poniedziałek, 5 września 2016

#2 Short-Story

- Nie wiem co mam ci powiedzieć. - Wzdycham, a ona się śmieje.
- Odwzajemniłeś mój pocałunek z grzeczności, żeby mnie nie urazić, a może dlatego, że pociągam cię w jakiś sposób? - Mówi spokojnie i wtula się w mój tors. To przyjemne, bardzo przyjemne mieć taką kobietę przy sobie.
- To raczej nie była grzeczność. - Mruczę cicho pod nosem.
- Raczej? - Jest nieustępliwa.
- Tak. Obstawiam, że zauważyłaś jak bardzo atrakcyjną kobietą jesteś. - Czuję się trochę dziwnie tak z nią rozmawiając.
- Czujesz do mnie tylko pociąg fizyczny? - Pyta. Udaje mi się wychwycić odrobinę nadziei w jej głosie.
- Nie wiem...- Chwilę zajmuje, kiedy dobrze się zastanowię. - Nie. Zdecydowanie nie czułem tylko tego. - Odsuwa się i patrzy mi prosto w oczy.
- A...czy możesz odpowiedzieć mi w pełni na to pytanie? - Wodzi paznokciem po moim torsie, a ja aż drżę pod jej dotykiem.
- Nie wiem konkretnie co to było, ale...na pewno było to bardzo pozytywne.
- Tak?
- Mhm. Chciałbym wrócić do naszego domu. - Podkreślam ostatnie słowa i widzę zadowolenie na jej twarzy.
- Naprawdę? - Pyta dla upewnienia.
- Tak. Może...może tam bym coś sobie przypomniał. - Wzdycham.
- Wszystko jest możliwe.
- Mogłabyś powiedzieć mi, dlaczego obwiniasz się o mój wypadek? - Pytam nagle, a na jej policzki wkrada się drobny rumieniec. Pamiętam co mi powiedziała.
- Bo gdybym cię zatrzymała i nie puściła do tego pieprzonego biura to nic by się nie stało.
- Czekaj, bo trochę się pogubiłem. Że niby jak miałaś mnie zatrzymać? Z opowiadań ojca wiem, że miałem odwieźć coś księgowej. Nie mogłaś zmusić mnie do zostania. - Wzdycham.
- Oj uwierz, że mogłabym zatrzymać cię tamtego dnia w domu. To nie było ważniejsze ode mnie i gdybym powiedziała choć jedno słowo...zostałbyś i wcale byś się nie wahał. - Na mojej twarzy widnieje lekkie zdziwienie. 
Przecież mama mówiła mi, że jestem typem odpowiedzialnego człowieka. Nic z tego nie rozumiem. Drapię się po głowie i przejeżdżam kilkakrotnie dłonią po włosach.
- Kompletnie nie rozumiem o czym mówisz.
Wzdycham ukazując zdezorientowany uśmiech widniejący na moich ustach.
- Jesteś mężczyzną Naruto. Możesz domyślić się co zaszło między nami ostatniej nocy. Jak zwykle byłeś nienasycony. - Sakura chichocze, a mi robi się dziwnie głupio. 
Nie mam pojęcia co jej odpowiedzieć. Może już nie jestem tym samym mężczyzną, może mój charakter i usposobienie diametralnie się zmieniło?
- Mogłabyś powiedzieć mi kim jest Ino? - Mocno skonsternowany zmieniam nagle temat.
- Skąd kojarzysz to imię? Nie pamiętam, żebym ci o niej mówiła. - Pyta zaskoczona.
- Nie wiem. Tak jakoś utkwiło mi w głowie. - Odpieram poważnie.
- To nasza przyjaciółka. Traktujemy ją jak siostrę, ale jak to możliwe, że... - Nasza rozmowa zostaje przerwana przez otwierające się drzwi. 
Patrzę w ich kierunku i dostrzegam w progu brązowowłosą kobietę, piękną kobietę. Tuż przy niej stoi wysoka blondynka z trochę większym brzuchem z przodu. Za nimi zaś dostrzegam dwóch mężczyzn, blondyna i kruczowłosego. Ten pierwszy jest nieco niższy od drugiego. Na ich twarzach widnieje szeroki uśmiech, czego nie mogę powiedzieć o sobie. Nie znam ich i tyle.
- Naruto, ty kretynie! - Krzyczy brązowowłosa. 
Dwie kobiety podbiegają do mnie i obchodzą z obydwu stron. Zanim zdążam się zorientować tkwię z nimi w niedźwiedzim uścisku.
- Wiedziałam, że nas nie zostawisz. - Kolej przyszła na blondynkę.
- Ehmm, przepraszam, ale...znamy się? - Jestem bardzo poważny. Dziewczyny odsuwają się ode mnie i uważnie lustrują wzrokiem. Spoglądam to na jedną to na drugą i nie mogę wyczytać niczego z ich twarzy.
- Żartujesz prawda? - Odzywa się nagle rozbawiona niebieskooka.
- Nie nabierzesz nas, o nie. - Wtóruje jej brązowowłosa. Mężczyźni weszli już do sali i uważnie się przyglądają.
- Dziewczyny...on nie żartuje. - Wzdycha smutno Sakura. Widzę zaskoczenie na ich twarzach, a później skołowanie. Chyba już do nich dotarło. Zapada grobowa cisza.
- W takim razie...Jestem Justin...twój przyjaciel. - Blondyn uśmiecha się wesoło, podchodzi do mnie i podaje mi dłoń, którą po chwili chwytam.
- Miło mi cię...poznać? - Mówię. To chora sytuacja. Kolejna chora sytuacja.
- Jestem Sasuke młotku. Jak mogłeś mnie zapomnieć? Swojego największego rywala? Tak się nie robi wspólniku. - Wzdycha i podchodzi w moją stronę.
- Gdyby to ode mnie zależało...
- No nie wierzę! Zapomnieć o Saki! Toż to szczyt chamstwa jest! - Dramatyzuje zielonooka. Nachyla się i daje całusa w policzek. Mimo wszystko wydają się oni miłym towarzystwem.
- Ino, moje imię to Ino. - Więc to ona? Uśmiecha się na przymus. Ten uśmiech przepełniony jest smutkiem, wyraźnym smutkiem.
- Jak tam nasz maluszek? - Inicjatywę przejmuje Sakura podchodząc do blondynki i gładząc jej wystający brzuch. Oh, czyli jest w ciąży.
- Nawet dobrze. Nie dokucza mi za bardzo, więc się cieszę.
- Tak, na początku było ostro. - Śmieje się kruczowłosy.
- Sasuke, nie przesadzaj. - Upomina go moja żona. - Kobieta w ciąży to świętość, zakoduj i zapamiętaj. - Uśmiecha się do niego.
- Jesteś w ciąży? Gratuluję. - Wtrącam swoje cztery grosze. Może niepotrzebnie? Teraz wszyscy się na mnie gapią.
- Dziękujemy. To drugi miesiąc. - Tym razem Ino uśmiecha się prawdziwie.
- Znacie płeć dziecka? - Pytam.
- Nie, jeszcze na to za wcześnie.
- Rozumiem. - Uśmiecham się.
- W jakie bagno żeś musiał się wpakować pod moją nieobecność. Wystarczyło, że zostawiłam cię na dwa tygodnie, a ty odpierdzieliłeś taką manianę. - Dostaję wyraźne upomnienie od Saki.
- Skarbie, daj mu spokój. To nie jego wina, że miał wypadek. - Ucisza ją Justin.
- Może i nie jego, ale i tak mu się oberwie. - Prycha.
- Tak jak zawsze. - Wzdycha blondyn.
- Niestety, taką mam naturę. Po co żeniłeś się z wredną suczą? - Pyta z perfidnym uśmiechem.
- Nie jesteś wredną suczą, a nawet jeśli, to moją. - Uśmiecha się do niej, a ona do niego.
W powietrzu czuć ich miłość. Spoglądam na Sakurę, uśmiecha się. Chyba po raz pierwszy tak prawdziwie od mojego wybudzenia. Zagryza wargę i w tym momencie nasze spojrzenia się krzyżują. Powoli widzę, jak jej uśmiech zanika, to mnie niepokoi.
- Bo aż mdło się robi. - Wzdycha kruczowłosy wyrywając nas tym samym z zamyślenia.
- Uważaj, bo uwierzę, że ty się tak z Ino nie zachowujesz. - Upomina go Saki.
- Miło się was słucha. - Wypalam.
- Fajnie, że tak sądzisz. - Uśmiecha się blondynka.
- Chciałbym was pamiętać. Wszystkich, ale jakoś nie mogę sobie nic przypomnieć. - Mówię skonsternowany.
- Wszystko przyjdzie w swoim czasie. - Odpowiada Justin.
- Sakurcia na pewno ci pomoże przystojniaczku. - Ino puszcza do mnie oczko.
- Oh, to na pewno. - Zaśmiała się Saki.
- Nie bądźcie zgryźliwe. - Napomina je Sasuke.
- No co? To najprawdziwsza prawda mój przyjacielu. - Odpowiada Saki.
- Wi...- Do pokoju wchodzi jeszcze jedna osoba. Zaznajamiając się z sytuacją dodaje. - tam. To jeszcze raz ja. Chciałbym zabrać Pana na badania. - Mówi doktorek. Kiwam w jego stronę.
- Wybaczcie, ale muszę się ulotnić. - Uśmiecham się, a Amura, bo chyba tak miał na imię, podchodzi w moim kierunku.
- Przygotowałem wózek, bo Pana mięśnie nie doszły jeszcze do odpowiedniej formy. - Uśmiecham się i odkrywam. Zsuwam nogi z łóżka i staję obok niego. Podchodzę kilka kroków i siadam na ustrojstwo. Widzę zaskoczenie lekarza.
- Trochę sobie chodziłem, kiedy mi się nudziło, ale moje nogi są nadal zmęczone. - Tłumaczę.
- Rozumiem. No to jedźmy na te badania. - Zaśmiał się.
- Do zobaczenia. - Mówię, kiedy wychodzimy za drzwi.
- Długo zna się Pan z Sakurą? - Pytam, kiedy jedziemy korytarzem.
- Odkąd Pana tu przywieziono. - Wzdycha.
- To piękna kobieta prawda? - Drążę temat.
- Tak, w rzeczy samej. - Odpowiada.
- Łatwo się w niej zakochać. - Podsuwam.
- Czy Pan coś sugeruje?
- Ja? Nie, po prostu stwierdzam fakty. - Uśmiecham się pod nosem.
- Och daj spokój, obaj wiemy, że do czegoś pijesz. - Przyznam, jest mądry.
- Odkąd przeszliśmy na Ty? Czujesz coś do niej prawda? - Nie patyczkuję się.
- Jesteśmy w tym samym wieku, więc uważam, że nie ma potrzeby używania grzecznościowych zwrotów.
- Odpowiesz na moje pytanie? - Irytuje mnie.
- Tak, chyba tak. Przynajmniej tak sądzę. - Odpowiada, kiedy skręcamy w prawo.
- Nie starasz się z tym ukrywać. - Wzdycham, czuję rozchodzące się gorąco w moim wnętrzu. Powinienem tak się czuć, kiedy myślę, że ona mogłaby...być z nim, a nie ze mną?
- Spokojnie. Nie zamierzam odbić ci żony, jesteśmy przyjaciółmi. To wszystko.
- Teraz tak mówisz, ale co będzie potem? Nikt tego nie wie. - Jestem niepewny siebie. Z tego co wiem, kiedyś taki nie byłem. Wręcz przeciwnie.
- Twoja żona nie jest zainteresowana innymi mężczyznami poza tobą, a ja nie jestem takim chamem, który korzysta z nieszczęścia innych. - Mówi, kiedy wjeżdżamy na salę...

