Dziś 24 grudnia. Siedzimy właśnie z żoną u moich
rodziców na kolacji Wigilijnej. Zrobiło się trochę niezręcznie,
bo znów zaczęli prawić nam morały na temat dzieci. Jesteśmy
małżeństwem dopiero od trzech lat, a oni chcieliby już wnuka.
- No dobrze, damy wam dziś spokój. - Wzdycha ojciec.
- Na dzieci przyjdzie jeszcze czas. - Odpowiadam
zażenowany. Widzę minę mojej żony, jak zawsze wesoła.
- Czemu nie jecie? Nie po to mama stała nad garami,
żeby to się zmarnowało. - Odzywa się moja piękność.
- Jeśli zjem coś jeszcze to pęknę. - Mówię
poważny.
- Oj skarbie, nie umiesz bawić się w jedzenie. -
Zaśmiała się.
- My nie możemy zjeść tyle ile wy. - Wzdycha ojciec.
- Wypraszam to sobie Minato! - Mówi z udawaną urazą
moja rodzicielka.
- Ojej, przepraszam, że Panią uraziłem. - Rodzice
przysuwają się do siebie i obdarzają pocałunkiem.
- Tylko nie przy dzieciach! - Dramatyzuję, a oni się
śmieją.
- Te dzieci robią gorsze rzeczy, kiedy nikt nie patrzy. -
Mama grozi mi palcem, a moja kobieta prawie dusi się jedzeniem,
powstrzymując śmiech.
- Oh Kushino, nie zawstydzaj ich. - Wtrąca teatralnie
ojciec.
- Czy ty uważasz, że Sakurę da się zawstydzić? -
Pyta kpiąco moja rodzicielka.
- Musielibyście się mocno postarać. - Odpowiada sama
zainteresowana.
Przepraszam bardzo za moją roztropność.
Przecież się nie przedstawiłem, gdzie są moje maniery? Nazywam się Namikaze Naruto i jestem zwykłym szarym przedsiębiorcą. Może nie takim szarym, bo u swego boku mam wspaniałą,
cudowną, piękną i inteligentną kobietę, która odmieniła moje
życie na lepsze. Moja ukochana czuje się wspaniale w mojej
rodzinie.
- Nie chcę kończyć tego miłego wieczoru, ale musimy już się zbierać. - Mówię po chwili.
- Już? Tak szybko? - Pyta moja mama.
- To wcale nie szybko. Mamo, jest dwudziesta czwarta.
Nie sądzisz, że już dość tej gościny? - Uśmiecham się czule.
- Oj, szczęśliwi czasu nie liczą synku. - Odpowiada.
- Wiem mamo, ale naprawdę musimy już iść. Jutro mam
coś do zrobienia. - Wzdycham.
- W Święta? Porąbało cię do reszty? - Patrzy na
mnie z grymasem.
- Tak mamo, w Święta. Muszę jechać do firmy po
fakturę, a nie chcę tym obarczać taty. - Uśmiecham się i
otrzymuję to samo w zamian od moich rodziców.
- Nie no, ja to mam naprawdę najlepszego syna pod
słońcem. - Zaśmiał się ojciec.
- A ja najlepszego szefa, ale dosyć tych czułości.
Jeśli nie oddam faktury księgowej od razu po świętach, to możemy trochę na tym
stracić. Jutro mogą mi ją wydać. Wielkie korporacje pracują nawet w Święta.
Kładę
łokcie na stół i przecieram dłońmi twarz. Szczerze mówiąc,
jestem zmęczony. Niespodziewanie czuję ciepły dotyk na swoim lewym
udzie. Spoglądam w bok i widzę uśmiechniętą Sakurę.
- No dobrze. Nie wyganiam was, ale w takim wypadku
wynocha. - Zaśmiał się starszy blondyn. Powoli podnoszę się z
krzesełka i pomagam wstać Sakurze. Podchodzę do mamy i składam
całusa na jej rozgrzanym policzku.
- Do zobaczenia jutro mamo. - Uśmiecham się ciepło i
odchodzę. Zmierzam do ojca, podaję mu dłoń, a on mnie przytula.
- Jedźcie ostrożnie, bo na drodze gruba warstwa lodu.
- Przestrzega mnie blondyn.
- Spokojnie tato, dojechałem szczęśliwie to i tak
zamierzam wrócić do domu. - Uśmiecham się. Kątem oka widzę, jak
moja żona żegna się z mamą.
- No to na razie tatku! - Zielonooka piszczy i podchodzi
do głowy naszej rodziny. On od razu przygarnia ją do siebie i czule
obejmuje.
- Do zobaczenia Sakura. - Mówi, kiedy stają naprzeciw
siebie. Wyciągam dłoń w stronę mojej żony, a ona z uśmiechem ją
chwyta.
- Trzymajcie się. - Mówię i ciągnę ukochaną w
kierunku holu.
Z powodu naszego dość dużego majątku, dom moich
rodziców jest nawet pokaźnych rozmiarów. Kiedy wchodzimy do holu
od razu kierujemy się w stronę drzwi. Tam czeka na nas lokaj z
oboma płaszczami. Jeden zakłada mojej żonie, a drugi podaje mnie.
- Dziękuję Travis. - Uśmiecham się pogodnie.
- Nie ma za co Panie Naruto. - Mówi starszy mężczyzna.
Jest nieco wyższy ode mnie i w jego czarnych włosach widać już
prześwity szarości.
- Ile razy mam ci powtarzać, że dla ciebie jestem
Naruto? Travis, znasz mnie od dzieciaka, więc przyzwyczaić się do
tego powinieneś już dawno. - Zaśmiałem się.
- No dobrze Naruto. Wesołych Świąt życzę. -
Uśmiecha się miło.
- Dziękujemy i wzajemnie. Spędzasz pierwszy dzień
Świąt z córką? - Pyta moja żona i obdarza mężczyznę pogodnym
uśmiechem.
- Ah tak. Zaprosili mnie razem z mężem. - Mówi
radośnie. - W końcu zobaczę wnuczki. - Na jego twarz od razu
wpełza uśmiech połączony z ekscytacją.
- Dawno ich nie widziałeś co? - Mówię zawiązując
szalik i jednocześnie spoglądając na niego.
- Tak, to będzie jakieś dwa tygodnie. - Odpowiada z
tęsknotą.
- Pozdrów od nas Ayame. - Wtrąca Sakura.
- Tak zrobię proszę Pani. - Uśmiecha się wesoło.
- Do zobaczenia Travis. - Mówię i otwieram drzwi na
zewnątrz.
Oczywiście pierwszą wypuszczam Sakurę i zanim
wychodzę z domu puszczam oczko Travisowi. To bardzo miły gość,
który pomagał mi w okresie dojżewania. Podchodzę do różowo
włosej i niespodziewanie chwytam ją za dłoń. Od razu czuję
przyjemny dreszczyk pod wpływem jej dotyku. Patrzy na nasze dłonie,
a później przenosi wzrok na mnie.
- Jedziemy do domu. - Stwierdza słodko.
- Tak skarbie. - Uśmiecham się zadziornie.
Wyciągam kluczyki i otwieram drzwi od strony pasażera
w naszym czarnym, matowym Audi przystosowanym na zimę. Kiedy mam
pewność, że moja kobieta jest gotowa do drogi wchodzę na miejsce
kierowcy i zapinam pasy. Wsadzam kluczyk w stacyjkę i odpalam
naszego pięknego smoka. Kątem oka spostrzegam spojrzenie Sakury.
- Dlaczego to robisz? - Pytam włączając się do
ruchu.
- Robię co? - Słyszę rozbawienie w jej głosie.
Spostrzegam jak podnosi nogę w górę i bosą stopą opiera ją na
schowek. Czuję jak moja krew wrze.
- Obserwujesz mnie i doprowadzasz do szaleństwa. -
Mówię i spoglądam na nią. Patrzy kokieteryjnie. Widzę, że ta
jej kusa sukienka opuściła się jeszcze niżej.
- Czyżby, Panie Namikaze? - Pyta słodko.
- Jak najbardziej, Pani Namikaze. - Odpowiadam i
ponownie przenoszę wzrok na drogę. Uwielbiam te auto, dobrze trzyma się drogi nawet w zimę.
- Czemu nie mamy jeszcze dzieci? - Pyta nagle. Nie
spodziewałem się takiego pytania z jej strony.
- Ykhym – Odchrząkuję. - Sam nie wiem kochanie.
Rozmawialiśmy już o tym bardzo dawno temu.
- Nie sądzisz jednak, że... twoi rodzice mają rację?
- Jej głos jest cichy.
- Wydaje mi się, że trochę mają. - Uśmiecham
się.
- Wiesz... jakoś nie pamiętam, żebyśmy rozmawiali na
temat....dzieci. - Mówi nieco speszona. Dawno nie miałem okazji
tego zobaczyć. - Jeślibyśmy mieli to...jak wielka rodzinka ci
się marzy? - Przenoszę na nią wzrok i szczerze się uśmiecham.
- Z tobą mógłbym mieć nawet dziesięcioro. -
Puszczam jej oczko i z powrotem patrzę na drogę. Słyszę jej
chichot.
- Hmmm, wiesz? To chyba za dużo.
- Czy nasz dom stoi teraz pusty? Służba wyjechała na Święta tak?
Sakura nie ukrywa
zdziwienia.
- Chyba tak. Wątpię, że ktoś został, ale...
dlaczego pytasz?
- Bo mam powód. - Uśmiecham się szatańsko. -
Nie chcę, żeby nam dziś przeszkadzano skarbie. - Widzę jak
zagryza dolną wargę.
To okropnie pociągające. Od naszego domu dzieli nas
dosłownie pięć minut, które w miarę znośnie mijają. Wjeżdżam
w naszą bramę i jadę do przodu parkując pod samym domem. Nasza posiadłość jest nieco mniejsze od tego domu, który należy do
rodziców. Wychodzę z auta i od razu otwieram drzwi Sakurze.
Wyciągam dłoń w jej kierunku, a ona ze zmysłowym uśmiechem
chwyta ją i wychodzi do mnie. Zamykam drzwi i ciągnę różowo
włosą do domu. Wpuszczam ją pierwszą i zanim zdąża się
rozebrać pociągam za jej dłoń i odwracam w swoją stronę. Dłonie Sakury zatrzymują się dopiero na mojej klatce. Widzę jej zaskoczone
spojrzenie.
- Co ty kombinujesz? - Pyta szeptem.
Nic nie odpowiadając muskam wargami słodkie usta i
po chwili pogłębiam nasz pocałunek, wdzierając się do środka w poszukiwaniu jej języka. Kiedy znajduję go bez problemu czuję jeszcze większe podniecenie. Powoli lecz stanowczo
zmuszam ją do przesuwania nóg w tył. Kiedy przechodzimy hol
stawiamy pierwsze kroki na schodach. Sakura wplątuje swoje zwinne
dłonie w moje włosy i przechodzi mnie dziwny, znajomy dreszczyk. Z
pleców przesuwam dłonie w dół i chwytam ją za pośladki. Z ust dziewczyny wydobywa się ciche jęknięcie. Przerywam nasz pocałunek
przygryzając jej dolną wargę. Widzę seksowny uśmiech i
zaczynam obsypywać pocałunkami szyję, a później obojczyk. Po
drodze na górę obijamy się o barierki, ale w końcu udaje nam się
dotrzeć na górę. Przed naszą sypialnią unieruchamiam Sakurę
przyciskając do ściany. Chwytam za jej dłonie, które unoszę
w górę i przytrzymuję ponad głową kobiety. Wolną ręką,
powoli lecz stanowczo otwieram drzwi od sypialni. Przyciągam ją w
swoją stronę i wchodzimy do pokoju zatrzaskując za sobą drzwi.
Nie przerywając pocałunku ściągam z siebie płaszcz, a zaraz po
tym zabieram się za nią. Kiedy nasze wierzchnie przykrycia leżą
na ziemi, pora dobrać się do jej nieziemskiego ciała. Powoli
przesuwam dłoń w stronę ud i podciągam w górę czarną
sukienkę. Ściągam
ją jednym ruchem nie mając ochoty na dalsze zabawy. Delikatnie odsuwam się w tył i dokładnie przyglądam.
- To mi się podoba. - Mówię nieco zdyszany. Moim
oczom ukazuje się czarna, koronkowa bielizna. Widzę cudowny
uśmiech i tym razem to ona podchodzi do mnie chwytając za moją szyję.
- Ty mi się jeszcze nie podobasz skarbie. Trzeba to
zmienić.
Zbliża się do mnie z uwodzicielskim uśmieszkiem.
Swoje namiętne pocałunki zaczyna od szyi, powoli odpinając guziki od koszuli. Kiedy jest rozpięta zsuwa ją ze mnie, a ta upada bezszelestnie na podłogę. Tym razem pocałunkami wyznacza sobie trasę od
mojego obojczyka w dół, aż po brzuch. W trakcie tej czynności
odpina pasek od moich spodni, a zaraz potem zabiera się za guzik i
zamek. Podnosi na mnie wzrok i uśmiecha się seksownie. Po chwili
moje spodnie bezwładnie leżą na podłodze. Odkopuję je w bok. Kiedy Sakura ponownie staje naprzeciw mnie, składam pocałunki na
jej słodkich wargach. Lekko popycham ją na łóżko nie przerywając
naszych pieszczot. Pochylam się nad zielonooką i zaczynam muskać wargami
jej szyję, obojczyk nieprzerywanie docierając aż do pępka. Spoglądam na nią z
dołu i widzę jak wije się z powodu moich pieszczot. Leciutko
pociąga za moje włosy. Wracam do niej i wkładam dłonie pod jej plecy. Rozpinam koronkowy stanik, a ona patrzy na mnie wyczekująco. Ciężko nam uspokoić swoje oddechy. Zdejmuję jej stanik i moim oczom ukazują się kształtne piersi. Nachylam się i zaczynam je całować. Sakura
chwyta mnie za moje włosy i bawi się nimi. Czując ogromne podniecenie i pożądanie, którego nie jestem w stanie okiełznać kończę zabawę. Odważnie pozbywam się majteczek żony, a zaraz później swoich i nie widząc protestu z wyczuciem w nią wchodzę. Zaczynam delikatnie, ale kiedy czuję paznokcie wbijające się w moje plecy przyśpieszam.
Perspektywa
Sakury;
Jest mi gorąco, stanowczo za gorąco. Powoli uchylam
powieki i zanim wybudzam się na dobre trochę to trwa. Rozglądam się
i od razu na moje usta wkrada się uśmiech. Leżę na klatce
piersiowej mojego przystojnego męża, a on obejmuje mnie dłonią.
Przyglądam się mężczyźnie bardzo dokładnie. Uwielbiam jego
mocne rysy twarzy, włosy i usta, które zawsze obdarzają mnie taką
czułością, namiętnością i uczuciem. Podnoszę dłoń i
delikatnie przesuwam palcem po jego policzku, a zaraz po tym po ciepłych wargach, które mam nieodpartą chęć pocałować, ale szkoda mi go
budzić. Po głębszym zastanowieniu, decyduję to zrobić.
Unoszę się trochę i powoli wpijam w jego usta. Chcę się wycofać,
lecz zostaję schwytana za szyję. Aha, czyli udawał, że śpi?
- Runda numer dwa? - Pyta słodko. Bardzo bym chciała,
ale zaprzeczam głową.
- Musisz jechać do biura. - Mówię spokojna.
- No weź. - Czuję jak jego dłoń wędruje po moich
nagich plecach, a zaraz potem zatrzymuje się na pośladkach.
Wydaję z siebie zdławiony jęk. Blondyn uśmiecha się zwycięsko.
- Nie licz na to. - Mówię nadal opanowana.
- Słyszę twój przyspieszony oddech. Wiem, że tego chcesz skarbie. - Mruczy mi w ucho.
- Nie zaprzeczam, ale nie zamierzam kochać się z tobą
przed twoim wyjściem do biura. Wiesz, że tego nie cierpię. -
Wzdycham i przejeżdżam paznokciem po jego podbrzuszu. Czuję jak
się spina i teraz to ja uśmiecham się zwycięsko.
- Sakura, nie igraj ze mną skarbie. - Mówi przez
zaciśnięte zęby. Paznokciem pnę w górę do jego klatki
piersiowej. Nachylam się i szepczę mu do ucha.
- Wróć, to może porozmawiamy inaczej. -
Niespodziewanie chwyta mnie za kark i przysuwa do siebie. Niepewna
tego co się przed chwilą zdarzyło leżę na nim. Czuję jego nagą
skórę na sobie i nie tylko jego skórę... Rumienię się.
- Jesteś tego pewna? - Pyta seksownie pieszcząc dłonią
moje wrażliwe na dotyk miejsca. Niepewnie kiwam głową. - Twoje
ciało tego nie potwierdza skarbie.
Uśmiecha się łobuzersko i
nie wiem jak to się dzieje, ale teraz leżę pod nim. Czuję te
nieznośne ciepło w podbrzuszu.
- Naruto, proszę cię. - Mówię cicho.
- Teraz ja rządzę skarbie i nie wypuszczę cię tak
łatwo z tego łóżka. - Jestem podekscytowana, a zarazem zmieszana.
Co on sobie wyobraża?
Perspektywa
Ino;
- Najadłeś się kochanie? - Pytam, kiedy siedzimy w
jadalni przy stole.
- Tak, dziękuję. - Uśmiecha się promiennie, choć
wiem, że ciężko mu na sercu.
- Skarbie, nie przejmuj się tym dłużej, proszę. Nie
cierpię widzieć u ciebie takiego stanu. - Spogląda na mnie czule i
jego kąciki ust drgają w górę.
- Przepraszam, ale znów się zawiodłem i nie potrafię
przestać o nim myśleć. - Wzdycha.
- To nie jego wina, że znów nie dostał zwolnienia. -
Tłumaczę.
- Wiem, ale kto do cholery nie dostaje zwolnienia w Święta Bożego Narodzenia? - Pyta przygnębiony.
- Itachi. - Wzdycham.
- No właśnie, który to już raz, trzeci? Dawno go nie
widziałem.
- Tłumaczę ci po raz setny, że nie możesz go o to
obwiniać. - Sasuke się uśmiecha. - No co? - Pytam zaskoczona.
- Chodź do mnie. - Mówi cicho. Podchodzę w jego
stronę jak zahipnotyzowana. Nim zdążam usiąść kruczowłosy
pociąga mnie za dłoń i opadam na jego kolanach. Chichoczę.
- Mój brat ma genialną bratową. - Mruczy w moją szyję. Czuję narastające podniecenie.
- Ja tylko bronię niewinnej osoby. - Zaznaczam. Czuję
jego pocałunki za moim prawym uchem.
- I cholernie dobrze ci to wychodzi. - Szepcze.
- Mógłbyś mnie teraz nie prowokować? - Pytam słodko.
- Nawet nie wiem o co ci chodzi. - Udaje debila.
- Ty już dobrze wiesz o co mi chodzi. - Całuje moje
policzki, skroń, a na koniec czoło. Przerywa i z uśmieszkiem
patrzy w oczy.
- Wyglądasz seksownie w tym fartuszku muszę ci
powiedzieć. - Puszcza do mnie oczko i dłonią rozwiązuje moje
nakrycie, po czym zsuwa je na ziemię.
- Za trzydzieści minut mamy być u twojego wujka. -
Wzdycham.
- Oh, sądzę, że się wyrobimy. - Uśmiecha się
łobuzersko I całuje w usta.
Pogłębiam nasz pocałunek wpychając do jego ust swój
język. Czuję jak się uśmiecha. Niespodziewanie podnosi się z
krzesełka i zmierza do schodów, po których zaraz stąpa. Całkiem
szybko się uwija i po chwili znajdujemy się na górze. Otwiera
drzwi od naszej sypialni i kładzie mnie na łóżko. Bez wahania
zdejmuje swoją koszulę i po chwili dane jest mi zobaczyć jego umięśnione ciało. Jak zwykle nie mogę mu niczego odmówić. Widzę ten cudowny uśmieszek, oczy no i jak zawsze mięknę.
Perspektywa
Sakury;
Stoimy właśnie we dwoje w toalecie przed lustrem. Mam przekrzywioną głowę w prawą stronę, bo
zakładam długie, srebrne kolczyki. Naruto wypłukuje pastę do
zębów oczywiście przy tym obcinając mnie wzrokiem. Wyciera
twarz i dostrzegam seksowny uśmieszek przyklejony do jego twarzy.
- Co? - Pytam i układam dłonią włosy.
- Mógłbym patrzeć na ciebie godzinami i nigdy mi się nie znudzi.
- Dziś chyba starczy już tego patrzenia. - Prycham.
- Gdybym nie musiał jechać do biura, gwarantuję ci,
że zostałabyś jeszcze dłużej w tym łóżku skarbie. - Mruga do
mnie, a ja się rumienię. Podchodzę do wieszaka i ściągam z niego
granatową sukienkę z dość sporym dekoltem. Naciągam na siebie
ubranie i widzę jak każdy mój ruch jest obserwowany.
- Pomożesz mi zapiąć? - Pytam niewinnie.
- Wolałbym ją ściągnąć, ale niestety się spieszę.
- Odwracam się do niego tyłem, a blondyn z delikatnością pociąga
zamek ku górze. Odgarniam włosy i po chwili czuję jego
przyspieszony oddech na mojej szyi. Momentalnie robi mi się gorąco.
Kiedy Naruto kończy, muska wargami moją szyję, a moje nogi robią
się jak z waty.
- Kochanie przestań. - Mówię ostrzegawczo.
Niespodziewanie zostaję odwrócona w jego stronę. Stoimy twarzą w
twarz.
- Okropnie, cholernie cię kocham Sakura. - Mówi i mnie
całuje.
- Ja też kocham cię nad życie Naruto. - Staję na
palcach i składam niewinnego całusa na jego policzku.
- Ohhh, gdybym tylko nie musiał nigdzie jechać. - Mówi
rozgoryczony.
- Naruto, dopiero co wyszliśmy z łóżka, ogarnij się
chłopie. - Chichoczę.
- Sakura, nigdy nie jest mi ciebie za dużo, zapamiętaj
skarbie.
- Czy mi się zdaje, czy miałeś już wychodzić? -
Pytam przerywając ciszę.
- W samych bokserkach mam wyjść? - Uśmiecha się.
- No tak. Ubieraj się i wynocha, że tak grzecznie
powiem. - Mówię niewinnie.
Mój mężczyzna obdarowuje mnie całusem
i wciąga na siebie czarne spodnie. Później białą koszulę i
zapina ją. Obserwuję dokładnie każdy jego ruch. Zauważa mnie i
na jego twarzy maluje się pół uśmieszek. Perfumuje się i na
odchodne stawia włosy na żel.
- I jak? - Pyta.
- Seksownie, ale po co się pytasz? - Odpowiadam.
- No wiesz, muszę się podobać w biurze. - Zaśmiał
się.
- Jeśli dowiem się, że pod moją nieobecność
gadałeś z jakąś asystentką twojego ojca to zabiję. Pamiętaj o
tym skarbie. - Uśmiecham się niewinnie.
- Jedyna kobieta, która mnie interesuje znajduje się w
tej toalecie. - Puszcza do mnie oczko.
Podchodzi i muska wargami mój
policzek. Chwyta moją dłoń i wychodzimy z toalety. Odprowadzam go
w ciszy aż pod same drzwi.
- Jedź ostrożnie. - Mówię, kiedy zakłada płaszcz.
- Zawsze jeżdżę. - Uśmiecha się na szyję
zawieszając szary szal.
- Wiem, ale uprzedzić nie zaszkodzi. - Całuję jego usta i ciężko mi się od niego odkleić. Oh Boże, tak go
kocham.
- Do zobaczenia mała. Kocham cię. - Uśmiecha się,
bierze teczkę i wychodzi z domu.
Nawet nie zdążam mu odpowiedzieć. Dopiero co wyszedł,
a ja już za nim tęsknię. Przechodzę obok i obserwuję jego ruchy
przez okno. Widzę jak siada za kierownicę i powoli wyjeżdża autem
z podwórza. Wzdycham i kieruję się do salonu. Co ja teraz z sobą
pocznę? Po dłuższym namyśle stwierdzam, że włączę sobie
telewizję. Kładę się na kanapę i przykrywam kocykiem nogi.
Włączam sobie jakąś komedię i tak mija mi ze dwie godziny. Swoją
drogą Naruto powinien być już w domu. Przecież miał zawieźć
tylko jakieś dokumenty i wrócić. Z mojego zamysłu wyrywa mnie
rozchodzący się po domu dzwonek telefonu, który za chwilę
milknie.
- Pani Sakuro, telefon do Pani. - Mówi i wyciąga dłoń
w moim kierunku lokaj. Uśmiecham się do niego wdzięczna i daję mu
do zrozumienia, że może już odejść. Przystawiam do ucha telefon
i zaczynam konwersację.
- Ohayo, z tej strony Namikaze Sakura. W czym mogę
służyć?
- Ohayo, czy jest Pani żoną niejakiego
– Chwila pauzy. - Namikaze Naruto?
- Tak, ale o co chodzi? - Pytam wyraźnie już
poddenerwowana.
- Jestem pracownikiem szpitala Św. Józefa –
Poprawiam się i zamieram. - Pani mąż uległ wypadkowi. - Moje
gardło zaciska się, a ja nagle nie potrafię wymówić żadnego
słowa. Otwieram buzię, ale po chwili ją zamykam. - Halo? Czy jest
Pani ze mną?
- T-tak. - Odpowiadam ciężko. W moich oczach wzbierają
się łzy, myślę o najgorszym. - Cz-czy on żyje? - Pytam drżącym
głosem. Te pytanie musiało przecież jakoś wyjść z moich ust.
- Żyje, tylko...najlepiej będzie jak Pani
przyjedzie do szpitala. - Wzdycha mój rozmówca.
- D-dobrze, zaraz będę. - Mówię cicho.
Nie mogę
opanować potoku łez, które spływają po policzkach parząc skórę. Odkładam
telefon i zrywam się z kanapy.
- Chao! - Wzywam naszego kierowcę, który po chwili się
zjawia.
- Słucham Panią? - Pyta spokojnie.
- Zawieź mnie do szpitala Św. Józefa. Jestem zbyt
roztrzęsiona, żeby teraz prowadzić. - Mówię ubierając płaszczyk
w biegu.
- Co się stało? - Pyta dosłownie lecąc za mną.
- Mój mąż... miał wypadek. - Odpowiadam zwięźle.
Wychodzimy na podwórze, a mężczyzna otwiera mi drzwi do samochodu.
- Święty Boże. To coś poważnego? - Jest wyraźnie
zdenerwowany.
Zamyka moje drzwi i kieruje się na stanowisko
kierowcy.
- Nie wiem, nie chcieli udzielić mi informacji przez
telefon. - Informuję, kiedy wsiada do samochodu i odpala go.
Po
chwili z impetem włączamy się do ruchu, którego praktycznie nie
ma.
Do szpitala docieramy w miarę szybko. Wchodzę do
środka i od razu wbiegam prosto do recepcji.
- Ohayo, powiadomiono mnie, że trafił tu mój mąż. -
Mówię dalej roztrzęsiona.
- Ohayo, godność Pani męża? - Pyta blondynka.
- Namikaze Naruto. - Odpowiadam na jednym tchu.
Kobieta
szuka danych w komputerze, a zaraz potem szpera w papierach.
- Ach tak, wypadek samochodowy, stan ciężki. - Mówi
współczując.
W mojej głowie odbijają się tylko te dwa słowa; stan
ciężki. Przecież ja zaraz zwariuję! Do moich oczu napływa
kolejna fala gorzkich i przepełnionych bólem łez. Patrzę pustym
wzrokiem na recepcjonistkę. Od tych cholernych dwóch słów moje
serce i świat rozpada się na milion kawałeczków. Powoli otwieram
usta i łamliwym głosem odzywam się ponownie.
- Cz-czy jest Pani pewna, że to Namikaze Naruto? Proszę
sprawdzić jeszcze raz. - Recepcjonistka patrzy na mnie ze
współczuciem i kiwa głową z dezaprobatą.
- Zawołam do Pani lekarza prowadzącego. - Mówi i po
chwili wykonuje telefon.
Nie wiem ile tam stoję, ale mam mętlik w
głowie. Nagle widzę czarne mroczki przed oczami. Zataczam się i o
mało nie upadam, gdyby nie silne ramiona.
- Nic Pani nie jest? - Słyszę męski, ciepły głos.
Powoli oswobadzam się z ramion mężczyzny i staję
naprzeciw czarnowłosego chłopaka o szarych oczach. Jest chyba kimś
z personelu, wnioskując po jego fartuchu. Nagle dostrzegam, że
mężczyzna oczekuje chyba mojej odpowiedzi. Myślami wciąż jestem
z Naruto, dlatego mój mózg ciężko wychwytuje teraz jakiekolwiek
informacje.
- Panie Amura, to żona pacjenta Namikaze. - Słyszę
ledwo docierający do mojej głowy głos tej miłej pani.
Ach, więc
jest doktorem mojego męża. Mężczyzna ponownie spogląda na
mnie.
- Ma Pani siłę, aby dojść do tych krzesełek? -
Skina głową w lewą stronę.
- T-tak. - Zdawało mi się, że powiedziałam to
pewnie, ale to tylko moje urojenia.
Głos, który wydobył się ze mnie nie przypomina głosu kobiety, którą znam. Zanim się
orientuję siedzę już na krzesełku, widocznie ten mężczyzna mi
pomógł.
- Mam dla Pani niestety złe wieści. - Wzdycha doktor.
Próbuję skupić się na tym co mówi i te słowa ranią mnie
jeszcze bardziej.
- C-co Pan ma na myśli doktorze? - Patrzę na niego
wyczerpana.
- Namikaze Naruto przeżył ciężki wypadek, w wyniku
którego zapadł w śpiączkę.
W pierwszej chwili nie dociera do mnie sens
wypowiedzianych słów przez szarookiego. Dopiero po jakiejś chwili
uświadamiam sobie, że mój ukochany leży bezwładnie i nie
wiadomo, czy się w ogóle obudzi! Teraz po moich policzkach toczy się
jeszcze więcej gorzkich łez, które tak strasznie palą. Odruchowo przykładam dłoń do ust
cicho szlochając. Przecież to niemożliwe! Jak to się stało, że
rano był cały i zdrowy, a teraz jest w śpiączce? To niemożliwe,
nie mój Naruto. Na pewno nie on. Nie zostawiłby mnie samej, to
jakiś okrutny żart.
- Chce Pani go zobaczyć? - Pyta zatroskany doktor.
Cicho przytakuję i po chwili stoję twardo na nogach.
Powolnym krokiem kieruje się na korytarz, w którym znajduje się
dużo drzwi. Nim się orientuję stoimy pod pokojem numer piętnaście.
Lekarz otwiera drzwi i lekko pcha mnie do sali. Zakrywam twarz, kiedy
na łóżku szpitalnym widzę swojego słodkiego Naruto. Jak taki
potężny mężczyzna może wyglądać teraz na takiego kruchego i
bezbronnego? Odsuwam dłonie i dokładnie się przyglądam. Potargane
włosy, posiniaczone ciało, kilka ran otwartych, unieruchomiona
szyja no i te okropne rurki w jego ustach. To wygląda strasznie.
Zaczynam beczeć jak mała dziewczynka, której odebrano coś
naprawdę fajnego.
- Może Pan zostawić mnie samą? - Pytam cicho.
Doktor rozumie co mówię i wychodzi z sali zamykając
za sobą drzwi. Powolnym krokiem zmierzam do swojego męża. Staję
przy łóżku. Pragnę go dotknąć, przytulić, ucałować, ale się
boję. Boję się, że kiedy to zrobię mój skarbek rozsypie się jak potłuczona porcelana. Przezwyciężam swój lęk i chwytam jego dłoń,
kiedy to dla mnie za mało nachylam się i przytulam go jak
najmocniej potrafię. Wdycham jego tak dobrze znany zapach i szlocham
mu w szyję. Ja...Ja nie dam rady bez niego żyć. W tej chwili
pragnę, żeby podniósł dłonie, przytulił mnie i powiedział, że
nic mu nie jest, że mnie kocha i nigdy nie zostawi. Siadam na łóżko
i wtulam się w niego jeszcze bardziej, nadal szlochając. Naprawdę
nie wiem co dzieje się ze mną przez ten czas, ale chyba przysnęłam.
Do rzeczywistości sprowadza mnie dźwięk otwieranych drzwi i płacz
kobiety.
- Spójrz na nich kochanie. - Słyszę łagodny głos.
Poznaję go.
- Spokojnie, nic mu nie będzie.
- Zasnęła. Na pewno jest przemęczona i dlatego do nas
nie zadzwoniła. - Tłumaczy kobieta.
- Kushino, skarbie. To nasz syn, jest silny. Poradzi
sobie. - Słyszę kroki i po chwili czuję ciepłą dłoń na swoim
ramieniu. Odruchowo podnoszę się i widzę zapłakaną mamę.
Dopiero teraz czuję, że po moich policzkach również toczą się
łzy. Kobieta siada obok mnie i mocno przytula. Obie płaczemy mocno szlochając. Tata podchodzi do nas i otula swoimi silnymi ramionami.
- Będzie dobrze, zobaczycie. - Mówi cicho szlochając.
- Nie potrafię bez niego żyć. - Z mojego gardła
wydobywa się stłamszony dźwięk.
- Ćśśś kochana. Obudzi się, przecież to nasz
Naruto. - Widzę uśmiechniętą Kushinę.
***
Minęły dwa tygodnie od tragedii, która zmieniła całe
moje życie. Mój skarb nadal leży nieprzytomny i nieświadomy,
przykuty do tego beznadziejnego łóżka. Właśnie do niego idę,
jak codziennie zresztą. Mijam hol, ale zatrzymuje mnie głos
mężczyzny.
- Znowu tutaj? - Odwracam się przodem do mojego
rozmówcy.
- Tak Amura, przecież to mój mąż. - Wzdycham i
uśmiecham się ciepło.
- Każdy mężczyzna chciałby mieć tak oddaną żonę.
- Stwierdza.
- Przestań. Nawet nie jestem w stanie mu pomóc. Boże, ile ja bym dała, żeby znów usłyszeć jego głos. -
Wzdycham.
- Musisz się modlić, cuda się zdarzają Sakuro.
- Myślisz, że on... - Przełykam ślinę. - myślisz,
że się obudzi, są jakieś szanse? - Zachowuję spokój, bo
przecież obiecałam sobie, że będę silna. Nie mogę płakać.
- Nie będę kłamał. - Ciężko wzdycha. - Są małe
szanse. - Tłamszę jęk. - Jeśli się obudzi to mogą wystąpić
jakieś skutki uboczne.
- Co masz na myśli? - Pytam. Nie udaje mi się
powstrzymać łez.
- Nie płacz Sakura. W najlepszym wypadku będzie to
jakaś choroba przewlekła. - Uśmiecha się.
- A w najgorszym? - Musiałam zadać to pytanie. Mina
Amury rzednie.
- W najgorszym wypadku twój mąż może być
sparaliżowany, albo stracić pamięć. - Moje serce bije bardzo
mocno. Nie, na pewno tak nie będzie.
- Ykhym. - Odchrząkuję. - Wybacz Amura, muszę
odwiedzić męża. - Uśmiecham się sztucznie i mijam mężczyznę.
- Do zobaczenia. - Odpowiada.
Zmierzam prosto korytarzem i dochodzę pod pokój
Naruto. Otwieram drzwi i powoli wchodzę. Ponownie zastaje mnie ten
sam smutny widok. Mimo, że z ust Naruto nie wystają już żadne
rurki to i tak wygląda okropnie. Jego wielkie siniaki zrobiły się
ohydnie kolorowe, a jego oko powoli dochodziło do normalnego stanu.
Blondyn nadal ma założony kołnierzyk na szyi. Staję przy jego
dotychczasowym łóżku i gładzę jego włosy. Uśmiecham się, bo
mimo wszystko mogę go dotknąć. Nachylam się i składam pocałunek
na jego chłodnawych ustach. Dostrzegam krzesełko, które podsuwam i
usadawiam się jak najbliżej niego.
- Cześć kochanie. - Zaczynam monolog.
Ciągle to robię, kiedy u niego jestem. Opowiadam mu o
sytuacjach, które spotkały mnie poprzedniego i teraźniejszego
dnia. To w pewnym sensie pomaga mi nie oszaleć jeszcze bardziej.
Wycieram wierzchem dłoni samotną łzę, która stacza mi się po
policzku.
- Wiesz co? Wczoraj była u mnie Ino. Mówiła, że
bardzo tęskni za twoimi docinkami i za sprzeczkami z Sasuke. -
Zaśmiałam się. - Później powiedziała mi coś naprawdę
szokującego. Nasi przyjaciele spodziewają się dziecka skarbie.
Takiej małej mieszanki Ino i Sasuke. - Uśmiecham się i wycieram
koleją łzę. - Aż się boję co z tego wyjdzie. Zostaniesz wujkiem, a ja ciocią kochanie. Wiesz? Wtedy, w samochodzie...okłamałam
cię. Powiedziałam ci, że nie pamiętam, żebyśmy kiedykolwiek
rozmawiali na temat dzieci. Wprawdzie to było w dzień naszej nocy
poślubnej i byliśmy pod wpływem alkoholu, ale ja to pamiętam.
Powiedziałeś wtedy, że chciałbyś mieć ze mną gromadkę, bo
nasz nowy dom jest ogromny, ale ja nie chciałam wtedy jeszcze
dzieci. Chciałam najpierw nacieszyć się tobą
sama, ale to było egoistyczne i samolubne z mojej strony,
przepraszam cię Naruto. Oddałabym wszystko, żeby teraz być w
ciąży. Z żadnym innym mężczyzną nie chciałabym mieć dzieci.
Dziecko to byłby idealny owoc naszej miłości. - Zostaję
rozproszona, kiedy drzwi od sali zostają uchylone. W progu widzę
brązowowłosą dziewczynę.
- Saki. - Mówię z niedowierzaniem.
- Oh, Sakura. - Szybko podchodzi w moim kierunku, ma łzy
w oczach. Podnoszę się i obie zamykamy się w niedźwiedzim
uścisku.
- Przepraszam, że mnie tu nie było. - Płacze.
- To nie twoja wina. - Mówię.
- Moja. Gdybym tylko wiedziała....Rzuciłabym to
wszystko w cholerę i zaciągnęłabym tego swojego z powrotem do
domu. - Mówi zdenerwowana.
- Przecież to był wasz miesiąc miodowy. Saki, opanuj
się. - Mówię płacząc.
Dopiero po jakiejś chwili puszczamy się,
a ona podchodzi do mojego męża. Nachyla się i całuje go w
policzek.
- Wygląda tak krucho. - Wybucha kolejną falą płaczu.
- Wiem. - Mówię cicho i wycieram łzy. - Gdzie Justin?
- Parkował auto. - Odpowiada zwięźle. - Jak to się w
ogóle stało? - Pyta patrząc na mnie.
- Z raportów policji wiem, że Naruto musiał wpaść w
poślizg i niestety odbił się od drzewa, a później
przekoziołkował z górki w dół. - W oczach mam więcej łez, nie
potrafię o tym mówić. Nawet nie mogę wyobrazić sobie tego co on
musiał czuć w tym przeklętym aucie.
- Lekarze mówią, że to cud, że w ogóle tu jest. -
Wybucham płaczem i zakrywam dłonią usta. Dziewczyna podchodzi do
mnie i ponownie przytula.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. - Próbuje dodać
mi otuchy, ale to wcale nie działa. Za długo jest w śpiączce...
***
To już czwarty tydzień, który spędzam w szpitalnym
pokoju wtulona w mojego mężczyznę. Powoli, ale skutecznie zaczynam
tracić głowę. Teraz mój mąż wydaje się być w takiej formie
jak dawniej, ale wiem, że to tylko złudzenie. Ktoś kto tyle czasu
leży w bezruchu nie może być w pełni sprawny. Powoli wstaję z
krzesełka i układam się obok męża na łóżku, lubię leżeć
obok niego i wpatrywać się w tą spokojną twarz. Unoszę dłoń i
gładzę jego policzek.
- Obudź się kochanie, ile mogę jeszcze czekać, ile
mogę znieść?
Pamiętam nasze pierwsze spotkanie, jakby to było
wczoraj. Nie wiem, dlaczego, ale ostatnio wspominam wszystkie chwile
spędzone z moim ukochanym. Tak bardzo za nim tęsknie. Mimo tego, że
jest blisko ciałem to i tak dla mnie to za mało. Nawet jak na tak
ciężki wypadek. Wracając pamięcią do naszego pierwszego spotkania.
Poznaliśmy się w klubie, w niezbyt miłej sytuacji. Siedziałam z
moim byłym, a Naru obracał się w towarzystwie kobiet. Naruto był
typem okropnego babiarza. Irytował mnie, a najbardziej jego
charakterek. Jakby mogło się wcześniej wydawać myślałam, że
jest okropny. Pomyliłam się co do niego. W pewnym momencie
zachciało mi się do toalety, więc przeprosiłam swojego byłego
chłopaka i tam też się udałam. Po załatwieniu swoich potrzeb
przyszedł czas na powrót i kiedy wyszłam z toalety co zobaczyłam?
Chłopaka o blond czuprynie obściskującego się z jakąś
lafiryndą. W tamtym momencie zachciało mi się rzygać, wydawał mi
się obleśnym typkiem, jednak nie na długo. Musiałam ich jakoś
minąć, ale że zajmowali cały wąziutki korytarzyk to byłam
zmuszona się odezwać.
-
Przepraszam, czy moglibyście dać mi przejść?
Niebieskooki
oderwał się od tej dziewuchy i z łobuzerskim, ale zarazem
seksownym uśmieszkiem obciął mnie od dołu do góry. Czułam się
wtedy bardzo zawstydzona, po raz pierwszy w moim życiu. Kiedy mu się
przyjrzałam spostrzegłam, że jest bardzo atrakcyjny, choć z
początku mnie to przerażało. Nadszedł w końcu ten moment i
zatrzymał wzrok na mojej twarzy, dobrze, że było ciemno i nie
zauważył moich zaróżowionych policzków. Oparł się plecami o
ścianę i wyciągnął dłoń w bok, aby pokazać mi, że droga
wolna.
-
Proszę bardzo królewno.
Odezwał
się i nie wiedziałam dlaczego, ale moje nogi prawie nie trzymały
się ziemi. Powoli ruszyłam w kierunku stolików, ale zanim go
minęłam obdarzyłam blondyna uśmiechem i przyjrzałam mu się
jeszcze dokładniej. Kiedy wróciłam do mojej osoby towarzyszącej,
pomyślałam, że nie warto zawracać sobie głowy idiotą.
Po jakimś czasie spojrzałam w kąt i ponownie zauważyłam blond
czuprynę, a później błękitne oczy skierowane w moją stronę.
Mój tamtejszy chłopak trochę się napił, a że mieszkał
niedaleko klubu to pomyślałam, że go kawałeczek podprowadzę.
Wstałam, ubrałam się i grzecznie wyszłam z imprezy. Kątem oka
widziałam jak ten obrzydliwy chłopak nadal się we mnie wpatrywał,
co mnie irytowało. Z reguły to mężczyźni powinni odprowadzać
dziewczynę pod dom, ale niestety nie w tym przypadku. Trochę się
pomyliłam co do tamtego chłopaka i na drugi dzień z nim zerwałam,
ale to jeszcze nie koniec tamtejszego wieczoru. To co stało się
później odmieniło nasze życia o trzysta sześćdziesiąt stopni.
Otóż, gdy spokojnie szłam sobie w kierunku domu ktoś złapał
mnie za ramię. Wystraszyłam się, bo jak to kobieta pomyślałam,
że to może napad na tle seksualnym. Cóż, w przypływie adrenaliny
złapałam oprawcę za dłoń, unieruchomiłam ją – do tej pory
zastanawiam się w jaki sposób i z impetem kopnęłam gościa w
czułe miejsce. Jakież było moje zdziwienie, kiedy moim oprawcą
okazał się ten okropny koleś z klubu! No toż to był istny szczyt
chamstwa! To nie była jedyna rzecz, która wydała mi się dziwna,
kiedy spojrzałam na jego twarz widziałam tylko lekki grymas,
skrzywienie i nic poza tym. Żadnego krzyku czy turlania się po
ziemi.
-
Ugh, muszę przyznać, że kopa masz mocnego królewno. - Zaśmiał
się i wprawił mnie w zakłopotanie oraz dezorientację.
-
Nie bój się, chciałem oddać tylko dowód, który wypadł ci z
kieszonki płaszcza. - Wyciągnął w moim kierunku dłoń, a mi
zrobiło się naprawdę głupio, przecież oberwał za nic, co nie?
-
Chyba muszę przestać być życzliwy dla ludzi, bo jeszcze mi się
dostaje.
-
Przepraszam bardzo...ja...myślałam, że ktoś chce mnie napaść. - Opuściłam głowę w dół i wzięłam od niego moją zgubę. Po
chwili poczułam dłoń na swoim podbródku.
-
Niefajnie było dostać w jaja, ale podziwiam za szybką reakcję. -
Zaśmiał się, a ja utonęłam w jego błękitnych oczach, chociaż
wciąż wydawał mi się chamem.
-
Dziękuję za oddanie dowodu i do widzenia. - Powiedziałam chłodno
i chciałam odejść, ale kiedy się odwracałam chwycił mnie za
przedramię.
-
Hej, czemu jesteś taka wredna? Myślałem, że może byśmy gdzieś
wyskoczyli razem.
-
Wybacz, ale nie umawiam się z...takimi...
-
Dupkami? - Uśmiechnął się i dopowiedział za mnie.
- Mhm. - Potwierdziłam.
-
Może nie wyglądało to wszystko tak fajnie, ale to nie tak jak
myślisz. - Zapewniał.
-
Tak? A co mam o tobie myśleć? Widziałam, jak lizałeś się z tymi
wszystkimi laskami. - Prychnęłam.
-
Normalnie to aż tak źle się nie zachowuję, ale dziś mam
wyjątkowo chujowy dzień.
-
Wyrażaj się!
-
Okey, przepraszam. Pójdziesz ze mną jutro na kawę? - Spytał.
-
Pomyślę.
-
Nie daj się prosić. Tak w ogóle to... jestem Naruto. - Uśmiechnął
się.
-
Sakura. - Odpowiedziałam.
-
Hmmm, piękne imię.
-
Dzięki.
-
Mogę cię odprowadzić?
-
Chyba dam radę sobie sama.
-
To niebezpieczna okolica, a twój chłopak schlał się w cztery
dupy. - Stwierdził.
-
Były chłopak. - Oznajmiłam.
-
Ohh, czyli jesteś wolna?
