- Nie wiem co mam ci powiedzieć. - Wzdycham, a ona się śmieje.
- Odwzajemniłeś mój pocałunek z grzeczności, żeby
mnie nie urazić, a może dlatego, że pociągam cię w jakiś
sposób? - Mówi spokojnie i wtula się w mój tors. To przyjemne,
bardzo przyjemne mieć taką kobietę przy sobie.
- To raczej nie była grzeczność. - Mruczę cicho pod
nosem.
- Raczej? - Jest nieustępliwa.
- Tak. Obstawiam, że zauważyłaś jak bardzo
atrakcyjną kobietą jesteś. - Czuję się trochę dziwnie tak z nią
rozmawiając.
- Czujesz do mnie tylko pociąg fizyczny? - Pyta. Udaje
mi się wychwycić odrobinę nadziei w jej głosie.
- Nie wiem...- Chwilę zajmuje, kiedy dobrze się
zastanowię. - Nie. Zdecydowanie nie czułem tylko tego. - Odsuwa się
i patrzy mi prosto w oczy.
- A...czy możesz odpowiedzieć mi w pełni na to
pytanie? - Wodzi paznokciem po moim torsie, a ja aż drżę pod jej
dotykiem.
- Nie wiem konkretnie co to było, ale...na pewno było
to bardzo pozytywne.
- Tak?
- Mhm. Chciałbym wrócić do naszego domu. - Podkreślam
ostatnie słowa i widzę zadowolenie na jej twarzy.
- Naprawdę? - Pyta dla upewnienia.
- Tak. Może...może tam bym coś sobie przypomniał. -
Wzdycham.
- Wszystko jest możliwe.
- Mogłabyś powiedzieć mi, dlaczego obwiniasz się o
mój wypadek? - Pytam nagle, a na jej policzki wkrada się drobny
rumieniec. Pamiętam co mi powiedziała.
- Bo gdybym cię zatrzymała i nie puściła do tego
pieprzonego biura to nic by się nie stało.
- Czekaj, bo trochę się pogubiłem. Że niby jak
miałaś mnie zatrzymać? Z opowiadań ojca wiem, że miałem odwieźć
coś księgowej. Nie mogłaś zmusić mnie do zostania. - Wzdycham.
- Oj uwierz, że mogłabym zatrzymać cię tamtego dnia
w domu. To nie było ważniejsze ode mnie i gdybym powiedziała choć
jedno słowo...zostałbyś i wcale byś się nie wahał. - Na mojej
twarzy widnieje lekkie zdziwienie.
Przecież mama mówiła mi, że
jestem typem odpowiedzialnego człowieka. Nic z tego nie rozumiem.
Drapię się po głowie i przejeżdżam kilkakrotnie dłonią po
włosach.
- Kompletnie nie rozumiem o czym mówisz.
Wzdycham
ukazując zdezorientowany uśmiech widniejący na moich ustach.
- Jesteś mężczyzną Naruto. Możesz domyślić się
co zaszło między nami ostatniej nocy. Jak zwykle byłeś
nienasycony. - Sakura chichocze, a mi robi się dziwnie głupio.
Nie
mam pojęcia co jej odpowiedzieć. Może już nie jestem tym samym
mężczyzną, może mój charakter i usposobienie diametralnie się
zmieniło?
- Mogłabyś powiedzieć mi kim jest Ino? - Mocno
skonsternowany zmieniam nagle temat.
- Skąd kojarzysz to imię? Nie pamiętam, żebym ci o
niej mówiła. - Pyta zaskoczona.
- Nie wiem. Tak jakoś utkwiło mi w głowie. - Odpieram
poważnie.
- To nasza przyjaciółka. Traktujemy ją jak siostrę,
ale jak to możliwe, że... - Nasza rozmowa zostaje przerwana przez
otwierające się drzwi.
Patrzę w ich kierunku i dostrzegam w progu
brązowowłosą kobietę, piękną kobietę. Tuż przy niej stoi
wysoka blondynka z trochę większym brzuchem z przodu. Za nimi zaś
dostrzegam dwóch mężczyzn, blondyna i kruczowłosego. Ten pierwszy
jest nieco niższy od drugiego. Na ich twarzach widnieje szeroki
uśmiech, czego nie mogę powiedzieć o sobie. Nie znam ich i tyle.
- Naruto, ty kretynie! - Krzyczy brązowowłosa.
Dwie
kobiety podbiegają do mnie i obchodzą z obydwu stron. Zanim zdążam
się zorientować tkwię z nimi w niedźwiedzim uścisku.
- Wiedziałam, że nas nie zostawisz. - Kolej przyszła
na blondynkę.
- Ehmm, przepraszam, ale...znamy się? - Jestem bardzo
poważny. Dziewczyny odsuwają się ode mnie i uważnie lustrują
wzrokiem. Spoglądam to na jedną to na drugą i nie mogę wyczytać
niczego z ich twarzy.
- Żartujesz prawda? - Odzywa się nagle rozbawiona
niebieskooka.
- Nie nabierzesz nas, o nie. - Wtóruje jej
brązowowłosa. Mężczyźni weszli już do sali i uważnie się
przyglądają.
- Dziewczyny...on nie żartuje. - Wzdycha smutno Sakura.
Widzę zaskoczenie na ich twarzach, a później skołowanie. Chyba
już do nich dotarło. Zapada grobowa cisza.
- W takim razie...Jestem Justin...twój przyjaciel. -
Blondyn uśmiecha się wesoło, podchodzi do mnie i podaje mi dłoń,
którą po chwili chwytam.
- Miło mi cię...poznać? - Mówię. To chora sytuacja.
Kolejna chora sytuacja.
- Jestem Sasuke młotku. Jak mogłeś mnie zapomnieć?
Swojego największego rywala? Tak się nie robi wspólniku. - Wzdycha
i podchodzi w moją stronę.
- Gdyby to ode mnie zależało...
- No nie wierzę! Zapomnieć o Saki! Toż to szczyt
chamstwa jest! - Dramatyzuje zielonooka. Nachyla się i daje całusa
w policzek. Mimo wszystko wydają się oni miłym towarzystwem.
- Ino, moje imię to Ino. - Więc to ona? Uśmiecha się
na przymus. Ten uśmiech przepełniony jest smutkiem, wyraźnym
smutkiem.
- Jak tam nasz maluszek? - Inicjatywę przejmuje Sakura
podchodząc do blondynki i gładząc jej wystający brzuch. Oh, czyli
jest w ciąży.
- Nawet dobrze. Nie dokucza mi za bardzo, więc się
cieszę.
- Tak, na początku było ostro. - Śmieje się
kruczowłosy.
- Sasuke, nie przesadzaj. - Upomina go moja żona. -
Kobieta w ciąży to świętość, zakoduj i zapamiętaj. - Uśmiecha
się do niego.
- Jesteś w ciąży? Gratuluję. - Wtrącam swoje cztery
grosze. Może niepotrzebnie? Teraz wszyscy się na mnie gapią.
- Dziękujemy. To drugi miesiąc. - Tym razem Ino
uśmiecha się prawdziwie.
- Znacie płeć dziecka? - Pytam.
- Nie, jeszcze na to za wcześnie.
- Rozumiem. - Uśmiecham się.
- W jakie bagno żeś musiał się wpakować pod moją
nieobecność. Wystarczyło, że zostawiłam cię na dwa tygodnie, a
ty odpierdzieliłeś taką manianę. - Dostaję wyraźne upomnienie
od Saki.
- Skarbie, daj mu spokój. To nie jego wina, że miał
wypadek. - Ucisza ją Justin.
- Może i nie jego, ale i tak mu się oberwie. - Prycha.
- Tak jak zawsze. - Wzdycha blondyn.
- Niestety, taką mam naturę. Po co żeniłeś się z
wredną suczą? - Pyta z perfidnym uśmiechem.
- Nie jesteś wredną suczą, a nawet jeśli, to moją.
- Uśmiecha się do niej, a ona do niego.
W powietrzu czuć ich miłość. Spoglądam na Sakurę,
uśmiecha się. Chyba po raz pierwszy tak prawdziwie od mojego
wybudzenia. Zagryza wargę i w tym momencie nasze spojrzenia się
krzyżują. Powoli widzę, jak jej uśmiech zanika, to mnie niepokoi.
- Bo aż mdło się robi. - Wzdycha kruczowłosy
wyrywając nas tym samym z zamyślenia.
- Uważaj, bo uwierzę, że ty się tak z Ino nie
zachowujesz. - Upomina go Saki.
- Miło się was słucha. - Wypalam.
- Fajnie, że tak sądzisz. - Uśmiecha się blondynka.
- Chciałbym was pamiętać. Wszystkich, ale jakoś nie
mogę sobie nic przypomnieć. - Mówię skonsternowany.
- Wszystko przyjdzie w swoim czasie. - Odpowiada Justin.
- Sakurcia na pewno ci pomoże przystojniaczku. - Ino
puszcza do mnie oczko.
- Oh, to na pewno. - Zaśmiała się Saki.
- Nie bądźcie zgryźliwe. - Napomina je Sasuke.
- No co? To najprawdziwsza prawda mój przyjacielu. -
Odpowiada Saki.
- Wi...- Do pokoju wchodzi jeszcze jedna osoba.
Zaznajamiając się z sytuacją dodaje. - tam. To jeszcze raz ja.
Chciałbym zabrać Pana na badania. - Mówi doktorek. Kiwam w jego
stronę.
