piątek, 29 czerwca 2018

#32 Rozdział


- Jesteś pewna, że mogę pokazać się Radzie w takim stroju? - Pytam dla pewności.
- Oczywiście. - Saki lekceważąco macha dłonią, leżąc na moim łóżku.
- Nie pytałam ciebie. - Przewracam oczami. - Ino, naprawdę myślisz, że mogę się z nimi spotkać w bluzie Naru i krótkich spodenkach? To nie jest nieodpowiednie? Nie chcę ich urazić czy coś. - Tłumaczę.
Ignoruję Saki, która teatralnie chwyta się lewej części klatki piersiowej i otwiera usta w szoku i niedowierzaniu, że mogłam tak do niej powiedzieć. Ino się z niej śmieje i cmoka siostrę w prawy policzek.
- Nieodpowiednie to jest to, że pierniki chcą się z tobą spotkać akurat dzisiaj. Śmieszny fakt, po ciężkiej nocy, którą zaserwowała ci przemiana. Powinni się wstydzić, że zamiast mózgu mają... sama nie wiem co mają. Wydaje mi się, że gdybym powiedziała orzeszek, to bym go obraziła, bo uważam, że przynajmniej on jest pożyteczny. - Saki wzrusza ramionami, kończąc swój wywód.
Podchodzę do końca łóżka, na którym leżą moje przyjaciółki i klękam na skrawku materaca.
- Nie pochwalam, że użyłaś słowa ,,pierniki'', ale się z tobą zgadzam. - Wzdycha Ino z dezaprobatą. - Jedynymi, którzy nie uszanowali cię w tym momencie są oni, bo dzisiaj powinnaś się regenerować, a nie zajmować się nimi. A twój strój jest świetny, taki na luzie. - Uśmiecha się.
- To nie tak, że zawsze musisz nosić sukienki, czy spódnice. - Prycha Saki.
- Jakbym nie wiedziała, złośnico. - Odpowiadam na zaczepkę.
Z uśmiechem rzucam się przednią częścią ciała na materac w puste miejsce między nimi i szeroko rozkładam ręce, tak, że leżą one na brzuchach moich przyjaciółek.
- Chcę poleżeć, nie mam na nic innego siły, a co dopiero ochoty. - Marudzę.
- Pomyśl o tym tak, dzisiaj to odpękasz i będziesz miała z nimi na trochę spokoju. Niech stracę. - Wzdycha. - W nagrodę postawię ci pizzę.
- Dzięki Saki, jesteś kochana. - Całuję ją w policzek.
Słyszymy trzy puknięcia w drewnianą powłokę drzwi, a później do środka wchodzi Sasuke z uśmiechem.
- Już pora. - Odzywa się spokojnym głosem.
Jest jak zwykle opanowany i wiem, że nawet nie musi udawać. To jego charakterystyczna cecha i z chęcią sama też chciałabym ją mieć. Wszystko byłoby dla mnie łatwiejsze, gdybym się tak nie denerwowała. Z ciężkim westchnięciem wstaję z łóżka i podchodzę do drzwi. Jeszcze zanim wychodzę odwracam się do dziewczyn z szerokim uśmiechem.
- Niedługo kogoś po was przyślę.
- Nigdzie nie uciekamy. - Odpowiada Ino ze szczerym uśmiechem.
Wychodzę z pokoju i kieruję się na sam dół po schodach do pomieszczenia, w którym byłam tylko raz. Staję przed drewnianymi drzwiami i spotykam tam uśmiechniętego Minato, który od razu, kiedy mnie zauważa zwija dłoń w pięść, przykłada ją do serca i się kłania. Z grzeczności odwzajemniam ten gest, chociaż wiem, że nie muszę. Mężczyzna z uśmiechem kręci głową na boki.
- Pamiętaj, żeby nie robić tego w pokoju obrad. Miło znów cię widzieć, Sakuro.
- Pana również. - Odpowiadam z uśmiechem. - Muszę się pochwalić, że ostatnio nauczyłam się sporo rzeczy o Klanie. Głównie o Radzie. - Mówię z uśmiechem.
- Widzę, że nie próżnujesz. To bardzo dobrze o tobie świadczy.
- Znalazłam osobę w tym domu, która z przyjemnością mi wszystko tłumaczy, więc z chęcią tego słucham. - Odpowiadam szczerze.
- Słyszałem, że niedługo zaczynasz naukę walki i to z najlepszą osobą w Klanie.
- Poważnie? - Pytam zdezorientowana. - Kate się nie chwaliła. - Mamroczę pod nosem, a blondyn się uśmiecha.
- Kate nie lubi się chwalić. - Tłumaczy. - Jak lepiej ją poznasz, zauważysz, że jest świetną osobą.
- Chyba już to widzę.
- Jak po przemianie? - Pyta z troską wymalowaną na twarzy. - Jeżeli poczujesz się słabo, nie wahaj się i po prostu wyjdź. Oni to zrozumieją, w końcu to twój pierwszy raz.
- Czuję się całkiem dobrze, jeszcze trochę bolą mnie kości, ale jest okay. - Odpowiadam z uśmiechem. - Rada jest już w środku?
- Nie. Alfa zawsze wchodzi jako pierwsza. Rada powinna się zjawić lada moment, więc myślę, że powinnaś już wejść do środka.
- Ale nie ma jeszcze Naruto, więc myś...
- Już jestem. - Przerywa mi jego głos. - Możemy wchodzić.
Odwracam głowę w stronę mojego chłopaka, który dokładnie skanuje zimnym wzrokiem swojego ojca. Jego spojrzenie nie wyraża żadnego uczucia miłości czy chociażby sympatii, kiedy patrzy na pana Minato. Jest zupełnie pusty i chłodny. Znam go na tyle długo, żeby wiedzieć, że pod tym wszystkim ukrywa się zraniony chłopak, który nie umie sobie poradzić z żalem i złością do rodziców. Pan Minato bez słowa otwiera drzwi i wpuszcza nas do środka. Nie chcąc dłużej być w tej niezręcznej sytuacji postanawiam wejść tam jak najszybciej. Rozglądam się po całym pomieszczeniu, dostrzegając, że pochodnie, które dają trochę światła są już zapalone. Oprócz nich oczywiście jest też potężny, pozłacany żyrandol znajdujący się gdzieś na środku sufitu. Tylko on w przeciwieństwie do pochodni nie jest zapalony i zaczynam się zastanawiać, dlaczego się tutaj znajduje skoro nikt z niego nie korzysta. Zatrzymuję się w miejscu na środku pomieszczenia i wodzę wzrokiem po czerwonym dywanie, który prowadzi do potężnego, pozłacanego tronu.
