wtorek, 4 października 2016

#4 Rozdział

- Sakurcia kochanie, wujek pytał, czy nie potrzebujesz żadnych dodatkowych pieniążków. - Mówi ciocia między kęsami naleśników.
Jemy śniadanie. Patrzy na mnie z ciepłym uśmiechem. Muszę przyznać, że jestem troszeczkę zdziwiona.
- Skąd ten pomysł? - Podnoszę wzrok na ciocię.
- Wujek mówił coś o jakimś balu. - Odpowiada.
- A skąd wujek wie o balu? - Pytam zaskoczona marszcząc przy tym brwi.
Ja mu nie mówiłam, to skąd się o tym dowiedział? Myślę, ale mój mózg z rana pracuje na niskich obrotach. Prawie niezauważalnych.
- Spotkał jakąś twoją koleżankę z klasy, która spytała go, czy idziesz na ten bal. Nie wiem jak się nazywa, ale bardzo się tym interesowała. - Stwierdza z uśmiechem. Podnoszę do góry jedną brew. Kto to mógł być? Kto aż tak bardzo interesuje się moim życiem? W głowie mam tylko jedno imię. To na pewno Aurora, ona zawsze musi o mnie wiedzieć wszystko.
- I co wujek jej powiedział? - Pytam ciekawa. Mam nadzieję, że nie udzielił jej odpowiedzi.
- Prawdę, że nie wie, czy się wybierasz. - Odpowiada.
- Mhm. - Wkładam do ust kawałek naleśnika.
- Więc?
- Co? - Jestem zdezorientowana.
Ciocia się śmieje. Uwielbiam jej śmiech, jest taki delikatny i miły. Zawsze przypomina mi głos mamy.
- Idziesz na ten bal głuptasku? - Pyta.
- Zastanawiałam się nad tym. - Stwierdzam.
- I co?
- Chciałabym pójść. - Mówię.
- Czemu wyczuwam w twojej odpowiedzi jakieś ale? - Pyta z uśmieszkiem, kiedy go widzę robi mi się ciepło na sercu.
- No... bo nie mam partnera. - Wyrzucam z siebie. Grzebię w talerzu widelcem.
- Założę się, że znajdzie się jakiś młodzieniec, który z przyjemnością zabierze cię na ten bal kochanie. - Ściska moją dłoń w geście podparcia na duchu.
- Ciociu? - Pytam nieśmiało.
- Słucham kochanie? - Mówi ciepło.
- Zastanawiałam się... no... no wiesz... czy... przypadkiem... Głupio by wyszło, gdybym to ja kogoś zaprosiła na ten bal? - Pytam w końcu.
- No wiesz kochanie, za moich czasów to mężczyźni zapraszali kobiety na bale. Jestem już stara i nie wiem jak to się odbywa w dzisiejszych czasach. - Uśmiecha się.
- Chyba w ten sam sposób. - Mruczę pod nosem.
Wiedziałam, że byłoby dziwnie, gdybym to ja zaprosiła Uzumakiego. Ciocia ma rację, nie zamierzam robić z siebie błazna. Jak zechce to sam mnie zaprosi.
- Nie martw się tym rybeczko, na pewno ktoś cię jeszcze zaprosi.
Podnoszę się z krzesła i całuję kobietę w ciepły policzek.
- Masz rację ciociu, do zobaczenia. - Mówię z uśmiechem. Chwytam torbę i zarzucam ją na ramię. Po chwili wychodzę z domu.

Perspektywa Naruto;
- Zgłupiałeś?! - Krzyczy na mnie Sasuke.
Jesteśmy już w szkole i stoimy przy mojej szafce. W sumie czekam na Haruno. Patrzę na Sasuke morderczym wzrokiem.
- Nie. - Rzucam.
- Tobie do końca odbiło! Nie możesz tego zrobić! - Patrzy na mnie gniewnym wzrokiem. Mało mnie to obchodzi.
- Mogę robić wszystko co chcę. - Stwierdzam. Sasuke kręci głową z niedowierzaniem.
- To jest twój bunt, prawda? - Pyta w końcu.
- Może. - Mówię obojętnie.
- Przez ciebie będzie potem cierpiała. - Stwierdza.
- Daj spokój, chcę zaprosić ją tylko na bal. Poza tym i tak wybiera się na to gówno, żeby lepiej jej pilnować to na wszelki wypadek wolę być blisko niej. Łapiesz? - Odpowiadam na jego zarzuty.
- Jestem pewien, że dla niej to nie będzie tylko bal. - Unoszę do góry jedną brew. Jestem zaskoczony jego słowami. Co on, kurwa, ma na myśli?
- To znaczy? - Pytam w końcu. Widzę, że Sasuke jest zażenowany.
- Nie wciskaj mi kitu, że tego nie zauważyłeś. - Kręci głową z niedowierzaniem.
- Nie zauważyłem czego? - Pytam zirytowany i wkurwiony. Sasuke wzdycha.
- Podobasz się jej. Tak jak każdej. - Odpowiada.
Sens jego słów dociera do mnie po paru minutach. Nie... na pewno nie. Nie mogę podobać się Haruno, bo to jest pewne, że bym ją skrzywdził. To jest jedyna osoba na świecie, do której Rada nie pozwoliła mi się zbliżać.
- Nigdy więcej tego nie mów. - Syczę przez zęby.
- Bo co? Boisz się, że się zakochasz? Uważasz się za potwora. Myślisz, że zmiękniesz? Wiesz co? Twój brat to prawdziwy demon w porównaniu do ciebie.
Kpi ze mnie. Szybkim ruchem chwytam go oburącz za kołnierz jego bluzki i przyciskam Sasuke do szafek. Chłopak bezczelnie się uśmiecha.
- Sam wiesz, że ode mnie najlepiej trzymać się z daleka. Ściągam na ludzi śmierć i cierpienie. Może sam się w niej zakochałeś, co Sasuke? A po drugie, jakim prawem wspominasz o tym pieprzonym śmieciu. - Syczę.
- Przestań pieprzyć głupoty! To jest zły pomysł, że chcesz z nią iść na bal.
- Sugerujesz coś? - Mocniej przyciskam go do szafek. 
- Na razie sugeruję ci, żebyś się trochę uspokoił i mnie puścił. Ludzie się gapią. 
Oglądam się bardzo dyskretnie. Ma rację, jesteśmy widowiskiem. Puszczam go i trochę się od niego odsuwam. Sasuke poprawia bluzkę.
- Czemu denerwuje cię fakt, że się jej podobasz? Czujesz coś do niej i boisz się, że to może wyjść na jaw? - Dogryza mi.
- Pozwalasz sobie na zbyt wiele. - Syczę przez zęby.
- Ktoś ci w końcu musi uświadomić, że jesteś zdolny do miłości i nie powinieneś jej odpychać. - Próbuje mnie przekonać.
- Nie zasługuję na nikogo, tym bardziej na nią. Poza tym, zastanów się co mówisz. - Odpowiadam.
Sasuke się nie myli, ta dziewczyna... ma w sobie coś, co mnie do niej przyciąga. Z drugiej jednak strony, jeżeli ją do siebie dopuszczę... będę słaby. Ona stanie się moją słabością. Stanie się jedyną osobą, która może mnie zniszczyć. Mimo, że krótko się znamy to Haruno mi się spodobała. Nie chodzi mi tutaj tylko o jej seksowny wygląd. Jest troskliwa, zabawna, mądra i słodka. Na pewno mógłbym wymienić jeszcze więcej jej zalet, gdybym ją lepiej znał. Oczywiście ma też kilka wad, jak każdy człowiek. Szanuję ją chociażby z tego względu, że nie pcha mi się do łóżka. To mnie w niej pociąga, jest niedostępna.
- Ziemia do Naruto. - Sasuke macha przed moją twarzą dłonią, przywracając mnie tym samym do rzeczywistości.
- Czego. - Warczę.
- Wiesz stary? Czasami mógłbyś być dla mnie milszy, zresztą nieważne. Przyzwyczaiłem się do twojej porywczości i do tego, że bardzo łatwo wyprowadzić cię z równowagi. - Daje mi kazanie.
- Chyba nie o tym chciałeś mówić. - Odgryzam się.
- Masz rację. - Uśmiecha się. - Powiedziałeś, że na nią nie zasługujesz. Mylisz się młotku. Właśnie ty, jako jeden z nielicznych masz prawo przy niej być. Czy ty jesteś świadomy tego, z jakiej pochodzisz rodziny? - Pyta. Posyłam mu zażenowane spojrzenie.
- Oświeć mnie kurwa. - Kpię z niego.
- No dobrze, może głupie pytanie. To co chcę ci powiedzieć... gwarantuję ci, że jeśli Sakura dowie się kim naprawdę jest... zaręczam ci, że będziesz miał wielu rywali.
- Wiesz? Może powiedziałeś to nieumyślnie, ale w jednym masz rację. - Uśmiecham się zwycięsko.
- W czym? - Pyta zaskoczony.
- Jeśli Sakura dowie się prawdy. - Tłumaczę, Sasuke wzdycha.
- Wiedziałem, wcale nie zamierzasz jej tego powiedzieć.
- Jeszcze się nad tym zastanawiam, ale bardziej jestem za tym, żeby zachować to dla siebie. - Puszczam do niego oczko i zamykam szafkę. Idę w kierunku łazienek.
- To twoja specjalna zemsta dla nich, prawda? - Krzyczy za mną.
- Może. - Odpowiadam.
- Zaprosisz ją na ten bal? - Sasuke nie odpuszcza.
- Może. - Odkrzykuję.
- Dupek. - Słyszę to bardzo dokładnie, ale nic już nie odpowiadam.

Perspektywa Sakury;
Otwieram moją przeklętą szafkę, chyba muszę zgłosić w sekretariacie, że się zacina. Patrzę w plan. Pierwszy mam Angielski. Wyjmuję książkę i zeszyt do tego przedmiotu i trzaskam szafką. Chwytam się za klatkę piersiową i zamykam oczy z przerażenia, kiedy widzę obok siebie uśmiechniętego Uzumakiego. Biorę głęboki wdech i powoli wypuszczam powietrze. Straszenie mnie to chyba jego nowe, ulubione zajęcie. Otwieram oczy i na niego patrzę.
- Auć. - Robi skrzywioną minę. - Co ci zrobiła ta biedna szafka Haruno? - Widzę jego seksowny półuśmieszek.
- Musisz przestać to robić. - Stwierdzam.
- Co? Rozmawiać z tobą? - Pyta z zadziornym uśmieszkiem.
- Nie. Znaczy... nie chodziło mi o to. - Cholera, chyba nerwy biorą nade mną górę. Słyszę cichy i bardzo krótki śmiech.
- Aż tak lubisz ze mną rozmawiać? - Pyta z uśmieszkiem.
To jest moja szansa.
- Nie zaprzeczę ani nie potwierdzę.
- Czyli mam się domyślić. - Prycha rozbawiony.
- Nie no, jesteś spoko. Mogę nawet powiedzieć, że się zmieniłeś i nie jesteś już tak wkurzający jak kiedyś. - Uśmiecham się. Na ustach Uzumakiego również widzę uśmiech.
- Co byś powiedziała, gdybym zaprosił cię na... bal? - Pyta i patrzy w moje oczy. Mrugam kilka razy. Czy on mnie właśnie zaprasza? A może się tylko przesłyszałam?
