W życiu prawdopodobnie
każdego człowieka zdarza się moment, kiedy nie wiadomo do końca
dlaczego, ale czuje on strach tak wielki, że aż jego ciało tężeje.
Dla mnie tym momentem okazało się być wejście naszych gości do
sali Obrad. Nie, przepraszam. Wejście jednego człowieka. Gaara, bo
tak ma na imię, to potężny, dobrze zbudowany mężczyzna z
czerwonymi włosami. Nie byłoby w nim nic dziwnego, ale kiedy
spojrzałam w jego oczy stało się dla mnie jasnym, że to nie jest
najprzyjemniejszy typ człowieka, który chodzi po tym świecie. W
jasnozielonych oczach mężczyzny dostrzegam wrogość, złość oraz
coś niepokojącego, czego nazwać po prostu nie potrafię. Nawet nie
przyglądam się jego towarzyszom, bo moją całą uwagę zwracam na
osobę Gaary. Powoli uspokajam przyśpieszony oddech, który z
pewnością świadczy o moim chwilowym strachu. Mam przy sobie ludzi,
którzy bez wahania oddaliby za mnie życie, dlatego uświadamiam
sobie, że tak naprawdę nie mam czego się obawiać. Jeszcze nie
miałam okazji przetestować mojej pełnej siły, ale z czystym
sumieniem mogę stwierdzić, że jest ona również wystarczająca.
Unoszę wyżej podbródek, prostując plecy, kiedy mężczyzna razem
z jego ludźmi stają przede mną i delikatnie się kłaniają.
Odpowiadam im skinięciem głowy. Z tego co mówiła mi Kate,
pustynni nie mają w zwyczaju witać się tak jak my.
- Na początek chcę
podziękować, że przywódczyni Klanu Blackpack zgodziła się na to
spotkanie. - Przemawia oficjalnie. Jego ton głosu powoduje, że na
moim ciele pojawia się mało widoczna gęsia skórka.
- Nie ukrywam, że
zaskoczyła mnie prośba o tak szybkie spotkanie. Jako, że nasze
stado liczy się z każdym innym postanowiłam, że nie możemy
odmówić. - Odpowiadam unosząc delikatnie kąciki ust.
- Zapewniam, że
przybywamy tutaj ze sprawą najwyższej wagi.
- W porządku, możemy
zacząć nasze spotkanie. Proszę zająć miejsce i powiedzieć z
czym do nas przychodzicie. - Posyłam im ciepły uśmiech.
Niezauważalnie dla
naszych gości spoglądam na Uzumakiego i Uchihę, którzy z
uśmiechami kiwają głowami, dając mi znak, że dobrze sobie radzę.
Patrzę na gości, którzy zajęli miejsca przygotowane specjalnie
dla nich.
- Dwa tygodnie temu
członek naszej watahy został brutalnie zamordowany. Na własną
rękę przeprowadziliśmy dokładne śledztwo. Prawda, do której
doszliśmy dzięki dowodom jest szokująca i aż wstyd powiedzieć na
głos, że nasz gatunek współpracuje z ludźmi. - Opowiada z
gniewem Gaara.
- Czy chodzi o łowców? -
Pyta Uchiha.
Nawet nie jestem
zdziwiona, kiedy słyszę to pytanie. W każdym serialu bądź
filmie, który obejrzałam, zawsze była jakaś grupa ludzi, która polowała na nadprzyrodzone istoty. Robiła to po to, bo po prostu bała się, że na tym świecie istnieje ktoś szybszy, zwinniejszy, czy
chociażby bardziej wyjątkowy od niej. Tak działa ludzka natura,
niszczy to co jest piękne i bardzo rzadkie. Nie można też wrzucać
wszystkich do jednego wora, nie urodziłam się dzisiaj i wiem jak
ten świat działa. Dajmy na to taką Aurorę. Zimna, wredna suka,
która każdego traktuje jak malutkiego robaczka, którego może
deptać, kiedy tylko zechce. Za to jej brat to dosłowne
przeciwieństwo. Szanuje każdego człowieka, jest ciepły,
delikatny, dobrze wychowany, ma dobre serce i pomaga każdemu kto
tego potrzebuje.
- Dokładnie. Odkryliśmy,
że pewien Klan zawarł pakt z łowcami. Bezwstydnie odwrócili się
od naszego gatunku i współpracują z marnymi ludźmi. - Odpowiada
przywódca pustynnych odrywając mnie od myśli.
- Przeprowadziliście
śledztwo, mam przez to rozumieć, że wiecie który Klan zawarł
pakt z łowcami? - Zadaję pytanie przypominając sobie mężczyznę
w ogródku, którego zabił Jake. Nie miał na karku żadnego znaku.
- Niestety nie. -
Odpowiada zrezygnowany. - Członkowie Klanu, który sprzymierzył się
z łowcami nie posiadają żadnego oznakowania. Nie jesteśmy w
stanie ustalić skąd pochodzą.
- Rozumiem. - Kiwam głową
w zamyśleniu.
Specjalnie ukrywam fakt o
ostatnim ataku, nie mogę udzielać im informacji bez konsultacji z
Radą.
- Czego od nas
oczekujecie? - Zadaję ostateczne pytanie.
- Klan pustynnych
wilkołaków jest jednym z najsilniejszych, ale to nie oznacza, że
jesteśmy przez to aroganccy i nie uznajemy siły innych Klanów.
Przyszliśmy z propozycją zawarcia sojuszu. Sprawa z łowcami
wygląda bardzo źle na dzień dzisiejszy. Chcemy sojuszu z kimś
komu możemy zaufać, a Klan Blackpack nadaje się do tego idealnie.
Nasze relacje nie zawsze wyglądały dobrze. Przyznaję, że winę
ponosi mój uparty ojciec, ale to nie oznacza, że nie możemy
poprawić naszych stosunków. Jak powiedziałem, chcemy zawrzeć
sojusz. - Kwituje Gaara.
Spoglądam na członków Rady. Zauważam, że każdy z nich jest pogrążony w
myślach, tak samo jak moi przyjaciele, na których patrzę. Stukam
delikatnie opuszkami palców o podłokietnik. Skanuję z uwagą twarz
Gaary, próbuję znaleźć cokolwiek co świadczyłoby o
nieszczerości w jego wypowiedzi, ale tak naprawdę nic nie mogę
wyłapać. Używam nawet mojego słuchu, żeby usłyszeć najcichsze
przełknięcie śliny czy przyśpieszone bicie serca. Używam
wzroku, chcąc wyłapać najmniejszą kropelkę potu, która mogłaby
uformować się na jego twarzy, ale nie dostrzegam zupełnie nic. Ten
człowiek to oaza spokoju, jest opanowany, a to bardzo ceni się u
władców.
- Mam nadzieję, że zdaje sobie Pan sprawę z tego, że ta decyzja nie
należy do najłatwiejszych i potrzebuję trochę czasu, żeby to
przemyśleć. - Mówię czując się trochę dziwnie, że tak się do
niego zwracam.
- Oczywiście, nie proszę
od razu o odpowiedź. Damy Klanowi Blackpack tyle czasu ile potrzeba.
- Odpowiada Gaara.
- Świetnie. - Posyłam im
uśmiech. - Przebyliście długą drogę, jest późno i pewnie
jesteście głodni. Proponuję zakończyć na dzisiaj to spotkanie. -
Mówię w pełni spokojna.
- Ma królowa rację. -
Przyznaje Hyuuga. - Uważam, że to najlepszy pomysł w tym wypadku. - Dopowiada.
- Doskonale. - Poszerzam
uśmiech, kiedy słyszę jak jeden z członków Rady mnie popiera. -
Ino. - Odwracam głowę w stronę mojej przyjaciółki.
Dziewczyna wstaje z
miejsca wykonując zaraz po tym gest szacunku. Przewracam oczami
przypominając sobie jak bardzo tego nie lubię.
- Słucham rozkazów
królowo. - Odpowiada.
- Zaprowadzisz teraz
naszych gości na kolację, którą przygotowała pani Emma, a
później pokażesz im pokoje.
Ino kiwa głową na znak,
że zrozumiała wszystko co powiedziałam i delikatnie się uśmiecha.
Blondynka podchodzi do naszych gości, którzy powoli podnoszą się
ze swoich siedzeń.
- Jesteśmy bardzo
wdzięczni za tak miłe przyjęcie, nie chcemy robić kłopotu,
możemy wynająć pokoje w hotelu. - Stwierdza Gaara.
- To żaden kłopot. Nasz
Klan jest bardzo gościnny, odbierzemy to jak obelgę jeżeli
zdecydujecie się zatrzymać w innym miejscu. - Odpowiadam poważnym
tonem głosu. Muszę pamiętać o tym, że trzeba mieć na nich oko.
- W takim razie zostajemy.
- Cieszę się. -
Uśmiecham się.
- Życzę dobrej nocy i
jeszcze raz dziękuję za gościnę. - Mówi przywódca pustynnych.
- Jeżeli będziecie
czegoś potrzebować, śmiało o to proście. - Odpowiadam. -
Dobranoc
Pustynni delikatnie się
kłaniają na co odpowiadam tym samym. Obserwuję ich do momentu aż
znikają za potężnymi drzwiami, które teraz są już zamknięte.
Wzdycham ciężko czując na sobie wzrok dosłownie każdego.
- Czy zrobiłam coś źle?
- Pytam przerywając ciszę.
- Wręcz przeciwnie. -
Zaczyna najstarszy członek Uzumakich.
- Rozmowa przebiegła
bardzo dobrze. - Stwierdza Uchiha.
- Dlaczego Królowa nie
podjęła od razu decyzji w sprawie sojuszu?
Spoglądam w stronę skąd
dobiega głos. Członek rodu Hyuuga wlepia we mnie białe gały jakby
chciał mnie zabić. Ten typek chyba mnie nie lubi.
- Z tego co się
orientuję to sojusz jest poważną sprawą i w jakiś sposób zwiąże nas
z pustynnymi. Takiej decyzji nie podejmuje się samemu. Poza tym,
chciałam poznać najpierw waszą opinię, bo liczę się z waszym
każdym słowem. - Odpowiadam.
Moja mowa chyba ich
zadowala, bo na ich skamieniałych twarzach dostrzegam cień
uśmiechu. Tylko Uchiha i Uzumaki uśmiechają się szeroko. Muszę
jeszcze sprawić, żeby Hyuuga i Yamanaka też mnie polubili.
- Kto chciałby zacząć?
- Pytam.
- Może królowa? -
Proponuje Yamanaka.
- Dobrze. Przyznaję, nie
wiedziałam wcześniej o łowcach i podejrzewam, że są bardzo groźni
dla naszego gatunku. Tą sprawę bardziej komplikuje fakt, że
dołączyły do nich wilkołaki z innego Klanu. W ten sposób łowcy
mogą czerpać o nas tak dużo informacji jak tylko chcą. To jest
najbardziej niebezpieczne. Mogą dowiedzieć się o naszych
słabościach.
- Nie mamy pewności, że
inny Klan jest w to zamieszany. - Stwierdza Hyuuga.
- Nie mogę uwierzyć, że
któryś Klan mógłby współpracować z łowcami. To oburzające. -
Dodaje Uzumaki.
- Ja za to mam
przypuszczenia, że pustynni kłamią. - Udziela się Yamanaka.
- W której kwestii? -
Pytam.
- Po prostu nie wierzę,
że inny Klan jest w to zamieszany. Żaden wilk nie zawarłby paktu z
łowcami. To niedorzeczne! - Gorączkuje się mężczyzna.
Dostrzegam na twarzy
Jake'a kpiący uśmieszek i widzę jak walczy ze sobą, żeby nie
wybuchnąć. Temperament ma taki sam jak jego brat.
- Jake. - Zwracam się do
niego z uśmiechem. - Co o tym sądzisz?
Chłopak jest zaskoczony,
że pytam go o zdanie, ale przecież po to tutaj jest, prawda? Mój
przyjaciel wstaje i posyła mi uroczy uśmiech po tym jak wykonuje
ukłon.
- Chciałbym przypomnieć,
że niedawno zabiliśmy dwóch zwiadowców, którzy chcieli
zaatakować naszą alfę. - Zaczyna. - Tak się składa, że również
usunęli swoje znaki, dlatego sądzę, że pustynni mówią prawdę.
- W porządku. -
Odpowiadam. - Możesz usiąść. - Dodaję z uśmiechem. - Jakie są
wady i zalety sojuszu?
- Wadą jest tylko to, że
w krytycznych sytuacjach nasi ludzie będą musieli walczyć i ginąć
u boku pustynnych. Zalet jest wiele. Będziemy mieć dodatkową
ochronę, mamy zapewnione schronienie oraz zaczniemy znowu handlować
z nimi bronią, której mają bardzo dużo. - Odpowiada Uchiha.
- Może przeprowadzimy
głosowanie? Wydaje mi się, że to będzie uczciwe rozwiązanie,
prawda? Wiem, że jestem alfą, ale nie chcę podejmować decyzji za
całość.
- Świetnie. - Mówi
Yamanaka. - Kto jest za sojuszem niech podniesie dłoń w górę.
Spoglądam na przyjaciół,
każdy z nich ma podniesioną dłoń do góry. Zwracam wzrok na Radę
gdzie tylko dwie osoby są za sojuszem. Hyuuga i Yamanaka są
przeciwko.
- Królowo? - Pyta
Uzumaki.
- Jestem za sojuszem. -
Odpowiadam zdając się na ten cichutki głosik w mojej głowie. -
Decyzję ogłosimy jutro. Na dzisiaj ogłaszam koniec spotkania.
Rada bez słowa sprzeciwu
wstaje ze swoich miejsc, staje przede mną, żegna się i wychodzi z
sali. Zostaję sama z przyjaciółmi i kilkoma strażnikami. Czuję
na sobie palące spojrzenia wszystkich osób. Powinnam wyjść, a
jednak wciąż tutaj siedzę. Czy dobrze zrobimy zgadzając się na
ten sojusz? Nie wiem jak wszyscy zareagują, kiedy się o tym
dowiedzą. Wątpię, że moi ludzie chcą ginąć w obronie
pustynnych, ale z drugiej strony, gdyby coś nam się przydarzyło... może dokładniej, gdyby mi się coś przydarzyło, pustynni dadzą
schronienie moim ludziom. To ważne.
- Królowo? - Głos mojego
chłopaka przerywa moje zamyślenie.
- Tak? - Pytam.
- Spotkanie się
zakończyło. - Przypomina mi Naru.
- Co z tego? Będziecie
siedzieć tutaj tak długo jak zechcę. - Postanawiam się z nim
trochę podrażnić. - Shannon. - Zwracam się do przerażonej
dziewczyny, która stoi przy drzwiach.
- T-tak? - Pyta składając
ukłon.
- Wykonałaś wczoraj moją
prośbę?
- T-tak, osobiście
wszystkiego dopilnowałam królowo. - Odpowiada.
- Świetnie. - Poszerzam
swój uśmiech. - Uwielbiam ludzi, którzy bardzo dokładnie wykonują
swoje obowiązki. Dziękuję Shannon.
Widzę jak dziewczyna
delikatnie się rumieni, a na jej ustach dostrzegam delikatny
uśmiech. Wygląda naprawdę uroczo, jak mała dziewczynka, którą
mama pochwaliła za dobre zachowanie.
- Alex. - Zwracam się do
chłopaka, na którego twarzy dostrzegam znudzenie. - Zbierz siedmiu
ludzi z odpowiednimi kwalifikacjami i rozmieść ich przy drzwiach
każdego pokoju, w którym nocują nasi goście.
Szare tęczówki wpatrują
się prosto w moje oczy, dostrzegam w nich cień rozbawienia, a to z
niewiadomych przyczyn delikatnie mnie denerwuje.
- Tak jest królowo. -
Odpowiada z ukłonem.
- Świetnie, możecie już
wyjść. Chcę zostać z moim Kręgiem na osobności.
Patrzę jak wszyscy
znikają za potężnymi drzwiami i w końcu czuję się w pełni
wyluzowana. Ciężko wzdycham i zsuwam się delikatnie tyłkiem z
wygodnego tronu. Widzę jak moi przyjaciele się uśmiechają.
- Nareszcie. - Mówię
zmęczona. - To jest tak nudne. - Marudzę.
Słyszę chichot Kate, ale
żadne z nich się nie odzywa.
- Teraz na poważnie,
nawet nie myślcie o takim zachowaniu jak ostatnim razem, kiedy
zostaliśmy sami. Nie życzę sobie żadnych głupich ukłonów ani
zwracania się na Pani albo Królowo. - Uprzedzam tonem nieznoszącym
sprzeciwu.
- Okay, dzisiaj był
męczący dzień, więc... - Zaczyna Sasuke.
Do sali wchodzi zdyszana
Ino, już ma się kłaniać, ale jej przerywam.
- Nawet nie próbuj. -
Ostrzegam.
- Ale...
- Żadnego ale Ino. Siadaj
z dupą na krzesło i mnie nie denerwuj. - Odpowiadam.
Dziewczyna kręci głową
z dezaprobatą, ale wykonuje to o co ją poprosiłam.
- Kate mam do ciebie
pytanie.
- Jakie?
- Czy mogę zmienić
trochę zasady, kiedy jesteśmy w tej Sali? - Pytam.
- Zależy jakie. - Mówi z
uśmiechem.
- Chodzi mi o te ukłony i
przykładanie pięści do klatki piersiowej. To jest głupie, że za
każdym razem ktoś się kłania. Nie możemy zrobić tak, że
wystarczy ukłonić mi się na wejściu i potem jak ktoś stąd
wychodzi?
- Nie wiem, mogę
porozmawiać z Radą jeśli chcesz. - Posyła mi ciepły uśmiech,
poprawiając w tym czasie swoje piękne, lśniące, długie włosy.
- Naprawdę? - Pytam
szczęśliwa.
- Naprawdę. - Odpowiada
rozbawiona.
- Jesteś kochana, będę
ci wdzięczna.
- Nie ma sprawy, zapytam
ich jutro przed spotkaniem.
- Super. - Mówię
szczęśliwa, że nie będę musiała z nimi o tym rozmawiać.
- O której chcesz jutro
ogłosić decyzję? - Pyta Jake.
- Mmm jak oficjalnie,
ogłosić decyzję. - Uśmiecham się do niego.
- Przestań się
wygłupiać. - Odpowiada z cieniem uśmiechu na twarzy.
- Dobrze Panie poważny.
Nie wiem, o dwudziestej? Pasuje? - Pytam.
- To chyba najlepsza pora,
pierniki o tej godzinie są bez życia. Mi pasuje. - Wzrusza
ramionami Saki.
- Od razu im jutro
przekażę o której jest spotkanie. - Stwierdza Kate.
- Dobrze, a teraz poruszmy
ten poważniejszy temat. - Wzdycham niezadowolona. - Co myślicie
naprawdę o tym sojuszu? To dobry pomysł? Przyznam, że na początku
jak się dowiedziałam, że chcą go zawrzeć to nie miałam aż
takiej chęci, żeby się zgodzić. - Przyznaję.
- Słuchaj, moim zdaniem
to dobre rozwiązanie. - Stwierdza Sasuke. - Nasze stado nie ma
dostępu do żadnej broni ani żadnego nowoczesnego sprzętu do
walki, który nam by się przydał. Możesz mi wierzyć lub nie, ale
oni to wszystko mają. A przecież nie będziesz za każdym razem
podczas walki zmieniać się w wilka.
- Dodatkowym plusem jest
to, że jeśli tutaj ktoś nas zaatakuje i zniszczy nam dom to mamy
zagwarantowane schronienie na pustyni. - Stwierdza Jake. - To
świetnie położone miejsce, prawie nikt nie wie jak tam dojść, to
dlatego pustynni są uważani za jednych z najlepszych. Trudno ich
znaleźć i mają doskonale wytrenowanych ludzi.
- Świetnie, widzicie same
plusy, ale w rzeczywistość jest trochę inna. Co powiedzą nasi
ludzie? Raczej w razie potrzeby nie zechcą ginąć za pustynnych. -
Zauważam.
- Sakura, boisz się tego
co powie o tobie twój Klan? - Pyta Kate.
- Po prostu nie chcę,
żeby mnie znielubili. - Przyznaję.
- Posłuchaj. Jesteś
władcą i to do ciebie należy podejmowanie decyzji. Może niektórzy
będą przeciwni, ale zapewniam cię, że większość będzie
zadowolona. W każdej społeczności znajdzie się grupka osób,
która nie zgadza się z tym co robi Rząd, prawda? Tak samo jest
tutaj, ale jak zobaczą, że nasz komfort życia się poprawi,
przysięgam, że pójdą za tobą. - Kate próbuje mnie przekonać.
Cholerka, jest naprawdę w
tym dobra. Czuję się teraz trochę jak mięczak, przecież nie mogę
oczekiwać, że każdy mnie polubi i nie będzie żadnych zgrzytów.
Za bardzo zależy mi na tym, żeby każdy uważał mnie za świetną
osobę. Przecież muszę robić wszystko, żeby nasz Klan utrzymywał
się na odpowiednim stanowisku. Nie możemy spaść do tych
najgorszych.
- Naru?
- Tak?
- Dlaczego jesteś jakiś
cichy? - Pytam niezadowolona.
- Po prostu myślę.
- I co wymyśliłeś?
- Że podejmujesz właściwą
decyzję z tym sojuszem i jestem z ciebie cholernie dumny. -
Odpowiada.
- Dziękuję kochanie. -
Mówię odwracając głowę w jego stronę.
Oczy mojego chłopaka
wciąż świecą na błękitny kolor co jest naprawdę piękne.
Blondyn puszcza mi oczko z prawie niezauważalnym uśmiechem na ustach.
- Więc każdy z was
sądzi, że to dobry pomysł? - Pytam, żeby się upewnić.
Moi przyjaciele kiwają
głowami na znak zgody.
- Dobra, to jak? Kończymy
i idziemy do łóżek?
- O Boże! Myślałam, że
nigdy o to nie zapytasz. Chcę spać kobieto, jedyne o czym marzę to
moje łóżko. - Marudzi Saki.
- Saki. - Kate wskazuje
na nią palcem. - Lepiej poucz się z matematyki.
- A ty co? Moja
przyjaciółka czy w nauczycielkę się bawisz Kate? - Dziewczyna
jest oburzona.
- Wydaje mi się, że
jestem jednym i drugim. - Odpowiada z uśmiechem.
- Wiesz co? Chrzań się
Kate, ja idę spać. Tak na marginesie, w domu jesteś tylko moją
przyjaciółką. Wolałabym, żebyś wiązała i wrzucała do szafy
tę drugą, kiedy jesteś tutaj. - Odpowiada kręcąc głową z
rezygnacją.
- Okay. - Kate wzrusza
ramionami.
- Serio? - Pyta Saki.
- Nie. Tylko żartowałam.
- Uśmiecha się słodko.
- Wiesz co? Idź do diabła
Kate. - Odgryza się Saki.
- Tylko wtedy, kiedy
pójdziesz ze mną. - Odpowiada.
- Saki, nie byłaś
śpiąca? - Pytam delikatnie.
- Jestem śpiąca i
opuszczam to pomieszczenie w trybie natychmiastowym. Moja wspaniała
osoba musi się wyspać. - Odpowiada puszczając do mnie oczko.
Patrzę na moją
przyjaciółkę jak wstaje z krzesła i z gracją opuszcza
pomieszczenie. Też postanawiam iść już do łóżka, bo jestem
wykończona.
- Zmywam się stąd. -
Ziewam przeciągle. - Dobranoc wszystkim.
Z uśmiechem na ustach
wychodzę z Sali na korytarz, po którym roznosi się stukot moich
szpilek. Już po chwili jestem w salonie, gdzie wszędzie widzę
strażników. Rada na poważnie wzięła się za ochronę w tym domu.
Zanim postanawiam udać się na górę zachodzę do kuchni, gdzie nie
zastaję Pani Emmy. Podchodzę do szafki, z której biorę kubek i
łyżeczkę. Nastawiam wodę w dzbanku i cierpliwie czekam aż
zacznie wrzeć. Nigdy nie jest zbyt późno na herbatkę, prawda?
Przygotowuję swój napój, a kiedy kończę biorę kubek w dłoń i
siadam na malutkim stołeczku przy wyspie kuchennej. Poruszam głową
we wszystkie strony, czując, że moje ciało jest jakieś
zesztywniałe i obolałe. Rozcieram opuszkami palców prawy fragment
mojej szyi przymykając przy tym oczy. Przydałby mi się dobry
masaż.
- Chyba o czymś
zapomniałaś księżniczko.
Czuję silne ramiona,
które oplatają moje ciało od tyłu. Uśmiecham się czując
bliskość mojego Naru.
- Tak? O czym? - Pytam
udając głupią.
Uzumaki odwraca mnie w
swoją stronę, chwyta dłońmi moją talię i unosi mnie do góry.
Sadza moje ciało na blacie, uważając na gorącą herbatę i wchodzi
między moje nogi. Nawet nie przeszkadza mu, że mam na sobie
sukienkę i przez to jak siedzę widać moje czarne, koronkowe
majtki.
- Gdzie mój buziak na
dobranoc? - Zaczepnie unosi lewą brew.
- Twoje co? - Zaplatam
dłonie za jego karkiem.
- Mam go sobie ukraść,
czy pocałujesz mnie dobrowolnie? - Pyta z uśmiechem.
Przybliżam się do niego
bliżej.
- Dobra dziewczynka. -
Szepcze, kiedy moje usta są coraz bliżej jego.
Cmokam delikatnie górną
wargę chłopaka, ale dla niego to za mało, dlatego postanawia
pogłębić ten pocałunek. Przez to, że jestem teraz wilkołakiem
moje uczucia i doznania są bardziej intensywne. Zwykły pocałunek
staje się narkotykiem, bez którego nie mogę żyć. Zwykły dotyk
czasami aż pali. To przyjemne, nawet bardzo. Uzumaki wsuwa język
między moje wargi i zaciska mocniej dłonie na mojej talii.
Uśmiecham się, kiedy jego usta zaczynają zbaczać z wyznaczonego
toru i po chwili znajdują się na mojej odkrytej szyi. Wciągam
gwałtownie powietrze, kiedy zasysa delikatną skórę robiąc mi w
ten sposób prawdopodobnie malinkę.
- Zwariowałeś? -
Chichoczę. - Jak ja to potem zakryję? - Pytam.
- A musisz? - Prostuje się
z zaczepnym uśmiechem.
- Aha rozumiem. To taka
forma oznaczenia, tak?
- Forma oznaczenia? - Pyta
z uśmiechem.
- Że jestem twoja i każdy
inny facet ma trzymać się ode mnie dwa metry dalej.
- Dwa metry? - Śmieje
się. - Kochanie, nawet dwadzieścia będzie za mało. - Mówi
poważnie.
- Słaby żarcik i ta
pokerowa twarz.
Dotykam palcem jego nosa z
uśmiechem. Naru marszczy uroczo brwi. Chłopak przekręca głowę
tak, że mój palec swobodnie opada na moje kolana.
- Moja pokerowa twarz jest
genialna. Zawsze się sprawdza.
- Chyba nie ze mną, dla
mnie jesteś przeźroczysty. Widzę wszystko, niczego przede mną nie
ukryjesz. - Uśmiecham się.
- Właśnie dlatego jesteś
dla mnie najważniejsza, przy tobie mogę być sobą. - Odpowiada
szczerze.
- Kocham cię. - Mówię z
szerokim uśmiechem.
- Też cię kocham
królewno.
Hej misie, dopiero wróciłyśmy z pracy, więc wrzucamy rozdział. Hope you like it! Paula&Patty
Cześć dziewczyny, rozdział jak zwykle na wysokim poziomie tylko szkoda, ze taki krótki. Kiedy mozna sie spodziewać kolejnego rozdziału? Czekam z niecierpliwością, życzę weny i trochę późno, ale szczęśliwego nowego roku😊😊
OdpowiedzUsuńCzyżby blog zostal porzucony??
OdpowiedzUsuńBlog nie został porzucony, po prostu przez naszą obecną pracę nie mamy czasu na pisanie. Postaramy się coś napisać I wstawić
UsuńTo czekam z niecierpliwością na kolejny wpis
OdpowiedzUsuń🥰
Dziewczyny i co z rozdzialem?
OdpowiedzUsuńRozdział jest w przygotowaniu. Bardzo wolno to idzie, ale najważniejsze ,że coś się ruszyło. Dzięki za cierpliwość I do zobaczenia mamy nadzieję w najbliższym czasie
Usuń