- Śmiało. - Słyszę za plecami głos Naru.
- Mam wrażenie, że stoi tutaj od długiego czasu. - Przyznaję szeptem.
- Jest z nami od początku istnienia Klanu Blackpack. Został wykonany na zlecenie pierwszego alfy. Nie był zbyt dobrym przywódcą, bo uwielbiał zabawy i bogactwo, dlatego zażądał tronu z prawdziwego złota. Mimo jego rozrzutności muszę przyznać, że dobrze wtedy zrobił.
- Dlaczego? - Pytam ciekawa.
Czuję jego ciepłe dłonie na biodrach i oddech na karku, przez który po moich plecach przebiegają przyjemne dreszcze.
- Bo doczekał się osoby, która naprawdę na niego zasługuje. Poza tym wyglądasz na nim naprawdę gorąco i aż ciężko się powstrzymać, żeby...
- Wystarczy. - Odchrząkuję. - Myślę, że chyba powinnam zająć miejsce. - Przerywam. Wyrywam się z jego uścisku i idę w kierunku tronu, na którym zaraz siadam. Zdążam zauważyć szeroki uśmiech na ustach Uzumakiego, zanim staje za moimi plecami.
- Jesteś niemożliwy. - Wzdycham.
- To przez ciebie. Ty tak na mnie działasz.
- Powiedz mi coś, czego nie wiem. - Mówię z uśmiechem.
Naru wzdycha, kiedy naszą rozmowę przerywają trzy pukania w drzwi. Z niezrozumieniem marszczę brwi, bo zupełnie tego nie rozumiem. Mam im coś odpowiedzieć, czy jak? Na szczęście ta sytuacja wyjaśnia się szybciej niż zdążam cokolwiek powiedzieć, bo do środka wchodzą członkowie Rady, a za każdym z nich wleką się mężczyźni, którzy przygotowują się na objęcie stanowiska, a dodatkowo robią za ochronę. Wśród nich jest również tata Naruto, który idzie z szerokim uśmiechem. Stają przede mną w dwóch równych rzędach i wykonują to śmieszne powitanie, którego nie odwzajemniam, bo mam zakaz od Naruto i jego ojca. To co ich łączy to chyba upartość, w końcu mój chłopak musiał to po kimś odziedziczyć.
- Witamy i przepraszamy za to nagłe spotkanie. - Zaczyna mężczyzna z rodu Uzumakich.
- Wiemy, że to kłopot tak od razu po przemianie, ale mamy do omówienia kilka spraw, które nie mogą czekać. - Odzywa się z uśmiechem reprezentant Uchiha.
- Czuję się dobrze, więc to żaden problem. - Odpowiadam z uśmiechem. - Może niech panowie usiądą i zaczniemy spotkanie. - Dodaję czując na sobie palące spojrzenia ośmiu osób. Obserwuję jak mężczyźni zajmują miejsca. Fotele poustawiane są w okręgu, dlatego każdego widzę doskonale i dzięki temu ułatwi nam to konwersację. Lubię patrzeć na kogoś z kim rozmawiam i na całe szczęście mam ich wszystkich w zasięgu wzroku.
- Pierwszą sprawą jest to, że chcielibyśmy przeprowadzić dzisiaj nadanie znaku wilkisowi. Naruto od wielu lat odmawiał tego zaszczytu, a my nie możemy dłużej znosić jego kaprysu.
Czuję jak wzbiera we mnie złość na słowa członka rodu Hyuga, którego poznaję po charakterystycznych, białych oczach. Próbuję się uspokoić biorąc głęboki oddech, co dzięki Bogu mi pomaga. W jego tonie głosu z łatwością wyczuwam zaczepkę.
- Z tego co wiem, mógł odmówić symbolu przynależności do Klanu do czasu, aż stanę się alfą. To nie był żaden kaprys, a decyzja, którą mógł podjąć i miał do tego pełne prawo. - Odpowiadam surowo, patrząc prosto w białe oczy.
Mężczyzna chwilę mierzy się ze mną na spojrzenia, ale później ze wstydem opuszcza wzrok w podłogę i przez moment czuję się jak matka, która zrugała swoje dziecko.
- Oczywiście, masz rację Królowo. Wybacz mi moje źle sformułowane słowa, nie chciałem nikogo obrazić. - Tłumaczy pośpiesznie, przygnieciony moim karcącym spojrzeniem.
- W jaki sposób nadaje się znak?
Pytanie kieruję do czarnowłosego mężczyzny po mojej lewej stronie, który ciepło się uśmiecha. Od Sasuke wiem, że to jego ojciec Fugaku Uchiha i mają ze sobą świetny kontakt. Dziwne, że nigdy wcześniej się z nim nie spotkałam, bo to przecież rodzic mojego najlepszego przyjaciela, do którego domu chodziłam wiele razy. W sumie zawsze Sasuke mówił, że jego tata jeździ na delegacje z pracy, i dlatego nigdy go nie ma. Dobrze, że chociaż znam mamę mojego przyjaciela.
- Możemy zrobić to teraz, wszystko po kolei będę tłumaczył. Zgadzasz się, królowo?
- Oczywiście. - Odpowiadam.
- Naruto, podejdź do swojej pani i przed nią uklęknij. - Instruuje.
Mój chłopak wykonuje jego polecenia, ale zanim klęka posyła mi uroczy uśmiech. Blondyn ma wyprostowane plecy, a jego ręce swobodnie spuszczone są wzdłuż boków umięśnionego ciała. Wzrok Uzumakiego wwierca się w moje tęczówki, oczekując tym samym następnego kroku.
- Musisz za nim teraz ustać, podejdę razem z tobą. - Tłumaczy czarnowłosy.