- Wybaczcie, ale muszę się ulotnić. - Uśmiecham się,
a Amura, bo chyba tak miał na imię, podchodzi w moim kierunku.
- Przygotowałem wózek, bo Pana mięśnie nie doszły
jeszcze do odpowiedniej formy. - Uśmiecham się i odkrywam. Zsuwam
nogi z łóżka i staję obok niego. Podchodzę kilka kroków i
siadam na ustrojstwo. Widzę zaskoczenie lekarza.
- Trochę sobie chodziłem, kiedy mi się nudziło, ale
moje nogi są nadal zmęczone. - Tłumaczę.
- Rozumiem. No to jedźmy na te badania. - Zaśmiał
się.
- Do zobaczenia. - Mówię, kiedy wychodzimy za drzwi.
- Długo zna się Pan z Sakurą? - Pytam, kiedy jedziemy
korytarzem.
- Odkąd Pana tu przywieziono. - Wzdycha.
- To piękna kobieta prawda? - Drążę temat.
- Tak, w rzeczy samej. - Odpowiada.
- Łatwo się w niej zakochać. - Podsuwam.
- Czy Pan coś sugeruje?
- Ja? Nie, po prostu stwierdzam fakty. - Uśmiecham się
pod nosem.
- Och daj spokój, obaj wiemy, że do czegoś pijesz. -
Przyznam, jest mądry.
- Odkąd przeszliśmy na Ty? Czujesz coś do niej
prawda? - Nie patyczkuję się.
- Jesteśmy w tym samym wieku, więc uważam, że nie ma
potrzeby używania grzecznościowych zwrotów.
- Odpowiesz na moje pytanie? - Irytuje mnie.
- Tak, chyba tak. Przynajmniej tak sądzę. - Odpowiada,
kiedy skręcamy w prawo.
- Nie starasz się z tym ukrywać. - Wzdycham, czuję
rozchodzące się gorąco w moim wnętrzu. Powinienem tak się czuć,
kiedy myślę, że ona mogłaby...być z nim, a nie ze mną?
- Spokojnie. Nie zamierzam odbić ci żony, jesteśmy
przyjaciółmi. To wszystko.
- Teraz tak mówisz, ale co będzie potem? Nikt tego nie
wie. - Jestem niepewny siebie. Z tego co wiem, kiedyś taki nie
byłem. Wręcz przeciwnie.
- Twoja żona nie jest zainteresowana innymi mężczyznami
poza tobą, a ja nie jestem takim chamem, który korzysta z
nieszczęścia innych. - Mówi, kiedy wjeżdżamy na salę...
Perspektywa
Sakury;
Siedzę sobie sama i czekam na Naruto. Nasi przyjaciele
już poszli, bo mają pracę i niestety nie mogą siedzieć
bezczynnie. Co prawda Ino obecnie nie pracuje, ale ma umówioną
wizytę do ginekologa. Zastanawiam się, czy nie jestem zbyt śmiała
w związku ze swoim mężem. Cholera, on musi czuć się strasznie.
Nie chciałabym być na jego miejscu, ale kto chciałby również być
na moim? Chyba nikt. To możliwość nowego startu, ale nie dla
takich osób jak my. Mamy wspólną, cudowną przeszłość, o której
nie można zapomnieć. Może go peszę? On jest dla mnie kompletnie
znajomą osobą, a ja dla niego, jestem obca. Musi poznać mnie od
nowa, od podstaw. To tak jakby zacząć nowy związek. Na początku
jest krępująco, ale potem to się zmienia. Pamiętam to jak dziś.
Na samym starcie nie wiedzieliśmy dokładnie jak zachowywać się w
swoim towarzystwie. Baliśmy się powiedzieć coś co okazałoby się
głupie, ponieważ mogliśmy stracić się wzajemnie. To były piękne
czasy, ale nie potrzebuję przechodzić tego ponownie. Przecież to
mój mąż. Czekam tu sama już od dobrej godziny, a go nadal nie ma.
A jak coś jest nie tak? Jeśli jutro go nie wypiszą? Oszaleję
sama. Chcę mieć go przy sobie przez cały czas. Już i tak
wystarczająco przeżyłam bez niego. Patrzę na zegarek, czternaście
po piętnastej. Nim zdążam zawrócić wzrokiem, do pokoju wchodzi
Amura razem z moim uśmiechniętym blondynkiem.
- Wszystko dobrze? - Pytam zmartwiona.
- Właściwie to możesz zabrać go nawet dzisiaj. -
Uśmiecha się przystojny doktor.
- Naprawdę? - Pytam uradowana.
- Tak Sakura. - Uśmiecha się.
- Chciałbyś? - Zwracam się do mojego przystojniaczka.
- Jeśli nie masz nic przeciwko. - Odpowiada spokojny.
- Nawet tak nie myśl. Będę zachwycona jak zechcesz
wrócić już dzisiaj. - Mówię. W tych potarganych włosach wygląda
jeszcze przystojniej.
- W takim razie wracam z tobą już dzisiaj. - Uśmiecha
się smętnie. Coś go gryzie, ale nie wiem jeszcze co.
- No dobrze, zostawię was samych, poczekam przy
recepcji, kiedy będziecie wychodzić. - Mówi Amura.
- Okey, dziękuję ci bardzo. - Mówię nie patrząc na
niego. Wlepiłam swój wzrok w blondyna. Słyszę zamykane drzwi,
Naruto również się na mnie patrzy.
- Stało się coś? - Pyta nagle.
- Nie. - Odpowiadam krótko.
- To dlaczego tak na mnie patrzysz?
- Bo się stęskniłam, a po drugie będę miała cię
przy sobie. - Stwierdzam.
- Nie było mnie dosłownie przez godzinę, a ty się
już stęskniłaś? - Pyta nie ukrywając zdziwienia. Auć! Zabolało.
- Czekałam na ciebie cztery tygodnie i godzinę.
Wystarczająco, nie sądzisz? - Unoszę jedną brew w górę. Po raz
pierwszy od jego wybudzenia widzę ten jego firmowy, seksowny
uśmieszek.
- To cholernie długi szmat czasu ci powiem.
- Wiem. Mimo wszystko warto było. - Odpowiadam i zdaje
mi się, że go zaskakuję.
- Nawet jeśli nie mam wspomnień? Wspomnień o tobie
Sakura? Po co ci taki mąż, przecież jestem nieużyteczny. -
Stwierdza z drobnym przekąsem. Wpatruję się w niego.
- To co właśnie powiedziałeś było głupie. Nie
jesteś bezużyteczny. To wciąż ty Naruto. Trochę zagubiony, może
przerażony, zmieniony, ale to wciąż ty. Mój ukochany, seksowny
mąż, którego nie zamieniłabym na nikogo innego. - Wzdycham i
podchodzę do niego. Ku mojemu zdziwieniu blondyn wstaje z wózka i
staje naprzeciw mnie.
- A co mi powiesz jeśli nie odzyskam pamięci? Co wtedy
zrobimy? - Jest bardzo poważny, a ja czuję ukłucie w sercu. A
jeżeli nie pokocha mnie od nowa?
- Nie wiem...to już będzie twoja własna decyzja. - Opuszczam głowę w dół, nie chcę, żeby widział mój smutek i
wątpliwości. Od zawsze wiedział, że coś ze mną nie tak, kiedy
tylko spojrzał w moje oczy. Czuję ciepły dotyk na podbródku i po
chwili patrzę na niego.
- Wiem, że nagle posmutniałaś. Powiedziałem coś
przykrego? - Pyta czule.
- Przynajmniej to ci zostało. - Zaśmiałam się.
- To znaczy?
- Zawsze troskliwy. - Wzdycham.
- Dlatego pytam o co chodzi.
- Pomyślałam sobie...pomyślałam sobie o tym,
że...możesz nie czuć do mnie tego co przed wypadkiem i to mnie
trochę podłamało. - Wyznaję. Chcę być z nim szczera, jednak
oczekuję tego samego od niego.
- O co dokładnie ci chodzi? - Słyszę zaciekawienie w
jego głosie.
- O to, że możesz nie darzyć mnie takimi uczuciami co
wcześniej.
- A co jeśli już to robię? - Jest tak cholernie
przekonywujący.
- A robisz? - Pytam cicho.
- Możliwe. - Zbliżamy się do siebie coraz bliżej. Po
chwili zagłębiamy się w czułym pocałunku. Nie są one jak
dawniej, szalone i nieokiełznane. Są spokojne, ale pełne
namiętności i czułości.
- To co, jedziemy? - Pyta odsuwając się.
- Spakowałam ci rzeczy. - Zachichotałam.
- Kiedy ty to zrobiłaś? - Pyta zdziwiony.
- Podczas twoich badań. Miałeś co prawda wychodzić
jutro, ale nie potrzebowałbyś nic z tych rzeczy, więc postanowiłam
na coś się przydać. - Wiem, po prostu wiem, że nie bardzo potrafi
wczuć się w swoją rolę. Próbuje, ale nie wychodzi mu to tak
dobrze. Czego ja głupia oczekuje? Że będzie tak samo jak przed
pieprzonym wypadkiem? Na pewno nie, muszę to w końcu przyswoić do
wiadomości.
- Chodźmy już, nie mogę się doczekać, żeby
zobaczyć, gdzie żyję na co dzień. - Uśmiecha się. Widzę, że
to sztuczny uśmiech. Jest zmienny, bardzo zmienny. Jego sposób
zachowania. Kątem oka dostrzegam jak bierze w dłoń torbę i
podchodzi do mnie.
- Panie przodem. - Moje kąciki ust unoszą się w górę.
Spoglądając na niego opuszczam salę szpitalną. Ten jego ruch był
tak znajomy...szkoda tylko, że tego nie pamięta.
- Oh, już jesteście. - Widzę smętny uśmiech na
twarzy Amury.
- Tak. Nareszcie moje marzenie się spełni. - Mówię
podchodząc do recepcji. Naruto idzie za mną, dlatego dobrze go nie
widzę.
- Uważaj kobieto, będę dzwonił. - Zaśmiał się.
- Dzwoń jak najczęściej, chętnie się z tobą
spotkam. - Jestem szczera.
- Fajnie wiedzieć. Trzeba podtrzymywać znajomości. -
Mruga do mnie.
- A szczególnie takie, od których dostało się sporo
pomocy. - Dotykam jego barku. Bardzo lubię Amurę. Pomógł mi
przejść moje osobiste piekło, gdyby nie rady jego i moich
przyjaciół, dawno bym oszalała.
- No dobra. Koniec tych czułości. - Zaśmiał się. -
Wypisałem już twojego męża, więc spokojnie możecie ruszać w
drogę.
- Dziękuję jeszcze raz za twoją pomoc. Nawet nie
wiem, jak ci się odwdzięczę.
- Już to zrobiłaś, a teraz wynocha. - Pogania nas
doktorek.
- Do zobaczenia Amura. - Mówię.
- Do zobaczenia Sakura. - Uśmiecha się. Odwracam się
w stronę męża. Jest zamyślony, bardzo zamyślony. Nie mogę nic
wyczytać z jego twarzy, to tak jakby nie miał żadnych uczuć.
- Idziemy? - Pytam.
- Prowadź. - Odburkuje.
Chyba nie jest zadowolony, ale
dlaczego? Powoli zmierzam do wyjścia i kiedy wychodzę w końcu na
dwór dostrzegam czarne, matowe autko. Z owego pojazdu wysiada nasz
lokaj i staje przy samochodzie.
- Jak dobrze znów Pana widzieć. - Mówi uśmiechnięty
mężczyzna.
- Ciebie też, kimkolwiek jesteś. - Uśmiecha się.
- Słyszałem, że stracił Pan pamięć, ale spokojnie.
Znając Pana, szybko ją Pan odzyska.
- Mam taką nadzieję. - Odpowiada chłodno.
- Proszę siadać. - Lokaj otwiera nam tylne drzwi.
Naruto przepuszcza mnie pierwszą, a później sam wsiada zamykając
drzwi. Siada daleko ode mnie i na dodatek odwraca głowę. Podpiera
ją o dłoń. Jest mi cholernie przykro.
- Czy mamy coś do jedzenia? - Pytam naszego kierowcy,
kiedy włączamy się do ruchu.
- Tak Pani Namikaze. Kucharka od południa już coś
pichci. - Widzę przez lusterko, że się uśmiecha.
- To dobrze, jestem głodna i wykończona. - Zaśmiałam
się.
- Nic dziwnego, kiedy Pani ostatnio była w domu na
dłużej niż pół godziny? - Pyta opiekuńczo.
- Sama nie wiem, może z dwa dni temu. - Wzdycham i
pocieram bolący kark.
- Ale na noc też Pani nie została. - Stwierdza.
- Fakt. Nie chciałam zostawiać męża samego. -
Wyznaję.
- Wiem, ale o siebie też trzeba zadbać. Schudła Pani,
co jest niepokojące. - Wzdycha lokaj.
- Nie martw się o mnie Chao. Teraz jest już po
wszystkim, obiecuję, że o siebie zadbam. - Uśmiecham się.
To
starszy mężczyzna, bardzo troskliwy i kochany.
- Trzymam Panią za słowo. - Spoglądam na Naruto,
dalej siedzi jak siedział i wcale się nie odzywa.
Zaczynam myśleć,
że zrobiłam coś źle, ale do cholery co?! Resztę drogi spędzamy
w totalnej ciszy, póki nie zaczynamy wjeżdżać w bramę.
- Chcesz mi powiedzieć, że to niby jest nasz dom? -
Och, w końcu mruk się odezwał.
- Tak Naruto. To dom, który postawiłeś. - Wzdycham,
rozbolała mnie głowa od tego wszystkiego.
- Przecież to pałac, a nie dom. - Stwierdza, kiedy
stajemy na parkingu.
- Czekaj aż zobaczysz dom, w którym się wychowałeś.
- Prycham.
- Nie mogę się doczekać.
- Chodźmy do środka. - Mówię, kiedy Chao otwiera nam
drzwi.
Najpierw wychodzi Naruto, żeby później podać mi dłoń.
Chwytam ją, pomaga mi stanąć na ziemię, chociaż to nie było
takie konieczne, ale miło z jego strony. Zaczynam iść do drzwi,
które po chwili otwieram. W progu stoi nasza służba, a mianowicie
kucharka i lokaj Alex.
- Miło znów Pana widzieć. - Mówią naraz.
- Wiemy, że Pan nas nie pamięta, ale proszę się nie
stresować, bo to jeszcze bardziej szkodzi. - Mówi starsza kobieta.
Na imię jej Mary jest naszą kucharką. Widzę miły uśmiech na
twarzy blondyna.
- Dziękuję za wyrozumiałość. - Stwierdza.
- Czy są Państwo głodni? Mary przygotowała obiad. -
Pyta Alex.
- Bardzo chętnie zjem coś nie szpitalnego. - Zaśmiał
się blondyn.
- Więc zapraszam do jadalni. - Mówi uradowana kobieta.
- Prowadź. - Naruto odzywa się do mnie.
Powolutku zmierzamy do jadalni. Chcę, aby trochę
zaznajomił się z tym miejscem, skoro niczego nie pamięta. Po
chwili znajdujemy się w naszej jadalni. Siadamy na miejsca i
niedługo czekamy na obiad.
- Proszę. - Uradowany Alex stawia przede mną talerz z
jedzeniem. Później zanosi Naruto, a na koniec wlewa nam do lampek
wino.
- Dziękuję. - Uśmiecham się miło.
- Do usług, życzę smacznego. - Zostajemy sami i
zapada cisza.
Blondyn zaczyna jeść, więc robię to samo. Po
wzięciu kilkunastu kęsów zostawiam resztę. Stwierdzam, że głodna
już nie jestem. Naruto patrzy na mnie spod przymrużonych powiek.
- I co, to tyle? Więcej nie zjesz?
- Nie jestem głodna. - Wzdycham.
- Sakura, zjedz to do końca, proszę. - Nakazuje.
- Dlaczego ci na tym zależy? - Pytam rozbawiona.
- Bo po prostu chcę, żebyś o siebie dbała. Zjedz do
końca.
- Dobrze, już dobrze. - Wzdycham i z ledwo biedą
wciskam w siebie cały posiłek.
- Zadowolony?
- Teraz tak. - Odpowiada i dopija wino. - Możesz
powiedzieć mi, gdzie mogę spać?
- To znaczy? - Pytam przerażona. O nie, to idzie w złą
stronę.
- Bo...chciałbym odpocząć i prosiłbym o jakiś
pokój. - Stwierdza chłodno. Jest trochę speszony.
- A...nasza sypialnia nie będzie ci odpowiadać? -
Zadaję pytanie. Ty tępa idiotko, przecież to jasne, że cię nie
chce.
- Chciałbym... przez kilka dni spać... sam, jeśli to
nie kłopot. - Moje serce przez sekundę przestaje bić. Wiedziałam!
- N-nie. Oczywiście, że nie. - Uśmiecham się
sztucznie. Mam chęć rozbeczeć się jak mała dziewczynka.
- Alex! - Wołam.
- Słucham? - Mówi podchodząc w naszą stronę. Naruto
ciągle się na mnie gapi. - Możesz wskazać mojemu mężowi pokój
gościnny? - Widzę zdziwienie malowane na twarzy naszego lokaja.
Wiem, że będę musiała mu to wytłumaczyć. Już on mi nie pozwoli
zostawić tego w spokoju.
- Oczywiście, nie ma sprawy. - Zwraca się do mnie i
patrzy na blondyna. - Proszę za mną. - Mój mąż bierze ze sobą
walizkę.
- Do zobaczenia Sakura. - Mówi chłodno.
- Yhym. - Tylko tyle jestem w stanie z siebie wydusić.
Odchodzi, a ja kieruję się w stronę kanapy. Siadam
ciężko i czuję, jak po moim policzku toczy się łza. Wyciągam
telefon. Szukam kontaktu i bez wahania wciskam guzik połącz.
Oczekuję na połączenie.
- Co jest skarbie? - Pyta głos po drugiej stronie
aparatu.
- Poprosił o drugi pokój. - Stwierdzam załamana.
- Już do ciebie jadę. Czekaj tam, gdzie właśnie
jesteś. - Zanim zdążam odpowiedzieć połączenie zostaje zerwane.
Tępo patrzę w wyświetlacz telefonu. Mam chęć
skończyć z tym wszystkim raz na zawsze. Co ja pieprzę...Miałam
taką myśl już tydzień temu, ale cudem ją od siebie odgoniłam.
Nie wiem ile mija, kiedy sobie tak siedzę, ale chyba sporo, bo do
drzwi ktoś się dobija. Otwiera Alex, a do domu wlatują jak huragan
dwie osoby. Nie zwracają nawet uwagi na biednego Alexa.
- Teraz mów dokładnie co się dzieje. - Odzywa się
Saki.
- Tak. Przyprowadziłam ze sobą dodatkowe wsparcie. -
Wzdycha Ino, a moje oczy zaczynają pękać i wylewać potop łez.
- W szpitalu na początku było jeszcze dobrze, ale
później stał się jakiś chłodny. Zjedliśmy, a po tym zapytał o
inny pokój, bo chciałby przez jakiś czas spać sam. - Dziewczyny
siadają po obu stronach i przytulają mnie mocno.
- Sakura, skarbie. Mogłaś przewidzieć taki
scenariusz. - Uspokaja mnie blondynka.
- Przecież wiesz, że on teraz przechodzi ciężki
okres. - Dodaje brązowowłosa.
- Tak, ale cierpimy oboje. Wątpię, że któreś z nas
w mniejszym stopniu. - Mówię.
- Postaw się na jego miejscu. On nawet nic nie pamięta,
a ty? - Stwierdza Saki.
- Jemu zdecydowanie jest ciężej Sakurcia. Daj mu
odetchnąć i przystosować do tego wszystkiego. On potrzebuje trochę
czasu. - Dodaje Ino.
- Masz rację, tylko, że...to tak cholernie boli
dziewczyny. Bardzo boli.
- Spokojnie, to minie. Zobaczysz. - Uśmiecha się Saki.
- Wszystko będzie w porządku. - Wtóruje jej Ino.
- Czy coś się stało? - Słyszę jego głos. Odwracam
głowę i widzę patrzącego na mnie zdezorientowanego Naruto.
- Nie miałeś odpoczywać? - Pytam zaryczana. Super.
Punkt dla idiotki Sakury.
- Tak, zszedłem tylko po coś do picia, ale to nie jest
ważne. Dlaczego płaczesz? - Pyta ponownie. Jest bardziej miły czy
mi się zdaje?
- Bo Sakura zgubiła ulubioną parę kolczyków. -
Wzdycha Ino.
- Tak, szukała ich, ale nie mogła znaleźć. - Wtóruje
Saki.
- To tylko kolczyki. Kupisz sobie drugie. - Mówi znów
chłodniej.
- Tak, tylko, że te były od mojej babci. - Uśmiecham
się krzywo.
- Spytaj kogoś, może ktoś je widział. Wybaczcie, ale
pójdę po wodę. - Mówi i za chwilę znika nam z oczu.
- Ty, rzeczywiście coś mu odpierdziela. - Stwierdza
Saki.
- Niestety, ale muszę przyznać jej rację. - Wnioskuje
blondynka.
- I jak ja mam dalej tak żyć? Powiedzcie mi
dziewczyny. Co zrobiłybyście na moim miejscu?
- Nawet nie mogę sobie wyobrazić jak musi być wam
ciężko. - Ponownie zabiera głos Saki.
- Wyobraź sobie jak w niektórych sytuacjach musi być
niezręcznie...- Wzdycham bezradnie.
******
Jest godzina dwudziesta pierwsza. Chyba już nawet kilka
minut po, nie wiem dokładnie. Niecałe dwadzieścia minut temu
wyszły ode mnie dziewczyny i od tamtej pory siedzę sama na kanapie.
Nie widziałam Naruto już z cztery i pół godziny. Powoli wstaję z
kanapy i ciężkim krokiem idę na górę. Cholernie chce mi się
spać. Wlokę się przez korytarz na górze. Przechodzę obok pokoi
gościnnych aż w końcu docieram do naszej sypialni. Powinna być
nasza. Otwieram drzwi i wchodzę do środka. Zapalam światło, ten
pokój jest taki pusty. Zmarnowanym krokiem podchodzę do szuflady i
biorę z niej potrzebne rzeczy. Sunę się do toalety. Ściągam z
siebie brudne ubrania i wchodzę pod prysznic.
-
Gdybym mógł, nigdy nie zostawiałbym cię samej skarbie.
-
Gdybym mogła, nigdzie bym cię nie wypuściła.
-
Oszalałem na twoim punkcie. Jeszcze nigdy nikogo tak nie pokochałem.
-
To dobrze. Przynajmniej wiem, że jesteś cały mój. Tylko mój.
-
Nie skrzywdzisz mnie, prawda?
-
Prędzej to ty mógłbyś skrzywdzić mnie.
-
Nie ma mowy kochanie.
-
No ja myślę, Namikaze.
Wspomnienia wracają jak bumerang, kiedy woda delikatnie
spływa muskając moje ciało. Boże, jak ja cierpię. Dokańczam
swój codzienny rytuał i wychodzę spod prysznica totalnie zmęczona.
Ubieram się do spania i myję ząbki. Po tych czynnościach kieruję
się i wchodzę do zimnego łóżka. Chciałabym poczuć teraz jego
ciepło obok siebie, ale tymczasowo jest nieosiągalny. Ciekawe, czy
już śpi, a może rozmyśla? Jak tak, to o czym? Może o mnie co?
Perspektywa
Naruto;
Rozmyślam. O czym? O wszystkim. Wiem, że skrzywdziłem
ją swoją decyzją, ale czułbym się naprawdę głupio. Potrzebuję
chwili dla siebie. Muszę wszystko przemyśleć. Co dalej, mam z nią
być? Udawać, że wszystko w porządku, kiedy tak naprawdę jestem w
rozsypce? Mam jej powiedzieć, że w pewnym sensie dziś mnie coś od
niej odrzuciło, co to było? Zachowanie wobec doktorka, ale dlaczego
mnie tak oburzyło. Może dlatego, że tak czule go dotknęła? To
mnie uraziło. Moją męską godność. Boję się, że jej nie
pokocham. Co wtedy, rozwiodę się? Będę miał sumienie rozwieść się z nią? Była przy mnie przez cały czas. Z drugiej strony jest
taka czuła, kochana i troskliwa, ale jakoś nie czuję tego czegoś.
Przecież wcześniej zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia,
a teraz? Może też to zrobiłem, ale jeszcze tego nie odkryłem. Pieprzony mózg! Przyznać się jej? Przyznać, że poznałem ten
dom, że widziałem go w mojej głowie? Że wiem, gdzie jestem, ale
nie mogłem poznać własnej żony? Pierdolona ironia losu! Nakrywam
się lepiej kołdrą i chwytam za głowę. Rozbolała mnie. Za dużo
myślę. Czuję się taki samotny, ale muszę tu pobyć sam. Nie chcę
krępujących sytuacji, nie umiem się normalnie zachowywać, a może
nie wiem jak mam to robić. Jakim człowiekiem byłem wcześniej?
Wesołym, hojnym, czułym, miłym, sympatycznym czy może gburowatym,
skąpym, zimnym, niesympatycznym draniem? Jest tyle
niewiadomych...ciekawe ile czasu zajmie mi uporanie się z tym całym
bałaganem...
2
tygodnie później;
Perspektywa
Sakury;
Widzę się z nim tylko przelotem. Tak! Od dwóch
pieprzonych tygodni! Czy tak ma wyglądać dalej nasz związek? Mam
tego dość. Kiedy on zaszywa się w pokoju, ja wychodzę z dziewczynami albo Amurą.
Nie mam po prostu co robić, nudzi mi się. Jest wieczór, a ja znów
siedzę sama. Mam tego dość, naprawdę. Wstaję z kanapy i szybko
idę na górę. Zaczynam beczeć, znowu. A przecież obiecałam
sobie, że nie będę. Kiedy przebiegam przez górny korytarz kątem
oka spostrzegam otwarty pokój Naruto. Cholera, chyba mnie zobaczył.
Rano był wściekły, widziałam to w jego oczach, kiedy wychodziłam
na lunch. Wbiegam do sypialni, zamykam się i siadam na łóżko.
Ukrywam twarz w dłoniach i pogrążam się w płaczu. Wtedy słyszę
otwierające się drzwi.
- Już wróciłaś? Nie za często z nim wychodzisz? -
Podnoszę głowę w górę. To nie będzie miła rozmowa.
- A co mam robić, kiedy ty gnijesz w tym pokoju i nawet
się mną nie zainteresujesz? - Walę prosto z mostu. Moje oczy są
podpuchnięte.
- To powód, żeby mnie zdradzać? Zrozum, że nic nie
pamiętam do jasnej cholery! Chciałem tylko trochę przestrzeni!
Chciałem wszystko ogarnąć!
- Dobrze się czujesz człowieku?! Jak możesz myśleć,
że cię zdradzam?! - Wstaję i równam się z nim. Jest chamski i
przegina. Bardzo.
- Tak to wygląda!
- Wychodzę z nim, bo ty nawet nie chcesz spróbować
być moim mężem! Ja się staram, a ty i tak masz mnie w dupie!
Jesteś zimny jak lód, próbuję cię stopić, ale ty się nie
dajesz. Już sama nie wiem co mam robić! - Wybucham kolejnym
płaczem. Na ten widok, jego twarz się odpręża. Chyba jest nieco
skołowany.
- Chyba...będzie lepiej jak się wyprowadzę. -
Wzdycha, a mi zamiera serce.
- Że co proszę?! - Pytam wściekła.
- Wyprowadzę się. Odciążę cię i będziesz mogła
robić co ci się podoba. - Tłumaczy.
- O nie! Nie po to gniłam przy tobie bity miesiąc przy
łóżku szpitalnym i nie po to byłam z tobą przez trzy lata, żebyś
teraz mnie zostawił! Nie pozwolę ci na to Naruto! Jesteś dla mnie
zbyt ważny!Rozumiesz? - Dotykam dłonią jego twarzy. To nasza
pierwsza bliższa rozmowa, a raczej kłótnia od ostatnich dwóch
tygodni.
- Sakura, spójrzmy prawdzie w oczy. Jesteś ze mną
tylko z przyzwyczajenia, a ja nawet cię nie pamiętam. Czy to ma
jakikolwiek sens? - Jest bardzo poważny. On naprawdę chce ode mnie
odejść.
- Mylisz się. - Mówię cholernie zła. - Gdyby było
tak jak mówisz, nie ryczałabym całymi nocami w poduszkę, nie
cierpiałabym i przyjaciele nie musieliby mnie pocieszać. Widzę cię
codziennie, a ty dzień w dzień zadajesz mi ból. Odtrącasz mnie.
Nie dasz sobie pomóc. Wiem, że tobie jest najciężej, ale ja też
cierpię. Cierpię, że nie mogę cię przytulić ani z tobą
porozmawiać.
- Sakura...ja...- Przysuwa się do mnie i przytula. To
mnie zaskakuje. Cholernie. Dopiero po chwili oddaję jego uścisk.
- Przepraszam. Sądzę, że nawet dlatego powinienem
odejść. Nie potrafię być twoim mężem. - Wzdycha i się odsuwa.
Zostawia mnie oniemiałą. Odwraca się i chce odejść, ale ja mu to
uniemożliwiam. O nie! Nie zostawisz mnie po tym wszystkim. Nie tak
łatwo!
- Chyba sobie żartujesz! - Wołam i pociągam go za
bark. Kiedy tylko staje twarzą do mnie szybko podchodzę bliżej i
wpijam się w jego usta. Na początku jest zdezorientowany i się
odsuwa.
- Nie utrudniaj tego. - Syczy dysząc.
- Wiem, czuję to, że pragniesz mnie tak, jak ja
ciebie.
Staję lekko na palcach i ponownie składam pocałunek
na jego ustach. Oddaje go, ale po chwili chwyta mnie za ramiona i
odciąga od siebie. Intensywnie wpatruje się w moje oczy i po chwili
to ja jestem zdezorientowana. Przyciąga mnie do siebie i szaleńczo
całuje. Z satysfakcją oddaję każdy płomienny pocałunek
zostawiony na moich ustach. Cofamy się w tył. Czuję coś zimnego
za plecami, to ściana. Naruto przesuwa swoją dłonią od moich
włosów w dół. Pieści moje dawno nie dotykane ciało i zatrzymuje
się dopiero przy moim udzie. Popycha mnie dalej i teraz znajduję
się przy komodzie. Unosi mnie i sadza na mebel. Dłonią rozrywa
moją ulubioną bluzkę i zrzuca ją na ziemię. Boże! Jak ja za nim
tęskniłam.
Perspektywa
Naruto;
Wodzę dłonią po jej nagiej skórze. Ta
kobieta...doprowadza mnie do szaleństwa. Czuję jak unosi w górę
moją koszulkę, która za moment znajduje się na podłodze. Chwytam
ją i unoszę do góry. Oplata nogi wokół mojej tali. Powoli, nie
przerywając pocałunków zmierzam w stronę łóżka, gdzie
spokojnie układam dziewczynę. Czuję chłód spowodowany dotykiem
mojej nagiej skóry o pościel. Nawet to nie jest w stanie ugasić
tego żaru, który czuję. Gdyby tylko zostawiła mnie w spokoju,
odszedłbym. Zaczęła mówić o tym, że mnie kocha i coś we mnie
pękło. Mimo tego chciałem się oddalić, ale wtedy mnie
pocałowała. Poczułem te dziwne uczucie, a kiedy ponownie to
zrobiła nie potrafiłem się ogarnąć. Teraz też nie mogę. Wodzę
dłonią po jej nagiej skórze. Schodzę niżej z pocałunkami.
Zostawiam mokre ślady na jej szyi, mostku i brzuchu. Docieram do
linii, którą wyznaczają jej spodnie. Nie zastanawiając się długo
odpinam guzik i po chwili upadają przy łóżku. Składam
pocałunek na wewnętrznej stronie uda Sakury.
- Oh Naruto. - Słyszę cichy pomruk rozkoszy, który
pada z jej ust.
Uśmiecham się. Mimo tego pieprzonego śmietnika w
naszym życiu pragnę jej, choć nie znam dobrze różowo włosej.
Ten Naruto prawie wcale jej nie zna. Zupełnie niechcący odginam
skrawek jej bielizny całując jej niesamowite ciało, kiedy wracam
ustalonym szlaczkiem do jej pełnych ust. Czuję jak Sakura odpina
pasek od moich spodni. Później pomagam jej się ich pozbyć.
Zostaję w samych bokserkach. Powinienem się peszyć? Jakoś tego
nie czuję. Nasze pocałunki są tak szalone, takie nieokiełznane.
Korzystam z okazji, kiedy zielonooka ma rozwarte usta i plądruję
ich wnętrze językiem. Przestaję pieścić dłonią jej uda i
powoli układam ją pod plecami kobiety. Sprytnie odpinam klamerkę
biustonosza i zachęcony przez jej spojrzenie pozbawiam ją również
jego. Powoli zbliżam usta do jej pełnej piersi i muskam ją
wargami. Czuję jak się spina pod moim dotykiem. Niepostrzeżenie
obejmuje mnie nogami w pasie i teraz to ona nade mną góruje. Składa
czułe pocałunki na moim policzku, szczęce, szyi i klatce
piersiowej. Ogarnia mnie dziwnie znajome uczucie i przebiega mnie
przyjemny dreszczyk. Zaraz po tym mam niewyraźny przebłysk, który
staje się ostrzejszy. Siedzę w jakimś klubie otoczony kobietami,
ale one wcale mnie nie interesują. Na przeciw mnie spostrzegam
różowo włosą piękność, która wzbudza we mnie ogromne
pożądanie. Film się urywa, a ja zostaję przywołany cudowną
rozkoszą do naszej sypialni. Mam dość, jeśli czegoś w tej chwili
nie zrobię to spłonę. Spłonę od tej niespełnionej jeszcze
namiętności. Obejmuję Sakurę w pasie, jedną dłonią uginam jej
kolano, które zaraz kładę na swoim brzuchu. Niespodziewanie turlam
się na bok i teraz ona znajduje się pode mną. Pozbawiam Sakurę
ostatniej rzeczy, która znajduje się na jej ciele i zaraz robię to
samo ze swoimi bokserkami. Pochylam się nad nią i powoli w nią wchodzę widząc zadowolenie w jej oczach. Teraz stajemy się
jednością i od tej pory wiem, że należy tylko do mnie. Czuję to.
Po kilku minutach słyszę jej głos opanowany przez rozkosz.
Wykonuję ostatnie pchnięcie i odczuwam spełnienie, które paliło
mnie od środka. Wyczerpany układam się obok Sakury, która zaraz
po tym wtula się w mój tors. Ostatnie co pamiętam to to, że
okrywam nas kołdrą...
***
Budzę się wraz z kończącym się koszmarem. Nie był
to przyjemny sen. Powoli otwieram oczy i jestem nieco
zdezorientowany. Po sekundzie coś tam w mózgu się styka i łączę
wszystkie fakty. Przyszedłem do Sakury, chciałem odejść, ale mi
nie pozwoliła. Spałem z nią. Spałem z Sakurą i...podobało mi
się to. Cholernie, ale....nie wiem co mam dalej robić. Rozglądam
się i nie widzę jej w pokoju. Siadam na łóżko i przecieram twarz
dłońmi. Do moich uszu dociera szum wody, a zaraz później
rozbijanie się jej o dno prysznica. Mimowolnie wstaję i podchodzę
do drzwi od toalety. To jest....kuszące. Bardzo. Tylko, że...czy
jestem gotowy na ponowną konfrontację? Jednak widok jej ciała,
twarzy i....uczucie tej bliskości jest cholernie pociągające. Mam
ochotę tam wejść i znów pieścić jej ciało, ale...czy nie
odbierze tego źle? Mimowolnie powoli uchylam drzwi od toalety i
widzę ją...Widzę cudowną Sakurę. Upięte włosy tylko dodają
jej seksapilu.
- Naruto, nie krępuj się. - Słyszę jej uwodzicielski
głos i widzę zachęcające spojrzenie.
- Skąd wiedziałaś, że...
- Że tu przyjdziesz? - Dodaje za mnie, a ja kiwam
głową. - Cóż, zawsze to robiłeś. - Uśmiecha się, a ja wchodzę
głębiej zamykając za sobą drzwi. Moje serce wali jak oszalałe
próbując wydostać się z klatki piersiowej.
- Chodź do mnie. - Mówi zachęcająco i lekko odsuwa
się w bok uchylając kabinę prysznicową. Nieświadomy tego co
robię, po chwili znajduję się naprzeciw niej. Przeszywam jej oczy
gorącym spojrzeniem, a ona robi to samo. Po chwili jednak przysuwa
się bliżej i zaplata dłonie na moim karku. Zbliża się i styka ze
sobą nasze ciała, a ja...jestem zdruzgotany. Zdruzgotany tym co ona
potrafi ze mną zrobić. Momentalnie robi mi się gorąco w środku i
ponownie jej pragnę. Bardziej niż wczoraj. Dużo bardziej. Jej
nagie ciało, tuż przy moim...to zbyt wielka pokusa.
- Pocałujesz mnie w końcu? To byłby miły początek
dnia skarbie. - Uśmiecha się zalotnie.
Zbliżam się i po chwili tkwię z nią w namiętnym
pocałunku. Dłonią wodzę po jej boku i docieram do pośladka, na
którym zaciskam dłoń. Sakura przygryza moją wargę, by po chwili
puścić ją z niebezpiecznym uśmieszkiem. Podniecony do granic
możliwości chwytam za jej talię i przyciągam ją jeszcze bliżej
siebie. Nasze nagie ciała stykają się ze sobą w każdym możliwym
miejscu. Kiedy mam przejść już do pierwotnego zamiaru urywa mi się
film. Dosłownie. Widzę ciemność, a po chwili...chyba moje
wspomnienia...
- Mam nadzieję, że mimo wszystko nie zapomnisz o
mnie skarbie. - Widzę brązowowłosą dziewczynę, a naprzeciw
niej...siebie.
- Nie mógłbym. - Mówię uśmiechnięty.
- Zobaczymy co powiesz, kiedy wyjadę. - Zaśmiała
się.
- Że wciąż cię kocham. - Dopiero dostrzegam, że
jestem młody. Mam chyba z szesnaście lat.
- Do zobaczenia misiu. - Po chwili dziewczyna wsiada
do auta. Obserwuję ją dokładnie. Widzę jak rusza i włącza się
do ruchu. Czuję dziwny niepokój w sercu, kiedy ją obserwuję.
Brązowo włosa nie zdąża wyjechać za skrzyżowanie, na
którym...zostaje zmiażdżona. Dosłownie.
- Nie!!! - Słyszę swój krzyk i urywany głos.
Naprzeciw siebie dostrzegam ciężarówkę, która złączyła się z
bokiem jej auta. Biegnę szybko i po chwili docieram na miejsce.
Zachodzę od strony kierowcy i próbuję nieusilnie otworzyć drzwi.
Gdy już to mi się udaje widzę jej zakrwawione ciało i zwisającą
rękę. Ostrożnie wyciągam ją z auta i zrozpaczony bezsilnie
upadam z nią na drogę. Zaczynam reanimować jej drobne ciało, ale
nic nie pomaga.
- Nie zostawiaj mnie! Słyszysz!? Kocham cię! -
Krzyczę. Jestem cały we krwi. Orientuję się dopiero, kiedy
zostaję odciągnięty od dziewczyny.
- Nie! Zostawcie mnie! Muszę jej pomóc! - Krzyczę
i próbuję się wyrwać, ale na marne. Są silniejsi.
- Ona nie żyje. - W tamtej chwili załamał się mój
świat. Nie sądziłem, że ponownie się zakocham, ale...tym razem
tak naprawdę...
- Naruto, co się stało? - Pyta Sakura. Jej dłoń
znajduje się na moim policzku.
- Prześwity wspomnień. - Rzucam szybko ciężko oddychając.
- Jakie wspomnienia? - Zadaje pytanie wyraźnie
zmartwiona.
- Dziewczyna. Widziałem brązowowłosą dziewczynę. -
Odsuwam się od Sakury.
- Kaori. - Mówi prawie bezgłośnie, widzę, że
zadałem jej ból.
- Znałaś ją? - Pytam wyraźnie zmieszany.
- To twoja była miłość. - Uśmiecha się krzywo.
- Umarła. - Stwierdzam.
- Tak. Umarła. - Potwierdza. Powoli odsuwam się od
różowo włosej.
- Znałaś ją? - Zadaję ponownie to pytanie.
- Nie osobiście. - Odpowiada smutna. Chyba boli ją to,
że o niej przypomniałem sobie w pierwszej kolejności.
- Pomogłaś mi się z niej wyleczyć? - Pytam ponownie.
- Można tak powiedzieć, ale nie do końca skarbie. -
Jej prawa powieka oraz brew lekko drga.
- Co masz na myśli? - Jestem zdesperowany, co mam do
cholery zrobić?
- Ja pomogłam ci dopiero później. - Wzdycha i urywa.
Widzę, że jest bliska płaczu.
- Nie przerywaj Sakura, chcę cię posłuchać. - Mówię
zdecydowany.
- W takim razie wyjdźmy stąd. - Widzę jak zakręca
wodę i otula swoje ciało białym szlafrokiem. Mnie podaje czarny,
który szybko chwytam i zarzucam na swoje mokre ciało. Kobieta
chwyta mnie za dłoń i prowadzi do sypialni. Oboje siadamy na łóżko.
Zielonooka bierze głębszy wdech i zaczyna mówić.
- Twoje życie było bardzo...burzliwe. - Wzdycha. -
Miałeś może z piętnaście lat, kiedy poznałeś Kaori. My...nie
znaliśmy się od zawsze. - Bierze kolejny głęboki wdech. - Z tego
co wiem, to była twoja pierwsza miłość...ta najważniejsza,
dopóki nie poznałeś mnie. Przynajmniej tak mi mówiłeś. Kiedy
ona zginęła pogrążyłeś się w smutku i odpłynąłeś do świata
wiecznych zabaw, papierosów, alkoholu, a nawet narkotyków...
- Zmieniłem się, kiedy poznałem ciebie. - Bardziej
stwierdzam niż pytam. Widzę jak lekko kiwa głową.
- Tak, ale wcześniej...zmieniałeś dziewczyny jak
rękawiczki, no i...jedna nawet podejrzewała, że jest z tobą w
ciąży. - Wzdycha. Wiem, że to dla niej trudny temat i
nieodpowiedni czas na rozmowę.
- Kiedy się o tym dowiedziałem? - Pytam zaskoczony.
- W dzień naszego ślubu.
- Co zrobiłem? - Jestem dociekliwy. Kobieta ponownie
wzdycha.
- Powiedziałeś mi wtedy, że mimo wszystko mnie
kochasz i nikt nie spieprzy ci tego pięknego dnia...Jednak spytałeś
dla upewnienia, czy nadal chcę za ciebie wyjść.
- Co odpowiedziałaś? - Wtrącam ponownie jej
przerywając.
- A jak myślisz? Że nie chcę niszczyć życia twojemu
przyszłemu dziecku.
- Ale? - Wiedziałem, że jest coś dalej.
- Ale za bardzo cię pokochałam, żeby zrezygnować. -
Wzdycha. - Ten jeden raz w życiu, byłam cholernie samolubna.
- Co później stało się z tą kobietą?
- Wyszło na jaw, że ona nawet z tobą nie spała i
chciała cię wykorzystać. Obudziłeś się przy niej rano z
okropnym kacem. - Uśmiechnęła się.
- Czyli byłem pijany. - Stwierdzam.
- Tak. - Przyznaje. - Coś jeszcze chcesz wiedzieć? -
Pyta z nadzieją w głosie.
- Nie, chyba starczy. - Widzę jak oddycha z ulgą.
- Przepraszam, ale pójdę się ogarnąć. - Uśmiecha
się krzywo.
- A ja się przewietrzyć i pojechać w jedno miejsce. -
Wzdycham.
- Powiadomić kierowcę? - Pyta z troską.
- Nie, chciałbym załatwić to sam. - Uśmiecham się.
- Okey. - Kobieta wstaje z łóżka i zmierza do
toalety. Idę w jej ślady, ale pragnę wyjść z tego pokoju. - Do
zobaczenia Naruto... - Mówi odwracając się w moją stronę na
chwilę i znikając tak szybko jak to możliwe.
Wychodzę z sypialni już ubrany i zmierzam do auta.
Niektóre fakty mi się przypomniały, dlatego wiem chociażby, które
auto do mnie należy. Tylko, że...nadal nie mogę przypomnieć sobie
kobiety, z którą spędziłem kilka lat. Wsiadam do czarnego
sportowego Audi. Odpalam silnik i od razu słyszę muzykę dla moich
uszu. Ahh ten warkot silnika. Wyjeżdżam z garażu i włączam się
do niedużego ruchu. Chcę odwiedzić jej grób. Chcę odwiedzić
Kaori. Mknę autem pogrążając się w myślach, nie zwracając
uwagi na prędkość jaką rozwijam, bądź z jaką się poruszam. Po
chwili wzbijam się na wzniesienie i zostaję oślepiony lampami
jakiegoś auta. Po chwili do moich uszu dociera przeraźliwy pisk
opon. Kurwa! Znowu?! Widzę przed sobą rozpędzone auto, które
mknie prosto na mnie poruszając się szlaczkiem. Po milisekundzie
dochodzi do nieuniknionego. Czuję mocne szarpnięcie i dźwięk
rozbijanego szkła. Do tego dochodzi jeszcze ten zgrzyt
metalu...Próbuję utrzymać się na siedzeniu, kiedy dochodzi do
mnie, że staczam się z góry kozłując. W tym momencie,
nieoczekiwanie widzę przed oczami małe klatki filmowe, które
wracają do mnie jak bumerang. To wspomnienia. Cholernie dużo
wspomnień. Jest ich tak wiele, ale najważniejsze...widzę ją.
Od tej pory pamiętam dosłownie wszystko wraz z moim poprzednim
wypadkiem. Przerażony słyszę odgłos łamanych kości i ten
kurewski ból...Jest tak mocny, że prawie wcale niewyczuwalny.
Niestety, zatrzymuję się dopiero na drzewie. Na drzewie, którego
konar czuję lewym ramieniem. Tracę przytomność, czuję to,
bo...to tak niewyobrażalnie boli...
Perspektywa
Sakury;
- Nie! To nie on! Mylicie się! - Wrzeszczę będąc w
szpitalu.
- Zaraz go przywiozą, proszę się uspokoić. - Wzdycha
pielęgniarka.
- To na pewno nie mój mąż...nie mój Naruto! -
Strzącham ze swoich polików łzy. Po chwili słyszę otwierane
drzwi i w nich...mojego męża. Padam na kolana...moje nogi są takie
ciężkie.
- Szybko! Na salę operacyjną! Stan
pacjenta...krytyczny! - Słyszę głosy lekarzy oraz odgłos sunącego
wózka. Czuję silne ramiona oplatające moją talię. Ten ktoś
pomaga podejść mi do blondyna. Idąc chwytam jego dłoń. Jest tak
okropnie poturbowany. Wygląda gorzej niż poprzednio. Dlaczego on!
Dlaczego Boże?! Pieprzona przewrotność losu!
- N-naruto! Nie odchodź! Błagam cię! - Wołam za nim,
kiedy jego dłoń zostaje wyrwana z mojego uścisku. Dopiero teraz
uświadamiam sobie, że siedzę na podłodze...szpitalnej podłodze i
płaczę...tak mocno płaczę...
- Proszę Pani? Proszę wstać. - Wzdycha mężczyzna,
który pomógł mi dojść do męża. Jest bardzo miły...
- Przeziębi się Pani. - Wzdycha i powoli unosi mnie w
górę. Odwracam się twarzą do niego. To lekarz. Starszy lekarz.
- D-dziękuję. - Wydobywam z siebie po chwili to jedno
słowo.
Czuję, że chce mi się wymiotować. Niczym piorun
uciekam od lekarza i wbiegam do toalety. Zajmuje jedną z kabin i
oddaję się tej nieprzyjemnej czynności w międzyczasie głośno
łkając. Nie...nie mogę być tutaj. Muszę czekać...muszę czekać
na niego. Ocieram twarz papierem, po czym podchodzę do zlewu i myję
usta. W dogłębnym smutku zmierzam pod salę operacyjną. Nie słyszę
nic, ani nikogo. Liczy się tylko on. Będę wybawiona, czy
potępiona? Przecież, nie mogę go stracić...tak wiele przeszliśmy.
Idę dalej i opadam bezwiednie na krzesełko obok sali operacyjnej.
Ukrywam twarz w dłonie i zaczynam łkać...nie mogę tego opanować.
To jest silniejsze ode mnie. To kolejne katusze, które muszę
znieść, ale czy będę wystarczająco silna? Nie wiem. Jeśli on
umrze...umrę razem z nim. Obiecał, że mnie nie zostawi, nie może
tego zrobić...prawda? Obietnic się nie łamie. Nie wiem ile tu już
siedzę i nie wiem, czy rodzice mojego blondyna wiedzą co się
stało. Oni się załamią. To ich jedyny syn. Jezu, ja tak
cierpię...tak bardzo cierpię. Opieram się o oparcie krzesełka i
pustym wzrokiem wpatruję w ścianę naprzeciwko mnie. W mojej
głowie słyszę jedynie cykanie zegara i przesuwające się
wskazówki po jego tarczy. Długo to trwa...zbyt długo. Mam
najgorsze myśli...Same czarne scenariusze. Moją uwagę przykuwają
dopiero otwierane drzwi. Wraz z dźwiękiem zamykania podnoszę się
w górę.
- Cz-czy mój mąż żyje? - Pytam cicho, kiedy widzę
doktora w białym fartuchu. Dopiero teraz go rozpoznaję.
- Sakura? Siedzisz tu od dwóch godzin? - Pyta
zmartwiony.
- Operowałeś go? - Wykrztuszam te słowa z zaciśniętym
gardłem.
- Tak. - Odpowiada z wahaniem.
- Co z nim? Żyje? - Mówię ożywiona.
- Sakura...Operacja przebiegła pomyślnie, ale...jego
stan nadal jest krytyczny. - Wzdycha i obejmuje mnie w pasie. Stoję
z opuszczonymi rękoma w dole. Nie wiem co mam powiedzieć...mam
dość. Czuję jak po moich policzkach znów spływają palące łzy.
- Czy chcesz do niego zajrzeć? Ostrzegam, że to nie
będzie przyjemny widok. - Gładzi moje włosy. Wiem, że jest mu
mnie szkoda, nawet bardzo. Słyszę to w jego głosie. Niezauważalnie
kiwam głową.
- Dobrze. Chodź za mną. - Dodaje i chwyta moją dłoń.
Powoli ciągnie mnie tylko w sobie znanym kierunku. Dochodząc do
recepcji zauważam burzę czerwonych włosów.
- Sakura! - Krzyczy kobieta i od razu do mnie podbiega.
Wtula się we mnie.
- Ja...Nie wytrzymam dłużej. - Łkam w jej objęciach.
- Spokojnie dziecinko...wszystko będzie dobrze. -
Pociesza mnie chcąc uwierzyć we własne słowa.
Po chwili dochodzi
do nas Minato i przyciąga nas obie. Kątem oka dostrzegam zmarszczki
na jej czole i loczek siwych włosów. Boże! To przez niego, przez
zmartwienia.
- Ten cholernik jest silny, da radę. - Mówi łamiącym
głosem. Wiem, że płacze, słyszę to.
- Możemy do niego iść? - Zadaje pytanie Kushina.
- Jesteście rodzicami? - Pyta Amura.
- Tak. - Odpowiada drżącym głosem kobieta.
- W takim razie proszę za mną. Zrobię ten wyjątek i
wpuszczę trzy osoby. - Uśmiecha się pokrzepiająco.
W ciszy idziemy za młodym doktorem. Nie wiem co mam
powiedzieć rodzicom Naruto. Nie wiem jak ich pocieszyć
skoro...skoro sama nie potrafię pocieszyć siebie. Nagle przystajemy
przed pokojem numer dwieście. Boję się tam wejść. Nie wiem co
zastanę...jeśli tam wejdę...serce pęknie mi kolejny raz, na sto
procent. Amura powoli uchyla drzwi i kiedy dostrzegam czuprynę
mojego męża i te wyniszczone ciało przykładam dłoń do ust, żeby
stłamsić jęk rozpaczy. Znów czuję łzy. Widząc moją reakcję
Minato mocno obejmuje mnie w pasie. Powoli wyrywam się z jego objęć
i zmierzam do Naruto. Jego twarz jest lekko opuchnięta, jego cudowne
usta rozcięte, dłoń złamana...Cudem powstrzymuję się od krzyku.
Odwracam wzrok w bok...to jest straszne. Podchodzę coraz bliżej i
umieszczam oczy na jego twarzy. Kątem oka spostrzegam krzesełko,
które od razu przyciągam pod jego łóżko i siadam. Powoli
wyciągam dłoń w jego kierunku i z wahaniem chwytam kruchą rękę
blondyna. Składam na niej całusa i mocno płaczę. Co on musiał
przeżyć w tym aucie?
- H-hej. - Słyszę jakiś pomruk. Podnoszę głowę i
widzę jego przeszywające spojrzenie.
- Kochanie! - Krzyczę uradowana.
- P-pamiętam. - Mówi cicho.
- Co? - Dopytuję, bo nic nie usłyszałam.
- P-pamiętam...pamiętam c-ciebie. - Widzę coś
podobnego do uśmiechu.
Moje serce tryska radością. Zbliżam się i
całuję go w usta. Płaczę, ale teraz zupełnie sama nie wiem
dlaczego. Ze szczęścia, a może ze smutku?
- To najwspanialsza wiadomość kotku. - Mówię cicho.
- Sakura? - Mówi.
- Hm? - Stać mnie tylko na tyle.
- K-kocham cię...pamiętaj o tym. - Mówi słabo.
- Wiem, powiesz mi to jeszcze milion razy. - Uśmiecham
się, ale widzę jego wystraszony wzrok i sama zaczynam się bać.
Głośno przełyka ślinę.
- Was też k-kocham. - Mówi do rodziców stojących za
mną.
- Dlaczego o tym mówisz? - Pyta Kushina.
- M-mamo, tym razem nie dam rady. - Słyszę jego
przeraźliwy kaszel.
- Co? O czym ty mówisz? - Pyta wystraszony Minato.
- O moim życiu. - Uśmiecha się krzywo.
- Co? Nie wygaduj głupstw. - Słyszę za sobą Kushinę.
Jej głos wypełniony jest niesamowitym bólem. Kobieta podchodzi do
niego i muska wargami jego policzek.
- My też cię kochamy i nie waż się nas zostawiać
gówniarzu. - Odpowiada groźnie Minato. Słyszę przeraźliwy śmiech
Naruto. Nie wiem co mam o tym myśleć. On jest jeszcze pod wpływem
narkozy...dlatego majaczy.
- Napiłbym się kawy. - Mówi cicho. - Z tobą. -
Wskazuje na moją osobę. Na moich ustach pojawia się uśmiech.
- Jak wrócimy do domu skarbie. - Mówię.
- Yhym. - Mruczy i zaczyna kaszleć. Mimowolnie zakrywa
usta dłonią. - Przepraszam was, nie chciałem.
- Kochanie co ci jest?! - Mówię przerażona. Naruto
lekko uchyla dłoń i widzę czerwoną maź. Przecież to...krew! W
panice naciskam guzik i po dziesięciu sekundach w sali zjawia się
Amura wraz z dwoma dziewczynami.
- Co jest? - Pyta.
- Kaszle krwią! - Mówię w panice.
- Cholera! - Krzyczy mężczyzna. - Wyprowadźcie ich
stąd! - Podbiega do mojego męża i stara się mu pomóc. Widząc
nas kątem oka krzyczy. - Natychmiast!
Zostajemy odciągnięci przez dwóch pielęgniarzy.
Spanikowana osuwam się po zimnej ścianie na korytarzu, co się
właśnie przed chwilą stało? Nawet nie mam siły na płacz, chyba
już wszystko wypłakałam. Podnoszę się, ale moje nogi są tak
ciężkie, że z powrotem osuwam się na podłogę. Podejmuję
kolejną próbę i kiedy mi się udaje podchodzę do szyby. Widzę
coś przerażającego. Naruto leży nieruchomo na łóżku, a Amura
usiłuje ratować mu życie. Raz za razem uciska jego klatkę
piersiową. Moje dłonie automatycznie znajdują się przy twarzy.
Kręcę głową z niedowierzaniem.
- Naruto!! - Pisk urywa się z mojego gardła.
Nie mam siły...Widzę jak drugi lekarz chwyta dłoń
Amury kręcąc głową, ale on nie przestaje. Dalej wykonuje masaż
serca. Po chwili po raz kolejny zabiera jego dłoń krzycząc coś,
ale nie wiem co. Mężczyzna odwraca się w moją stronę...jego
wyraz twarzy....mówi wszystko sam za siebie. Wpadam w histerię...nie
obchodzi mnie kto mnie widzi. Upadam na podłogę i ukrywam twarz w
dłoniach. Płaczę...nie wierzę w to co widzę.
- Przepraszam...- Słyszę jego skruszony głos. -
Zrobiłem wszystko co w mojej mocy, ale...on odszedł. - Mówi
smutny. Nie zwracam na to uwagi, bo wciąż płaczę. Jego słowa
odbijają się echem w mojej duszy. Słyszę Kushinę, która też
głośno płacze.
- Naruto...on dostał krwotoku wewnętrznego. Nie mogłem
nic zrobić...tak bardzo żałuję Sakura.
Podnoszę na niego wzrok. Widząc moją twarz przebiega
przez niego grymas bólu. Próbuję wstać. Widząc to Amura mi
pomaga. Czuję się otępiała... Powoli idę w stronę mojego męża.
Dochodzę do niego i widzę prześcieradło, spod którego wyłaniają
się kosmyki jego bujnych włosów, które tak uwielbiam czochrać.
Niekontrolowanie rzucam się na jego ciało. Odkrywam jego twarz,
żeby zobaczyć go jeszcze choć przez chwilę. Całuję jego usta,
ale czuję tylko chłód. W melancholii rzucam się na jego
ciało...Jestem pogrążona w boleści. Życie jest takie
kruche...Właśnie straciłam swój sens życia, a przecież rano
miałam go jeszcze przy sobie...
20
Lat później...
Stoję właśnie przed pewnym domem. Domem, w którym
przebywa moja miłość. Tak odległa, a jednocześnie tak bliska.
Podchodzę bliżej i wpatruję się w niego pustym wzrokiem.
„Namikaze Naruto, wspaniały mąż...i ojciec”
Czytam wyrazy, które zostały wyryte na nagrobku mojego
pierwszego męża. Mała łza spływa po moim policzku. Składam hołd
w postaci czerwonej róży, którą zawsze od niego
dostawałam....Naruto...to był wspaniały człowiek, którego moje
serce za nic w świecie nie chce z siebie wyrzucić. Mimo tego, że
mam następnego męża, on zajmuje wyjątkowe miejsce w moim sercu,
którego nikt nie wykradnie. Niesamowite jak bardzo go kochałam
i...kocham nadal. Może to głupie, ale czasem czuję, jakbym go
zdradzała, mimo upływu lat.
- Kochanie? Możemy już iść? - Pyta mężczyzna
stojący obok mnie.
- Jeszcze chwilka Amura. - Uśmiecham się do niego
czule. Po śmierci mojego blondynka bardzo się ze sobą zżyliśmy,
aż w końcu postanowiliśmy się pobrać.
- Mamo? - Słyszę niepewny głos Kiry.
- Tak? - Pytam spoglądając na córkę.
- Cz-czy on cierpiał? Nigdy mi tego nie powiedziałaś.
- Pyta cicho. Spoglądam na mężczyznę, bo nie znam odpowiedzi na
to pytanie.
- Nie Kira. Twój ojciec...był wtedy jeszcze pod
wpływem narkozy, dlatego nic nie czuł. - Widzę, że Amura chwilę
się zastanawia. - Tuż przed śmiercią...kazał mi przekazać, że
zawsze będzie obok swojej rodziny.
Widzę jak dziewczynie zbierają się łzy w oczach, nie
ukrywam, że mi także. Nie cierpię rozdrapywać starych ran..to tak
cholernie boli. Razem z Naruto odeszła cząstka mnie...
- Chodźmy, bo dziadek się zezłości. - Mówi
dziewczyna.
- Tak...Jestem ciekawa jak tam poradził sobie Natsuo. -
Mówię uśmiechnięta, kiedy zmierzamy do samochodu.
- Na pewno poradził sobie z tym klientem. W końcu
odziedziczył dryg po tacie. - Odpowiada pewnie dziewczyna.
- Tak? A skąd ty to wiesz? - Uśmiecham się.
- Tak powiedział mi dziadek.
- Ma rację. - Przyznaję. - Natsuo to wierna kopia
Naruto.
- A ja ciebie? - Zaśmiała się.
- Nie do końca skarbie. - Przyznaję. - Może wygląd
odziedziczyłaś po mnie, ale charakterek to ty masz mieszany. - Moja
córka spogląda na Amurę.
- Na mnie nie patrz słonko. Nie znałem tak dobrze
twojego ojca. - Broni się.
Mimo tego, że przez te wszystkie lata był dla nich jak
ojciec, to zawsze brakowało im tego biologicznego. Mimo tego, że
wcale nie znali Naruto, zajmował w ich życiu ważne miejsce. Fakt,
że jestem w ciąży odkryłam dopiero tydzień po jego śmierci. To
był cholernie ciężki czas w moim życiu. Doskonale pamiętam noc,
od której wszystko się zaczęło. Dzięki której zyskałam owoc, a
raczej owoce naszej ogromnej i niezwykłej miłości. On tak bardzo
chciał mieć dzieci...szkoda tylko, że jego pragnienie zostało
wysłuchane dopiero wtedy, kiedy musiał odejść z tego świata.
Jestem pewna, że i tak mój ukochany mąż cieszy się z tego, że
został ojcem dwóch kochanych istot. Nasza miłość była pełna
namiętności, pasji, czułości, ale także bólu, który został ze
mną do tej pory. Nigdy nie zapomnę jego błękitnych tęczówek,
które wpatrywały się we mnie każdego dnia, każdego poranka, jego
dotyku, który pieścił moje ciało w każdej wolnej chwili i co
najważniejsze jego szczerego uśmiechu, którego brakuje mi chyba
najbardziej z tego wszystkiego. Ludzie mówią, że pierwsze o czym
zapominamy to głos ukochanej bądź bliskiej nam osoby i chyba mają
rację. Tak przynajmniej jest w moim przypadku. Mimo tego, że jestem
szczęśliwa...oddałabym wszystko, żeby jeszcze raz go zobaczyć,
przytulić, pocałować, albo chociaż z nim porozmawiać, aby
usłyszeć jego głęboki i pełen czułości głos. Nasza miłość
jest po prostu....Wieczna...
Koniec
~.~
Hej misie! Wrzucamy Wam ostatnią część Short-Story. Taka rozgrzewka tuż przed głównym opo. Zostawcie coś po sobie ;) Hope you like it! Patty&Paula
Dlaczego go zabiłyście? :c Już liczyłam na to, że przypomni sobie wszystko, ale nie przed śmiercią xD Nie jest to szczęśliwe zakończenie, za co macie ode mnie wielki plus, bo... Nie wiem jak to wytłumaczyć, więc po prostu napiszę, że wyróżniłyście się od innych opowiadań XDD Mam nadzieję, że będzie więcej takich historyjek, podobnych do tej ;)
OdpowiedzUsuńRozpłakałam się na końcu. Opowiadanie boskie!
OdpowiedzUsuńPozdro <3
Boże ryczę. Piękne opowiadanie, taka odskocznia bo zawsze happy end a tu nie, mega dobrze się czytało, kilka łez poleciało na końcu, pozdrawiam i życzę weny wasz największy fan płci męskiej.
OdpowiedzUsuńTo bylo piekne, prawie sie poryczalam. Szkoda, ze Naruto nie zyje w tej krotkiej historii ale mimo to podobalo mi sie. Czekam na pierwszy rozdzial glownego opo. Zycze wam weny dziewczyny :)
OdpowiedzUsuńTo było cudowne po popłakałam się na końcu czemu go zabilyscie. Czekałam na tą chwilę kiedy sobie przypomni Sakure, ciesze się że sobie przypomnial ale nie myślałam że umrze. Czekam na rozdział z głównego opowiadania. Pozdrawiam i życzę weny. Gulbiszonka
OdpowiedzUsuńhej moje miłe Właśnie przeczytałem Short-Story i muszę przyznać że trochę mą to wstrząsnęło. Nie przypuszczałem, że uśmiercicie głównego bohatera. przyznam się szczerze, że niewiele brakowało by z oczu pociekło mi kilka łez.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na główne opowiadanie.
Pozdrawiam wasz fan Kuraj
Nie zaprzeczę zakończenie mnie zaskoczyło ale macie za to ode mnie wielki szacunek bo wyróżniacie swe Short-Story jak i one-shoty czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuń