- Sakurcia kochanie, wujek pytał, czy nie potrzebujesz
żadnych dodatkowych pieniążków. - Mówi ciocia między kęsami
naleśników.
Jemy śniadanie. Patrzy na mnie z ciepłym uśmiechem.
Muszę przyznać, że jestem troszeczkę zdziwiona.
- Skąd ten pomysł? -
Podnoszę wzrok na ciocię.
- Wujek mówił coś o
jakimś balu. - Odpowiada.
- A skąd wujek wie o
balu? - Pytam zaskoczona marszcząc przy tym brwi.
Ja mu nie mówiłam, to
skąd się o tym dowiedział? Myślę, ale mój mózg z rana pracuje
na niskich obrotach. Prawie niezauważalnych.
- Spotkał jakąś twoją
koleżankę z klasy, która spytała go, czy idziesz na ten bal. Nie
wiem jak się nazywa, ale bardzo się tym interesowała. - Stwierdza
z uśmiechem. Podnoszę do góry jedną brew. Kto to mógł być?
Kto aż tak bardzo interesuje się moim życiem? W głowie mam tylko jedno imię. To na
pewno Aurora, ona zawsze musi o mnie wiedzieć wszystko.
- I co wujek jej
powiedział? - Pytam ciekawa. Mam nadzieję, że nie udzielił jej
odpowiedzi.
- Prawdę, że nie
wie, czy się wybierasz. - Odpowiada.
- Mhm. - Wkładam do ust
kawałek naleśnika.
- Więc?
- Co? - Jestem zdezorientowana.
Ciocia się śmieje.
Uwielbiam jej śmiech, jest taki delikatny i miły. Zawsze przypomina
mi głos mamy.
- Idziesz na ten bal
głuptasku? - Pyta.
- Zastanawiałam się nad
tym. - Stwierdzam.
- I co?
- Chciałabym pójść. -
Mówię.
- Czemu wyczuwam w twojej
odpowiedzi jakieś ale? - Pyta z uśmieszkiem, kiedy go widzę robi
mi się ciepło na sercu.
- No... bo nie mam
partnera. - Wyrzucam z siebie. Grzebię w talerzu widelcem.
- Założę się, że
znajdzie się jakiś młodzieniec, który z przyjemnością zabierze
cię na ten bal kochanie. - Ściska moją dłoń w geście podparcia
na duchu.
- Ciociu? - Pytam
nieśmiało.
- Słucham kochanie? - Mówi ciepło.
- Zastanawiałam się...
no... no wiesz... czy... przypadkiem... Głupio by wyszło, gdybym to
ja kogoś zaprosiła na ten bal? - Pytam w końcu.
- No wiesz kochanie, za
moich czasów to mężczyźni zapraszali kobiety na bale. Jestem już
stara i nie wiem jak to się odbywa w dzisiejszych czasach. -
Uśmiecha się.
- Chyba w ten sam sposób.
- Mruczę pod nosem.
Wiedziałam, że byłoby
dziwnie, gdybym to ja zaprosiła Uzumakiego. Ciocia ma rację, nie
zamierzam robić z siebie błazna. Jak zechce to sam mnie zaprosi.
- Nie martw się tym
rybeczko, na pewno ktoś cię jeszcze zaprosi.
Podnoszę się
z krzesła i całuję kobietę w ciepły policzek.
- Masz rację ciociu, do
zobaczenia. - Mówię z uśmiechem. Chwytam torbę i zarzucam ją na
ramię. Po chwili wychodzę z domu.
Perspektywa Naruto;
- Zgłupiałeś?! -
Krzyczy na mnie Sasuke.
Jesteśmy już w szkole i
stoimy przy mojej szafce. W sumie czekam na Haruno. Patrzę na Sasuke
morderczym wzrokiem.
- Nie. - Rzucam.
- Tobie do końca odbiło!
Nie możesz tego zrobić! - Patrzy na mnie gniewnym wzrokiem. Mało
mnie to obchodzi.
- Mogę robić wszystko co chcę. -
Stwierdzam. Sasuke kręci głową z niedowierzaniem.
- To jest twój bunt,
prawda? - Pyta w końcu.
- Może. -
Mówię obojętnie.
- Przez ciebie będzie
potem cierpiała. - Stwierdza.
- Daj spokój, chcę
zaprosić ją tylko na bal. Poza tym i tak wybiera się na to
gówno, żeby lepiej jej pilnować to na wszelki wypadek wolę
być blisko niej. Łapiesz? - Odpowiadam na jego zarzuty.
- Jestem pewien, że dla
niej to nie będzie tylko bal. - Unoszę do góry jedną brew. Jestem
zaskoczony jego słowami. Co on, kurwa, ma na myśli?
- To znaczy? - Pytam w
końcu. Widzę, że Sasuke jest zażenowany.
- Nie wciskaj mi kitu, że
tego nie zauważyłeś. - Kręci głową z niedowierzaniem.
- Nie zauważyłem czego?
- Pytam zirytowany i wkurwiony. Sasuke wzdycha.
- Podobasz się jej. Tak
jak każdej. - Odpowiada.
Sens jego słów dociera
do mnie po paru minutach. Nie... na pewno nie. Nie mogę podobać się
Haruno, bo to jest pewne, że bym ją skrzywdził. To jest jedyna
osoba na świecie, do której Rada nie pozwoliła mi się zbliżać.
- Nigdy więcej tego nie
mów. - Syczę przez zęby.
- Bo co? Boisz się, że
się zakochasz? Uważasz się za potwora. Myślisz, że zmiękniesz?
Wiesz co? Twój brat to prawdziwy demon w porównaniu do ciebie.
Kpi ze mnie. Szybkim
ruchem chwytam go oburącz za kołnierz jego bluzki i przyciskam
Sasuke do szafek. Chłopak bezczelnie się uśmiecha.
- Sam wiesz, że ode mnie
najlepiej trzymać się z daleka. Ściągam na ludzi śmierć i
cierpienie. Może sam się w niej zakochałeś, co Sasuke? A po
drugie, jakim prawem wspominasz o tym pieprzonym śmieciu. - Syczę.
- Przestań pieprzyć
głupoty! To jest zły pomysł, że chcesz z nią iść na bal.
- Sugerujesz coś? -
Mocniej przyciskam go do szafek.
- Na razie sugeruję ci,
żebyś się trochę uspokoił i mnie puścił. Ludzie się gapią.
Oglądam się bardzo dyskretnie. Ma rację, jesteśmy widowiskiem. Puszczam go i trochę się od niego odsuwam. Sasuke poprawia bluzkę.
Oglądam się bardzo dyskretnie. Ma rację, jesteśmy widowiskiem. Puszczam go i trochę się od niego odsuwam. Sasuke poprawia bluzkę.
- Czemu denerwuje cię
fakt, że się jej podobasz? Czujesz coś do niej i boisz się, że
to może wyjść na jaw? - Dogryza mi.
- Pozwalasz sobie na zbyt
wiele. - Syczę przez zęby.
- Ktoś ci w końcu musi
uświadomić, że jesteś zdolny do miłości i nie powinieneś jej
odpychać. - Próbuje mnie przekonać.
- Nie zasługuję na nikogo, tym bardziej na nią. Poza tym, zastanów się co mówisz. - Odpowiadam.
Sasuke się nie myli, ta
dziewczyna... ma w sobie coś, co mnie do niej przyciąga. Z drugiej
jednak strony, jeżeli ją do siebie dopuszczę... będę słaby. Ona
stanie się moją słabością. Stanie się jedyną osobą, która
może mnie zniszczyć. Mimo, że krótko się znamy to Haruno mi się
spodobała. Nie chodzi mi tutaj tylko o jej seksowny wygląd. Jest
troskliwa, zabawna, mądra i słodka. Na pewno mógłbym wymienić
jeszcze więcej jej zalet, gdybym ją lepiej znał. Oczywiście ma
też kilka wad, jak każdy człowiek. Szanuję ją chociażby z tego
względu, że nie pcha mi się do łóżka. To mnie w niej pociąga, jest niedostępna.
- Ziemia do Naruto. -
Sasuke macha przed moją twarzą dłonią, przywracając mnie tym samym
do rzeczywistości.
- Czego. - Warczę.
- Wiesz stary? Czasami
mógłbyś być dla mnie milszy, zresztą nieważne. Przyzwyczaiłem
się do twojej porywczości i do tego, że bardzo łatwo wyprowadzić
cię z równowagi. - Daje mi kazanie.
- Chyba nie o tym chciałeś
mówić. - Odgryzam się.
- Masz rację. - Uśmiecha
się. - Powiedziałeś, że na nią nie zasługujesz. Mylisz się młotku. Właśnie ty, jako jeden z nielicznych masz prawo przy niej
być. Czy ty jesteś świadomy tego, z jakiej pochodzisz rodziny? -
Pyta. Posyłam mu zażenowane spojrzenie.
- Oświeć mnie kurwa. -
Kpię z niego.
- No dobrze, może głupie
pytanie. To co chcę ci powiedzieć... gwarantuję ci, że jeśli
Sakura dowie się kim naprawdę jest... zaręczam ci, że będziesz
miał wielu rywali.
- Wiesz? Może
powiedziałeś to nieumyślnie, ale w jednym masz rację. - Uśmiecham
się zwycięsko.
- W czym? - Pyta
zaskoczony.
- Jeśli Sakura
dowie się prawdy. - Tłumaczę, Sasuke wzdycha.
- Wiedziałem, wcale nie
zamierzasz jej tego powiedzieć.
- Jeszcze się nad tym
zastanawiam, ale bardziej jestem za tym, żeby zachować to dla
siebie. - Puszczam do niego oczko i zamykam szafkę. Idę w kierunku
łazienek.
- To twoja specjalna
zemsta dla nich,
prawda? - Krzyczy za mną.
- Może. -
Odpowiadam.
- Zaprosisz ją na ten
bal? - Sasuke nie odpuszcza.
- Może. - Odkrzykuję.
- Dupek. - Słyszę to bardzo dokładnie, ale nic
już nie odpowiadam.
Perspektywa Sakury;
Otwieram moją przeklętą
szafkę, chyba muszę zgłosić w sekretariacie, że się zacina.
Patrzę w plan. Pierwszy mam Angielski. Wyjmuję książkę i
zeszyt do tego przedmiotu i trzaskam szafką. Chwytam się za klatkę piersiową i zamykam oczy z przerażenia, kiedy widzę obok siebie
uśmiechniętego Uzumakiego. Biorę głęboki wdech i powoli
wypuszczam powietrze. Straszenie mnie to chyba jego nowe, ulubione zajęcie. Otwieram oczy i na niego patrzę.
- Auć. - Robi skrzywioną
minę. - Co ci zrobiła ta biedna szafka Haruno? - Widzę jego
seksowny półuśmieszek.
- Musisz przestać to
robić. - Stwierdzam.
- Co? Rozmawiać z tobą?
- Pyta z zadziornym uśmieszkiem.
- Nie. Znaczy... nie
chodziło mi o to. - Cholera, chyba nerwy biorą nade mną górę.
Słyszę cichy i bardzo krótki śmiech.
- Aż tak lubisz ze mną
rozmawiać? - Pyta z uśmieszkiem.
To jest moja szansa.
- Nie zaprzeczę ani nie
potwierdzę.
- Czyli mam się domyślić.
- Prycha rozbawiony.
- Nie no, jesteś spoko.
Mogę nawet powiedzieć, że się zmieniłeś i nie jesteś już tak
wkurzający jak kiedyś. - Uśmiecham się. Na ustach Uzumakiego
również widzę uśmiech.
- Co byś powiedziała,
gdybym zaprosił cię na... bal? - Pyta i patrzy w moje oczy. Mrugam
kilka razy. Czy on mnie właśnie zaprasza? A może się tylko
przesłyszałam?
- Umm... ekhem... mam to
traktować jak zaproszenie? - Mój głos wyraża zdezorientowanie.
- A chciałabyś?
- Czemu o to pytasz?
- Po prostu odpowiedz na
pytanie. Chciałabyś, żebym cię zaprosił? - Pyta
zniecierpliwiony. Widzę na jego ustach seksowny półuśmieszek.
Odnoszę wrażenie, że Uzumaki ze mnie kpi, ale nie mam pewności.
- Drwisz sobie ze mnie? - Odpowiadam mu pytaniem. Uzumaki
naprawdę zachowuje się dziwnie. Te jego nagłe zmiany zachowania
wprawiają mnie w zdezorientowanie.
- Nie śmiałbym sobie z
ciebie kpić. - Widzę jak w jednej chwili z rozbawionego,
seksownego i zadziornego podrywacza zmienia się w poważnego
człowieka.
- Więc czemu normalnie
mnie nie zaprosisz? - Pytam.
- Chcę się upewnić, czy nie wyjdę na kretyna.
- Uzumaki, skończ tą
swoją gierkę i jak chcesz mnie zaprosić to po prostu to zrób.
Wzdycham zniecierpliwiona i odrobinę zirytowana. Zamiast zwyczajnie zaprosić mnie na bal, Naruto gra w gierki. Widzę jak na jego ustach znowu
pojawia się zadziorny uśmieszek.
- Okay, księżniczko. Nie
denerwuj się tak, bo to podobno szkodzi urodzie. Przewracam oczami.
Ma cholernie częste wahania nastroju. Mogłabym go z tym porównać do
baby w ciąży.
- Więc? - Pytam. Uzumaki
trochę się ode mnie odsuwa.
- To jak? Chcesz iść ze
mną na ten bal? - Nieznacznie się uśmiecha.
Z nieznanego powodu moje
serce bije szybciej niż powinno. Zupełnie jakby zostało naładowane speed
force i byłoby tak szybkie jak Barry Allen.
- Chętnie. - Odpowiadam.
Jestem zaskoczona, że mój
głos zabrzmiał bardzo pewnie. Uśmiecham się zwycięsko. Aurora
może się pieprzyć. Do akcji wkracza Sakura Haruno.
- Więc masz już
partnera. - Stwierdza.
- A ty partnerkę. -
Dopowiadam.
- Na to wychodzi. - Puszcza mi oczko.
- Do zobaczenia Haruno. - Odwraca się i idzie przed siebie.
Ten facet ma w sobie coś
takiego, co intensywnie na mnie oddziałuje. Zamyślona opieram się
plecami o szafki. Obejmuję książki ramionami i przyciskam je do
mojego ciała. Zamykam oczy i biorę głęboki wdech. Powoli
wypuszczam powietrze z płuc, aby uspokoić moje natrętnie szybko
bijące serduszko. Oblizuję usta i się uśmiecham. Czuję na sobie
czyiś wzrok, dlatego odwracam głowę w prawo... i nic. Patrzę teraz w
lewo... jest. To ona. Mój wróg numer jeden. Jest najwyraźniej
zazdrosna. Uśmiecham się zwycięsko do Aurory, a ona obrzuca mnie
zawistnym spojrzeniem. Nie może znieść myśli, że nie udało się
jej poderwać Uzumakiego. Muszę pamiętać o tym, że to osoba,
która potrafi nieźle zaleźć za skórę i umie knuć nawet dobre
intrygi. Widzę, że idzie w moim kierunku. Kręcę głową z
uśmiechem.
- Nie myśl, że wygrałaś,
szmato. - Mówi z uśmiechem pełnym jadu.
Ta debilka najwyraźniej
myśli, że chcę być z Uzumakim. Nie będę wyprowadzała jej z
tego błędu. Niech dalej sobie tak myśli.
- Obie wiemy, że to
określenie należy do ciebie. Nie śmiałabym tobie odbierać tego
tytułu. - Uśmiecham się.
W moim głosie słychać kpinę. Widzę,
że Aurora zaciska szczękę.
- Pamiętaj, ja zawsze
wygrywam. Nie ważne co. Jednego chłopaka ci odebrałam. Chyba
wiesz, że jestem zdolna zrobić to ponownie. - Uśmiecha się
fałszywie.
Zabijcie mnie tępym
narzędziem, żebym umierała w bólu i zakopcie w ziemi na żywca.
Będzie to kara za to, że kiedyś się z nią kolegowałam.
Pomyśleć, że ją lubiłam. Sakura, jesteś tępa jak scyzoryk.
- Tak. Pomijając fakt, że
Chris uchlał się jak trup. Nawet nie był w stanie mnie poznać,
kiedy was przyłapałam, bo praktycznie spał. Zastanawiając
się dłużej... musiało ci być ciężko robić wszystko samej. -
Śmieję się krótko.
- No wiesz, rozebranie go i
te sprawy. - Dopowiadam, kiedy zauważam, że mnie nie rozumie.
- Naruto będzie mój. -
Mówi szybko i odchodzi. W sumie to prawie trucht,
jakby się tak głębiej zastanawiać. Jestem zadowolona, bo udało mi się
jej dogryźć. Uzumaki zaprosił mnie na bal. Dzień można uznać za
udany. Mam teraz świetny humor, czuję się taka... lekka i
szczęśliwa. Słyszę dzwonek, więc z wielkim grymasem na twarzy idę na lekcje.
***
Zmierzam właśnie w stronę
wyjścia ze szkoły. Moje dwie walnięte przyjaciółki musiały
zostać po lekcjach, dlaczego? Dzisiaj na chemii robiliśmy
eksperymenty. Pracowaliśmy w grupach. Ino i Saki dobrały się
razem, a że nie było dzisiaj Sasuke to do mnie dołączył Uzumaki.
Byłam z tego powodu zadowolona, bo lubię spędzać z nim czas. Wcale tego nie ukrywam.
Porozmawialiśmy sobie trochę i było naprawdę fajnie. Wracając do chemii.
Saki, która oczywiście nie ma mózgu, bo po co on jej potrzebny?
Ubzdurała sobie, że zrobi mieszankę różnych płynów. Co z tego
wyszło? Wybuch. Ino, która oczywiście jest niewinna i próbowała
odwieść ją od tego pomysłu musi ponieść konsekwencje.
Nauczycielka była kurewsko zła. Miejmy nadzieję, że jej
przejdzie.
- Sakura! - Słyszę za
sobą męski głos, kiedy jestem już na dworze.
Czuję na sobie cieplutkie
promienie słońca. Odwracam się trochę zdezorientowana, kiedy podbiega
do mnie przystojny facet z uśmiechem na ustach.
- Scott? Stało się coś?
- Pytam uśmiechając się.
- Nie, skończyłem lekcje
i chciałbym cię odprowadzić do domu. Oczywiście jeżeli nie masz
nic przeciwko. - Posyła mi słodki uśmiech.
Lubię Scotta, naprawdę.
To inteligentny, zabawny i czarujący facet. Szkoda, że jego siostra
to zeszmacona diablica w ludzkim ciele.
- Okay. - Odpowiadam
krótko.
- Serio? - Dopytuje zmieszany.
- Pewnie, czemu nie? -
Wzruszam ramionami.
Scott posyła mi słodki
uśmiech. Mój dom jest niedaleko od szkoły, jakieś piętnaście
minut stąd. Scott mieszka pięć minut drogi dalej ode mnie.
- Wiesz Sakura? Chciałbym
cię przeprosić.
Śmieję się, a chłopak patrzy na mnie
zdezorientowany. Chyba należą mu się wyjaśnienia.
- Sorki, ale przepraszasz
mnie już drugi raz. Znowu chodzi o Aurorę? - Pytam.
- Nie, tym razem chcę
przeprosić za siebie. Na imprezie wypiłem dość dużo i mam
wrażenie, że powiedziałem ci coś głupiego albo niestosownego. - Tłumaczy.
- Nie pamiętasz?
- Szczerze mówiąc to
słabo. - Widzę jego malutki uśmiech.
- Nie wyglądałeś jakbyś
był aż tak pijany. - Zauważam.
- Może tego nie
pokazywałem, ale byłem. - Stwierdza. - To jak, obraziłem cię?
- Ty? Nie, w żaden
sposób. Byłeś bardzo miły. - Uśmiecham się.
Może zachowam dla
siebie to co mi powiedział?
- To dobrze. - Wzdycha z ulgą. - Poprawiły się stosunki między tobą, a moją siostrą? -
Pyta po chwili ciszy. Śmieję się.
- No coś ty. To
zabrzmiało jak pytanie, czy kobieta może urodzić jelenia. Jeżeli
chodzi o nasze stosunki to mogłyby się pogorszyć, a nie polepszyć.
- Uśmiecham się.
- Nie mam na nią żadnego
wpływu. - Wzdycha zmęczony.
- A rodzice?
- Tak, żeby się ich
jeszcze słuchała. Robi co chce, matka użera się z nią prawie
codziennie, a ojciec cały czas pracuje.
- To bardzo dziwne. Z
ciebie taki porządny facet, a Aurora to twoje dosłowne
przeciwieństwo. Powiedz mi, jak to się mogło stać? - Scott się
śmieje.
- Kiedyś była
zupełnie inna. Wkurwia mnie fakt, że prawie każdy facet w tej
pieprzonej szkole ją miał. - Widzę jego rozgniewane spojrzenie.
Szkoda mi go, naprawdę. Kładę na jego ramieniu dłoń.
- Może kiedyś zmądrzeje.
- Posyłam mu uśmiech.
- Mam nadzieję.
- To... jak tam szkolna
drużyna? - Próbuję zmienić temat. Scott patrzy na mnie z
uśmiechem. No, przynajmniej udało mi się go rozbawić, a to było
moim celem.
- No co? - Pytam.
- Jesteś słodka. -
Stwierdza.
- Ja?
- Przecież drużyna nie
obchodzi cię nawet w najmniejszym stopniu, a jeżeli byłaś
kiedykolwiek na jakimś meczu to tylko po to, żeby pooglądać
facetów. - Tłumaczy.
- No dobrze, przyłapałeś
mnie. - Posyłam mu uśmiech. - Chciałam zmienić temat.
- Wiesz w ogóle cokolwiek
o sporcie w naszej szkole? - Pyta.
- Nie do końca. - Kiwam
przecząco głową.
- A chcesz się
dowiedzieć?
- Pewnie, czemu nie. -
Uśmiecham się.
- Na początek. Gramy w
rugby, albo lacrosse. Bardziej jestem za tym drugim sportem. -
Uśmiecha się, bo z mojego spojrzenia wyczytuje, że nie wiem o czym
on do mnie mówi.
- Wytłumacz mi na czym to
polega. - Mówię.
- Rugby traktujemy jako
coś dodatkowego. W lacrosse gramy z innymi drużynami spoza naszej
szkoły. To co musisz wiedzieć to to, że biegamy z kijkami, które
na końcu mają siateczki. Łapiemy w nie piłkę i rzucamy do bramki
przeciwnej drużyny.
- I tyle? - Pytam
zaskoczona.
- No tak, a czego się
spodziewałaś? Latających pocisków, ruchomych piasków,
kosmicznych statków? - Pyta z uśmiechem.
- Nie no, nie aż tak. -
Uśmiecham się.
- Mogę cię o coś
spytać?
- Pewnie, o co chodzi? -
Mówię z uśmiechem.
- Masz zamiar wrócić do
Chrisa?
- Nie, z mojej strony
wszystko skończone. - Odpowiadam. - Czemu o to pytasz?
- Z ciekawości. Wydaje mi
się, że on wciąż coś do ciebie czuje.
- Niewykluczone, ale jak
już powiedziałam. Nieważne co zrobi, nie wrócę do niego.
- Nie dziwi mnie to, po
tym jak cię potraktował. - Stwierdza.
- Nie byłabym w stanie zaufać mu drugi raz. - Przyznaję. - Dzięki za
odprowadzenie. - Mówię z uśmiechem, kiedy dochodzimy pod mój dom.
- Nie ma za co. To była
przyjemność. - Widzę jego słodki uśmiech.
Zbliża się do mnie i
całuje w policzek. Ten gest mocno mnie dziwi. Nigdy nie żegnał się
ze mną w ten sposób, więc jestem zaskoczona.
- Do zobaczenia. - Mówi i
odchodzi.
- Na razie. - Odpowiadam, zmierzając w stronę domu. Otwieram drzwi i od razu czuję piękny zapach. Zapewne ciocia
upichciła coś pysznego.
- Już jestem! - Krzyczę.
- Rozbierz się, umyj ręce
i chodź na obiad! - Słyszę krzyk.
Zachodzę do łazienki i
wypełniam rozkaz, a potem kieruję się do kuchni. Widzę przy
kuchence krzątającą się ciocię, ten widok wzbudza we mnie dziwną
radość. Na moje usta wkrada się uśmiech. Jest taka podobna do
mamy... w końcu były siostrami, można powiedzieć, że wciąż
nimi są. To, że moja mama umarła nie oznacza, że ciocia nie ma
siostry, wręcz przeciwnie. Ma ją, ale nie może jej zobaczyć,
przytulić, nie może z nią porozmawiać, ani się spotkać.
- Kochanie, jesteś jakaś
nieobecna. Coś się stało? Siadaj do stołu, zrobiłam Spaghetti.
Nie miałam czasu na wymyślenie czegoś lepszego. - Uśmiecha się
ciepło. Odwzajemniam ten gest i siadam do stołu.
- W twoim wykonaniu
wszystko smakuje pysznie. - Stwierdzam, kiedy ciocia stawia przede
mną talerz.
- Nie przesadzaj
dziecinko. - Uśmiecha się i siada naprzeciwko mnie ze swoim
talerzem.
- Mówię serio. - Próbuję
makaronu z sosem. Pyszne, ciocia robi najlepszy sos pomidorowy na
całym świecie.
- Coś się stało? -
Pyta.
- Czemu tak sądzisz?
- Tak jak mówiłam,
jesteś kochanie jakaś nieobecna. - Uśmiecha się.
- Wszystko w porządku.
- Skoro tak mówisz to ci
wierzę.
- Ciociu? - Nie wiem, czy
powinnam zaczynać takie rozmowy, ale ciekawi mnie odpowiedź na
pytanie, które zamierzam zadać.
- Słucham dziecinko.
- My... to znaczy...
dlaczego musieliśmy przeprowadzić się do Ameryki i... dlaczego nie
pojechali z nami rodzice? - Ciocia głęboko wzdycha.
- Dorosłaś kochanie i
zaczynasz zadawać coraz więcej pytań. - Mimo wszystko na jej
ustach widoczny jest uśmiech.
- Nie chcesz... nie chcesz
to nie odpowiadaj. - Mówię z trudem. Rozdrapywanie starych ran
cholernie boli, ale muszę wiedzieć, dlaczego?
- Nie kochanie, to nie
jest tajemnicą. Posłuchaj, nasza rodzina... jest bardzo ważna.
Tam, skąd pochodzimy, jesteśmy najważniejsi. Nie odbierz tego źle,
nie chodzi tutaj o wywyższanie się. Nie mogę ci tego lepiej
wytłumaczyć. To tak, jakbyś pochodziła z królewskiej rodziny,
rozumiesz? - Kiwam głową w geście zrozumienia, nie chcę jej
przerywać, więc nic nie mówię. Tylko słucham.
- No dobrze. Jeszcze jak
żyli twoi rodzice, mój szwagier, a twój tata, piastował tam
najwyższe stanowisko. Zresztą twoja mama również. Niestety mieli
wrogów, którzy chcieli się ich pozbyć za wszelką cenę. Bali
się, że może się coś stać ich malutkiej córeczce, dlatego
poprosili mnie, żebym z tobą wyjechała. Zrobiłam to. Twoi rodzice
mieli do nas dojechać, ale jak sama wiesz... nigdy się tak nie
stało.
Wchłaniam te wszystkie
informacje jak gąbka. Jest mi cholernie przykro. W tym momencie moje
serce przepełnia wielki żal i smutek. Nie chce mi się płakać,
chyba wypłakałam już wszystko, kiedy byłam mniejsza.
- To w takim razie co się
z nimi stało? Mówiłaś, że mieli wypadek. - Kontynuuję temat.
- To prawda. Te zdarzenie
było bardzo tajemnicze. Policja oczywiście stwierdziła, że twój
tata stracił panowanie nad kierownicą i wjechał samochodem w
drzewo.
- Ale wy uważacie, że to
nie był przypadek, prawda? - Domyślam się dalszych słów.
Prawdopodobnie ktoś zabił moich rodziców, a ja... nie mogę nic z
tym zrobić, bo nawet nie wiem kim był ten człowiek.
- Dokładnie tak. Twój
wujek oglądał ten samochód kilkanaście razy. Odkrył, że ktoś
przeciął przewód hamulcowy i z tyłu było wgniecenie. Wyglądało
jakby ktoś specjalnie zepchnął ten samochód z drogi. Niestety nie
mogliśmy tego udowodnić, policja stwierdziła, że wgniecenie
powstało wskutek zderzenia, a przewód się zerwał ze starości.
- Czyli moi rodzice
zostali zamordowani. - Stwierdzam ze smutkiem w głosie.
- Tak uważamy, ale nie
jesteśmy na sto procent pewni.
Zamykam na chwilę oczy. W
ciemności próbuję zobaczyć twarze moich rodziców, ale nie są one zbyt wyraźne. Otwieram oczy
z pewną myślą, która niebezpiecznie krąży po mojej głowie. Chcę zemsty, chcę osobiście ukarać osobę, która zamordowała moich rodziców. Nie mogę siedzieć
bezczynnie, ale... to mi ich nie zwróci. Może lepiej tego nie
rozdrapywać? Może nie warto się w to angażować, żeby potem
cierpieć? Muszę myśleć też o cioci i wujku. Jeżeli zrobię coś
głupiego... mogę skazać ich na cierpienie.
- Posłuchaj mnie kochanie. Nie powiedziałam ci tego, żeby przyszły ci do głowy
jakieś głupie pomysły, rozumiesz? Powiedziałam ci, bo zasługujesz
na prawdę. Nie rozdrapuj starych ran, ciesz się życiem. Jesteś
jeszcze młoda i przed tobą wiele możliwości. - Stwierdza ciocia.
Mówi wszystko tak, jakby
czytała mi w myślach. Jestem zaskoczona. Zgadzam się z nią, ale
nie całkowicie. Część mnie chce pomścić rodziców, ale z
drugiej strony nie mogę. Jestem wewnętrznie rozdarta. Odgrzebywanie
tego nie zmieni przeszłości, a sprawi, że będę musiała przeżyć
ją na nowo.
- Cześć kochana
rodzinko!
Wita się wujek, który
wchodzi do kuchni i siada przy stole. Przerywa naszą rozmowę, jakoś
nie mam ochoty nawet ciągnąć tego tematu. Ciocia od razu z
uśmiechem zrywa się ze swojego miejsca i nakłada jedzenie na
talerz.
- Cześć wujku. Dzisiaj
wróciłeś jakoś wcześniej niż zwykle. - Zauważam.
- Szef stwierdził, że
bardzo się starałem w pracy i puścił mnie wcześniej. - Mówi
pełen entuzjazmu. Mój wujek ma już z czterdzieści lat, a ma
więcej energii niż niejeden nastolatek.
- Fajnie, że to docenił.
- Stwierdzam z uśmiechem. Ciocia stawia przed wujkiem talerz z
jedzeniem.
- Mmm pysznie pachnie i
wygląda. - Uśmiecha się do cioci.
- Bo takie jest. - Na
potwierdzenie moich słów nabieram na widelec makaron z sosem i
wkładam go do ust.
- Mówisz prawdę
Sakurcia. - Wujek przyznaje mi rację.
- Słuchaj Kira, szef chce
wysłać mnie na wycieczkę. Oczywiście on ją sponsoruje. Mogę
wziąć ze sobą jedną osobę. I zgadnij? Padło na ciebie! - Mówi
z uśmiechem.
- Tak? A ja to co? Pies? - Udaję obrażoną, ale nie wytrzymuję i się uśmiecham.
- Ty młoda damo masz
szkołę. - Odpowiada z uśmiechem.
- Przyda wam się
odpoczynek. - Stwierdzam.
- Nie Akio, nie ma mowy.
Nie zostawię Sakury samej. - Ciocia protestuje.
- Ach tak? Nie masz do
mnie zaufania? - Unoszę jedną brew w geście pytania.
- Broń Boże, dziecinko!
Nawet tak nie myśl, po prostu nie chcę zostawiać cię samej.
- Nic mi się przecież
nie stanie. - Próbuję ją przekonać.
Od bardzo dawna nie
wyjeżdżała z wujkiem sama. Pora to raczej zmienić. A
nawet na pewno. Nie ma opcji, żeby odmówiła, co to, to nie.
- Tak jak mówi. Nic jej
nie będzie. - Wujcio potwierdza moje słowa. Ciocia patrzy raz na
mnie, a raz na męża.
- No nie wiem...
- Jedziesz i koniec, mnie
to nie obchodzi. Jeżeli tego nie zrobisz to się na ciebie obrażę.
- Próbuję uciec się do szantażu.
- No dobrze, kiedy ta
wycieczka? - Pyta.
- No właśnie. - Wujek
drapie się po głowie i marszczy brwi. - Haczyk w tym, że jutro. -
Uśmiecha się.
- No ty sobie chyba ze
mnie żartujesz.
- Ciociu. - Upominam ją.
Wzdycha przeciągle.
- No dobrze, na ile dni? -
Zadaje kolejne pytanie.
- Dwa tygodnie. - Wujek
odpowiada jakby nigdy nic, zajadając się Spaghetti. Widzę, że
cioci się to nie podoba.
- Na pewno spędzicie
fajnie razem czas. Powspominacie miłe chwile, rozpalicie na nowo
ogień, który w was drzemie, rozbudzicie swoje zmysły, pobudzicie
namiętność... - Moje wyliczanie przerywa ciocia.
- Sakurciu, kochanie.
Naoglądałaś się jakiś filmów? Ja ci pobudzę zaraz tę twoją
namiętność. - Mówi ciocia.
- Ona jest bardzo ważna w
związku. Co żeś się uczepiła akurat namiętności? - Pytam,
oczekując satysfakcjonującej odpowiedzi.
- Ja ci dam namiętność,
za młoda jesteś. Za lekcje proszę się wziąć, a nie romansów
szukasz. - Stwierdza, a ja się śmieję.
- Oj ciociu, ty to umiesz
rozbawić człowieka. Mam osiemnaście lat, jestem już duża.
- Dla mnie wciąż jesteś
małym brzdącem, więc nie pyskuj. - Ciocia wyraźnie stwierdza
swoje stanowisko w tej sprawie. Na moje usta wkrada się uśmiech.
- Czy moja księżniczka
potrzebuje sukni na bal? - Wtrąca się wujek z uśmiechem.
- Mam pełno sukienek, na
pewno coś wybiorę.
- Kochanie, ostatnią
sukienkę kupiłaś sobie jakiś rok temu. Na pewno ten krój wyszedł
już z mody. - Stwierdza rzeczowym tonem głosu. Jestem mocno
zaskoczona.
- Od kiedy wujku znasz się
na kobiecej modzie? - Pytam z uśmiechem.
- Znam się na wielu
rzeczach, kruszynko. - Puszcza mi oczko, a ja chichoczę. Zjadam
ostatni kawałek makaronu.
- Dziękuję. - Mówię do
cioci. - Było pyszne.
- Najadłaś się? - Pyta
ciocia. - Może chcesz dokładkę?
- Żartujesz? Jestem
pełna. - Odpowiadam. - Chyba pójdę się przejść. Muszę
zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. - Uśmiecham się.
- Tylko nie wracaj późno.
- Upomina wujek. - Jeżeli chodzi o sukienkę, zostawię ci
pieniążki. - Puszcza do mnie oczko. Wiem, że nie ma się z nim o
co spierać, bo i tak wygra. Zawsze wygrywa.
- Okay. - Podchodzę do
niego i całuję go w policzek. - Dzięki. - Podchodzę do cioci i
robię to samo.
- Niedługo wrócę. -
Mówię i wychodzę z kuchni.
Zakładam buty i idę na
zewnątrz. Jest już po siedemnastej. Postanawiam iść w stronę
parku. Oddycham głęboko, ciesząc się każdym zaczerpniętym
tchem. Czyste powietrze, drzewa, ptaki, zwierzęta, zielone rośliny,
niebo, księżyc, gwiazdy. To wszystko jest takie niesamowite. Cieszę
się, mogąc to wszystko zobaczyć. Świat jest piękny. Byłby
jeszcze bardziej wspanialszym miejscem bez przemocy, chciwości,
ludzkiego zakłamania i zawiści. Niestety nie da się tego
wyeliminować, a szkoda. Mimowolnie wracam myślami do dzisiejszej rozmowy z
ciocią. Wzdycham zrezygnowana. I co powinnam zrobić z tą wiedzą?
Może inaczej. Co chcę zrobić? Właśnie, to są dwa różne
pytania. Powinnam zapomnieć o przykrych wydarzeniach z przeszłości
i zająć się teraźniejszością, a co chcę? Chcę, żeby
morderca moich rodziców zapłacił za swoją
zbrodnię. Tylko co ja mogę? Nic, przecież nie znam tak dobrze tej
sprawy, byłam wtedy jeszcze mała. Cholernie tęsknie za rodzicami.
Byli najlepsi. Dobrze, że Bóg dał mi takie wspaniałe wujostwo,
starają się jak mogą i ja to doceniam. Naprawdę. Patrzę przed
siebie. Widzę mnóstwo ludzi, którzy bez zastanowienia gdzieś
pędzą. Tacy mają naprawdę nudne życie. Żyją tylko dla pracy,
rzadko widują się z rodziną, bo po co? Ważniejsze są dla nich
pieniądze. Niech ktoś mnie zabije, jeżeli upodobnię się do tych
bezmózgich istot. Nienawidzę być taka sama jak wszyscy i nie
jestem. Zawsze mam swoje zdanie, kieruję się sercem, ale słucham
również rozumu. Ja przynajmniej go posiadam, ale znam osobę, której go brakuje, a ma na imię Aurora. Na samą myśl o niej zbiera mi się na nudności. Nikogo
innego nie lubię tak jak jej. Wspominając ją, mimowolnie przypomina mi się
Uzumaki. Jego niebieskie oczy, słodki i seksowny uśmiech, tajemniczość. To jest to, co mnie do niego przyciąga. Cholera,
znowu o nim myślę. Z każdym dniem przyłapuję się, że coraz
częściej zaprzątam sobie nim głowę. Muszę uważać, bo Aurora
ciągle na niego poluje. Nie mogę dać jej tej satysfakcji. Muszę
się z nim zaprzyjaźnić.
Perspektywa Saki;
Wchodzę do domu razem z
marudzącą Ino. Nie daje mi spokoju od większej części dnia.
- Nigdy więcej nie usiądę
z tobą na chemii. - Narzeka. - Jestem padnięta.
- Przestań, przecież nic
się takiego nie stało. - Mówię z uśmiechem. Moja przybrana
siostra patrzy na mnie z wściekłością.
- Siedziałam przez ciebie
dwie godziny w kozie, potem musiałam iść z tobą do sklepu, w
którym spędziłam bite trzy godziny! A w dodatku jutro mamy
sprawdzian z matematyki.
W głosie Ino można łatwo wyczuć
irytację. Zostawiamy torby w
przedpokoju, zdejmujemy buty i wchodzimy do salonu. Dziwne, nie ma tu
żadnej żywej duszy. Ino kładzie się na kanapę i głośno
wzdycha. Siadam na fotel, który jest naprzeciwko niej.
- Nikt cię nie zmuszał
iść do sklepu. - Bronię się.
Ino otwiera oczy i
przekręca głowę w moją stronę. Jej spojrzenie wyraża chęć
mordu. Na czole dziewczyny pojawia się niewielka zmarszczka.
Zwiastuje ona to, że moja siostra jest zirytowana. Nie wróży to
nic dobrego, w szczególności dla mnie.
- Och doprawdy?
- Zaczyna się. - Wzdycham
po cichutku.
- Słyszałam! Dobrze,
nikt mnie nie zmuszał. Ciekawa tylko jestem, czy gdyby ktoś ciebie
ciągnął za sobą za rękę mimo twoich protestów i w obawie, że
nie chcesz stracić dłoni, czy byś z tym kimś nie poszła. To się
nazywa w tych czasach z własnej woli?
- Posłuchaj, za chemię
przepraszam. - Unoszę dłonie w geście obrony. - No... za sklep
też. Zobaczyłam na wystawie fajną sukienkę i chciałam ją
obejrzeć, a potem... no wymknęło się to spod mojej kontroli.
Przyznaję. Kiedy jestem w jakimś sklepie, gdzie są naprawdę fajne
rzeczy... no czasami mnie ponosi. - Uśmiecham się niewinnie. Ino
głośno wzdycha.
- Wybaczam. - Odzywa się
po chwili i zamyka oczy.
- Kochana jesteś. -
Mówię, żeby się podlizać.
Następuje między nami
chwilowa cisza. Nic nie słychać oprócz naszych zmęczonych
oddechów i dźwięków samochodów na dworze. Przysłuchuję się
bardziej. Gdzieś w oddali słyszę kłótnię sąsiadów...
- Saki! - Przerywa mi Ino.
- Co? Czemu się tak
wydzierasz?
- Słuchasz mnie w ogóle?
- Pyta.
No właśnie, co ona
mówiła? Nie słuchałam. Zapewne jakieś głupoty, tak jak zawsze.
- Emm, no tak. - Uśmiecham
się.
- Tak? To co mówiłam? -
Pyta pewna swojej wygranej.
- No dobra, tak naprawdę
cię nie słuchałam, ale to nie z mojej winy. Wciąż nie mogę
przyzwyczaić się do swoich nowych umiejętności, sorki. Naprawdę
robię to nieświadomie. - Moja wypowiedź sprawia, że na usta Ino
wkrada się malutki uśmieszek.
- Tak, ja też jeszcze mam
z tym problem. - Podziela moje zdanie.
- No wiesz... w końcu
mamy je od niedawna. - Uśmiecham się.
- Dokładnie.
- To o czym mówiłaś? -
Pytam zaciekawiona.
- Mówiłam, że to bardzo
dziwne, że chłopaków jeszcze nie ma w domu. - Mówi podejrzliwie.
- Sądzisz...
Nie
dokańczam mojej wypowiedzi, bo słyszę trzask drzwi.
Obie z Ino podskakujemy
jak oparzone. Słychać jak ktoś szybko biegnie na górę i trzaska
kolejnymi drzwiami. Patrzę na Ino w lekkim szoku. Jej wzrok jest
skierowany na moją osobę. Marszczy brwi, próbując uświadomić
sobie, co się przed chwilą stało.
- Co to było? - Pytam
wciąż trochę zdziwiona.
- Mnie pytasz? - Po chwili
dochodzi do nas dźwięk skrzypiących drzwi.
- Sasuke? To ty? - Krzyczy
Ino.
- Tak. - Odpowiada
zmarnowany wchodząc do salonu.
Klepie Ino w nogi, żeby
je posunęła. Opada zmęczony na kanapę i przeciera twarz dłońmi.
Patrzymy na niego wyczekująco.
- No? Co się stało? -
Pytam.
- Skoro ty jesteś tutaj,
to osobnikiem, który wszedł na górę był Naruto. - Dopowiada Ino.
- Za co się tak oburzył?
Podejrzewam, że jest zdenerwowany. - Stwierdzam i wstaję z fotela.
Sasuke na mnie patrzy.
- Gdzie idziesz? - Pyta.
- Do niego. - Odpowiadam
kierując się do korytarza na schody.
- Poczekaj, daj mu
ochłonąć! - Krzyczy za mną, ale to ignoruję.
Wchodzę na górę i idę
prosto do pokoju Naruto. Słyszę głośną muzykę. Otwieram drzwi.
Naruto jest bez podkoszulki, w samych szortach. Podciąga się na
drążku, jest cholernie wkurzony, widać to po nim.
- Co się stało?! -
Przekrzykuję muzykę.
- Saki, proszę cię. Daj
mi spokój. Jestem zdenerwowany i mógłbym powiedzieć ci coś
niemiłego. Spytaj Sasuke, mi nie chce się o tym rozmawiać. - Mówi
to, kiedy zeskakuje z drążka. Postanawiam go posłuchać. Wiem, że
w takim stanie nie nadaje się do rozmowy.
- Okay. - Odpowiadam i
kieruję się z powrotem na dół.
Wchodzę do salonu i
siadam na swoje wcześniejsze miejsce.
- Powiedział ci coś? -
Pyta Ino.
- Nie, a Sasuke tobie?
- Nie, zamilkł jakby
stało się coś poważnego. - Odpowiada. - Nie mogę nic z niego
wyciągnąć.
- Może łaskawie
przemówisz? Naruto kazał spytać ciebie. - Mój głos wyraża
irytację.
- Byliśmy na zebraniu, bo
Rada nas wezwała. Mamy problem... - To nie wróży nic dobrego.
~.~
Hej misie! Pora jaka jest taka jest ( zawdzięczacie ją matematyce ), ale ważne, że rozdział się pojawił :D Zachęcamy do komentowania, bo warto wyrażać swoją opinię :* Hope you like it! Paula&Patty
Rozdział świetny, tylko szkoda, że o tak późnej godzinie xD.
OdpowiedzUsuńKurczę, musicie w takim momencie kończyć xd Mam tyle pytań. Czekam jak zwykle z niecierpliwością na next. A tak przy okazji macie jakiś sprawdzian z matmy? Jak tak to powodzenia.
OdpowiedzUsuńPozdro <3
witam trochę byłem nie obecny od jakiegoś czasu i nie zaglądałem na nowy blok ale już nadrobiłem straty i bardzo mi się podoba na prawdę macie talent do takich rzeczy już nie mogę się do czekać next tak to mnie wciągnęło i spokojnie pojawią się komentarz tak jak na tamtym blogu po woli ale w górę pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziewczyny piłyście? :P
OdpowiedzUsuńCzemu miałybyśmy pić :D
UsuńSpoko rozdział, trochę mnie tu nie było :P Ale nadrobiłem. Ej przypadek akurat ze w ciągu 5 minut pojawiło się z 4 komy? Życzę weny i czekam na next'a :P
OdpowiedzUsuńRozdzia super jak każdy na e mogę się doczekać dzisiejszego. Jestem ciekawa co to za problem. I czemu Naruto był wściekły. Pozdrawiam i życzę weny Gulbiszonka.
OdpowiedzUsuń