czwartek, 15 lutego 2018

#28 Rozdział

Stoję zupełnie odprężona i czysta przed lustrem w mojej sypialni i zastanawiam się, czy nie powinnam przebrać się w coś innego. Chciałam wyglądać odważnie i odpowiednio do swojego wieku, ale nie wiem, czy wyszło tak jak to sobie założyłam. Moje włosy, które sięgają mi do połowy pleców zostawiłam rozpuszczone. Ubrałam białą bluzkę do pępka i nie zakrywa moich ramion oraz czarne, skórzane spodnie. Na stopy wsunęłam czarne, wojskowe buty. W kwestii makijażu niezbyt się wysiliłam. Usta maznęłam błyszczykiem i podkreśliłam oczy malując rzęsy tuszem oraz robiąc czarną kreskę na górnej powiece. Powinnam schodzić już na spotkanie, które zwołali moi przyjaciele, więc nie mam już czasu, żeby się przebrać. Zostawiam wszystko tak jak jest i mam nadzieję, że nie zbłaźnię się swoim wyglądem. Z szafki nocnej biorę jeszcze telefon, który się ładował i wychodzę z pokoju. Podskakuję w miejscu i przykładam dłoń do klatki piersiowej w miejscu gdzie znajduje się serce, kiedy dostrzegam przy drzwiach dwie postacie. Jedną z nich jest niska blondynka, a drugą rudowłosy chłopak. Nie mam czasu, żeby dokładniej im się przyjrzeć, bo zauważam Saki, która zmierza w moim kierunku z szerokim uśmiechem. Skrępowana całą sytuacją idę przed siebie, żeby trochę od nich odejść.
- To jest przerażające. - Szepczę do niej, kiedy spotykamy się w połowie korytarza.
- Nie przesadzaj, przywykniesz.
- To nie przy twoich drzwiach stoi dwóch zupełnie obcych ci ludzi. - Marudzę.
- Masz rację. - Wzdycha. - Ale spróbuj znaleźć w tym coś pozytywnego. Od teraz masz ochroniarzy, którzy pilnują, żeby nic ci się nie stało nawet podczas snu.
- To nie będzie łatwe. - Przewracam oczami. - Swoją drogą wiedziałaś, że nauczycielka matematyki też jest wilkołakiem? - Pytam ciekawa.
Na twarzy Saki pojawia się delikatne zdenerwowanie, które próbuje ukryć uśmiechem.
- Czekaj, Kate też się wprowadziła?
- No tak, właśnie o niej mówię. - Nie zwracam uwagi na jej dziwne zachowanie.
Nie chcę dzisiaj dokładać sobie kolejnych problemów, bo jestem zmęczona tymi, które już mam.
- Rozmawiałaś z nią? Co ci mówiła? - Pyta szybko.
- Saki. - Wzdycham. - O co ci chodzi? Coś jest nie tak?
- N-nie skąd. - Uśmiecha się nerwowo. - To trochę dziwne, że akurat ją tutaj przysłali.
- Prawda? Przecież jest od nas dużo starsza. - Odpowiadam. - A do tego uczy w szkole. Myślałam, że ma własne mieszkanie, może nawet męża, którego nie chciałaby opuszczać.
Nie chcę jej wypytywać o co chodzi i dlaczego denerwuje się tym, że jest tutaj Kate, bo wiem, że na razie i tak mi nic nie powie. Zwłaszcza po tym, jak przyznałam jej dzisiaj, że nie umiem ogarnąć się z tym wszystkim co się teraz dzieje. Postanawiam odpuścić, może sama później mi powie o co chodzi.
- Kate ma dopiero dwadzieścia lat i zapewniam cię, że nie ma męża. - Mówi spokojnie, a ja unoszę zdziwiona brew i otwieram usta.
- J-jak to? Przecież uczy w szkole, jak to możliwe skoro nie ukończyła studiów?
- Rada może wszystko, chcieli ją w szkole to ją tam umieścili. Nie można zaprzeczać temu, że z matmy jest świetna.
- Masz rację. Zapomniałam, że oni trzymają ręce na wszystkim. - Wzdycham.
- Zmieniając temat. - Uśmiecha się zadziornie. - Wyglądasz naprawdę świetnie. Chyba chcesz, żeby ślinili się na twój wygląd jak pies na dobrą suczkę. - Śmiesznie porusza brwiami, na co się uśmiecham.
- Dzięki, uznam to za komplement. Jesteś pewna, że nie powinnam się przebrać? - Upewniam się.
- Nie ma mowy! Pokażesz się im właśnie w takim wydaniu. Gorąca, odważna i pewna siebie. - Zaznacza.
