To dzisiaj, mam w końcu
spotkać się z Radą. Cholernie się boję, mój strach jest tak
wielki, że nie mogę nad nim zupełnie zapanować. Moje ręce cały
czas się pocą i trzęsą. Nie mam pojęcia czym to jest
spowodowane. Przecież jestem pewna swojej decyzji, wiem czego chcę,
a mimo wszystko...trzęsę się jak mała dziewczynka, która zrobiła
coś złego i boi się kary. To jest nienormalne. Co jeżeli to nie
strach przed Radą, o której tyle słyszałam, a przed tym, że mnie
nie zaakceptują? Że to wszystko mnie przerośnie i nie jestem na to
gotowa? Strach przed tym, że zawiodę ich wszystkich? Rządzenie
Klanem to duża odpowiedzialność, wszyscy będą zdani na moje
decyzje. Wszystkie te dobre, jak i złe. I to jest w tym wszystkim
najbardziej przerażające. Boję się, że popełnię jakiś błąd,
który mógłby wpłynąć na Klan, za który będę odpowiedzialna.
Nie powinnam tak myśleć, a jednak. Chcę być silna, zdecydowana,
nieustraszona, opanowana, rozważna i pewna siebie. Taki właśnie
powinien być idealny przywódca Klanu. Muszę się tego nauczyć, bo
chcę być naprawdę dobra. Chcę, żeby każdy mnie szanował. Stoję
przed wielkim lustrem w mojej sypialni, żeby zobaczyć, czy wyglądam
już wystarczająco dobrze. Mam na sobie czarną, obcisłą sukienkę
z niedużym dekoltem, rozpuszczone włosy i czerwone szpilki. Moim
zdaniem wyglądam całkiem nieźle, ale nie wiem, czy to odpowiedni
strój na spotkanie z Radą. Została już niecała godzina, co
napawa mnie jeszcze większym lękiem. Przymykam oczy, kiedy czuję
jak silne ramiona oplatają moją talię, a rozgrzane usta stykają
się z moją spiętą skórą na szyi.
- O czym tak myślisz? -
Pyta z seksowną chrypką w głosie.
- O tym, czy na pewno
dobrze się ubrałam. - Wzdycham.
Zaczynam się relaksować,
kiedy Uzumaki po raz kolejny muska ustami moją szyję, tym razem
wyżej. Przy uchu, gdzie mam czuły punkt.
- Uwierz mi kochanie,
wyglądasz naprawdę dobrze. Aż chciałoby się zerwać z ciebie tą
sukienkę. - Mruczy mi do ucha.
- Dlatego muszę się
przebrać. - Panikuję, a on się śmieje.
Patrzy w lusterko prosto
na moje oczy.
- Nah, jeżeli boisz się,
że to dla nich nieodpowiedni strój, nie przejmuj się. Wyglądasz
właśnie tak, jak należy. Czujesz się w nim komfortowo, prawda? -
Pyta.
Kiwam głową na
potwierdzenie, bo nic innego nie wyszłoby z moich ust. Czuję oddech
chłopaka na mojej szyi i jego przesadną bliskość. Między innymi
dlatego nie jestem w stanie nic powiedzieć. To sprawia, że czuję
ciarki w takich miejscach, gdzie nie powinnam. Przynajmniej na obecną
chwilę.
- Sprawiasz wrażenie
silnej, odważnej i pewnej siebie kobiety, a o to ci chodzi. Mylę
się? - Pyta szeptem.
- Nie. - Odpowiadam
opanowując drżenie głosu.
- A twój seksowny wygląd
i to, że doprowadzasz mnie tym do szaleństwa jest tylko dodatkiem.
- Dodaje.
- Muszę się od ciebie
odsunąć. - Stwierdzam niezadowolona.
Odchodzę od Uzumakiego,
ale zdążam zauważyć, że się śmieje. On też dzisiaj wygląda
inaczej. Ma na sobie czarne spodnie, pantofle w tym samym kolorze i
białą koszulę z czerwonymi dodatkami, u której trzy górne guziki
są rozpięte. W tym wydaniu jest naprawdę pociągający, ale muszę
się opanować.
- Masz brudne myśli,
Haruno. - Naśmiewa się ze mnie.
- Po prostu mi gorąco, a
ty się jeszcze do mnie przytulasz. - Bronię się.
- W dodatku kłamiesz,
robisz się naprawdę niegrzeczna. - Wyłapuje moje kłamstwo.
- A ty jak zwykle musisz
pieprzyć głupoty. - Wzdycham.
- Mogę ciebie. - Posyła
mi niegrzeczny uśmiech, a mi robi się bardziej gorąco.
- Mamy jeszcze trochę
czasu. - Kontynuuje podchodząc bliżej. - Możemy się zabawić, co
ty na to? - Staje naprawdę blisko mnie. - Od razu się odprężysz,
gwarantuję.
Wyciągam w jego stronę
dłoń i delikatnie go odsuwam.
- To nie jest czas na
zabawę. - Przewracam oczami. Jestem zdenerwowana, a on robi sobie
żarty.
- Wyluzuj. - Uśmiecha
się. - Twój strach czuć na kilometr. - Śmieje się.
- Nieprawda. - Prycham.
- To tylko banda debili, z
którymi musisz się spotkać. Nie zjedzą cię, obiecuję.
- Nie boję się ich. -
Odpowiadam, a on marszczy brwi.
- Więc czego?
- Że sobie nie poradzę.
- Przyznaję, a on się ciepło uśmiecha.
Kładzie dłonie na mojej
talii i przyciąga mnie bliżej siebie, a ja wtulam się w jego tors.
Naru muska ustami moją głowę.
- Zapewniam cię, że dasz
sobie radę. W razie czego, zawsze tu dla ciebie jestem i będę. Nie
ważne co się będzie działo. Masz we mnie wsparcie, a kiedy będzie
źle, będę twoim oparciem i pocieszeniem. Hej, przecież jesteśmy
ze sobą związani na całe życie, co może być jeszcze gorszego? -
Żartuje, a ja się uśmiecham.
Odsuwam się od niego i
całuję go w policzek. Omijam jego wargi szerokim łukiem, bo wiem,
że jeżeli przyłożę do nich swoje usta, na pocałunku na pewno
się nie skończy.
- Dzięki. - Mruczę.
- Chcę prawdziwego
buziaka. - Marudzi, a ja przewracam oczami.
- Musisz się zadowolić
tym, co dostałeś. - Odpowiadam.
- Na razie może
wystarczy. - Mówi niezadowolony.
- Nie chcę wam gołąbeczki
przeszkadzać, ale już na nas pora. - Do sypialni wchodzi Saki. Ma
na sobie czerwoną sukienkę, z dość dużym dekoltem. Patrzę na
nią z otwartą buzią, a ona się tylko uśmiecha.
- Co? Za bardzo jak
zakonnica? - Pyta z błyskiem w oku.
- Chyba raczej za bardzo
jak na imprezę. - Odpowiadam.
- O to właśnie chodzi. -
Stwierdza zachwycona i puszcza mi oczko.
- Oj Saki, chyba bardzo
chcesz ich zdenerwować. - Mówi rozbawiony Naru.
- Nie, ona chyba chce,
żeby wszyscy dostali zawału. - Poprawiam go, a Saki się śmieje.
- Nah, po prostu kocham
łamać reguły. - Odzywa się sama zainteresowana.
- Mówisz poważnie? -
Pytam przerażona.
- Ta dziewczyna nigdy nie
przestrzega zasad. - Stwierdza Uzumaki.
- A myślałam, że to ty
jesteś buntownikiem. - Zauważam zaskoczona.
- Ja niestety muszę się
podporządkować, jak wkurwiające by to nie było. - Mówi
niezadowolony.
- Dlaczego? - Pytam.
- Reputacja mojego rodu
wisiałaby na włosku. Mimo tego, że na Klan mam wyjebane, szanuję
swoje pochodzenie i nie chcę zniszczyć tego, co budował mój
dziadek i jego przodkowie. - Odpowiada wzruszając ramionami. -
Dlatego staram się przestrzegać zasad chociaż na spotkaniach z
Radą.
- Znałeś dziadka? -
Zadaję mu kolejne pytanie.
Może to nie jest
odpowiedni czas, ale to mnie zaciekawiło.
- Niestety nie, ale z
opowiadań wujka Jiraiy mogę śmiało stwierdzić, że był świetnym
człowiekiem. - Tłumaczy. - Uprzedzając twoje pytanie, Jiraiya to
mój przyszywany wujek. Traktuje mojego ojca jak syna. - Wzdycha.
- Fajnie, że sobie tak
tutaj gadacie o rodzinie i w ogóle, ale chcę wam przypomnieć, że
stare pierniki już czekają w pokoju obrad. - Przypomina Saki.
Biorę ostatni głęboki
oddech i przybieram postawę silnej, opanowanej i pewnej siebie
kobiety, która niczego się nie boi. Wychodzę z sypialni za Saki,
za mną idzie Naru i czuję się dzięki temu pewniej. Przypominam
sobie najważniejsze zasady. Mam siedzieć cicho i nic nie mówić
dopóki mi nie pozwolą, nie mogę wejść do pomieszczenia, chyba,
że sami po mnie wyjdą i muszę się ukłonić zwijając przy tym
pięść i kładąc ją na serce. Ach i muszę patrzeć prosto w oczy
osobie, do której będę mówiła. Rozglądanie się po
pomieszczeniu jest obrazą dla Rady. Staję przed ogromnymi,
drewnianymi drzwiami. Spotykam przed nimi Ino, Sasuke i Jake'a.
Chłopcy są w eleganckich spodniach i koszulach – Sasuke w
czarnej, a Jake w białej. Ino ma na sobie czarną, skromną
sukienkę, która nie odsłania zbyt dużo, tak jak w przypadku jej
siostry, którą gromi wzrokiem. Wszyscy posyłają mi pokrzepiające
uśmiechy.
- Wiesz, że nie musisz
kłaniać się piernikom? - Zagaduje moja przyjaciółka.
- Saki! - Ino na nią
krzyczy. - Nie słuchaj jej Sakura. - Dopowiada.
- No co? - Dziewczyna
wzrusza ramionami. - Jest przywódczynią, nie musi kłaniać się
tym staruchom. - Broni swojej racji.
- Jeszcze nią nie jest. -
Tłumaczy jej Ino.
- Jest, to płynie w jej
krwi. - Odpowiada Saki, czym mnie zaskakuje.
Ino otwiera buzię, ale
nie wie co ma powiedzieć. Chyba pierwszy raz jest tak zaskoczona
słowami Saki, że nie ma żadnego kontrargumentu. Wszyscy się
zamykamy, bo słyszymy dźwięk otwieranych drzwi. Przed nami ukazuje
się wysoki blondyn. Kojarzę tego mężczyznę i już po chwili
uświadamiam sobie, że to ojciec Naruto i Jake'a. Analizuję jego
twarz i jedyne co widzę to smutek, kiedy patrzy na blondyna, a potem
jego brata. Zatrzymuje na mnie wzrok i szeroko się uśmiecha.
- Witaj. - Zwija dłoń w
pięść i przykłada ją do serca. Chwilę później się kłania,
jest mi naprawdę głupio, bo nie wiem jak mam się zachować.
Postanawiam zrobić to samo, a kiedy kończę widzę jego zdziwienie.
- Widzę, że poznałaś
już nasze powitanie. - Mówi z uśmiechem.
- Tak, jeszcze się do
niego nie przyzwyczaiłam, ale się staram. - Przyznaję.
- To oznaka najwyższego
szacunku. Witamy się tak z władcą i Radą, później nie będzie
ci ono potrzebne. - Odpowiada.
- Znając Sakurę, nawet
jeżeli zostanie Królową to będzie każdemu odpowiadać ukłonem.
Ona po prostu taka jest, każdego traktuje tak samo. - Wtrąca
milczący do tej pory Jake. Wzrusza ramionami, a ojciec się do niego
uśmiecha. Kątem oka dostrzegam jak Naru zaciska mocno szczękę i
odwraca wzrok. Odnajduję dłonią jego rękę, którą mocno
ściskam. Razem splatamy ze sobą palce. Chłopak przez chwilę
patrzy na nasze dłonie, a potem napotyka na swojej drodze moje
spojrzenie. Uśmiecham się do niego, ale on tylko delikatnie unosi
jeden kącik ust.
- Co tam u mamy? - Pyta
Jake. Podchodzi bliżej do ojca.
- Tęskni, chciałaby się
z wami spotkać. Z tobą też Naruto. - Zwraca się do blondyna.
Chłopak mocniej ściska
moją dłoń.
- Daruj sobie. - Odpowiada
głosem wyzbytym z wszelkich uczuć.
- Powiedz, że niedługo
do niej wpadnę. - Mówi Jake, żeby uniknąć niezręczności.
Mierzy się z Naru
spojrzeniami. Brunet patrzy na niego z wściekłością i sądzę, że
spowodowana jest tym, że blondyn nie chce spotkać się z matką.
- Na pewno bardzo się
ucieszy. - Zwraca się do Jake'a. - Wy możecie już wchodzić.
Naruto z Sakurą muszą jeszcze poczekać. - Mężczyzna zwraca się
do moich przyjaciół.
- Hej, spokojnie. - Słyszę
szept Naru. Odwracam się do niego.
- Co? - Pytam marszcząc
brwi.
- Denerwujesz się,
przestań. - Odpowiada.
- Skąd wiesz? - Dziwię
się.
- Miażdżysz mi rękę,
jeżeli to nie strach, to nie wiem jak mam to nazwać. - Uśmiecha
się. Biorę kilka głębszych oddechów i już czuję się
spokojniejsza.
- Okey, panuję nad
sytuacją. - Próbuję przekonać samą siebie.
- To nie jest nic
trudnego, poradzisz sobie. - Pociesza mnie.
Niechętnie puszczam jego
dłoń. Nie chcę, żeby miał przeze mnie kłopoty. Sam mi kiedyś
mówił, że Rada nie życzy sobie, żeby się do mnie za bardzo
zbliżył. Sądzę, że kiedy zostanę Królową, nie będą mieli w
tej sprawie nic do powiedzenia, a na razie nie chcę robić mu
problemów.
- Sakura, Naruto. - Ojciec
Uzumakiego się do nas zwraca. Odwracam się w jego stronę. -
Możecie już wejść. Chodźcie za mną. - Posyła mi uśmiech.
Ruszamy za blondynem, jego
syn idzie za mną. Wchodzimy przez potężne drzwi do środka. W
pomieszczeniu panuje półmrok. Zatrzymuję wzrok na pięciu pięknie
obitych krzesłach stojących na podeście. Tylko na nie pada
światło, co daje niesamowity efekt. Jedne krzesło znacznie się
wyróżnia, oprócz czerwonego obicia i złotych, potężnych ram ma
jeszcze różne zdobienia. Na oparciu, na samej górze znajduje się
ogromna głowa jakby wilka. Tylko to krzesło jest wolne, pozostałe
są zajęte przez czterech mężczyzn. Są mniej więcej po
sześćdziesiątce. Wyglądają bardzo poważnie i budzą ogromny
respekt. Za każdym z nich stoją mężczyźni, są znacznie młodsi.
Przyglądam się ojcu Uzumakiego, który zajmuje miejsce za jednym z
członków Rady. Ci z tyłu są w cieniu. Nie widać ich twarzy,
oprócz oczu, które świecą na złoty kolor. Po prawej stronie
znajdują się krzesełka, przy których stoją moi przyjaciele. Do
Rady prowadzi ogromny, czerwony dywan. Opanowuję śmiech, który
chce wyrwać się z moich ust. To przypomina średniowieczne
spotkanie z królem jakiegoś państwa. Staję razem z Uzumakim
naprzeciwko tych wszystkich krzeseł, kłaniam się prawie
równocześnie z moim chłopakiem, który zajmuje miejsce obok mojego
prawego boku.
- Wilkisie, masz prawo
głosu. - Odzywa się mężczyzna, za którym stoi Pan Uzumaki.
Ma zmęczony, ale potężny
głos. Te obydwie rzeczy powinny się w jakiś sposób wykluczać,
ale coś sprawia, że się ze sobą łączą. Po moim ciele
przechodzi nawet nieprzyjemna gęsia skórka.
- Przyprowadziłem przed
oblicze Najwyższej Rady Sakurę Haruno, następczynie tronu. Ma ona
zamiar ogłosić swoją decyzję dotyczącą przyszłości Klanu
Blackpack.
Obserwuję jego mowę
ciała, patrzy prosto w oczy osobie, do której mówi. Głos
Uzumakiego jest formalny. Nigdy nie słyszałam, żeby do kogokolwiek
zwracał się takim tonem. Jego ciało jest proste jak strzała,
głowa dumnie uniesiona do góry, a spojrzenie puste. Oczy Naru nie
wyrażają zupełnie nic. Stary, siwy mężczyzna przenosi swój
mądry, przeszywający wzrok prosto na mnie. Nie chcąc go obrazić,
patrzę mu w oczy.
- Rada jest gotowa na to,
aby wysłuchać wszystkiego, czego przyszła następczyni tronu ma do
powiedzenia. Udzielamy głosu Sakurze Haruno.
Próbuję coś powiedzieć,
ale głos więźnie mi w gardle. Cholera! Nawet nie wiem jak mam do
nich mówić! Jak dobierać słowa, żeby wypaść jak najlepiej? Co
zrobić, żeby się nie skompromitować? Biorę głęboki wdech i
powoli wypuszczam powietrze. Będę mówiła co mi ślina przyniesie
na język. Jeżeli mnie nie polubią, trudno.
- Nie ukrywam, że do tej
pory ta sytuacja jest dla mnie nowa i dziwna. Przez wiele lat żyłam
w niewiedzy, nie miałam pojęcia, że pochodzę z tak wyjątkowej
rodziny. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że na świecie
istnieją ludzie z nadzwyczajnymi umiejętnościami. - Mój głos
wyraża pewność i ani razu nie drży, z czego jestem naprawdę
bardzo dumna. - Podjęcie decyzji było bardzo trudne, rozważałam
wszystkie za i przeciw, ale za każdym razem dochodziłam do tego
samego wniosku. - Kontynuuję biorąc oddech. - Nie mogę zrezygnować
z tego, co zostawili po sobie moi rodzice. Moim obowiązkiem jest
zapewnienie poczucia bezpieczeństwa wszystkim członkom Klanu. Jako
jedyna córka moich rodziców i w pełni świadoma osoba, chcę wziąć
na siebie tą odpowiedzialność. - Patrzę każdemu członkowi Rady
w oczy. - Pragnę zostać Królową. Przysięgam, że będę
wypełniać jak najlepiej wszystkie swoje obowiązki. Przysięgam
bronić Klanu nawet za cenę własnego życia. - Kończę swój
wywód.
Jestem z siebie naprawdę
bardzo dumna. Mój strach i zdenerwowanie odpływa i pozostawia po
sobie dziwne mrowienie w nogach i rękach. Moje kończyny robią się
jak kartki papieru, ale tylko silna wola pozwala mi stać prosto i
dumnie z podniesioną głową.
- Rada przyjmując świętą
obietnicę Sakury Haruno, ma zaszczyt ogłosić ją nową Królową
Klanu Blackpack. - Odzywa się ktoś z lewej strony.
Wszyscy jak jeden mąż
gwałtownie wstają, nawet moi przyjaciele. Każdy z osobna przykłada
pięść do serca, po czym się kłaniają.
- Nawet się nie waż. -
Naruto szepcze ze spuszczoną głową.
Ten chłopak mnie
zaskakuje, nawet nie musiał na mnie patrzeć, żeby wiedzieć, że
też chciałam się ukłonić. Stoję jak debilka i wlepiam gały w
przestrzeń przede mną. Nie lubię takich niezręcznych sytuacji,
kiedy nie wiem jak się zachować. Wszyscy się prostują, ale nie
siadają.
- Rada daje Królowej
tydzień na to, aby przyjęła ona prawdziwą, piękniejszą i
doskonalszą postać. Tymczasem pragniemy, aby wilkis uroczyście
ślubował wierność swej Pani. - Odzywa się gościu, za którym
stoi Pan Uzumaki.
- Musisz tam podejść. -
Szepcze Naru.
Stawiam powoli pierwsze
kroki. Podchodzę do podestu, przed którym się zatrzymuję.
- Śmiało. - Facet po
lewej stronie pustego krzesła posyła mi uśmiech.
On jako jedyny ma czarne,
szpiczaste włosy. Jakby głębiej się przyjrzeć i zastanowić, ten
starszy mężczyzna przypomina mi trochę z wyglądu Sasuke. Jego
głos jest ciepły i miły w przeciwieństwie do faceta, przy którym
stoi ojciec Naru. Ten z kolei siedzi po prawej stronie pustego
krzesła.
- Miejsce Królowej jest
tutaj. - Czarnowłosy mężczyzna wskazuje na wolne krzesło z głową
wilka na oparciu. - Proszę usiąść. - Instruuje.
Wykonuję jego polecenie i
siadam. To krzesło jest naprawdę wygodne i wątpię, że
kiedykolwiek siedziałam na tak komfortowym meblu. Patrzę na mojego
chłopaka, który został przed podestem. Stoi wyprostowany i dumny.
Jego wzrok utkwiony jest w moich oczach. Na mnie nie patrzy z pustką.
Dostrzegam w jego spojrzeniu rozbawienie, ciepło i troskę.
Poddenerwowana kładę drżące dłonie na kolanach i cierpliwie
czekam na dalszy rozwój sytuacji. Wszyscy oprócz Naru siadają na
swoje miejsca.
- Wilkisie, podejdź do
swej Pani. - Uzumaki spełnia rozkaz. - Uklęknij i pochyl głowę. -
Robi wszystko z pokorą i posłuszeństwem.
Jest do siebie zupełnie
niepodobny. W normalnej sytuacji, gdyby ktoś wydawał mu rozkazy,
kazałby się temu komuś odpierdolić. Widzę jak jego jeden kącik
ust jest delikatnie podniesiony. Ja wiem, że się uśmiecha, ale
ktoś kto go nie zna, nawet by tego nie zauważył. Czuję się
naprawdę źle z tym, że mój chłopak musi przede mną klęczeć i
składać jakąś głupią obietnicę.
- Przyłóż pięść do
serca i złóż przysięgę. - Uzumaki dokładnie podąża za
rozkazami.
- Ja, Naruto Uzumaki,
składam przed Tobą Pani uroczystą przysięgę. Jako wilkis,
obiecuję wypełniać wszystkie obowiązki. Przysięgam chronić Cię
i być Ci wiernym do ostatniej kropli krwi w moich żyłach. Oddaję
w Twoje ręce moje życie. Jestem Twój do końca moich dni.
Te słowa dziwnie na mnie
wpływają, czuję się jakby Naru miał być moim niewolnikiem.
- Czy Królowa przyjmuje
przysięgę swego strażnika? - Pyta facet, za którym stoi Pan
Uzumaki. Patrzę na mojego chłopaka, który już powoli zaczyna się
niecierpliwić, bo nic nie odpowiadam. Wiem, że muszę się zgodzić,
ale te słowa po prostu nie chcą przejść mi przez usta. To
śmieszne, że jakaś głupia przysięga zwiąże go ze mną na całe
życie, a z tego co słyszałam ich słowo jest święte.
- Czy Królowa przyjmuje
przysięgę swego strażnika? - Powtarza zniecierpliwiony starzec.
Ostatni raz patrzę na zdenerwowanego Uzumakiego.
- Przyjmuję przysięgę.
- Odpowiadam.
Ze zdenerwowania pocieram
kolana. Naru na moje słowa wypuszcza cicho z ust powietrze. Robi to
z wielką ulgą, bo już po chwili widzę na jego twarzy delikatny
uśmiech.
- Wilkisie, możesz wstać
i zająć należne miejsce. - Mówi czarnowłosy mężczyzna.
Uzumaki wstaje, ale wciąż
ma pochyloną głowę. Po chwili ją podnosi, ale jego oczy nie są
takie same jak przedtem. Przyglądam się im z zaciekawieniem i
fascynacją, pomimo tego, że już je widziałam. Świecą na piękny,
błękitny kolor, którego nie da opisać się zwykłymi słowami, bo
to po prostu za mało, żeby to wyrazić. Uzumaki z wahaniem stawia
nogę na podest, ale kiedy już na niego wchodzi, wszystko dzieje się
szybko. Naru przechodzi za moje krzesełko tak, że stoi teraz za
moimi plecami. Zastanawiam się tylko, po co to wszystko? Po co ta
cała ceremonia? Nie można by było po prostu uznać mnie za Królową
i to wszystko?
- Rada zamyka to
spotkanie. Przypominamy wilkisowi, że Królowa ma tydzień na to,
aby przybrać pełną formę. Postanowieniem Rady jest również to,
że od tej pory Królowa ma mieszkać w tej rezydencji dla swego
bezpieczeństwa.
Staruszkowie wstają, a
moi przyjaciele widząc to również zrywają się na nogi. Też chcę
wstać, ale zatrzymuje mnie silna dłoń, która napiera na moje lewe
ramię. Od razu domyślam się, że to przekaz Uzumakiego, że mam
się nie ruszać i cierpliwie czekać. Starsi mężczyźni wraz z
tymi, którzy stali za nimi schodzą z podestu i przede mną stają.
Ci młodsi znowu są z tyłu. Wszyscy - włącznie z moimi
przyjaciółmi, przykładają pięści do serca i się kłaniają.
- Życzymy Królowej
dobrej nocy i tego, aby panowanie nad Klanem przynosiło same
sukcesy. - Odzywa się czarnowłosy staruszek. Zdążyłam już
zauważyć, że najczęściej mówi on, albo ten facet, za którym
stoi Pan Uzumaki. Może są tutaj najważniejsi?
- Dziękuję i wzajemnie.
- Odpowiadam, a oni się uśmiechają. - Znaczy... chciałam
powiedzieć, że... również życzę... dobrej nocy. - Mówię
zawstydzona.
Mam ochotę walnąć się
żelazkiem w łeb. Już od razu, pierwszego dnia, muszę robić z
siebie totalną idiotkę. Tak to tylko ja potrafię. Patrzę jak
staruszkowie i ich pomagierzy powoli opuszczają salę. Wypuszczam
spięty oddech od razu jak widzę, że drzwi się zamykają, a w sali
zostaję tylko ja z moimi przyjaciółmi, którzy zresztą zachowują
się bardzo dziwnie. Wciąż stoją z przyłożonymi pięściami do
serca i pochylonymi głowami. Marszczę zdezorientowana brwi i
dotykam dłonią czoła.
- Co wy odpieprzacie? -
Pytam w końcu, ale odpowiada mi głucha cisza.
Jestem jeszcze bardziej
zdezorientowana, bo naprawdę nie wiem o co im chodzi. Rada już
wyszła, mogliby skończyć to przedstawienie, chyba, że naprawdę
mocno chcą mnie zdenerwować.
- Przestańcie się
wygłupiać. - Dodaję z uśmiechem, ale to nic nie działa.
- Możesz mi powiedzieć
co oni odpieprzają? - Odwracam się w stronę Uzumakiego.
Jego oczy wciąż się
świecą, co jest naprawdę dziwne. Przecież Rada sobie już poszła.
- Czekają aż Królowa
opuści salę. - Tłumaczy.
- Serio? Tak to wszystko
ma teraz wyglądać? - Pytam zażenowana. - Przecież sobie już
poszli, nie musicie być tacy sztywni jak trupy w kostnicy. - Dodaję.
- W tym pokoju nie
jesteśmy przyjaciółmi, a poddanymi Królowej. - Odpowiada mi
Uzumaki.
- Okey, niech wam będzie.
- Wzdycham zmęczona. - Ja idę spać, a wy dalej róbcie to... -
gestykuluję dłonią i marszczę brwi. - ...cokolwiek teraz robicie.
Podnoszę się zirytowana
ich zachowaniem i wychodzę z pokoju. Uzumaki szedł za mną do
pewnego momentu, ale widząc, że jestem zła, dał sobie spokój. No
i bardzo dobrze, bo nie mam ochoty z nim gadać, ani z żadnym z
reszty tych głupków. Wychodzę na dwór, na świeże powietrze i
idę w stronę ławeczki, która stoi niedaleko domu. Głęboko
oddycham i staram się uspokoić. Wiem, że zasady zasadami, ale bez
przesady. Jeżeli moi przyjaciele mają się tak dziwnie zachowywać,
to ja dziękuję za tą fuchę. Staję w miejscu, kiedy na ławce
widzę dobrze zbudowaną sylwetkę mężczyzny. Muszę wytężyć
mocno wzrok, żeby rozpoznać tą osobę. Przygarniam do siebie
więcej odwagi i ruszam się z miejsca dochodząc do drewnianego
mebla. Mężczyzna gwałtownie się zrywa i kłania w ten irytujący,
charakterystyczny sposób, a ja przewracam oczami.
- Niech Pan sobie daruje.
- Mówię opadając na ławkę. - To mój pierwszy dzień, a już mam
dosyć tych waszych zasad. - Marudzę, a on patrzy na mnie z
uśmiechem.
- Nikt nie mówił, że to
będzie łatwe. - Odpowiada.
- Może Pan usiądzie? -
Pytam patrząc na niego.
Mężczyzna przytakuje
głową i siada obok mnie.
- Wiedziałam, że nie
będzie łatwo już od momentu, kiedy się na to zgadzałam. -
Odpowiadam. - Tylko denerwują mnie te wszystkie wasze zasady. Patrz
prosto w oczy. Nie wchodź, kiedy ci nie pozwolą. Nie odzywaj się
nieproszona. Zachowuj się stosownie. - Wymieniam zirytowana, a on
się śmieje.
- Do tego trzeba się
przyzwyczaić, to przyjdzie z czasem. - Odpowiada. - A jeżeli mogę
w jakiś sposób pocieszyć to powiem, że nie musi ich Królowa już
tak surowo przestrzegać. - Przewracam oczami na to określenie.
- Zrobi mi Pan wielką
przysługę, jeżeli nie będzie się do mnie tak zwracał. Sakura
jestem. - Wyciągam w jego stronę dłoń.
Patrzy na nią z wahaniem,
odrobiną dezorientacji i jakby strachem. Tylko cholera nie wiem
przed czym. Przecież nikt go nie zabije za to, że będzie mówił
do mnie po imieniu.
- No, dalej. - Uśmiecham
się zachęcająco. - Nie gryzę. - Wzdycham.
Mężczyzna wyciąga w
końcu do mnie dłoń i delikatnie ją chwyta, po czym potrząsa.
- W takim razie, proszę
mówić do mnie Minato. - Odpowiada.
- Przepraszam, ale ze
względu na różnicę wieku, będę mówiła Panie Minato. Tak
zostałam wychowana i tego będę się trzymać. - Posyłam mu ciepły
uśmiech. - Ale obrażę się, jeżeli Pan nie będzie mówił mi po
imieniu. - Dopowiadam.
- Dobrze, zgodzę się.
Tylko pamiętaj, że w obecności Rady i w pokoju obrad zostanę przy
Królowej. - Stwierdza z uśmiechem.
- O co wam wszystkim
chodzi z tym pokojem obrad? - Pytam, żeby chociaż trochę
zrozumieć.
- Pokój obrad to dla nas
rodzaj świątyni, w nim zapadają wszystkie decyzje. Przeprowadzamy
tam ceremonię oddania władzy i jak zdążyłaś już zauważyć,
wilkisy składają w nim przysięgę swojej Pani. W pokoju obrad
zachowujemy nasze wieloletnie tradycje, które szanujemy i
przestrzegamy.
- Czyli przyjaciele nie
mogą zwracać się do mnie po imieniu? - Jestem zdezorientowana.
- Nikt nie może. Kiedy
jesteśmy w pokoju obrad istnieje podział na Władcę Klanu, Radę i
poddanych. Nawet teraz nie powinienem...
- Zgadzam się na takie
traktowanie w tym całym pokoju, czy cokolwiek to jest, ale proszę...
poza nim jestem Sakura. - Przerywam mu.
- Dobrze, szanuję twoją
decyzję. - Uśmiecha się. - Dzisiejsze czasy są już inne, Radzie
ciężko się przyzwyczaić, że nie żyjemy już w średniowieczu. -
Szeroko uśmiecham się na jego słowa.
- Trafne spostrzeżenie. -
Potwierdzam. - Całe spotkanie zastanawiałam się, po co za każdym
z nich stał mężczyzna? - Pytam.
- Przygotowujemy się do
zajęcia ich miejsca, a z drugiej strony po prostu robimy za ochronę.
- Uśmiecha się.
- Przecież nikt nie
wejdzie od tak do czyjegoś domu. - Prycham.
- Czasami się zdarza,
zwłaszcza w takie wieczory jak te. - Odpowiada i wzdycha patrząc w
bezchmurne niebo.
- Ma Pan na myśli
przekazywanie władzy?
- Tak, wrogowie nie
próżnują. To dla nich najlepsza okazja, zabicie alfy i zabranie
władzy. Mamy to szczęście, że dobrze cię ukryliśmy. - Uśmiecha
się.
- Tak. To prawie jak
chatka w lesie. - Wzdycham.
- Przynajmniej jest cisza
i spokój. - Odpowiada. - Jak podobała ci się ceremonia?
- Jeżeli mam być
szczera, ta cała sytuacja mnie śmieszyła. - Wzruszam ramionami.
- Dlaczego? - Pyta. -
Wydaje mi się, że to całkiem fajne przeżycie.
- Nie mówię, że nie. Po
prostu przypomniały mi się od razu czasy średniowiecza i te
wszystkie pasowania na rycerzy i koronacje królów. - Odpowiadam.
Mężczyzna drapie się z
tyłu głowy z szerokim uśmiechem.
- Cóż, nie
powiedziałbym, że to przypomina coś takiego.
- Nie wiem, nie żyłam w
tamtych czasach. Po prostu, tak mi się skojarzyło i w sumie ledwo
powstrzymałam się od wybuchnięcia śmiechem. - Przyznaję.
- Jeżeli ma to znaczenie,
wcale nie było tego widać. - Wzrusza ramionami.
- Jak wypadłam? - Odzywam
się po chwili ciszy.
Sama nie wiem dlaczego,
ale bardzo dobrze rozmawia mi się z Panem Minato. Jakbym znała go
od wielu lat i nie czuję przed nim żadnego skrępowania czy wstydu.
Mam wrażenie, jakbym mogła powiedzieć mu o dosłownie wszystkim.
Po jego twarzy śmiało stwierdzam, że jest przygnębiony. Na pewno
chciałby pogodzić się z synem, ale Naru jest strasznie uparty.
- Bardzo dobrze, wydaje mi
się, że Rada była bardzo zadowolona. - Odpowiada.
Wzdycham szczęśliwa z
tego powodu. Bardzo chciałam, żeby mnie zaakceptowali.
- To dobrze, ogromnie się
stresowałam. - Wypalam, a on się uśmiecha.
- Widziałem przed twoim
wejściem, że byłaś spięta. - Przyznaje.
- Tak, ale Naru mnie
uspokoił. - Odpowiadam bezmyślnie.
Po co wspominałam o
Uzumakim? Pan Minato z rozczulającym uśmiechem spogląda w niebo.
- Ty też go uspokajasz. -
Mówi.
- Nie rozumiem. - Udaję
głupią.
- Przy tobie jest
spokojniejszy. Sprawiasz, że jest lepszy. - Tłumaczy. - W normalnej
sytuacji, gdyby ciebie wtedy nie było, myślę, że doszłoby do
kłótni, albo do tego, że Naruto by wyszedł. On nie przepada za
bratem, za mną również. - Wzdycha zmęczony.
- To nie moja sprawa i
naprawdę nie mam prawa się wtrącać. - Zaczynam nieśmiało.
Pan Uzumaki spogląda na
mnie ze smutnym uśmiechem. Szkoda mi go, naprawdę. Jest wyczerpany
i co dziwne, można dostrzec to w jego oczach. W przeciwieństwie do
najmłodszego syna, nie ukrywa uczuć. Żałuję, że Uzumaki nie
jest podobny do ojca, o wiele łatwiej mogłabym z nim porozmawiać.
Naru jest jak wiatr. Czasami ciepły, przyjemny i delikatny, a
jeszcze innym razem zimny, ostry i niemiły. To typ człowieka, który
naprawdę ciężko polubić.
- Śmiało, nie mam nic
przeciwko. Jeżeli chcesz mi coś powiedzieć, nawet nalegam, żebyś
to zrobiła. Jesteś z nim prawie cały czas, wydaje mi się, że
nawet dobrze go znasz. Na pewno lepiej ode mnie. - Smutnieje. - Może
twoja opinia pomoże mi choć trochę zrozumieć, co jeszcze mogę
zrobić, żeby odzyskać syna.
- Naruto ma ciężki
charakter, a co najgorsze jest strasznie uparty. Nawet biedny osioł
przy nim wymięka. - Wzdycham. - Mogę Panu niewiele powiedzieć, bo
nie chciałabym wystawiać na próbę jego zaufania. - Tłumaczę.
- Oczywiście, nawet nie
śmiałbym prosić cię o to, żebyś zdradziła mi o czym z tobą
rozmawia na nasz temat. - Odpowiada.
- On po prostu jest
zazdrosny o Jake'a i sądzi, że Pan i Pana żona wyróżniacie
starszego syna. - Mówię najjaśniej jak się da.
Nie chcę zdradzić o czym
rozmawiałam z Naru, ale z drugiej strony chcę pomóc mu pogodzić
się z rodzicami.
- Może cię zdziwię, ale
już to wiem. - Wzdycha. - Jest mi naprawdę wstyd, ale to prawda.
Jake od zawsze był naszym oczkiem w głowie, zwłaszcza moim. Może
dlatego, że jest najstarszy i był bardziej ułożony? Sam nie wiem.
Naruto od zawsze był typem łobuza, wciąż broił. - Wzrusza
ramionami. - Próbuję naprawić relacje z młodszym synem, ale jak
na razie nic z tego nie wychodzi. - Wstaje z ławeczki.
- Chciałabym pomóc,
naprawdę. Jedynie mogę Panu poradzić, żeby był Pan bardziej
uparty od syna. - Uśmiecham się. - To w końcu się opłaci. Niech
Pan nie daje za wygraną i ciągle próbuje się z nim dogadać. -
Podnoszę się z ławki i staję naprzeciwko Pana Minato.
- Dziękuję za rozmowę,
nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo mi pomogłaś i
wsparłaś na duchu. - Posyła mi uśmiech.
- Ja również dziękuję,
fajnie było porozmawiać z kimś, kto w końcu uświadomił mi
niektóre rzeczy. - Odpowiadam. - Od przyjaciół muszę wszystko
wyciągać siłą, bo sami nie są zbyt chętni, żeby cokolwiek mi
powiedzieć. - Wzdycham.
- Będziesz bardzo dobrą
Królową, Sakura. - Uśmiecha się. - Klan ma ogromne szczęście,
że władza przeszła właśnie na ciebie.
- Dziękuję, chyba
potrzebowałam tych słów. - Chichoczę, a mężczyzna szeroko się
uśmiecha.
- Zawsze do usług, kiedy
złapiesz doła. - Odpowiada.
Mężczyzna stoi w miejscu
i zastanawia się jak ma się ze mną pożegnać. Wiem, że chce
zrobić to w tradycyjny sposób Klanu, ale ja pierwsza wykonuję
ruch. Przysuwam się do niego i wyciągam w jego stronę ramiona. Pan
Minato jest zdziwiony, ale po chwili namysłu mnie obejmuje.
- Jeszcze raz dziękuję i
do zobaczenia. - Odsuwam się od niego.
- Do zobaczenia. -
Odpowiada z uśmiechem i odchodzi.
Idę w szybkim tempie do
domu, a kiedy do niego docieram, zamykam się na klucz w sypialni.
Myję się i idę prosto do łóżka. Nie mam dzisiaj ochoty z nikim
rozmawiać.
~.~
Hej misie! Sakura w końcu przejęła władzę, została jeszcze jej przemiana, nie? Jakie macie odczucia po przeczytaniu tego rozdziału? Hope you like it! Paula&Patty.
Spoko rozdział, tak samo jak sakure denerwowalo mnie to kłanianie się ale wiem że tak musi być ^^. Co do nexta nie jestem pewny jak ta przemiana będzie wyglądać, ale za to jestem pewny że milo mnie zaskoczycie. Pozdrowionka i życzę weny :)
OdpowiedzUsuń