- Nic z tego nie rozumiem. - Nabiera śmiałości
strażnik stojący przed nami.
- Osamu, jak możesz nie rozumieć? - Sakura uderza się
w czoło. - Przecież wszystko wyjaśniliśmy.
- Nie rozumiem kto chciałby im pomóc. - Wzdycha
uśmiechając się przepraszająco.
- Wysłali popleczników. - Różowo włosa podchodzi do
niego bliżej i kładzie dłoń na jego ramię, co nie za bardzo mi
się podoba. - Jedyne, co teraz musisz wiedzieć to to, że masz ich
zamknąć i poczekać na Ibiki'ego Morino.
- Spokojnie Sakura, ogarnąłem. - Uśmiecha się
zawstydzony. Wsuwam dłonie w kieszonki u spodni i obserwuję. Co ona
właściwie robi? To jej kumpel, czy jak?
- Tak właśnie myślałam. - Chichocze. - To jak,
przygarniesz ich?
- Dla ciebie wszystko...znaczy dla Hokage. - Uśmiecha
się przepraszająco. Ten gość wcale mi się nie podoba.
- No, to bierz ich. - Wzdycha i odsuwa się od niego
spoglądając na mnie z uśmiechem. Nie mogę jej rozgryźć.
- Potrzebuję jednej osoby do eskorty. - Odzywa się
Osamu. - Wybaczcie, takie procedury. - Uśmiecha się przepraszająco.
- Idź. - Sensei wskazuje na mnie, co wprowadza mnie w
totalne osłupienie.
- Ja? - Odzywam się dla upewnienia.
- Tak, leć i wracamy do wioski. - Wzdycha zmęczony.
Nie czekam na nic tylko powoli idę za chłopakiem.
Wchodzimy za wielkie ogrodzenie i zmierzamy prosto do całkiem spoko
budynku. Nie jest upiorny ani nic w tym stylu. To więzienie na
poziomie, całkiem dobrze wyposażone i zrobione. Zwykły duży
budynek, do którego prowadzą duże metalowe drzwi, przez które
właśnie przechodzimy.
- Dobra, dalej mogę iść sam, bo są tu moi koledzy. -
Oznajmia Osamu. Spoglądam na Satomi, a moje serce przyspiesza.
- Mogę zamienić jeszcze słowo z tą dziewczyną? -
Pytam z nadzieją, a ona patrzy na mnie nierozumiejącym i
zaskoczonym wzrokiem.
- Dobra, ale tylko chwila.
Podchodzę do niej i odwiązuję od reszty. Ciągnę za
sobą i ukrywam się w szczelinie z automatem do kawy. Chowam się za
skrawek ściany i ściągam maskę na lewą stronę. Patrzę głęboko
w jej oczy, a ona skanuje wzrokiem całą moją twarz.
- Co ty robisz? - Pyta z wyrzutem.
- Chcę poprosić jeszcze raz, żebyś zmieniła
decyzję.
- Nie. Nie ważne ile razy zapytasz, moja odpowiedź się
nie zmieni. - Utwierdza mnie mocniej w tym przekonaniu. Zaciskam
szczękę i delikatnie dłonią głaszczę jej policzek. Kiedy
dziewczyna przymyka oczy korzystam z okazji i całuję ją po raz
ostatni. Blondynka od razu oddaje mój przepełniony bólem
pocałunek. Zarzuca na moje barki związane ręce i mocniej się we
mnie wtula. Przerywam pocałunek, kiedy braknie mi tlenu.
- Przepraszam. - Wzdycham cicho. - Nie chciałem tego
tak skończyć. - Opieram czoło o jej.
- Miałam inne plany. - Uśmiecha się delikatnie. - Nic
na to nie poradzimy. - Czuję jej ciepłe usta na swoim policzku.
- Nie chcę, żebyś tu siedziała. - Kręcę głową.
- Spokojnie, poradzę sobie. - Upewnia mnie i delikatnie
głaszcze związanymi dłońmi po włosach.
- Muszę iść. - Oznajmiam. Chwytam za jej ręce i
powoli wyślizguję z jej objęć.
- Nie zbliżaj się do niej. - Mówi, kiedy odwracam ją
i powoli wypycham zza ściany.
- Satomi, chcę ułożyć sobie życie z kimś innym. Ty
ze mną nie chciałaś, a Sakura...
- Kochasz ją. - Oznajmia wściekła.
- Tak. Dlatego będę o nią walczył. Wcześniej mnie
nie chciała, a teraz mam nadzieję, więc się nie poddam. - Mówię
jej całą prawdę.
- Nienawidzę cię. - Wzdycha cicho.
- Proszę, oddaję więźnia. - Spoglądam na chłopaka
i przekazuję mu Satomi.
Nie mówię nic, nawet na nią nie patrzę i odwracam
się kierując do wyjścia. Strażnicy otwierają mi drzwi i w końcu
nabieram świeżego powietrza w płuca. Patrzę przed siebie i
dostrzegam swoich przyjaciół. Są zmęczeni, cholernie.
- Możemy iść. - Zwracam na siebie ich uwagę.
- Załatwiłeś sprawę? - Pyta mistrz.
- Tak. Teraz prosto do wioski. - Odpowiadam. Nim ruszamy
czuję na sobie dziwne spojrzenie dziewczyn.
- Ale doskonale wiesz, że jest fajny. - Słyszę głos
blondynki za sobą.
- Co z tego, jeśli jest głupi? - Prycha cicho Sakura.
- Ej, nie przesadzaj. To było tylko chwilowe.
Mówi zagadkowo.
Mówi zagadkowo.
- Ino, nie wiem, co mam robić w obecnej sytuacji.
- Cierpisz przez niego?
- Sama nie wiem, chyba mi to obojętne.
- Ej, kochanie myślę, że siebie oszukujesz. - O czym
one rozmawiają?
- Ale jak mogę cierpieć przez osobę, z którą nic
mnie nie łączy? - Pyta pewna swego.
- No dobrze, ale nie uwierzę, że wcale cię to nie
rusza. - Cicho chichocze niebieskooka.
- Nie potwierdzę ani nie zaprzeczę.
- No, to ja pójdę zdać raport, a wy... - Mistrz
patrzy na nas z osobna, kiedy stoimy pod bramą wioski. - Zrobicie co
zechcecie.
Gdy mijam bramę od razu czuję palące spojrzenia. Z
początku nie wiem o co chodzi, ale zaraz przypominam sobie, że
przecież nadal mam na sobie maskę.
- Narka. - Każdy mruczy do siebie.
Kiedy widzę, że Sakura chce tak po prostu odejść
łapię ją za rękę i odwracam w swoją stronę. Dziewczyna
obserwuje moją sunącą w dół dłoń i kiedy nasze palce zaczynają
się przeplatać spogląda na maskę.
- Ej, ty nigdzie nie idziesz. Chyba, że ze mną. -
Mówię cicho.
- Nie możesz iść sam? - Pyta oschle. - Chcę
odpocząć.
- Proszę Sakura. - Wzdycham głośno. - Mam dość
siedzenia samemu.
- Od pewnego czasu nie byłeś sam. - Stwierdza. - Do
zobaczenia później. - Wyrywa się i powoli idzie.
- Dobra, zjem sam jak zwykle. - Wołam za nią z
nadzieją, że jednak do mnie wróci.
- Dzisiaj jeszcze będziesz musiał. - Krzyczy.
- Ej no weź! Proszę, chodź ze mną. - Wołam za nią.
- Źle się czuję, zobaczymy się jutro. - Krzyczy i
znika mi z pola widzenia.
Stoję jak słup i dalej nie mogę się otrząsnąć.
Byłem pewien, że ze mną pójdzie, a ona tak po prostu mnie olała.
To strasznie przypomniało mi jej dawne zachowanie. Kiedy byliśmy
młodsi, a ja próbowałem zaprosić ją na randkę. Zawsze to
robiła, zlewała mnie i odchodziła. Naprawdę nie wiem, co się
właśnie stało.
Perspektywa
Sakury:
- Nie ładnie zrobiłaś. - Karci mnie Ino. Spotkałam
ją po drodze.
- Muszę ochłonąć. Odpocząć od niego. - Odpowiadam
szczerze.
- Masz go dość?
- Nie. - Sama nie wierzę, że to mówię. - Po prostu
się wkurzyłam.
- Przecież nie miał wyboru. - Wzdycha z uśmiechem.
- Doskonale wiesz, że to nie prawda. Chciał iść i
poszedł, tylko Bóg wie, co tam się działo.
- Sakura, czego ty się naćpałaś? - Parska śmiechem.
- Przecież się z nią tam nie przespał.
- Nie jestem głupia. - Syczę na nią. - Mógł coś
jej powiedzieć na przykład.
- Niby co?
- Że dalej ją kocha?
- Ogłupiałaś do reszty. - Kręci głową zupełnie
rozbawiona.
- Mnie to nie bawi, skąd mogę mieć pewność, że
wczoraj mną się nie bawił?
- Dlaczego jesteś taka podejrzliwa? Przecież znasz go
od dzieciaka. - Wzdycha.
- I tego boję się najbardziej.
- O czym my teraz rozmawiamy? Pogubiłam się. -
Grymasi.
- O tym, że panicznie boję się dać mu szansę. Nie
chcę go stracić. - Wzdycham i wbijam wzrok w ziemię.
- Nie stracisz.
- Skąd ta pewność?
- Bo on strasznie cię kocha, wiesz głupia?