Robię to co każe i po chwili staję za plecami mojego chłopaka ze starszym mężczyzną przy moim prawym boku.
- Alfa, żeby nadać znak, używa pewnej substancji ze swoich wilczych pazurów. My jako Rada, kiedy nie mamy prawdziwego władcy, używamy do tego pazurów pierwszego alfy. Przechowujemy je w specjalnej szkatułce, żeby były bezpieczne. Musisz sprawić królowo, żeby ukazały się twoje pazury, które wbijesz w kark wilkisa. - Tłumaczy.
Zaczynam panikować, bo jak do cholery mam to zrobić skoro nigdy tego nie robiłam i nie mam pojęcia co zrobić, żeby pojawiły się moje pazury. Poza tym, to chore, że trzymają w szkatułce paznokcie jakiegoś faceta. Fujka.
- Jest jeden problem, bo nie do końca wiem jak mam to zrobić. - Przyznaję w jakiś sposób zawstydzona.
- Z chęcią pomogę. - Odpowiada, wyciągając w moją stronę lewą dłoń.
Układam na niej moją prawą rękę i dokładnie obserwuję Fugaku. Mężczyzna owija palce drugiej dłoni na moim nadgarstku.
- Zamknij oczy. - Zaczyna, a ja wykonuję jego polecenie. - Weź głęboki wdech.
Przed sobą nie widzę teraz niczego oprócz czarnej otchłani. Skupiam się na jego kojąco miękkim głosie i muszę przyznać, że mnie to uspokaja.
- Co dalej? - Pytam, kiedy mężczyzna milczy przez dłuższy czas.
- Uspokój myśli i spróbuj skierować je na prawą dłoń. To działa tak jak ruszanie palcami czy chodzenie. Po prostu pomyśl o tym, a reszta zrobi się sama.
Robię to co mówi i skupiam się na dłoni. Przecież to nie może być takie trudne, prawda? Dam radę, to tylko wysunięcie pazurów, pomijając to, jak głupio to brzmi. Otwieram powoli oczy, bojąc się, że to w ogóle w niczym mi nie pomogło. Przenoszę spojrzenie z twarzy uśmiechniętego mężczyzny na moją dłoń, którą delikatnie trzyma. Moje kąciki ust subtelnie się unoszą, kiedy dostrzegam, że moje paznokcie są dłuższe, grubsze, mocniejsze i ostrzejsze niż zazwyczaj.
- Okay. - Mówię do siebie. - Będzie trochę bolało, Naruto.
Uprzedzam chłopaka zanim przykładam paznokcie do skóry na jego karku. Blondyn nie mówi żadnego słowa, tylko kiwa głową na potwierdzenie, że jest w porządku. Ojciec Sasuke koryguje pozycję ręki tak, że teraz moje palce ustawione są w pionie, idąc do linii włosów Uzumakiego. Biorę głęboki oddech i krzywię się, widząc jak moje cztery paznokcie powoli wbijają się w miękką skórę. Po karku Naru zaczyna spływać gruba stróżka krwi.
- Wystarczy? - Pytam odwracając wzrok na twarz Uchihy.
- Jeszcze nie. Musisz poczekać aż znak zacznie się pojawiać. - Tłumaczy.
Jestem zdziwiona, że Naru nie wydał z siebie żadnego dźwięku, który świadczyłby o bólu. Wracam spojrzeniem na jego kark i z uwagą przypatruję się jak na skórze chłopaka powoli pojawia się czarne słońce, a pod nim księżyc w kształcie rogala. Zauważyłam, że znaki członków stada są prostsze niż mój. Wypełnione są czarnym kolorem bez żadnych udziwnień. Zwykłe czarne kółko i księżyc w kształcie rogala w tej samej barwie. To nie umniejsza ich wyjątkowości, bo świadczą przecież o tym, że ci ludzie są w Klanie i należą do społeczności, którą razem z nimi tworzę. Są ważni, nawet ważniejsi ode mnie, bo przecież to moim zadaniem jest dbanie o nich, a nie na odwrót.
- Skończone. - Słyszę głos przy prawym uchu.
Wyciągam powoli pazury z karku Uzumakiego i przez chwilę im się przyglądam, nie wiedząc co mam zrobić z krwią, która na nich została. Zdegustowana patrzę na bluzę, o którą w sumie mogłabym to wytrzeć, ale przecież tak bardzo mi się podoba. Cholera, nie chcę jej zniszczyć.
- Proszę.
Odwracam wzrok na wyciągniętą dłoń w moim kierunku, w której jest paczka mokrych chusteczek. Z uśmiechem biorę ją od pana Fugaku. Widzę, że się przygotował i bardzo dobrze, bo musiałabym zniszczyć bluzę, którą z trudnością ukradłam.
- Dziękuję. - Odpowiadam.
- Niech królowa zajmie należne miejsce skoro skończyliśmy rytuał, żebyśmy mogli przejść do następnych spraw. - Odzywa się reprezentant rodu Yamanaka.
Posłusznie siadam na tron i wyjmuję z paczki chusteczkę, którą wycieram resztki krwi. Nawet nie zauważam tego, że Naru stoi już za mną i posłusznie czeka na dalsze wydarzenia. Nie wiem co mam zrobić ze zużytą chusteczką, dlatego kładę ją na kolana, bo przecież nie rzucę jej na podłogę. Jeszcze wezmą mnie za śmieciarę, albo co gorsze pomyślą, że nie mam szacunku.
- Minato, pomóż królowej. - Mówi starszy Uzumaki.
- Oczywiście.
Ojciec Naru podchodzi do mnie i wyciąga dłoń, żeby zabrać ode mnie śmieci. Uśmiecham się przepraszająco, bo musi po mnie wynosić brudną chusteczkę, którą mu po chwili wręczam.
- Dziękuję.
Mężczyzna odbiera ode mnie powód zamieszania i odchodzi z powrotem na swoje miejsce. Zauważyłam, że schował to coś do kieszeni u spodni. Co oni tu kosza nie mają?
- Możemy przejść do następnej sprawy? - Pyta Yamanaka.
- Tak, oczywiście. - Odpowiadam natychmiastowo.
- Ostatnio skontaktował się z nami Klan pustynnych wilkołaków. Chcą zawrzeć z nami sojusz. Warto wspomnieć, że jest to jedno z silniejszych stad. - Zaczyna Hyuga.
- Alfą jest Gaara, który przejął władzę po nagłej śmierci swego ojca, jakieś trzy lata temu. - Wprowadza mnie reprezentant Uzumakich. - Jest uznawany za okrutnego władcę. Głównie z powodu kar, które wprowadził w swoim stadzie.
- Jeżeli zdecydujemy się zawrzeć z nimi sojusz, co z tego zyskamy? - Pytam wyraźnie zainteresowana.
- W razie niebezpieczeństwa będziemy mieć dodatkowych ludzi, a nawet schron na ich terenach. Mieszkają na pustyni, dlatego trudno się do nich dostać. Poza tym, są gotowi zapłacić nam w złocie za zawarcie z nimi sojuszu. - Tłumaczy Hyuga.
- A jaka jest cena, którą my musimy ponieść? - Pyta Uchiha.
Odwracam na niego wzrok. Mężczyzna wydaje się być pogrążony w myślach. Trzyma przy ustach palec wskazujący, którym po nich przejeżdża.
- Nie podali jeszcze żadnych warunków. Nalegali na spotkanie z królową. - Odpowiada Hyuga.
- Mieliśmy z nimi kiedykolwiek zawarty sojusz? - Pytam, patrząc na resztę mężczyzn.
- Nie. To pierwsza propozycja, która od nich wychodzi. - Stwierdza Uzumaki.
- Czy tylko mnie dziwi fakt, że zaczęli się nami interesować? Najważniejszym pytaniem jest, czego od nas oczekują. - Zauważam.
To wydaje się być podejrzane, bo skąd nagle wzięło się ich zainteresowanie naszym Klanem? Muszę być rozważna i wszystko na spokojnie sobie przemyśleć. Nie mogę podjąć pochopnej decyzji. Mam niby uwierzyć w to, że przywódca pustynnych wilków postanowił podążać za duchem nowoczesności i zaprzestać walki o tereny, inne stada i większą władzę? Zdążyłam się już dowiedzieć, że jeśli alfa ma więcej osób w stadzie, to wtedy jego siła znacznie rośnie, dlatego nie uwierzę, że Gaara odrzuca możliwość zdobycia większej mocy. Może jestem w tym wszystkim nowa, ale na pewno nie głupia i potrafię używać mózgu.
- Królowa ma rację. - Przyznaje Yamanaka. - Nie wiem, czy powinniśmy im ufać.
Uśmiecham się pod nosem, bo ktoś się ze mną zgodził. Ci mężczyźni mają wiele doświadczenia, więc jeżeli chociaż jeden się ze mną zgadza, świadczy to o tym, że dobrze kombinuję i może nie będę zła w rządzeniu. To napawa mnie nadzieją na lepszą przyszłość.
- Ostatni sojusz, który zawarli z innym Klanem nie skończył się dobrze. Z tego co pamiętam, pustynne wilkołaki wymordowały władcę oraz Radę drugiego stada i je przejęli. - Wspomina Uchiha.
Mimowolnie po moich plecach przechodzą ciarki i nieznacznie się strzącham. Jak można kogoś z okrucieństwem zabić, żeby mieć więcej władzy? To jest chore i pojebane.
- To było jakieś dwadzieścia lat temu. - Potwierdza Uzumaki.
- Z drugiej strony, nie możemy się zamykać. - Stwierdzam. - Jeżeli chcą się spotkać, możemy to zorganizować, ale na naszych zasadach.
- Co masz na myśli królowo? - Słyszę głos z lewej strony.
- Jeżeli ma dojść do spotkania, odbędzie się ono u nas. Na wszelki wypadek podwoimy straże oraz wydamy zakaz wnoszenia jakiejkolwiek broni do pokoju obrad, bo wiem, że prawie każdy coś ze sobą nosi.
- A co jeśli się nie zgodzą? - Pyta ktoś z prawej.
- Potrzebujemy tego sojuszu?
- Przyniósłby nam wiele korzyści...
- Pytam, czy go potrzebujemy. - Przerywam mężczyźnie z białymi oczami.
- Nie. Jesteśmy silnym Klanem i sojusz nie jest konieczny.
- Więc macie swoją odpowiedź. Nam na tym aż tak nie zależy, więc jeżeli się nie zgodzą to trudno. Mam jednak przeczucie, że skoro chcieli się spotkać to czegoś od nas potrzebują. - Mówię. - Możecie umówić nas na spotkanie, od razu powiedzcie im nasze żądania, żeby wiedzieli na czym stoją. Zależy mi również na tym, żeby spotkanie odbyło się jak najszybciej.
- Oczywiście, jak sobie życzysz. - Odpowiada Yamanaka.
- Jest jeszcze jedna ważna sprawa. - Zaczyna Uchiha. - Chodzi o twój trening królowo. Ważne jest, żeby zaczął się jak najszybciej. Pozwoliliśmy sobie zmienić twojego trenera na najlepszego w Klanie.
- Tak, wiem. Rozmawiałam już o tym z Kate. Spotkam się z nią później i razem omówimy tą sprawę. - Odpowiadam. - Coś jeszcze?
- Z naszej strony to wszystko. - Stwierdza Uzumaki.
- W porządku. - Mówię w zamyśleniu. - Wybrałam osoby, które chciałabym mieć w moim Kręgu. - Zaczynam i dostrzegam zdziwienie, a jednocześnie podziw na ich twarzach. - Może ktoś po nich pójść?
- Oczywiście. Minato wszystkim się zajmie. Podaj nazwiska królowo. - Odpowiada Uzumaki po mojej prawej stronie.
- Mam karteczkę. - Sięgam do kieszeni bluzy i wręczam papier mężczyźnie, który zdążył do mnie podejść.
- Zaraz ich przyprowadzę. - Mówi zanim odwraca się i idzie w kierunku potężnych drzwi, za którymi zaraz znika. Siedzę w niezręcznej ciszy, bo o czym niby mam z nimi rozmawiać? Po drugim spotkaniu mogę śmiało stwierdzić, że najbardziej lubię ojca Sasuke, a starego Uzumakiego jeszcze nie mogę rozgryźć. Dzisiaj najbardziej zirytował mnie Hyuga, ale mam nadzieję, że nie będę miała z nim problemów.
- Jak czuje się królowa po przemianie? Chodzi mi bardziej o stan ducha. - Uchiha próbuje zagadać.
- W końcu jestem szczęśliwa. - Odpowiadam szczerze. - Wcześniej czegoś mi brakowało, a teraz wszystko jest na swoim miejscu.
- Właśnie tak powinno być. - Posyła mi uśmiech.
- Tsunade chciałaby się z królową widzieć. Prosiła o ustalenie terminu. - Wtrąca Yamanaka. Od razu przypominam sobie, że to siostra mojego taty, której nie miałam okazji poznać, albo po prostu jej nie pamiętam.
- Możesz przekazać jej, że nie musi prosić o spotkanie. Jest przecież moją ciocią, może przychodzić, kiedy zechce. - Odpowiadam.
Jestem zdziwiona, że nawet pomyślała o tym, że musi się umawiać na jakieś głupie terminy, żeby się ze mną spotkać. To co najmniej chore. Jest moją rodziną i z chęcią poznam ją lepiej. Z drugiej strony jej się nie dziwię, bo prawdopodobnie byłam jeszcze mała ostatni raz, kiedy mnie widziała. Nie zna mnie, nie wie kim jestem, jak się zachowuję i na jakiego człowieka wyrosłam. Mam nadzieję, że będzie ze mnie dumna, to w końcu siostra mojego taty, więc normalnym jest, że chcę mieć jej uznanie.
- Dzisiaj się z nią spotykam, więc przekażę Tsunade wieści. - Mówi z uśmiechem.
- Będę wdzięczna.
Słyszę dźwięk otwieranych drzwi, w których pojawia się Minato. Ojciec Naruto idzie na przedzie, za nim wędruje Saki, Ino, Kate, Sasuke i Jake. Dwójka z nich jest zaskoczona, bo zapewne nie wiedzą o co tutaj chodzi. Zapomniałam ich poinformować o tym małym szczególe. Nerwowo drapię się prawą dłonią po karku i obserwuję jak stają naprzeciwko mnie i równo wykonują ten denerwujący gest z pokłonem. Cała piąteczka patrzy prosto na mnie i skłamałabym gdybym powiedziała, że w ogóle mnie to nie peszy. Obserwuję jak pan Minato wraca na miejsce za nestorem rodu Uzumakich.
- Królowa ma wam coś bardzo ważnego do przekazania, więc dokładnie tego wysłuchajcie. - Zaczyna Uchiha.
Zawieszam wzrok na zdezorientowanej Kate, która ze zdenerwowania zaczyna przygryzać dolną wargę. Posyłam jej uśmiech, żeby się rozluźniła i chyba to chociaż trochę pomaga, bo obserwuję jak po chwili rysy twarzy Kate stają się bardziej rozluźnione.
- Pewnie zastanawiacie się po co was tu wezwałam, ale zaraz wszystko wam wyjaśnię. - Te słowa kieruję do nieświadomej dwójki. - Jak wiecie, alfa może sobie wybrać Krąg, który będzie razem ze mną uczestniczył we wszystkich spotkaniach oraz te osoby automatycznie przechodzą tylko pod moje rządy. Nie musiałam długo myśleć nad tym kogo chcę wybrać, bo było to dla mnie jasne. Mam przyjemność powiadomić was, że od dzisiaj jesteście moim Kręgiem.
Na twarzach Saki, Ino i Sasuke dostrzegam szerokie uśmiechy, oni w przeciwieństwie do pozostałej dwójki o wszystkim wiedzieli, więc nie są zaskoczeni moim wyborem. Patrzę na Jake'a, którego wzrok jest na mojej osobie. Patrzy na mnie z szerokim uśmiechem i nie muszę z nim rozmawiać, żeby wiedzieć, że jest szczęśliwy. Założę się, że nawet nie myślał o tym, że mogłabym go chcieć w Kręgu. Jake już taki jest, robi dla mnie tyle rzeczy i nie oczekuje niczego w zamian. Teraz ja mogłam zrobić coś dla niego i się chociaż w ten sposób odwdzięczyć za wszystko co dla mnie zrobił. Poza tym, Uzumaki to mądry chłopak i zawsze sprawia, że czuję się lepsza. Niezaprzeczalnym faktem jest również to, że daje bardzo dobre rady, a ja potrzebuję takich ludzi. Właśnie do tej grupki zalicza się też Kate. Kobieta stoi przede mną w totalnym szoku i widzę jak w kącikach jej oczu zbierają się łzy. Posyłam dziewczynie ciepły uśmiech, który od razu odwzajemnia. Dzięki niej jestem pewniejsza siebie. Kate sprawia, że czuję się, jakbym mogła zrobić dosłownie wszystko. Wspiera mnie, dopinguje i z chęcią wszystko mi tłumaczy. Zasługuje na to i jestem tego stuprocentowo pewna.
- Od dzisiaj wasze miejsce jest zawsze przy królowej. Jesteście jej prawą ręką, pamiętajcie o tym. - Te słowa kieruje do nich Uzumaki. - Nie zawiedźcie jej, bo srogo tego pożałujecie. Królowa wybierając was, pokłada w was nadzieję i liczy na to, że staniecie u jej boku i nigdy nie zdradzicie zaufania naszej przywódczyni.
- Macie przygotowane specjalne miejsce w pokoju obrad. Od dzisiaj będziecie zasiadać na krzesłach po waszej prawej stronie. - Kontynuuje Uchiha.
Wędruje wzrokiem po twarzach moich przyjaciół i jedyne co dostrzegam to szerokie uśmiechy. Cieszę się, że to dla nich tak ważne, bo skoro uśmiechają się od ucha do ucha, to takie jest, prawda?
- Czy królowa chce coś dodać?
- Huh? - Pytam zdezorientowana, bo na chwilę się wyłączyłam.
- Pytałem, czy królowa chce coś dodać. - Powtarza z delikatnym uśmiechem mężczyzna po mojej lewej.
- Uch tak, przepraszam. Mogą już zająć swoje miejsce. - Odpowiadam.
Wszyscy wykonują ten drażniący gest, ale muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem, bo robią to jakby byli jednym organizmem. Mój krąg siada na swoje miejsce i z zaciekawieniem wszyscy patrzą w naszą stronę.
- Mam pytanie. - Zaczyna Uzumaki.
- Słucham. - Odwracam głowę w prawą stronę, patrząc prosto na mężczyznę.
- Jak szybko królowa chce spotkać się z pustynnymi?
- Jeżeli zgodzą się na nasze warunki i wszystko będzie im pasowało, chciałabym, żeby spotkanie odbyło się w ciągu dwóch dni. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że to bardzo szybko, ale dzięki temu dowiemy się przynajmniej w części jak bardzo zależy im na tym sojuszu. - Tłumaczę.
Widzę jak starzec kiwa głową z uznaniem, a na jego usta wpełza delikatny uśmiech, który nieudolnie próbuje zamaskować.
- Wiadomym jest, że Gaara to przywódca i muszą dbać o jego bezpieczeństwo, ale żądam, żeby w sali obrad nie było żadnej broni. Nie mam nic przeciwko temu, żeby otoczył się dwoma albo trzema strażnikami, jest alfą, dlatego trzeba traktować go z szacunkiem na jaki zasługuje. - Dodaję. - Zasada z bronią tyczy się również nas.
- Z pełnym szacunkiem królowo, ale to nie jest najlepszy pomysł, nie możemy...
- Powiedziałam, że ta zasada dotyczy obu stron. - Przerywam Hyudze, nieznoszącym sprzeciwu tonem głosu. - Nie zmienię co do tego zdania. Rezygnujemy z broni, dlatego podwoimy albo potroimy straż. Chcę, żeby w pokoju obrad znalazło się co najmniej pięciu, może sześciu strażników. Co do domu, zostawiam wam wolną rękę, możecie umieścić tylu ludzi ilu będziecie uważali za słuszne. Godzicie się na taki kompromis? - Każdy z nich na siebie patrzy. Jeden po drugim kiwają głowami na znak zgody. Uchiha po mojej prawej głośno wzdycha.
- Dobrze, pod warunkiem, że królowa zaakceptuje liczbę strażników bez żadnych kaprysów i narzekania. - Mówi.
- Ja i narzekanie? - Prycham.
Mężczyzna po mojej lewej znacząco na mnie patrzy, a ja nie mogę się powstrzymać i się uśmiecham.
- Słyszeliśmy o tym, jak królowa narzeka na dwóch strażników przed sypialnią i kilku w domu. Może byśmy uwierzyli królowej na słowo, gdybyśmy nie zostali o tym wcześniej poinformowani. - Odpowiada Uchiha.
- No dobrze, macie rację. Spróbujcie się postawić w mojej sytuacji, to dla mnie nowe i trudno przyzwyczaić się do tylu ludzi w domu. Macie moje słowo, że zgodzę się do liczby, którą podacie i nie będę sprawiała problemów. - Zapewniam.
- W takim razie się zgadzamy. - Decyduje Yamanaka.
- Świetnie! Poruszyliśmy już wszystkie tematy? - Pytam.
- Na dzień dzisiejszy wszystko zostało przedyskutowane. - Stwierdza Uzumaki. - Skontaktujemy się z pustynnymi i damy znać królowej, kiedy możemy zorganizować to spotkanie.
- W porządku. Spotkanie uważam za zamknięte. - Informuję.
Starsi mężczyźni kiwają w zgodzie głowami, po czym wstają i po chwili stają przede mną. Wykonują irytujący gest i powstrzymuję się przed przewróceniem oczami. Moi przyjaciele również stoją, żeby okazać Radzie szacunek. Czekam aż starsi mężczyźni wyjdą i w momencie, kiedy widzę jak potężne drzwi się zamykają, sama wstaję i bez żadnego słowa opuszczam pomieszczenie. Idę pośpiesznie do mojego pokoju, żeby zabrać z niego telefon. Nawet nie zwracam szczególnej uwagi na Alexa, który stoi przed moimi drzwiami. Wchodzę po prostu do środka, biorę z szafki nocnej telefon, odłączając go wcześniej od ładowania. Pakuję go do kieszeni w bluzie, ale zanim wychodzę z sypialni, idę do łazienki i robię siusiu. Dokładnie myję dłonie i zanim się obejrzę jestem już na korytarzu. Zatrzymuję się przy schodach, przypominając sobie, że miałam zaprosić Jake'a na wieczór filmowy, dlatego wracam się do jego pokoju. Pukam trzy razy w drzwi i słysząc pozwolenie, wchodzę do środka.
- Hej przystojniaku. - Mówię z uśmiechem, zauważając, że leży na łóżku. - Zejdź ze mną na dół do salonu, będziemy oglądać film. - Dopowiadam, zbliżając się do jego łóżka i siadam obok Jake'a.
- Zwariowałaś? - Pyta z uśmiechem. - Chcesz, żebym został zamordowany przez własnego brata? Chyba będę zmuszony odmówić.
Przewracam oczami na dramatyczny ton głosu, którego w tej chwili używa. Z jednym Uzumakim jest naprawdę ciężko, ale kiedy masz aż dwóch pod swoim dachem, to istne piekło.
- Naru nie ma nic przeciwko. Nie będziesz całymi dniami siedział zaszyty sam w pokoju. Nie uważasz, że to najwyższa pora, żeby spróbować się dogadać z innymi i zakopać topór wojenny?
Jake przez chwilę przeszywająco wpatruje się w moje oczy. Wzdycha ciężko, bo wie, że i tak to zrobi. Czy mu się to podoba czy nie.
- Dobrze, zrobię to tylko i wyłącznie dla ciebie.
- Wiedziałam, że się zgodzisz. - Przyznaję ze zwycięskim uśmiechem.
- Bo wiesz, że akurat tobie nie potrafię odmówić i wykorzystujesz to przeciwko mnie. Nieładnie, piękna. - Zauważa.
- Nie dramatyzuj, wcale tak nie robię. - Prycham.
- Cokolwiek co sprawi, że będziesz mogła spokojnie spać w nocy. Nie zagłuszysz wyrzutów sumienia.
- Bo ich nie mam. - Odpowiadam z uśmiechem.
- Chcę ci podziękować. - Zaczyna po chwili ciszy z poważnym wyrazem twarzy.
- Mi? Za co?
- Za to, że mnie wybrałaś. To dla mnie zaszczyt i przysięgam ci, że będę ci wierny i nigdy cię nie skrzywdzę. Przynajmniej świadomie, bo nienawidzę patrzeć, kiedy cierpisz.
- To brzmi poważnie. - Próbuję rozluźnić ciężką atmosferę.
- Bo to jest poważne. Moje słowa są szczere i prawdziwe, dlatego chcę, żebyś o tym wiedziała. Nigdy cię nie zdradzę i zawsze stanę po twojej stronie, nawet wtedy, kiedy będzie mi za to groziła utrata życia.
- Wiem o tym Jake. Dlatego cię wybrałam, bo wiem jaki jesteś. Lojalny do bólu, mądry i szczery. - Mówię z uśmiechem. - Nie zapominam też o twoim uroku osobistym. - Żartuję, na co chłopak się uśmiecha.
- Kiedy mam zejść? - Pyta.
- Najlepiej zaraz. Zamówię pizzę, chcesz tą co jedliśmy, kiedy się widywaliśmy, czy coś się zmieniło odkąd się tyle nie spotykaliśmy?
- Nic się nie zmieniło od tego czasu. - Odpowiada, a jego twarz na moment pochmurnieje. Potem z powrotem przybiera uśmiech na usta, ale wystarczyła chwila, żebym zauważyła tą zmianę. Postanawiam to zignorować, bo nie chcę niczego psuć, przynajmniej nie dzisiaj.
- Okay. - Uśmiecham się, wstając z łóżka. - Nie każ nam na siebie długo czekać.
- Ogarnę się i zaraz zejdę.
- Będę czekała. - Mówię, otwierając drzwi.
- Jak zawsze. - Słyszę zanim wychodzę.
Wiem, że jest mu ciężko, widzieć mnie każdego dnia z jego bratem, bo wciąż ma do mnie jakieś uczucia. To śmieszne, że zdołałam się z kimś tak związać emocjonalnie przez głupie dwa miesiące. Wracając wspomnieniami do tych chwil, nie mogę nic poradzić na to, że na moje usta wpełza uśmiech. To były najlepsze dwa miesiące w moim życiu i Jake osobiście się o to zatroszczył. Żadne z moich przyjaciół nie chce mi wierzyć, ale ten chłopak naprawdę jest inny. Mój obraz Jake'a zupełnie nie zbliża się do wersji, którą mi przedstawili. To uroczy, romantyczny, wykształcony i pomocny chłopak. Nie trudno się w takim zakochać albo się nim zauroczyć. Nie mogę zaprzeczać, że część mnie tęskni za tym co było, ale muszę zostawić przeszłość w tyle, jeżeli chcę zbudować z Naruto silny i stabilny związek. Muszę zapomnieć o dziwnych uczuciach względem Jake'a, które czasami we mnie niespodziewanie uderzają. To dziwne i żałosne, że czasami wciąż potrafię być o niego zazdrosna, muszę bardziej skupić się na Naruto, ale to też nie jest tak, że zupełnie odstawię Jake'a, bo jest przecież do cholery moim przyjacielem.
- Wszystko w porządku? - Na ziemię sprowadza mnie głos mojego chłopaka.
Zdezorientowana rozglądam się po pomieszczeniu, w którym się znajduję i okazuje się, że stoję w wejściu do salonu. To dziwne, że aż tak odleciałam od rzeczywistości. Patrzę w jego zaniepokojone, błękitne oczy i posyłam mu uśmiech.
- W najlepszym. - Odpowiadam. - Po prostu się zamyśliłam.
- Masz jakiś problem? - Pyta pocierając moje ramiona.
- Kilka. - Uśmiecham się krzywo. - Najważniejszym są teraz pustynne wilkołaki, z których przywódcą muszę się spotkać. - Wzdycham.
Wcale go nie okłamuję, może nie myślałam właśnie o tym, ale muszę przyznać, że oni są priorytetem. Ta sprawa wygląda mi na podejrzaną, bo po co mieliły chcieć sojuszu ze stadem, w którym od niedawna rządzi kobieta? To raczej nie jest normalne. Może chcą mnie zaskoczyć we własnym domu i zabić, żeby przejąć wszystko co mam?
- Nie martw się kochanie. - Pociesza mnie z uśmiechem. - Byłaś świetna na dzisiejszym spotkaniu, jestem z ciebie dumny.
Zauważam, że ma dziwny błysk w oczach, kiedy to mówi i myślę, że jest całkowicie szczery.
- Dziękuję. Starałam się najlepiej jak mogłam. Nie byłam zbyt stanowcza?
- Byłaś cholernie stanowcza. To podobało mi się najbardziej, taka władcza jesteś jeszcze bardziej pociągająca.
Kręcę z uśmiechem głową na jego słowa. Ten chłopak już chyba niczym mnie nie zadziwi. Kiedyś irytowała mnie jego pewność siebie i te teksty, a teraz to w nim uwielbiam. Przynajmniej mówi co myśli.
- Może w końcu usiądziecie gołąbeczki? - Krzyczy Ino. - Wybraliśmy już horror, musimy jeszcze zamówić pizze. Sasuke przyniósł wino, więc to już mamy z głowy. Koce są rozłożone, jakby ktoś pytał. - Dodaje z uśmiechem.
Patrzę w ich kierunku. Ogromna kanapa rzeczywiście jest już rozłożona, są na niej nawet poduszki i dwa koce. Pozostałe dwa leżą na rozkładanych fotelach i jestem pewna, że to miejsce dla Saki i Jake'a. Patrzę na przyjaciółkę z uśmiechem, dostrzegając, że to właśnie ona zadbała o te miejsca, bo poprawia właśnie koce, które na nich leżą.
- No co? - Pyta, zauważając, że na nią patrzę. - Wolę siedzieć na fotelu niż pośrodku śliniących się do siebie par. - Wzrusza ramionami. - Jestem dzisiaj miła, więc postanowiłam, że oszczędzę też tego widoku Jake'owi. Dzisiaj dzień dobroci dla zwierząt, niech pozna moją dobrą wolę.
- Nic nie mówię. - Unoszę dłonie w obronnym geście.
- No ja myślę. - Mówi z uśmiechem.
Mój chłopak jakby nigdy nic rzuca się na kanapę i wygodnie rozkłada. Wodzę wzrokiem po stoliczku, na którym znajduje się tacka ze szklankami, czterema kartonikami jakiegoś soku oraz miski z popcornem i innymi przekąskami. Muszę stwierdzić, że się postarali. Podchodzę do kanapy i wślizguję się na wolne miejsce między nogami Naru. Wygodnie opieram głowę o jego klatkę piersiową i narzucam na nasze ciała koc. Od razu czuję jak silne ramiona oplatają mój brzuch, a broda ląduje na moim prawym ramieniu.
- Jesteś zmęczony?
- Nie bardzo. - Szepcze.
- Nie kłam.
- Nie kłamię.
- Kłamiesz.
- Wcale nie.
- Wiem, że tak. - Jestem uparta.
Naru wzdycha i muska ustami ciepłą skórę na ramieniu.
- Jesteś irytująco uparta. - Odpowiada.
- Może i tak, ale wiem, że mam rację. Może powinniśmy się położyć? - Proponuję.
- Nie chcę. Wybrali fajny film i chcę go obejrzeć.
- W porządku. Co to za film? - Pytam z ciekawości.
- Coś o opętaniach, tak mi się wydaje.
- Słucham? - Próbuję ukryć przerażenie w głosie.
- Boisz się? - Pyta z rozbawieniem. - Nie martw się, bardziej opętana nie będziesz.
- Co to ma znaczyć? - Mówię oburzona, odwracając głowę w jego stronę.
- Zupełnie nic. - Wykręca się, dostrzegając mój zabójczy wzrok. - Uspokój się kochanie, to miał być tylko żart.
- Zamawiamy pizze, kto jaką chce? - Sasuke ratuje go z tej sytuacji.
Odwracam głowę od mojego nieśmiesznego chłopaka i dostrzegam, że do salonu wchodzi właśnie Jake.
- Hej. - Wita się ze wszystkimi.
Moi przyjaciele na szczęście mu odpowiadają. Posyłam mu uśmiech, kiedy staje za jednym z fotelów i opiera na oparciu dłonie.
- Wiem już co chce Saki, Naruto i Ino. Jake, jaką zjesz pizzę? - Pyta Sasuke.
- Cztery sery. - Odpowiadam od razu za niego, a chłopak nieznacznie się uśmiecha.
- Okay. Sakura? - Pyta teraz mnie.
Przez chwilę się zastanawiam i wpadam na głupi pomysł, żeby wziąć coś nowego, bo dlaczego nie?
- Może coś z owocami morza? - Pytam z uśmiechem. Każdy posyła mi pytające spojrzenie, oprócz Jake'a i Saki, bo ta dwójka się uśmiecha.
- Zamów jej hawajską. - Odpowiadają równocześnie.
Zaskoczona dwójka patrzy na siebie z uśmiechami na ustach, a ja jestem zaskoczona. Jake wzrusza ramionami.
- Lepiej weź jej hawajską, potem będzie marudziła, że jej nie smakuje i wtedy nic już nie zje.
- Nieprawda. - Protestuję.
- Przykro mi kochanie, ale zawsze zamawiasz jakieś nowości, a potem jesteś wkurwiająco marudna i twierdzisz, że to dziadostwo, którego nie da się jeść. - Stwierdza Saki.
- Albo zjadasz pizze komuś innemu. - Dopowiada Jake.
- Nieprawda, zjadam tylko tą twoją, bo jest całkiem niezła. - Przyznaję z uśmiechem, łapiąc z Jake'm kontakt wzrokowy.
- To sobie ją zamów. - Chłopak mówi z zaczepnym uśmiechem.
- Nah. Kradziona smakuje lepiej. - Odpowiadam. - Dobra Sasuke, po przemyśleniu stwierdzam, że wyjdę dobrze na tym jak zjem hawajską. - Przyznaję.
Sasuke z uśmiechem składa zamówienie, a Jake siada na miejscu, które wskazała mu Saki. Ta dwójka chyba całkiem nieźle się dogaduje, bo Saki rzuciła nawet jakimś żartem, na który chłopak się roześmiał. Może nie będzie wcale tak źle? Może się w końcu pogodzą i zaczną normalnie ze sobą gadać? Czy to dziwne, że chcę, żeby między nimi w końcu było wszystko w porządku? Wiem, że najwięcej pracy będzie w odbudowaniu relacji między Jake'm, a Naruto, ale wierzę, że się uda i się nie zawiodę. Może i ta dwójka jest uparta, ale na ich nieszczęście albo szczęście trafili na dużo trudniejszego przeciwnika: Sakurę Haruno.




~.~


Hej misie! Sorki za dość sporą przerwę w dodawaniu rozdziałów, ale po prostu potrzebowałyśmy trochę wolnego. Hope you like it! Paula&Patty

9 komentarzy:

  1. Nic sie nie stalo, kazdy czasem potrzebuje wolnego. Rozdzial perelka, Sakura taka wladcza, bedzie rzadzic twarda reka, ale to jest fajne w niej i to mnie sie najbardziej pofobalo. Zycze weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny rozdział jak zawsze musiałem trochę nad goni dawno mnie nie było i bardzo fajnie mi się czytało to pozdrawiam i zycze weny

    OdpowiedzUsuń
  3. mam pytanie już kończycie z tym blogiem czy dalej będziecie go pisac

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie kończymy z nim, po prostu jesteśmy teraz na wakacjach. Jak wrócimy to na pewno wstawimy kolejny rozdział 😁

      Usuń
  4. Świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy można się spodziewać kolejnego rozdziału pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam na nowy rozdział pieczecprzeznaczenia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń