Mozolnie otwieram szafkę
i szukam w niej zeszytu od matematyki. Kto normalny ustawia ten
przedmiot na ósmą rano? Trzeba być naprawdę kretynem. Jestem
jeszcze zaspana, bo do końca niestety się nie obudziłam.
Dziewczyny ostatnio widziałam przy śniadaniu i miały więcej
energii ode mnie. Ona z nich po prostu się wylewała. Szkoda, że
nie przeszła na mnie. Biorę zeszyt, który wkładam do torby
przewieszonej przez moje ramię i już mam zamykać drzwiczki, ale
czuję ciepłe dłonie na moich biodrach i gorący oddech na szyi.
- Dzień dobry
księżniczko. - Jego głos ma chrypkę, a to brzmi bardzo seksownie.
Uzumaki składa całusa na
mojej szyi, a mi po plecach przechodzą dreszcze. Bez jaj, jak on to
robi? Uśmiecham się pod nosem i zamykam szafkę. Odwracam się w
jego stronę i zarzucam dłonie na ramiona blondyna. Szeroko się do
niego uśmiecham. Widzę w jego oczach rozbawienie.
- Hej. Widzę, że jesteś
w dobrym humorze. - Cmokam go w usta.
- Zawsze, kiedy ciebie
widzę. - Odpowiada z uśmiechem.
Czuję jak dłonie
Uzumakiego zjeżdżają na moje pośladki. Unoszę brew do góry, a
on tylko głupio się uśmiecha.
- Chyba zapomniałeś, ale
jesteśmy w szkole. - Upominam go.
- Wiem gdzie jesteśmy,
ale to nie zmienia faktu, że mam na ciebie ochotę. - Przybliża
usta do mojego ucha i muska nosem moją skórę. Po plecach
automatycznie przechodzą mi ciarki. Zapamiętał, że to mój czuły
punkt.
- Jesteś taka seksowna.
Kurwa, nawet nie wiesz co mógłbym z tobą teraz zrobić. - Szepcze
i przygryza moje ucho. Ledwo stoję na nogach. W moim brzuchu rozlewa
się przyjemne ciepełko, a w stopach czuję dziwne mrowienie.
Uzumaki mnie kusi, w tej chwili chciałabym zerwać z niego tą
czarną koszulkę i jeansowe spodnie.
- Nie kuś. - Zdobywam się
tylko na tyle.
- Zainteresowana? - Całuje
mnie w szyję.
- Może. - Odpowiadam.
- Mamy postęp. - Odsuwa
głowę i patrzy na mnie z wielkim pożądaniem, a jednocześnie z
troską. Pcha mnie bardziej na szafki do momentu aż stykam się z
ich zimną powierzchnią. Cały czas patrzę na jego rozbawione oczy.
Zauważam jak seksownie przygryza koniuszek języka. Przejeżdża
kciukiem po ustach.
- Co zamierzasz zrobić,
Uzumaki? - Przechylam głowę na prawą stronę.
Nieświadomie przygryzam
wargę. Patrzę bezczelnie i prowokująco w jego oczy, unosząc brew
do góry.
- No? - Ponaglam go, a on
tylko się uśmiecha. Kładzie dłonie po obu stronach mojej głowy.
- Gdybyś była teraz ze
mną sama, uwierz, że zapłaciłabyś za swoje aroganckie
zachowanie. - Odpowiada z uśmiechem.
- Uh czyżby? - Prowokuję
go.
Uzumaki się uśmiecha i
na chwilę przekręca głowę w lewą stronę, dzięki czemu widzę
jego przystojny profil. Wypuszcza spięty oddech i z powrotem na mnie
patrzy. Na jego ustach błąka się arogancki uśmieszek.
- Masz szczęście, że na
nas patrzą, bo tylko dlatego trzymam ręce przy sobie i jestem
grzeczny. - Prawie warczy, a mi to się podoba.
Lubię jak jest taki
władczy, ale tylko wtedy, kiedy na to pozwalam.
- Pocałujesz mnie w
końcu? Czy wciąż będziesz bezczynnie stał? - Pytam z
prowokującym uśmiechem, ale on stoi niewzruszony. Nie chce dać mi
tej satysfakcji, więc powoli się odsuwa. Ja jestem szybsza i łapię
go za podkoszulek, za który ciągnę Uzumakiego bliżej mnie. W
momencie, kiedy stykam się z nim ustami, przechodzi mnie fala
niespodziewanej i podniecającej ekscytacji. Mocniejsze uczucia
nadchodzą, kiedy blondyn kładzie dłonie na moje biodra. Jego
pocałunek jest pełen pożądania i jestem pewna, że gdyby mógł
zaciągnąłby mnie do ciemnego, opustoszałego pomieszczenia, a ja
byłabym uległa i dałabym mu zrobić ze mną cokolwiek by chciał.