-
Od dzisiaj tak.
-
To jak, mogę cię odprowadzić?
-
Niech ci będzie. - Zgodziłam się tylko i wyłącznie dlatego, że
już mnie irytował.
Tak mniej więcej odbyło się nasze pierwsze spotkanie.
Na drugi dzień umówiłam się z nim na kawę i w gruncie rzeczy nie
okazał się być takim pajacem za jakiego go uważałam. Gdyby tak
było nie pokochałabym go do szaleństwa i nie wyszłabym za niego.
Wpatruję się w jego twarz i złączam ze sobą nasze dłonie. Nagle
kątem oka zauważam jakiś ruch, ale wydaje mi się, że coś sobie
uroiłam. Spoglądam na jego usta i widzę jak powoli nimi porusza.
Podnoszę się i jestem pełna ekscytacji.
- Naruto? - Pytam nie dowierzając. Czy on się budzi?
-
Ugh.
- Jęczy i nie mogę go zrozumieć. Naciskam guzik nad jego głową i
po chwili do pokoju biegiem przylatuje pielęgniarka wraz z lekarzem.
- Co się stało Sakuro? - Pyta szarooki.
- On...Naruto się budzi. - Mówię i po policzku spływa
mi łza szczęścia.
- Niech Pani się na chwilę odsunie. - Mówi
pielęgniarka i podchodzi razem z Amurą do mojego męża.
Widzę jak
blondyn powoli otwiera swoje piękne oczy. Spogląda na wszystkich i
zawiesza swój wzrok na mnie.
- Słyszy mnie Pan? - Pyta lekarz, a on kiwa twierdząco
głową.
- G-gdzie ja jestem? - Zadaje pytanie Naruto. Szepcze,
ale w końcu słyszę ten jego cudowny głos. To nic, że jest
zachrypnięty i trochę nieludzki. Zakrywam usta dłonią i wydaję z
siebie cichy szloch.
- Znajdujemy się w szpitalu. Miał Pan ciężki wypadek
samochodowy. Pamięta Pan coś? - Naruto kręci przecząco głową.
- Zadam teraz kilka pytań. Czy wie Pan jak ma Pan na
imię? - Pyta Amura.
Widzę zakłopotanie na twarzy blondyna i
zaczynam się niepokoić. Chłopak krzywi się i kręci przecząco
głową.
- Kim jesteś? - Patrzy na mnie i mówi nadal słabo,
ale udaje mi się usłyszeć te bolesne słowa.
To nie jest możliwe,
jak on może mnie nie pamiętać? Jak mógł zapomnieć o tych
wszystkich wspaniałych chwilach? Moje serce ponownie zostaje
roztrzaskane. Co ja teraz zrobię? Czy... czy to już koniec?
- Naruto, nie żartuj sobie ze mnie. - Mówię ze
sztucznym uśmiechem. Mam jeszcze cień nadziei.
- Nie...nie wiem kim jesteś. - Oznajmia cicho. Cofam się
w tył i wybiegam z pokoju, nie mogę tego znieść...
Perspektywa
Naruto;
- Co jej się stało? - Pytam.
Nie wychodzi to tak
jakbym chciał, mój głos jest słaby, a z gardła ciężko mi
wydobyć jakikolwiek dźwięk. Jestem zagubiony i poddenerwowany, bo
kompletnie nie wiem kim jestem.
- Prawdopodobnie potrzebuje chwili samotności. -
Odpowiada doktor. Czy coś ich łączy? Widzę jak on patrzy na tą
piękność.
- K-kim ona jest? - Pytam patrząc na niego wyczekująco.
Moje oczy są tak ciężkie.
- To Pańska żona. - Żona? Ona? Tylko, że...cholera!
Nic nie pamiętam. Kiedy próbuję coś sobie przypomnieć okropnie
boli mnie głowa.
- Jest Pan pewny doktorze? - Wysilam się na kolejne
pytanie.
- Tak. Mam nadzieję, że sobie Pan wszystko przypomni,
ale teraz przejdźmy do badań. - Mówi trochę spięty.
- Niech Pan
poruszy lewą, a później prawą nogą. - Z wysiłkiem i trudem
udaje mi się to.
- Dobrze. Doskonale, widzę, że oprócz zaniku
pamięci wszystko jest dobrze. - Moje oczy wydają się być jeszcze
bardziej ciężkie. Chyba... chce... mi się spać...
***
Słyszę nad sobą jakiś szept, ten głos...ten głos
wydaje się znajomy.
- Dobrze, przekażę mamo...tak, nie spieszcie
się...nie...tak, przynajmniej tak mi powiedział...nie wiem, nie
jestem pewna...masz rację, ale ja już chyba dłużej nie
wytrzymam...wiem, postaram się...tak, kocham go nad życie...nawet
tak nie mów, nie zamierzam go zostawić...do zobaczenia, jedźcie
ostrożnie. - Słyszę odgłos rozłączanego połączenia. Jakim
cudem pamiętam takie głupoty, ale nie ludzi?
- Skarbie, dlaczego tak musi być? Nie zniosę tego.
- Słyszę urywany szloch, a później czuję jak jej dłoń bawi się
moimi włosami. Cholera! Czemu jej nie pamiętam? Czuję się
zagubiony, winny i bezradny. Szkoda mi tej pięknej i kruchej istoty.
Powolutku otwieram oczy, aby jej nie skrępować. Natychmiastowo
dziewczyna zabiera dłoń. Odwracam głowę i zatracam się w jej
szmaragdowych oczach i delikatnej twarzy. Dopiero teraz dostrzegam
jej prawdziwe piękno. Ta nieco zmartwiona twarz dodaje jej uroku.
Nieśmiało się uśmiecham.
- Hej. - Przełamuję się i odzywam. Widzę jej niemałe
zaskoczenie.
- Hej. - Odpowiada anielskim głosem. Jest
taki...przepełniony troską i taki...delikatny.
- Przepraszam. - Nie sądziłem, że powiem to na głos.
- Za co? - Nie ukrywa zdziwienia. Przygląda się mi.
- Za to, że cię nie pamiętam. - Jąkam się. Widzę,
jak powoli z jej oka sączy się drobna łza. - Nie chcę, żebyś
płakała. - Wzdycham. Patrzę na nią i widzę zupełnie obcą mi
osobę.
- Teraz to ja przepraszam. - Uśmiecha się nieśmiało,
jest taka...słodka.
- To nie twoja wina Naruto. Gdybym tylko wtedy
nie puściła cię do tej cholernej pracy... - Różowo włosa wstaje
i podchodzi do okna.
- Opowiesz mi coś? - Pytam spokojnie. Kobieta odwraca
się w moją stronę.
- Co chcesz wiedzieć? - Patrzy zszokowana.
- To prawda, że jesteśmy małżeństwem?
- Tak, to najprawdziwsza prawda. - Zielonooka opiera się
o parapet.
- Długo nim jesteśmy? - Poprawiam się na łóżku i
siadam opierając się o oparcie.
- Trzy lata.
- Rozumiem. - Patrzę niepewnie i trochę krzywię
przymrużając lewe oko. - A czy my....mamy dzieci? - W pierwszej
chwili na jej twarz wpełza zaskoczenie, potem niepewny uśmiech, a
zaraz za tym...smutek? Tak, chyba smutek...
- Nie, nie mamy dzieci. - Jej kąciki ust nieznacznie unoszą się w górę, ale zaraz opuszczają. Nie wiem dlaczego, ale wypełnia mnie
dziwne uczucie.
- Wiem, że...to wszystko jest dziwne, ale uwierz, dla
mnie... wydaje się dużo bardziej niż tobie...Ty przynajmniej mnie
pamiętasz, a ja? - Mówię niepewnie.
Nie chcę jej zranić ani sprawić przykrości.
Zielonooka przygląda mi się ze stoickim spokojem. Jezu...ona jest
taka piękna. Jej nieskazitelna twarz, idealne ciało i różowe
włosy, których kosmyki opadają swobodnie na twarz.
- Wiesz...- Zaczyna cicho i powoli podchodzi w moim
kierunku. - Ta cała sytuacja nie jest prosta ani dla ciebie ani dla
mnie. Ty nie pamiętasz nic, za to ja pamiętam wszystko. Najgorsze
jest to, że teraz staliśmy się dla siebie obcymi ludźmi. -
Wzdycha i siada obok mnie.
Powoli unosi dłoń w górę i dotyka mojej twarzy z
taką czułością. Czuję przyjemny dreszczyk przebiegający moje
plecy. Chwytam za jej dłoń, jednak ona nie czuje się skrępowana.
Przynajmniej tego po niej nie widać. Patrzymy sobie głęboko w
oczy.
- Jedyne co musisz teraz wiedzieć to to, że bardzo za
tobą szaleję i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie Naruto.
Zrobię wszystko, żebyś sobie coś przypominał...bo przecież... -
Zaśmiała się. - ...nie można tak łatwo o mnie zapomnieć. -
Patrzę na nią z pewnym szokiem i oniemieniem.
Nie zdawałem sobie sprawy z tego jak ważny dla niej
jestem. Widzę to...mogę dokładnie zobaczyć to w jej oczach.
Naprawdę nie wiem co mam jej teraz odpowiedzieć, ale przychodzi mi
do głowy pewna myśl.
- Chciałabym czegoś spróbować... - Mówi niemal
cicho.
- O co chodzi? - Pytam, a ona przysuwa się bliżej
mnie.
Czuję mrowienie w środku, nie znam tego uczucia.
