- Wiń za to tamtych konspiratorów. - Wzdycha cicho.
- Naruto, zostaw mnie w spokoju.
- Nie. Dłużej nie wytrzymam. - Chłopak oblizuje
spierzchnięte wargi.
- O czym ty człowieku mówisz. Proszę, wyjdź z mojego
pokoju. - Staram się być stanowcza.
Widzę jak chłopak zbliża się do mnie coraz bardziej.
Z każdym pieprzonym centymetrem jestem coraz bardziej sparaliżowana,
chcę uciec, ale moje ciało widocznie się buntuje. Naruto dokłada
drugą dłoń na mój policzek i teraz jestem w potrzasku. Kiedy
czuję, jak jego wargi lekko jak piórko stykają się z moimi,
rozpadam się. Nie mogę dłużej się opierać i pozwalam mu na tą
niedorzeczność. Jego oddech pomieszany jest z zapachem mięty,
gdzie przebić próbuje się odór alkoholu. Delikatnie, z pewną
subtelnością pieści moje usta. Z wahaniem kładę dłonie na jego
torsie i przemieszczam w górę, aby po chwili zapleść ręce na
karku chłopaka. Blondyn naciera na mnie zmuszając do tego, żebym
cofała się w tył. Kiedy przyciska mnie do zimnej ściany, jego
pocałunki stają się bardziej namiętne, żarliwe, co w pewnym
sensie podoba mi się jeszcze bardziej. Kiedy językiem wdziera się
do moich rozchylonych warg, czuję cholerne ciepło płynące w moim
podbrzuszu. To niedobry znak, bardzo niedobry. Naruto odrywa dłoń z
mojego policzka i sunie nią w dół, gładząc każde możliwe
miejsce. Zostawia ją dopiero na moim pośladku, gdzie zaraz dołącza
druga ręka. Ściska je lekko i unosi mnie w górę, zmuszając do
objęcia nogami jego bioder. Po sekundzie nie czuję już jego warg
na swoich, a na szyi, którą namiętnie pieści. Robi to tak
fantastycznie, że mam ciarki na całym ciele. Przechylam głowę w
tył, gdzie spotyka się w oparciu o ścianę. Czuję, jak chłopak
wodzi językiem po mojej szyi. Sunie nim coraz bardziej w dół i
zatrzymuje dopiero na zagłębieniu mojego biustu. Cholera! Nie
cierpię tego uczucia bezradności w jego towarzystwie, a jeszcze
bardziej nie podoba mi się to, że takie napięcie prowadzi
do...łóżka. Ciężko opanować pożądanie, kiedy ma się przy
sobie takiego chłopaka. Nawet nie orientuję się, kiedy Naruto
ponownie zaczął składać żarliwe pocałunki na mojej szyi. Kiedy
chłopak odnajduje mój czuły punkt, nie mogę powstrzymać cichego
jęknięcia i niespokojnie ruszam się ocierając o jego męskość.
- Cholera... - Słyszę ciche westchnięcie.
Momentalnie czuję jego cudowne usta na swoich i tak
samo szybko zaczynam oddawać wszystkie jego pieszczoty. Nie mogę..po
prostu nie potrafię się powstrzymać. To jest dużo silniejsze ode
mnie. Przekładam rękę i zaczynam bawić się jego idealnymi
włosami. Słyszę, jak mruczy mi prosto w usta. Tracę orientację,
bo blondyn obejmuje mnie jeszcze ciaśniej i zaczyna iść w kierunku
łóżka. Nim zdążam zaprotestować, czuję chłodną pościel pod
moimi plecami. Przesuwa dłoń po moim boku i zatrzymuje ją dopiero
na biodrze, gdzie kciukiem rysuje kółeczka. Zabrzmi to idiotycznie
i głupio ale chociaż wiem, że mam chłopaka i tak nie chcę
przerwać tego, co się właśnie dzieje. To cholernie egoistyczne z
mojej strony i całkiem do mnie nie podobne. Na ziemię sprowadza
mnie jego ciepły oddech tuż na mojej szyi. Jego delikatne jak
piórko pocałunki sprawiają, że cała drżę. Na osiemdziesiąt
procent jestem pewna, że dla niego, w tej chwili, byłabym w stanie
zrezygnować z wartości, którą wyznaję. Najzwyczajniej w świecie
oddałabym mu się całkowicie.
- Jesteś cudowna. - Szepcze mi do ucha, które przy
okazji trąca nosem. - I...tak jak bardzo chcę...tak samo nie chcę
zrobić ci krzywdy.
Wzdycha ciężko i ponownie muska wargami moje usta.
Zaraz za tym pocałunkiem chłopak podnosi się szybko z łóżka i
obdarzając moją osobę przelotnym spojrzeniem wychodzi z pokoju,
zostawiając mnie w szoku. Leżę oparta na łokciach zastanawiając
się, co tu się właściwie wydarzyło. Taki chłopak jak on,
najzwyczajniej w świecie odmówił sobie dalszej próby zaliczenia
mnie i jak gdyby nigdy nic, wyszedł z pokoju? To jest po prostu
niedorzeczne. A co jeśli jest już za późno na opamiętanie?
***
Wstałyśmy dziś dosyć wcześnie, bo o piątej
trzydzieści. Zanim ja i Ino się wyszykowałyśmy akurat gotowe
byłyśmy na szóstą. Zeszłyśmy do holu i czekałyśmy na
wszystkich, aż dotrą. Kiedy pojawił się Naruto z Sasuke było mi
głupio ze względu na blondyna, który niemrawo powiedział cześć,
unikając mojego wzroku. Oddałyśmy karty jako pierwsze i poszłyśmy
pod busik, gdzie właśnie czekamy na resztę.
- Czyli jednak pamięta. - Wzdycham ciężko.
- Powiedziałam ci to już wczoraj, mogłaś się
przygotować. - Blondynka klepie mnie po ramieniu.
- Usiądziesz ze mną? - Patrzę na nią błagalnym
wzrokiem.
- Mhm. - Mruczy.
- Dzięki.
- No problem sweety. - Uśmiecha się i zaraz za tym
wybucha śmiechem.
- Z czego się śmiejesz?
- Bo najbardziej z całej tej sytuacji śmieszy mnie
fakt, że Naru przegrał zakład.
Czuję, jak coś podchodzi mi pod gardło, a serce
zaczyna jakoś mocniej bić.
- Jaki zakład? - Pytam zdenerwowana, co chyba blondynka
dostrzega.
- Nie dotyczył ciebie głupia, no ale chyba teraz to
już tak.
- Co masz na myśli?
- Skarbek założył się z Naru, że kiedyś na pewno
usidli go kobieta i na sto procent się w kimś zakocha. No i co?
Stało się! Naru będzie sprzątał chatę. Jakie to przewidywalne.
Powoli przetwarzam w głowie jej słowa i jedno nie daje
mi spokoju.
- Zakocha? - Powtarzam cicho, a ona patrzy na mnie jak
na idiotkę.
- Tak, zakocha.
- Nie rozumiem. - Marszczę brwi.
- On jeszcze tego nie wie, ale się w tobie zakochał,
daję sobie rękę uciąć.
- Mylisz się Ino. - Posyłam jej nieśmiały uśmiech.
- Ktoś taki jak on nie potrafi się zakochać. Straciłaś rękę.
- Wsiadają panienki? - Rozmowę przerywa nam kierowca,
który otwiera drzwi od busika.
Posyłamy mu uśmiech i powoli gramolimy się do środka.
Zajmujemy przedostatnie miejsca, gdzie siadam przy oknie. Zaraz za
nami pakują się wszyscy. Kiedy rodzice kończą sprawdzać, czy na
pewno nikogo nie zostawiliśmy, ruszamy.
- Toooo, co zrobisz? - Z zamyślenia wyrywa mnie Ino.
- Hm? - Patrzę na nią z niezrozumieniem.
- O Jezu. - Wywraca oczami. - Mike kontra Naru, kto
wygra?
- Żaden. - Wzruszam ramionami.
- Nie rozumiem.
- Z Naruto sprawa skończona, nie chcę się w to
pakować, a co do Mike... Muszę mieć pewność.
- Jaką znowu pewność? O czym ty do mnie rozmawiasz.
- Jeśli związkiem nazywasz to, co mamy teraz, to
proszę, daj mi tego czegoś definicję, bo ja nie potrafię. - Mówię
trochę za ostro.
- W sumie to chyba fakt. Musicie sobie to i owo
wytłumaczyć.
- No widzisz. Nie mogę być z kimś, kogo okłamuję.
- Idziemy kimać? - Pyta z szatańskim uśmieszkiem.
- Nie wyspałyśmy się przez ciebie. Zapomniałam.
- Ałć. - Krzywi się.
- Przepraszam. Po prostu...
- Jesteś wkurzona i wyżywasz się na przyjaciółce.
Kumam. - Uśmiecha się.
- Wybacz kochana. - Robię minę zbitego psa w nadziei,
że mnie rozgrzeszy.
- Wybaczam, a teraz nie przeszkadzaj. - Odwraca się do
mnie dupą i widzę jak podaje rękę Sasuke.
To naprawdę słodki widok. Mimowolnie i zupełnie
niechcący spoglądam na blondyna. Ma białe słuchawki w uszach i
zamknięte oczy. Nie wiem, czy śpi czy po prostu unika
rzeczywistości. Zamykam oczy, ale nie łatwo mi zasnąć pod
natłokiem tych wszystkich myśli. Czuję jak odpływam, ale
niekoniecznie wiem, w którym momencie.
Jesteśmy właśnie na lotnisku. Ino poszła do kawiarni
z Sasuke, rodzice kupują coś w sklepach, bo oczywiście wszystkiego
mają za mało. Ja siedzę z kawą i książką w ręku, a
Naruto...cóż, ten szatan wcielony flirtuje z jakąś blondyną przy
bramkach. Z wielką, przeogromną trudnością powstrzymuję się,
żeby tam nie spoglądać.
- Umm, hej. Czy mógłbym tu usiąść?
Z lektury wyrywa mnie głos chłopaka. Kiedy tak go
obcinam od dołu wydaje się być naprawdę fajnym chłopakiem. Gdy
mój wzrok nareszcie odnajduje jego uśmiechniętą twarz,
zdecydowanie stwierdzam, że to fajny brunet o mocnych rysach twarzy.
Uśmiecham się, bo co niby mogę zrobić?
- Nie krępuj się. - Mówię śmiało i wracam do
swojej lektury.
Przykro, ale zostało mi z dwie kartki do końca.
Pogrążona w przejęciu czytam kolejne słowa i mogę powiedzieć,
że już mam pewien niedosyt.
- Sory, że ci przeszkadzam, ale, czy ty czytasz Dom
Nocy?
Spoglądam na niego spod książki. Czy taki chłopak
jak on, czyta książki?
- Mhm, czytasz? - Nie ukrywam swojego zdziwienia.
- Żartujesz? Uwielbiam. - Odpowiada.
- Jestem pod wrażeniem. - Uśmiecham się miło.
- Ostatnia część? - Pyta wychylając się, żeby
zobaczyć okładkę.
- Mhm, właśnie kończę.
- I jak wrażenia?
- Szczerze mówiąc, to chyba ta gorsza część. -
Krzywię się.
- Chyba myślimy podobnie. - Dopiero teraz dostrzegam,
że ma dołeczki!
- W ogóle nie rozumiem dlaczego uśmierciła Erin. -
Kręcę głową.
- I dlaczego przeszła na stronę zła. - Dodaje za mnie
smutno.
- Tak. - Śmiejemy się.
- W ogóle nazywam się Dallas. - Chłopak podaje mi
dłoń, którą po chwili chwytam.
Spoglądam w jego oczy i dopiero zauważam jakie są
ciemne.
- Sakura.
- Jesteś niesamowita, myślałem, że ludzie czytający
książki są gatunkiem zagrożonym wyginięciem. - Śmieje się
słodko.
- Bo chyba tak jest.
Chłopak nadal trzyma moją dłoń i chyba nawet nie
wiem, czy chcę, żeby ją puścił. Spoglądam kątem oka w stronę
blondyna, który przygląda mi się z pewnym oburzeniem i mordem w
oczach.
- Tooo, skąd jesteś? - Pytam, kiedy puszcza moją
dłoń.
- Pochodzę z Jamajki, ale mieszkam w Anglii, a ty?
- Pochodzę z Japonii.
- Widać to na pierwszy rzut oka.
- Oh, serio? Podobno japonki są brzydkie, to dlatego?
- Nie, nie! - Macha dłońmi. - Ja tak nie uważam, ale
źle mnie zrozumiałaś. Jakoś nie masz takiej typowej urody
japońskiej. Wiesz co cię zdradza?
- Nie. Oświeć mnie. - Uśmiecham się.
- Twoje oczy.
- Oczy?
- Tak, oczy. Masz taki typowy kształt oczu, ale twoja
twarz jest zupełnie inna.
- Może dlatego, że dzięki Bogu, moja mama ma inne
korzenie.
- Wydaje mi się, że nawet jeśli byłoby inaczej to i
tak byłabyś piękna.
- Oh, niezły z ciebie bajerant. - Klepię go po
ramieniu śmiejąc się cicho.
- Żaden bajerant. Mówię prawdę. - Uśmiecha się
słodko.
- Byłeś na wakacjach?
- Taka mała odskocznia od pracy.
- Pracujesz? - Nie ukrywam zdziwienia.
- Mhm, mam własną firmę.
- To przepraszam bardzo, ale ile masz lat?
- Dwadzieścia dwa. - Uśmiecha się.
- Nie wyglądasz, dałabym ci dziewiętnaście, co
najwyżej.
- Miło. Wiem, kobiet nie pyta się o wiek, ale...
- Osiemnaście. - Uśmiecham się przerywając mu.
- Uff. - Chwyta się za klatkę piersiową. - Myślałem,
że moja rozmowa z tobą podchodzi pod pedofilię, bo byłaś taka
zaskoczona.
- Nie bój się, nie zamkną cię. - Myślę chwilę. -
No, chyba, że coś mi zrobisz. - Puszczam oczko.
- Ani mi się śni. Nie jestem kretynem, który rzuca
się na niewinne niewiasty.
- To dobrze. -Zapanowuje chwila ciszy. - Jakoś wcześnie
dorobiłeś się firmy. - Uśmiecham się.
- Masz rację. Praktycznie się jej nie dorobiłem.
Dostałem w spadku od ojca.
Robi mi się cholernie głupio.
- Oh, przepraszam, nie wiedziałam, że...
- Spokojnie. - Śmieje się. - Nie umarł, to taki
spadek przedśmiertny. Miał dość biznesu.
- Już się wystraszyłam, że poruszyłam nieodpowiedni
temat. - Wzdycham.
- Trochę dystansu do życia. Nawet jeśli by nie żył
i tak bym się nie obraził. Taka kolej rzeczy.
- Niektórych ranią takie tematy.
Chłopak z ciekawością mi się przygląda, a zaraz za
tym spogląda w bok i tak cały czas. Na jego twarzy gości
uśmieszek. Poprawia się na krzesełku i teraz opiera jedną rękę
na oparciu siedząc naprzeciw mnie. Widzę jak przywołuje mnie
bliżej ruchami palców u dłoni.
- Co jest?
- Chodź, powiem ci coś na ucho. - Wybucham śmiechem,
a on nic sobie z tego nie robi.
- Przecież i tak nikt nie usłyszy.
- No zbliż się. - Prosi.
Robię mu tą przyjemność i zbliżam się na tyle na ile
mogę. Chłopak odgarnia moje włosy i z szatańskim uśmieszkiem
zatrzymuje usta dosłownie milimetry przy moim uchu. Głośno
przełykam ślinę i czekam na dalszy rozwój sytuacji.
- Nie wiem, kim jest dla ciebie ten blondynek, ale jest
nieźle wkurwiony i ciągle się gapi. - Mówi cicho.
Uśmiecham się pod nosem, i kiedy Dallas wcale się nie
odsuwa, ale bawi się kosmykiem moich włosów, układam dłonie na
jego klatce piersiowej, zmuszając go do tego, aby trochę się
odsunął. Przegarniam swoje włosy na jeden bok i spoglądając mu w
oczy to ja zbliżam się do jego ucha.
- Kolega, ale niech się patrzy.
- Będę miał kłopoty? - Teraz to on szepcze.
- Raczej nie.
- Raczej? - Żadne z nas nie odsuwa się od siebie.
To całkiem fajne, nowe uczucie. Nie z każdym
nieznajomym możesz tak się zbliżyć, bo nie wiesz na kogo trafisz.
Dallas wydaje się być miłym gościem.
- Raczej. Nie obiecam, bo krótko go znam.
- Widać, że coś do ciebie ma.
- Mało mnie to obchodzi.
- Ładnie pachniesz. - Śmieję się na jego komentarz.
- To komplement?
- Traktuj to jak chcesz. - Uśmiecha się.
- Ty też ładnie pachniesz.
Odsuwamy się w tym samym czasie z szerokimi uśmiechami
na twarzy.
- Miło było cię poznać Sakura.
- Ciebie również Dallas.
- Szkoda, że właśnie ogłaszają mój lot.
- W takim razie może do zobaczenia kiedyś.
- Jasne. - Uśmiecha się i zbiera do odejścia. - Daj
swój telefon.
Wystawia w moim kierunku dłoń. Wygrzebuję go z małej
torebeczki i podaję komórkę brunetowi.
Widzę jak po kolei wciska coś palcem, a zaraz potem
strzela sobie selfie. Już wiem, że wpisał swój numer. Z uśmiechem
oddaje mi moją własność i nachyla się nade mną.
- Do zobaczenia piękna. - Zbliża się i zanim zdążam
zaprotestować muska wargami mój lewy kącik ust.
Zostawia mnie samą w niemałym szoku. Przez krótką
chwilę siedzę naprostowana jak jakiś pręt, ale kiedy tracę z
celownika Dallasa mój wzrok mimowolnie kieruje się na Naruto. Co
widzę? Widzę jak ta blondyna robi do niego maślane oczka, a
on...no cóż, strach do niego podchodzić. Patrzy na mnie morderczym
wzrokiem. Zaczynam się bać, bo kiedy zauważa, że wlepiam w niego
wzrok, mówi coś do kobietki i rusza w moim kierunku. Nie, wcale nie
robi mi się gorąco i nie, nie zaczynają pocić mi się dłonie.
Wcale, a wcale.
- Co to kurwa było? - Pyta na razie dość opanowany.
Stoi przede mną w całej okazałości bóg seksapilu.
Jest tak wkurzony, że testosteron wylatuje mu uszami.
- O co ci kurde chodzi? - Palę głupa.
- Co to był za typek i jakim prawem cię pocałował. -
Zaplata ręce na klatce piersiowej.
- Po pierwsze, ma na imię Dallas, słodko nie? - Widząc
jego zdenerwowanie szybko dodaję. - Po drugie, wcale mnie nie
pocałował, a po trzecie, jakim prawem o to pytasz.
- Po pierwsze, okropnie. Po drugie, widziałem wszystko,
a po trzecie, bo mi kurwa zależy.
Widzę, że ten chłopak wie, jak zamknąć dziewczynie
usta.
- Ktoś tu się zapomniał. - Wzdycham teatralnie i
zapatruję się na podchodzących w naszą stronę rodziców.
- O czym ty mówisz?
- Mam chłopaka.
- Do czasu.
- Jak wbić ci to do głowy? - Kontynuuję nie zwracając
uwagi na to, co mówi w tym samym czasie co ja, ale po chwili
docierają do mnie jego słowa.
- Że co przepraszam?
- Nieważne. - Odwraca się na pięcie i odchodzi.
Toż to szczyt bezczelności! Nakrzyczał, narobił
wątpliwości i odszedł. Ugh! Co ten chłopak ma w głowie!
Właśnie zostaję wybudzona ze snu przez turbulencje.
Siedzę w samolocie sama. Z lotniska do samolotu również wsiadłam
sama, bo inni troszkę się spóźnili. Ino tym razem się
poszczęściło i siedzi razem z Uchihą, a Naruto? Znajduje się
kilka rzędów dalej ode mnie. Z tego co zdążyłam zauważyć
siedzi razem z tą blondyną i jakąś staruszką pośrodku. Zaczynam
troszkę panikować, bo wyskoczyła informacja, że należy zapiąć
pasy, co robię w popłochu i zdenerwowaniu. Rozglądam się i widzę,
że podobnie do mnie zachowują się inni. Boże, żeby to nie było
nic poważnego.
- Proszę jeszcze raz wszystkich o zapięcie pasów
bezpieczeństwa. Zbliżamy się do lądowania.
Po samolocie rozchodzi się głos stewardessy. Nieco
później przestaje nami trząść. Nie wiem co to było, ale na
pewno mnie wystraszyło. Ziewam przeciągle i spoglądam w okno. Cóż,
jesteśmy coraz niżej i coraz bliżej mi do nieprzyjemnej rozmowy z
Mike'm. Przeprowadzę ją, jak tylko wyjdzie ze szkoły, bo w domu
powinnam być około dwunastej. Naprawdę się tego krępuję. Widzę,
że zaraz będziemy dotykać ziemi. Mogę odetchnąć z ulgą, gdy
czuję te charakterystyczne szarpnięcie i słyszę oklaski ludzi.
Natychmiastowo włączam telefon i posyłam krótką wiadomość
Mike'mu, że chcę się spotkać w kawiarni po lekcjach. Chowam
telefon do torebeczki i powoli przygotowuję się, aby wysiąść.
Zakładam na siebie kurteczkę, i kiedy samolot zupełnie staje i
drzwi otwiera stewardessa, wstaję. Sięgam rękoma w górę, ale
wyciągnięcie stamtąd mojej walizki jest prawie niemożliwe bez
wspięcia się na palce. Dzięki temu, jestem nieco wyższa, jednak
wciąż mam drobne kłopoty.
- Pomogę ci. - Słyszę jakiś wesoły głos.
Na początku uderzają we mnie jakieś znajome perfumy,
a zaraz za tym przypominam sobie ten głos. Uśmiecham się pod nosem
i odwracam się twarzą do chłopaka.
- Nie miałeś przypadkiem lecieć w innym kierunku? -
Unoszę brew pytająco.
Brunet prycha wesoło i powoli chwyta moją dłoń, a
zaraz za tym ciągnie mnie zdezorientowaną do wyjścia.
- Miałem, ale tak się złożyło, że mam przesiadkę.
W ostatniej chwili zdążyłem na ten samolot, bo ćwoki pomylili mi
bilet. - Dokańcza, kiedy schodzimy po schodkach.
- Nie myślałam, że nasze ''Do zobaczenia'' pojawi się
tak szybko. - Spoglądam na niego rozpromieniona, kiedy stoimy już
na ziemi.
- Niestety, żeby dłużej pogadać, będziesz musiała
do mnie zadzwonić. - Puszcza mi oczko.
- Oh, zrobię to z wielką przyjemnością.
- No ja myślę. - Uśmiecha się i powoli odstawia moją
walizkę. - A teraz naprawdę, do zobaczenia i trzymaj się.
- Pa. - Odpowiadam krótko, ale zaraz krzyczę. - A, no
i dzięki za pomoc!
Brunet odwraca się w moją stronę na krótką chwilę.
- Nie ma za co ślicznotko. Czekam na telefon!
Uśmiecham się pod nosem i odprowadzam Dallasa wzrokiem
aż do hali odlotów. Bardzo pozytywny człowiek, taki oderwany od
rzeczywistości.
- Mam nadzieję, że za dużo sobie nie wyobraża. -
Ktoś syczy wściekle.
Czuję jego miętowy oddech tuż na moim karku i mogę
przysiąc, że jego ciepłe wargi dotykają tamtego miejsca. Odwracam
się gwałtownie i to był chyba błąd. Jego twarz jest teraz bliżej
niż była dotychczas. Jego oczy błędnie szukają moich, ponieważ
są skupione na ustach. Moich ustach.
- O! Tu jesteście.
Słyszymy głos jego mamy, ale nie od razu blondyn się
ode mnie odsuwa. Ta napięta atmosfera trwa jeszcze kilka chwil, do
momentu aż Pani Kushina nie podchodzi do syna.
- Coś się stało? - Pyta zdezorientowana.
Na usta Naruto wpełza mały, cyniczny uśmieszek.
- Nie mamo, chciałem jej pomóc, ale się drze.
- Oh Sakura, daj się wyręczyć. - Mruga do mnie jego
mama.
- Wie Pani co? Może i ma Pani rację. Naruto, dziękuję
za pomoc. - Wręczam mu swoją walizkę i ruszam przodem.
Niech ma dupek za swoje. Niech sobie nie wyobraża zbyt
wiele, bo mnie tylko irytuje.
- Naprawdę bardzo dziękuję za wspólne mini wakacje.
- Odzywam się wychodząc z busika.
Kiedy wsiadaliśmy, Naruto oczywiście przytaszczył
moją walizę i wepchnął ją do bagażnika, po czym bez słowa
usiadł na swoim miejscu. Włożył słuchawki do uszu i naprawdę
nie wiem, czy spał. Moi rodzice wysadzają mnie teraz pod domem,
żebym sama do niego weszła, bo oni oczywiście już umówili się
na kawkę z innymi. Jest to irytujące, nie przeczę, bo przecież
tak bardzo śpieszyło im się, żeby załatwić jakąś ważną
sprawę w firmie.
- Słonko, jak będziesz wychodziła to nie zapomnij
zamknąć domu.
- Tato, to wy nie będziecie w domu około trzynastej? -
Zatrzymuję się na chwilę.
- Nie, a co?
- No trudno, będę musiała zamknąć. - Wzdycham.
- Myślałam, że będziesz tak padnięta, że dzisiaj w
domu się zaszyjesz, a ty wychodzisz? - Odzywa się moja mama.
- Tak wyszło, umówiłam się. - Prycham i ruszam do
drzwi.
- Z chłopakiem? - Drze się mój ojciec, kiedy jedną
stopą jestem na zewnątrz.
Obrzucam ich zirytowanym spojrzeniem.
- Tak, z chłopakiem!
Wysiadam i od kierowcy odbieram swoją walizkę. Pomijam
to, że Uzumaki chciał podpalić mnie wzrokiem, bo to pewne jest już
od dawna. Taszcząc swoją walizę pod dom, zastanawiam się, co ja
będę robiła przez tą godzinę? Powoli otwieram drzwi i wchodzę
oczywiście nie zapominając, że trzeba się zamknąć. Kiedy tylko
to robię wlekę się na górę. Jest to trudne zważywszy na fakt,
że moja kochana mamuśka zapakowała do mojej walizki prawie
wszystko, co kupiła. Oświadczyła mi, że zabrałam jak najmniej,
ale za to wyjadę z pełną walizką. Minąwszy schody jestem
szczęśliwa, że teraz mogę postawić walizkę na kółkach. Ciągnę
ją aż do samego pokoju, gdzie od razu rzucam się na łóżko.
Patrzę w sufit, ale moje powieki stają się naprawdę bardzo
ciężkie i nawet nie zdaję sobie sprawy z tego, że powoli je
zamykam.
- Boże! - Krzyczę.
Do moich uszu dociera przeraźliwy dzwonek budzika na
mojej szafeczce nocnej. Spoglądam na nią i normalnie nie
wytrzymuję. Przysnęłam, bo co? Bo zostało pół godziny do
dwunastej. Dlaczego miałam ustawiony budzik? Bo zazwyczaj o tej
porze brałam tabletki na moje oczka. Nie wiem dokładnie po co mi
one były, ale kazali to brałam. W pośpiechu wstaję i zaglądam do
swojej szafy, z której wyciągam biały sweterek opadający na jedno
ramię i przetarte jeansy. Szybko idę do toalety i wykonując
odświeżające czynności, ubieram się w to, co przygotowałam
wcześniej. Na koniec pryskam się perfumami i ogarniam lekko włosy.
Wychodzę z toalety, biorę telefon, torebeczkę i schodzę na dół.
Prawie potykając się lecę do korytarza i zakładam białe, krótkie
conversy. Wychodzę z domu i oczywiście go zamykam. Nie wzięłam
żadnej kurtki ale nie jest chłodno, więc sobie poradzę. Zresztą
mam kilkanaście kroków do przebycia. Widzę, że pod naszą
nieobecność nic się w okolicy nie zmieniło. Dostrzegam te same
twarze. Dzieciaki goniące za piłką, jeżdżące na rowerze. Miło
popatrzeć, że niektórzy znają jeszcze znaczenie słowa podwórze.
Teraz to niektórym najlepiej zaszyć się w domu i siedzieć przed
komputerem. Mijam ostatni domek i pociągam za klamkę do kawiarni.
Powoli wchodzę i jak zawsze uderza mnie ciepło tego miejsca.
Spoglądam na bar, gdzie nie dostrzegam swojej przyjaciółki.
Zawiedziona siadam przy stoliku pierwszym z brzega. Jakoś lokal
wydaje mi się być bardziej zatłoczony niż zazwyczaj. Spoglądam
przed siebie i zapatruję się w okno.
- Sakura! Kochanie moje!
Słyszę i widzę kątem oka jak ktoś biegnie w moją
stronę. Wstaję energicznie, kiedy przed sobą mam moją ukochaną
Ten-Ten. Oczywiście zamykamy się w niedźwiedzim uścisku.
- Boże, jak ja tęskniłam. - Mówię jej w szyję.
- Nie bardziej ode mnie. Kurcze, wy miałyście siebie
dwie, a ja żadnej z was. - Prycha i odsuwa się.
- Oooo, ale już jesteśmy. - Uśmiecham się i jeszcze
raz się w nią wtulam. - Mam ci tyle do opowiedzenia. - Wzdycham.
- Dobre czy złe rzeczy kociaku?
- To i to.
- Nie mogę się doczekać.
- Usiądziesz ze mną?
- Jasne, ale najpierw mnie puść. - Porusza sugestywnie
uwięzionymi w uścisku rękoma.
Odsuwam się od niej z uśmiechem i siadam, gdzie moja
pupcia odpoczywała wcześniej. Ten-Ten siada naprzeciw mnie.
- Co ty tu tak wcześnie robisz?
- Urwałam się z wychowania fizycznego. Nie lubię
chodzić na te zajęcia z tą zarozumiałą babą.
- Dobrze wiem, co masz na myśli. - Panuje chwila ciszy.
Wpatrujemy się w siebie.
- Jak tam sprawy z Naruto? - Nabiera odwagi i zadaje to
beznadziejne pytanie.
- Oho, sądząc po twojej minie...
- Masz rację, wszystko się schrzaniło. - Wzdycham
ciężko.
- To znaczy?
- Nie wiem Ten-Ten. Kompletnie nie mam pojęcia, co on
sobie wyobraża.
- Obgadamy to, jak będziemy miały więcej czasu.
- Mhm. A powiedz...co robił Mike pod moją nieobecność?
- Dziewczyna unosi brwi w geście zdziwienia, a zaraz po tym na jej
twarz wpełza pewien grymas.
- Co..co masz na myśli? - Wymiguje się od odpowiedzi.
- Znam to spojrzenie. Gadaj prawdę. - Grożę jej
palcem i mrużę na nią oczy.
- No, bo...on chyba...przylizał się z jakąś panną
po pijaku. - Momentalnie uderza we mnie fala gorąca. Jestem dziwnie
zmieszana.
- Tylko spokojnie. Proszę, nie denerwuj się. - Kładzie
dłonie na moje i pociera je kciukami.
- Na to już chyba za późno. - Odpowiadam, ale nie
jestem w stanie więcej nic dodać, ponieważ głos więźnie mi w
gardle.
- Tylko spokojnie kochana, on tu idzie. - Panikuje
patrząc na drzwi od kawiarni. - Nic mu nie mów. Błagam.
- Bądź spokojna. - Rzucam szybko.
Przynajmniej teraz nie czuję się tak źle, wiedząc co
robiłam z Naruto. Teraz dowiedziałam się, że mój chłopak zrobił
to samo. Nie mogę się o to przyczepić, bo w gruncie rzeczy to fair
by nie było. Nie zmienia to jednak faktu, że udanym związkiem
nazwać tego nie można. Same kłamstwa i niedomówienia. Widzę, jak
moja przyjaciółka podnosi się z miejsca. Zaraz za tym czuję
ciepłe dłonie sunące po moich ramionach. Chłopak odwraca się w
moją stronę i z czarującym uśmiechem zbliża się, aby mnie
pocałować. Nie wiem do końca dlaczego, ale nadstawiam mu policzek.
- To ja was zostawię. - Uśmiecha się lekko i
odchodzi.
Mike strasznie ociąga się, żeby usiąść naprzeciw
mnie. Kiedy jednak już to robi spogląda na mnie ukradkiem, bawiąc
się dłońmi.
- Tooo, co ci jest? - Pyta nagle odchrząkując.
- Doskonale wiesz, Mike. - Patrzę na niego bardzo
poważnie.
- Daj spokój. Dalej chodzi ci o tamto? - Prycha.
- O tamto Mike? Może ci przypomnę hm? Zainteresowałeś
się mną? A może oddzwoniłeś i odpisałeś? - Widząc jego minę
kontynuuję. - No nie. Zapomniałam przecież, że chlałeś zamiast
się zainteresować.
- Wyluzuj trochę. Ochłoń skarbie. To tylko pieprzone
trzy dni.
- Jasne, nawet nie wiesz...a zresztą. - Uśmiecham się
głupio i opuszczam głowę w dół zapatrując się w swoje ręce.
Ty później przecież też się nie zainteresowałaś.
- Tak właściwie to chciałam pogadać...szczerze.
- Co się dzieje? - Muszę mu powiedzieć, nawet jeśli
to będzie koniec.
- Bo...Ja muszę...Bo kiedy tam byłam...- Chcę
dokończyć, ale mój monolog przerywa jego telefon.
Wyciąga naprzeciw dłoń przepraszając i odrzuca
połączenie patrząc na wyświetlacz. Jego mina nie jest
zachwycająca.
- Przepraszam, co chciałaś powiedzieć?
- Umm, wiesz co? Nie, już nic. - Wymiękam. -
Przepraszam, muszę już iść.
Wstaję i omijam go, ale niespodziewanie chwyta mnie za
przedramię i przyciąga w swoją stronę. Pod wpływem szarpnięcia,
moje dłonie spoczywają na jego klatce piersiowej. Nim zdążam
zaprotestować usta Mika, lekko jak piórko spoczywają na moich.
Mimo wszystko oddaję jego pocałunek, chyba nie chcę być wredna aż
tak.
- Chciałem tylko pieprzonego buziaka i trochę z tobą
posiedzieć, a ty zmywasz się po pięciu minutach. - Uśmiecha się
bezczelnie, kiedy nasze czoła stykają się ze sobą.
- Mike, naprawdę muszę już iść. - Wzdycham i bez
żadnych emocji odsuwam się dość daleko.
- Sakura, pójdziesz dziś ze mną na imprezę do
Dylana?
- Dam ci znać później. Na razie.
Nie odwracając się mijam go i idę w kierunku drzwi.
Rzucam jeszcze przelotne spojrzenie Ten-Ten i znikam za drzwiami. Nie
mam ochoty rozmawiać z Mike'm, dlatego powiedziałam, że mi się
spieszy. Zmierzam do swojego domu, bo gdzie indziej mogłabym się
zaszyć? Mam szczęście, że mieszkam tak blisko. Rozmyślam nad tą
propozycją ''mojego'' chłopaka. Może na tej całej imprezie
wszystko byśmy sobie wyjaśnili? Dłonią szperam w swojej
torebeczce i wyciągam z niej klucze. Spoglądam na wprost i kieruję
się pod drzwi. Zatrzymuję się przed nimi i w skupieniu, powoli
otwieram dom. Kiedy jednak pragnę pociągnąć już za klamkę,
którą trzymam dłonią, przed moimi oczami pojawia się wielka
łapa. Z zaskoczenia podskakuję w miejscu i natychmiastowo odwracam
się przodem do swojego oprawcy.
- Myślałem, że spędzę tutaj noc. - Prycha nieco
rozwścieczony.
Widzę, jak dokłada drugą dłoń obok mojej głowy,
tym samym zatrzaskując mnie w pułapce. Obrzucam go zirytowanym
spojrzeniem.
- Przepraszam bardzo, ale... - cichnę na chwilę, tylko
po to, żeby zaraz krzyknąć. - ...popieprzyło cię do reszty
debilu?!
- Hm? - Spogląda prosto w moje oczy i po chwili bawi
się moimi włosami.
- Nie wierzę! Kto normalny zachodzi dziewczynę od
tyłu?! Przez ciebie dostanę zawału w zbyt młodym wieku! - Widzę
tylko jego parszywy, ale słodki uśmieszek.
- Na pewno zdążyłaś zauważyć, że normalny to na
pewno nie jestem, a po drugie... - Chłopak zbliża usta do mojego
ucha.
- Uwielbiam zachodzić dziewczyny od tyłu. Szczególnie,
kiedy są tak piękne. - Szepcze seksownie nie przestając bawić się
moim kosmykiem włosów.
Na moje cholerne nieszczęście, czuję jego rozgrzane
wargi tuż przy moim uchu. Zastygam. Nie wiem, co mam robić.
- Jesteś banalny i przewidywalny. - Prycham odzyskując
rozum i odpychając go w tył.
On jednak nie daje za wygraną. Nim zdążam się
obronić, Naruto jednym krokiem przyciska mnie do drzwi, a jego twarz
jest zdecydowanie za blisko mojej.
- Tak naprawdę nie chcesz, żebym odpuścił.
Wzrokiem błądzi po mojej twarzy, szukając mojego spojrzenia.
Wzrokiem błądzi po mojej twarzy, szukając mojego spojrzenia.
Ma cholerną rację. Jeden:zero dla Uzumakiego. Czuję
ciepło zalewające moje podbrzusze.
- Daj spokój. - Prycham mu prosto w twarz i odwracam
głowę w bok, byleby na niego nie patrzeć.
- Chcesz mnie tak samo, jak ja ciebie. - Powtarza setny
raz.
Gwałtownie chwyta za moją twarz i odwraca w swoją
stronę. Nie podoba mi się to.
- Już mówiłam, nie interesują mnie gierki na jedną
noc. Szukaj ofiary gdzie indziej.
Staram się go odepchnąć, ale tak mnie przygwoździł,
że nie mam jak się ruszyć.
- Może mnie też przestały obchodzić?
Jedyne co widzę to jego twarz, która jest coraz
bliżej. To jak w zwolnionym tempie, takie klatki, ujęcia. Czuję
jego miętowy oddech mieszający się z zapachem perfum. Zdążam
położyć dłonie na jego klatce piersiowej, żeby resztkami rozumu
odepchnąć go od siebie, ale jest już za późno. Dlaczego? Bo jego
usta już pieszczą moje. Siła woli nie wystarcza, żeby zadziałać.
Rozum nie łączy się z ciałem, żeby wykonać jakiś inny ruch.
Moje serce słucha tylko siebie, a dusza raduje się z rozkoszy
jakiej dostarcza jej ON. Chyba daje mi klarowne odpowiedzi na moje
pieprzone pytania. Nie mogę być tak po prostu obojętna i udawać,
że nic się nie stało. Muszę zareagować. Przynajmniej spróbować
coś zrobić.
- Przestań całować mnie z zaskoczenia. - Szepczę,
gdy odwracam głowę w bok.
Musiałam to przerwać.
- A jak mam to zrobić, kiedy sama nie odważysz się
przede mną?
- Nie pomyślałeś, że może dlatego, że nie chcę? -
Spoglądam w jego oczy i przygryzając dolną wargę kiwam głową z
dezaprobaty.
- Ostrzegałem, żebyś tego nie robiła. - Warczy.
Żałuję tego ruchu w momencie, kiedy chłopak ponownie
wpija się w moje usta. Tym razem jest bardzo stanowczy
i...spragniony. Jestem zmuszona objąć go za szyję, ponieważ
gdybym tego nie zrobiła, na pewno leżałabym już na ziemi.
Zrobiłam to, kiedy tylko poczułam, że nie mam już za sobą drzwi,
a pustą przestrzeń. Nawet nie zdążyłam zaprotestować, gdy
wepchnął mnie do domu i zatrzasnął za sobą drzwi. Nie protestuję
nawet teraz, kiedy szybkim krokiem przyciska mnie do ściany i
przygwożdża moje ręce nad głową. Nie protestuję nawet, kiedy
czuję jego palce zmierzające po moim boku aż po biodro. Ignoruję
fakt, że powinnam się odsunąć, strzelić mu z blaszki, a nawet
wyprosić go z domu i unikać jak ognia. Nie mogę po prostu
zignorować faktu, jak bardzo podoba mi się ta bliskość pomiędzy
nami.
- Cholera! - Klnie, kiedy słyszymy dzwonek do drzwi.
Odsuwa się ode mnie i czochra swoje włosy ze
sfrustrowania. Uspokajam swój oddech i powoli, ignorując spojrzenie
Uzumakiego, podchodzę do drzwi, które otwieram.
- Dzień dobry.
- W czym mogę pomóc? - Pytam chłopaka stojącego
przede mną. Staram się uspokoić oddech, ale to cięższe niż myślałam.
- Mam przesyłkę dla Pana Smith'a. - Mówi spokojnie
lekko się uśmiechając.
- To nie tutaj, pięć domów dalej. - Odpowiadam
uprzejmie.
- Oh, w takim razie przepraszam za kłopot.
- Spoko. - Zamykam drzwi i zwlekam chwilę zanim się
odwracam.
Bawię się dłońmi i biorę głęboki wdech.
- To był ostatni raz, kiedy to zrobiłeś.
- Nie skarbie. - Podchodzi bliżej z uwodzicielskim
uśmieszkiem. - Jeszcze tylko raz. -
Wzdycha głęboko. - Później to ty będziesz błagała mnie, żebym
to robił.
Puszcza mi oczko i jak gdyby nigdy nic, mija mnie i
wychodzi z mojego domu. Ludzie! Świat oszalał!
Właśnie czekam na Mike'a na dole. Postanowiłam iść
z nim na tą pieprzoną imprezę. Jest dziewiętnasta pięćdziesiąt
osiem, a jego jak nie było tak nie ma. Siedzę w salonie i z nerwów
potrząsam kolanami.
- Córciu, dobrze się czujesz? - Z transu wyrywa mnie
głos mamy.
- Tak. - Posyłam jej uśmiech.
Nawet nie wie, że będę musiała odbyć poważną
rozmowę z Mike'm i to powód, dla którego się denerwuję. No,
jest jeszcze jeden.
- Otworzysz, czy ja mam to zrobić?
- Hm? - Zwracam się do mamy, jak jakaś obłąkana.
- Dzwonek do drzwi córciu. - Wzdycha i kręci głową.
- A! - Zrywam się z miejsca. - Do zobaczenia mamuś.
Mijam ją szybkim krokiem i podchodzę do drzwi. Nie
zwlekam, od razu je otwieram. Za nimi stoi odwrócony plecami Mike.
- Hej. - Odzywam się pierwsza, a chłopak jak oparzony
zwraca się przodem do mnie.
- Jesteś cudowna.
- Bo?
- Bo ze mną idziesz. - Uśmiecha się i podchodzi, żeby
złapać mnie za dłoń.
Zamykam drzwi i zaczynamy iść w milczeniu. Chyba oboje
nie wiemy od czego zacząć. Może po prostu nawet nie chcemy
zaczynać na razie niczego. Może jeśli czegoś się napiję, to
łatwiej będzie mi z nim zerwać? Nie, takie rzeczy odpadają, to
nie w moim stylu.
- Tooo, jak było na wyjeździe? - Pyta skrępowany trąc
ręką kark.
Niestety czuję w brzuchu to dziwne uczucie i cholera!
Nie chcę go okłamywać.
- Hmm. - Wzdycham cicho. - Tak sobie...Może na początku
było w miarę okej, ale później wszystko było źle.
- Czemu? - Pyta zdziwiony spoglądając na mnie.
Wypuszczam głośno powietrze i sięgam pamięcią do
Barcelony.
- Po pierwsze, Naruto okropnie mnie denerwował. Po
drugie, jakiś obleśny typ się przyczepił no i ogólnie nie było
za fajnie.
Ucinam szybko, nie chcę o tym z nim rozmawiać.
Ucinam szybko, nie chcę o tym z nim rozmawiać.
- Czekaj, czekaj...jaki typ? - Jego głos jest
poddenerwowany.
- Nie chcę o tym gadać. - Chyba zbyt wrednie to
powiedziałam.
- Ale ja chcę posłuchać. - Upiera się.
- Chciał mnie wykorzystać, pasuje?! - Czy on nie
rozumie, co się do niego mówi?
Krzyczę, kiedy stajemy pod drzwiami. Jest w totalnym
osłupieniu.
- Sakura...- Zaczyna delikatnie. Przymyka oczy i bierze
głęboki wdech. - Czy on...zrobił ci coś?
Spoglądam na niego pokerową twarzą.
- Nie zdążył, wpieprzyłem się. - Słyszę za sobą
głos największego debila na tej ziemi.
Odwracam się bardzo gwałtownie i spoglądam na jego
rozweseloną buźkę. Dopiero później widzę, że trzyma w dłoni
piwsko.
- Wpieprzyłeś się? - Słyszę posępny głos Mike'a i
widzę, jak lewa brew podskakuje mu w górę.
- Mhm, tak jak zawsze. - Mruga do mojego chłopaka. -
Dostał wpierdol.
Uśmiecha się i przechodzi między nami lekko uderzając
barkiem Mike'a. Zatrzymuje się jednak, kiedy otwiera drzwi i patrzy
mu prosto w oczy z prawie niewyczuwalną nienawiścią.
- Aha...i nie ma za co. Sakura już się odwdzięczyła.
- Mówi radośnie, a ja chcę zapaść się pod ziemię.
Spogląda na mnie przelotnie i wchodzi do środka. Chcę
podążyć za nim, ale zostaję zatrzymana i siłą odwrócona w
stronę wściekłego Mike'a. Normalnie nie przeklinam, ale ta sytuacja
mnie przeraża. Mam totalnie przejebane i nie wiem, jak ja się teraz
z tym wszystkim uporam.
~.~
Hejka misie! Wybaczcie, że taka przerwa, no ale wcześniej nie było za bardzo czasu, żeby coś wstawić :/ Trochę na głowie niestety teraz mamy. No cóż, mamy nadzieję, że zostawicie coś po sobie. Hope you like it! Patty&Paula
Kiedy główne opo?
OdpowiedzUsuńShort-Story ŚWIETNE BARDZO już nie mogę się do czekać next ciekawe co stanie na tej i,prezie i jak Mike zareaguje na to co sie stało czekam z niecierpliwością pozdrawiam i życzę weny
OdpowiedzUsuńSwietne nic dodac nic ujac. Jestem ciekawa co bedzie dalej, zastanawia mnie czy Sakura powie Mikemu ze ona wie o tym ze on sie z inna calowal. Czekam na next z niecierpliwoscia. Pozdrawiam i zycze weny. Gulbiszonka
OdpowiedzUsuńMega short-story niemoge sie doczekac co bedzie dalej. Mam nadzieje ze se to wyjasnia a Sakura bedzie bardziej twarda i uparta w stosunku do Naruto, rozumiem ze jest o nia zazdrosny ale nie musial tego mowic, ale zdrugiej strony mozna bylo sie tego spodxiewac ze cos zrobi, dlatego jestem ciekaw jak Sakura sie wytlumaczy i co bedzie dziali sie na tej imprezie. Pozdrawiam i zycze duzo weny oraz trzymam kciuki za was na mature. Pozdrawiam Uno
OdpowiedzUsuńMiejmy nadzieję, że na maturze będzie dość łatwo ;)
UsuńKiedy next ? Chcem wiedziec co bedzie dalej.
OdpowiedzUsuńChcecie, żeby teraz była następna część short-story czy główne opowiadanie? Postaramy się wstawić jutro ;)
UsuńI to i to ;p dajcie obie rzeczy :D
OdpowiedzUsuńTak dobrze nie ma ;) W tym tygodniu i w następnym matury, więc nie będziemy miały czasu na napisanie czegokolwiek, dlatego musimy mieć coś w zapasie ;)
UsuńOkrutne jesteście trochu :P
UsuńMoże trochę ;) to jak? Główne opowiadanie, czy short-story?
UsuńTo i to ;D
UsuńDam dwa powody ;p
1st oba opowiadania są zajebiste, że chce się czytać, tylko lipa bo raz na tydzień ;/
2. Główne opo było trochę dawno i trochę teskni się za nim, a równie dobre jest też short-story ;p
;P chyba to i to musicie dać laski ! ;D