- Gdzie pozostali? - Pytam trochę przejęta.
Nie ukrywam, że się stresuję. Co mam im wszystkim powiedzieć? Wygłosić jakieś przemówienie, czy coś? Nie jestem w tym dobra, nawet jak musiałam powiedzieć coś w klasie to zapominałam języka w gębie.
- Czekają już tylko na ciebie i na mnie. Kazali mi po ciebie przyjść. - Odpowiada.
- Nie wypada kazać im dłużej czekać. - Mówię, posyłając jej uśmiech.
Powoli kieruję się na schody, słyszę jeszcze jak Saki krzyczy do dwójki przy moich drzwiach, żeby szybciej ruszyli dupy, bo ich też to dotyczy. Przyjaciółka idzie tuż za mną i czuję większy spokój, kiedy mam ją przy sobie. Schodzimy razem na sam dół. Jest tutaj jeden długi korytarz i kilka drzwi prowadzących do różnych pomieszczeń. My kierujemy się na sam koniec, gdzie znajdują się potężne, podwójne drzwi, za którymi jest duży salon, który z łatwością pomieściłby dwadzieścia osób. Wszyscy już tam czekają, bo po korytarzu roznosi się hałas spowodowany ożywionymi rozmowami, pewnie na mój temat. Drzwi jak nigdy są otworzone na oścież, więc po chwili wchodzimy do zaludnionego pomieszczenia. Od razu, kiedy moja stopa przekracza próg, wszystkie rozmowy milkną, a ja widzę tylko pochylone sylwetki, które nie ośmielają się wyprostować nawet na sekundę. Idę w miejsce, gdzie stoi ogromny telewizor, bo specjalnie na tą okazję jest tam przygotowane dla mnie miejsce. W międzyczasie udaje mi się policzyć, że w salonie stoi piętnaście osób. Zajmuję swoje miejsce, gdzie za mną stoją moi przyjaciele, włącznie z Jake'm, który pusto patrzy w przestrzeń przed siebie. Wcześniej, kiedy tutaj byłam, naprzeciwko telewizora stało kilka kanap. Na tą okazję zostały poprzesuwane pod ściany po lewej i prawej stronie. W tłumie ludzi zauważam znajomego chłopaka, który stoi na samym początku. Z Alexem dzisiaj miałam niemiłą sytuację, więc z łatwością go zapamiętałam. Wszyscy wciąż stoją pochyleni, dlatego postanawiam się odezwać, ale nie spuszczam wzroku z szarookiego chłopaka, którego reakcję chcę zobaczyć.
- Na początku chcę was wszystkich serdecznie powitać i mam nadzieję, że miło będzie nam razem mieszkać. - Uśmiecham się.
Dostrzegam jak automatycznie wszyscy się prostują i czuję na sobie piętnaście palących spojrzeń. Szare tęczówki bez żadnego skrępowania lustrują mnie z dołu do góry, zatrzymując się na moich oczach. Na twarzy bruneta błąka się dziwny uśmiech i już podejrzewam, że będę miała z tym chłopakiem same problemy. Z tego co zdążyłam zauważyć, każda z tych osób jest w podobnym przedziale wiekowym co ja i moi przyjaciele.
- A, i przepraszam za te zamieszanie. Wiem, że dopiero dzisiaj się wprowadzacie i nie jesteście do końca rozpakowani, a ja zawracam wam głowę jakimś spotkaniem. - Pokazuję dłonią na pomieszczenie. - Pewnie na waszym miejscu byłabym na mnie zła. No, ale pomyślałam, że wypadałoby gdybyście wiedzieli jak przynajmniej wyglądam, prawda? - Mówiąc to, patrzę na szarookiego chłopaka, który poszerza swój głupawy uśmiech i z rozbawieniem kręci głową.
- Chcę od razu ustalić z wami jedną kwestię, skoro mam was wszystkich w jednym miejscu. Jestem Sakura Haruno i chciałabym, żebyście posługiwali się moim imieniem, a nie tytułem jaki mam.
Po sali roznosi się dźwięk szeptów, który utrudnia mi dalsze mówienie, dlatego postanawiam poczekać aż wszyscy ucichną. Wiem, że to dla nich nowe i ciężko będzie im się przestawić, ale dla mnie to wszystko też jest trudne. Mam szczęście, że żadne z moich przyjaciół nie neguje tego, że chcę, żeby każdy zwracał się do mnie po imieniu. Wiedzą, że to będzie dla mnie komfortowe, a oni chcą, żebym czuła się swobodnie, dlatego akceptują moją decyzję.
- Przepraszam, że ośmielam się odzywać. - Zaczyna jakaś niska, rudowłosa dziewczyna.
- Nie, śmiało. Mów o co chodzi. - Zachęcam ją z uśmiechem, kiedy przez dłuższy czas nic nie mówi.
- Może królowa nie jest świadoma, ale mamy kategoryczny zakaz, żeby zwracać się do panienki po imieniu. - Wyjaśnia nieśmiało.
- Wiem o tym. - Odpowiadam. - Ustalmy zasadę, dobrze? Tylko w obecności Rady i innych ważnych osób musicie zwracać się do mnie po moim tytule. Jeżeli jesteśmy sami mówcie do mnie po imieniu. W ten sposób będzie łatwiej wam i mi. Może tak być?
Spoglądam na wszystkie osoby na sali i czekam na jakikolwiek znak z ich strony, że się zrozumieliśmy. Po chwili każdy kiwa głową na znak zgody, a nawet widzę na ich twarzach uśmiechy. Może jednak uda mi się sprawić, żeby mnie choć trochę polubili. Wzdycham przeciągle przypominając sobie o jeszcze jednej sprawie.
- Teraz najmniej lubiana przeze mnie rzecz. - Krzywię się na potwierdzenie moich słów. - Chodzi o to co zrobiliście na początku, kiedy tylko tutaj weszłam.
Na ich twarzach maluje się zdezorientowanie i w ogóle się im nie dziwię. Też na ich miejscu nie wiedziałabym o co mi chodzi. Patrzę na chłopaka z szarymi tęczówkami, który kciukiem prawej ręki przejeżdża po swoich ustach, słuchając mnie z widocznym zainteresowaniem.
- Chodzi mi o te ukłony. - Tłumaczę. - Wiem, że to okazywanie szacunku, ale nie lubię tego. Wystarczy jak powiecie do mnie zwykłe ,,hej'' albo ,,dzień dobry'' jeśli wolicie. Jeżeli o to chodzi, dostosujcie się do tego tak jak z imieniem. Musicie robić to tylko przy Radzie i innych ważnych osobach. Jeżeli jesteśmy sami zapomnijcie o tym całkowicie. - Oznajmiam z uśmiechem.
- To chyba wszystko co miałam do powiedzenia. Nie, chwila. Jeszcze jedno. Od jutra przyjdzie kucharka, więc o jedzenie się nie przejmujcie. Życzę wam spokojnej nocy i dzięki za wysłuchanie mojej nudnej gadki. - Szeroko się uśmiecham.
Nie mówiąc nic więcej kieruję się w stronę wyjścia. Moi przyjaciele podążają za mną, a z pomieszczenia, które przed chwilą opuściłam dochodzą głośne rozmowy. Wchodzę do salonu na górze i rozsiadam się na kanapie z głośnym westchnięciem. Zaraz obok mnie z lewej strony siada Saki, a po prawej Ino. Sasuke rozkłada się na fotelu naprzeciwko nas. Naru podchodzi do kruczowłosego i siada przy nim na podłodze. Opiera plecy o ściankę fotela i patrzy na mnie z uśmiechem.
- Jak wypadła moja przemowa?
- Pozamiatałaś! - Wykrzykuje Saki. - Tamci ludzie cię uwielbiają. Trochę ich podsłuchałam i mówili, że jesteś wyluzowana i się nie panoszysz. - Uśmiecha się.
- Skąd mogą wiedzieć jaka naprawdę jestem? Nie znają mnie, żeby od razu wysuwać takie wnioski. Może chciałam, żeby właśnie tak myśleli? - Pytam z chytrym uśmieszkiem.
- Daj spokój. - Odzywa się Ino. - Bije od ciebie pozytywna energia i kto jak kto, ale my cię bardzo dobrze znamy. Nie chciałaś, żeby tak pomyśleli. Ty właśnie taka jesteś, wyluzowana, uprzejma i skromna. To da się wyczuć na kilometr. - Prycha z uśmiechem.
- Tylko nie daj im sobie wejść na głowę. - Stwierdza Naru. - Jeżeli którekolwiek z nich nadużyje twojej uprzejmości, musisz mieć świadomość, że nie możesz na to pozwalać. Traktuj ich dobrze, ale pamiętaj, że jednak jesteś alfą i należy ci się szacunek. Jeżeli ktoś przegnie, będziesz musiała go ukarać i traktować jak podwładnego, nie jak przyjaciela. - Mówi z powagą w oczach i wiem, że ma rację.
Nie powinni myśleć, że mogą robić wszystko co chcą, a ja będę na to pozwalać. Jeżeli ktokolwiek zrobi coś, co mi się nie spodoba, zmienię do tej osoby stosunek i przejdziemy na relację władca-poddany i tutaj nie ma o czym dyskutować. Jeżeli zobaczą, że pozwalam im na zbyt wiele, zaczną to wykorzystywać. Wtedy w Klanie będzie panował chaos, a to ostatnie czego teraz chcę. Patrzę w szoku, kiedy widzę, że do salonu powolnym krokiem wchodzi Jake. Podchodzi do barku stojącego prawie w rogu salonu i wyciąga szklankę, do której leje jakiś alkohol. W dłoń bierze jeszcze sztylet i podchodzi z tym wszystkim do swojego brata. Na moment moje serce przyśpiesza, bo myślę, że chce mu coś zrobić. Uspokajam się dopiero wtedy, kiedy chłopak podaje mu te wszystkie rzeczy. Naru bierze to od niego, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- Po co mu to? - Pytam zdezorientowana.
- Zaraz zobaczysz. - Odpowiada z delikatnym uśmiechem.
Nie rozmawiałam z nim od zdarzenia w kuchni, ale wygląda na to, że pogodził się z tym co mu wtedy powiedziałam. Patrzę zaskoczona na mojego chłopaka, który rozcina lewą dłoń i wyciska do szklanki sporą ilość krwi. Dopiero teraz rozumiem, że ten paskudny napój jest przeznaczony dla mnie. Młodszy Uzumaki podaje szklankę Jake'owi i ten gest sprawia, że jestem w jeszcze większym szoku. Chłopcy już nie zachowują się tak jakby chcieli się zabić i to mnie naprawdę cieszy. Chciałabym, żeby się w końcu pogodzili.
- Proszę. - Jake podaje mi szklankę.
Biorę to od niego z grymasem na twarzy. Jake jak i pozostali zaczynają się śmiać z mojego zachowania. Chłopak siada na drugi fotel, który jest bliżej mnie.
- Poważnie? - Pytam z obrzydzeniem. - Musiałeś tam tyle tego lać, Uzumaki?
- Nazwij to po imieniu. - Uśmiecha się. - Musiałem wlać tam tyle krwi, bo mniejsza dawka by nie zadziałała. Chyba nie chciałabyś tego pić dwa razy, prawda kochanie?
- Jesteś okropny. - Jęczę.
- Nie marudź, tylko pij. - Odzywa się Saki.
- I ty przeciwko mnie? - Wzdycham teatralnie.
- Myślę, że żadne z nas nie jest przeciwko tobie. - Stwierdza Ino.
- Specjalnie nalałem ci alkohol, to chociaż trochę zabije ten posmak.
- Dzięki za ten dobroduszny gest. - Prycham.
- Dla ciebie wszystko. - Mówi z szerokim uśmiechem.
- Dlaczego mam wrażenie, że bawi to każdego oprócz mnie?
- To nie wrażenie kochanie. Wszyscy chcemy zobaczyć twoją minę jak będziesz to piła. - Nabija się ze mnie Saki.
- Aha. Fajni z was przyjaciele. - Udaję obrażoną.
- Serio chcesz to aż tak przedłużać? Wypij to i po problemie. - Naru wzrusza ramionami. Mrużę na niego oczy, co tylko bardziej go rozśmiesza.
- Niech wam będzie. Chcę mieć to już z głowy. - Wzdycham niezadowolona.
Przybliżam szklankę do ust, ale na szczęście nie czuję w niej niczego oprócz alkoholu. Przechylam ją i szybko wypijam wszystko duszkiem. Prostuję się zadowolona, kiedy jedyny smak jaki czuję to alkohol. Zmienia to się w przeciągu kilku sekund. Przykładam dłoń do ust, czując obrzydliwy, mdły i metaliczny posmak krwi. Przymykam oczy, próbując pozbyć się odruchu wymiotnego.
- I jak? - Pyta blondynka.
- Będę rzygać. - Marudzę, a oni się śmieją.
- Masz, wypij to. - Przede mną widzę Jake'a.
Na jego twarzy dostrzegam współczucie i troskę. Trzyma w dłoni kolejną szklankę z brunatnym płynem. Patrzę na niego nieufnie, na co się tylko uśmiecha.
- Obiecuję, że po tym będzie ci lepiej. Nie ma tam krwi. - Mówi spokojnie.
Biorę od niego szklankę i szybko wypijam jej zawartość. Okazuje się, że to alkohol, który wcześniej piłam wymieszany z tym obrzydlistwem. Jake miał rację, bo po chwili napój zabija smak krwi. Może nie w całości, ale przynajmniej w połowie, za co jestem wdzięczna. Chłopak zabiera ode mnie dwie szklanki i odkłada je na stolik kawowy, po czym wraca na swoje miejsce. Przykładam lewą dłoń do karku i unoszę brew do góry, kiedy czuję w tym miejscu mrowienie.
- Co jest? - Pyta Naru, kiedy widzi zdezorientowanie na mojej twarzy. - Dobrze się czujesz? - W jego głosie wyczuwam przejęcie.
- Tak, tylko... - przymykam oczy. - Czuję dziwne mrowienie na karku. Nie do końca wiem, czy to... powinno tak być. - Odpowiadam.
Saki gwałtownie odrywa moją dłoń od karku i z zachwytem wpatruje się w to miejsce na moim ciele. Zauważam jej rozchylone wargi i powiększone oczy. Jest zafascynowana czymkolwiek, co tam się w tej chwili dzieje.
- Co widzisz? - Pytam przerażona.
- Twój znak. - Szepcze Saki. - Jest piękny. - Dodaje po chwili.
- Woah! - Wykrzykuje Ino. - Nigdy nie widziałam, żeby miał taki kolor.
- To znaczy? Opiszcie do cholery to co widzicie. - Mówię zirytowana.
- To co dziewczyny chcą powiedzieć to to, że jest złoto-srebrny, nasze są czarne. - Jako jedyny na moje pytanie odpowiada Jake.
- Ma dwa kolory? - Jestem zaskoczona.
- To normalne. - Stwierdza Naru z uśmiechem. - Przywódca musi się wyróżniać. Pod wszystkimi względami. - Puszcza mi oczko, na co kręcę rozbawiona głową.
- Czy to dziwne, że jestem zmęczona?
- Nah, dzisiejszy dzień był zwariowany. Dużo się wydarzyło. - Odpowiada Saki.
- Musisz odpocząć przed jutrem. Jest późno, nie chcę wyjść na nadopiekuńczego, ale powinnaś położyć się spać. - Odzywa się milczący dotąd Sasuke.
- Zawsze się o mnie troszczysz, więc to nie jest żadną nowością. - Uśmiecham się do niego ciepło. Sasuke jest dla mnie jak brat, zawsze mi pomaga i wspiera, nawet kiedy robię coś głupiego.
- Sakurcia, czujesz się inaczej? - Pyta zaciekawiona Saki. - Nie chcę być natrętna, ale mnie to interesuje. W końcu to inna przemiana niż ja przechodziłam. - Tłumaczy się.
- Oprócz tego, że wciąż czuję mrowienie na karku, to nie. Nic się nie zmieniło.
- Czyli wciąż czujesz się gorzej niż gówno? - Jest bezpośrednia.
- Zgadłaś. - Odpowiadam z uśmiechem.
- Jeżeli cię to pocieszy to powiem ci, że nie wyglądasz tak, jak się czujesz. - Puszcza mi oczko.
- Dzięki. Jesteś zbyt miła w ostatnim czasie. - Podejrzliwie marszczę brwi. - Czego ode mnie chcesz? - Pytam z uśmiechem.
Dziewczyna kładzie dłoń na moim udzie i bliżej się przysuwa.
- Mówię tylko to, co zauważam.
- Saki, czy ty flirtujesz z moją dziewczyną? Mam czuć się zazdrosny?
- Czuj się jak chcesz. - Odpowiada. - I tak nie zrozumiesz więzi, która nas łączy. - Dodaje składając całusa na moim policzku. Chichoczę słysząc jej odpowiedź. Moja przyjaciółka się podnosi i podchodzi do Ino. Jej też daje całusa.
- Życzę wam dobrej nocy. - Uśmiecha się. - A wam... - wskazuje na Ino i Sasuke. - ...dzikiego seksu, tylko nie zachowujcie się zbyt głośno, bo nie jesteśmy sami. - Dopowiada wychodząc z salonu.
- Saki! - Blondynka karci siostrę.
Dostrzegam, że policzki Ino robią się czerwone, co jest urocze. Chłopcy natomiast się śmieją. Brunetka od zawsze jest bardziej wyluzowana i rzuca żartami jak kamykami. Uwielbia rozbawiać towarzystwo i nienawidzi nudy. W jej życiu zawsze musi dziać się coś nowego. Ino jest jak nasza matka, chociaż nie powiem, bo też potrafi się świetnie bawić i wyluzować. Zawsze nas pilnuje, żebyśmy nie zrobiły czegoś głupiego i nie łatwo rozmawia jej się na intymne tematy.
- Idę spać, muszę się wyspać, a poza tym jestem naprawdę zmęczona. - Stwierdzam podnosząc się z kanapy. Podchodzę do Naru, którego całuję krótko w usta. Dzisiaj zbyt wiele ze sobą nie rozmawialiśmy, ale to może i lepiej, bo nie jestem w nastroju, żeby mieć jakiekolwiek towarzystwo. Idę spokojnie po schodach, zmierzając do mojego pokoju. Na korytarzu nie jest mi dane iść dalej, bo zostaję złapana za prawe przedramię. Odwracam się szybko i marszczę zdziwiona brwi, kiedy dostrzegam Jake'a.
- Możemy porozmawiać?
- O czym? - Pytam zmieszana.
- Chciałem cię przeprosić. - Chłopak przymyka na chwilę oczy. - Ostatnio... zachowywałem się jak skończony dupek.
- Okay, wybaczam. - Mówię z uśmiechem. - Każdy czasami ma trudny okres i zachowuje się dziwnie.
- Nie, ja naprawdę spieprzyłem. - Wzdycha. - Masz tyle swoich problemów, a ja dokładam ci jeszcze siebie. Nie chcę, żebyś czuła, że jestem dla ciebie przeszkodą.
- Nigdy o tobie nie myślałam w ten sposób. - Mówię szczerze. - Powinieneś wiedzieć, że jesteś dla mnie ważny.
- Wiem, tylko... wciąż nie mogę o tobie zapomnieć. Dlatego się tak zachowuję, ale wiem, że jesteś z moim bratem i nie chcę, żebyś czuła jakąś presję z mojej strony. Rozumiem, że to jego teraz kochasz i naprawdę staram się to zaakceptować. Chcę, żebyś o tym wiedziała. Nie zamierzam się więcej narzucać. Skoro nie mogę być dla ciebie kimś więcej, chcę chociaż być przyjacielem. Mogę?
Jego oczy wyrażają smutek i nadzieję. Wiedziałam już dawno, że Jake wciąż coś do mnie czuje, widać to było po jego zachowaniu. Nie chcę go krzywdzić, ale z drugiej strony wiem, że nie chcę, żeby zniknął z mojego życia. Za bardzo mi na nim zależy.
- Jake, nie wiem co mam ci powiedzieć...
- Odpowiedz po prostu na moje pytanie, nie liczę na nic więcej.
Nic nie odpowiadam tylko przysuwam się do niego bliżej. Po chwili wtulam się w jego ciało, czuję jak chłopak przyciąga mnie jeszcze bliżej siebie, obejmując ramionami moją talię. Za każdym razem, kiedy się z nim kłócę, moje serce cierpi z tego powodu. Zbyt mocno go kocham, żeby być z nim na wojennej ścieżce.
- To oznacza tak? - Pyta z nadzieją.
- Mhm. - Mruczę w jego szyję. - Nie lubię jak między nami jest tak dziwnie. - Przyznaję. - Nie chcę, żeby tak było.
- Też tego nie chcę. Wiesz jak bardzo cię kocham i nie chcę cię stracić. - Szepcze.
- Wiem Jake. - Odpowiadam z dziwnym poczuciem winy.
- Jesteś bardzo mądra, wiesz? Ludzie będą cię uwielbiać. Mimo, że dużo nie mówiłaś na tym spotkaniu, wypadłaś świetnie. - Mówi i mogę się założyć, że się szczerzy.
- Dzięki, ale na pewno zdajesz sobie sprawę, że nie wszyscy mnie polubią. Nie ma takiej osoby, która zadowoliłaby każdego człowieka. - Zauważam. - Poza tym, jestem sobą, a wiesz, że ciężko z takim człowiekiem wytrzymać.
- Masz rację, ale to jest właśnie w tobie wyjątkowe. Nie starasz się być taka jak inni. Chcesz być sobą, a to jest dobre. Pamiętaj, że to jest najważniejsze i mimo tego co będziesz musiała robić, nigdy nie zatrać w tym siebie.
- Cholera, jesteś w tym naprawdę świetny. - Chichoczę, odsuwając się od niego.
- W czym? - Pyta z uśmiechem. - W mówieniu prawdy?
- Nie, w tych twoich motywujących gadkach.
- Pamiętaj, że zawsze dla ciebie jestem. W porządku?
- Wiem Jake i to doceniam.
- Jutro przed tobą wielki dzień, będzie dobrze. Nie bój się, bo strach w takich sytuacjach to najgorszy przeciwnik. Musisz być spokojna i zrelaksowana. Ból będzie przez chwilę, potem poczujesz się wolna jak nigdy dotąd.
- Nie wiem, czy pomieszczenie z czterema ścianami można nazwać wolnością. - Żartuję, na co chłopak się uśmiecha.
- Bieganie po otwartym terenie jest lepsze, ale chodzi mi bardziej o twoją prawdziwą postać. Przemiana w wilka sprawi ci niesamowitą radość, mimo początkowego bólu. Uwierz mi, wiem co mówię. Mam doświadczenie w tych sprawach. - Uśmiecha się.
- Dam sobie radę.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo jesteś silna.
- Dzięki.
- To prawda. - Uśmiecha się. - Jutro się spotkamy. Śpij dobrze, piękna. - Czuję jego usta na prawym policzku.
- Do jutra. - Odpowiadam.
Jake posyła mi ostatni uśmiech i znika po chwili idąc z powrotem na dół. Ruszam się w końcu z miejsca i podążam do mojego pokoju. Przy drzwiach dostrzegam dwie postacie. Jedną z nich jest rudowłosa dziewczyna, która zabrała głos na spotkaniu. Posyłam jej ciepły uśmiech, kiedy nerwowo na mnie spogląda. Sprawia wrażenie poddenerwowanej i speszonej, czy właśnie tak działam na tych wszystkich ludzi?
- Jak samopoczucie? Rozgościliście się już w domu? - Pytam podchodząc bliżej.
Mężczyzna, który stoi razem z rudowłosą dziewczyną jest zaskoczony, że się do nich zwracam i w ogóle się nie odzywa. Postanawiam dlatego spojrzeć na nią i uśmiechnąć się, zachęcając w ten sposób do jakiejkolwiek odpowiedzi. Na nosie dziewczyny dostrzegam urocze piegi. Ma dość specyficzną urodę. Przypomina bardziej dziewczynkę niż dorosłą kobietę. Może jeszcze nią jest, w końcu nie wiem ile ma lat.
- T-tak królowo. - Odpowiada, ale po chwili się reflektuje. - Prz-przepraszam, zapomniałam, że mam się tak nie zwracać. - Posyła mi skruszony uśmiech.
- Nic nie szkodzi. - Uśmiecham się, nie mogąc uwierzyć, że ktoś może być aż tak wystraszony i onieśmielony moją obecnością. Nigdy dotąd mi się to nie zdarzało, bo nikt nie zwracał na mnie aż tak dużej uwagi.
- Jak się nazywasz?
- Sh-Shannon. - Odpowiada przejęta.
- Nie denerwuj się tak, Shannon. - Kładę dłoń na jej prawym ramieniu. - Ile masz lat? Nie musisz odpowiadać jeśli nie chcesz. - Uśmiecham się.
Dziewczyna unika mojego wzroku jak ognia, patrzy na podłogę i wnioskując po jej zgarbionej sylwetce, najchętniej stałaby się niewidzialna. Odczuwam dziwną potrzebę, żeby się z nią zaprzyjaźnić i pomóc jej pozbyć się tej uroczej nieśmiałości.
- O-osiemnaście. - Odpowiada ze spuszczoną głową.
Palcami lewej dłoni unoszę jej podbródek, żeby chociaż raz na mnie spojrzała. Nie chcę, żeby tak czuła się w mojej obecności, musi to być dla niej bardzo wyczerpujące.
- Wiesz, że nie musisz się mnie bać, prawda? Nie zrobię ci krzywdy. Tak właściwie to jesteś urocza, Shannon. - Uśmiecham się, odsuwając się kawałek, żeby dać jej trochę przestrzeni. - Zamierzacie stać tutaj całą noc? - Zwracam się tym razem do chłopaka.
- Oczywiście. - Odpowiada bez wahania.
- Serio? - Pytam zaskoczona. - To naprawdę głupi pomysł. Dlaczego ludzie mają zarywać dla mnie noce? To bezsensowne. - Dostaję słowotoku.
Wzdycham ciężko, bo to całe przyzwyczajenie się do nowej sytuacji nie jest i nie będzie łatwe. Po co oni mają stać przy moich drzwiach, skoro w domu roi się od wilkołaków?
- To n-nie j-jest bezsensowne. To dla większego bezpieczeństwa. - Odpowiada dziewczyna.
- Rozumiem to, Shannon. To rozkaz Rady? - Pytam, na co oboje kiwają głową. - Czyli nie mogę w tej sprawie dyskutować, tak?
- Jeżeli chodzi o rozkazy Rady, każdy musi je wykonywać. - Odpowiada czarnowłosy chłopak.
- Ja się na tym nie znam. - Mówię prawdę. - Dopiero w to wszystko wchodzę, a prawdę mówiąc dzisiaj nie czuję się na siłach, żeby przyswajać różne rzeczy, ale mam do was pytanie. - Biorę głęboki oddech. - Mnie - jako królowej, też dotyczą rozkazy Rady? Znaczy... chodzi mi też o to, czy mogę modyfikować ich decyzje.
Dwójka, która stoi przy moich drzwiach rozdziawia usta w zaskoczeniu, a ich oczy robią się nienaturalnie duże. Patrzą na mnie jak ciele na malowane wrota, a ja czuję się teraz naprawdę głupio. Po co rozmawiam o takich rzeczach z nieznajomymi osobami? Może chcę porozmawiać z kimś nowym i nie obarczać tymi tłumaczeniami moich przyjaciół? Albo po prostu jestem już tak zmęczona, że nie zdaję sobie sprawy z tego o czym rozmawiam. Przecież mogą mnie uznać za głupią i niczego nieświadomą kretynkę, która zniszczy cały Klan przez swoją niewiedzę i źle podejmowane decyzje.
- Jeżeli tego n-nie wiesz, to z chęcią ci wy-wytłumaczę na czym to polega. - Odpowiada Shannon.
- Świetnie, w takim razie słucham.
- Rada n-nie może rozkazywać alfie, ona jest tylko po to, żeby doradzać. Z-zajmuje się też błahymi sprawami stada i wydaje im polecenia. Rada może też karać członków Klanu bez pozwolenia przywódcy, ale jak najbardziej m-możesz sprzeciwić się ich rozkazom. To nie działa tak, że ty masz podporządkować się pod nich, oni muszą to zrobić.
- Mhm. - Kiwam głową ze zrozumieniem. - Czyli mogę wycofać ten śmieszny rozkaz o staniu pod moimi drzwiami? Ludzie, przecież wy też musicie spać. - Wzdycham.
- Możesz, ale to odradzam. - Odzywa się chłopak. - Ostatnio jest niebezpiecznie. Bez obrazy, jesteś nową, niedoświadczoną alfą. Walczące z nami Klany chcą to wykorzystać i cię po prostu zabić, a nas przejąć. To byłoby głupie, znaczy... odwołać ten rozkaz.
- Okay. - Daję za wygraną, rozumiejąc niebezpieczeństwo, jakie się z tym wiąże. Przecież nie mogę do tego dopuścić. - Macie rację, ale przyznam wam, że nie mogę się przyzwyczaić do tego wszystkiego. - Wzdycham. - Za dużo kłapię dzisiaj dziobem i jestem wykończona. - Uśmiecham się przepraszająco. - Idę już spać, do jutra. - Macham im na pożegnanie dłonią.

Wchodzę do sypialni, zamykając za sobą drzwi. Rozglądam się po ciemnym pomieszczeniu, po czym zapalam światło. W pokoju panuje głucha, przerażająca cisza. Przez moją głowę przebiega myśl, że mogłam jednak spać z Uzumakim, ale bardzo szybko wyrzucam ją z głowy. Wolę dzisiaj być sama, żeby w spokoju pomyśleć i przygotować się do jutrzejszego dnia. W obecności mojego chłopaka byłoby naprawdę trudno. Każdy mówi, że będzie dobrze, sama też to sobie wmawiam, ale mam różne odczucia. Niektórzy twierdzą, że długo wmawiane kłamstwo po czasie staje się prawdą, może w tym przypadku też tak będzie? Co może być gorszego od wypicia krwi? Chyba przekształcanie się ludzkich kości w zwierzęce. To musi boleć. Jedyną pocieszającą myślą jest to, że Naru będzie ze mną i obiecał, że mnie nie zostawi. Mam nadzieję, że kompletnie się z tego wywiąże. Wchodzę z piżamą i czystą bielizną do łazienki. Wiem, że dzisiaj już brałam długą, odprężającą kąpiel, ale mam ochotę na gorący prysznic. Nie zamierzam odmawiać sobie tej przyjemności, która w dużym stopniu powinna mi pomóc. Wiążę włosy w luźnego koka, żeby ich nie zamoczyć i zdejmuję bluzkę. Z ciekawością przekręcam ciało trochę w lewą stronę, żeby spojrzeć na kark. Rozdziawiam usta w szoku na znak, który widnieje na mojej skórze. Dziewczyny miały rację, wygląda pięknie i nie zamierzam go jutro ukrywać pod warstwą makijażu. Jest teraz częścią mnie i będę nosić go z ogromną dumą. 


~.~


Hej misie! Długo nic nie wstawiałyśmy, ale to nie oznacza, że zapomniałyśmy o blogu. Nie wiemy jeszcze, kiedy będzie następny rozdział, bo w sumie mamy napisany tylko jeden do przodu. Hope you like it! Paula&Patty

1 komentarz:

  1. Hej :) Rozdzial fajny tylko szkoda, ze taki krotki. No coz mam nadziej, ze na rozdział nie bedzie trzeba dlugo czekac. Dziewczyny zycze wam weny :D

    OdpowiedzUsuń