Perspektywa Sakury;
Siedzę sobie sama i czekam na Naruto. Nasi przyjaciele już poszli, bo mają pracę i niestety nie mogą siedzieć bezczynnie. Co prawda Ino obecnie nie pracuje, ale ma umówioną wizytę do ginekologa. Zastanawiam się, czy nie jestem zbyt śmiała w związku ze swoim mężem. Cholera, on musi czuć się strasznie. Nie chciałabym być na jego miejscu, ale kto chciałby również być na moim? Chyba nikt. To możliwość nowego startu, ale nie dla takich osób jak my. Mamy wspólną, cudowną przeszłość, o której nie można zapomnieć. Może go peszę? On jest dla mnie kompletnie znajomą osobą, a ja dla niego, jestem obca. Musi poznać mnie od nowa, od podstaw. To tak jakby zacząć nowy związek. Na początku jest krępująco, ale potem to się zmienia. Pamiętam to jak dziś. Na samym starcie nie wiedzieliśmy dokładnie jak zachowywać się w swoim towarzystwie. Baliśmy się powiedzieć coś co okazałoby się głupie, ponieważ mogliśmy stracić się wzajemnie. To były piękne czasy, ale nie potrzebuję przechodzić tego ponownie. Przecież to mój mąż. Czekam tu sama już od dobrej godziny, a go nadal nie ma. A jak coś jest nie tak? Jeśli jutro go nie wypiszą? Oszaleję sama. Chcę mieć go przy sobie przez cały czas. Już i tak wystarczająco przeżyłam bez niego. Patrzę na zegarek, czternaście po piętnastej. Nim zdążam zawrócić wzrokiem, do pokoju wchodzi Amura razem z moim uśmiechniętym blondynkiem.
- Wszystko dobrze? - Pytam zmartwiona.
- Właściwie to możesz zabrać go nawet dzisiaj. - Uśmiecha się przystojny doktor.
- Naprawdę? - Pytam uradowana.
- Tak Sakura. - Uśmiecha się.
- Chciałbyś? - Zwracam się do mojego przystojniaczka.
- Jeśli nie masz nic przeciwko. - Odpowiada spokojny.
- Nawet tak nie myśl. Będę zachwycona jak zechcesz wrócić już dzisiaj. - Mówię. W tych potarganych włosach wygląda jeszcze przystojniej.
- W takim razie wracam z tobą już dzisiaj. - Uśmiecha się smętnie. Coś go gryzie, ale nie wiem jeszcze co.
- No dobrze, zostawię was samych, poczekam przy recepcji, kiedy będziecie wychodzić. - Mówi Amura.
- Okey, dziękuję ci bardzo. - Mówię nie patrząc na niego. Wlepiłam swój wzrok w blondyna. Słyszę zamykane drzwi, Naruto również się na mnie patrzy.
- Stało się coś? - Pyta nagle.
- Nie. - Odpowiadam krótko.
- To dlaczego tak na mnie patrzysz?
- Bo się stęskniłam, a po drugie będę miała cię przy sobie. - Stwierdzam.
- Nie było mnie dosłownie przez godzinę, a ty się już stęskniłaś? - Pyta nie ukrywając zdziwienia. Auć! Zabolało.
- Czekałam na ciebie cztery tygodnie i godzinę. Wystarczająco, nie sądzisz? - Unoszę jedną brew w górę. Po raz pierwszy od jego wybudzenia widzę ten jego firmowy, seksowny uśmieszek.
- To cholernie długi szmat czasu ci powiem.
- Wiem. Mimo wszystko warto było. - Odpowiadam i zdaje mi się, że go zaskakuję.
- Nawet jeśli nie mam wspomnień? Wspomnień o tobie Sakura? Po co ci taki mąż, przecież jestem nieużyteczny. - Stwierdza z drobnym przekąsem. Wpatruję się w niego.
- To co właśnie powiedziałeś było głupie. Nie jesteś bezużyteczny. To wciąż ty Naruto. Trochę zagubiony, może przerażony, zmieniony, ale to wciąż ty. Mój ukochany, seksowny mąż, którego nie zamieniłabym na nikogo innego. - Wzdycham i podchodzę do niego. Ku mojemu zdziwieniu blondyn wstaje z wózka i staje naprzeciw mnie.
- A co mi powiesz jeśli nie odzyskam pamięci? Co wtedy zrobimy? - Jest bardzo poważny, a ja czuję ukłucie w sercu. A jeżeli nie pokocha mnie od nowa?
- Nie wiem...to już będzie twoja własna decyzja. - Opuszczam głowę w dół, nie chcę, żeby widział mój smutek i wątpliwości. Od zawsze wiedział, że coś ze mną nie tak, kiedy tylko spojrzał w moje oczy. Czuję ciepły dotyk na podbródku i po chwili patrzę na niego.
- Wiem, że nagle posmutniałaś. Powiedziałem coś przykrego? - Pyta czule.
- Przynajmniej to ci zostało. - Zaśmiałam się.
- To znaczy?
- Zawsze troskliwy. - Wzdycham.
- Dlatego pytam o co chodzi.
- Pomyślałam sobie...pomyślałam sobie o tym, że...możesz nie czuć do mnie tego co przed wypadkiem i to mnie trochę podłamało. - Wyznaję. Chcę być z nim szczera, jednak oczekuję tego samego od niego.
- O co dokładnie ci chodzi? - Słyszę zaciekawienie w jego głosie.
- O to, że możesz nie darzyć mnie takimi uczuciami co wcześniej.
- A co jeśli już to robię? - Jest tak cholernie przekonywujący.
- A robisz? - Pytam cicho.
- Możliwe. - Zbliżamy się do siebie coraz bliżej. Po chwili zagłębiamy się w czułym pocałunku. Nie są one jak dawniej, szalone i nieokiełznane. Są spokojne, ale pełne namiętności i czułości.
- To co, jedziemy? - Pyta odsuwając się.
- Spakowałam ci rzeczy. - Zachichotałam.
- Kiedy ty to zrobiłaś? - Pyta zdziwiony.
- Podczas twoich badań. Miałeś co prawda wychodzić jutro, ale nie potrzebowałbyś nic z tych rzeczy, więc postanowiłam na coś się przydać. - Wiem, po prostu wiem, że nie bardzo potrafi wczuć się w swoją rolę. Próbuje, ale nie wychodzi mu to tak dobrze. Czego ja głupia oczekuje? Że będzie tak samo jak przed pieprzonym wypadkiem? Na pewno nie, muszę to w końcu przyswoić do wiadomości.
- Chodźmy już, nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć, gdzie żyję na co dzień. - Uśmiecha się. Widzę, że to sztuczny uśmiech. Jest zmienny, bardzo zmienny. Jego sposób zachowania. Kątem oka dostrzegam jak bierze w dłoń torbę i podchodzi do mnie.
- Panie przodem. - Moje kąciki ust unoszą się w górę. Spoglądając na niego opuszczam salę szpitalną. Ten jego ruch był tak znajomy...szkoda tylko, że tego nie pamięta.
- Oh, już jesteście. - Widzę smętny uśmiech na twarzy Amury.
- Tak. Nareszcie moje marzenie się spełni. - Mówię podchodząc do recepcji. Naruto idzie za mną, dlatego dobrze go nie widzę.
- Uważaj kobieto, będę dzwonił. - Zaśmiał się.
- Dzwoń jak najczęściej, chętnie się z tobą spotkam. - Jestem szczera.
- Fajnie wiedzieć. Trzeba podtrzymywać znajomości. - Mruga do mnie.
