Przeze
mnie leżał w szpitalu i ledwo z niego wyszedł o własnych nogach.
- Naruto, ile razy można wałkować
ten temat? To nie twoja wina, nie panowałeś wtedy nad Kyuubim.
- Ale nie rozumiesz, że to dalej boli?
Gdybym się wtedy opanował, a nie ulegał jego sugestiom, nic by się
nie stało. - Wyduszam z siebie te słowa bardzo ciężko. Moja
wielka rana na sercu jest na razie zbyt świeża, żeby mogła po
prostu wyparować.
- Niepotrzebnie się nakręcasz.
- Czy według ciebie, zabicie człowieka
to niepotrzebne nakręcanie?
- Do cholery jasnej, przecież nikogo
nie zabiłeś! - Krzyczy sfrustrowana. Jestem zaskoczony jej reakcją
i sądząc po jej mimice twarzy, ma mnie naprawdę serdecznie dosyć.
- Masz rację, ale to nie umniejsza
mojej winy. - Jestem uparty. - Skończmy rozmawiać, bo tylko
niepotrzebnie się denerwujesz.
- Odreaguję na treningu. - Uśmiecha
się złowieszczo. Ta dziewczyna nigdy nie odpuszcza.
- Jesteś uparta. - Mówię z lekkim
uśmieszkiem.
- Ty też. A skoro już jedną sprawę
mamy obgadaną...to przejdź do następnej. - Wzdycha.
- Nie zdążymy. - Kiwam głową w
kierunku budynku Hokage i dostrzegam na twarzy dziewczyny lekką
irytację i zdenerwowanie. Oboje podążamy w kierunku drzwi
wejściowych.
- O nie. Nie wywiniesz się tak łatwo.
- Rzuca oschle, kiedy wchodzimy do środka.
- Czy ja się wywijam? Po prostu muszę
iść do Tsunade-baachan. - Moje kąciki ust unoszą się w górę.
- I tak wrócimy do tego tematu.
- Jak sobie życzysz.
- A, no i jeszcze jedno. - Wzdycha
przeciągle i ostentacyjnie macha dłonią. - Nie mów dzisiaj do
niej Tsunade-baachan. Dobrze ci radzę.
- Nie wiem, czy skorzystam. - Uśmiecham
się chytrze.
- Jak tam sobie chcesz, ale pamiętaj,
że ostrzegałam. Nie jest w humorze. - Wzdycha i oddziela się ode
mnie wchodząc do prawego korytarza.
- I co! Zostawisz mnie bez słowa? -
Krzyczę za nią, kiedy udaje mi się wyjść z drobnego szoku.
- Tak. Pamiętaj, nie uciekniesz mi! -
Mówi głośno, nawet nie odwracając się w moją stronę.
Uśmiecham się pod nosem i zmierzam
lewym korytarzem do gabinetu Hokage. Dziwnym jest to, że nigdzie nie
szwenda się Shizune. Normalnie mijałbym ją chyba z dwadzieścia
razy, bo dziewczyna jest naprawdę pracowita. Odnajduję odpowiednie
drzwi, do których bez wahania pukam.
- Wejść! - Słyszę donośny,
zdenerwowany głos zza ściany. Przełykam głośno ślinę i powoli
popycham drzwi. Raz kozie śmierć.
- Wołałaś mnie Tsunade-...sama. -
Zawieszam się na chwilę, ale kiedy dostrzegam jej twarz i
przerażenie w oczach Shizune, postanawiam skorzystać z rady Sakury.
Zamykam za sobą drzwi i staję tuż obok nich na co kobieta patrzy z
pewnym zdezorientowaniem.
- Naruto do cholery, nie będę
krzyczała, możesz z łaski swojej się przysunąć?! - Machinalnie
wykonuję jej rozkaz i po chwili znajduję się przy biurku.
- Czy coś się stało?
- Tak i nie. - Wzdycha. - Muszę wysłać
cię na misję.
- Samego? - Pytam zdziwiony.
- Tak, na razie jestem do tego
zmuszona, a tylko tobie na tyle ufam, żeby puścić cię samego.
- Noooo, a Kakashi-sensei? - Nie chcę
nigdzie iść, a już na pewno nie sam.
- Wysyłam go na drugą misję razem z
Sasuke i Sakurą. - Czuję uderzenie gorącego powietrza. Moje serce
dziwnie szybko bije.
- A...ale... – Przełykam głośno
ślinę. - Dlaczego ja idę sam, a oni we trójkę? Czy próbujesz
się mnie...
- Nic z tych rzeczy idioto! - Krzyczy.
- Już ci powiedziałam, że tylko tobie aż tak ufam. Jesteś silny
Naruto, a tego teraz potrzebuję. Twojej siły, nie tylko fizycznej.
- Słysząc jej zatroskany, ale krzyczący głos czuję, że moje
serce powoli wraca do normy.
- Ale...nie wolisz wysłać chociażby
Shikamaru albo Neji'ego? Są mądrzejsi i silniejsi ode mnie.
- W tym momencie to ty jesteś
najsilniejszy w tej wiosce Naruto. - Wtrąca Shizune i widząc mój
wzrok szybko dodaje. - Nie chodzi o Kyuubiego. Opanowałeś Sage
mode, a to czyni cię bardzo silnym.
- Kyuubi to kolejny dodatek do twojej
mocy. Pamiętaj o tym Naruto. - Rzuca blondynka zapatrzona w papiery.
- Dodatek. - Podkreśla.
- No dobrze. Mogę o coś zapytać? -
Brak odpowiedzi z jej strony odbieram jako wyrażenie zgody, więc
zaczynam dość delikatnie. - Kiedy wszedłem, od razu to wyczułem.
Dlaczego jesteście takie poddenerwowane?
Tsunade-baachan patrzy na mnie spod
zmrużonych powiek i intensywnie się we mnie wpatruje.
- Nie wiem, co się takiego stało, ale
od rana dostajemy nowe, trudne misje, na które powoli wysyłam
ludzi, ale nie mogę wysłać każdego shinobi. Przecież musi zostać
tu ktoś, kto w razie konieczności obroni wioskę. - Odpowiada
poważnie, splatając ze sobą dłonie i opierając je łokciami o
biurko.
- W takim razie, dlaczego wysyłasz
akurat mnie? - Jestem zdziwiony, bo przecież przed chwilą
powiedziała, że jestem najsilniejszy, a teraz chce wysłać mnie na
misję, kiedy wioska może być zagrożona.
- Bo my w wiosce sobie jakoś
poradzimy, mamy jeszcze Anbu, nie zapominaj o tym. - Wzdycha i
pociera swoją skroń. - Ta misja...nie należy do łatwych...to nie
będzie dwudniowa misja Naruto. To dwumiesięczna misja. - Dębieję
na przedostatnie słowo. Nie chcę, nie mogę. Przecież dwa miesiące
to dużo czasu. Jak wytrzymam sam...bez przyjaciół...bez niej.
- Wiem, że jesteś zszokowany i nie
chcesz iść sam. Może później kogoś do ciebie wyślę.
Konkretnie chodzi o to, że klient koniecznie chce ciebie albo
Sasuke.
- Co? - Jestem bardzo zdziwiony.
- Sasuke wysłać nie mogę, bo już
przydzieliłam mu misję, więc zostajesz ty i to przemyślana
decyzja.
- Na czym ma polegać misja?
- Musisz odprowadzić Vipa do domu, a
później stamtąd - korzystając z okazji, mamy dla ciebie misję od
nas. - Moje oczy na pewno wyrażają teraz ogromne zdziwienie.
- To znaczy?
- Doszły nas słuchy, że ktoś
organizuje ekipę, żeby zniszczyć wioskę. Będziesz musiał zdobyć
informacje na ten temat. Jeśli to już ci się uda, wyślesz do mnie
wiadomość, a ja później powiem ci, co masz zrobić.- Wzdycha
ciężko. - Czy wrócić, czy zdusić plany w zarodku.
- Będę musiał kogoś zabić? -
Przełykam głośno ślinę, a Tsunade-baachan wpatruje się we mnie
przeszywającym wzrokiem.
- Naruto, nie każę zrobić ci czegoś
wbrew twojemu sumieniu. Poza tym, my nie zabijamy, przesłuchujemy
ludzi. Może czasem nie da się inaczej, ale bardzo się staramy, sam
o tym dobrze wiesz.
- Kiedy mam ruszać? - Pytam od
niechcenia.
- Pojutrze z samego rana.
- Czy to wszystko?
- Nie. Słuchaj Naruto, wiem, że to
ciężkie i na pewno masz do mnie o to pretensje, ale ja naprawdę
nie mam kogo wysłać. Nie mam wyboru. - Tłumaczy zwięźle.
- Wiem. Nie będę robił problemów. -
Uśmiecham się smętnie.
- Naruto, coś się stało? - Pyta
zszokowana.
- Dlaczego? - Masuję swój kark.
- Ty nie będziesz robił problemów?
- Czasem trzeba się przemęczyć w
imię odgórnego dobra. - Mruczę pod nosem.
- Chyba ogólnego. - Śmieje się
Shizune.
- Ta, chyba tak. - Uśmiecham się.
- Wracając do misji. Dostaniesz ode
mnie pieniądze na utrzymanie, nie martw się o to.
- Przecież nigdy tak nie ma, co to za
wyjątek? - Pytam nie ukrywając szoku.
- Na długie misje wykłada wioska, a
ty na taką idziesz. Budżet to obejmuje, tak samo jak reguły, nie
martw się.
- Uhh, już myślałem, że
faworyzujesz ulubieńca. - Uśmiecham się i mógłbym przysiąc, że
dostrzegłem przez chwilę drgnięcie warg Tsunade w górę.
- Nie przeginaj Naruto! - Krzyczy
próbując zamaskować to, że prawie się uśmiechnęła.
- Dobrze już dobrze. - Unoszę ręce w
geście obronnym. - Czy to już wszystko? Mogę odejść?
- Nie. Mam jeszcze jedną sprawę. -
Patrzy na mnie, jakby chciała przejrzeć mnie na wylot. - Mam coś
dla ciebie. Denerwuje mnie fakt, że robię to dopiero ja, a nie
trzeci, ale nie zmienię jego cholernie irytującego przekonania o
tym jednym fakcie.
- Przerażasz mnie. - Mówię, co mi
ślina na język przyniesie.
- Przestań Naruto. Jestem zdegustowana
tą sytuacją, ale muszę jakoś to przełknąć. - Wzdycha ciężko
i wstaje od biurka. Przechodzi za krzesełko i staje przed oknem.
Przez krótką chwilę milczy zapatrując się na panoramę wioski. -
Powinien...to był jego pieprzony obowiązek dać ci te klucze
wcześniej i powiedzieć o czwartym. - W moim brzuchu czuję dziwny
skurcz, który nie chce mnie opuścić.
- O czym ty mówisz? - Pytam
przerażony.
- Kiedy go widziałeś, nie powiedział
ci o domu? - Jej głos jest taki pewny. Ale, skąd?
- Dlaczego sądzisz, że czwarty
powiedział mi o czymś, co mnie nie dotyczy?
- Naruto, nie rób ze mnie idiotki! -
Bierze głęboki wdech, żeby uspokoić emocje. - Jako ojciec miał
do tego prawo. - Kwituje stanowczo.
- Czyli...
- Błagam, każdy ojciec wykorzystałby
okazję, żeby pochwalić się, że jest ojcem. - Kobieta śmieje się
na swoje słowa.
- Nie mieliśmy okazji pogadać dłużej.
- Zaciskam szczękę. Tsunade-baachan odwraca się w moją stronę i
dostrzegam, że w dłoni trzyma jakieś srebrne klucze.
- Mam tu klucze od waszego domu. -
Wyciąga w moją stronę dłoń, a ja patrzę na nią skonsternowany.
- Naruto, śmiało. - Powoli wyciągam dłoń i klucze niemal
natychmiast w niej lądują.
- Adres masz na karteczce przy głównym
kluczu. - Przyglądam się i rzeczywiście dostrzegam małą notkę
przyczepioną do kółeczka.
- Dlaczego mi to dajesz? - Zbieram się
na odwagę.
- Dlaczego mam być egoistką i trzymać
to dla siebie? To wszystko należy do ciebie Naruto. - Spogląda na
mnie poważna. - Nie do mnie, nie do wioski, do ciebie. Trzeci nie
powinien umieszczać cię w tej norze, w której żyjesz. Mogłeś
żyć jak należy od samego początku.
- Nie mam pretensji do staruszka. -
Strzącham ramionami.
- Wiem, ale to nie zmienia faktu, że
to mi się nie podoba.
- Ten dom niczego by nie zmienił
Tsunade-baachan.
- Narutooo! - Widzę jej pulsującą
żyłkę, a zaraz po tym lecący w moją stronę spinacz. W ostatniej
chwili robię unik, za co dziękuję Bogu. - Nigdy więcej tak do
mnie nie mów!
- Przepraszam! - Mówię stając przy
drzwiach.
- Lepiej dla ciebie jeśli stąd
pójdziesz. - Ostrzega wściekła.
Słucham jej i powoli pociągam za
klamkę.
- Pojutrze o ósmej pod bramą!
Zdąża jeszcze za mną krzyknąć.
Oddalam się od biura Hokage i idę korytarzem cały czas prosto.
Kiedy jestem blisko wyjścia nie skręcam w nie, idę dalej prosto.
Może jeszcze będę miał okazję pogadać z Sakurą. Podchodzę
jeszcze kawałek i moim oczom ukazuje się wielki hol z dużą
ilością drzwi. Dostrzegam przeszklone i w nie właśnie wchodzę.
Prowadzą do biblioteki, w której swoją drogą zaraz się znajduję.
Staję na środku, otacza mnie masa książek. Rozglądam się i po
prawej stronie, w samym rogu dostrzegam burzę różowych włosów.
Powoli podchodzę w jej kierunku. Siedzi na krześle, przy stole i
namiętnie czyta jakąś grubą książkę.
- Pogadamy, czy masz jeszcze trening? -
Ku mojemu zaskoczeniu, dziewczyna wcale się nie wystraszyła.
- Wiedziałam, że to ty. - Uśmiecha
się pod nosem. - Nie mam już treningu. Chcesz dokończyć rozmowę?
Odsuwa się i wstaje z krzesełka.
Bierze w dłoń książkę, a ja siadam na jej miejsce. Sakura
podchodzi do regału i odkłada książkę na miejsce. Odwraca się w
moją stronę z uśmiechem.
- Nie myślałam, że dokończenie
naszej rozmowy będzie takie szybkie.
- Ja też. - Uśmiecham się, kiedy
zielonooka podchodzi w moją stronę i siada na stół, naprzeciw
mnie, krzyżując nogi.
- To co, słucham dalej.
- To może trochę potrwać. Doszły
kolejne problemy. - Krzywię się i unoszę w górę klucze, które
głośno brzęczą.
- Od czego? - Jej idealna brew unosi
się w górę.
- Od domu moich rodziców.
- Jak to? - Dziewczyna nie ukrywa
głębokiego zdumienia.
- No, dowiedziałem się dziś, że
jestem właścicielem domu swoich rodziców.
- Dopiero po tylu latach?
- Trzeci chciał zatuszować wszystko
co było związane z atakiem Kyuubiego.
- Ale...
- Zrobił w co wierzył, nie mam do
niego pretensji. - Uśmiecham się krzywo. - Tylko wyobraź sobie
moje zdziwienie jak dowiedziałem się, że w ogóle mam jakiś dom,
oprócz tej klitki w bloku.
- Raczej każdy czułby to samo, co ty.
- Tylko nie wiem, czy chcę tam iść.
- Na jej nieskazitelnej twarzy pojawia się zdziwienie.
- Koniecznie musisz tam iść. Możesz
tam znaleźć fajne rzeczy.
- Chciałbym znaleźć jakieś zdjęcia.
- Uśmiecham się i widzę, że ona razem ze mną.
- Tylko?
- Chyba na tym zależy mi najbardziej.
Miałbym chociaż zdjęcia. - Coś ściska mnie w żołądku.
- No dobra, to nowy problem, a co ze
starymi? - Ciekawie zmienia temat.
- No właśnie. To nie wszystko.
- To znaczy?
- Pojutrze idę na misję. - Patrzę na
nią próbując wyczytać coś z jej oczu.
- Sam?
- Mhm.
- Dlaczego sam?
- Brakuje ludzi do roboty. Poza tym,
klient chciał mnie albo Sasuke. - Sakura jest zdezorientowana.
- To dlaczego padło na ciebie?
- Bo dla was i Kakashiego jest inna
misja. - Dziewczyna chce coś powiedzieć, ale zamyka usta. Po chwili
jednak wykonuje drugą próbę.
- Ale dlaczego? Przecież jesteś
częścią naszej drużyny. - Wzdycha głośno.
- Nie martw się, nie wykopują mnie. -
Śmieję się. - Po prostu jest za dużo roboty, a po drugie to nie
tylko zwykła misja z Vipem.
Przerywam na chwilę skanując jej twarz.
Przerywam na chwilę skanując jej twarz.
- Co masz na myśli?
- Mam zbierać informacje, dlatego nie
będzie mnie dwa miesiące. - Na moje dwa ostatnie słowa dziewczyna
sztywnieje. Nie macha już swoimi nogami i wyczuwam lekkie napięcie.
Chyba jest zdenerwowana.
- Czy Tsunade-sama oszalała? - Wydusza
ledwo słyszalnym głosem. - Dwa miesiące...- Przerywa na chwilę
wpatrując się w moje oczy z pewną troską. - To długo.
Uśmiecham się szeroko i wychwytując
jej dłoń biorę ją w swoją i lekko ściskam. Jej spojrzenie jest
pełne szoku, mam nadzieję, że nie oberwie mi się za ten gest.
- Nie wiem jak wytrzymam. - Przyznaję
szczerze, masując wierzch dłoni dziewczyny swoim kciukiem. - Ale
jakoś muszę to przetrawić.
- Będziesz totalnie sam?
- Mhm. - Robię chwilę przerwy i na
moich ustach znów gości promienny uśmiech. - Mam w sumie nadzieję,
że jeszcze kogoś ze mną wyśle, bo oszaleję.
- Nie rozumiem, przecież sporo
ryzykuje tym posunięciem. - Mówi cicho, a kiedy dostrzega, że
usłyszałem, trochę się peszy.
- Sakurcia spokojnie. - Śmieję się.
- Przecież każdy wie, że jestem Jinjuriki. To nie jest jakiś
zakazany temat, o którym nie możesz mówić. Dobrze wiesz, że
wcale mnie to nie rusza.
Słyszę jej ciężki oddech. Czy
naprawdę aż tak ją to zdenerwowało? W sensie moja samotna misja
na dwa miesiące.
- Skoro już o tym mowa. Dalej ściga
cię Akatsuki. - Robi chwilę przerwy. - Skąd pewność, że cię
nie złapią? - Poważna przeszywa mnie wzrokiem na wylot. W pewnym
sensie to przerażające, nigdy tak na mnie nie patrzyła. No chyba,
że chciała mnie zabić, albo poddusić za moje wybryki.
- No i właśnie tu jest pies
pogrzebany. - Zapatruję się przez chwilę w kąt za plecami
dziewczyny. Poruszyła ciekawy temat. - Nigdy nie mogę mieć
pewności, kiedy po mnie przyjdą. Mogą to zrobić na misji nawet
jeśli będziemy na niej razem. - Przerywam na chwilę i przenoszę
wzrok na Sakurę, która czeka na moją dalszą wypowiedź. - Z tego,
co wiem, zostałem im ja, ośmioogoniasty, Gaara i siedmioogoniasty.
Może mam jeszcze trochę czasu.
- No dobrze, ale skoro będziesz sam to
stajesz się lepszym kąskiem. Rozumiesz?
- Niby tak, ale patrząc na to z innej
perspektywy, to nawet wolałbym, gdyby zaatakowali mnie z dala od
wioski. Niepotrzebne nam ofiary za moje życie.
- Nawet tak nie mów Naruto. - Karci
mnie marszcząc czoło.
- Sakura weź się uspokój. - Śmieję
się i opieram plecy o oparcie krzesełka. Rozciągam się pod jej
groźnym spojrzeniem. - Porozmawiajmy na jakieś przyjemniejsze
tematy, jeśli masz czas.
- Mam czas. - Wzdycha i bardziej
rozsiada się na stole. Opiera ręce za sobą i przechyla się
bardziej w tył. - Mieliśmy pogadać jeszcze o tym, co cię gryzie.
Sztywnieję przez chwilę, co nie umyka
jej uwadze. Kąciki ust dziewczyny drgają zmieniając się w chytry
uśmieszek.
- O nie, teraz już się na pewno nie
wywiniesz.
- Miały być przyjemniejsze tematy. -
Przerywam i dodaję. - Myślę, że nie chcesz o tym słuchać. -
Mówię zażenowany.
- Bo?
- Bo oprócz ciągłego myślenia o
rodzicach jest jeszcze jedno rozkojarzenie. - Wzdycham patrząc w
prawy róg sufitu.
- O którym nie chcesz mówić?
- Myślę, że nie chcę poruszać tego
z nikim, a już na pewno nie z tobą. - Spoglądam na nią
wyczekująco i dostrzegam, że marszczy brwi. Wygląda teraz naprawdę
słodko.
- Naruto. - Zaczyna cicho. - Myślałam,
że sobie już wszystko wyjaśniliśmy.
- Dobrze myślisz. - Przytakuję.
- To o co znowu chodzi?
- O to, co zawsze. - Wzdycham. - Już
ci to tłumaczyłem i nie chcę się powtarzać.
- Mówiłeś, że spróbujesz o mnie
zapomnieć.
Mówi lekko zażenowana, a ja uśmiecham się szeroko na jej krępację. Po prostu mnie to bawi.
Mówi lekko zażenowana, a ja uśmiecham się szeroko na jej krępację. Po prostu mnie to bawi.
- A co ja niby robię? - Kłamię. -
Mogłabyś zapomnieć z dnia na dzień o Sasuke?
Widzę, że dobiłem ją tym pytaniem.
Widzę, że intensywnie nad tym myśli, postanawiam dać jej
podpowiedź.
- Zobacz, kochasz go praktycznie od
zawsze. - Zawieszam się i delikatnie dodaję.
- Tak jak ja ciebie. Tak łatwo byś zapomniała? - Patrzy na mnie przerażona, a ja nie do końca wiem, o co jej chodzi.
- Tak jak ja ciebie. Tak łatwo byś zapomniała? - Patrzy na mnie przerażona, a ja nie do końca wiem, o co jej chodzi.
- Co wy tu robicie? - Słyszę za sobą
głos rozbawionego Sasuke. Odwracam się powoli w jego stronę i
przybieram szeroki uśmiech.
- Siema. Byłem u Tsunade-baachan i
wpadłem do Sakury. - Z powrotem opieram się o oparcie i zaplatam
dłonie na karku. Próbuję się rozluźnić mając odrobinę
nadziei, że niczego nie słyszał.
- Co chciała? - Pyta podchodząc do
nas. Całuje uśmiechniętą Sakurę i staje tuż obok niej.
- Miała dla mnie to. - Unoszę w górę
dłoń z brzęczącym dźwiękiem. Widzę zaskoczenie na twarzy
Uchihy.
- Od czego?
- Od domu rodziców. - Zastanawiam się
chwilę. - Od domu albo mieszkania. Nie jestem pewien, w czym żył
Hokage i jego żona za życia. - Uśmiecham się lekko. - No, a poza
tym miała misje do rozdzielenia.
- Dlaczego powiedziała tobie, a nie
Kakashi'emu? - Wzdycha przysiadając obok Sakury.
- Mówiłem już Sakurze. - Biorę
trochę powietrza w płuca, chyba jestem już zrelaksowany. - Ty,
Sakura i Kakashi-sensei idziecie razem na misję, a ja idę sam.
- Co? Jak to sam. - Ostatnie to raczej
stwierdzenie, a nie pytanie.
- Braki w ludziach, dużo misji. -
Biorę chwilową prezerwę, żeby dokładnie zeskanować jego
zastanawiającą się twarz. - A poza tym, jak już mówiłem tej
tutaj – Wskazuję głową na różowo włosą. - Klient chciał
mnie albo ciebie.
- I Tsunade-sama wybrała ciebie
zamiast mnie? - Jest zszokowany, co mi się podoba.
- Nie pytaj mnie o to. - Śmieję się.
- Dwa miesiące. - Wtrąca Sakura.
Sasuke kompletnie nie wie, o czym mówi.
- Co?
- Jego misja trwa dwa miesiące.
- Czemu tak długo?
- Bo jak odprowadzę tego Vipa, to idę
na misję dla wioski. - Spoglądam na zaskoczoną Sakurę, chyba jej
o tym nie wspomniałem. - Ktoś knuje za naszymi plecami. Tworzy
jakąś grupę i chce zaatakować Konohę. Trzeba się tym
odpowiednio zająć.
- I ty się tym odpowiednio zajmiesz? -
Prycha. Jak zwykle szuka zaczepki, to jego ochrona, żeby nie pokazać
za bardzo, że mnie jednak lubi.
- A kto jak nie ja? Patrzysz na
najsilniejszego shinobi jaki istnieje na tej planecie. - Kończąc
zdanie wstaję z krzesełka, bo widzę, że za oknem mocno się już
ściemnia.
- Chyba coś ci się pomyliło młotku.
- Prycha. - Nie oberwałeś zbyt mocno ostatnio w głowę? Wiesz, to
bardzo możliwe sądząc po ostatnich obrażeniach.
Uśmiecham się i podaję w jego
kierunku dłoń, którą machinalnie chwyta.
- Nie tam, głowę mam całą i zdrową.
- Puszczam jego dłoń i spoglądam na zamyśloną Sakurę. - Do
zobaczenia Sakurcia.
- Co? - Wyrywam ją z jakiegoś transu.
- Do zobaczenia. - Śmieję się. -
Znaczy, pewnie się jeszcze jakoś spotkamy przed tą moją misją,
ale teraz idę do domu.
- Zachodzisz tam? - Dziewczyna głową
wskazuje na klucze w mojej lewej dłoni.
- Nie wiem, jeszcze zobaczę. - Z
uśmiechem odwracam się do nich plecami i powoli zmierzam w stronę
drzwi. W połowie drogi zatrzymuje mnie jednak głos Sasuke.
- Hej! O czym wcześniej gadaliście?
Coś w stylu, czy Sakura mogłaby o czymś zapomnieć?
Uderza we mnie fala gorąca. Czyli
jednak jego słuch nie jest aż taki zły. Jeśli się przyznam, to
będę miał u niego przejebane grubą krechą. Cholera, co robić?
~.~
Hej misie! Sorki za dzień opóźnienia, ale niedługo święta i dlatego tak wyszło. Piszcie w komentarzach, czy jak do tej pory podoba się wam przedstawiona historia. Hope you like it! Patty&Paula
Rozdzial ogólnie spoko, ale jak dla mnie Naruciak jest za bardzo pesymistycznie nastawiony do tego wszystkiego. Zbliżenie Naruto i Sakury bylo fajnie napisane i krótka akcja z Saskiem na koncu dobrze sie zapowiada. Nie lubię sie rozpisywać wiec życzę Wesołego Jajka i weny :)
OdpowiedzUsuńSiema. Muszę przyznać że lubicie się nade mną znęcać. Rozdział jest tak dobrze zrobiony że chce już teraz wiedzieć jak Naruto z tego wybranie. Błagam wstawcie jak najszybciej kolejną część shorty-story.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Kuraj
P.s. zapraszam na pierwszy rozdział na pieczecprzeznaczenia.blogspot.com
Super rozdział jestem ciekawa co bedzie dalej w jaki sposób wybranie z tego Naru mam też nadzieję że kolejna rozdział będzie też z short-story. Oczywiście pozdrawiam i zycze weny. Jestem ciekawa jak znajdujecie pomysły i jak to wszystko łączy i czy trudno jest połączyć wszystko w całość. Jeszcze raz pozdrawiam ;-)
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny rozdział jestem ciekawa co dalej
OdpowiedzUsuńJeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem rozdział powinien pojawić się jutro. Przepraszamy za obsuwę, ostatnio sporo się działo. Pozdrawiamy Patty&Paula
Usuń