- Sasuke, nie strasz mnie.
Naprawdę. I tak miałam już wystarczająco ciężki dzień. Nie mam
ochoty na jakieś żarty. - Mówi zmęczona Ino.
- To nie są żarty. Mamy
przesrane. - Stwierdza zdenerwowany Sasuke.
- To znaczy? - Pytam.
Cholera, jak ja nie
cierpię ciągnąć ludzi za jęzory. Czy oni nie mogą mówić
wprost o co chodzi?
- Zgadnijcie kto wrócił?
- Zastanawiam się o kogo może mu chodzić.
- Ja się poddaję, mój
mózg jest zbyt zmęczony, żeby bawić się w zgadywanki. Powiedz i
po sprawie. - Wzdycha Ino z zamkniętymi oczami. Wciąż leży na
kanapie.
- Wyobraźcie sobie nasze
zdziwienie. Stoję razem z Naruto przed Radą. Rozmawiamy o naszych
obowiązkach i zdajemy raport. Bez zapowiedzi otwierają się drzwi i
do sali obrad wchodzi nie kto inny niż... Jake.
- Żartujesz?! - Ino z
wrażenia aż siada i łapie się dłońmi za twarz.
A mnie? Zatyka i nie wiem
co powiedzieć. Jedyne co wiem to to, że nadciągają prawdziwe
problemy.
- Proszę powiedz mi, że
Naruto nie wybuchnął w obecności Rady. - Proszę w duchu, żeby
odpowiedź była satysfakcjonująca.
- Na szczęście nie. -
Wzdycham z ulgą.
- A jak zareagował na
obecność ojca w Radzie? - Pyta zaciekawiona Ino. Sasuke wzrusza
ramionami.
- Nie przejął się tym.
Nawet nie zwracał na to uwagi. Ojciec chciał z nim porozmawiać po
spotkaniu, ale Naruto był tak wściekły, że prawie stamtąd
wybiegł.
- Odzywał się do brata?
- Pytam. Ino patrzy na mnie rozbawiona.
- Zapomniałaś głuptasku,
że tam panuje pewna zasada? - Mówi roześmiana.
- Jaka znowu zasada? -
Wciąż nie wiem o co jej chodzi. No cholercia, nie pamiętam. Dawno
mnie tam nie było.
- ''Osoba, która staje
przed Najwyższą Radą nie ma prawa zabierać głosu bez jej
pozwolenia. Jeżeli jednak to uczyni, w konsekwencji tego
przewinienia przewidywane są kary.'' Właśnie taka zasada. - Cytuje
Sasuke. Cholercia, chyba zna je wszystkie książkowo.
- Och, nie dziwcie mi się.
Dawno tam nie byłam. - Bronię się.
- Sasuke, jak to możliwe,
że wszedł bez pukania? Przecież to obraza. - Kontynuuje Ino.
- Nie, jeżeli Rada ci na
to zezwoliła. - Tłumaczy.
- Czekajcie, czekajcie.
Czegoś tutaj nie rozumiem. - Wtrącam. - Jak Jake mógł do jasnej
cholery sobie wrócić, skoro był wygnany? - Pytam zaskoczona.
Nie potrafię ukryć
swojego zdziwienia. To niemożliwe, żeby nieugięta Rada zdecydowała
się na cofnięcie swojego wyroku. Brat Naruto został wygnany, bo
zabił bardzo dużą liczbę ludzi. Nie wiem dokładnie ile, bo to
jest zatajona informacja. Nikt prócz Rady tego nie wie. Sasuke
wzdycha.
- Cofnęli wyrok. - Mówi
prawie bezgłośnie.
- Słucham?! - Krzyczy
Ino. - Z jakiej racji?
- Z takiej, że w ich
przekonaniu odpokutował swoje winy i może wrócić do naszej
społeczności. Po drugie, stwierdzili, że ktoś wywodzący się z jednego z najważniejszych rodów nie może przebywać zbyt długo poza Klanem.
Po trzecie, jest pierworodnym. Po czwarte, dostał zadanie, aby
chronić Sakurę. - Ostatnie zdanie wypowiada z irytacją.
- Naruto miał to robić.
- Jestem wściekła.
- Nadal będzie spełniał
swoje obowiązki. Jake ma być wsparciem. Poza tym wydaje mi się, że
chcą go do czegoś przygotować, ale jeszcze nie wiem do czego. To
wszystko mi się nie podoba. - Wzdycha Sasuke. - Pokręcone to
wszystko. Wiem jedno, Naruto tak czy siak musi zostać przy Sakurze.
To się nie zmieni, nawet Rada musi się do tego stosować i nie ma
prawa go od niej odsunąć. To zostało narzucone dawno temu.
Świętych Zasad nie można ignorować.
- Jak on się z tym czuje?
- Pytam. Cholernie mi go szkoda, naprawdę. Martwię się o Naruto.
- Nie rozmawiał ze mną.
Po jego zachowaniu sądzę, że jest naprawdę wkurwiony.
- Jak to po jego
zachowaniu? - Pyta Ino.
- W drodze do domu kopał
wszystko co wpadło mu pod nogi. Ściskał tak mocno pięści, że ma
pokrwawione dłonie. Ale spokojnie, w porę powiedziałem mu, żeby
się uspokoił. Wiecie, nie chciałem, żeby pokazał prawdziwego
siebie przed ludźmi. - Uśmiecha się.
- Cholera, wszystko się
zjebało. - Stwierdza Ino.
- Taaa. Kiedy w ogóle
Jake ma się zjawić? - Pytam.
- Najpóźniej jutro. -
Wzdycha Sasuke. - Idę spać.
- Powodzenia. Jeżeli
zaśniesz w takim hałasie to będzie cud. - Kpię z uśmieszkiem.
Sasuke przez chwilę się nie odzywa. Na jego usta wkrada się
uśmiech.
- Chyba już skończył,
bo nic nie słychać. Dobranoc. - Żegna się i idzie na górę.
- Bigos. - Mówi Ino.
- Zjadłabyś? - Pytam z
uśmiechem. - W ciąży jesteś, że masz zachciewajki? - Ino patrzy
na mnie zażenowana.
- Chodziło mi o to, że
wpadliśmy w niezły bigos idiotko. - Mówi z uśmiechem wstając z
kanapy.
- Ej, gdzie idziesz? -
Pytam, a ona się uśmiecha.
- Spać. - Odpowiada
krótko.
- A kto się nauczy za
ciebie na sprawdzian hmmm? - Pytam z zaczepnym uśmiechem.
- Jestem mądra, więc coś
wymyślę. A ty... ty masz o wiele trudniej. Dobranoc.
Mówi kpiąco i idzie na
górę. Patrzę na zegarek. Cholera. Jest już po dwudziestej
drugiej. Jak ten czas szybko zleciał. Podnoszę swoje cztery literki
i idę na górę. Wędruję od razu do swojego pokoju. Jest dość
przestronny. Naprzeciwko drzwi mam wielkie okno. Pod nim znajduje się
duży parapet z poduszkami. Lubię tam siedzieć i czytać książki.
Po lewej stronie znajduje się duże łoże, bo królewna musi mieć
wygodnie. Jest wykonane z jasnego drewna. Leży na nim kremowa
pościel i mnóstwo poduszek. Naprzeciwko łoża jest powieszony duży
telewizor. Znajdują się przy nim różne szafki i regał na
książki. Też wykonane są z jasnego drewna. Wszystko musi do
siebie pasować. Na środku leży duży, puchaty, biały dywan.
Piękny, ale trudny w utrzymaniu. Obok łoża z lewej strony jest
wejście do łazienki. Mam w niej piękne, wzorzyste płytki na
ścianach. Na podłodze są kremowe czy coś takiego. Oczywiście w
łazience mam wannę i prysznic, bo czasami lubię sobie poleżeć w
cieplutkiej wodzie i się zrelaksować. Kibelek też jest i duże
lustro, pod którym stoi blat z umywalką. W sypialni ściany są
pomalowane na dwa kolory. Dla mnie są piękne, ale co kto woli.
Ściana, na której stoi łoże i te dwie obok są pomalowane na
szary. Ta naprzeciwko ma kolor czerwony. No i chyba tyle. Przestaję
zachwycać się moimi zdolnościami w projektowaniu wnętrz i idę do
łazienki. Biorę szybki prysznic, myję zęby i przebieram się w
piżamkę. Krótkie szare spodenki i biała bluzeczka na ramiączka z
nadrukami idealnie do mnie pasują. Skromność nigdy nie była moją
mocną stroną. Wchodzę do łóżka i zasypiam.
***
Jem śniadanko sama, bo
Ino i Sasuke już wyszli. Nie jestem pewna co do Naruto... Zrobiłam
sobie płatki, bo to wymaga najmniejszego wysiłku, a ja z rana
jestem nie do życia. Co poradzę na to, że moja osoba jest leniwym
głupkiem? Nic, muszę się z tym jakoś pogodzić. Patrzę na
zegarek. Jest siódma dwadzieścia, do szkoły mam blisko, więc zbytnio się nie śpieszę. Poza tym, pierwsze jest wychowanie
fizyczne, mogę się odrobinkę spóźnić.
- Hej. - Słyszę głos
Naruto.
Nawet go nie zauważam,
bo gapię się na płatki. Naruto stoi przy lodówce. Tymczasowo go
nie widzę, bo jest zasłonięty przez drzwiczki.
- Hej. - Odpowiadam
zaspana.
Wczoraj przebudzałam się
kilka razy i z tego powodu się nie wyspałam.
- O której się
położyłaś? - Pyta. Mogę wyczuć, że się uśmiecha.
- Bo co?
- Masz cholernie zaspany
głos. - Naśmiewa się.
- Poszłam wcześnie, ale
to nic mi nie dało, bo się przebudzałam. - Odpowiadam na zadane
pytanie. Powoli nabieram na łyżkę płatki i biorę je do buzi.
Miele je mozolnie zębami. Naruto w tym samym czasie zamyka lodówkę. Patrzę na niego zamierając całkowicie w miejscu.
- Cholera, co się stało
z twoją przystojną mordką?! - Krzyczę widząc podbite oko i
rozciętą wargę. Powoli dochodzi do mnie to, gdzie wczoraj
był, więc od razu robię się wściekła.
- To poobijana nie jest
już przystojna? - Pyta z uśmiechem.
- Gdzie byłeś? -
Ignoruję jego pytanie. Naruto siada przy stole.
- Spotkałem się ze
starymi kumplami. Ale podejrzewam, że to już wiesz. - Puszcza do
mnie oczko. Kręcę głową z dezaprobatą.
- Obiecałeś, że już
tam więcej nie będziesz chodził. - Przypominam mu.
- Cóż, sytuacja tego
wymagała. - Stwierdza.
- Zawsze będziesz chodził
na te twoje głupie walki jeśli pójdzie coś nie tak? - Pytam
gniewnie. Denerwuje mnie, że w taki sposób próbuje poradzić sobie
z problemami. Naruto wzdycha.
- Wolisz, żebym rzucał
się na przechodniów? To jest mi potrzebne. Mam problemy z agresją.
- Tłumaczy.
- To jest głupie. -
Bronię swojego zdania.
- Wcale nie. - Stoi twardo
przy swoim.
- Będziesz chodził teraz
do szkoły cały poobijany. - Mówię.
- Zagoi się za parę
godzin. Rana od noża zrosła się od razu. - Uśmiecha się
zwycięsko.
- Mam nadzieję, że
dopiero jak wrócisz do domu. Trudno by było wyjaśnić... - Naruto
mi przerywa i nie dokańczam swojej myśli.
- Najwyżej nie pójdę do
szkoły. - Widzę jego półuśmiech.
Perspektywa Sakury;
Minęło już kilka
lekcji. Niestety Uzumaki nie przyszedł dzisiaj do szkoły, a miałam
nadzieję, że z nim porozmawiam. Saki jak zwykle spóźniła się na
pierwszą lekcję. Mieliśmy mieć teraz dwie matematyki, ale
nauczycielka chyba zachorowała i mamy okienka. Siedzę teraz na
dworze na drewnianej ławce i słucham muzyki. Ino, Sasuke i Saki
gdzieś wcięło, więc zostałam sama. Ostatnio wszyscy zachowują
się jakoś dziwnie, albo po prostu mi się wydaje. Wzdycham i patrzę
przed siebie. Na całe szczęście jest cieplutko. Uwielbiam słońce,
a nienawidzę, kiedy pada. Wujek z ciocią pewnie już wyjechali,
rano się z nimi pożegnałam i widziałam ich wtedy ostatni raz.
Oczywiście wujcio zostawił mi mnóstwo pieniędzy, a ciotunia
udzieliła mi długiego kazania. Wszystko sprowadzało się do
jednego, do tego, że mam być grzeczna i nie rozrabiać. Mam wolny
dom, dlatego pomyślałam, że zaproszę do siebie jutro Ino i Saki,
żeby u mnie trochę pomieszkały. Żyję z nadzieją, że się zgodzą.
Jutro bal, wciąż nie mogę uwierzyć, że idę na niego z Uzumakim.
Uśmiecham się sama do siebie. Chętnie popatrzę na zrezygnowaną
minę Aurory, kiedy zobaczy mnie z chłopakiem, z którym chciała
uprawiać dziki seks. Fuj, na tą myśl robi mi się słabo, aż tak,
że przez moje ciało przechodzi kilka dreszczy. Kątem oka zauważam,
że ktoś się do mnie przysiada. Odwracam głowę i widzę
Uzumakiego.
- Hej, księżniczko. - Spogląda na mnie spod przymrużonych powiek.
Nie mogę nic wyczytać z
jego twarzy, jedyne co widzę to chłód, który bije z jego oczu.
- Hej. - Odpowiadam. - Nie
było cię na kilku lekcjach. - Zauważam.
Łudzę się, że może
zdradzi mi przyczynę jego nieobecności. Uzumaki nie wydaje z siebie
przez chwilę żadnego dźwięku. Przyglądam mu się dokładniej. Ma
na sobie jeansy, biało-czarne air maxy, czarną koszulkę, która
uwydatnia jego mięśnie i czarnego snapbacka. Na lewej ręce ma
założony srebrny zegarek. Jak zawsze swoim wyglądem przypomina
niegrzecznego chłopaka. Patrzy na mnie i po
chwili się odzywa.
- Tak. Miałem
pewne... kłopoty. - Odpowiada.
Jest zaniepokojony, ale próbuje tego nie okazywać. Dobrze maskuje swoje uczucia. Ktoś kto nie
zna Uzumakiego, nie wiedziałby nawet, że coś go trapi, ja potrafię
wyczytać to z jego oczu.
- I co? Poradziłeś sobie
z nimi? - Pytam.
- Są takie problemy...
których niestety nie da się rozwiązać. - Stwierdza obojętnym
tonem głosu.
- Coś poważnego?
- Co robisz o...
osiemnastej? - Ignoruje moje pytanie.
- Właściwie to nic.
Czemu pytasz? - Słońce świeci na moją twarz, dlatego mrużę
oczy.
- Chcę zabrać cię do
kina. Potrzebuję odrobiny normalności. - Odpowiada.
Czuję jak moje serce na
chwilę staje. Jestem cholernie zszokowana. Jeszcze raz przyswajam
sobie w głowie jego słowa. Ja pieprze, Uzumaki zaprasza mnie do
kina. Będę miała szansę się do niego zbliżyć.
- To jak? - Dopytuje
patrząc mi w oczy.
- Okay, z chęcią. -
Odpowiadam z uśmiechem.
- Fajnie, przyjadę po
ciebie. - Wstaje z ławki.
- Nie idziesz na lekcje?
- Nie mam po co, skoro
zostały jeszcze dwie. - Wzrusza ramionami i idzie w przeciwną
stronę, niż powinien.
- Do zobaczenia potem,
Haruno. - Mówi, póki nie jest zbyt daleko.
- Czemu wyglądasz jakbyś
zobaczyła ducha? - Pyta Ino, która siada po mojej prawej stronie, a
Saki sączy sok i sadza swoje cztery literki z mojej lewej.
- Poczekaj, daj mi jeszcze
chwilę, bo jestem w szoku. - Z trudem wypowiadam te słowa. Biorę
kilka głębokich oddechów. Przecież nie mogę powiedzieć im, że
przeżywam wewnętrzny triumf nad Aurorą.
- No? - Pogania mnie
zaciekawiona Ino, Saki dalej pije
sok tak jakby jej nic nie obchodziło.
- Naruto zaprosił mnie do
kina. - Odpowiadam. Saki ze zdziwienia wypluwa płyn, który miała w
ustach.
- Słucham?! - Krzyczy. -
Czy mówisz o Naruto Uzumakim?
- A znasz innego? - Pytam
z uśmiechem.
- No nie. - Stwierdza.
- Jestem w nie mniejszym
szoku niż ty. - Dopowiada Ino.
- Jestem aż tak
beznadziejna? - Droczę się z nimi.
- Nie o to chodzi. - Broni
się Ino.
- Po prostu... Naruto
nigdy nikogo nigdzie nie zapraszał. To jest bardzo ciekawe. Zawsze
to laski go gdzieś zapraszały, nigdy on sam. Ogólnie się cieszę,
ale jeszcze raz cię ostrzegam. - Mówi Saki z uśmiechem.
- Spokojnie, to tylko
kino.
- Nie daj mu się omotać.
- No coś ty Ino, Sakura
nie jest tak głupia. Prawda? - Pyta Saki.
Co jeżeli Uzumaki chce
ode mnie czegoś więcej? Mogę zaproponować mu jedynie swoją
przyjaźń.
- Prawda? - Naciska
brązowo włosa.
- Prawda. - Przyznaję po
chwili.
- No widzisz Ino? Nie ma
czego się bać. - Saki się śmieje.
- Mam taką nadzieję. -
Mówi Ino.
- Spokojnie, to tylko
kino. - Powtarzam, żeby je uspokoić. Je, a może samą siebie?
Perspektywa Naruto;
Leżę na łóżku i
odpoczywam po intensywnym treningu. Najpierw się wykąpałem, a
teraz myślę. Czy dobrze zrobiłem, że ją zaprosiłem?
Wydaje mi się, że nie powinienem, ale chęć spotkania się z nią
jest ode mnie silniejsza. Liczę na to, że w jej towarzystwie
zapomnę chociaż na chwilę, że mój pieprzony braciszek wrócił
do mojego życia. Zawsze jak o nim myślę... robię się zły, nawet
kurewsko zły i nie mogę opanować mojego gniewu. Zawsze robił mi
na złość, zawsze musiał postawić na swoim. Gdyby żył sobie
gdzieś daleko ode mnie, miałbym głęboko gdzieś jego istnienie,
ale teraz będzie w tym samym mieście co ja. A co kurwa jest
najgorsze, w tej samej dzielnicy, prawdopodobnie jeden, albo trzy
domy dalej. Wszystko się spieprzyło, a Rada nie chce mnie nawet
słuchać, bo dla nich liczy się tylko Jake. Zawsze tak było.
- Naruto, mogę wejść? -
Słyszę zza drzwi głos Sasuke.
Głośno wzdycham, pewnie
zacznie prawić mi jakieś kazanie. Podnoszę się z łóżka i
podchodzę do drzwi, otwieram je i z powrotem wracam na swoje
miejsce. Mój przyjaciel bierze krzesło i stawia je naprzeciwko
mnie. Siada na nie.
- Po co przyszedłeś
Sasuke? Nie mam dzisiaj ochoty na żadne kazanie. - Mówię dość
chłodno. Zawsze wolałem odpychać od siebie ludzi. Nawet
przyjaciół. Sasuke się uśmiecha.
- Spokojnie, dzisiaj
żadnych kazań. - Stwierdza.
- To po co przyszedłeś?
- Pytam, szczerze zaciekawiony przyczyną jego odwiedzin.
- Robisz coś wieczorem?
- Bo co?
- Idę na piwo z Kibą. Pomyślałem, że może chcesz dołączyć. - Uśmiecham się do
niego.
- Dzięki za propozycję,
ale jestem już umówiony. - Odpowiadam i puszczam mu oczko.
- Z dziewczyną? - Jego
uśmiech jest zaczepny.
- Z Sakurą. - Sasuke jest
zaskoczony. Raczej nie oczekiwał takiej odpowiedzi.
- Żartujesz, tak? -
Upewnia się.
- Nie, powinieneś już
wiedzieć, że prawie nigdy nie żartuję. Poza tym Rada kazała mi
się nią dobrze zająć, prawda? - Mówię. Sasuke się uśmiecha,
nie rozumiem tego człowieka. Naprawdę.
- Nie w takim sensie
debilu. - Stwierdza i wstaje z krzesła.
- Bo? - Sasuke idzie w
stronę drzwi.
- Bo ją skrzywdzisz, a z
tego co mi wiadomo, spędzicie ze sobą baaardzo dużo czasu. Lepiej
się zastanów co robisz. - Odpowiada zanim wychodzi.
Przecieram dłońmi twarz,
może to zły pomysł? Jeszcze wszyscy pomyślą, że się w niej
zakochałem. Może powinienem to odwołać? Nie, nie zrobię tego, bo
nie chcę. Wstaję z łóżka i podchodzę do mojej szafy. Wyciągam
z niej czarne jeansy i białą koszulkę z czarnymi nadrukami. Po
namyśle biorę jeszcze czarną, skórzaną kurtkę. W razie gdyby
było zimno. Idę do łazienki i się ubieram. Na koniec pryskam się
perfumami i przeczesuję dłonią włosy. W pokoju zakładam buty i
schodzę na dół. Biorę kluczyki od mojego samochodu. Nie kupiłem
go sam, mimo, że z Radą żyję jak pies z kotem, umieją czasami
sprawić potrzebne i fajne prezenty. Moim było Porsche Boxster z
2013 roku. Prawdziwe cudeńko. Wychodzę z domu i idę prosto do
samochodu. Odpalam go i wyjeżdżam. Do Sakury docieram w kilka
minut. Parkuję na podjeździe i wychodzę z samochodu. Idę pod
drzwi i dzwonię dzwonkiem. Nie muszę długo czekać, bo po zaledwie
dwóch minutach się otwierają. Widzę jak jej ciało spina się na
mój widok. Zauważyłem, że zawsze denerwuje się w mojej
obecności, co trochę mnie bawi. Pierwsze co rzuca się w oczy to
jej seksowny wygląd. Włosy Haruno są rozpuszczone, ma na sobie
białą spódniczkę, która jest dość krótka i trochę
rozkloszowana oraz jeansową kurteczkę. W tej chwili mam na nią
ogromną chęć. Każdy facet by jej pragnął.
- Hej. - Mówi z
uśmiechem.
- Hej, księżniczko.
Muszę ci powiedzieć, że wyglądasz bardzo...seksownie. - Posyłam
jej zadziorny uśmiech. Widzę, że jest trochę zakłopotana. Bawi
mnie to, że reaguje tak na moje słowa.
- Dzięki. Ty też
wyglądasz przyzwoicie. - Odpowiada zaczepnie na mój komplement.
- To jak, jedziemy? -
Pytam w końcu.
- Pewnie. - Uśmiecha się
i wychodzi z domu. Zamyka drzwi na klucz, co wcale nie umyka mojej
uwadze.
- Jesteś sama?
- Tymczasowo tak. -
Uśmiecha się nieśmiało.
- Ile u ciebie oznacza
tymczasowo?
- Dwa tygodnie, czy coś
takiego. - Stajemy przed moim samochodem.
- Ta czarna bestia jest
twoja? - Pyta zaskoczona.
- Nie, ukradłem wczoraj
sąsiadowi. Ale nikt nie musi o tym wiedzieć, więc prosiłbym o
dyskrecję. - Puszczam do niej oczko.
Sakura otwiera drzwi i
wsiada do samochodu. Robię to samo. Obserwuję ją, dziewczyna rozgląda
się po samochodzie.
- Fajny. - Mówi z
uśmiechem.
- Dzięki.
Powoli się do niej
przybliżam. Widać, że jest zdezorientowana.
Moja twarz znajduje się
zdecydowanie zbyt blisko niej. Patrzę jej głęboko w oczy.
Wyczuwam, że jest zdenerwowana. Uśmiecham się do niej i sięgam po
jej pas. Bez żadnego słowa wpinam go tam, gdzie jego miejsce i
wracam do mojej poprzedniej pozycji. Uwielbiam się z nią bawić w
taki sposób.
- Dla bezpieczeństwa. -
Mówię i odpalam silnik. Cofam i po chwili jadę w stronę kina.
- Na jaki film jedziemy? -
Pyta po dość długiej ciszy.
- Nie wiem, będziesz
mogła wybrać. - Stwierdzam.
- Czemu mnie zaprosiłeś?
- Pada pytanie, na które czekałem.
- Jesteś bardzo
dociekliwa, Haruno.
- Chciałabym znać powód.
- Odpowiada.
- Może ci powiem, ale
jeżeli się na to zdecyduję... to na koniec wieczoru. - Uśmiecham
się widząc złość na jej twarzy.
- Pamiętasz naszą
rozmowę? - Pyta.
- Zależy którą. Sama
przyznasz, że było ich wiele. Określ się lepiej, księżniczko.
- Chodzi mi o rozmowę
dotyczącą ciebie. - Odpowiada.
- Cóż, słucham cię
bardzo uważnie. Sądzę, że pytasz o to nie bez powodu.
- Masz rację.
- Więc?
- Chcę wiedzieć o tobie
więcej. - Uśmiecham się.
- Jesteś bardzo
zachłanna. Karty należy odkrywać bardzo wolno. - Stwierdzam.
- Interesujesz mnie.
- Czy to wyznanie miłosne?
- Pytam, a Sakura się uśmiecha i kręci rozbawiona głową.
- Wiesz o co mi chodzi.
Jesteś tajemniczy, a ja lubię odkrywać tajemnice. - Mówi.
- Każdy lubi to robić.
Pytaniem jest, czy ten ktoś dostanie na to pozwolenie.
- Więc jak?
- Jeżeli chodzi ci o to,
czy będziesz miała taką możliwość to odpowiedź jest jak
najbardziej twierdząca. Szkopuł w tym, że musisz czekać.
- Dobrze, skoro nie chcesz
mi o sobie opowiadać... rozumiem. - Mówi zrezygnowana. Jeszcze zbyt
wcześnie, żeby poznała prawdę. Daje się zwodzić. Bardzo dobrze.
- W tym nie chodzi
księżniczko o to, że nie chcę. Problem tkwi w tym, że tymczasowo
nie mogę. - Odpowiadam.
- Jesteś jakimś
gangsterem? - Pyta, a ja się uśmiecham. Haruno umie mnie
rozśmieszyć, co jest plusem.
- Skąd ten pomysł?
- No nie wiem. Skoro nie
chcesz mi nic o sobie powiedzieć...
- Skąd wiesz, że nie
chcę? - Widzę kątem oka, że dziewczyna jest zdezorientowana.
- To czemu robisz z tego
taką wielką tajemnicę? - Patrzy na mnie błagalnym wzrokiem. Prosi
o to, żebym jej wszystko powiedział. A może chcę cię uchronić
od takiego życia? Ta
myśl krąży po mojej głowie.
- Bo tak jest ciekawiej. -
Kłamię. - Spokojnie, dowiesz się o mnie wszystkiego we właściwym
czasie.
- A kiedy on nadejdzie?
- Kiedy o tym zdecyduję.
- Uśmiecham się zaczepnie.
Perspektywa Ino;
- Tak, chłopcy poszli na
piwo, a my siedzimy jak te dwa stare pierniki w domu.
Słyszę przygnębiony
głos Saki. Leży na kanapie, a mi został fotel, na którym nie mogę
się położyć. Oglądamy jakiś nudny film. Nic ciekawego w tej
pierdzielonej telewizji nie puszczają. Pierdolca można z tym
dostać.
- Taaa spróchniejemy ze
starości. Ja na tym fotelu, a ty na kanapie. - Wzdycham.
- Ej! - Saki podnosi się
szybko z kanapy i siada podkulając nogi.
Patrzę na nią jak na
psychopatkę. Czasami jej działania nie mają żadnego sensu, ale i
tak ją kocham.
- Co znowu? Przypomniałaś
sobie o jakiejś pracy domowej, czy co? - Pytam zirytowana jej
dziwnym zachowaniem. Zawsze tak krzyczy jak jest coś do zrobienia, a
ona o tym zapomina.
- Nie, tym razem to nie
to. - Uśmiecha się.
- Więc?
- Ciekawi mnie jak idzie
im na tej całej randce. - Po jej mimice twarzy sądzę, że coś
knuje.
- Co sobie wymyślił twój
mózg wielkości orzeszka? - Wskazuję palcem na jej głowę. Robi
obrażoną minę.
- Tylko nie orzeszek.
Jestem bardzo mądrą osobą. - Broni się.
- Skoro tak sądzisz...
- Może pójdziemy do nich
i poobserwujemy przebieg randki? - Pyta podekscytowana ignorując
moje słowa.
- Nie. - Mówię
stanowczo.
- No proszęęę. -
Próbuje mnie przekonać.
- Nie. - Ponawiam swoją
odpowiedź.
- No weź. - Jest
nieustępliwa.
- Nie.
- Nie bądź taka.
- Nie.
- Jesteś nudna. - Burczy
pod nosem i kładzie się z powrotem na kanapę.
- No i dobrze. Nie będę
nikogo szpiegować. - Stwierdzam. Następuje cisza.
- Może jednak dasz się
przekonać? - Nie daje za wygraną.
Mimo wszystko na moich
ustach pojawia się szeroki uśmiech.
- Nie zmienię zdania.
- Och dobra... musiałam
spróbować. - Mówi z leciutkim uśmieszkiem.
- Jak uczepi się ciebie
jakiś pomysł... czasami mogłabyś odpuścić. - Śmieję się.
- Cóż, taka moja natura.
Pogódź się z tym kochanie. - Posyła mi całusa.
- Jak myślisz, co robią?
- Pytam, a Saki zadziornie się uśmiecha.
- Widzisz? Gadasz na mnie,
a sama jesteś ciekawa. - Stwierdza.
- Tak, przyznaję, że
jestem ciekawa. Tylko różnica kochanie polega na tym, że ja nie
chcę ich szpiegować. - Tłumaczę.
- Kto powiedział coś o
szpiegowaniu? Chciałam tylko poobserwować ich z boku. - Śmieję
się.
- To kochanie nazywa się
szpiegowaniem. - Mówię.
- Wcale nie. Pomyśl o tym
jak o zoo. Chodzisz do niego, żeby poobserwować zwierzęta i ich
zachowanie. Nikt nigdy nie mówi: Chodźmy do zoo. Będziemy
szpiegować zwierzęta, może dowiemy się skąd wylatuje im kupka. -
Kiedy słyszę to co mówi, moje ręce opadają.
- Sugerujesz, że Sakura i
Naruto to zwierzęta? - Pytam rozbawiona.
- Eeeee nie? - Kręci
głową.
- Z tego co powiedziałaś tak wynika. - Upieram się przy swoim.
- Okay, może zły
przykład. Przepraszam. - Na jej ustach widnieje malutki uśmiech.
- Nie wiesz może, czy
Rada się kontaktowała? - Pytam.
- Nic mi o tym nie
wiadomo. Jedyne co mogę ci powiedzieć to to, że brat Naruto będzie
mieszkał naprzeciwko nas. - Mówi niezadowolona. Wzdycham.
- Super, Rada chyba chce,
żeby się nawzajem pozabijali. - Stwierdzam.
- Nigdy go nie lubiłam. -
Saki wzdycha.
- Tak, ja też. Ma
paskudny charakter.
- Straszny z niego
flirciarz, każda dziewczyna na niego leci, a on z chęcią z tego
korzysta. Nie wiem dlaczego tak je do niego ciągnie. - Mówi Saki.
Prycham.
- Jak to dlaczego? To
proste, jest mega przystojny. - Tłumaczę.
- Taaaa, w tym muszę
przyznać ci rację. - Uśmiecha się.
- Jakby się tak
dogłębniej zastanowić... Jake jest gorszą kopią Naruto. Chodzi
mi tutaj o charakter. - Mówię.
- Też to zauważyłam. -
Saki przytakuje.
Perspektywa Sakury;
Chłopak zajeżdża
samochodem na podjazd. Wieczór minął... bardzo szybko i w
dziwacznej atmosferze. Uzumaki prawie wcale się nie odzywał, jakby
coś go trapiło. Odpowiadał na moje pytania krótko i rzeczowo.
Wcale nie zaczynał jakiegokolwiek tematu. Momentami nawet mnie
przerażał. Uzumaki gasi silnik. Patrzy się przed siebie i głośno
wzdycha.
- Wiem, że dzisiaj nie
byłem zbyt rozmowny. - Zaczyna. - Wiem też, że nie poszło zbyt
dobrze.
- Coś cię dręczy? -
Pytam, a Uzumaki kieruje na mnie swoje zimne spojrzenie.
- W zasadzie to ktoś. - Odpowiada.
- Mimo wszystko dziękuję
za zaproszenie i do zobaczenia jutro. - Mówię.
Uzumaki jest zły, a ja
nie zamierzam pogarszać jego humoru swoimi pytaniami, bo wiem, że
one go irytują. Wychodzę powoli z samochodu, a po chwili zamykam za
sobą drzwi i idę na werandę. Słyszę, że on też wysiada.
Pięknie. Słyszę za sobą jego kroki. Otwieram drzwi domu i wchodzę
do środka. Mam je zamknąć, ale Uzumaki za nie łapie.
- Daj mi to naprawić. -
Patrzę w jego stronę zaskoczona.
Na dworze jest ciemno, ale twarz chłopaka rozświetla światło księżyca.
- Nie musisz, naprawdę. -
Odpowiadam z trudnością, próbując uciec od jego spojrzenia. Czuję
się dziwnie, kiedy mi się tak przypatruje. Moje usta robią się
suche. Pociera kciukiem swoją prawą brew i uśmiecha się
zadziornie.
- Ale chcę, wpuścisz
mnie? - Wskazuje głową na drzwi.
To mi się chyba nie
podoba. Zaprosić go? Do domu? Kiedy nikogo nie ma?
- To chyba nie jest dobry
pomysł... - Próbuję go zniechęcić.
Widzę na jego ustach
seksowny półuśmieszek. Jestem zmieszana, naprawdę. Cały wieczór
zachowywał się jakby się mną nie interesował, a teraz?
- Boisz się mnie?
Myślisz, że coś ci zrobię? - Pyta. Takich pytań właśnie się
obawiałam.
- No nie, ale jest już
dość późno. - Próbuję się wytłumaczyć.
- To nic. -
Niepostrzeżenie wchodzi do środka.
Nawet nie zdążyłam zareagować.
Zamykam drzwi i go obserwuję. Uzumaki kieruje się do kuchni, więc
idę za nim, bo co innego mi zostało? Tylko to.
- Jesteś głodna? - Pyta.
- Tak, nie... - Uzumaki
krótko się śmieje. Brzmi to mniej więcej jak pomruk.
- Zdecyduj się Haruno.
- Tak. - Odpowiadam
bardziej zdecydowana.
- Świetnie, lubisz
kuchnię Meksykańską?
- Nie wiem, nigdy nie
próbowałam. - Tłumaczę i siadam na krzesło przy stole. Uzumaki
opiera się plecami o szafkę kuchenną. Ręce trzyma na blacie.
- Jestem zaskoczony. -
Mówi z uśmiechem.
- Dlaczego?
- Dlatego, że nigdy nie
próbowałaś. Jest bardzo smaczna. - Robi chwilową pauzę jakby się
nad czymś zastanawiał.
- Oczywiście są wyjątki.
- Dodaje.
- Byłeś w Meksyku? -
Pytam.
- Nie, kilka razy byłem w
Barcelonie. - Uśmiecha się.
- Fajnie, ja nigdzie nie
wyjeżdżałam. - Mówię zasmucona tym faktem.
- Zrobię tortille, co ty
na to?
- Pewnie, czemu nie. -
Odpowiadam nieco zakłopotana.
Wciąż mam przeczucie, że
to zły pomysł, że Uzumaki tu ze mną jest. Nawet tragiczny.
Blondyn myje dłonie, widzę jak chłopak po chwili sięga po nóż.
Przygląda mu się z dokładnością. To przerażający widok.
Nachodzą mnie naprawdę dziwne myśli, a Uzumaki jakby czytał w
mojej głowie odkłada go i podchodzi do lodówki. Wyciąga z niej
potrzebne składniki i kładzie je na blat. Patrzy na mnie.
- Mam pomysł. - Przerywa
ciszę.
- Słucham. - Odpowiadam.
- Ty pomożesz mi robić
tortille, a ja w nagrodę udzielę ci odpowiedzi na kilka twoich
pytań. - Mówi z powagą w głosie. Bez zastanowienia do niego
podchodzę i staję przed deską i nożem.
- Okay, co mam robić? -
Pytam dla pewności. Czuję, że stoi bardzo blisko.
- Najpierw... weź cebulę
i ją pokrój. - Mówi zniżonym głosem, prawie szeptem. Schyla
głowę tak, że jego usta znajdują się tuż przy moim uchu. Ciepły
oddech Uzumakiego łaskocze moją skórę. Przełykam ślinę, kiedy po plecach przechodzą mnie miłe dreszcze. Jego bliskość bardzo mi się podoba. To jest
cholernie dziwne.
- Czy musisz stać tak
blisko mnie? - Pytam niepewna, czy cieszyć się czy lękać
uczucia, w które wprawia mnie tak bliska obecność Uzumakiego.
- Tak. - Odpowiada pewnie. - Weź nóż. -
Kontynuuje.
- Okay. - Mówię spięta.
Odsuwa się ode mnie, a ja
w końcu wypuszczam z ust powietrze. Uświadamiam sobie, że nie oddychałam
przez krótki czas. Kroję cebulę na dwie części. Wiem, że
Uzumaki obserwuje mnie z uśmiechem.
- Gotowanie to nic
trudnego. - Zaczyna. - Można się nauczyć, ale nie każdy ma do
tego talent. To tak, jak z ludźmi. Jest coś między nimi, albo nie.
- Stwierdza dość tajemniczo.
***
Zjedliśmy kolację w
totalnym milczeniu. Ciągle ukradkiem go obserwowałam i mam wielką
nadzieję, że tego nie zauważył. Kończę danie przygotowane przez
Uzumakiego. Nie zajmuje mi to zbyt długo, żeby zauważyć, że na mnie patrzy. Przyznaję, że jest to
krępujące. Wstaję i zbieram talerze. Wkładam je do zlewu, a w
międzyczasie słyszę dźwięk odsuwanego krzesła, dlatego się
odwracam i opieram plecami o szafkę, przy której znajduje się zlew.
- Pomogę ci z tym. -
Rzuca mi figlarny uśmiech i szpera po szafkach. Po chwili znajduje
ścierkę do naczyń i mi ją rzuca.
- Wiesz, że z chęcią
zadam ci te pytania, prawda? - Uśmiecham się zaczepnie.
- Domyślam się. - Staje
obok mnie.
- Zacznijmy od osoby,
którą chronisz. Opowiedz mi coś o niej. - Mówię w trakcie
wycierania talerza. Słyszę krótki śmiech Uzumakiego, który
przypomina mruknięcie.
- Nie dajesz za wygraną.
- Stwierdza.
- Mamy umowę, prawda? -
Pytam.
- Nie wiedziałem, że to aż tak może obrócić się przeciwko mnie. - Wzdycha teatralnie.
- Gadaj, Uzumaki. Opowiedz
mi trochę o tej osobie.
- No dobrze, skoro tego
właśnie chcesz. - Posyła mi figlarny uśmiech.
- Osoba, którą chronię
jest dziewczyną. Uczy się w naszej szkole, a co więcej, w naszej
klasie. Jest bardzo wyjątkowa. - Moja mina wyraża chęć mordu,
kiedy dowiaduję się, że tą osobą jest dziewczyna. Kolejna
lafirynda. Myślałam, że naprawdę zaczynam go lubić. Dlaczego
musi być takim kobieciarzem? W mojej głowie zamiast następnych
pytań pojawia się pewna bardzo niebezpieczna i pociągająca myśl.
Chcę go pocałować, nie wiem czym to jest spowodowane. Może chcę
zobaczyć na własnej skórze, dlaczego ten chłopak przyciąga do siebie tyle lasek?
Uzumaki opiera się o blat, na jego ustach widnieje figlarny uśmiech.
Naruto unosi delikatnie brwi, jest zdezorientowany.
- Coś się stało? -
Uświadamiam sobie, że przez dłuższą chwilę milczałam.
- Yyy nie. Zamyśliłam
się. - Mówię z uśmiechem.
Uzumaki zmywa ostatni
talerz i mi go podaje. Wycieram naczynie i odstawiam do szafki. Czuję za
plecami ciepło, które bije od ciała chłopaka. Odwracam się powoli w jego kierunku. Uzumaki
stoi bardzo blisko mnie i bierze z moich rąk ścierkę. Niechcący muska palcami moją dłoń, ale nawet nie myśli o tym, żeby przerwać ten mały kontakt fizyczny. Zastygamy w bezruchu i
patrzymy sobie głęboko w oczy. Speszona odsuwam się pierwsza.
- Obleciał cię strach? -
Uzumaki mruczy z figlarnym uśmiechem. Odkłada ścierkę na blat.
- Nie.
- Wydaje mi się, że
jesteś kłamczuchą, Haruno. - Moje serce bije mocniej.
- Może się boję... -
Rugam się, że w ogóle zaczęłam to zdanie. Co mam mu teraz
powiedzieć? Może lepiej zakończyć te wszystkie gierki?
- Ciekawe. Ty i strach...
- Mruczy pod nosem. - Czego się boisz?
- Może boję się, że...
polubię cię bardziej niż...
- Powinnaś? - Dokańcza
za mnie.
- Tak. - Uświadamiam
sobie co powiedziałam, ale jest już za późno. Uzumaki się
uśmiecha.
- W twoim towarzystwie
czuję się dziwnie. - Wypalam.
- Bo? - Opieram się
plecami o blat.
- Bo pociągasz mnie
fizycznie. Jesteś bardzo... tajemniczy, czasami irytujący. -
Uśmiecha się na moje wyznanie.
- I jednocześnie zbyt
pewny siebie. Podejrzewam, że właśnie to działa na twoją
korzyść. - Uzumaki powoli chwyta mnie za nadgarstki, tym samym nie
mogę ruszyć dłońmi. Otwieram usta, żeby zaprotestować, ale nie
wydobywa się z nich żaden dźwięk. Przysuwa mnie do siebie tak
blisko, że niemal stykamy się ciałami. Nagle siedzę na blacie, a
nasze twarze znajdują się na tej samej wysokości. Moje serce
automatycznie przyśpiesza. Krew gotuje się z pożądania, a ciało
płonie, domagając się jego dotyku. Moje usta są nienaturalnie
suche, więc przejeżdżam po nich językiem. Tęczówki Uzumakiego wyrażają chłód, przez
chwilę wydaje mi się, że się świecą. Uśmiecha się figlarnie.
Rozkłada ręce na blacie, tuż przy moich biodrach. Niebezpiecznie
się do mnie przybliża i nagle nachodzi mnie pewna myśl. Co jeżeli
Uzumaki ze mnie kpi? Może stanę się kolejną dziewczyną, z którą
po prostu się zabawi?
~.~
Hej misie! Wczoraj niczego nie było, bo niestety zostałyśmy przygniecione toną nauki. Może się to zdarzać częśćiej, bo to klasa maturalna, a nauczyciele ani myślą dać nam trochę spokoju :( No nic, przeczytajcie i skomentujcie. Hope you like it! Paula&Patty
Najważniejsze, że w ogóle rozdział się pojawił ;) Swoją drogą, jest świetny.
OdpowiedzUsuńJezu świetne *,*, spóźnione ale najlepszego Naruto :)
OdpowiedzUsuńNNNNNNNNNNNiiiiiiiiiiieeeeeeeeeeeeeeee.!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńjak mogłyście to było nieludzkie przerywać w taki momencie. Natychmiast naprawcie ten błąd i dajcie nowy rozdział. Błagam bo uschnę z ciekawości. ;
pozdrawiam Kuraj
Jezuz, naprawdę męka jest czytać ten blog, za każdym razem gdy przeczytam ostatnie zdanie poprostu zżera mnie ciekawość co będzie dalej. Życzę weny i piszcie częściej :-*
OdpowiedzUsuńnnnooo nie jak mogliście w takim momencie przerwać ale rozdział na prawdę fajny bardzo wciągający aż się nie mogę do czekać next będę teraz czekał z nie cierpliwością na Kontynuacje pozdrawiam i życzę dużo weny i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńzapraszam na nowy rozdział pieczecprzeznaczenia.blog.pl
OdpowiedzUsuńRozdział swietny jak zawsze. Niemoge sie doczekac nastepnego. Sakura spanikowała, jestem ciekawa co bedzie dalej. Pozdrawiam i zycze weny. Gulbiszonka
OdpowiedzUsuń