- A szczególnie takie, od których dostało się sporo pomocy. - Dotykam jego barku. Bardzo lubię Amurę. Pomógł mi przejść moje osobiste piekło, gdyby nie rady jego i moich przyjaciół, dawno bym oszalała.
- No dobra. Koniec tych czułości. - Zaśmiał się. - Wypisałem już twojego męża, więc spokojnie możecie ruszać w drogę.
- Dziękuję jeszcze raz za twoją pomoc. Nawet nie wiem, jak ci się odwdzięczę.
- Już to zrobiłaś, a teraz wynocha. - Pogania nas doktorek.
- Do zobaczenia Amura. - Mówię.
- Do zobaczenia Sakura. - Uśmiecha się. Odwracam się w stronę męża. Jest zamyślony, bardzo zamyślony. Nie mogę nic wyczytać z jego twarzy, to tak jakby nie miał żadnych uczuć.
- Idziemy? - Pytam.
- Prowadź. - Odburkuje. 
Chyba nie jest zadowolony, ale dlaczego? Powoli zmierzam do wyjścia i kiedy wychodzę w końcu na dwór dostrzegam czarne, matowe autko. Z owego pojazdu wysiada nasz lokaj i staje przy samochodzie.
- Jak dobrze znów Pana widzieć. - Mówi uśmiechnięty mężczyzna.
- Ciebie też, kimkolwiek jesteś. - Uśmiecha się.
- Słyszałem, że stracił Pan pamięć, ale spokojnie. Znając Pana, szybko ją Pan odzyska.
- Mam taką nadzieję. - Odpowiada chłodno.
- Proszę siadać. - Lokaj otwiera nam tylne drzwi. 
Naruto przepuszcza mnie pierwszą, a później sam wsiada zamykając drzwi. Siada daleko ode mnie i na dodatek odwraca głowę. Podpiera ją o dłoń. Jest mi cholernie przykro.
- Czy mamy coś do jedzenia? - Pytam naszego kierowcy, kiedy włączamy się do ruchu.
- Tak Pani Namikaze. Kucharka od południa już coś pichci. - Widzę przez lusterko, że się uśmiecha.
- To dobrze, jestem głodna i wykończona. - Zaśmiałam się.
- Nic dziwnego, kiedy Pani ostatnio była w domu na dłużej niż pół godziny? - Pyta opiekuńczo.
- Sama nie wiem, może z dwa dni temu. - Wzdycham i pocieram bolący kark.
- Ale na noc też Pani nie została. - Stwierdza.
- Fakt. Nie chciałam zostawiać męża samego. - Wyznaję.
- Wiem, ale o siebie też trzeba zadbać. Schudła Pani, co jest niepokojące. - Wzdycha lokaj.
- Nie martw się o mnie Chao. Teraz jest już po wszystkim, obiecuję, że o siebie zadbam. - Uśmiecham się. 
To starszy mężczyzna, bardzo troskliwy i kochany.
- Trzymam Panią za słowo. - Spoglądam na Naruto, dalej siedzi jak siedział i wcale się nie odzywa. 
Zaczynam myśleć, że zrobiłam coś źle, ale do cholery co?! Resztę drogi spędzamy w totalnej ciszy, póki nie zaczynamy wjeżdżać w bramę.
- Chcesz mi powiedzieć, że to niby jest nasz dom? - Och, w końcu mruk się odezwał.
- Tak Naruto. To dom, który postawiłeś. - Wzdycham, rozbolała mnie głowa od tego wszystkiego.
- Przecież to pałac, a nie dom. - Stwierdza, kiedy stajemy na parkingu.
- Czekaj aż zobaczysz dom, w którym się wychowałeś. - Prycham.
- Nie mogę się doczekać.
- Chodźmy do środka. - Mówię, kiedy Chao otwiera nam drzwi. 
Najpierw wychodzi Naruto, żeby później podać mi dłoń. Chwytam ją, pomaga mi stanąć na ziemię, chociaż to nie było takie konieczne, ale miło z jego strony. Zaczynam iść do drzwi, które po chwili otwieram. W progu stoi nasza służba, a mianowicie kucharka i lokaj Alex.
- Miło znów Pana widzieć. - Mówią naraz.
- Wiemy, że Pan nas nie pamięta, ale proszę się nie stresować, bo to jeszcze bardziej szkodzi. - Mówi starsza kobieta. Na imię jej Mary jest naszą kucharką. Widzę miły uśmiech na twarzy blondyna.
- Dziękuję za wyrozumiałość. - Stwierdza.
- Czy są Państwo głodni? Mary przygotowała obiad. - Pyta Alex.
- Bardzo chętnie zjem coś nie szpitalnego. - Zaśmiał się blondyn.
- Więc zapraszam do jadalni. - Mówi uradowana kobieta.
- Prowadź. - Naruto odzywa się do mnie.
Powolutku zmierzamy do jadalni. Chcę, aby trochę zaznajomił się z tym miejscem, skoro niczego nie pamięta. Po chwili znajdujemy się w naszej jadalni. Siadamy na miejsca i niedługo czekamy na obiad.
- Proszę. - Uradowany Alex stawia przede mną talerz z jedzeniem. Później zanosi Naruto, a na koniec wlewa nam do lampek wino.
- Dziękuję. - Uśmiecham się miło.
- Do usług, życzę smacznego. - Zostajemy sami i zapada cisza. 
Blondyn zaczyna jeść, więc robię to samo. Po wzięciu kilkunastu kęsów zostawiam resztę. Stwierdzam, że głodna już nie jestem. Naruto patrzy na mnie spod przymrużonych powiek.
- I co, to tyle? Więcej nie zjesz?
- Nie jestem głodna. - Wzdycham.
- Sakura, zjedz to do końca, proszę. - Nakazuje.
- Dlaczego ci na tym zależy? - Pytam rozbawiona.
- Bo po prostu chcę, żebyś o siebie dbała. Zjedz do końca.
- Dobrze, już dobrze. - Wzdycham i z ledwo biedą wciskam w siebie cały posiłek.
- Zadowolony?
- Teraz tak. - Odpowiada i dopija wino. - Możesz powiedzieć mi, gdzie mogę spać?
- To znaczy? - Pytam przerażona. O nie, to idzie w złą stronę.
- Bo...chciałbym odpocząć i prosiłbym o jakiś pokój. - Stwierdza chłodno. Jest trochę speszony.
- A...nasza sypialnia nie będzie ci odpowiadać? - Zadaję pytanie. Ty tępa idiotko, przecież to jasne, że cię nie chce.
- Chciałbym... przez kilka dni spać... sam, jeśli to nie kłopot. - Moje serce przez sekundę przestaje bić. Wiedziałam!
- N-nie. Oczywiście, że nie. - Uśmiecham się sztucznie. Mam chęć rozbeczeć się jak mała dziewczynka.
- Alex! - Wołam.
- Słucham? - Mówi podchodząc w naszą stronę. Naruto ciągle się na mnie gapi. - Możesz wskazać mojemu mężowi pokój gościnny? - Widzę zdziwienie malowane na twarzy naszego lokaja. Wiem, że będę musiała mu to wytłumaczyć. Już on mi nie pozwoli zostawić tego w spokoju.
- Oczywiście, nie ma sprawy. - Zwraca się do mnie i patrzy na blondyna. - Proszę za mną. - Mój mąż bierze ze sobą walizkę.
- Do zobaczenia Sakura. - Mówi chłodno.
- Yhym. - Tylko tyle jestem w stanie z siebie wydusić.
Odchodzi, a ja kieruję się w stronę kanapy. Siadam ciężko i czuję, jak po moim policzku toczy się łza. Wyciągam telefon. Szukam kontaktu i bez wahania wciskam guzik połącz. Oczekuję na połączenie.

- Co jest skarbie? - Pyta głos po drugiej stronie aparatu.
- Poprosił o drugi pokój. - Stwierdzam załamana.
- Już do ciebie jadę. Czekaj tam, gdzie właśnie jesteś. - Zanim zdążam odpowiedzieć połączenie zostaje zerwane.

Tępo patrzę w wyświetlacz telefonu. Mam chęć skończyć z tym wszystkim raz na zawsze. Co ja pieprzę...Miałam taką myśl już tydzień temu, ale cudem ją od siebie odgoniłam. Nie wiem ile mija, kiedy sobie tak siedzę, ale chyba sporo, bo do drzwi ktoś się dobija. Otwiera Alex, a do domu wlatują jak huragan dwie osoby. Nie zwracają nawet uwagi na biednego Alexa.
- Teraz mów dokładnie co się dzieje. - Odzywa się Saki.
- Tak. Przyprowadziłam ze sobą dodatkowe wsparcie. - Wzdycha Ino, a moje oczy zaczynają pękać i wylewać potop łez.
- W szpitalu na początku było jeszcze dobrze, ale później stał się jakiś chłodny. Zjedliśmy, a po tym zapytał o inny pokój, bo chciałby przez jakiś czas spać sam. - Dziewczyny siadają po obu stronach i przytulają mnie mocno.
- Sakura, skarbie. Mogłaś przewidzieć taki scenariusz. - Uspokaja mnie blondynka.
- Przecież wiesz, że on teraz przechodzi ciężki okres. - Dodaje brązowowłosa.
- Tak, ale cierpimy oboje. Wątpię, że któreś z nas w mniejszym stopniu. - Mówię.
- Postaw się na jego miejscu. On nawet nic nie pamięta, a ty? - Stwierdza Saki.
- Jemu zdecydowanie jest ciężej Sakurcia. Daj mu odetchnąć i przystosować do tego wszystkiego. On potrzebuje trochę czasu. - Dodaje Ino.
- Masz rację, tylko, że...to tak cholernie boli dziewczyny. Bardzo boli.
- Spokojnie, to minie. Zobaczysz. - Uśmiecha się Saki.
- Wszystko będzie w porządku. - Wtóruje jej Ino.
- Czy coś się stało? - Słyszę jego głos. Odwracam głowę i widzę patrzącego na mnie zdezorientowanego Naruto.
- Nie miałeś odpoczywać? - Pytam zaryczana. Super. Punkt dla idiotki Sakury.
- Tak, zszedłem tylko po coś do picia, ale to nie jest ważne. Dlaczego płaczesz? - Pyta ponownie. Jest bardziej miły czy mi się zdaje?
- Bo Sakura zgubiła ulubioną parę kolczyków. - Wzdycha Ino.
- Tak, szukała ich, ale nie mogła znaleźć. - Wtóruje Saki.
- To tylko kolczyki. Kupisz sobie drugie. - Mówi znów chłodniej.
- Tak, tylko, że te były od mojej babci. - Uśmiecham się krzywo.
- Spytaj kogoś, może ktoś je widział. Wybaczcie, ale pójdę po wodę. - Mówi i za chwilę znika nam z oczu.
- Ty, rzeczywiście coś mu odpierdziela. - Stwierdza Saki.
- Niestety, ale muszę przyznać jej rację. - Wnioskuje blondynka.
- I jak ja mam dalej tak żyć? Powiedzcie mi dziewczyny. Co zrobiłybyście na moim miejscu?
- Nawet nie mogę sobie wyobrazić jak musi być wam ciężko. - Ponownie zabiera głos Saki.
- Wyobraź sobie jak w niektórych sytuacjach musi być niezręcznie...- Wzdycham bezradnie.


******

Jest godzina dwudziesta pierwsza. Chyba już nawet kilka minut po, nie wiem dokładnie. Niecałe dwadzieścia minut temu wyszły ode mnie dziewczyny i od tamtej pory siedzę sama na kanapie. Nie widziałam Naruto już z cztery i pół godziny. Powoli wstaję z kanapy i ciężkim krokiem idę na górę. Cholernie chce mi się spać. Wlokę się przez korytarz na górze. Przechodzę obok pokoi gościnnych aż w końcu docieram do naszej sypialni. Powinna być nasza. Otwieram drzwi i wchodzę do środka. Zapalam światło, ten pokój jest taki pusty. Zmarnowanym krokiem podchodzę do szuflady i biorę z niej potrzebne rzeczy. Sunę się do toalety. Ściągam z siebie brudne ubrania i wchodzę pod prysznic.

- Gdybym mógł, nigdy nie zostawiałbym cię samej skarbie.
- Gdybym mogła, nigdzie bym cię nie wypuściła.
- Oszalałem na twoim punkcie. Jeszcze nigdy nikogo tak nie pokochałem.
- To dobrze. Przynajmniej wiem, że jesteś cały mój. Tylko mój.
- Nie skrzywdzisz mnie, prawda?
- Prędzej to ty mógłbyś skrzywdzić mnie.
- Nie ma mowy kochanie.
- No ja myślę, Namikaze.

Wspomnienia wracają jak bumerang, kiedy woda delikatnie spływa muskając moje ciało. Boże, jak ja cierpię. Dokańczam swój codzienny rytuał i wychodzę spod prysznica totalnie zmęczona. Ubieram się do spania i myję ząbki. Po tych czynnościach kieruję się i wchodzę do zimnego łóżka. Chciałabym poczuć teraz jego ciepło obok siebie, ale tymczasowo jest nieosiągalny. Ciekawe, czy już śpi, a może rozmyśla? Jak tak, to o czym? Może o mnie co?

Perspektywa Naruto;
Rozmyślam. O czym? O wszystkim. Wiem, że skrzywdziłem ją swoją decyzją, ale czułbym się naprawdę głupio. Potrzebuję chwili dla siebie. Muszę wszystko przemyśleć. Co dalej, mam z nią być? Udawać, że wszystko w porządku, kiedy tak naprawdę jestem w rozsypce? Mam jej powiedzieć, że w pewnym sensie dziś mnie coś od niej odrzuciło, co to było? Zachowanie wobec doktorka, ale dlaczego mnie tak oburzyło. Może dlatego, że tak czule go dotknęła? To mnie uraziło. Moją męską godność. Boję się, że jej nie pokocham. Co wtedy, rozwiodę się? Będę miał sumienie rozwieść się z nią? Była przy mnie przez cały czas. Z drugiej strony jest taka czuła, kochana i troskliwa, ale jakoś nie czuję tego czegoś. Przecież wcześniej zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia, a teraz? Może też to zrobiłem, ale jeszcze tego nie odkryłem. Pieprzony mózg! Przyznać się jej? Przyznać, że poznałem ten dom, że widziałem go w mojej głowie? Że wiem, gdzie jestem, ale nie mogłem poznać własnej żony? Pierdolona ironia losu! Nakrywam się lepiej kołdrą i chwytam za głowę. Rozbolała mnie. Za dużo myślę. Czuję się taki samotny, ale muszę tu pobyć sam. Nie chcę krępujących sytuacji, nie umiem się normalnie zachowywać, a może nie wiem jak mam to robić. Jakim człowiekiem byłem wcześniej? Wesołym, hojnym, czułym, miłym, sympatycznym czy może gburowatym, skąpym, zimnym, niesympatycznym draniem? Jest tyle niewiadomych...ciekawe ile czasu zajmie mi uporanie się z tym całym bałaganem...

2 tygodnie później;

Perspektywa Sakury;
Widzę się z nim tylko przelotem. Tak! Od dwóch pieprzonych tygodni! Czy tak ma wyglądać dalej nasz związek? Mam tego dość. Kiedy on zaszywa się w pokoju, ja wychodzę z dziewczynami albo Amurą. Nie mam po prostu co robić, nudzi mi się. Jest wieczór, a ja znów siedzę sama. Mam tego dość, naprawdę. Wstaję z kanapy i szybko idę na górę. Zaczynam beczeć, znowu. A przecież obiecałam sobie, że nie będę. Kiedy przebiegam przez górny korytarz kątem oka spostrzegam otwarty pokój Naruto. Cholera, chyba mnie zobaczył. Rano był wściekły, widziałam to w jego oczach, kiedy wychodziłam na lunch. Wbiegam do sypialni, zamykam się i siadam na łóżko. Ukrywam twarz w dłoniach i pogrążam się w płaczu. Wtedy słyszę otwierające się drzwi.
- Już wróciłaś? Nie za często z nim wychodzisz? - Podnoszę głowę w górę. To nie będzie miła rozmowa.
- A co mam robić, kiedy ty gnijesz w tym pokoju i nawet się mną nie zainteresujesz? - Walę prosto z mostu. Moje oczy są podpuchnięte.
- To powód, żeby mnie zdradzać? Zrozum, że nic nie pamiętam do jasnej cholery! Chciałem tylko trochę przestrzeni! Chciałem wszystko ogarnąć!
- Dobrze się czujesz człowieku?! Jak możesz myśleć, że cię zdradzam?! - Wstaję i równam się z nim. Jest chamski i przegina. Bardzo.
- Tak to wygląda!
- Wychodzę z nim, bo ty nawet nie chcesz spróbować być moim mężem! Ja się staram, a ty i tak masz mnie w dupie! Jesteś zimny jak lód, próbuję cię stopić, ale ty się nie dajesz. Już sama nie wiem co mam robić! - Wybucham kolejnym płaczem. Na ten widok, jego twarz się odpręża. Chyba jest nieco skołowany.
- Chyba...będzie lepiej jak się wyprowadzę. - Wzdycha, a mi zamiera serce.
- Że co proszę?! - Pytam wściekła.
- Wyprowadzę się. Odciążę cię i będziesz mogła robić co ci się podoba. - Tłumaczy.
- O nie! Nie po to gniłam przy tobie bity miesiąc przy łóżku szpitalnym i nie po to byłam z tobą przez trzy lata, żebyś teraz mnie zostawił! Nie pozwolę ci na to Naruto! Jesteś dla mnie zbyt ważny!Rozumiesz? - Dotykam dłonią jego twarzy. To nasza pierwsza bliższa rozmowa, a raczej kłótnia od ostatnich dwóch tygodni.
- Sakura, spójrzmy prawdzie w oczy. Jesteś ze mną tylko z przyzwyczajenia, a ja nawet cię nie pamiętam. Czy to ma jakikolwiek sens? - Jest bardzo poważny. On naprawdę chce ode mnie odejść.
- Mylisz się. - Mówię cholernie zła. - Gdyby było tak jak mówisz, nie ryczałabym całymi nocami w poduszkę, nie cierpiałabym i przyjaciele nie musieliby mnie pocieszać. Widzę cię codziennie, a ty dzień w dzień zadajesz mi ból. Odtrącasz mnie. Nie dasz sobie pomóc. Wiem, że tobie jest najciężej, ale ja też cierpię. Cierpię, że nie mogę cię przytulić ani z tobą porozmawiać.
- Sakura...ja...- Przysuwa się do mnie i przytula. To mnie zaskakuje. Cholernie. Dopiero po chwili oddaję jego uścisk.
- Przepraszam. Sądzę, że nawet dlatego powinienem odejść. Nie potrafię być twoim mężem. - Wzdycha i się odsuwa. 
Zostawia mnie oniemiałą. Odwraca się i chce odejść, ale ja mu to uniemożliwiam. O nie! Nie zostawisz mnie po tym wszystkim. Nie tak łatwo!
- Chyba sobie żartujesz! - Wołam i pociągam go za bark. Kiedy tylko staje twarzą do mnie szybko podchodzę bliżej i wpijam się w jego usta. Na początku jest zdezorientowany i się odsuwa.
- Nie utrudniaj tego. - Syczy dysząc.
- Wiem, czuję to, że pragniesz mnie tak, jak ja ciebie.
Staję lekko na palcach i ponownie składam pocałunek na jego ustach. Oddaje go, ale po chwili chwyta mnie za ramiona i odciąga od siebie. Intensywnie wpatruje się w moje oczy i po chwili to ja jestem zdezorientowana. Przyciąga mnie do siebie i szaleńczo całuje. Z satysfakcją oddaję każdy płomienny pocałunek zostawiony na moich ustach. Cofamy się w tył. Czuję coś zimnego za plecami, to ściana. Naruto przesuwa swoją dłonią od moich włosów w dół. Pieści moje dawno nie dotykane ciało i zatrzymuje się dopiero przy moim udzie. Popycha mnie dalej i teraz znajduję się przy komodzie. Unosi mnie i sadza na mebel. Dłonią rozrywa moją ulubioną bluzkę i zrzuca ją na ziemię. Boże! Jak ja za nim tęskniłam.

Perspektywa Naruto;
Wodzę dłonią po jej nagiej skórze. Ta kobieta...doprowadza mnie do szaleństwa. Czuję jak unosi w górę moją koszulkę, która za moment znajduje się na podłodze. Chwytam ją i unoszę do góry. Oplata nogi wokół mojej tali. Powoli, nie przerywając pocałunków zmierzam w stronę łóżka, gdzie spokojnie układam dziewczynę. Czuję chłód spowodowany dotykiem mojej nagiej skóry o pościel. Nawet to nie jest w stanie ugasić tego żaru, który czuję. Gdyby tylko zostawiła mnie w spokoju, odszedłbym. Zaczęła mówić o tym, że mnie kocha i coś we mnie pękło. Mimo tego chciałem się oddalić, ale wtedy mnie pocałowała. Poczułem te dziwne uczucie, a kiedy ponownie to zrobiła nie potrafiłem się ogarnąć. Teraz też nie mogę. Wodzę dłonią po jej nagiej skórze. Schodzę niżej z pocałunkami. Zostawiam mokre ślady na jej szyi, mostku i brzuchu. Docieram do linii, którą wyznaczają jej spodnie. Nie zastanawiając się długo odpinam guzik i po chwili upadają przy łóżku. Składam pocałunek na wewnętrznej stronie uda Sakury.
- Oh Naruto. - Słyszę cichy pomruk rozkoszy, który pada z jej ust.
Uśmiecham się. Mimo tego pieprzonego śmietnika w naszym życiu pragnę jej, choć nie znam dobrze różowo włosej. Ten Naruto prawie wcale jej nie zna. Zupełnie niechcący odginam skrawek jej bielizny całując jej niesamowite ciało, kiedy wracam ustalonym szlaczkiem do jej pełnych ust. Czuję jak Sakura odpina pasek od moich spodni. Później pomagam jej się ich pozbyć. Zostaję w samych bokserkach. Powinienem się peszyć? Jakoś tego nie czuję. Nasze pocałunki są tak szalone, takie nieokiełznane. Korzystam z okazji, kiedy zielonooka ma rozwarte usta i plądruję ich wnętrze językiem. Przestaję pieścić dłonią jej uda i powoli układam ją pod plecami kobiety. Sprytnie odpinam klamerkę biustonosza i zachęcony przez jej spojrzenie pozbawiam ją również jego. Powoli zbliżam usta do jej pełnej piersi i muskam ją wargami. Czuję jak się spina pod moim dotykiem. Niepostrzeżenie obejmuje mnie nogami w pasie i teraz to ona nade mną góruje. Składa czułe pocałunki na moim policzku, szczęce, szyi i klatce piersiowej. Ogarnia mnie dziwnie znajome uczucie i przebiega mnie przyjemny dreszczyk. Zaraz po tym mam niewyraźny przebłysk, który staje się ostrzejszy. Siedzę w jakimś klubie otoczony kobietami, ale one wcale mnie nie interesują. Na przeciw mnie spostrzegam różowo włosą piękność, która wzbudza we mnie ogromne pożądanie. Film się urywa, a ja zostaję przywołany cudowną rozkoszą do naszej sypialni. Mam dość, jeśli czegoś w tej chwili nie zrobię to spłonę. Spłonę od tej niespełnionej jeszcze namiętności. Obejmuję Sakurę w pasie, jedną dłonią uginam jej kolano, które zaraz kładę na swoim brzuchu. Niespodziewanie turlam się na bok i teraz ona znajduje się pode mną. Pozbawiam Sakurę ostatniej rzeczy, która znajduje się na jej ciele i zaraz robię to samo ze swoimi bokserkami. Pochylam się nad nią i powoli w nią wchodzę widząc zadowolenie w jej oczach. Teraz stajemy się jednością i od tej pory wiem, że należy tylko do mnie. Czuję to. Po kilku minutach słyszę jej głos opanowany przez rozkosz. Wykonuję ostatnie pchnięcie i odczuwam spełnienie, które paliło mnie od środka. Wyczerpany układam się obok Sakury, która zaraz po tym wtula się w mój tors. Ostatnie co pamiętam to to, że okrywam nas kołdrą...

***

Budzę się wraz z kończącym się koszmarem. Nie był to przyjemny sen. Powoli otwieram oczy i jestem nieco zdezorientowany. Po sekundzie coś tam w mózgu się styka i łączę wszystkie fakty. Przyszedłem do Sakury, chciałem odejść, ale mi nie pozwoliła. Spałem z nią. Spałem z Sakurą i...podobało mi się to. Cholernie, ale....nie wiem co mam dalej robić. Rozglądam się i nie widzę jej w pokoju. Siadam na łóżko i przecieram twarz dłońmi. Do moich uszu dociera szum wody, a zaraz później rozbijanie się jej o dno prysznica. Mimowolnie wstaję i podchodzę do drzwi od toalety. To jest....kuszące. Bardzo. Tylko, że...czy jestem gotowy na ponowną konfrontację? Jednak widok jej ciała, twarzy i....uczucie tej bliskości jest cholernie pociągające. Mam ochotę tam wejść i znów pieścić jej ciało, ale...czy nie odbierze tego źle? Mimowolnie powoli uchylam drzwi od toalety i widzę ją...Widzę cudowną Sakurę. Upięte włosy tylko dodają jej seksapilu.
- Naruto, nie krępuj się. - Słyszę jej uwodzicielski głos i widzę zachęcające spojrzenie.
- Skąd wiedziałaś, że...
- Że tu przyjdziesz? - Dodaje za mnie, a ja kiwam głową. - Cóż, zawsze to robiłeś. - Uśmiecha się, a ja wchodzę głębiej zamykając za sobą drzwi. Moje serce wali jak oszalałe próbując wydostać się z klatki piersiowej.
- Chodź do mnie. - Mówi zachęcająco i lekko odsuwa się w bok uchylając kabinę prysznicową. Nieświadomy tego co robię, po chwili znajduję się naprzeciw niej. Przeszywam jej oczy gorącym spojrzeniem, a ona robi to samo. Po chwili jednak przysuwa się bliżej i zaplata dłonie na moim karku. Zbliża się i styka ze sobą nasze ciała, a ja...jestem zdruzgotany. Zdruzgotany tym co ona potrafi ze mną zrobić. Momentalnie robi mi się gorąco w środku i ponownie jej pragnę. Bardziej niż wczoraj. Dużo bardziej. Jej nagie ciało, tuż przy moim...to zbyt wielka pokusa.
- Pocałujesz mnie w końcu? To byłby miły początek dnia skarbie. - Uśmiecha się zalotnie.
Zbliżam się i po chwili tkwię z nią w namiętnym pocałunku. Dłonią wodzę po jej boku i docieram do pośladka, na którym zaciskam dłoń. Sakura przygryza moją wargę, by po chwili puścić ją z niebezpiecznym uśmieszkiem. Podniecony do granic możliwości chwytam za jej talię i przyciągam ją jeszcze bliżej siebie. Nasze nagie ciała stykają się ze sobą w każdym możliwym miejscu. Kiedy mam przejść już do pierwotnego zamiaru urywa mi się film. Dosłownie. Widzę ciemność, a po chwili...chyba moje wspomnienia...

- Mam nadzieję, że mimo wszystko nie zapomnisz o mnie skarbie. - Widzę brązowowłosą dziewczynę, a naprzeciw niej...siebie.
- Nie mógłbym. - Mówię uśmiechnięty.
- Zobaczymy co powiesz, kiedy wyjadę. - Zaśmiała się.
- Że wciąż cię kocham. - Dopiero dostrzegam, że jestem młody. Mam chyba z szesnaście lat.
- Do zobaczenia misiu. - Po chwili dziewczyna wsiada do auta. Obserwuję ją dokładnie. Widzę jak rusza i włącza się do ruchu. Czuję dziwny niepokój w sercu, kiedy ją obserwuję. Brązowo włosa nie zdąża wyjechać za skrzyżowanie, na którym...zostaje zmiażdżona. Dosłownie.
- Nie!!! - Słyszę swój krzyk i urywany głos. Naprzeciw siebie dostrzegam ciężarówkę, która złączyła się z bokiem jej auta. Biegnę szybko i po chwili docieram na miejsce. Zachodzę od strony kierowcy i próbuję nieusilnie otworzyć drzwi. Gdy już to mi się udaje widzę jej zakrwawione ciało i zwisającą rękę. Ostrożnie wyciągam ją z auta i zrozpaczony bezsilnie upadam z nią na drogę. Zaczynam reanimować jej drobne ciało, ale nic nie pomaga.
- Nie zostawiaj mnie! Słyszysz!? Kocham cię! - Krzyczę. Jestem cały we krwi. Orientuję się dopiero, kiedy zostaję odciągnięty od dziewczyny.
- Nie! Zostawcie mnie! Muszę jej pomóc! - Krzyczę i próbuję się wyrwać, ale na marne. Są silniejsi.
- Ona nie żyje. - W tamtej chwili załamał się mój świat. Nie sądziłem, że ponownie się zakocham, ale...tym razem tak naprawdę...

- Naruto, co się stało? - Pyta Sakura. Jej dłoń znajduje się na moim policzku.
- Prześwity wspomnień. - Rzucam szybko ciężko oddychając.
- Jakie wspomnienia? - Zadaje pytanie wyraźnie zmartwiona.
- Dziewczyna. Widziałem brązowowłosą dziewczynę. - Odsuwam się od Sakury.
- Kaori. - Mówi prawie bezgłośnie, widzę, że zadałem jej ból.
- Znałaś ją? - Pytam wyraźnie zmieszany.
- To twoja była miłość. - Uśmiecha się krzywo.
- Umarła. - Stwierdzam.
- Tak. Umarła. - Potwierdza. Powoli odsuwam się od różowo włosej.
- Znałaś ją? - Zadaję ponownie to pytanie.
- Nie osobiście. - Odpowiada smutna. Chyba boli ją to, że o niej przypomniałem sobie w pierwszej kolejności.
- Pomogłaś mi się z niej wyleczyć? - Pytam ponownie.
- Można tak powiedzieć, ale nie do końca skarbie. - Jej prawa powieka oraz brew lekko drga.
- Co masz na myśli? - Jestem zdesperowany, co mam do cholery zrobić?
- Ja pomogłam ci dopiero później. - Wzdycha i urywa. Widzę, że jest bliska płaczu.
- Nie przerywaj Sakura, chcę cię posłuchać. - Mówię zdecydowany.
- W takim razie wyjdźmy stąd. - Widzę jak zakręca wodę i otula swoje ciało białym szlafrokiem. Mnie podaje czarny, który szybko chwytam i zarzucam na swoje mokre ciało. Kobieta chwyta mnie za dłoń i prowadzi do sypialni. Oboje siadamy na łóżko. Zielonooka bierze głębszy wdech i zaczyna mówić.
- Twoje życie było bardzo...burzliwe. - Wzdycha. - Miałeś może z piętnaście lat, kiedy poznałeś Kaori. My...nie znaliśmy się od zawsze. - Bierze kolejny głęboki wdech. - Z tego co wiem, to była twoja pierwsza miłość...ta najważniejsza, dopóki nie poznałeś mnie. Przynajmniej tak mi mówiłeś. Kiedy ona zginęła pogrążyłeś się w smutku i odpłynąłeś do świata wiecznych zabaw, papierosów, alkoholu, a nawet narkotyków...
- Zmieniłem się, kiedy poznałem ciebie. - Bardziej stwierdzam niż pytam. Widzę jak lekko kiwa głową.
- Tak, ale wcześniej...zmieniałeś dziewczyny jak rękawiczki, no i...jedna nawet podejrzewała, że jest z tobą w ciąży. - Wzdycha. Wiem, że to dla niej trudny temat i nieodpowiedni czas na rozmowę.
- Kiedy się o tym dowiedziałem? - Pytam zaskoczony.
- W dzień naszego ślubu.
- Co zrobiłem? - Jestem dociekliwy. Kobieta ponownie wzdycha.
- Powiedziałeś mi wtedy, że mimo wszystko mnie kochasz i nikt nie spieprzy ci tego pięknego dnia...Jednak spytałeś dla upewnienia, czy nadal chcę za ciebie wyjść.
- Co odpowiedziałaś? - Wtrącam ponownie jej przerywając.
- A jak myślisz? Że nie chcę niszczyć życia twojemu przyszłemu dziecku.
- Ale? - Wiedziałem, że jest coś dalej.
- Ale za bardzo cię pokochałam, żeby zrezygnować. - Wzdycha. - Ten jeden raz w życiu, byłam cholernie samolubna.
- Co później stało się z tą kobietą?
- Wyszło na jaw, że ona nawet z tobą nie spała i chciała cię wykorzystać. Obudziłeś się przy niej rano z okropnym kacem. - Uśmiechnęła się.
- Czyli byłem pijany. - Stwierdzam.
- Tak. - Przyznaje. - Coś jeszcze chcesz wiedzieć? - Pyta z nadzieją w głosie.
- Nie, chyba starczy. - Widzę jak oddycha z ulgą.
- Przepraszam, ale pójdę się ogarnąć. - Uśmiecha się krzywo.
- A ja się przewietrzyć i pojechać w jedno miejsce. - Wzdycham.
- Powiadomić kierowcę? - Pyta z troską.
- Nie, chciałbym załatwić to sam. - Uśmiecham się.
- Okey. - Kobieta wstaje z łóżka i zmierza do toalety. Idę w jej ślady, ale pragnę wyjść z tego pokoju. - Do zobaczenia Naruto... - Mówi odwracając się w moją stronę na chwilę i znikając tak szybko jak to możliwe.
Wychodzę z sypialni już ubrany i zmierzam do auta. Niektóre fakty mi się przypomniały, dlatego wiem chociażby, które auto do mnie należy. Tylko, że...nadal nie mogę przypomnieć sobie kobiety, z którą spędziłem kilka lat. Wsiadam do czarnego sportowego Audi. Odpalam silnik i od razu słyszę muzykę dla moich uszu. Ahh ten warkot silnika. Wyjeżdżam z garażu i włączam się do niedużego ruchu. Chcę odwiedzić jej grób. Chcę odwiedzić Kaori. Mknę autem pogrążając się w myślach, nie zwracając uwagi na prędkość jaką rozwijam, bądź z jaką się poruszam. Po chwili wzbijam się na wzniesienie i zostaję oślepiony lampami jakiegoś auta. Po chwili do moich uszu dociera przeraźliwy pisk opon. Kurwa! Znowu?! Widzę przed sobą rozpędzone auto, które mknie prosto na mnie poruszając się szlaczkiem. Po milisekundzie dochodzi do nieuniknionego. Czuję mocne szarpnięcie i dźwięk rozbijanego szkła. Do tego dochodzi jeszcze ten zgrzyt metalu...Próbuję utrzymać się na siedzeniu, kiedy dochodzi do mnie, że staczam się z góry kozłując. W tym momencie, nieoczekiwanie widzę przed oczami małe klatki filmowe, które wracają do mnie jak bumerang. To wspomnienia. Cholernie dużo wspomnień. Jest ich tak wiele, ale najważniejsze...widzę . Od tej pory pamiętam dosłownie wszystko wraz z moim poprzednim wypadkiem. Przerażony słyszę odgłos łamanych kości i ten kurewski ból...Jest tak mocny, że prawie wcale niewyczuwalny. Niestety, zatrzymuję się dopiero na drzewie. Na drzewie, którego konar czuję lewym ramieniem. Tracę przytomność, czuję to, bo...to tak niewyobrażalnie boli...

Perspektywa Sakury;
- Nie! To nie on! Mylicie się! - Wrzeszczę będąc w szpitalu.
- Zaraz go przywiozą, proszę się uspokoić. - Wzdycha pielęgniarka.
- To na pewno nie mój mąż...nie mój Naruto! - Strzącham ze swoich polików łzy. Po chwili słyszę otwierane drzwi i w nich...mojego męża. Padam na kolana...moje nogi są takie ciężkie.
- Szybko! Na salę operacyjną! Stan pacjenta...krytyczny! - Słyszę głosy lekarzy oraz odgłos sunącego wózka. Czuję silne ramiona oplatające moją talię. Ten ktoś pomaga podejść mi do blondyna. Idąc chwytam jego dłoń. Jest tak okropnie poturbowany. Wygląda gorzej niż poprzednio. Dlaczego on! Dlaczego Boże?! Pieprzona przewrotność losu!
- N-naruto! Nie odchodź! Błagam cię! - Wołam za nim, kiedy jego dłoń zostaje wyrwana z mojego uścisku. Dopiero teraz uświadamiam sobie, że siedzę na podłodze...szpitalnej podłodze i płaczę...tak mocno płaczę...
- Proszę Pani? Proszę wstać. - Wzdycha mężczyzna, który pomógł mi dojść do męża. Jest bardzo miły...
- Przeziębi się Pani. - Wzdycha i powoli unosi mnie w górę. Odwracam się twarzą do niego. To lekarz. Starszy lekarz.
- D-dziękuję. - Wydobywam z siebie po chwili to jedno słowo.
Czuję, że chce mi się wymiotować. Niczym piorun uciekam od lekarza i wbiegam do toalety. Zajmuje jedną z kabin i oddaję się tej nieprzyjemnej czynności w międzyczasie głośno łkając. Nie...nie mogę być tutaj. Muszę czekać...muszę czekać na niego. Ocieram twarz papierem, po czym podchodzę do zlewu i myję usta. W dogłębnym smutku zmierzam pod salę operacyjną. Nie słyszę nic, ani nikogo. Liczy się tylko on. Będę wybawiona, czy potępiona? Przecież, nie mogę go stracić...tak wiele przeszliśmy. Idę dalej i opadam bezwiednie na krzesełko obok sali operacyjnej. Ukrywam twarz w dłonie i zaczynam łkać...nie mogę tego opanować. To jest silniejsze ode mnie. To kolejne katusze, które muszę znieść, ale czy będę wystarczająco silna? Nie wiem. Jeśli on umrze...umrę razem z nim. Obiecał, że mnie nie zostawi, nie może tego zrobić...prawda? Obietnic się nie łamie. Nie wiem ile tu już siedzę i nie wiem, czy rodzice mojego blondyna wiedzą co się stało. Oni się załamią. To ich jedyny syn. Jezu, ja tak cierpię...tak bardzo cierpię. Opieram się o oparcie krzesełka i pustym wzrokiem wpatruję w ścianę naprzeciwko mnie. W mojej głowie słyszę jedynie cykanie zegara i przesuwające się wskazówki po jego tarczy. Długo to trwa...zbyt długo. Mam najgorsze myśli...Same czarne scenariusze. Moją uwagę przykuwają dopiero otwierane drzwi. Wraz z dźwiękiem zamykania podnoszę się w górę.
- Cz-czy mój mąż żyje? - Pytam cicho, kiedy widzę doktora w białym fartuchu. Dopiero teraz go rozpoznaję.
- Sakura? Siedzisz tu od dwóch godzin? - Pyta zmartwiony.
- Operowałeś go? - Wykrztuszam te słowa z zaciśniętym gardłem.
- Tak. - Odpowiada z wahaniem.
- Co z nim? Żyje? - Mówię ożywiona.
- Sakura...Operacja przebiegła pomyślnie, ale...jego stan nadal jest krytyczny. - Wzdycha i obejmuje mnie w pasie. Stoję z opuszczonymi rękoma w dole. Nie wiem co mam powiedzieć...mam dość. Czuję jak po moich policzkach znów spływają palące łzy.
- Czy chcesz do niego zajrzeć? Ostrzegam, że to nie będzie przyjemny widok. - Gładzi moje włosy. Wiem, że jest mu mnie szkoda, nawet bardzo. Słyszę to w jego głosie. Niezauważalnie kiwam głową.
- Dobrze. Chodź za mną. - Dodaje i chwyta moją dłoń. Powoli ciągnie mnie tylko w sobie znanym kierunku. Dochodząc do recepcji zauważam burzę czerwonych włosów.
- Sakura! - Krzyczy kobieta i od razu do mnie podbiega. Wtula się we mnie.
- Ja...Nie wytrzymam dłużej. - Łkam w jej objęciach.
- Spokojnie dziecinko...wszystko będzie dobrze. - Pociesza mnie chcąc uwierzyć we własne słowa. 
Po chwili dochodzi do nas Minato i przyciąga nas obie. Kątem oka dostrzegam zmarszczki na jej czole i loczek siwych włosów. Boże! To przez niego, przez zmartwienia.
- Ten cholernik jest silny, da radę. - Mówi łamiącym głosem. Wiem, że płacze, słyszę to.
- Możemy do niego iść? - Zadaje pytanie Kushina.
- Jesteście rodzicami? - Pyta Amura.
- Tak. - Odpowiada drżącym głosem kobieta.
- W takim razie proszę za mną. Zrobię ten wyjątek i wpuszczę trzy osoby. - Uśmiecha się pokrzepiająco.
W ciszy idziemy za młodym doktorem. Nie wiem co mam powiedzieć rodzicom Naruto. Nie wiem jak ich pocieszyć skoro...skoro sama nie potrafię pocieszyć siebie. Nagle przystajemy przed pokojem numer dwieście. Boję się tam wejść. Nie wiem co zastanę...jeśli tam wejdę...serce pęknie mi kolejny raz, na sto procent. Amura powoli uchyla drzwi i kiedy dostrzegam czuprynę mojego męża i te wyniszczone ciało przykładam dłoń do ust, żeby stłamsić jęk rozpaczy. Znów czuję łzy. Widząc moją reakcję Minato mocno obejmuje mnie w pasie. Powoli wyrywam się z jego objęć i zmierzam do Naruto. Jego twarz jest lekko opuchnięta, jego cudowne usta rozcięte, dłoń złamana...Cudem powstrzymuję się od krzyku. Odwracam wzrok w bok...to jest straszne. Podchodzę coraz bliżej i umieszczam oczy na jego twarzy. Kątem oka spostrzegam krzesełko, które od razu przyciągam pod jego łóżko i siadam. Powoli wyciągam dłoń w jego kierunku i z wahaniem chwytam kruchą rękę blondyna. Składam na niej całusa i mocno płaczę. Co on musiał przeżyć w tym aucie?
- H-hej. - Słyszę jakiś pomruk. Podnoszę głowę i widzę jego przeszywające spojrzenie.
- Kochanie! - Krzyczę uradowana.
- P-pamiętam. - Mówi cicho.
- Co? - Dopytuję, bo nic nie usłyszałam.
- P-pamiętam...pamiętam c-ciebie. - Widzę coś podobnego do uśmiechu. 
Moje serce tryska radością. Zbliżam się i całuję go w usta. Płaczę, ale teraz zupełnie sama nie wiem dlaczego. Ze szczęścia, a może ze smutku?
- To najwspanialsza wiadomość kotku. - Mówię cicho.
- Sakura? - Mówi.
- Hm? - Stać mnie tylko na tyle.
- K-kocham cię...pamiętaj o tym. - Mówi słabo.
- Wiem, powiesz mi to jeszcze milion razy. - Uśmiecham się, ale widzę jego wystraszony wzrok i sama zaczynam się bać. Głośno przełyka ślinę.
- Was też k-kocham. - Mówi do rodziców stojących za mną.
- Dlaczego o tym mówisz? - Pyta Kushina.
- M-mamo, tym razem nie dam rady. - Słyszę jego przeraźliwy kaszel.
- Co? O czym ty mówisz? - Pyta wystraszony Minato.
- O moim życiu. - Uśmiecha się krzywo.
- Co? Nie wygaduj głupstw. - Słyszę za sobą Kushinę. Jej głos wypełniony jest niesamowitym bólem. Kobieta podchodzi do niego i muska wargami jego policzek.
- My też cię kochamy i nie waż się nas zostawiać gówniarzu. - Odpowiada groźnie Minato. Słyszę przeraźliwy śmiech Naruto. Nie wiem co mam o tym myśleć. On jest jeszcze pod wpływem narkozy...dlatego majaczy.
- Napiłbym się kawy. - Mówi cicho. - Z tobą. - Wskazuje na moją osobę. Na moich ustach pojawia się uśmiech.
- Jak wrócimy do domu skarbie. - Mówię.
- Yhym. - Mruczy i zaczyna kaszleć. Mimowolnie zakrywa usta dłonią. - Przepraszam was, nie chciałem. 
- Kochanie co ci jest?! - Mówię przerażona. Naruto lekko uchyla dłoń i widzę czerwoną maź. Przecież to...krew! W panice naciskam guzik i po dziesięciu sekundach w sali zjawia się Amura wraz z dwoma dziewczynami.
- Co jest? - Pyta.
- Kaszle krwią! - Mówię w panice.
- Cholera! - Krzyczy mężczyzna. - Wyprowadźcie ich stąd! - Podbiega do mojego męża i stara się mu pomóc. Widząc nas kątem oka krzyczy. - Natychmiast!
Zostajemy odciągnięci przez dwóch pielęgniarzy. Spanikowana osuwam się po zimnej ścianie na korytarzu, co się właśnie przed chwilą stało? Nawet nie mam siły na płacz, chyba już wszystko wypłakałam. Podnoszę się, ale moje nogi są tak ciężkie, że z powrotem osuwam się na podłogę. Podejmuję kolejną próbę i kiedy mi się udaje podchodzę do szyby. Widzę coś przerażającego. Naruto leży nieruchomo na łóżku, a Amura usiłuje ratować mu życie. Raz za razem uciska jego klatkę piersiową. Moje dłonie automatycznie znajdują się przy twarzy. Kręcę głową z niedowierzaniem.
- Naruto!! - Pisk urywa się z mojego gardła.
Nie mam siły...Widzę jak drugi lekarz chwyta dłoń Amury kręcąc głową, ale on nie przestaje. Dalej wykonuje masaż serca. Po chwili po raz kolejny zabiera jego dłoń krzycząc coś, ale nie wiem co. Mężczyzna odwraca się w moją stronę...jego wyraz twarzy....mówi wszystko sam za siebie. Wpadam w histerię...nie obchodzi mnie kto mnie widzi. Upadam na podłogę i ukrywam twarz w dłoniach. Płaczę...nie wierzę w to co widzę.
- Przepraszam...- Słyszę jego skruszony głos. - Zrobiłem wszystko co w mojej mocy, ale...on odszedł. - Mówi smutny. Nie zwracam na to uwagi, bo wciąż płaczę. Jego słowa odbijają się echem w mojej duszy. Słyszę Kushinę, która też głośno płacze.
- Naruto...on dostał krwotoku wewnętrznego. Nie mogłem nic zrobić...tak bardzo żałuję Sakura.
Podnoszę na niego wzrok. Widząc moją twarz przebiega przez niego grymas bólu. Próbuję wstać. Widząc to Amura mi pomaga. Czuję się otępiała... Powoli idę w stronę mojego męża. Dochodzę do niego i widzę prześcieradło, spod którego wyłaniają się kosmyki jego bujnych włosów, które tak uwielbiam czochrać. Niekontrolowanie rzucam się na jego ciało. Odkrywam jego twarz, żeby zobaczyć go jeszcze choć przez chwilę. Całuję jego usta, ale czuję tylko chłód. W melancholii rzucam się na jego ciało...Jestem pogrążona w boleści. Życie jest takie kruche...Właśnie straciłam swój sens życia, a przecież rano miałam go jeszcze przy sobie...

20 Lat później...
Stoję właśnie przed pewnym domem. Domem, w którym przebywa moja miłość. Tak odległa, a jednocześnie tak bliska. Podchodzę bliżej i wpatruję się w niego pustym wzrokiem.
Namikaze Naruto, wspaniały mąż...i ojciec”
Czytam wyrazy, które zostały wyryte na nagrobku mojego pierwszego męża. Mała łza spływa po moim policzku. Składam hołd w postaci czerwonej róży, którą zawsze od niego dostawałam....Naruto...to był wspaniały człowiek, którego moje serce za nic w świecie nie chce z siebie wyrzucić. Mimo tego, że mam następnego męża, on zajmuje wyjątkowe miejsce w moim sercu, którego nikt nie wykradnie. Niesamowite jak bardzo go kochałam i...kocham nadal. Może to głupie, ale czasem czuję, jakbym go zdradzała, mimo upływu lat.
- Kochanie? Możemy już iść? - Pyta mężczyzna stojący obok mnie.
- Jeszcze chwilka Amura. - Uśmiecham się do niego czule. Po śmierci mojego blondynka bardzo się ze sobą zżyliśmy, aż w końcu postanowiliśmy się pobrać.
- Mamo? - Słyszę niepewny głos Kiry.
- Tak? - Pytam spoglądając na córkę.
- Cz-czy on cierpiał? Nigdy mi tego nie powiedziałaś. - Pyta cicho. Spoglądam na mężczyznę, bo nie znam odpowiedzi na to pytanie.
- Nie Kira. Twój ojciec...był wtedy jeszcze pod wpływem narkozy, dlatego nic nie czuł. - Widzę, że Amura chwilę się zastanawia. - Tuż przed śmiercią...kazał mi przekazać, że zawsze będzie obok swojej rodziny.
Widzę jak dziewczynie zbierają się łzy w oczach, nie ukrywam, że mi także. Nie cierpię rozdrapywać starych ran..to tak cholernie boli. Razem z Naruto odeszła cząstka mnie...
- Chodźmy, bo dziadek się zezłości. - Mówi dziewczyna.
- Tak...Jestem ciekawa jak tam poradził sobie Natsuo. - Mówię uśmiechnięta, kiedy zmierzamy do samochodu.
- Na pewno poradził sobie z tym klientem. W końcu odziedziczył dryg po tacie. - Odpowiada pewnie dziewczyna.
- Tak? A skąd ty to wiesz? - Uśmiecham się.
- Tak powiedział mi dziadek.
- Ma rację. - Przyznaję. - Natsuo to wierna kopia Naruto.
- A ja ciebie? - Zaśmiała się.
- Nie do końca skarbie. - Przyznaję. - Może wygląd odziedziczyłaś po mnie, ale charakterek to ty masz mieszany. - Moja córka spogląda na Amurę.
- Na mnie nie patrz słonko. Nie znałem tak dobrze twojego ojca. - Broni się.
Mimo tego, że przez te wszystkie lata był dla nich jak ojciec, to zawsze brakowało im tego biologicznego. Mimo tego, że wcale nie znali Naruto, zajmował w ich życiu ważne miejsce. Fakt, że jestem w ciąży odkryłam dopiero tydzień po jego śmierci. To był cholernie ciężki czas w moim życiu. Doskonale pamiętam noc, od której wszystko się zaczęło. Dzięki której zyskałam owoc, a raczej owoce naszej ogromnej i niezwykłej miłości. On tak bardzo chciał mieć dzieci...szkoda tylko, że jego pragnienie zostało wysłuchane dopiero wtedy, kiedy musiał odejść z tego świata. Jestem pewna, że i tak mój ukochany mąż cieszy się z tego, że został ojcem dwóch kochanych istot. Nasza miłość była pełna namiętności, pasji, czułości, ale także bólu, który został ze mną do tej pory. Nigdy nie zapomnę jego błękitnych tęczówek, które wpatrywały się we mnie każdego dnia, każdego poranka, jego dotyku, który pieścił moje ciało w każdej wolnej chwili i co najważniejsze jego szczerego uśmiechu, którego brakuje mi chyba najbardziej z tego wszystkiego. Ludzie mówią, że pierwsze o czym zapominamy to głos ukochanej bądź bliskiej nam osoby i chyba mają rację. Tak przynajmniej jest w moim przypadku. Mimo tego, że jestem szczęśliwa...oddałabym wszystko, żeby jeszcze raz go zobaczyć, przytulić, pocałować, albo chociaż z nim porozmawiać, aby usłyszeć jego głęboki i pełen czułości głos. Nasza miłość jest po prostu....Wieczna...

Koniec


~.~

Hej misie! Wrzucamy Wam ostatnią część Short-Story. Taka rozgrzewka tuż przed głównym opo. Zostawcie coś po sobie ;) Hope you like it! Patty&Paula

7 komentarzy:

  1. Dlaczego go zabiłyście? :c Już liczyłam na to, że przypomni sobie wszystko, ale nie przed śmiercią xD Nie jest to szczęśliwe zakończenie, za co macie ode mnie wielki plus, bo... Nie wiem jak to wytłumaczyć, więc po prostu napiszę, że wyróżniłyście się od innych opowiadań XDD Mam nadzieję, że będzie więcej takich historyjek, podobnych do tej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozpłakałam się na końcu. Opowiadanie boskie!
    Pozdro <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże ryczę. Piękne opowiadanie, taka odskocznia bo zawsze happy end a tu nie, mega dobrze się czytało, kilka łez poleciało na końcu, pozdrawiam i życzę weny wasz największy fan płci męskiej.

    OdpowiedzUsuń
  4. To bylo piekne, prawie sie poryczalam. Szkoda, ze Naruto nie zyje w tej krotkiej historii ale mimo to podobalo mi sie. Czekam na pierwszy rozdzial glownego opo. Zycze wam weny dziewczyny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. To było cudowne po popłakałam się na końcu czemu go zabilyscie. Czekałam na tą chwilę kiedy sobie przypomni Sakure, ciesze się że sobie przypomnial ale nie myślałam że umrze. Czekam na rozdział z głównego opowiadania. Pozdrawiam i życzę weny. Gulbiszonka

    OdpowiedzUsuń
  6. hej moje miłe Właśnie przeczytałem Short-Story i muszę przyznać że trochę mą to wstrząsnęło. Nie przypuszczałem, że uśmiercicie głównego bohatera. przyznam się szczerze, że niewiele brakowało by z oczu pociekło mi kilka łez.
    Z niecierpliwością czekam na główne opowiadanie.
    Pozdrawiam wasz fan Kuraj

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie zaprzeczę zakończenie mnie zaskoczyło ale macie za to ode mnie wielki szacunek bo wyróżniacie swe Short-Story jak i one-shoty czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń