- Jesteś pewna,
że mogę pokazać się Radzie w takim stroju? - Pytam dla pewności.
- Oczywiście. - Saki
lekceważąco macha dłonią, leżąc na moim łóżku.
- Nie pytałam ciebie. -
Przewracam oczami. - Ino, naprawdę myślisz, że mogę się z nimi
spotkać w bluzie Naru i krótkich spodenkach? To nie jest
nieodpowiednie? Nie chcę ich urazić czy coś. - Tłumaczę.
Ignoruję Saki, która
teatralnie chwyta się lewej części klatki piersiowej i otwiera
usta w szoku i niedowierzaniu, że mogłam tak do niej powiedzieć.
Ino się z niej śmieje i cmoka siostrę w prawy policzek.
- Nieodpowiednie to jest
to, że pierniki chcą się z tobą spotkać akurat dzisiaj. Śmieszny
fakt, po ciężkiej nocy, którą zaserwowała ci przemiana. Powinni
się wstydzić, że zamiast mózgu mają... sama nie wiem co mają.
Wydaje mi się, że gdybym powiedziała orzeszek, to bym go obraziła,
bo uważam, że przynajmniej on jest pożyteczny. - Saki wzrusza
ramionami, kończąc swój wywód.
Podchodzę do końca
łóżka, na którym leżą moje przyjaciółki i klękam na skrawku
materaca.
- Nie pochwalam, że
użyłaś słowa ,,pierniki'', ale się z tobą zgadzam. - Wzdycha
Ino z dezaprobatą. - Jedynymi, którzy nie uszanowali cię w tym
momencie są oni, bo dzisiaj powinnaś się regenerować, a nie
zajmować się nimi. A twój strój jest świetny, taki na luzie. -
Uśmiecha się.
- To nie tak, że zawsze
musisz nosić sukienki, czy spódnice. - Prycha Saki.
- Jakbym nie wiedziała,
złośnico. - Odpowiadam na zaczepkę.
Z uśmiechem rzucam się
przednią częścią ciała na materac w puste miejsce między nimi i
szeroko rozkładam ręce, tak, że leżą one na brzuchach moich
przyjaciółek.
- Chcę poleżeć, nie mam
na nic innego siły, a co dopiero ochoty. - Marudzę.
- Pomyśl o tym tak,
dzisiaj to odpękasz i będziesz miała z nimi na trochę spokoju.
Niech stracę. - Wzdycha. - W nagrodę postawię ci pizzę.
- Dzięki Saki, jesteś
kochana. - Całuję ją w policzek.
Słyszymy trzy puknięcia
w drewnianą powłokę drzwi, a później do środka wchodzi Sasuke z
uśmiechem.
- Już pora. - Odzywa się
spokojnym głosem.
Jest jak zwykle opanowany
i wiem, że nawet nie musi udawać. To jego charakterystyczna cecha i
z chęcią sama też chciałabym ją mieć. Wszystko byłoby dla mnie
łatwiejsze, gdybym się tak nie denerwowała. Z ciężkim
westchnięciem wstaję z łóżka i podchodzę do drzwi. Jeszcze
zanim wychodzę odwracam się do dziewczyn z szerokim uśmiechem.
- Niedługo kogoś po was
przyślę.
- Nigdzie nie uciekamy. -
Odpowiada Ino ze szczerym uśmiechem.
Wychodzę z pokoju i
kieruję się na sam dół po schodach do pomieszczenia, w którym
byłam tylko raz. Staję przed drewnianymi drzwiami i spotykam tam
uśmiechniętego Minato, który od razu, kiedy mnie zauważa zwija
dłoń w pięść, przykłada ją do serca i się kłania. Z
grzeczności odwzajemniam ten gest, chociaż wiem, że nie muszę.
Mężczyzna z uśmiechem kręci głową na boki.
- Pamiętaj, żeby nie
robić tego w pokoju obrad. Miło znów cię widzieć, Sakuro.
- Pana również. -
Odpowiadam z uśmiechem. - Muszę się pochwalić, że ostatnio
nauczyłam się sporo rzeczy o Klanie. Głównie o Radzie. - Mówię
z uśmiechem.
- Widzę, że nie
próżnujesz. To bardzo dobrze o tobie świadczy.
- Znalazłam osobę w tym
domu, która z przyjemnością mi wszystko tłumaczy, więc z chęcią
tego słucham. - Odpowiadam szczerze.
- Słyszałem, że
niedługo zaczynasz naukę walki i to z najlepszą osobą w Klanie.
- Poważnie? - Pytam
zdezorientowana. - Kate się nie chwaliła. - Mamroczę pod nosem, a
blondyn się uśmiecha.
- Kate nie lubi się
chwalić. - Tłumaczy. - Jak lepiej ją poznasz, zauważysz, że jest
świetną osobą.
- Chyba już to widzę.
- Jak po przemianie? -
Pyta z troską wymalowaną na twarzy. - Jeżeli poczujesz się słabo,
nie wahaj się i po prostu wyjdź. Oni to zrozumieją, w końcu to
twój pierwszy raz.
- Czuję się całkiem
dobrze, jeszcze trochę bolą mnie kości, ale jest okay. -
Odpowiadam z uśmiechem. - Rada jest już w środku?
- Nie. Alfa zawsze wchodzi
jako pierwsza. Rada powinna się zjawić lada moment, więc myślę,
że powinnaś już wejść do środka.
- Ale nie ma jeszcze
Naruto, więc myś...
- Już jestem. - Przerywa
mi jego głos. - Możemy wchodzić.
Odwracam głowę w stronę
mojego chłopaka, który dokładnie skanuje zimnym wzrokiem swojego
ojca. Jego spojrzenie nie wyraża żadnego uczucia miłości czy
chociażby sympatii, kiedy patrzy na pana Minato. Jest zupełnie
pusty i chłodny. Znam go na tyle długo, żeby wiedzieć, że pod
tym wszystkim ukrywa się zraniony chłopak, który nie umie sobie
poradzić z żalem i złością do rodziców. Pan Minato bez słowa
otwiera drzwi i wpuszcza nas do środka. Nie chcąc dłużej być w
tej niezręcznej sytuacji postanawiam wejść tam jak najszybciej.
Rozglądam się po całym pomieszczeniu, dostrzegając, że
pochodnie, które dają trochę światła są już zapalone. Oprócz
nich oczywiście jest też potężny, pozłacany żyrandol znajdujący
się gdzieś na środku sufitu. Tylko on w przeciwieństwie do
pochodni nie jest zapalony i zaczynam się zastanawiać, dlaczego się
tutaj znajduje skoro nikt z niego nie korzysta. Zatrzymuję się w
miejscu na środku pomieszczenia i wodzę wzrokiem po czerwonym
dywanie, który prowadzi do potężnego, pozłacanego tronu.
- Śmiało. - Słyszę za
plecami głos Naru.
- Mam wrażenie, że stoi
tutaj od długiego czasu. - Przyznaję szeptem.
- Jest z nami od początku
istnienia Klanu Blackpack. Został wykonany na zlecenie pierwszego
alfy. Nie był zbyt dobrym przywódcą, bo uwielbiał zabawy i
bogactwo, dlatego zażądał tronu z prawdziwego złota. Mimo jego
rozrzutności muszę przyznać, że dobrze wtedy zrobił.
- Dlaczego? - Pytam
ciekawa.
Czuję jego ciepłe dłonie
na biodrach i oddech na karku, przez który po moich plecach
przebiegają przyjemne dreszcze.
- Bo doczekał się osoby,
która naprawdę na niego zasługuje. Poza tym wyglądasz na nim
naprawdę gorąco i aż ciężko się powstrzymać, żeby...
- Wystarczy. -
Odchrząkuję. - Myślę, że chyba powinnam zająć miejsce. -
Przerywam. Wyrywam się z jego uścisku i idę w kierunku tronu, na
którym zaraz siadam. Zdążam zauważyć szeroki uśmiech na ustach
Uzumakiego, zanim staje za moimi plecami.
- Jesteś niemożliwy. -
Wzdycham.
- To przez ciebie. Ty tak
na mnie działasz.
- Powiedz mi coś, czego
nie wiem. - Mówię z uśmiechem.
Naru wzdycha, kiedy naszą
rozmowę przerywają trzy pukania w drzwi. Z niezrozumieniem marszczę
brwi, bo zupełnie tego nie rozumiem. Mam im coś odpowiedzieć, czy
jak? Na szczęście ta sytuacja wyjaśnia się szybciej niż zdążam
cokolwiek powiedzieć, bo do środka wchodzą członkowie Rady, a za
każdym z nich wleką się mężczyźni, którzy przygotowują się
na objęcie stanowiska, a dodatkowo robią za ochronę. Wśród nich
jest również tata Naruto, który idzie z szerokim uśmiechem. Stają
przede mną w dwóch równych rzędach i wykonują to śmieszne
powitanie, którego nie odwzajemniam, bo mam zakaz od Naruto i jego
ojca. To co ich łączy to chyba upartość, w końcu mój chłopak
musiał to po kimś odziedziczyć.
- Witamy i przepraszamy za
to nagłe spotkanie. - Zaczyna mężczyzna z rodu Uzumakich.
- Wiemy, że to kłopot
tak od razu po przemianie, ale mamy do omówienia kilka spraw, które
nie mogą czekać. - Odzywa się z uśmiechem reprezentant Uchiha.
- Czuję się dobrze, więc
to żaden problem. - Odpowiadam z uśmiechem. - Może niech panowie
usiądą i zaczniemy spotkanie. - Dodaję czując na sobie palące
spojrzenia ośmiu osób. Obserwuję jak mężczyźni zajmują
miejsca. Fotele poustawiane są w okręgu, dlatego każdego widzę
doskonale i dzięki temu ułatwi nam to konwersację. Lubię patrzeć
na kogoś z kim rozmawiam i na całe szczęście mam ich wszystkich w
zasięgu wzroku.
- Pierwszą sprawą jest
to, że chcielibyśmy przeprowadzić dzisiaj nadanie znaku wilkisowi.
Naruto od wielu lat odmawiał tego zaszczytu, a my nie możemy dłużej
znosić jego kaprysu.
Czuję jak wzbiera we mnie
złość na słowa członka rodu Hyuga, którego poznaję po
charakterystycznych, białych oczach. Próbuję się uspokoić biorąc
głęboki oddech, co dzięki Bogu mi pomaga. W jego tonie głosu z
łatwością wyczuwam zaczepkę.
- Z tego co wiem, mógł
odmówić symbolu przynależności do Klanu do czasu, aż stanę się
alfą. To nie był żaden kaprys, a decyzja, którą mógł podjąć
i miał do tego pełne prawo. - Odpowiadam surowo, patrząc prosto w
białe oczy.
Mężczyzna chwilę mierzy
się ze mną na spojrzenia, ale później ze wstydem opuszcza wzrok w
podłogę i przez moment czuję się jak matka, która zrugała swoje
dziecko.
- Oczywiście, masz rację
Królowo. Wybacz mi moje źle sformułowane słowa, nie chciałem
nikogo obrazić. - Tłumaczy pośpiesznie, przygnieciony moim
karcącym spojrzeniem.
- W jaki sposób nadaje
się znak?
Pytanie kieruję do
czarnowłosego mężczyzny po mojej lewej stronie, który ciepło się
uśmiecha. Od Sasuke wiem, że to jego ojciec Fugaku Uchiha i mają
ze sobą świetny kontakt. Dziwne, że nigdy wcześniej się z nim
nie spotkałam, bo to przecież rodzic mojego najlepszego
przyjaciela, do którego domu chodziłam wiele razy. W sumie zawsze
Sasuke mówił, że jego tata jeździ na delegacje z pracy, i dlatego
nigdy go nie ma. Dobrze, że chociaż znam mamę mojego przyjaciela.
- Możemy zrobić to
teraz, wszystko po kolei będę tłumaczył. Zgadzasz się, królowo?
- Oczywiście. -
Odpowiadam.
- Naruto, podejdź do
swojej pani i przed nią uklęknij. - Instruuje.
Mój chłopak wykonuje
jego polecenia, ale zanim klęka posyła mi uroczy uśmiech. Blondyn
ma wyprostowane plecy, a jego ręce swobodnie spuszczone są wzdłuż
boków umięśnionego ciała. Wzrok Uzumakiego wwierca się w moje
tęczówki, oczekując tym samym następnego kroku.
- Musisz za nim teraz
ustać, podejdę razem z tobą. - Tłumaczy czarnowłosy.
Robię to co każe i po
chwili staję za plecami mojego chłopaka ze starszym mężczyzną
przy moim prawym boku.
- Alfa, żeby nadać znak,
używa pewnej substancji ze swoich wilczych pazurów. My jako Rada,
kiedy nie mamy prawdziwego władcy, używamy do tego pazurów
pierwszego alfy. Przechowujemy je w specjalnej szkatułce, żeby były
bezpieczne. Musisz sprawić królowo, żeby ukazały się twoje
pazury, które wbijesz w kark wilkisa. - Tłumaczy.
Zaczynam panikować, bo
jak do cholery mam to zrobić skoro nigdy tego nie robiłam i nie mam
pojęcia co zrobić, żeby pojawiły się moje pazury. Poza tym, to
chore, że trzymają w szkatułce paznokcie jakiegoś faceta. Fujka.
- Jest jeden problem, bo
nie do końca wiem jak mam to zrobić. - Przyznaję w jakiś sposób
zawstydzona.
- Z chęcią pomogę. -
Odpowiada, wyciągając w moją stronę lewą dłoń.
Układam na niej moją
prawą rękę i dokładnie obserwuję Fugaku. Mężczyzna owija palce
drugiej dłoni na moim nadgarstku.
- Zamknij oczy. - Zaczyna,
a ja wykonuję jego polecenie. - Weź głęboki wdech.
Przed sobą nie widzę
teraz niczego oprócz czarnej otchłani. Skupiam się na jego kojąco
miękkim głosie i muszę przyznać, że mnie to uspokaja.
- Co dalej? - Pytam, kiedy
mężczyzna milczy przez dłuższy czas.
- Uspokój myśli i
spróbuj skierować je na prawą dłoń. To działa tak jak ruszanie
palcami czy chodzenie. Po prostu pomyśl o tym, a reszta zrobi się
sama.
Robię to co mówi i
skupiam się na dłoni. Przecież to nie może być takie trudne,
prawda? Dam radę, to tylko wysunięcie pazurów, pomijając to, jak
głupio to brzmi. Otwieram powoli oczy, bojąc się, że to w ogóle
w niczym mi nie pomogło. Przenoszę spojrzenie z twarzy
uśmiechniętego mężczyzny na moją dłoń, którą delikatnie
trzyma. Moje kąciki ust subtelnie się unoszą, kiedy dostrzegam, że
moje paznokcie są dłuższe, grubsze, mocniejsze i ostrzejsze niż
zazwyczaj.
- Okay. - Mówię do
siebie. - Będzie trochę bolało, Naruto.
Uprzedzam chłopaka zanim
przykładam paznokcie do skóry na jego karku. Blondyn nie mówi
żadnego słowa, tylko kiwa głową na potwierdzenie, że jest w
porządku. Ojciec Sasuke koryguje pozycję ręki tak, że teraz moje
palce ustawione są w pionie, idąc do linii włosów Uzumakiego.
Biorę głęboki oddech i krzywię się, widząc jak moje cztery
paznokcie powoli wbijają się w miękką skórę. Po karku Naru
zaczyna spływać gruba stróżka krwi.
- Wystarczy? - Pytam
odwracając wzrok na twarz Uchihy.
- Jeszcze nie. Musisz
poczekać aż znak zacznie się pojawiać. - Tłumaczy.
Jestem zdziwiona, że Naru
nie wydał z siebie żadnego dźwięku, który świadczyłby o bólu.
Wracam spojrzeniem na jego kark i z uwagą przypatruję się jak na
skórze chłopaka powoli pojawia się czarne słońce, a pod nim
księżyc w kształcie rogala. Zauważyłam, że znaki członków
stada są prostsze niż mój. Wypełnione są czarnym kolorem bez
żadnych udziwnień. Zwykłe czarne kółko i księżyc w kształcie
rogala w tej samej barwie. To nie umniejsza ich wyjątkowości, bo
świadczą przecież o tym, że ci ludzie są w Klanie i należą do
społeczności, którą razem z nimi tworzę. Są ważni, nawet
ważniejsi ode mnie, bo przecież to moim zadaniem jest dbanie o
nich, a nie na odwrót.
- Skończone. - Słyszę
głos przy prawym uchu.
Wyciągam powoli pazury z
karku Uzumakiego i przez chwilę im się przyglądam, nie wiedząc co
mam zrobić z krwią, która na nich została. Zdegustowana patrzę
na bluzę, o którą w sumie mogłabym to wytrzeć, ale przecież tak
bardzo mi się podoba. Cholera, nie chcę jej zniszczyć.
- Proszę.
Odwracam wzrok na
wyciągniętą dłoń w moim kierunku, w której jest paczka mokrych
chusteczek. Z uśmiechem biorę ją od pana Fugaku. Widzę, że się
przygotował i bardzo dobrze, bo musiałabym zniszczyć bluzę, którą
z trudnością ukradłam.
- Dziękuję. -
Odpowiadam.
- Niech królowa zajmie
należne miejsce skoro skończyliśmy rytuał, żebyśmy mogli
przejść do następnych spraw. - Odzywa się reprezentant rodu
Yamanaka.
Posłusznie siadam na tron
i wyjmuję z paczki chusteczkę, którą wycieram resztki krwi. Nawet
nie zauważam tego, że Naru stoi już za mną i posłusznie czeka na
dalsze wydarzenia. Nie wiem co mam zrobić ze zużytą chusteczką,
dlatego kładę ją na kolana, bo przecież nie rzucę jej na
podłogę. Jeszcze wezmą mnie za śmieciarę, albo co gorsze
pomyślą, że nie mam szacunku.
- Minato, pomóż
królowej. - Mówi starszy Uzumaki.
- Oczywiście.
Ojciec Naru podchodzi do
mnie i wyciąga dłoń, żeby zabrać ode mnie śmieci. Uśmiecham
się przepraszająco, bo musi po mnie wynosić brudną chusteczkę,
którą mu po chwili wręczam.
- Dziękuję.
Mężczyzna odbiera ode
mnie powód zamieszania i odchodzi z powrotem na swoje miejsce.
Zauważyłam, że schował to coś do kieszeni u spodni. Co oni tu
kosza nie mają?
- Możemy przejść do
następnej sprawy? - Pyta Yamanaka.
- Tak, oczywiście. -
Odpowiadam natychmiastowo.
- Ostatnio skontaktował
się z nami Klan pustynnych wilkołaków. Chcą zawrzeć z nami
sojusz. Warto wspomnieć, że jest to jedno z silniejszych stad. -
Zaczyna Hyuga.
- Alfą jest Gaara, który
przejął władzę po nagłej śmierci swego ojca, jakieś trzy lata
temu. - Wprowadza mnie reprezentant Uzumakich. - Jest uznawany za
okrutnego władcę. Głównie z powodu kar, które wprowadził w
swoim stadzie.
- Jeżeli zdecydujemy się
zawrzeć z nimi sojusz, co z tego zyskamy? - Pytam wyraźnie
zainteresowana.
- W razie
niebezpieczeństwa będziemy mieć dodatkowych ludzi, a nawet schron
na ich terenach. Mieszkają na pustyni, dlatego trudno się do nich
dostać. Poza tym, są gotowi zapłacić nam w złocie za zawarcie z
nimi sojuszu. - Tłumaczy Hyuga.
- A jaka jest cena, którą
my musimy ponieść? - Pyta Uchiha.
Odwracam na niego wzrok.
Mężczyzna wydaje się być pogrążony w myślach. Trzyma przy
ustach palec wskazujący, którym po nich przejeżdża.
- Nie podali jeszcze
żadnych warunków. Nalegali na spotkanie z królową. - Odpowiada
Hyuga.
- Mieliśmy z nimi
kiedykolwiek zawarty sojusz? - Pytam, patrząc na resztę mężczyzn.
- Nie. To pierwsza
propozycja, która od nich wychodzi. - Stwierdza Uzumaki.
- Czy tylko mnie dziwi
fakt, że zaczęli się nami interesować? Najważniejszym pytaniem
jest, czego od nas oczekują. - Zauważam.
To wydaje się być
podejrzane, bo skąd nagle wzięło się ich zainteresowanie naszym
Klanem? Muszę być rozważna i wszystko na spokojnie sobie
przemyśleć. Nie mogę podjąć pochopnej decyzji. Mam niby uwierzyć
w to, że przywódca pustynnych wilków postanowił podążać za
duchem nowoczesności i zaprzestać walki o tereny, inne stada i
większą władzę? Zdążyłam się już dowiedzieć, że jeśli
alfa ma więcej osób w stadzie, to wtedy jego siła znacznie rośnie,
dlatego nie uwierzę, że Gaara odrzuca możliwość zdobycia
większej mocy. Może jestem w tym wszystkim nowa, ale na pewno nie
głupia i potrafię używać mózgu.
- Królowa ma rację. -
Przyznaje Yamanaka. - Nie wiem, czy powinniśmy im ufać.
Uśmiecham się pod nosem,
bo ktoś się ze mną zgodził. Ci mężczyźni mają wiele
doświadczenia, więc jeżeli chociaż jeden się ze mną zgadza,
świadczy to o tym, że dobrze kombinuję i może nie będę zła w
rządzeniu. To napawa mnie nadzieją na lepszą przyszłość.
- Ostatni sojusz, który
zawarli z innym Klanem nie skończył się dobrze. Z tego co
pamiętam, pustynne wilkołaki wymordowały władcę oraz Radę
drugiego stada i je przejęli. - Wspomina Uchiha.
Mimowolnie po moich
plecach przechodzą ciarki i nieznacznie się strzącham. Jak można
kogoś z okrucieństwem zabić, żeby mieć więcej władzy? To jest
chore i pojebane.
- To było jakieś
dwadzieścia lat temu. - Potwierdza Uzumaki.
- Z drugiej strony, nie
możemy się zamykać. - Stwierdzam. - Jeżeli chcą się spotkać,
możemy to zorganizować, ale na naszych zasadach.
- Co masz na myśli
królowo? - Słyszę głos z lewej strony.
- Jeżeli ma dojść do
spotkania, odbędzie się ono u nas. Na wszelki wypadek podwoimy
straże oraz wydamy zakaz wnoszenia jakiejkolwiek broni do pokoju
obrad, bo wiem, że prawie każdy coś ze sobą nosi.
- A co jeśli się nie
zgodzą? - Pyta ktoś z prawej.
- Potrzebujemy tego
sojuszu?
- Przyniósłby nam wiele
korzyści...
- Pytam, czy go
potrzebujemy. - Przerywam mężczyźnie z białymi oczami.
- Nie. Jesteśmy silnym
Klanem i sojusz nie jest konieczny.
- Więc macie swoją
odpowiedź. Nam na tym aż tak nie zależy, więc jeżeli się nie
zgodzą to trudno. Mam jednak przeczucie, że skoro chcieli się
spotkać to czegoś od nas potrzebują. - Mówię. - Możecie umówić
nas na spotkanie, od razu powiedzcie im nasze żądania, żeby
wiedzieli na czym stoją. Zależy mi również na tym, żeby
spotkanie odbyło się jak najszybciej.
- Oczywiście, jak sobie
życzysz. - Odpowiada Yamanaka.
- Jest jeszcze jedna ważna
sprawa. - Zaczyna Uchiha. - Chodzi o twój trening królowo. Ważne
jest, żeby zaczął się jak najszybciej. Pozwoliliśmy sobie
zmienić twojego trenera na najlepszego w Klanie.
- Tak, wiem. Rozmawiałam
już o tym z Kate. Spotkam się z nią później i razem omówimy tą
sprawę. - Odpowiadam. - Coś jeszcze?
- Z naszej strony to
wszystko. - Stwierdza Uzumaki.
- W porządku. - Mówię w
zamyśleniu. - Wybrałam osoby, które chciałabym mieć w moim
Kręgu. - Zaczynam i dostrzegam zdziwienie, a jednocześnie podziw na
ich twarzach. - Może ktoś po nich pójść?
- Oczywiście. Minato
wszystkim się zajmie. Podaj nazwiska królowo. - Odpowiada Uzumaki
po mojej prawej stronie.
- Mam karteczkę. - Sięgam
do kieszeni bluzy i wręczam papier mężczyźnie, który zdążył
do mnie podejść.
- Zaraz ich przyprowadzę.
- Mówi zanim odwraca się i idzie w kierunku potężnych drzwi, za
którymi zaraz znika. Siedzę w niezręcznej ciszy, bo o czym niby
mam z nimi rozmawiać? Po drugim spotkaniu mogę śmiało stwierdzić,
że najbardziej lubię ojca Sasuke, a starego Uzumakiego jeszcze nie
mogę rozgryźć. Dzisiaj najbardziej zirytował mnie Hyuga, ale mam
nadzieję, że nie będę miała z nim problemów.
- Jak czuje się królowa
po przemianie? Chodzi mi bardziej o stan ducha. - Uchiha próbuje
zagadać.
- W końcu jestem
szczęśliwa. - Odpowiadam szczerze. - Wcześniej czegoś mi
brakowało, a teraz wszystko jest na swoim miejscu.
- Właśnie tak powinno
być. - Posyła mi uśmiech.
- Tsunade chciałaby się
z królową widzieć. Prosiła o ustalenie terminu. - Wtrąca
Yamanaka. Od razu przypominam sobie, że to siostra mojego taty,
której nie miałam okazji poznać, albo po prostu jej nie pamiętam.
- Możesz przekazać jej,
że nie musi prosić o spotkanie. Jest przecież moją ciocią, może
przychodzić, kiedy zechce. - Odpowiadam.
Jestem zdziwiona, że
nawet pomyślała o tym, że musi się umawiać na jakieś głupie
terminy, żeby się ze mną spotkać. To co najmniej chore. Jest moją
rodziną i z chęcią poznam ją lepiej. Z drugiej strony jej się
nie dziwię, bo prawdopodobnie byłam jeszcze mała ostatni raz,
kiedy mnie widziała. Nie zna mnie, nie wie kim jestem, jak się
zachowuję i na jakiego człowieka wyrosłam. Mam nadzieję, że
będzie ze mnie dumna, to w końcu siostra mojego taty, więc
normalnym jest, że chcę mieć jej uznanie.
- Dzisiaj się z nią
spotykam, więc przekażę Tsunade wieści. - Mówi z uśmiechem.
- Będę wdzięczna.
Słyszę dźwięk
otwieranych drzwi, w których pojawia się Minato. Ojciec Naruto
idzie na przedzie, za nim wędruje Saki, Ino, Kate, Sasuke i Jake.
Dwójka z nich jest zaskoczona, bo zapewne nie wiedzą o co tutaj
chodzi. Zapomniałam ich poinformować o tym małym szczególe.
Nerwowo drapię się prawą dłonią po karku i obserwuję jak stają
naprzeciwko mnie i równo wykonują ten denerwujący gest z pokłonem.
Cała piąteczka patrzy prosto na mnie i skłamałabym gdybym
powiedziała, że w ogóle mnie to nie peszy. Obserwuję jak pan
Minato wraca na miejsce za nestorem rodu Uzumakich.
- Królowa ma wam coś
bardzo ważnego do przekazania, więc dokładnie tego wysłuchajcie.
- Zaczyna Uchiha.
Zawieszam wzrok na
zdezorientowanej Kate, która ze zdenerwowania zaczyna przygryzać
dolną wargę. Posyłam jej uśmiech, żeby się rozluźniła i chyba
to chociaż trochę pomaga, bo obserwuję jak po chwili rysy twarzy
Kate stają się bardziej rozluźnione.
- Pewnie zastanawiacie się
po co was tu wezwałam, ale zaraz wszystko wam wyjaśnię. - Te słowa
kieruję do nieświadomej dwójki. - Jak wiecie, alfa może sobie
wybrać Krąg, który będzie razem ze mną uczestniczył we
wszystkich spotkaniach oraz te osoby automatycznie przechodzą tylko
pod moje rządy. Nie musiałam długo myśleć nad tym kogo chcę
wybrać, bo było to dla mnie jasne. Mam przyjemność powiadomić
was, że od dzisiaj jesteście moim Kręgiem.
Na twarzach Saki, Ino i
Sasuke dostrzegam szerokie uśmiechy, oni w przeciwieństwie do
pozostałej dwójki o wszystkim wiedzieli, więc nie są zaskoczeni
moim wyborem. Patrzę na Jake'a, którego wzrok jest na mojej osobie.
Patrzy na mnie z szerokim uśmiechem i nie muszę z nim rozmawiać,
żeby wiedzieć, że jest szczęśliwy. Założę się, że nawet nie
myślał o tym, że mogłabym go chcieć w Kręgu. Jake już taki
jest, robi dla mnie tyle rzeczy i nie oczekuje niczego w zamian.
Teraz ja mogłam zrobić coś dla niego i się chociaż w ten sposób
odwdzięczyć za wszystko co dla mnie zrobił. Poza tym, Uzumaki to
mądry chłopak i zawsze sprawia, że czuję się lepsza.
Niezaprzeczalnym faktem jest również to, że daje bardzo dobre
rady, a ja potrzebuję takich ludzi. Właśnie do tej grupki zalicza
się też Kate. Kobieta stoi przede mną w totalnym szoku i widzę
jak w kącikach jej oczu zbierają się łzy. Posyłam dziewczynie
ciepły uśmiech, który od razu odwzajemnia. Dzięki niej jestem
pewniejsza siebie. Kate sprawia, że czuję się, jakbym mogła
zrobić dosłownie wszystko. Wspiera mnie, dopinguje i z chęcią
wszystko mi tłumaczy. Zasługuje na to i jestem tego stuprocentowo
pewna.
- Od dzisiaj wasze miejsce
jest zawsze przy królowej. Jesteście jej prawą ręką, pamiętajcie
o tym. - Te słowa kieruje do nich Uzumaki. - Nie zawiedźcie jej, bo
srogo tego pożałujecie. Królowa wybierając was, pokłada w was
nadzieję i liczy na to, że staniecie u jej boku i nigdy nie
zdradzicie zaufania naszej przywódczyni.
- Macie przygotowane
specjalne miejsce w pokoju obrad. Od dzisiaj będziecie zasiadać na
krzesłach po waszej prawej stronie. - Kontynuuje Uchiha.
Wędruje wzrokiem po
twarzach moich przyjaciół i jedyne co dostrzegam to szerokie
uśmiechy. Cieszę się, że to dla nich tak ważne, bo skoro
uśmiechają się od ucha do ucha, to takie jest, prawda?
- Czy królowa chce coś
dodać?
- Huh? - Pytam
zdezorientowana, bo na chwilę się wyłączyłam.
- Pytałem, czy królowa
chce coś dodać. - Powtarza z delikatnym uśmiechem mężczyzna po
mojej lewej.
- Uch tak, przepraszam.
Mogą już zająć swoje miejsce. - Odpowiadam.
Wszyscy wykonują ten
drażniący gest, ale muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem, bo
robią to jakby byli jednym organizmem. Mój krąg siada na swoje
miejsce i z zaciekawieniem wszyscy patrzą w naszą stronę.
- Mam pytanie. - Zaczyna
Uzumaki.
- Słucham. - Odwracam
głowę w prawą stronę, patrząc prosto na mężczyznę.
- Jak szybko królowa chce
spotkać się z pustynnymi?
- Jeżeli zgodzą się na
nasze warunki i wszystko będzie im pasowało, chciałabym, żeby
spotkanie odbyło się w ciągu dwóch dni. Oczywiście zdaję sobie
sprawę z tego, że to bardzo szybko, ale dzięki temu dowiemy się
przynajmniej w części jak bardzo zależy im na tym sojuszu. -
Tłumaczę.
Widzę jak starzec kiwa
głową z uznaniem, a na jego usta wpełza delikatny uśmiech, który
nieudolnie próbuje zamaskować.
- Wiadomym jest, że Gaara
to przywódca i muszą dbać o jego bezpieczeństwo, ale żądam,
żeby w sali obrad nie było żadnej broni. Nie mam nic przeciwko
temu, żeby otoczył się dwoma albo trzema strażnikami, jest alfą,
dlatego trzeba traktować go z szacunkiem na jaki zasługuje. -
Dodaję. - Zasada z bronią tyczy się również nas.
- Z pełnym szacunkiem
królowo, ale to nie jest najlepszy pomysł, nie możemy...
- Powiedziałam, że ta
zasada dotyczy obu stron. - Przerywam Hyudze, nieznoszącym sprzeciwu
tonem głosu. - Nie zmienię co do tego zdania. Rezygnujemy z broni,
dlatego podwoimy albo potroimy straż. Chcę, żeby w pokoju obrad
znalazło się co najmniej pięciu, może sześciu strażników. Co
do domu, zostawiam wam wolną rękę, możecie umieścić tylu ludzi
ilu będziecie uważali za słuszne. Godzicie się na taki kompromis?
- Każdy z nich na siebie patrzy. Jeden po drugim kiwają głowami na
znak zgody. Uchiha po mojej prawej głośno wzdycha.
- Dobrze, pod warunkiem,
że królowa zaakceptuje liczbę strażników bez żadnych kaprysów
i narzekania. - Mówi.
- Ja i narzekanie? -
Prycham.
Mężczyzna po mojej lewej
znacząco na mnie patrzy, a ja nie mogę się powstrzymać i się
uśmiecham.
- Słyszeliśmy o tym, jak
królowa narzeka na dwóch strażników przed sypialnią i kilku w
domu. Może byśmy uwierzyli królowej na słowo, gdybyśmy nie
zostali o tym wcześniej poinformowani. - Odpowiada Uchiha.
- No dobrze, macie rację.
Spróbujcie się postawić w mojej sytuacji, to dla mnie nowe i
trudno przyzwyczaić się do tylu ludzi w domu. Macie moje słowo, że
zgodzę się do liczby, którą podacie i nie będę sprawiała
problemów. - Zapewniam.
- W takim razie się
zgadzamy. - Decyduje Yamanaka.
- Świetnie! Poruszyliśmy
już wszystkie tematy? - Pytam.
- Na dzień dzisiejszy
wszystko zostało przedyskutowane. - Stwierdza Uzumaki. -
Skontaktujemy się z pustynnymi i damy znać królowej, kiedy możemy
zorganizować to spotkanie.
- W porządku. Spotkanie
uważam za zamknięte. - Informuję.
Starsi mężczyźni kiwają
w zgodzie głowami, po czym wstają i po chwili stają przede mną.
Wykonują irytujący gest i powstrzymuję się przed przewróceniem
oczami. Moi przyjaciele również stoją, żeby okazać Radzie
szacunek. Czekam aż starsi mężczyźni wyjdą i w momencie, kiedy
widzę jak potężne drzwi się zamykają, sama wstaję i bez żadnego
słowa opuszczam pomieszczenie. Idę pośpiesznie do mojego pokoju,
żeby zabrać z niego telefon. Nawet nie zwracam szczególnej uwagi
na Alexa, który stoi przed moimi drzwiami. Wchodzę po prostu do
środka, biorę z szafki nocnej telefon, odłączając go wcześniej
od ładowania. Pakuję go do kieszeni w bluzie, ale zanim wychodzę z
sypialni, idę do łazienki i robię siusiu. Dokładnie myję dłonie
i zanim się obejrzę jestem już na korytarzu. Zatrzymuję się przy
schodach, przypominając sobie, że miałam zaprosić Jake'a na
wieczór filmowy, dlatego wracam się do jego pokoju. Pukam trzy razy
w drzwi i słysząc pozwolenie, wchodzę do środka.
- Hej przystojniaku. -
Mówię z uśmiechem, zauważając, że leży na łóżku. - Zejdź
ze mną na dół do salonu, będziemy oglądać film. - Dopowiadam,
zbliżając się do jego łóżka i siadam obok Jake'a.
- Zwariowałaś? - Pyta z
uśmiechem. - Chcesz, żebym został zamordowany przez własnego
brata? Chyba będę zmuszony odmówić.
Przewracam oczami na
dramatyczny ton głosu, którego w tej chwili używa. Z jednym
Uzumakim jest naprawdę ciężko, ale kiedy masz aż dwóch pod swoim
dachem, to istne piekło.
- Naru nie ma nic
przeciwko. Nie będziesz całymi dniami siedział zaszyty sam w
pokoju. Nie uważasz, że to najwyższa pora, żeby spróbować się
dogadać z innymi i zakopać topór wojenny?
Jake przez chwilę
przeszywająco wpatruje się w moje oczy. Wzdycha ciężko, bo wie,
że i tak to zrobi. Czy mu się to podoba czy nie.
- Dobrze, zrobię to tylko
i wyłącznie dla ciebie.
- Wiedziałam, że się
zgodzisz. - Przyznaję ze zwycięskim uśmiechem.
- Bo wiesz, że akurat
tobie nie potrafię odmówić i wykorzystujesz to przeciwko mnie.
Nieładnie, piękna. - Zauważa.
- Nie dramatyzuj, wcale
tak nie robię. - Prycham.
- Cokolwiek co sprawi, że
będziesz mogła spokojnie spać w nocy. Nie zagłuszysz wyrzutów
sumienia.
- Bo ich nie mam. -
Odpowiadam z uśmiechem.
- Chcę ci podziękować.
- Zaczyna po chwili ciszy z poważnym wyrazem twarzy.
- Mi? Za co?
- Za to, że mnie
wybrałaś. To dla mnie zaszczyt i przysięgam ci, że będę ci
wierny i nigdy cię nie skrzywdzę. Przynajmniej świadomie, bo
nienawidzę patrzeć, kiedy cierpisz.
- To brzmi poważnie. -
Próbuję rozluźnić ciężką atmosferę.
- Bo to jest poważne.
Moje słowa są szczere i prawdziwe, dlatego chcę, żebyś o tym
wiedziała. Nigdy cię nie zdradzę i zawsze stanę po twojej
stronie, nawet wtedy, kiedy będzie mi za to groziła utrata życia.
- Wiem o tym Jake. Dlatego
cię wybrałam, bo wiem jaki jesteś. Lojalny do bólu, mądry i
szczery. - Mówię z uśmiechem. - Nie zapominam też o twoim uroku
osobistym. - Żartuję, na co chłopak się uśmiecha.
- Kiedy mam zejść? -
Pyta.
- Najlepiej zaraz. Zamówię
pizzę, chcesz tą co jedliśmy, kiedy się widywaliśmy, czy coś
się zmieniło odkąd się tyle nie spotykaliśmy?
- Nic się nie zmieniło
od tego czasu. - Odpowiada, a jego twarz na moment pochmurnieje.
Potem z powrotem przybiera uśmiech na usta, ale wystarczyła chwila,
żebym zauważyła tą zmianę. Postanawiam to zignorować, bo nie
chcę niczego psuć, przynajmniej nie dzisiaj.
- Okay. - Uśmiecham się,
wstając z łóżka. - Nie każ nam na siebie długo czekać.
- Ogarnę się i zaraz
zejdę.
- Będę czekała. -
Mówię, otwierając drzwi.
- Jak zawsze. - Słyszę
zanim wychodzę.
Wiem, że jest mu ciężko,
widzieć mnie każdego dnia z jego bratem, bo wciąż ma do mnie
jakieś uczucia. To śmieszne, że zdołałam się z kimś tak
związać emocjonalnie przez głupie dwa miesiące. Wracając
wspomnieniami do tych chwil, nie mogę nic poradzić na to, że na
moje usta wpełza uśmiech. To były najlepsze dwa miesiące w moim
życiu i Jake osobiście się o to zatroszczył. Żadne z moich
przyjaciół nie chce mi wierzyć, ale ten chłopak naprawdę jest
inny. Mój obraz Jake'a zupełnie nie zbliża się do wersji, którą
mi przedstawili. To uroczy, romantyczny, wykształcony i pomocny
chłopak. Nie trudno się w takim zakochać albo się nim zauroczyć.
Nie mogę zaprzeczać, że część mnie tęskni za tym co było, ale
muszę zostawić przeszłość w tyle, jeżeli chcę zbudować z
Naruto silny i stabilny związek. Muszę zapomnieć o dziwnych
uczuciach względem Jake'a, które czasami we mnie niespodziewanie
uderzają. To dziwne i żałosne, że czasami wciąż potrafię być
o niego zazdrosna, muszę bardziej skupić się na Naruto, ale to też
nie jest tak, że zupełnie odstawię Jake'a, bo jest przecież do
cholery moim przyjacielem.
- Wszystko w porządku? -
Na ziemię sprowadza mnie głos mojego chłopaka.
Zdezorientowana rozglądam
się po pomieszczeniu, w którym się znajduję i okazuje się, że
stoję w wejściu do salonu. To dziwne, że aż tak odleciałam od
rzeczywistości. Patrzę w jego zaniepokojone, błękitne oczy i
posyłam mu uśmiech.
- W najlepszym. -
Odpowiadam. - Po prostu się zamyśliłam.
- Masz jakiś problem? -
Pyta pocierając moje ramiona.
- Kilka. - Uśmiecham się
krzywo. - Najważniejszym są teraz pustynne wilkołaki, z których
przywódcą muszę się spotkać. - Wzdycham.
Wcale go nie okłamuję,
może nie myślałam właśnie o tym, ale muszę przyznać, że oni
są priorytetem. Ta sprawa wygląda mi na podejrzaną, bo po co
mieliły chcieć sojuszu ze stadem, w którym od niedawna rządzi
kobieta?
To raczej nie jest normalne. Może chcą mnie zaskoczyć we własnym
domu i zabić, żeby przejąć wszystko co mam?
- Nie martw się kochanie.
- Pociesza mnie z uśmiechem. - Byłaś świetna na dzisiejszym
spotkaniu, jestem z ciebie dumny.
Zauważam, że ma dziwny
błysk w oczach, kiedy to mówi i myślę, że jest całkowicie
szczery.
- Dziękuję. Starałam
się najlepiej jak mogłam. Nie byłam zbyt stanowcza?
- Byłaś cholernie
stanowcza. To podobało mi się najbardziej, taka władcza jesteś
jeszcze bardziej pociągająca.
Kręcę z uśmiechem głową
na jego słowa. Ten chłopak już chyba niczym mnie nie zadziwi.
Kiedyś irytowała mnie jego pewność siebie i te teksty, a teraz to
w nim uwielbiam. Przynajmniej mówi co myśli.
- Może w końcu
usiądziecie gołąbeczki? - Krzyczy Ino. - Wybraliśmy już horror,
musimy jeszcze zamówić pizze. Sasuke przyniósł wino, więc to już
mamy z głowy. Koce są rozłożone, jakby ktoś pytał. - Dodaje z
uśmiechem.
Patrzę w ich kierunku.
Ogromna kanapa rzeczywiście jest już rozłożona, są na niej nawet
poduszki i dwa koce. Pozostałe dwa leżą na rozkładanych fotelach
i jestem pewna, że to miejsce dla Saki i Jake'a. Patrzę na
przyjaciółkę z uśmiechem, dostrzegając, że to właśnie ona
zadbała o te miejsca, bo poprawia właśnie koce, które na nich
leżą.
- No co? - Pyta,
zauważając, że na nią patrzę. - Wolę siedzieć na fotelu niż
pośrodku śliniących się do siebie par. - Wzrusza ramionami. -
Jestem dzisiaj miła, więc postanowiłam, że oszczędzę też tego
widoku Jake'owi. Dzisiaj dzień dobroci dla zwierząt, niech pozna
moją dobrą wolę.
- Nic nie mówię. -
Unoszę dłonie w obronnym geście.
- No ja myślę. - Mówi z
uśmiechem.
Mój chłopak jakby nigdy
nic rzuca się na kanapę i wygodnie rozkłada. Wodzę wzrokiem po
stoliczku, na którym znajduje się tacka ze szklankami, czterema
kartonikami jakiegoś soku oraz miski z popcornem i innymi
przekąskami. Muszę stwierdzić, że się postarali. Podchodzę do
kanapy i wślizguję się na wolne miejsce między nogami Naru.
Wygodnie opieram głowę o jego klatkę piersiową i narzucam na
nasze ciała koc. Od razu czuję jak silne ramiona oplatają mój
brzuch, a broda ląduje na moim prawym ramieniu.
- Jesteś zmęczony?
- Nie bardzo. - Szepcze.
- Nie kłam.
- Nie kłamię.
- Kłamiesz.
- Wcale nie.
- Wiem, że tak. - Jestem
uparta.
Naru wzdycha i muska
ustami ciepłą skórę na ramieniu.
- Jesteś irytująco
uparta. - Odpowiada.
- Może i tak, ale wiem,
że mam rację. Może powinniśmy się położyć? - Proponuję.
- Nie chcę. Wybrali fajny
film i chcę go obejrzeć.
- W porządku. Co to za
film? - Pytam z ciekawości.
- Coś o opętaniach, tak
mi się wydaje.
- Słucham? - Próbuję
ukryć przerażenie w głosie.
- Boisz się? - Pyta z
rozbawieniem. - Nie martw się, bardziej opętana nie będziesz.
- Co to ma znaczyć? -
Mówię oburzona, odwracając głowę w jego stronę.
- Zupełnie nic. - Wykręca
się, dostrzegając mój zabójczy wzrok. - Uspokój się kochanie,
to miał być tylko żart.
- Zamawiamy pizze, kto
jaką chce? - Sasuke ratuje go z tej sytuacji.
Odwracam głowę od mojego
nieśmiesznego chłopaka i dostrzegam, że do salonu wchodzi właśnie
Jake.
- Hej. - Wita się ze
wszystkimi.
Moi przyjaciele na
szczęście mu odpowiadają. Posyłam mu uśmiech, kiedy staje za
jednym z fotelów i opiera na oparciu dłonie.
- Wiem już co chce Saki,
Naruto i Ino. Jake, jaką zjesz pizzę? - Pyta Sasuke.
- Cztery sery. -
Odpowiadam od razu za niego, a chłopak nieznacznie się uśmiecha.
- Okay. Sakura? - Pyta
teraz mnie.
Przez chwilę się
zastanawiam i wpadam na głupi pomysł, żeby wziąć coś nowego, bo
dlaczego nie?
- Może coś z owocami
morza? - Pytam z uśmiechem. Każdy posyła mi pytające spojrzenie,
oprócz Jake'a i Saki, bo ta dwójka się uśmiecha.
- Zamów jej hawajską. -
Odpowiadają równocześnie.
Zaskoczona dwójka patrzy
na siebie z uśmiechami na ustach, a ja jestem zaskoczona. Jake
wzrusza ramionami.
- Lepiej weź jej
hawajską, potem będzie marudziła, że jej nie smakuje i wtedy nic
już nie zje.
- Nieprawda. - Protestuję.
- Przykro mi kochanie, ale
zawsze zamawiasz jakieś nowości, a potem jesteś wkurwiająco
marudna i twierdzisz, że to dziadostwo, którego nie da się jeść.
- Stwierdza Saki.
- Albo zjadasz pizze komuś
innemu. - Dopowiada Jake.
- Nieprawda, zjadam tylko
tą twoją, bo jest całkiem niezła. - Przyznaję z uśmiechem,
łapiąc z Jake'm kontakt wzrokowy.
- To sobie ją zamów. -
Chłopak mówi z zaczepnym uśmiechem.
- Nah. Kradziona smakuje
lepiej. - Odpowiadam. - Dobra Sasuke, po przemyśleniu stwierdzam, że
wyjdę dobrze na tym jak zjem hawajską. - Przyznaję.
Sasuke z uśmiechem składa
zamówienie, a Jake siada na miejscu, które wskazała mu Saki. Ta
dwójka chyba całkiem nieźle się dogaduje, bo Saki rzuciła nawet
jakimś żartem, na który chłopak się roześmiał. Może nie
będzie wcale tak źle? Może się w końcu pogodzą i zaczną
normalnie ze sobą gadać? Czy to dziwne, że chcę, żeby między
nimi w końcu było wszystko w porządku? Wiem, że najwięcej pracy
będzie w odbudowaniu relacji między Jake'm, a Naruto, ale wierzę,
że się uda i się nie zawiodę. Może i ta dwójka jest uparta, ale
na ich nieszczęście albo szczęście trafili na dużo trudniejszego
przeciwnika: Sakurę Haruno.
~.~
Hej misie! Sorki za dość sporą przerwę w dodawaniu rozdziałów, ale po prostu potrzebowałyśmy trochę wolnego. Hope you like it! Paula&Patty
Nic sie nie stalo, kazdy czasem potrzebuje wolnego. Rozdzial perelka, Sakura taka wladcza, bedzie rzadzic twarda reka, ale to jest fajne w niej i to mnie sie najbardziej pofobalo. Zycze weny :)
OdpowiedzUsuńświetny rozdział jak zawsze musiałem trochę nad goni dawno mnie nie było i bardzo fajnie mi się czytało to pozdrawiam i zycze weny
OdpowiedzUsuńmam pytanie już kończycie z tym blogiem czy dalej będziecie go pisac
OdpowiedzUsuńNie kończymy z nim, po prostu jesteśmy teraz na wakacjach. Jak wrócimy to na pewno wstawimy kolejny rozdział 😁
UsuńŚwietny rozdział :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział czekam na next
OdpowiedzUsuńKiedy można się spodziewać kolejnego rozdziału pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJutro
UsuńZapraszam na nowy rozdział pieczecprzeznaczenia.blogspot.com
OdpowiedzUsuń