Wykorzystuje okazję, że jesteśmy bardzo blisko siebie. Nim zdążam
zorientować się, co się dzieje dziewczyna składa pocałunek na
moich ustach. Jestem oszołomiony, ale jakaś część mnie wcale
nie. Już po paru sekundach te pocałunki stają się jakieś
znajome...takie czułe i przepełnione tęsknotą. Zaczyna mi się
robić gorąco...już wiem, że pragnę jej bliskości, ale jak można
chcieć tego od obcej osoby? Przecież jej nie znam, tak mi się
przynajmniej wydaje. Różowo włosa zbliża się do mnie jeszcze
bardziej, a we mnie uderza jakiś dobrze znany zapach. Kojarzę go,
ale nie wiem skąd. Podobno, żeby się w kimś zakochać, najpierw
musisz polubić jej zapach. Mimo wszystko oddaję każdy pocałunek,
choć to naprawdę dziwne. Dziwne dla mnie, bo dla niej? Raczej nie.
Dziewczyna wplata dłonie w moje włosy, a ja układam swoje poniżej
jej bioder. Gdyby nie pukanie do drzwi pewnie dalej oddawalibyśmy
się tej chwili. Do pomieszczenia wchodzi dwoje ludzi. Kobieta o
czerwonych włosach i mężczyzna-blondyn. Widzę uśmiech na twarzy
tej miłej Pani. Zamykają drzwi i stają w progu.
- Wiesz kim jesteśmy? - Pyta mężczyzna.
- Yhmm, przepraszam, ale nie. - Odpowiadam nieco
zmieszany. Zaczyna mnie to coraz bardziej irytować i męczyć.
- Naruto, to twoi rodzice. - Wzdycha Sakura. Chyba tak
było jej na imię.
- Cześć synku. - Odzywa się kobieta o aksamitnym
głosie.
- Dzień dobry. - Odpowiadam, nie wiem jak mam się
zachowywać ani co odpowiadać. Cholernie głupia sytuacja.
- Ehem, przepraszam was, ale pójdę kupić sobie kawę,
bo zaraz zasnę. - Zielonooka się uśmiecha.
- Mówiłam ci, żebyś chociaż raz wypoczęła w domu.
- Karci ją czerwonowłosa kobieta.
- Przecież byłam w domu mamo. - Wzdycha.
- Tak? Kiedy? Tydzień temu? Sakura, to nazywasz
wypoczynkiem?
- Przepraszam, czy ty tu nocujesz? - Pytam zszokowany.
- Jeśli trzeba. - Uśmiecha się.
Podchodzi do mnie i
muska wargami mój policzek. Po tej czynności czuję jej usta obok
mojego ucha.
- Przepraszam jeśli cię to speszyło. Zrobiłam to z
przyzwyczajenia. - Odsuwa się i uśmiechając opuszcza pokój. No to
dopiero teraz będzie niezręcznie, ale chociaż mogę ich trochę
wypytać skoro nic nie pamiętam. Oczekuję, że powiedzą mi
prawdę...
Perspektywa
Sakury;
Zamykam za sobą drzwi i biorę głęboki wdech. Jezu,
to było niesamowite. Od tak dawna mogłam w końcu poczuć jego usta
na swoich. Z niedowierzaniem dotykam swoich warg, po prostu nie mogę
uwierzyć, że to stało się naprawdę. Uśmiecham się jak głupia.
Tylko, że...czy oddał mój pocałunek, bo go w jakiś sposób
przyciągam, czy może jednak z grzeczności? Cholera! Muszę zrobić
wszystko co w mojej mocy, żeby przywrócić mu pamięć. Nie będę
mogła żyć z tym, że będzie traktował mnie jak obcą osobę, nie
zniosę tego.
- Witaj, co tam słychać? - Słyszę męski głos.
Podnoszę wzrok i zauważam Amurę.
- Hej. - Uśmiecham się. - Nic specjalnego. Wyszłam,
bo chciałam zostawić Naruto i jego rodziców samych.
- Miły gest z twojej strony. - Patrzy na mnie trochę
spięty. - Ehmm...Sakura, moglibyśmy się przejść? - Spoglądam na
niego i uśmiecham się.
- Jasne, czemu nie. Przyda mi się trochę towarzystwa.
- Super. Poczekaj tutaj chwilę. - Zaśmiał się i
pokazuje co trzyma w dłoni. Przyglądam się i dostrzegam karty
pacjentów.
- Nie ma sprawy. - Amura odchodzi dalej i zmierza do
recepcji.
Obserwuję każdy jego ruch, to miły człowiek i muszę
przyznać, że dużo mi pomógł w tym trudnym dla mnie okresie. Nim
się oglądam mężczyzna zmierza w moim kierunku już bez fartucha.
- Pójdziemy na lunch? - Pyta uprzejmie. Widzi moje
wahanie. - Ej, spokojnie kobieto! Spójrz na siebie, sama skóra i
kości. Musisz coś zjeść Sakura, twój mąż ci nie ucieknie. -
Mruga do mnie, a ja się uśmiecham.
- Niech ci będzie. - Wzdycham.
- No to ruszamy. - Mówi uśmiechnięty i kieruje mnie
do wyjścia. Niedaleko od szpitala znajduje się dobra restauracja.
Wiem to, ponieważ często do niej przychodziłam, kiedy Naruto leżał
w śpiączce.
- Opowiesz mi coś jeszcze o swoim życiu? Nie chcę być
nieuprzejmy, ale bardzo mnie to ciekawi.
- Nie jesteś. - Zaśmiałam się. Dochodzimy właśnie
do restauracji i wchodzimy do jej środka. Siadamy na miejsce i
zamawiamy jedzenie. Czekając rozmawiamy.
- Co chciałbyś jeszcze wiedzieć?
- Długo jesteście razem z Naruto?
- Od trzech i pół roku. - Uśmiecham się.
- A małżeństwem jesteście od? - Patrzy wyczekująco.
- Trzech lat. - Widzę zdziwienie na jego twarzy.
- Przepraszam, że spytam, ale nie za szybko się
pobraliście?
- Nie, może to był głupi pomysł, ale zakochaliśmy
się w sobie od pierwszego wejrzenia. - Widząc jego zdziwienie na
twarzy uśmiecham się i dodaję. - Tak, wyobraź sobie, że taka
miłość może się zdarzyć.
- Przepraszam za moje zdziwienie, ale nigdy nie
wierzyłem w tego typu rzeczy.
- Nic się przecież nie stało. - Zaśmiałam się. -
Amura, teraz opowiedz mi coś o sobie. Mało mi mówisz, wychodzi na
to, że mnie znasz na wylot, ale ja ciebie nie.
- No dobrze. Co chcesz wiedzieć kobieto. - Uśmiecha
się. Wcześniej nie zwróciłam na to uwagi, ale to naprawdę
przystojny lekarz.
- Jesteś w jakimś związku?
- Byłem, przez jeden i pół roku, ale nie wypaliło. -
Krzywi się.
- Rozczarowanie? - Pytam.
- Tak jakby. Wierzyłem jej ślepo, ale mnie oszukała,
więc podziękowałem.
- Szkoda. - Wzdycham.
- Wcale nie. Przynajmniej dowiedziałem się, że nie
wszystkie dziewczyny są uczciwe i takie słodkie.
- Chcesz mi powiedzieć, że unikasz związków? -
Zadaję kolejne pytanie i w tej chwili przynoszą nam nasze dania.
Nie przerywamy dyskusji, kiedy sięgamy po pyszne jedzenie.
- To nie do końca prawda. - Przerywa i upija łyk wina.
- Wiesz, kiedy kończy się związek możesz wszystko dokładnie
przeanalizować. Co ty zrobiłeś źle, a w czym ona zawiniła. Z
przykrością wywnioskowałem, że nasze rozstanie to tylko i
wyłącznie jej wina. Złamała mi serce, ale nie mam jakiegoś
wstrętu do kobiet. - Zaśmiał się. - O nie, wręcz przeciwnie, jak
każdy chyba zdrowy mężczyzna też potrzebuję kogoś na kim będę
mógł polegać, dlatego szukam dalej i się nie poddaję.
- Podoba mi się twoje myślenie. - Uśmiecham się. -
Ja nie byłam w nie wiadomo ilu związkach, ale Naruto to było coś
innego. Od razu wiedziałam, że to ten jedyny. Dlatego między
innymi nie zwlekaliśmy ze ślubem.
- A co byś zrobiła, gdybyś teoretycznie mówiąc
rozczarowała się nim? - Widzę powagę w jego oczach. Myślę
trochę nad tym co powiedział.
- Nie wiem. Na pewno pękłoby mi serce, to wiem na
pewno.
- Jeśli dobrze pójdzie z dzisiejszymi badaniami,
będziemy mogli jutro z rana go wypisać. Nie ma sensu trzymać
zdrowego pacjenta na siłę. - Odzywa się po krótkiej chwili. Czuję
radość, ale po chwili smutek, co zauważa Amura.
- Coś się stało?
- Nie, nic. Po prostu...boję się, że on nic sobie nie
przypomni, a wtedy...nie wiem co zrobię. - Wzdycham.
- Spokojnie Sakura. Włącz pozytywne myślenie. -
Chwyta mnie za dłoń z uśmiechem. - Nawet jeśli nic sobie nie
przypomni to mogę z pewnością powiedzieć ci, że zakocha się w
tobie od nowa.
- Skąd ta pewność? - Pytam nieco oszołomiona jego
wyznaniem.
- Wystarczy, że na siebie spojrzysz. - Uśmiecha się.
- Jesteś cudowną kobietą o widocznej urodzie, czego nie
powstydziłaby się każda, ale najważniejsze jest to, że w środku
jesteś jeszcze piękniejsza. Ten szczęściarz nie wybrał cię bez
powodu i vice versa. - Zaśmiał się i dokończył swoje danie.
Zamurowało mnie, ale w końcu postanowiłam się odezwać.
- Dziękuję za podniesienie na duchu.
- Nie ma sprawy. A teraz skoro pani już zjadła to może
wrócimy do szpitala.
- Tak, bardzo chętnie. - Odpowiadam z malutkim
entuzjazmem. Chcę znów go zobaczyć i upewnić się, że to nie
sen.
- Pozwól, że tym razem zapłacę za nas oboje, a nie
za samego siebie uparta kobieto. - Uśmiecha się, a ja wiedząc o co
mu chodzi odwzajemniam ten gest.
- No dobrze. Jeśli tak nalegasz to się zgadzam, ale to
pierwszy i ostatni raz. - Podkreślam.
- No nareszcie! Pewnie pierwszy i ostatni, bo się już
nie spotkamy. - Uśmiecha się smutno i woła kelnerkę.
- Co ty gadasz! Będziemy w kontakcie. - Mówię wesoło.
Nie chcę stracić nowego przyjaciela, nie tak łatwo.
- Rachunek proszę. - Mówi do kobiety kątem oka
spoglądając na mnie i uśmiechając się.
- Proszę bardzo. - Czarno włosa dziewczyna daje małą kopertę mężczyźnie, a on od razu wkłada tam banknoty.
- Reszty nie trzeba.
- Dziękujemy bardzo i życzę miłego dnia. - Odzywa
się i powoli odchodzi.
- Wzajemnie. - Krzyczymy za nią. Amura podchodzi do
mnie i wyciąga w moim kierunku dłoń, którą chwytam. Po chwili
wracamy do szpitala gawędząc sobie po drodze. Wchodzimy właśnie
do holu, gdzie nie ma dużo ludzi.
- Poczekaj na mnie to razem pójdziemy do twojego męża.
- Mówi wciąż się śmiejąc.
- To nie było zabawne. - Krzyczę za nim mając na myśli jego kiepski żart. Powrót do mnie nie zajmuje mu dużo czasu.
- Uwierz, że było. - Śmieje się dalej.
Perspektywa
Naruto;
Leżę i wpatruję się za okno. Rozmyślam. Rozmyślam
nad tym wszystkim co powiedzieli mi rodzice. Streścili mi prawie
całe moje życie. To było jak wiadomości z życia Namikaze Naruto
w pigułce. Cholera, kiedy mówili mi o niektórych rzeczach tak
jakby wiedziałem o co im chodzi, ale nie mogę powiedzieć tego o
streszczeniu mojego życia i Sakury. Z frustracji łapię się za
głowę i pociągam swoje włosy, kiedy nagle słyszę rozmowę i
chichot. Zamieram. Poznaję ten głos. W mojej głowie rodzi się
wiele pytań bez odpowiedzi i te idiotyczne uczucie...Po chwili do
pokoju wparowuje różowo włosa dziewczyna w towarzystwie
wczorajszego lekarza. To nie jest miłe uczucie widzieć ich razem,
roześmianych. Sakura zawiesza na mnie swoje spojrzenie, kiedy tylko
napotyka moje.
- Jak samopoczucie Panie Namikaze? - Pyta doktorek.
- Nie mogę powiedzieć, że dobrze. Nic takie nie jest.
- Odpowiadam nieco wściekły.
Czy tak właśnie powinienem się
czuć? Przecież ona nic nie zrobiła, tak? Jej spojrzenie
diametralnie zmienia się, jest pełne bólu. To okropne, nie chcę,
żeby właśnie tak się czuła. Z tego co słyszałem to nie
zasługuje na taki cios od życia.
- Przyszedłem poinformować, że po południu zrobimy
Panu kilka badań, a później ustalimy czy możemy jutro wypisać
Pana do domu.
- Do domu? - Pytam z pustką w głosie. Nie wyraża
żadnych uczuć. Nawet mój głos nie jest znajomy.
- Tak. Żona będzie mogła zabrać Pana już jutro do domu. - Uśmiecha się. - A teraz państwo wybaczą, ale czekają
na mnie pacjenci. - Kiwa w moim kierunku głową i kiedy wychodzi
całuje Sakurę w policzek. Co to miało być?! Wiedziałem, że coś
ich łączy. Dziewczyna patrzy w moją stronę i powoli do mnie
podchodzi.
- Czemu jesteś taki oschły? - Pyta cicho.
- Zdaje ci się. - Wzdycham i patrzę za okno, tylko po
to, żeby na nią nie patrzeć. Nie zniosę tej sytuacji.
- Nie Naruto. Znam cię doskonale. Wiem, że coś roi się
w tej twojej biednej główce, powiedz mi o czym myślisz. - Wzdycha
i siada na krzesełko obok. Wciąż na nią nie patrzę, ale kiedy
wypowiadam kolejne słowa przekręcam głowę w jej kierunku.
- Długo jesteście razem? - Zadaję pytanie nadzwyczaj
spokojny.
- Czekaj, że co, oszalałeś? - Pyta śmiejąc się.
- Cholera! Czy mogłabyś się ze mnie nie śmiać i
odpowiedzieć na pieprzone pytanie!? Widzę, że coś między wami
jest. - Mówię dużo złośliwiej niż zamierzałem. Widzę
zdziwienie na jej twarzy. Chyba przesadziłem, grubo przesadziłem.
- Ty naprawdę oszalałeś. - Stwierdza cicho. - Jak
możesz w ogóle myśleć, że cię zdradzam! To nie w porządku
wiesz? Siedziałam tu i czuwałam pieprzone cztery tygodnie, a ty próbujesz mi wmówić, że nic dla mnie nie
znaczysz?! Mylisz się, to tylko i wyłącznie przyjaźń, a facet,
którego kocham nad życie siedzi obok mnie! - Krzyczy i widzę,
że do jej oczu napływają łzy, którym nie daje za wygraną.
- Przepraszam - Mruczę pod nosem. - Po prostu.... jest
mi strasznie ciężko. Nie chciałem cię urazić, ale ja....Ugh!
Nawet nie wiem jak z tobą rozmawiać! - Wyrzucam to z siebie i
chowam twarz w dłoniach.
- Normalnie Naruto. Normalnie skarbie. - Czuję na
dłoniach jej dotyk, a po chwili bijące od niej
ciepło. Zanim zdążam zrozumieć co się właśnie dzieje znajduję
się w jej objęciach. Odsuwam od siebie dłonie i machinalnie bardzo
mocno się w nią wtulam. To jedyna osoba, którą zobaczyłem po
przebudzeniu. Jej na pewno mogę zaufać. Komu jak komu, ale jej na
pewno.
- Pomóż mi to wszystko ogarnąć, proszę Sakura. -
Mówię cicho. Po chwili czuję, że z moich oczu toczy się kilka
łez. Ta krucha istota obok mnie odsuwa się i patrzy na mnie czule.
- Od tego jestem kotku. - Mówi wreszcie.
Zbliża się i nasze usta dzieli dosłownie dwa
centymetry. Wiem co się zaraz wydarzy i to napełnia mnie spokojem.
Tym razem to ja wykonuję ruch jako pierwszy. Pokonuję te ostatnie
centymetry i całuję słodkie usta. Tak jak rano czuję się
dobrze. Nie jestem skrępowany czy coś, po prostu świetnie się
przy niej czuję. Zapominam o problemach i po raz pierwszy wierzę,
że pomoże odzyskać mi pamięć. Mam nadzieję, że w miarę
szybko, bo oszaleję. Dosłownie. Jestem zdezorientowany, kiedy
Sakura przerywa pocałunek i styka się ze mną czołem.
- Co poczułeś, kiedy rano cię pocałowałam?
Muszę wiedzieć. - Mówi z przerwami.
~.~
Hej misie! Short-Story tak na poprawę humorku przed jutrzejszym dniem :D Pisane dawno, więc wybaczcie za jakiekolwiek błędy. Zostawcie po sobie jakąś opinię. Hope you like it! Patty&Paula
Tego nie da się opisać ;) kiedy next? :P
OdpowiedzUsuńJak u Was dziewczyny w szkole?
/sasukee4589
To było boskie!Dział świetny (jak zawsze hihi) Kiedy można by się spodziewać kolejnej części??? Zastanawiam się o co chodzi z tym prologiem xd
UsuńPozdro <3
Next 05.09.2016 tak, jak napisane na prawym panelu ;) W szkole całkiem nieźle, tylko jeden nauczyciel od W-f zmieniony. Plan jest zarąbisty, to chyba wynagrodzenie za przeszły rok :D Nooo, ale już zapowiedziano nam ostry zapierdziel, bo przecież klasa maturalna ehhh... No, a co do Prologu...dowiecie się o co chodzi już za dwa tygodnie, bo po kolejnej części Short-Story idzie główne opo ;) Patty&Paula
UsuńNo rzeczywiście pisze hahahaha. Ale nie dziwię się, bo jestem ślepotą xd
UsuńPowodzenia w szkole.
Pozdro <3
dziewczyny zajebiście się jak zawsze zaczyna czekam na next mogę to przyjąć jako jeden z lepszych prezentów urodzinowych
OdpowiedzUsuńSkoro tak to życzymy Wszystkiego Najlepszego i spełnienia wszystkich marzeń :* Paula&Patty
UsuńDziękuję moim ulubionym pisarką!
Usuń