Stoję zupełnie odprężona
i czysta przed lustrem w mojej sypialni i zastanawiam się, czy nie
powinnam przebrać się w coś innego. Chciałam wyglądać odważnie
i odpowiednio do swojego wieku, ale nie wiem, czy wyszło tak jak to
sobie założyłam. Moje włosy, które sięgają mi do połowy
pleców zostawiłam rozpuszczone. Ubrałam białą bluzkę do pępka
i nie zakrywa moich ramion oraz czarne, skórzane spodnie. Na stopy
wsunęłam czarne, wojskowe buty. W kwestii makijażu niezbyt się
wysiliłam. Usta maznęłam błyszczykiem i podkreśliłam oczy
malując rzęsy tuszem oraz robiąc czarną kreskę na górnej
powiece. Powinnam schodzić już na spotkanie, które zwołali moi
przyjaciele, więc nie mam już czasu, żeby się przebrać.
Zostawiam wszystko tak jak jest i mam nadzieję, że nie zbłaźnię
się swoim wyglądem. Z szafki nocnej biorę jeszcze telefon, który
się ładował i wychodzę z pokoju. Podskakuję w miejscu i
przykładam dłoń do klatki piersiowej w miejscu gdzie znajduje się
serce, kiedy dostrzegam przy drzwiach dwie postacie. Jedną z nich
jest niska blondynka, a drugą rudowłosy chłopak. Nie mam czasu,
żeby dokładniej im się przyjrzeć, bo zauważam Saki, która
zmierza w moim kierunku z szerokim uśmiechem. Skrępowana całą
sytuacją idę przed siebie, żeby trochę od nich odejść.
- To jest przerażające.
- Szepczę do niej, kiedy spotykamy się w połowie korytarza.
- Nie przesadzaj,
przywykniesz.
- To nie przy twoich
drzwiach stoi dwóch zupełnie obcych ci ludzi. - Marudzę.
- Masz rację. - Wzdycha.
- Ale spróbuj znaleźć w tym coś pozytywnego. Od teraz masz
ochroniarzy, którzy pilnują, żeby nic ci się nie stało nawet
podczas snu.
- To nie będzie łatwe. -
Przewracam oczami. - Swoją drogą wiedziałaś, że nauczycielka
matematyki też jest wilkołakiem? - Pytam ciekawa.
Na twarzy Saki pojawia się
delikatne zdenerwowanie, które próbuje ukryć uśmiechem.
- Czekaj, Kate też się
wprowadziła?
- No tak, właśnie o niej
mówię. - Nie zwracam uwagi na jej dziwne zachowanie.
Nie chcę dzisiaj dokładać
sobie kolejnych problemów, bo jestem zmęczona tymi, które już
mam.
- Rozmawiałaś z nią? Co
ci mówiła? - Pyta szybko.
- Saki. - Wzdycham. - O co
ci chodzi? Coś jest nie tak?
- N-nie skąd. - Uśmiecha
się nerwowo. - To trochę dziwne, że akurat ją tutaj przysłali.
- Prawda? Przecież jest
od nas dużo starsza. - Odpowiadam. - A do tego uczy w szkole.
Myślałam, że ma własne mieszkanie, może nawet męża, którego
nie chciałaby opuszczać.
Nie chcę jej wypytywać o
co chodzi i dlaczego denerwuje się tym, że jest tutaj Kate, bo
wiem, że na razie i tak mi nic nie powie. Zwłaszcza po tym, jak
przyznałam jej dzisiaj, że nie umiem ogarnąć się z tym wszystkim
co się teraz dzieje. Postanawiam odpuścić, może sama później mi
powie o co chodzi.
- Kate ma dopiero
dwadzieścia lat i zapewniam cię, że nie ma męża. - Mówi
spokojnie, a ja unoszę zdziwiona brew i otwieram usta.
- J-jak to? Przecież uczy
w szkole, jak to możliwe skoro nie ukończyła studiów?
- Rada może wszystko,
chcieli ją w szkole to ją tam umieścili. Nie można zaprzeczać
temu, że z matmy jest świetna.
- Masz rację.
Zapomniałam, że oni trzymają ręce na wszystkim. - Wzdycham.
- Zmieniając temat. -
Uśmiecha się zadziornie. - Wyglądasz naprawdę świetnie. Chyba
chcesz, żeby ślinili się na twój wygląd jak pies na dobrą
suczkę. - Śmiesznie porusza brwiami, na co się uśmiecham.
- Dzięki, uznam to za
komplement. Jesteś pewna, że nie powinnam się przebrać? -
Upewniam się.
- Nie ma mowy! Pokażesz
się im właśnie w takim wydaniu. Gorąca, odważna i pewna siebie.
- Zaznacza.
- Gdzie pozostali? - Pytam
trochę przejęta.
Nie ukrywam, że się
stresuję. Co mam im wszystkim powiedzieć? Wygłosić jakieś
przemówienie, czy coś? Nie jestem w tym dobra, nawet jak musiałam
powiedzieć coś w klasie to zapominałam języka w gębie.
- Czekają już tylko na
ciebie i na mnie. Kazali mi po ciebie przyjść. - Odpowiada.
- Nie wypada kazać im
dłużej czekać. - Mówię, posyłając jej uśmiech.
Powoli kieruję się na
schody, słyszę jeszcze jak Saki krzyczy do dwójki przy moich
drzwiach, żeby szybciej ruszyli dupy, bo ich też to dotyczy.
Przyjaciółka idzie tuż za mną i czuję większy spokój, kiedy
mam ją przy sobie. Schodzimy razem na sam dół. Jest tutaj jeden
długi korytarz i kilka drzwi prowadzących do różnych pomieszczeń.
My kierujemy się na sam koniec, gdzie znajdują się potężne,
podwójne drzwi, za którymi jest duży salon, który z łatwością
pomieściłby dwadzieścia osób. Wszyscy już tam czekają, bo po
korytarzu roznosi się hałas spowodowany ożywionymi rozmowami,
pewnie na mój temat. Drzwi jak nigdy są otworzone na oścież, więc
po chwili wchodzimy do zaludnionego pomieszczenia. Od razu, kiedy
moja stopa przekracza próg, wszystkie rozmowy milkną, a ja widzę
tylko pochylone sylwetki, które nie ośmielają się wyprostować
nawet na sekundę. Idę w miejsce, gdzie stoi ogromny telewizor, bo
specjalnie na tą okazję jest tam przygotowane dla mnie miejsce. W
międzyczasie udaje mi się policzyć, że w salonie stoi piętnaście
osób. Zajmuję swoje miejsce, gdzie za mną stoją moi przyjaciele,
włącznie z Jake'm, który pusto patrzy w przestrzeń przed siebie.
Wcześniej, kiedy tutaj byłam, naprzeciwko telewizora stało kilka
kanap. Na tą okazję zostały poprzesuwane pod ściany po lewej i
prawej stronie. W tłumie ludzi zauważam znajomego chłopaka, który
stoi na samym początku. Z Alexem dzisiaj miałam niemiłą sytuację,
więc z łatwością go zapamiętałam. Wszyscy wciąż stoją
pochyleni, dlatego postanawiam się odezwać, ale nie spuszczam
wzroku z szarookiego chłopaka, którego reakcję chcę zobaczyć.
- Na początku chcę was
wszystkich serdecznie powitać i mam nadzieję, że miło będzie nam
razem mieszkać. - Uśmiecham się.
Dostrzegam jak
automatycznie wszyscy się prostują i czuję na sobie piętnaście
palących spojrzeń. Szare tęczówki bez żadnego skrępowania
lustrują mnie z dołu do góry, zatrzymując się na moich oczach.
Na twarzy bruneta błąka się dziwny uśmiech i już podejrzewam, że
będę miała z tym chłopakiem same problemy. Z tego co zdążyłam
zauważyć, każda z tych osób jest w podobnym przedziale wiekowym
co ja i moi przyjaciele.
- A, i przepraszam za te
zamieszanie. Wiem, że dopiero dzisiaj się wprowadzacie i nie
jesteście do końca rozpakowani, a ja zawracam wam głowę jakimś
spotkaniem. - Pokazuję dłonią na pomieszczenie. - Pewnie na waszym
miejscu byłabym na mnie zła. No, ale pomyślałam, że wypadałoby
gdybyście wiedzieli jak przynajmniej wyglądam, prawda? - Mówiąc
to, patrzę na szarookiego chłopaka, który poszerza swój głupawy
uśmiech i z rozbawieniem kręci głową.
- Chcę od razu ustalić z
wami jedną kwestię, skoro mam was wszystkich w jednym miejscu.
Jestem Sakura Haruno i chciałabym, żebyście posługiwali się moim
imieniem, a nie tytułem jaki mam.
Po sali roznosi się
dźwięk szeptów, który utrudnia mi dalsze mówienie, dlatego
postanawiam poczekać aż wszyscy ucichną. Wiem, że to dla nich
nowe i ciężko będzie im się przestawić, ale dla mnie to wszystko
też jest trudne. Mam szczęście, że żadne z moich przyjaciół
nie neguje tego, że chcę, żeby każdy zwracał się do mnie po
imieniu. Wiedzą, że to będzie dla mnie komfortowe, a oni chcą,
żebym czuła się swobodnie, dlatego akceptują moją decyzję.
- Przepraszam, że
ośmielam się odzywać. - Zaczyna jakaś niska, rudowłosa
dziewczyna.
- Nie, śmiało. Mów o co
chodzi. - Zachęcam ją z uśmiechem, kiedy przez dłuższy czas nic
nie mówi.
- Może królowa nie jest
świadoma, ale mamy kategoryczny zakaz, żeby zwracać się do
panienki po imieniu. - Wyjaśnia nieśmiało.
- Wiem o tym. -
Odpowiadam. - Ustalmy zasadę, dobrze? Tylko w obecności Rady i
innych ważnych osób musicie zwracać się do mnie po moim tytule.
Jeżeli jesteśmy sami mówcie do mnie po imieniu. W ten sposób
będzie łatwiej wam i mi. Może tak być?
Spoglądam na wszystkie
osoby na sali i czekam na jakikolwiek znak z ich strony, że się
zrozumieliśmy. Po chwili każdy kiwa głową na znak zgody, a nawet
widzę na ich twarzach uśmiechy. Może jednak uda mi się sprawić,
żeby mnie choć trochę polubili. Wzdycham przeciągle przypominając
sobie o jeszcze jednej sprawie.
- Teraz najmniej lubiana
przeze mnie rzecz. - Krzywię się na potwierdzenie moich słów. -
Chodzi o to co zrobiliście na początku, kiedy tylko tutaj weszłam.
Na ich twarzach maluje się
zdezorientowanie i w ogóle się im nie dziwię. Też na ich miejscu
nie wiedziałabym o co mi chodzi. Patrzę na chłopaka z szarymi
tęczówkami, który kciukiem prawej ręki przejeżdża po swoich
ustach, słuchając mnie z widocznym zainteresowaniem.
- Chodzi mi o te ukłony.
- Tłumaczę. - Wiem, że to okazywanie szacunku, ale nie lubię
tego. Wystarczy jak powiecie do mnie zwykłe ,,hej'' albo ,,dzień
dobry'' jeśli wolicie. Jeżeli o to chodzi, dostosujcie się do tego
tak jak z imieniem. Musicie robić to tylko przy Radzie i innych
ważnych osobach. Jeżeli jesteśmy sami zapomnijcie o tym
całkowicie. - Oznajmiam z uśmiechem.
- To chyba wszystko co
miałam do powiedzenia. Nie, chwila. Jeszcze jedno. Od jutra
przyjdzie kucharka, więc o jedzenie się nie przejmujcie. Życzę
wam spokojnej nocy i dzięki za wysłuchanie mojej nudnej gadki. -
Szeroko się uśmiecham.
Nie mówiąc nic więcej
kieruję się w stronę wyjścia. Moi przyjaciele podążają za mną,
a z pomieszczenia, które przed chwilą opuściłam dochodzą głośne
rozmowy. Wchodzę do salonu na górze i rozsiadam się na kanapie z
głośnym westchnięciem. Zaraz obok mnie z lewej strony siada Saki,
a po prawej Ino. Sasuke rozkłada się na fotelu naprzeciwko nas.
Naru podchodzi do kruczowłosego i siada przy nim na podłodze.
Opiera plecy o ściankę fotela i patrzy na mnie z uśmiechem.
- Jak wypadła moja
przemowa?
- Pozamiatałaś! -
Wykrzykuje Saki. - Tamci ludzie cię uwielbiają. Trochę ich
podsłuchałam i mówili, że jesteś wyluzowana i się nie
panoszysz. - Uśmiecha się.
- Skąd mogą wiedzieć
jaka naprawdę jestem? Nie znają mnie, żeby od razu wysuwać takie
wnioski. Może chciałam, żeby właśnie tak myśleli? - Pytam z
chytrym uśmieszkiem.
- Daj spokój. - Odzywa
się Ino. - Bije od ciebie pozytywna energia i kto jak kto, ale my
cię bardzo dobrze znamy. Nie chciałaś, żeby tak pomyśleli. Ty
właśnie taka jesteś, wyluzowana, uprzejma i skromna. To da się
wyczuć na kilometr. - Prycha z uśmiechem.
- Tylko nie daj im sobie
wejść na głowę. - Stwierdza Naru. - Jeżeli którekolwiek z nich
nadużyje twojej uprzejmości, musisz mieć świadomość, że nie
możesz na to pozwalać. Traktuj ich dobrze, ale pamiętaj, że
jednak jesteś alfą i należy ci się szacunek. Jeżeli ktoś
przegnie, będziesz musiała go ukarać i traktować jak podwładnego,
nie jak przyjaciela. - Mówi z powagą w oczach i wiem, że ma rację.
Nie powinni myśleć, że
mogą robić wszystko co chcą, a ja będę na to pozwalać. Jeżeli
ktokolwiek zrobi coś, co mi się nie spodoba, zmienię do tej osoby
stosunek i przejdziemy na relację władca-poddany i tutaj nie ma o
czym dyskutować. Jeżeli zobaczą, że pozwalam im na zbyt wiele,
zaczną to wykorzystywać. Wtedy w Klanie będzie panował chaos, a
to ostatnie czego teraz chcę. Patrzę w szoku, kiedy widzę, że do
salonu powolnym krokiem wchodzi Jake. Podchodzi do barku stojącego
prawie w rogu salonu i wyciąga szklankę, do której leje jakiś
alkohol. W dłoń bierze jeszcze sztylet i podchodzi z tym wszystkim
do swojego brata. Na moment moje serce przyśpiesza, bo myślę, że
chce mu coś zrobić. Uspokajam się dopiero wtedy, kiedy chłopak
podaje mu te wszystkie rzeczy. Naru bierze to od niego, nie
przerywając kontaktu wzrokowego.
- Po co mu to? - Pytam
zdezorientowana.
- Zaraz zobaczysz. -
Odpowiada z delikatnym uśmiechem.
Nie rozmawiałam z nim od
zdarzenia w kuchni, ale wygląda na to, że pogodził się z tym co
mu wtedy powiedziałam. Patrzę zaskoczona na mojego chłopaka, który
rozcina lewą dłoń i wyciska do szklanki sporą ilość krwi.
Dopiero teraz rozumiem, że ten paskudny napój jest przeznaczony dla
mnie. Młodszy Uzumaki podaje szklankę Jake'owi i ten gest sprawia,
że jestem w jeszcze większym szoku. Chłopcy już nie zachowują
się tak jakby chcieli się zabić i to mnie naprawdę cieszy.
Chciałabym, żeby się w końcu pogodzili.
- Proszę. - Jake podaje
mi szklankę.
Biorę to od niego z
grymasem na twarzy. Jake jak i pozostali zaczynają się śmiać z
mojego zachowania. Chłopak siada na drugi fotel, który jest bliżej
mnie.
- Poważnie? - Pytam z
obrzydzeniem. - Musiałeś tam tyle tego lać, Uzumaki?
- Nazwij to po imieniu. -
Uśmiecha się. - Musiałem wlać tam tyle krwi, bo mniejsza dawka by
nie zadziałała. Chyba nie chciałabyś tego pić dwa razy, prawda
kochanie?
- Jesteś okropny. -
Jęczę.
- Nie marudź, tylko pij.
- Odzywa się Saki.
- I ty przeciwko mnie? -
Wzdycham teatralnie.
- Myślę, że żadne z
nas nie jest przeciwko tobie. - Stwierdza Ino.
- Specjalnie nalałem ci
alkohol, to chociaż trochę zabije ten posmak.
- Dzięki za ten
dobroduszny gest. - Prycham.
- Dla ciebie wszystko. -
Mówi z szerokim uśmiechem.
- Dlaczego mam wrażenie,
że bawi to każdego oprócz mnie?
- To nie wrażenie
kochanie. Wszyscy chcemy zobaczyć twoją minę jak będziesz to
piła. - Nabija się ze mnie Saki.
- Aha. Fajni z was
przyjaciele. - Udaję obrażoną.
- Serio chcesz to aż tak
przedłużać? Wypij to i po problemie. - Naru wzrusza ramionami.
Mrużę na niego oczy, co tylko bardziej go rozśmiesza.
- Niech wam będzie. Chcę
mieć to już z głowy. - Wzdycham niezadowolona.
Przybliżam szklankę do
ust, ale na szczęście nie czuję w niej niczego oprócz alkoholu.
Przechylam ją i szybko wypijam wszystko duszkiem. Prostuję się
zadowolona, kiedy jedyny smak jaki czuję to alkohol. Zmienia to się
w przeciągu kilku sekund. Przykładam dłoń do ust, czując
obrzydliwy, mdły i metaliczny posmak krwi. Przymykam oczy, próbując
pozbyć się odruchu wymiotnego.
- I jak? - Pyta blondynka.
- Będę rzygać. -
Marudzę, a oni się śmieją.
- Masz, wypij to. - Przede
mną widzę Jake'a.
Na jego twarzy dostrzegam
współczucie i troskę. Trzyma w dłoni kolejną szklankę z
brunatnym płynem. Patrzę na niego nieufnie, na co się tylko
uśmiecha.
- Obiecuję, że po tym
będzie ci lepiej. Nie ma tam krwi. - Mówi spokojnie.
Biorę od niego szklankę
i szybko wypijam jej zawartość. Okazuje się, że to alkohol, który
wcześniej piłam wymieszany z tym obrzydlistwem. Jake miał rację,
bo po chwili napój zabija smak krwi. Może nie w całości, ale
przynajmniej w połowie, za co jestem wdzięczna. Chłopak zabiera
ode mnie dwie szklanki i odkłada je na stolik kawowy, po czym wraca
na swoje miejsce. Przykładam lewą dłoń do karku i unoszę brew do
góry, kiedy czuję w tym miejscu mrowienie.
- Co jest? - Pyta Naru,
kiedy widzi zdezorientowanie na mojej twarzy. - Dobrze się czujesz?
- W jego głosie wyczuwam przejęcie.
- Tak, tylko... -
przymykam oczy. - Czuję dziwne mrowienie na karku. Nie do końca
wiem, czy to... powinno tak być. - Odpowiadam.
Saki gwałtownie odrywa
moją dłoń od karku i z zachwytem wpatruje się w to miejsce na
moim ciele. Zauważam jej rozchylone wargi i powiększone oczy. Jest
zafascynowana czymkolwiek, co tam się w tej chwili dzieje.
- Co widzisz? - Pytam
przerażona.
- Twój znak. - Szepcze
Saki. - Jest piękny. - Dodaje po chwili.
- Woah! - Wykrzykuje Ino.
- Nigdy nie widziałam, żeby miał taki kolor.
- To znaczy? Opiszcie do
cholery to co widzicie. - Mówię zirytowana.
- To co dziewczyny chcą
powiedzieć to to, że jest złoto-srebrny, nasze są czarne. - Jako
jedyny na moje pytanie odpowiada Jake.
- Ma dwa kolory? - Jestem
zaskoczona.
- To normalne. - Stwierdza
Naru z uśmiechem. - Przywódca musi się wyróżniać. Pod
wszystkimi względami. - Puszcza mi oczko, na co kręcę rozbawiona
głową.
- Czy to dziwne, że
jestem zmęczona?
- Nah, dzisiejszy dzień
był zwariowany. Dużo się wydarzyło. - Odpowiada Saki.
- Musisz odpocząć przed
jutrem. Jest późno, nie chcę wyjść na nadopiekuńczego, ale
powinnaś położyć się spać. - Odzywa się milczący dotąd
Sasuke.
- Zawsze się o mnie
troszczysz, więc to nie jest żadną nowością. - Uśmiecham się
do niego ciepło. Sasuke jest dla mnie jak brat, zawsze mi pomaga i
wspiera, nawet kiedy robię coś głupiego.
- Sakurcia, czujesz się
inaczej? - Pyta zaciekawiona Saki. - Nie chcę być natrętna, ale
mnie to interesuje. W końcu to inna przemiana niż ja przechodziłam.
- Tłumaczy się.
- Oprócz tego, że wciąż
czuję mrowienie na karku, to nie. Nic się nie zmieniło.
- Czyli wciąż czujesz
się gorzej niż gówno? - Jest bezpośrednia.
- Zgadłaś. - Odpowiadam
z uśmiechem.
- Jeżeli cię to pocieszy
to powiem ci, że nie wyglądasz tak, jak się czujesz. - Puszcza mi
oczko.
- Dzięki. Jesteś zbyt
miła w ostatnim czasie. - Podejrzliwie marszczę brwi. - Czego ode
mnie chcesz? - Pytam z uśmiechem.
Dziewczyna kładzie dłoń
na moim udzie i bliżej się przysuwa.
- Mówię tylko to, co
zauważam.
- Saki, czy ty flirtujesz
z moją dziewczyną? Mam czuć się zazdrosny?
- Czuj się jak chcesz. -
Odpowiada. - I tak nie zrozumiesz więzi, która nas łączy. -
Dodaje składając całusa na moim policzku. Chichoczę słysząc jej
odpowiedź. Moja przyjaciółka się podnosi i podchodzi do Ino. Jej
też daje całusa.
- Życzę wam dobrej nocy.
- Uśmiecha się. - A wam... - wskazuje na Ino i Sasuke. -
...dzikiego seksu, tylko nie zachowujcie się zbyt głośno, bo nie
jesteśmy sami. - Dopowiada wychodząc z salonu.
- Saki! - Blondynka karci
siostrę.
Dostrzegam, że policzki
Ino robią się czerwone, co jest urocze. Chłopcy natomiast się
śmieją. Brunetka od zawsze jest bardziej wyluzowana i rzuca żartami
jak kamykami. Uwielbia rozbawiać towarzystwo i nienawidzi nudy. W
jej życiu zawsze musi dziać się coś nowego. Ino jest jak nasza
matka, chociaż nie powiem, bo też potrafi się świetnie bawić i
wyluzować. Zawsze nas pilnuje, żebyśmy nie zrobiły czegoś
głupiego i nie łatwo rozmawia jej się na intymne tematy.
- Idę spać, muszę się
wyspać, a poza tym jestem naprawdę zmęczona. - Stwierdzam
podnosząc się z kanapy. Podchodzę do Naru, którego całuję
krótko w usta. Dzisiaj zbyt wiele ze sobą nie rozmawialiśmy, ale
to może i lepiej, bo nie jestem w nastroju, żeby mieć jakiekolwiek
towarzystwo. Idę spokojnie po schodach, zmierzając do mojego
pokoju. Na korytarzu nie jest mi dane iść dalej, bo zostaję
złapana za prawe przedramię. Odwracam się szybko i marszczę
zdziwiona brwi, kiedy dostrzegam Jake'a.
- Możemy porozmawiać?
- O czym? - Pytam
zmieszana.
- Chciałem cię
przeprosić. - Chłopak przymyka na chwilę oczy. - Ostatnio...
zachowywałem się jak skończony dupek.
- Okay, wybaczam. - Mówię
z uśmiechem. - Każdy czasami ma trudny okres i zachowuje się
dziwnie.
- Nie, ja naprawdę
spieprzyłem. - Wzdycha. - Masz tyle swoich problemów, a ja dokładam
ci jeszcze siebie. Nie chcę, żebyś czuła, że jestem dla ciebie
przeszkodą.
- Nigdy o tobie nie
myślałam w ten sposób. - Mówię szczerze. - Powinieneś wiedzieć,
że jesteś dla mnie ważny.
- Wiem, tylko... wciąż
nie mogę o tobie zapomnieć. Dlatego się tak zachowuję, ale wiem,
że jesteś z moim bratem i nie chcę, żebyś czuła jakąś presję
z mojej strony. Rozumiem, że to jego teraz kochasz i naprawdę
staram się to zaakceptować. Chcę, żebyś o tym wiedziała. Nie
zamierzam się więcej narzucać. Skoro nie mogę być dla ciebie
kimś więcej, chcę chociaż być przyjacielem. Mogę?
Jego oczy wyrażają
smutek i nadzieję. Wiedziałam już dawno, że Jake wciąż coś do
mnie czuje, widać to było po jego zachowaniu. Nie chcę go
krzywdzić, ale z drugiej strony wiem, że nie chcę, żeby zniknął
z mojego życia. Za bardzo mi na nim zależy.
- Jake, nie wiem co mam ci
powiedzieć...
- Odpowiedz po prostu na
moje pytanie, nie liczę na nic więcej.
Nic nie odpowiadam tylko
przysuwam się do niego bliżej. Po chwili wtulam się w jego ciało,
czuję jak chłopak przyciąga mnie jeszcze bliżej siebie, obejmując
ramionami moją talię. Za każdym razem, kiedy się z nim kłócę,
moje serce cierpi z tego powodu. Zbyt mocno go kocham, żeby być z
nim na wojennej ścieżce.
- To oznacza tak? - Pyta z
nadzieją.
- Mhm. - Mruczę w jego
szyję. - Nie lubię jak między nami jest tak dziwnie. - Przyznaję.
- Nie chcę, żeby tak było.
- Też tego nie chcę.
Wiesz jak bardzo cię kocham i nie chcę cię stracić. - Szepcze.
- Wiem Jake. - Odpowiadam
z dziwnym poczuciem winy.
- Jesteś bardzo mądra,
wiesz? Ludzie będą cię uwielbiać. Mimo, że dużo nie mówiłaś
na tym spotkaniu, wypadłaś świetnie. - Mówi i mogę się założyć,
że się szczerzy.
- Dzięki, ale na pewno
zdajesz sobie sprawę, że nie wszyscy mnie polubią. Nie ma takiej
osoby, która zadowoliłaby każdego człowieka. - Zauważam. - Poza
tym, jestem sobą, a wiesz, że ciężko z takim człowiekiem
wytrzymać.
- Masz rację, ale to jest
właśnie w tobie wyjątkowe. Nie starasz się być taka jak inni.
Chcesz być sobą, a to jest dobre. Pamiętaj, że to jest
najważniejsze i mimo tego co będziesz musiała robić, nigdy nie
zatrać w tym siebie.
- Cholera, jesteś w tym
naprawdę świetny. - Chichoczę, odsuwając się od niego.
- W czym? - Pyta z
uśmiechem. - W mówieniu prawdy?
- Nie, w tych twoich
motywujących gadkach.
- Pamiętaj, że zawsze
dla ciebie jestem. W porządku?
- Wiem Jake i to doceniam.
- Jutro przed tobą wielki
dzień, będzie dobrze. Nie bój się, bo strach w takich sytuacjach
to najgorszy przeciwnik. Musisz być spokojna i zrelaksowana. Ból
będzie przez chwilę, potem poczujesz się wolna jak nigdy dotąd.
- Nie wiem, czy
pomieszczenie z czterema ścianami można nazwać wolnością. -
Żartuję, na co chłopak się uśmiecha.
- Bieganie po otwartym
terenie jest lepsze, ale chodzi mi bardziej o twoją prawdziwą
postać. Przemiana w wilka sprawi ci niesamowitą radość, mimo
początkowego bólu. Uwierz mi, wiem co mówię. Mam doświadczenie w
tych sprawach. - Uśmiecha się.
- Dam sobie radę.
- Nawet nie zdajesz sobie
sprawy jak bardzo jesteś silna.
- Dzięki.
- To prawda. - Uśmiecha
się. - Jutro się spotkamy. Śpij dobrze, piękna. - Czuję jego
usta na prawym policzku.
- Do jutra. - Odpowiadam.
Jake posyła mi ostatni
uśmiech i znika po chwili idąc z powrotem na dół. Ruszam się w
końcu z miejsca i podążam do mojego pokoju. Przy drzwiach
dostrzegam dwie postacie. Jedną z nich jest rudowłosa dziewczyna,
która zabrała głos na spotkaniu. Posyłam jej ciepły uśmiech,
kiedy nerwowo na mnie spogląda. Sprawia wrażenie poddenerwowanej i
speszonej, czy właśnie tak działam na tych wszystkich ludzi?
- Jak samopoczucie?
Rozgościliście się już w domu? - Pytam podchodząc bliżej.
Mężczyzna, który stoi
razem z rudowłosą dziewczyną jest zaskoczony, że się do nich
zwracam i w ogóle się nie odzywa. Postanawiam dlatego spojrzeć na
nią i uśmiechnąć się, zachęcając w ten sposób do
jakiejkolwiek odpowiedzi. Na nosie dziewczyny dostrzegam urocze
piegi. Ma dość specyficzną urodę. Przypomina bardziej dziewczynkę
niż dorosłą kobietę. Może jeszcze nią jest, w końcu nie wiem
ile ma lat.
- T-tak królowo. -
Odpowiada, ale po chwili się reflektuje. - Prz-przepraszam,
zapomniałam, że mam się tak nie zwracać. - Posyła mi skruszony
uśmiech.
- Nic nie szkodzi. -
Uśmiecham się, nie mogąc uwierzyć, że ktoś może być aż tak
wystraszony i onieśmielony moją obecnością. Nigdy dotąd mi się
to nie zdarzało, bo nikt nie zwracał na mnie aż tak dużej uwagi.
- Jak się nazywasz?
- Sh-Shannon. - Odpowiada
przejęta.
- Nie denerwuj się tak,
Shannon. - Kładę dłoń na jej prawym ramieniu. - Ile masz lat?
Nie musisz odpowiadać jeśli nie chcesz. - Uśmiecham się.
Dziewczyna unika mojego
wzroku jak ognia, patrzy na podłogę i wnioskując po jej zgarbionej
sylwetce, najchętniej stałaby się niewidzialna. Odczuwam dziwną
potrzebę, żeby się z nią zaprzyjaźnić i pomóc jej pozbyć się
tej uroczej nieśmiałości.
- O-osiemnaście. -
Odpowiada ze spuszczoną głową.
Palcami lewej dłoni
unoszę jej podbródek, żeby chociaż raz na mnie spojrzała. Nie
chcę, żeby tak czuła się w mojej obecności, musi to być dla
niej bardzo wyczerpujące.
- Wiesz, że nie musisz
się mnie bać, prawda? Nie zrobię ci krzywdy. Tak właściwie to
jesteś urocza, Shannon. - Uśmiecham się, odsuwając się kawałek,
żeby dać jej trochę przestrzeni. - Zamierzacie stać tutaj całą
noc? - Zwracam się tym razem do chłopaka.
- Oczywiście. - Odpowiada
bez wahania.
- Serio? - Pytam
zaskoczona. - To naprawdę głupi pomysł. Dlaczego ludzie mają
zarywać dla mnie noce? To bezsensowne. - Dostaję słowotoku.
Wzdycham ciężko, bo to
całe przyzwyczajenie się do nowej sytuacji nie jest i nie będzie
łatwe. Po co oni mają stać przy moich drzwiach, skoro w domu roi
się od wilkołaków?
- To n-nie j-jest
bezsensowne. To dla większego bezpieczeństwa. - Odpowiada
dziewczyna.
- Rozumiem to, Shannon. To
rozkaz Rady? - Pytam, na co oboje kiwają głową. - Czyli nie mogę
w tej sprawie dyskutować, tak?
- Jeżeli chodzi o rozkazy
Rady, każdy musi je wykonywać. - Odpowiada czarnowłosy chłopak.
- Ja się na tym nie znam.
- Mówię prawdę. - Dopiero w to wszystko wchodzę, a prawdę mówiąc
dzisiaj nie czuję się na siłach, żeby przyswajać różne rzeczy,
ale mam do was pytanie. - Biorę głęboki oddech. - Mnie - jako
królowej, też dotyczą rozkazy Rady? Znaczy... chodzi mi też o to,
czy mogę modyfikować ich decyzje.
Dwójka, która stoi przy
moich drzwiach rozdziawia usta w zaskoczeniu, a ich oczy robią się
nienaturalnie duże. Patrzą na mnie jak ciele na malowane wrota, a
ja czuję się teraz naprawdę głupio. Po co rozmawiam o takich
rzeczach z nieznajomymi osobami? Może chcę porozmawiać z kimś
nowym i nie obarczać tymi tłumaczeniami moich przyjaciół? Albo po
prostu jestem już tak zmęczona, że nie zdaję sobie sprawy z tego
o czym rozmawiam. Przecież mogą mnie uznać za głupią i niczego
nieświadomą kretynkę, która zniszczy cały Klan przez swoją
niewiedzę i źle podejmowane decyzje.
- Jeżeli tego n-nie
wiesz, to z chęcią ci wy-wytłumaczę na czym to polega. -
Odpowiada Shannon.
- Świetnie, w takim razie
słucham.
- Rada n-nie może
rozkazywać alfie, ona jest tylko po to, żeby doradzać. Z-zajmuje
się też błahymi sprawami stada i wydaje im polecenia. Rada może
też karać członków Klanu bez pozwolenia przywódcy, ale jak
najbardziej m-możesz sprzeciwić się ich rozkazom. To nie działa
tak, że ty masz podporządkować się pod nich, oni muszą to
zrobić.
- Mhm. - Kiwam głową ze
zrozumieniem. - Czyli mogę wycofać ten śmieszny rozkaz o staniu
pod moimi drzwiami? Ludzie, przecież wy też musicie spać. -
Wzdycham.
- Możesz, ale to
odradzam. - Odzywa się chłopak. - Ostatnio jest niebezpiecznie. Bez
obrazy, jesteś nową, niedoświadczoną alfą. Walczące z nami
Klany chcą to wykorzystać i cię po prostu zabić, a nas przejąć.
To byłoby głupie, znaczy... odwołać ten rozkaz.
- Okay. - Daję za
wygraną, rozumiejąc niebezpieczeństwo, jakie się z tym wiąże.
Przecież nie mogę do tego dopuścić. - Macie rację, ale przyznam
wam, że nie mogę się przyzwyczaić do tego wszystkiego. -
Wzdycham. - Za dużo kłapię dzisiaj dziobem i jestem wykończona. -
Uśmiecham się przepraszająco. - Idę już spać, do jutra. -
Macham im na pożegnanie dłonią.
Wchodzę do sypialni,
zamykając za sobą drzwi. Rozglądam się po ciemnym pomieszczeniu,
po czym zapalam światło. W pokoju panuje głucha, przerażająca
cisza. Przez moją głowę przebiega myśl, że mogłam jednak spać
z Uzumakim, ale bardzo szybko wyrzucam ją z głowy. Wolę dzisiaj
być sama, żeby w spokoju pomyśleć i przygotować się do
jutrzejszego dnia. W obecności mojego chłopaka byłoby naprawdę
trudno. Każdy mówi, że będzie dobrze, sama też to sobie wmawiam,
ale mam różne odczucia. Niektórzy twierdzą, że długo wmawiane
kłamstwo po czasie staje się prawdą, może w tym przypadku też
tak będzie? Co może być gorszego od wypicia krwi? Chyba
przekształcanie się ludzkich kości w zwierzęce. To musi boleć.
Jedyną pocieszającą myślą jest to, że Naru będzie ze mną i
obiecał, że mnie nie zostawi. Mam nadzieję, że kompletnie się z
tego wywiąże. Wchodzę z piżamą i czystą bielizną do łazienki.
Wiem, że dzisiaj już brałam długą, odprężającą kąpiel, ale
mam ochotę na gorący prysznic. Nie zamierzam odmawiać sobie tej
przyjemności, która w dużym stopniu powinna mi pomóc. Wiążę
włosy w luźnego koka, żeby ich nie zamoczyć i zdejmuję bluzkę.
Z ciekawością przekręcam ciało trochę w lewą stronę, żeby
spojrzeć na kark. Rozdziawiam usta w szoku na znak, który widnieje
na mojej skórze. Dziewczyny miały rację, wygląda pięknie i nie
zamierzam go jutro ukrywać pod warstwą makijażu. Jest teraz
częścią mnie i będę nosić go z ogromną dumą.
~.~
Hej misie! Długo nic nie wstawiałyśmy, ale to nie oznacza, że zapomniałyśmy o blogu. Nie wiemy jeszcze, kiedy będzie następny rozdział, bo w sumie mamy napisany tylko jeden do przodu. Hope you like it! Paula&Patty
Hej :) Rozdzial fajny tylko szkoda, ze taki krotki. No coz mam nadziej, ze na rozdział nie bedzie trzeba dlugo czekac. Dziewczyny zycze wam weny :D
OdpowiedzUsuń