- Umm... ekhem... mam to traktować jak zaproszenie? - Mój głos wyraża zdezorientowanie.
- A chciałabyś? 
- Czemu o to pytasz?
- Po prostu odpowiedz na pytanie. Chciałabyś, żebym cię zaprosił? - Pyta zniecierpliwiony. Widzę na jego ustach seksowny półuśmieszek. Odnoszę wrażenie, że Uzumaki ze mnie kpi, ale nie mam pewności.
- Drwisz sobie ze mnie? - Odpowiadam mu pytaniem. Uzumaki naprawdę zachowuje się dziwnie. Te jego nagłe zmiany zachowania wprawiają mnie w zdezorientowanie.
- Nie śmiałbym sobie z ciebie kpić. - Widzę jak w jednej chwili z rozbawionego, seksownego i zadziornego podrywacza zmienia się w poważnego człowieka.
- Więc czemu normalnie mnie nie zaprosisz? - Pytam.
- Chcę się upewnić, czy nie wyjdę na kretyna.
- Uzumaki, skończ tą swoją gierkę i jak chcesz mnie zaprosić to po prostu to zrób.
Wzdycham zniecierpliwiona i odrobinę zirytowana. Zamiast zwyczajnie zaprosić mnie na bal, Naruto gra w gierki. Widzę jak na jego ustach znowu pojawia się zadziorny uśmieszek.
- Okay, księżniczko. Nie denerwuj się tak, bo to podobno szkodzi urodzie. Przewracam oczami. Ma cholernie częste wahania nastroju. Mogłabym go z tym porównać do baby w ciąży.
- Więc? - Pytam. Uzumaki trochę się ode mnie odsuwa.
- To jak? Chcesz iść ze mną na ten bal? - Nieznacznie się uśmiecha.
Z nieznanego powodu moje serce bije szybciej niż powinno. Zupełnie jakby zostało naładowane speed force i byłoby tak szybkie jak Barry Allen.
- Chętnie. - Odpowiadam.
Jestem zaskoczona, że mój głos zabrzmiał bardzo pewnie. Uśmiecham się zwycięsko. Aurora może się pieprzyć. Do akcji wkracza Sakura Haruno.
- Więc masz już partnera. - Stwierdza.
- A ty partnerkę. - Dopowiadam.
- Na to wychodzi. - Puszcza mi oczko.
- Do zobaczenia Haruno. - Odwraca się i idzie przed siebie.
Ten facet ma w sobie coś takiego, co intensywnie na mnie oddziałuje. Zamyślona opieram się plecami o szafki. Obejmuję książki ramionami i przyciskam je do mojego ciała. Zamykam oczy i biorę głęboki wdech. Powoli wypuszczam powietrze z płuc, aby uspokoić moje natrętnie szybko bijące serduszko. Oblizuję usta i się uśmiecham. Czuję na sobie czyiś wzrok, dlatego odwracam głowę w prawo... i nic. Patrzę teraz w lewo... jest. To ona. Mój wróg numer jeden. Jest najwyraźniej zazdrosna. Uśmiecham się zwycięsko do Aurory, a ona obrzuca mnie zawistnym spojrzeniem. Nie może znieść myśli, że nie udało się jej poderwać Uzumakiego. Muszę pamiętać o tym, że to osoba, która potrafi nieźle zaleźć za skórę i umie knuć nawet dobre intrygi. Widzę, że idzie w moim kierunku. Kręcę głową z uśmiechem.
- Nie myśl, że wygrałaś, szmato. - Mówi z uśmiechem pełnym jadu.
Ta debilka najwyraźniej myśli, że chcę być z Uzumakim. Nie będę wyprowadzała jej z tego błędu. Niech dalej sobie tak myśli.
- Obie wiemy, że to określenie należy do ciebie. Nie śmiałabym tobie odbierać tego tytułu. - Uśmiecham się. 
W moim głosie słychać kpinę. Widzę, że Aurora zaciska szczękę.
- Pamiętaj, ja zawsze wygrywam. Nie ważne co. Jednego chłopaka ci odebrałam. Chyba wiesz, że jestem zdolna zrobić to ponownie. - Uśmiecha się fałszywie.
Zabijcie mnie tępym narzędziem, żebym umierała w bólu i zakopcie w ziemi na żywca. Będzie to kara za to, że kiedyś się z nią kolegowałam. Pomyśleć, że ją lubiłam. Sakura, jesteś tępa jak scyzoryk.
- Tak. Pomijając fakt, że Chris uchlał się jak trup. Nawet nie był w stanie mnie poznać, kiedy was przyłapałam, bo praktycznie spał. Zastanawiając się dłużej... musiało ci być ciężko robić wszystko samej. - Śmieję się krótko.
- No wiesz, rozebranie go i te sprawy. - Dopowiadam, kiedy zauważam, że mnie nie rozumie.
- Naruto będzie mój. - Mówi szybko i odchodzi. W sumie to prawie trucht, jakby się tak głębiej zastanawiać. Jestem zadowolona, bo udało mi się jej dogryźć. Uzumaki zaprosił mnie na bal. Dzień można uznać za udany. Mam teraz świetny humor, czuję się taka... lekka i szczęśliwa. Słyszę dzwonek, więc z wielkim grymasem na twarzy idę na lekcje.

***

Zmierzam właśnie w stronę wyjścia ze szkoły. Moje dwie walnięte przyjaciółki musiały zostać po lekcjach, dlaczego? Dzisiaj na chemii robiliśmy eksperymenty. Pracowaliśmy w grupach. Ino i Saki dobrały się razem, a że nie było dzisiaj Sasuke to do mnie dołączył Uzumaki. Byłam z tego powodu zadowolona, bo lubię spędzać z nim czas. Wcale tego nie ukrywam. Porozmawialiśmy sobie trochę i było naprawdę fajnie. Wracając do chemii. Saki, która oczywiście nie ma mózgu, bo po co on jej potrzebny? Ubzdurała sobie, że zrobi mieszankę różnych płynów. Co z tego wyszło? Wybuch. Ino, która oczywiście jest niewinna i próbowała odwieść ją od tego pomysłu musi ponieść konsekwencje. Nauczycielka była kurewsko zła. Miejmy nadzieję, że jej przejdzie.
- Sakura! - Słyszę za sobą męski głos, kiedy jestem już na dworze.
Czuję na sobie cieplutkie promienie słońca. Odwracam się trochę zdezorientowana, kiedy podbiega do mnie przystojny facet z uśmiechem na ustach.
- Scott? Stało się coś? - Pytam uśmiechając się.
- Nie, skończyłem lekcje i chciałbym cię odprowadzić do domu. Oczywiście jeżeli nie masz nic przeciwko. - Posyła mi słodki uśmiech.
Lubię Scotta, naprawdę. To inteligentny, zabawny i czarujący facet. Szkoda, że jego siostra to zeszmacona diablica w ludzkim ciele.
- Okay. - Odpowiadam krótko.
- Serio? - Dopytuje zmieszany.
- Pewnie, czemu nie? - Wzruszam ramionami.
Scott posyła mi słodki uśmiech. Mój dom jest niedaleko od szkoły, jakieś piętnaście minut stąd. Scott mieszka pięć minut drogi dalej ode mnie.
- Wiesz Sakura? Chciałbym cię przeprosić. 
Śmieję się, a chłopak patrzy na mnie zdezorientowany. Chyba należą mu się wyjaśnienia.
- Sorki, ale przepraszasz mnie już drugi raz. Znowu chodzi o Aurorę? - Pytam.
- Nie, tym razem chcę przeprosić za siebie. Na imprezie wypiłem dość dużo i mam wrażenie, że powiedziałem ci coś głupiego albo niestosownego. - Tłumaczy.
- Nie pamiętasz?
- Szczerze mówiąc to słabo. - Widzę jego malutki uśmiech.
- Nie wyglądałeś jakbyś był aż tak pijany. - Zauważam.
- Może tego nie pokazywałem, ale byłem. - Stwierdza. - To jak, obraziłem cię?
- Ty? Nie, w żaden sposób. Byłeś bardzo miły. - Uśmiecham się. 
Może zachowam dla siebie to co mi powiedział? 
- To dobrze. - Wzdycha z ulgą. - Poprawiły się stosunki między tobą, a moją siostrą? - Pyta po chwili ciszy. Śmieję się.
- No coś ty. To zabrzmiało jak pytanie, czy kobieta może urodzić jelenia. Jeżeli chodzi o nasze stosunki to mogłyby się pogorszyć, a nie polepszyć. - Uśmiecham się.
- Nie mam na nią żadnego wpływu. - Wzdycha zmęczony.
- A rodzice?
- Tak, żeby się ich jeszcze słuchała. Robi co chce, matka użera się z nią prawie codziennie, a ojciec cały czas pracuje.
- To bardzo dziwne. Z ciebie taki porządny facet, a Aurora to twoje dosłowne przeciwieństwo. Powiedz mi, jak to się mogło stać? - Scott się śmieje.
- Kiedyś była zupełnie inna. Wkurwia mnie fakt, że prawie każdy facet w tej pieprzonej szkole ją miał. - Widzę jego rozgniewane spojrzenie. Szkoda mi go, naprawdę. Kładę na jego ramieniu dłoń.
- Może kiedyś zmądrzeje. - Posyłam mu uśmiech.
- Mam nadzieję.
- To... jak tam szkolna drużyna? - Próbuję zmienić temat. Scott patrzy na mnie z uśmiechem. No, przynajmniej udało mi się go rozbawić, a to było moim celem.
- No co? - Pytam.
- Jesteś słodka. - Stwierdza.
- Ja?
- Przecież drużyna nie obchodzi cię nawet w najmniejszym stopniu, a jeżeli byłaś kiedykolwiek na jakimś meczu to tylko po to, żeby pooglądać facetów. - Tłumaczy.
- No dobrze, przyłapałeś mnie. - Posyłam mu uśmiech. - Chciałam zmienić temat.
- Wiesz w ogóle cokolwiek o sporcie w naszej szkole? - Pyta.
- Nie do końca. - Kiwam przecząco głową.
- A chcesz się dowiedzieć?
- Pewnie, czemu nie. - Uśmiecham się.
- Na początek. Gramy w rugby, albo lacrosse. Bardziej jestem za tym drugim sportem. - Uśmiecha się, bo z mojego spojrzenia wyczytuje, że nie wiem o czym on do mnie mówi.
- Wytłumacz mi na czym to polega. - Mówię.
- Rugby traktujemy jako coś dodatkowego. W lacrosse gramy z innymi drużynami spoza naszej szkoły. To co musisz wiedzieć to to, że biegamy z kijkami, które na końcu mają siateczki. Łapiemy w nie piłkę i rzucamy do bramki przeciwnej drużyny.
- I tyle? - Pytam zaskoczona.
- No tak, a czego się spodziewałaś? Latających pocisków, ruchomych piasków, kosmicznych statków? - Pyta z uśmiechem.
- Nie no, nie aż tak. - Uśmiecham się.
- Mogę cię o coś spytać?
- Pewnie, o co chodzi? - Mówię z uśmiechem.
- Masz zamiar wrócić do Chrisa?
- Nie, z mojej strony wszystko skończone. - Odpowiadam. - Czemu o to pytasz?
- Z ciekawości. Wydaje mi się, że on wciąż coś do ciebie czuje.
- Niewykluczone, ale jak już powiedziałam. Nieważne co zrobi, nie wrócę do niego.
- Nie dziwi mnie to, po tym jak cię potraktował. - Stwierdza. 
- Nie byłabym w stanie zaufać mu drugi raz. - Przyznaję. - Dzięki za odprowadzenie. - Mówię z uśmiechem, kiedy dochodzimy pod mój dom.
- Nie ma za co. To była przyjemność. - Widzę jego słodki uśmiech.
Zbliża się do mnie i całuje w policzek. Ten gest mocno mnie dziwi. Nigdy nie żegnał się ze mną w ten sposób, więc jestem zaskoczona.
- Do zobaczenia. - Mówi i odchodzi.
- Na razie. - Odpowiadam, zmierzając w stronę domu. Otwieram drzwi i od razu czuję piękny zapach. Zapewne ciocia upichciła coś pysznego.
- Już jestem! - Krzyczę.
- Rozbierz się, umyj ręce i chodź na obiad! - Słyszę krzyk.
Zachodzę do łazienki i wypełniam rozkaz, a potem kieruję się do kuchni. Widzę przy kuchence krzątającą się ciocię, ten widok wzbudza we mnie dziwną radość. Na moje usta wkrada się uśmiech. Jest taka podobna do mamy... w końcu były siostrami, można powiedzieć, że wciąż nimi są. To, że moja mama umarła nie oznacza, że ciocia nie ma siostry, wręcz przeciwnie. Ma ją, ale nie może jej zobaczyć, przytulić, nie może z nią porozmawiać, ani się spotkać.
- Kochanie, jesteś jakaś nieobecna. Coś się stało? Siadaj do stołu, zrobiłam Spaghetti. Nie miałam czasu na wymyślenie czegoś lepszego. - Uśmiecha się ciepło. Odwzajemniam ten gest i siadam do stołu.
- W twoim wykonaniu wszystko smakuje pysznie. - Stwierdzam, kiedy ciocia stawia przede mną talerz.
- Nie przesadzaj dziecinko. - Uśmiecha się i siada naprzeciwko mnie ze swoim talerzem.
- Mówię serio. - Próbuję makaronu z sosem. Pyszne, ciocia robi najlepszy sos pomidorowy na całym świecie.
- Coś się stało? - Pyta.
- Czemu tak sądzisz?
- Tak jak mówiłam, jesteś kochanie jakaś nieobecna. - Uśmiecha się.
- Wszystko w porządku.
- Skoro tak mówisz to ci wierzę.
- Ciociu? - Nie wiem, czy powinnam zaczynać takie rozmowy, ale ciekawi mnie odpowiedź na pytanie, które zamierzam zadać.
- Słucham dziecinko.
- My... to znaczy... dlaczego musieliśmy przeprowadzić się do Ameryki i... dlaczego nie pojechali z nami rodzice? - Ciocia głęboko wzdycha.
- Dorosłaś kochanie i zaczynasz zadawać coraz więcej pytań. - Mimo wszystko na jej ustach widoczny jest uśmiech.
- Nie chcesz... nie chcesz to nie odpowiadaj. - Mówię z trudem. Rozdrapywanie starych ran cholernie boli, ale muszę wiedzieć, dlaczego?
- Nie kochanie, to nie jest tajemnicą. Posłuchaj, nasza rodzina... jest bardzo ważna. Tam, skąd pochodzimy, jesteśmy najważniejsi. Nie odbierz tego źle, nie chodzi tutaj o wywyższanie się. Nie mogę ci tego lepiej wytłumaczyć. To tak, jakbyś pochodziła z królewskiej rodziny, rozumiesz? - Kiwam głową w geście zrozumienia, nie chcę jej przerywać, więc nic nie mówię. Tylko słucham.
- No dobrze. Jeszcze jak żyli twoi rodzice, mój szwagier, a twój tata, piastował tam najwyższe stanowisko. Zresztą twoja mama również. Niestety mieli wrogów, którzy chcieli się ich pozbyć za wszelką cenę. Bali się, że może się coś stać ich malutkiej córeczce, dlatego poprosili mnie, żebym z tobą wyjechała. Zrobiłam to. Twoi rodzice mieli do nas dojechać, ale jak sama wiesz... nigdy się tak nie stało.
Wchłaniam te wszystkie informacje jak gąbka. Jest mi cholernie przykro. W tym momencie moje serce przepełnia wielki żal i smutek. Nie chce mi się płakać, chyba wypłakałam już wszystko, kiedy byłam mniejsza.
- To w takim razie co się z nimi stało? Mówiłaś, że mieli wypadek. - Kontynuuję temat.
- To prawda. Te zdarzenie było bardzo tajemnicze. Policja oczywiście stwierdziła, że twój tata stracił panowanie nad kierownicą i wjechał samochodem w drzewo.
- Ale wy uważacie, że to nie był przypadek, prawda? - Domyślam się dalszych słów. Prawdopodobnie ktoś zabił moich rodziców, a ja... nie mogę nic z tym zrobić, bo nawet nie wiem kim był ten człowiek.
- Dokładnie tak. Twój wujek oglądał ten samochód kilkanaście razy. Odkrył, że ktoś przeciął przewód hamulcowy i z tyłu było wgniecenie. Wyglądało jakby ktoś specjalnie zepchnął ten samochód z drogi. Niestety nie mogliśmy tego udowodnić, policja stwierdziła, że wgniecenie powstało wskutek zderzenia, a przewód się zerwał ze starości.
- Czyli moi rodzice zostali zamordowani. - Stwierdzam ze smutkiem w głosie.
- Tak uważamy, ale nie jesteśmy na sto procent pewni.
Zamykam na chwilę oczy. W ciemności próbuję zobaczyć twarze moich rodziców, ale nie są one zbyt wyraźne. Otwieram oczy z pewną myślą, która niebezpiecznie krąży po mojej głowie. Chcę zemsty, chcę osobiście ukarać osobę, która zamordowała moich rodziców. Nie mogę siedzieć bezczynnie, ale... to mi ich nie zwróci. Może lepiej tego nie rozdrapywać? Może nie warto się w to angażować, żeby potem cierpieć? Muszę myśleć też o cioci i wujku. Jeżeli zrobię coś głupiego... mogę skazać ich na cierpienie.
- Posłuchaj mnie kochanie. Nie powiedziałam ci tego, żeby przyszły ci do głowy jakieś głupie pomysły, rozumiesz? Powiedziałam ci, bo zasługujesz na prawdę. Nie rozdrapuj starych ran, ciesz się życiem. Jesteś jeszcze młoda i przed tobą wiele możliwości. - Stwierdza ciocia.
Mówi wszystko tak, jakby czytała mi w myślach. Jestem zaskoczona. Zgadzam się z nią, ale nie całkowicie. Część mnie chce pomścić rodziców, ale z drugiej strony nie mogę. Jestem wewnętrznie rozdarta. Odgrzebywanie tego nie zmieni przeszłości, a sprawi, że będę musiała przeżyć ją na nowo.
- Cześć kochana rodzinko!
Wita się wujek, który wchodzi do kuchni i siada przy stole. Przerywa naszą rozmowę, jakoś nie mam ochoty nawet ciągnąć tego tematu. Ciocia od razu z uśmiechem zrywa się ze swojego miejsca i nakłada jedzenie na talerz.
- Cześć wujku. Dzisiaj wróciłeś jakoś wcześniej niż zwykle. - Zauważam.
- Szef stwierdził, że bardzo się starałem w pracy i puścił mnie wcześniej. - Mówi pełen entuzjazmu. Mój wujek ma już z czterdzieści lat, a ma więcej energii niż niejeden nastolatek.
- Fajnie, że to docenił. - Stwierdzam z uśmiechem. Ciocia stawia przed wujkiem talerz z jedzeniem.
- Mmm pysznie pachnie i wygląda. - Uśmiecha się do cioci.
- Bo takie jest. - Na potwierdzenie moich słów nabieram na widelec makaron z sosem i wkładam go do ust.
- Mówisz prawdę Sakurcia. - Wujek przyznaje mi rację.
- Słuchaj Kira, szef chce wysłać mnie na wycieczkę. Oczywiście on ją sponsoruje. Mogę wziąć ze sobą jedną osobę. I zgadnij? Padło na ciebie! - Mówi z uśmiechem.
- Tak? A ja to co? Pies? - Udaję obrażoną, ale nie wytrzymuję i się uśmiecham.
- Ty młoda damo masz szkołę. - Odpowiada z uśmiechem.
- Przyda wam się odpoczynek. - Stwierdzam.
- Nie Akio, nie ma mowy. Nie zostawię Sakury samej. - Ciocia protestuje.
- Ach tak? Nie masz do mnie zaufania? - Unoszę jedną brew w geście pytania.
- Broń Boże, dziecinko! Nawet tak nie myśl, po prostu nie chcę zostawiać cię samej.
- Nic mi się przecież nie stanie. - Próbuję ją przekonać.
Od bardzo dawna nie wyjeżdżała z wujkiem sama. Pora to raczej zmienić. A nawet na pewno. Nie ma opcji, żeby odmówiła, co to, to nie.
- Tak jak mówi. Nic jej nie będzie. - Wujcio potwierdza moje słowa. Ciocia patrzy raz na mnie, a raz na męża.
- No nie wiem...
- Jedziesz i koniec, mnie to nie obchodzi. Jeżeli tego nie zrobisz to się na ciebie obrażę. - Próbuję uciec się do szantażu.
- No dobrze, kiedy ta wycieczka? - Pyta.
- No właśnie. - Wujek drapie się po głowie i marszczy brwi. - Haczyk w tym, że jutro. - Uśmiecha się.
- No ty sobie chyba ze mnie żartujesz.
- Ciociu. - Upominam ją. Wzdycha przeciągle.
- No dobrze, na ile dni? - Zadaje kolejne pytanie.
- Dwa tygodnie. - Wujek odpowiada jakby nigdy nic, zajadając się Spaghetti. Widzę, że cioci się to nie podoba.
- Na pewno spędzicie fajnie razem czas. Powspominacie miłe chwile, rozpalicie na nowo ogień, który w was drzemie, rozbudzicie swoje zmysły, pobudzicie namiętność... - Moje wyliczanie przerywa ciocia.
- Sakurciu, kochanie. Naoglądałaś się jakiś filmów? Ja ci pobudzę zaraz tę twoją namiętność. - Mówi ciocia.
- Ona jest bardzo ważna w związku. Co żeś się uczepiła akurat namiętności? - Pytam, oczekując satysfakcjonującej odpowiedzi.
- Ja ci dam namiętność, za młoda jesteś. Za lekcje proszę się wziąć, a nie romansów szukasz. - Stwierdza, a ja się śmieję.
- Oj ciociu, ty to umiesz rozbawić człowieka. Mam osiemnaście lat, jestem już duża.
- Dla mnie wciąż jesteś małym brzdącem, więc nie pyskuj. - Ciocia wyraźnie stwierdza swoje stanowisko w tej sprawie. Na moje usta wkrada się uśmiech.
- Czy moja księżniczka potrzebuje sukni na bal? - Wtrąca się wujek z uśmiechem.
- Mam pełno sukienek, na pewno coś wybiorę.
- Kochanie, ostatnią sukienkę kupiłaś sobie jakiś rok temu. Na pewno ten krój wyszedł już z mody. - Stwierdza rzeczowym tonem głosu. Jestem mocno zaskoczona.
- Od kiedy wujku znasz się na kobiecej modzie? - Pytam z uśmiechem.
- Znam się na wielu rzeczach, kruszynko. - Puszcza mi oczko, a ja chichoczę. Zjadam ostatni kawałek makaronu.
- Dziękuję. - Mówię do cioci. - Było pyszne.
- Najadłaś się? - Pyta ciocia. - Może chcesz dokładkę?
- Żartujesz? Jestem pełna. - Odpowiadam. - Chyba pójdę się przejść. Muszę zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. - Uśmiecham się.
- Tylko nie wracaj późno. - Upomina wujek. - Jeżeli chodzi o sukienkę, zostawię ci pieniążki. - Puszcza do mnie oczko. Wiem, że nie ma się z nim o co spierać, bo i tak wygra. Zawsze wygrywa.
- Okay. - Podchodzę do niego i całuję go w policzek. - Dzięki. - Podchodzę do cioci i robię to samo.
- Niedługo wrócę. - Mówię i wychodzę z kuchni.
Zakładam buty i idę na zewnątrz. Jest już po siedemnastej. Postanawiam iść w stronę parku. Oddycham głęboko, ciesząc się każdym zaczerpniętym tchem. Czyste powietrze, drzewa, ptaki, zwierzęta, zielone rośliny, niebo, księżyc, gwiazdy. To wszystko jest takie niesamowite. Cieszę się, mogąc to wszystko zobaczyć. Świat jest piękny. Byłby jeszcze bardziej wspanialszym miejscem bez przemocy, chciwości, ludzkiego zakłamania i zawiści. Niestety nie da się tego wyeliminować, a szkoda. Mimowolnie wracam myślami do dzisiejszej rozmowy z ciocią. Wzdycham zrezygnowana. I co powinnam zrobić z tą wiedzą? Może inaczej. Co chcę zrobić? Właśnie, to są dwa różne pytania. Powinnam zapomnieć o przykrych wydarzeniach z przeszłości i zająć się teraźniejszością, a co chcę? Chcę, żeby morderca moich rodziców zapłacił za swoją zbrodnię. Tylko co ja mogę? Nic, przecież nie znam tak dobrze tej sprawy, byłam wtedy jeszcze mała. Cholernie tęsknie za rodzicami. Byli najlepsi. Dobrze, że Bóg dał mi takie wspaniałe wujostwo, starają się jak mogą i ja to doceniam. Naprawdę. Patrzę przed siebie. Widzę mnóstwo ludzi, którzy bez zastanowienia gdzieś pędzą. Tacy mają naprawdę nudne życie. Żyją tylko dla pracy, rzadko widują się z rodziną, bo po co? Ważniejsze są dla nich pieniądze. Niech ktoś mnie zabije, jeżeli upodobnię się do tych bezmózgich istot. Nienawidzę być taka sama jak wszyscy i nie jestem. Zawsze mam swoje zdanie, kieruję się sercem, ale słucham również rozumu. Ja przynajmniej go posiadam, ale znam osobę, której go brakuje, a ma na imię Aurora. Na samą myśl o niej zbiera mi się na nudności. Nikogo innego nie lubię tak jak jej. Wspominając ją, mimowolnie przypomina mi się Uzumaki. Jego niebieskie oczy, słodki i seksowny uśmiech, tajemniczość. To jest to, co mnie do niego przyciąga. Cholera, znowu o nim myślę. Z każdym dniem przyłapuję się, że coraz częściej zaprzątam sobie nim głowę. Muszę uważać, bo Aurora ciągle na niego poluje. Nie mogę dać jej tej satysfakcji. Muszę się z nim zaprzyjaźnić.

Perspektywa Saki;
Wchodzę do domu razem z marudzącą Ino. Nie daje mi spokoju od większej części dnia.
- Nigdy więcej nie usiądę z tobą na chemii. - Narzeka. - Jestem padnięta.
- Przestań, przecież nic się takiego nie stało. - Mówię z uśmiechem. Moja przybrana siostra patrzy na mnie z wściekłością.
- Siedziałam przez ciebie dwie godziny w kozie, potem musiałam iść z tobą do sklepu, w którym spędziłam bite trzy godziny! A w dodatku jutro mamy sprawdzian z matematyki. 
W głosie Ino można łatwo wyczuć irytację. Zostawiamy torby w przedpokoju, zdejmujemy buty i wchodzimy do salonu. Dziwne, nie ma tu żadnej żywej duszy. Ino kładzie się na kanapę i głośno wzdycha. Siadam na fotel, który jest naprzeciwko niej.
- Nikt cię nie zmuszał iść do sklepu. - Bronię się.
Ino otwiera oczy i przekręca głowę w moją stronę. Jej spojrzenie wyraża chęć mordu. Na czole dziewczyny pojawia się niewielka zmarszczka. Zwiastuje ona to, że moja siostra jest zirytowana. Nie wróży to nic dobrego, w szczególności dla mnie.
- Och doprawdy?
- Zaczyna się. - Wzdycham po cichutku.
- Słyszałam! Dobrze, nikt mnie nie zmuszał. Ciekawa tylko jestem, czy gdyby ktoś ciebie ciągnął za sobą za rękę mimo twoich protestów i w obawie, że nie chcesz stracić dłoni, czy byś z tym kimś nie poszła. To się nazywa w tych czasach z własnej woli?
- Posłuchaj, za chemię przepraszam. - Unoszę dłonie w geście obrony. - No... za sklep też. Zobaczyłam na wystawie fajną sukienkę i chciałam ją obejrzeć, a potem... no wymknęło się to spod mojej kontroli. Przyznaję. Kiedy jestem w jakimś sklepie, gdzie są naprawdę fajne rzeczy... no czasami mnie ponosi. - Uśmiecham się niewinnie. Ino głośno wzdycha.
- Wybaczam. - Odzywa się po chwili i zamyka oczy.
- Kochana jesteś. - Mówię, żeby się podlizać.
Następuje między nami chwilowa cisza. Nic nie słychać oprócz naszych zmęczonych oddechów i dźwięków samochodów na dworze. Przysłuchuję się bardziej. Gdzieś w oddali słyszę kłótnię sąsiadów...
- Saki! - Przerywa mi Ino.
- Co? Czemu się tak wydzierasz?
- Słuchasz mnie w ogóle? - Pyta.
No właśnie, co ona mówiła? Nie słuchałam. Zapewne jakieś głupoty, tak jak zawsze.
- Emm, no tak. - Uśmiecham się.
- Tak? To co mówiłam? - Pyta pewna swojej wygranej.
- No dobra, tak naprawdę cię nie słuchałam, ale to nie z mojej winy. Wciąż nie mogę przyzwyczaić się do swoich nowych umiejętności, sorki. Naprawdę robię to nieświadomie. - Moja wypowiedź sprawia, że na usta Ino wkrada się malutki uśmieszek.
- Tak, ja też jeszcze mam z tym problem. - Podziela moje zdanie.
- No wiesz... w końcu mamy je od niedawna. - Uśmiecham się.
- Dokładnie.
- To o czym mówiłaś? - Pytam zaciekawiona.
- Mówiłam, że to bardzo dziwne, że chłopaków jeszcze nie ma w domu. - Mówi podejrzliwie.
- Sądzisz...
Nie dokańczam mojej wypowiedzi, bo słyszę trzask drzwi.
Obie z Ino podskakujemy jak oparzone. Słychać jak ktoś szybko biegnie na górę i trzaska kolejnymi drzwiami. Patrzę na Ino w lekkim szoku. Jej wzrok jest skierowany na moją osobę. Marszczy brwi, próbując uświadomić sobie, co się przed chwilą stało.
- Co to było? - Pytam wciąż trochę zdziwiona.
- Mnie pytasz? - Po chwili dochodzi do nas dźwięk skrzypiących drzwi.
- Sasuke? To ty? - Krzyczy Ino.
- Tak. - Odpowiada zmarnowany wchodząc do salonu.
Klepie Ino w nogi, żeby je posunęła. Opada zmęczony na kanapę i przeciera twarz dłońmi. Patrzymy na niego wyczekująco.
- No? Co się stało? - Pytam.
- Skoro ty jesteś tutaj, to osobnikiem, który wszedł na górę był Naruto. - Dopowiada Ino.
- Za co się tak oburzył? Podejrzewam, że jest zdenerwowany. - Stwierdzam i wstaję z fotela. Sasuke na mnie patrzy.
- Gdzie idziesz? - Pyta.
- Do niego. - Odpowiadam kierując się do korytarza na schody.
- Poczekaj, daj mu ochłonąć! - Krzyczy za mną, ale to ignoruję.
Wchodzę na górę i idę prosto do pokoju Naruto. Słyszę głośną muzykę. Otwieram drzwi. Naruto jest bez podkoszulki, w samych szortach. Podciąga się na drążku, jest cholernie wkurzony, widać to po nim.
- Co się stało?! - Przekrzykuję muzykę.
- Saki, proszę cię. Daj mi spokój. Jestem zdenerwowany i mógłbym powiedzieć ci coś niemiłego. Spytaj Sasuke, mi nie chce się o tym rozmawiać. - Mówi to, kiedy zeskakuje z drążka. Postanawiam go posłuchać. Wiem, że w takim stanie nie nadaje się do rozmowy.
- Okay. - Odpowiadam i kieruję się z powrotem na dół.
Wchodzę do salonu i siadam na swoje wcześniejsze miejsce.
- Powiedział ci coś? - Pyta Ino.
- Nie, a Sasuke tobie?
- Nie, zamilkł jakby stało się coś poważnego. - Odpowiada. - Nie mogę nic z niego wyciągnąć.
- Może łaskawie przemówisz? Naruto kazał spytać ciebie. - Mój głos wyraża irytację.
- Byliśmy na zebraniu, bo Rada nas wezwała. Mamy problem... - To nie wróży nic dobrego.


~.~


Hej misie! Pora jaka jest taka jest ( zawdzięczacie ją matematyce ), ale ważne, że rozdział się pojawił :D Zachęcamy do komentowania, bo warto wyrażać swoją opinię :* Hope you like it! Paula&Patty


7 komentarzy:

  1. Rozdział świetny, tylko szkoda, że o tak późnej godzinie xD.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę, musicie w takim momencie kończyć xd Mam tyle pytań. Czekam jak zwykle z niecierpliwością na next. A tak przy okazji macie jakiś sprawdzian z matmy? Jak tak to powodzenia.
    Pozdro <3

    OdpowiedzUsuń
  3. witam trochę byłem nie obecny od jakiegoś czasu i nie zaglądałem na nowy blok ale już nadrobiłem straty i bardzo mi się podoba na prawdę macie talent do takich rzeczy już nie mogę się do czekać next tak to mnie wciągnęło i spokojnie pojawią się komentarz tak jak na tamtym blogu po woli ale w górę pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziewczyny piłyście? :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Spoko rozdział, trochę mnie tu nie było :P Ale nadrobiłem. Ej przypadek akurat ze w ciągu 5 minut pojawiło się z 4 komy? Życzę weny i czekam na next'a :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdzia super jak każdy na e mogę się doczekać dzisiejszego. Jestem ciekawa co to za problem. I czemu Naruto był wściekły. Pozdrawiam i życzę weny Gulbiszonka.

    OdpowiedzUsuń