Odsuwam się od niego ze zwycięskim uśmiechem, pogłębiam go,
kiedy widzę, że chłopak chce ponownie mnie pocałować, ale ja
odsuwam głowę.
- Mam nad tobą pełną
władzę. - Szepczę z uśmieszkiem.
- Jesteś pewna, że nie
jest odwrotnie? - Posyła mi arogancki uśmiech.
Całuje mnie szybko w usta
i gwałtownie się odsuwa. Pochłania mnie nieprzyjemne uczucie
pustki, kiedy robi między nami sporą przerwę.
- Do zobaczenia na lekcji,
księżniczko.
Odwraca się i idzie w
kierunku męskich toalet. Prawdziwa świnia, jak mógł sobie tak po
prostu mnie zostawić? Oblizuję usta i poprawiam torbę na moim
ramieniu. Czuję na sobie wzrok, więc rozglądam się po całym
pomieszczeniu. Widzę Scotta i Chrisa, którzy patrzą w moją
stronę. Obaj są wkurzeni i zaciskają niezauważalnie pięści.
Zwracają uwagę na to, że na nich patrzę, więc jak gdyby nigdy
nic odwracają się do siebie i zaczynają rozmowę. Wzdycham i
kieruję się w stronę klasy. Jest otwarta, więc wchodzę do
środka. Rozglądam się po pomieszczeniu i dostrzegam dziewczyny, do
których się uśmiecham. Podchodzę do Saki i siadam do ławki.
- Jak tam? - Pytam. -
Gdzie Sasuke?
Wyjmuję w skupieniu
zeszyt i piórnik, ale czuję na sobie ich natarczywe spojrzenia.
Podnoszę spokojnie głowę do góry i miło się uśmiecham.
Dziewczyny patrzą na mnie ze zmarszczonymi brwiami, jakby myślały
nad tym o co mnie zapytać.
- Co? - Wzdycham.
- Co to było? - Odzywa
się w końcu Saki.
- To znaczy? - Pytam
marszcząc brwi. Skąd mogę wiedzieć o co im chodzi?
- Ty i Uzumaki. - Prostuje
Ino.
- Możecie konkretniej? -
Pytam.
- Gdybym nie znała
waszego sekretu. - Saki zniża głos. - Naprawdę pomyślałabym, że
coś jest na rzeczy. - Dodaje.
- Wydaje mi się, że Naru
pozwala sobie na więcej niż powinien. - Ino szepcze.
- W jakim sensie? - Udaję
głupią.
- Chodzi jej o to, że
bezczelnie zmacał twój tyłek, a ty mu na to pozwoliłaś. - Mówi
za nią Saki.
- Nie przesadzajcie, musi
wyglądać prawdziwie. - Szepczę.
- I to ci nie przeszkadza?
- Pyta blondynka.
- Mhm. - Potwierdzam.
- Wcale, a wcale? -
Dopytuje brązowowłosa.
- Wcale. - Wzdycham.
- Skoro tak sądzisz to
okey. - Mówi Ino.
- Myślałyśmy, że
przyda ci się nasza pomoc. No wiesz, że mamy mu coś powiedzieć.
- Nie Saki, jest okey.
Naprawdę. - Posyłam im ciepły uśmiech, a one wzdychają. Jakby z
ulgą. Słyszymy dzwonek na lekcję, więc nic już nie mówimy.
Wolimy trzymać się z dala od kłopotów z matematykiem.
***
- Ile jeszcze będziemy
trzymać to w tajemnicy? - Pytam z wyrzutem.
Siedzę razem z Uzumakim
na parapecie przed klasą. Ino i Saki od razu po lekcji matematyki
poszły do wychowawcy i zwolniły się z reszty zajęć. Sasuke nie
przyszedł do szkoły, bo źle się czuje. Ale czy wilkołaki mogą
się źle czuć? Albo coś jest nie tak i próbują to zatuszować.
Czuję ciepłą dłoń, która leży na moim udzie.
- Hej, powiedziałem ci,
że im powiem, czemu ciągle o to pytasz?
- Bo nie lubię ich
okłamywać. - Odpowiadam.
- Nie okłamujesz.
- To co w takim razie
robię? - Przenikliwie na niego patrzę, a on się tylko szczerzy.
- Nie mówisz im
wszystkiego. Poza tym, pytały cię wprost, czy ze mną jesteś? -
Pyta, a ja przecząco kręcę głową. - No właśnie, więc skończ
się zamartwiać. - Następuje między nami chwila ciszy.
- Gadałeś z Sasuke? -
Pytam w końcu.
- Ta, a co? - Patrzę w
jego oczy, ale nic nie mogę z nich wyczytać. Cholerna pustka.
- Naprawdę źle się
czuje? - Obserwuję jego zachowanie i widzę, że coś jest nie tak.
- Skoro tak powiedział,
to raczej tak jest. - Unika odpowiedzi.
- Uzumaki. - Naciskam.
- Lubię jak jesteś taka
ostra. - Mówi z uśmiechem.
- Przestań i powiedz o co
chodzi. - Uzumaki wzdycha i rozgląda się naokoło siebie.
- Wczoraj w nocy natknął
się na dwóch z innego Klanu. Poobijali go trochę.
- Trochę? Chyba bardzo
skoro nie przyszedł do szkoły. - Mrużę podejrzliwie oczy.
- Okey. - Jego wzrok jest
rozbiegany. - Poobijali go trochę bardziej niż powinni.
- Sasuke nie leczy się
tak jak ty? Powinien być już zdrowy. - Wypalam bezmyślnie.
Przecież Ino już mi tłumaczyła na czym to polega.
- To nie jest takie
proste. - Widzę jego słodki uśmiech. - Ale spokojnie. - Jego
spojrzenie zamienia się w pustą, lodowatą i pełną nienawiści
otchłań. Czasami Uzumaki jest naprawdę przerażający. - Zająłem
się już nimi i jestem pewny, że żaden z nich nie zechce zbliżać
się do któregokolwiek z nas.
- Pożałuję jeżeli
zapytam co im zrobiłeś? - Pytam, a chłopak odwraca na mnie wzrok.
Jego usta wyginają się w leciutkim uśmiechu.
- Myślę, że nie chcesz
tego słuchać. - Daje mi wyraźny znak, że to co im zrobił nie
było niczym przyjemnym.
- Muszę spotkać się po
szkole z Sasuke. - Zmieniam temat.
- Po co?
- No, a jak myślisz? Rusz
głową, to nie boli. - Uśmiecham się.
- Zbiera ci się, Haruno.
- Mówi z nikczemnym uśmieszkiem.
- Co mi się zbiera? -
Przysuwam się do niego bliżej, tak, że nasze twarze dzieli kilka
centymetrów. Patrzę w jego oczy z bezczelnym uśmiechem.
- Grabisz sobie,
księżniczko. - Czuję jego miętowy oddech, żel pod prysznic i
boskie perfumy, a to wszystko tworzy idealną harmonię.
- Pies, który dużo
szczeka, nie gryzie. - Słyszę jego charakterystyczne
śmiecho-mruknięcie.
- Co? - Pytam.
- Z tym psem i
szczekaniem, dobre porównanie. Nie sądzisz?
Dosyć długo zastanawiam
się o co może mu chodzić. Dopiero po kilku sekundach uświadamiam
sobie co ma na myśli. Przecież kiedy Uzumaki przybiera formę
wilkisa, jest tak jakby psem.
- No tak, na swoją obronę
mam to, że nie miało tak zabrzmieć. - Uśmiecham się.
Chłopak podnosi dłoń i
kładzie palec na moich ustach. Jego dotyk jest delikatny, ciepły i
pełen uczucia.
- Jesteś słodka. I cała
moja. - Mruczy pod nosem.
- A ty cały mój.
Zachowanie Uzumakiego mnie
rozczula i na moje usta wkrada się uśmiech. Chłopak delikatnie się
przybliża i mnie całuje. Ten pocałunek jest inny niż każdy
dotychczasowy, pełen uczucia, delikatności i rozbrajającej
radości. Pożądanie też w nim jest, ale nie tak silne jak
zazwyczaj. Przez to czuję się inaczej, bardziej lekka i
szczęśliwsza.
- No właśnie, skoro
jesteś moja... - Uzumaki odsuwa trochę twarz, przez co przerywa
nasz pocałunek. Oblizuję usta i patrzę na niego niezadowolona.
- Umiesz popsuć chwilę.
- Wzdycham, a on bezczelnie się uśmiecha.
- Skoro jesteś moja... -
Zaczyna i bierze głęboki wdech. - ...jeżeli ci dwaj debile zaczną
się do ciebie podwalać, albo zrobią coś co mi się nie spodoba...
- Robi pauzę i wzdycha przymykając oczy. - Obiecuję ci, że nie
będę miał pieprzonej litości i trafią do piachu. - Złowieszczo
się uśmiecha.
- To groźba? - Pytam.
Krzyżuję na jego ramionach ręce. Przechylam głowę na lewą
stronę i przygryzam wargę.
- Nie, potraktuj to jak
ostrzeżenie. - Uśmiecha się i przyciąga mnie do pocałunku.
Uzumaki na koniec
przygryza moją dolną wargę i ją ciągnie.
- Jesteś niegrzeczny. -
Śmieję się.
- Poczekaj aż zobaczysz
mnie w łóżku. - Puszcza do mnie oczko, a ja uderzam go w ramię.
- Jesteś bezwstydny. -
Szepczę.
- Nie, szczery
księżniczko. - Mruga okiem.
Patrzę z dumą na prawą
stronę jego szyi, gdzie widzę ogromny ślad po malince. Wskazuję
to miejsce palcem i uśmiecham się do niego.
- Piękne to moje dzieło,
sam przyznaj. - Puszczam mu oczko.
- Przez to dzieło każdy
nauczyciel patrzy na mnie jak na mordercę albo gwałciciela.
- Ale tobie i tak to nie
przeszkadza. - Dopowiadam.
- Ani trochę. Co jest
złego w malince? - Pyta.
- No nie wiem. Odsłonić
swoją przy cyckach? Sam ocenisz.
- Nawet nie próbuj. Nikt
nie ma prawa patrzeć na twoje cycki. - Stwierdza to z tak poważną
miną, że mogłoby się wydawać, że to karygodna zbrodnia. Śmieję
się z jego głupoty, a on nawet na to nie reaguje.
- Wiesz po co dziewczyny
się zwolniły?
- Mhm.
- No? Może powiesz?
- Mhm.
- Naru?
- Mhm.
- Dobrze, mam sobie od
ciebie iść? - Chłopak wzdycha.
- Pakują cię. - Wzrusza
obojętnie ramionami.
- Jak to mnie pakują? -
Pytam zaskoczona.
- Normalnie. Musimy się
szybko przeprowadzić, bo te kurwy ciągle warują pod twoim domem.
- Co? - Pytam, a Uzumaki
przewraca oczami, bo musi mi wszystko tłumaczyć.
- Sasuke został
zaatakowany pod twoim domem, co oznacza, że to miejsce nie jest już
bezpieczne. Wiem, mieliśmy się przeprowadzić za kilka dni, ale
musimy zrobić to jak najszybciej. Dlatego między innymi nie wracasz
dzisiaj do domu ciotki i wuja, a do naszego nowego domu. - Kończy z
uśmiechem.
- Mhm i chciałeś mi to
powiedzieć kiedy? Na koniec dnia? A może wcale? - Pytam zirytowana.
Wszystko przede mną ukrywają.
- Nie przesadzaj.
- Nie przesadzam. Gdybym
cię nie przycisnęła, o Sasuke też bym się nie dowiedziała,
prawda? - Uzumaki milczy. - No właśnie. - Wstaję z parapetu. -
Przestańcie wszystko przede mną ukrywać. - Odwracam się od niego
i idę w stronę klasy.
- Haruno! - Krzyczy.
- Spadaj. - Mówię pod
nosem.
Naprawdę są irytujący,
traktują mnie jak małe dziecko i wszystko ukrywają. Kto by się
nie wkurzył? Uszami już mi wychodzi ich zachowanie, jeszcze
dowiaduję się dopiero teraz, że mam omijać mój dom szerokim
łukiem. Nie, przepraszam, mój dawny dom.
***
Wkładam ostatnią książkę
do szafki z zamiarem wyjścia z tej głupiej szkoły. Z Uzumakim nie
odzywałam się do końca dnia i dobrze, bo raczej nie byłabym miła.
Odkładam zeszyt, z którego wylatuje mała karteczka złożona na
pół. Zamykam szafkę i schylam się, żeby ją podnieść. Marszczę
brwi w zdziwieniu, bo skąd ona się tam wzięła? Prostuję się i
ją rozkładam.
Dla mojej
złośnicy
Tak szybko się ulotniłaś,
że nawet nie podałem ci adresu, gdzie masz iść. Muszę coś
załatwić, więc będziesz musiała wracać sama. Oglądaj się
dookoła i patrz, czy nikt za tobą nie idzie. Jeżeli tak będzie to
krzycz o pomoc. Black River street 57.
Gniotę karteczkę w dłoni
i wrzucam do kosza. Jak ja się tam kurczę dostanę? Chyba wezmę
taksówkę, wtedy uniknę tego, że ktokolwiek mnie zaatakuje. Idę w
kierunku drzwi i wychodzę ze szkoły. Na szczęście jest ciepło i
słonecznie, uwielbiam taką pogodę. Po parkingu kręci się mnóstwo
osób, które mają własne samochody i mogą jeździć nimi
gdziekolwiek zechcą. No, a ja? Niestety nie mam takiego przywileju.
Zatrzymuję się kilka metrów od ulicy, bo widzę białego jaguara
xf i wysokiego, dobrze zbudowanego faceta, który ma na sobie zapewne
bardzo drogi garnitur. Auto wygląda jakby prosto zeszło z taśmy
produkcyjnej, zresztą nieznajomy mężczyzna prezentuje się w
równym stopniu wykwintnie, że tak powiem. Jest raczej po
trzydziestce, ma tygodniowy zarost, brązowe oczy i czarne włosy.
Jednym słowem, przystojniaczek. Wolnym krokiem do mnie podchodzi i
zatrzymuje się dwa metry przede mną. Patrzę na niego
zdezorientowana i rozglądam się dookoła, czy na pewno nikt inny
przy mnie nie stoi.
- Sakura Haruno? - Pyta z
nieziemsko głębokim głosem.
- T-tak, a o co chodzi? -
Ociągam się z odpowiedzią.
Mężczyzna nieznacznie
się uśmiecha, przykłada zwiniętą pięść pod serce i prawie
niezauważalnie się pochyla z zamkniętymi oczami. Moje usta są
rozdziawione w głębokim szoku i zdziwieniu. Niektórzy ludzie
patrzą na niego jak na idiotę, a ja naprawdę nie wiem, co mam
powiedzieć albo zrobić.
- Jestem zaszczycony, że
mogę osobiście poznać przyszłą przywódczynię naszego Klanu.
Nazywam się Jeremy i mam zawieźć Panienkę do nowego domu. -
Posyła mi uśmiech.
- Skąd mogę wiedzieć,
że nie chcesz mnie zabić? - Pytam, a on szerzej się uśmiecha.
- Nawet nie śmiałbym na
Panienkę ręki podnieść. - Odpowiada.
- Kto cię przysłał?
- Szanowna Rada. Jeżeli
przyszła królowa mi nie wierzy, mogę zadzwonić do wilkisa. - Mówi
poważny.
- Znaczy do Naruto?
- W rzeczy samej. -
Odpowiada.
- Nie ma potrzeby. -
Stwierdzam.
Nie wiem czemu, ale
naprawdę mu wierzę i ufam. To dziwne, patrząc na to, że dopiero
co go poznałam.
- Wyśmienicie, proszę za
mną. - Posyła mi sympatyczny uśmiech.
Idę za nim do samochodu,
Jeremy otwiera drzwi z tyłu i czeka aż wsiądę, kiedy już to
robię zamyka je i siada na miejsce kierowcy. W środku jest naprawdę
elegancko, fotele oprawione w kremowe skóry wyglądają
nieskazitelnie czysto i świeżo.
- Dlaczego siedzę z tyłu?
- Pytam głupio.
- Ważne osoby nie powinny
siadać z szoferem z przodu. To jest niegrzeczne i ukazuje brak
szacunku. - Odpowiada rzeczowym tonem.
- Macie dziwne zasady. Nie
wiem, czy się do tego przyzwyczaję. - Wzdycham zażenowana.
- Będę Panienki
osobistym szoferem, dostanie Panienka mój numer telefonu i proszę
się do mnie zgłaszać jeżeli będzie Panienka czegokolwiek
potrzebowała. Będę mieszkał w osobnym małym domku, który
znajduje się po drugiej stronie ulicy. - Wyjaśnia.
- Jeremy, mogę cię o coś
zapytać? - Pytam znienacka.
- Oczywiście.
- Ty też jesteś... no
wiesz...
- Tak. - Odpowiada
czytając mi w myślach.
- A możesz mówić mi po
imieniu? Dziwnie się czuję. Jestem jeszcze młoda. - Mówię
uśmiechnięta.
- Nie wiem, czy
powinienem. Rada zbeszta moją śmiałość.
- Poczekaj. - Przerywam
mu. - Będę waszą przywódczynią, tak? - Mrużę oczy.
- Zgadza się. -
Odpowiada.
- To znaczy, że
powinieneś mnie słuchać i wypełniać moje rozkazy, tak? - Pytam
zmierzając do sedna.
- Zgadza się.
- Więc jeżeli mówię
ci, żebyś zwracał się do mnie po imieniu, to powinieneś to
zrobić, tak?
- Jeżeli to Panienki
rozkaz to jak najbardziej. - Odpowiada zmieszany.
- No widzisz? Czyli
wydałam ci swój pierwszy rozkaz. Masz zwracać się do mnie po
imieniu. - Mówię uśmiechnięta.
- Dobrze Pani... - patrzy
się kątem oka w lusterko. - Dobrze Sakuro. - Mówi oficjalnie. Z
tym pomęczę go później. Najważniejsze, że już nie zwraca się
do mnie na per Panienko.
- Super, że się
zrozumieliśmy. Jeremy, nie wiesz, czy ktoś jest już w domu? -
Pytam ciekawa.
- Z tego co mi wiadomo
Panienka Ino i Saki wyszły na zakupy, Panicz Sasuke odpoczywa w
swoim pokoju. Co do reszty nic mi nie wiadomo.
- Dzięki. - Wzdycham.
No pięknie, dziewczyny
wyrwały się ze szkoły i chodzą sobie na zakupy. Takie to mają
życie, ja zobaczę jak one później nadgonią materiał.
Zaciekawiona wpatruję się w obraz za szybą i muszę stwierdzić,
że wjechaliśmy właśnie w ulicę, gdzie domy są naprawdę ogromne
i w huj drogie. Nagle moim oczom ukazuje się jeden duży, piękny i
bardziej w wykwintnym stylu. Jakby ten dom przechodził z pokolenia
na pokolenie. Jest otoczony drzewami, kwiatami i mnóstwem zieleni.
Prowadzi do niego droga wyłożona kostką, a przed domem znajduje
się rondo z fontanną na środku. Robi ogromne wrażenie. Jest jak
wyciągnięty z jakiegoś bajecznego filmu. Dostrzegam, że Jeremy
skręca w lewą stronę, właśnie tam, gdzie stoi dom, którym się
zachwycam.
- Emm to ten dom? - Pytam
zaskoczona.
- Zgadza się, to siedziba
Uzumakich. - Odpowiada. - Pan Minato nakazał wam ją przydzielić. -
Dokańcza.
- Strasznie duży.
- Wszyscy dbamy o Panienki
wygodę.
- Ekhem. - Odchrząkuję
znacząco.
- Przepraszam. - Uśmiecha
się. - Twoją wygodę.
- Tak lepiej. - Chichoczę.
Zatrzymujemy się przed
domem i Jeremy wysiada z samochodu. Robię to samo zanim zdąża
otworzyć mi drzwi. Uśmiecham się, kiedy widzę rozczarowanie na
jego twarzy.
- Miałem właśnie...
- Spokojnie. - Rozbawiona
dotykam jego ramienia. - Mam rączki i umiem sama otwierać drzwi.
Czyli co? Moje wszystkie rzeczy już tam są? - Pytam z uśmiechem.
- Tak, jeżeli będziesz
czegokolwiek potrzebowała jestem po drugiej stronie ulicy. Samochód
wstawiam do garażu, jest do twojej dyspozycji. - Mówi uśmiechnięty.
- Fajnie, w końcu przyda
się moje prawo jazdy. - Stwierdzam zachwycona.
Ciocia z wujkiem mają
niby samochód, ale prowadzę go naprawdę bardzo rzadko. Nie
dlatego, że źle jeżdżę i mi nie ufają. Po prostu wujek dojeżdża
nim do pracy.
- Miłego dnia. - Odzywa
się uprzejmie i idzie do samochodu.
Stoję chwilę i patrzę
jak wjeżdża nim do garażu. Oglądam dokładnie dom i podchodzę do
masywnych, dębowych drzwi. Wisi na nich wspaniała kołatka wykonana
prawdopodobnie z mosiądzu, swoim kształtem przypomina głowę lwa i
wygląda na naprawdę starą. Podskakuję przestraszona, kiedy słyszę
dźwięk mojego telefonu. Chwytam się jedną dłonią za czoło, a
drugą wyciągam komórkę i przystawiam do ucha.
- Tak? - Pytam.
- Sakura? - Słyszę głos
Ino.
- No, a do kogo dzwonisz?
- No do ciebie.
- No właśnie. -
Odpowiadam. - Co tam laska?
- Słuchaj, jesteśmy na
mieście i zastanawiałyśmy się, czy może coś potrzebujesz.
- No nie wiem, raczej nie.
Kupcie coś dobrego do jedzenia i wystarczy jak dla mnie.
- Okey. Słuchaj, rano
zapomniałyśmy ci powiedzieć, że dzisiaj wprowadzamy się do
nowego domu. Powiedz, że zrobił to Naru. - Mówi lekko
zdenerwowana.
- Powiedział mi. Dlaczego
nic nie wiedziałam o Sasuke? - Pytam z pretensją w głosie.
- To jednak ci powiedział?
- Jest zdziwiona, a ja jeszcze bardziej zaskoczona.
- Co to ma znaczyć? -
Dopytuję.
- No, bo ten. No wiesz. -
Bąka pod nosem.
- Ino. - Naciskam.
- Tak jakby Naru zabronił
nam mówić.
- Aha. Czyli to jego
sprawka. - Mówię zirytowana.
- On po prostu nie chciał
cię denerwować. W sumie to nic ważnego. - Stwierdza.
- Jak to nic ważnego? -
Pytam zbulwersowana. - To, że Sasuke został pobity nazywacie niczym
ważnym? Co się z wami dzieje do cholery?
- Ojejku to nie miało tak
zabrzmieć. - Wzdycha. - Jasne, że się o niego martwimy. Po prostu
tamci dostali już za swoje. - Tłumaczy.
- Przestańcie zachowywać
się jak dzieci i niczego przede mną nie ukrywajcie. To jest
cholernie irytujące. - Pouczam ją.
- Okey, przyznaję ci
rację. Źle się zachowaliśmy i nie powinniśmy tego ukrywać,
wybacz. - Mówi błagalnym tonem.
- Pod warunkiem, że nie
będziecie już niczego ukrywać chociaż wy dwie. Z tamtym dupkiem
sobie jeszcze porozmawiam. - Stwierdzam.
- Obiecujemy. - Słyszę
je dwie. - Nie krzycz na niego za bardzo. Ostatnio naprawdę dziwnie
się zachowuje, zaczęło mu na tobie zależeć, a to coś nowego.
Nigdy nikim się nie przejmował. - Zauważa Ino.
- Spróbuję. -
Odpowiadam.
- Okey, w takim razie
niedługo będziemy w domu. Naru jest na mieście, załatwia jakieś
sprawy. Prawdopodobnie przekazuje twoją odpowiedź Radzie skoro
Sasuke nigdzie się nie rusza z domu. Co do niego to jest w swoim
pokoju i odpoczywa, nie zaglądaj do niego niech pobędzie w ciszy i
spokoju. Już i tak Naru go ciągle denerwuje. Co do człowieka,
którego imienia nie będę wymawiać, nie wiem co się z nim dzieje
i nie chcę wiedzieć. - Kończy swój monolog.
- Naprawdę go nie
lubicie. - Wnioskuję.
- Cóż, zasłużył
sobie. - Odpowiada.
- Stoję właśnie pod
naszym nowym domem. - Ekscytuję się.
- I jak? Piękny, prawda?
- Pyta.
- Wywiera niesamowite
wrażenie. - Mówię zgodnie z prawdą.
- Należy do Uzumakich.
- To dlaczego w nim nie
mieszkali? - Dopytuję.
- Pan Minato oddał go
synom, ale że Naru nie chciał mieszkać z bratem to dom stał
nieużywany. - Streszcza.
- Pewnie jest cały w
pajęczynach. - Strzącham się na samą myśl o pająkach.
- Nie. - Słyszę chichot
dziewczyn.
- Skro stoi nieużywany to
chyba logiczne, prawda? - Odpowiadam.
- Co tydzień przychodzą
sprzątaczki, także sprzątanie nas omija szerokim łukiem. Także o
pajęczyny się nie martw. - Śmieje się.
- Super, bo nie lubię
sprzątać. - Mówię.
- Dobra, kończę
kochanie, bo właśnie wchodzę do spożywczaka. Do potem.
- Narka. - Odpowiadam i
się rozłączam.
Kładę dłoń na kołatkę
i pukam kilkanaście razy. Uważam, że tyle wystarczy. Odwracam się
plecami do drzwi i dokładnie rozglądam się po całym podwórku.
Tutaj jest pięknie, wszędzie kolorowe kwiaty, idealnie wystrzyżony,
zielony trawnik i wysokie, stare drzewa. Cicho i spokojnie, czy jest
lepsze miejsce? Słyszę dźwięk otwieranych drzwi, więc powoli się
odwracam.
- Słucham. - Poznaję
głęboki, pociągający głos, od którego mam na karku ciarki.
Stoję przodem do
mężczyzny, który patrzy na mnie jak ciele na malowane wrota. Jest
w takim samym szoku jak ja. Stoję z wytrzeszczonymi oczami. Naprawdę
nie wierzę, że to on. Wpatruję się w jego niebieskie oczy. Jest w
czarnej, mocno dopasowanej koszulce i jeansach.
- Sakura? - Upewnia się.
- Jake? - Brunet seksownie
się uśmiecha.
- We własnej osobie. -
Odpowiada roześmiany.
- C-co ty tutaj robisz? -
Pytam.
- Mieszkam. - Śmieje się
cicho.
- To niemożliwe. - Mówię
zmieszana.
- Nie wiedziałem, że
chodzi o tą Sakurę. Podejrzewałem, że to możesz być ty, ale nie
dopuszczałem do siebie takiej myśli. - Tłumaczy.
- Myślałam, że...
- Że mnie już nie
zobaczysz. - Kończy za mnie. - Wejdź do środka, nie będziemy
rozmawiać na zewnątrz. - Posyła mi uśmiech i przepuszcza w
drzwiach.
- Cały czas prosto, a
potem w prawo. - Daje mi dokładne instrukcje i idzie za mną.
Wszystko w środku jest
zrobione z drzewa, poustawiane stare, piękne meble nadają wnętrzu
fajnego, starodawnego charakteru. Wszystko ma swoje miejsce i
prezentuje się idealnie. Wchodzę do ogromnego salonu, ale przed tym
muszę zejść z pojedynczego schodka. Przy ścianie widzę piękny,
duży kominek i biblioteczkę z książkami. Na środku salonu stoi
wielka, czerwona sofa, dwa fotele i stolik kawowy. Dom jest piękny
na zewnątrz w równym stopniu jak wewnątrz. Podchodzę do sofy, na
którą siadam. Jake wybiera miejsce obok mnie, zważając na to, co
między nami się wydarzyło czuję się niezręcznie. Zwłaszcza
dlatego, że to brat Uzumakiego. Czuję dziwne skurcze w brzuchu.
Brunet cały czas się we mnie wpatruje.
- Przepraszam, że tak
wyszło. - Wzdycha. - Chciałem się do ciebie odezwać kilkanaście
razy, ale zawsze kiedy brałem w dłoń telefon, odkładałem go z
myślą, że wracasz do swojego normalnego życia i mnie nie
potrzebujesz. - Tłumaczy, a ja się uśmiecham.
- Zabawne, bo miałam tak
samo. Nawet nie wiedziałam co mam ci powiedzieć w razie gdybyś
odebrał telefon. - Uśmiecham się speszona.
- Gdybyś powiedziała mi,
żebym przyjechał... - przysuwa się bliżej - … zrobiłbym to dla
ciebie bez żadnej wątpliwości. - Uśmiecha się.
Jake kładzie dłoń na
mój policzek, a mi robi się gorąco. Nie powinno tak być, wszystko
jest nie tak. To skomplikowane i nawet nie wiem co czuję. Nie umiem
tego wytłumaczyć, ale coś mnie do niego ciągnie. Ciągle pamiętam
nasze wspólne wakacje, każdą chwilę... każdy pocałunek...każdy
jego dotyk...dosłownie wszystko.
- Cały czas o tobie
myślę. - Przysuwa się bliżej.
Zauważam, że jest zbyt
blisko mnie, dlatego szybko reaguję. Zrywam się na równe nogi i
udaję, że oglądam z zaciekawieniem pomieszczenie. Mój oddech jest
płytki i przyśpieszony. Przymykam oczy i w duchu proszę, żebym
chociaż trochę się uspokoiła.
- Ładnie tutaj, dlaczego
stał tak długo niezamieszkany? - Próbuję zmienić temat.
Odwracam się w jego
stronę z uśmiechem z nadzieją, że znajdę go jednak tam, gdzie go
zostawiłam, czyli na sofie. On oczywiście nie dał za wygraną i
prawie bym na niego wpadła. Wpatruję się w jego rozbawione oczy.
Jake chwyta mnie za dłonie i kładzie je na swojej klatce
piersiowej.
- Dlaczego mi uciekasz? -
Pyta ze zwycięskim uśmiechem.
- Wcale nie. - Zmuszam
się, żeby mój głos się nie załamał.
- Przecież widzę. - Jego
usta z każdą chwilą się do mnie zbliżają.
Przymykam oczy i głęboko
oddycham, muszę jak najmocniej chwycić się mojego rozumu, który
jak widać się wyłączył. Mam słabość do tego faceta i to może
być ogromny problem.
- Cholernie brakowało mi
twojego dotyku. - Kładzie moje dłonie na swoje policzki.
Otwieram oczy i widzę, że
dzieli nas tylko jakieś trzy centymetry. Zbieram się na odwagę
przymykając oczy, żeby nie widzieć jego zranionego spojrzenia.
- Jestem z Naruto. -
Wzdycham próbując unormować mój przyśpieszony oddech.
~.~
Hej misie! Dzisiaj wstawiamy normalny rozdział i mamy nadzieję, że się podoba. Kto jest ciekawy co wydarzy się dalej? Ktoś się spodziewał, że Sakurcia zna Jake'a? Piszcie komentarze i dzielcie się opiniami. Hope you like it! Paula&Patty
No ja jestem w szoku że Sakura zna Jake'a? Ona z nim była z bratem Naruto a teraz jest na odwrót?! Normalnie nie mogę w to wszystko uwierzyć to jest takie pokręcone. No się nie mogę doczekać następnego rozdziału. Wstawiajcie go szybko bo nie wytrzymam. Pozdrawiam i dużo weny życzę :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział dziewczyny, tak trzymajcie, już nie mogę się doczekać dzisiejszej notki :)
OdpowiedzUsuń