Perspektywa
Naruto:
- Czyli jednak Anbu? - Pyta dla upewnienia.
- Tak zdecydowałem, masz coś przeciwko
Tsunade-baachan? - Chyba puściła to mimo uszu, bo nie widzę żadnej
zmarszczki na jej twarzy.
- Nie, bardzo się cieszę z tej decyzji. Będę miała
zaufanego człowieka. - Uśmiecha się! Co to za postęp?
- To fajnie, ale mam jeden warunek. - Krzywię się i
drapię w kark.
- Będziesz stawiał mi warunki? - Pyta lekko wzburzona.
- Nie denerwuj się, chcę tylko nadal chodzić na
wszystkie misje z moją drużyną. Nie proszę o dużo.
Podkreślam słowo wszystkie. Jej twarz spokojnieje.
- No dobrze, na to mogę przystać. - Przerywa na
chwilę. - Chcesz coś jeszcze?
- Tak. Mam parę spraw do poruszenia. - Przełykam
głośno ślinę. Moje gardło wydaje się być bardzo suche.
- W takim razie zaczynaj.
- Pierwszą sprawą jest to, że Kyuu, znaczy ja –
Przerywam na chwilę i biorę głęboki oddech, muszę się uspokoić,
bo inaczej nie powiem nic. - Kurama jest teraz całkowicie ze mną.
Mówię to na jednym wydechu i obserwuję jak twarz
Hokage szybko się zmienia. Najpierw jest zdezorientowana, później
dostrzegam lekki grymas uśmiechu, a zaraz za tym poważnieje wraz z
odchrząknięciem.
- Chcesz mi powiedzieć, dlaczego mówisz mi to
dopiero teraz? - Stara się nie zdenerwować.
- A czy to nie ważna informacja, która musi być
przekazana osobiście? - Próbuję się bronić.
- Dobra, masz rację. To zbyt cenna informacja na listy.
- Jeszcze jedno, skoro o tym już wspomniałem. -
Wzdycham i drapię się po karku.
- Co znowu zataiłeś? - Pyta prawie na skraju
zdenerwowania.
- Spotkałem Akatsuki. - Wypalam bez namysłu.
- Co?! - Ze zdenerwowania wstaje na równe nogi i widzę,
jak zaciska dłonie na biurku.
- Chyba zbierali o mnie informacje, ale nie pokazałem
im nic specjalnego. - Dodaję szybko i widzę jak powoli się
rozluźnia.
- Ilu. - Pyta przez zęby.
- Jeden, walczyłem z jednym. - Odpowiadam zgodnie z
prawdą. - Odwróciłem się na dosłownie sekundę, a go już nie
było.
- Uzumaki Naruto. - Nie widzę jej twarzy, bo jest
opuszczona w dół, ale słyszę jej cięty głos.
- Hai?
- Wyjdź, bo mogę cię teraz zabić! - Kiedy podnosi na
mnie wzrok paraliżuje mnie. Jej żyłka na czole pulsuje bardzo
mocno. Krzywię się i biorę radę do serca. Nie zwlekam długo i
wychodzę na zewnątrz. Kiedy jestem za drzwiami nabieram powietrza w
płuca z wielką ulgą.
- Co się dzieje? - Słyszę roześmiany głos.
- Nie wchodź, wkurzyłem ją. - Uśmiecham się krzywo.
- Dzięki Naru, teraz muszę ustalić trening ze
zdenerwowaną Hokage. - Wzrusza ramionami i mijając mnie chwyta za
klamkę. Kiedy widzę, że już chce otwierać powstrzymuję ją.
- Ej, nie wiesz, co ugryzło Sakurę? - Patrzę na nią
z nadzieją. Tylko Ino może wiedzieć o co chodzi.
- Nic, a co ma się dziać? - Uśmiecha się dziwnie.
- Zlała mnie, miała iść ze mną zjeść, a później
nagle zostawiła mnie samego.
- Naruto, rusz tymi resztkami mózgu. - Prycha i wchodzi
do gabinetu ginąc mi z oczu.
Stoję tu jak kretyn i staram się podnieść koparę z
podłogi. Kobiety są naprawdę pojebane. Nawet moja przyjaciółka
zachowuje się dziwnie, co ja im takiego zrobiłem? Otrząsam się
dopiero, gdy jakiś pielęgniarz uderza mnie w bark, po czym
przeprasza szybko i odchodzi. Idę w jego ślady i powoli wychodzę z
budynku. Mrużę oczy, kiedy prosto w nie świeci słońce.
Zastanawiam się, co mam teraz z sobą zrobić. Wzdycham ciężko i
powoli ruszam drużką. Chcę spotkać się z Sakurą, wyjaśnić
sprawy. Sądzę, że to moje ostatnie podejście, mam dość robienia
z siebie klauna. Nawet największego uparciucha zmęczyłoby ciągłe
ubieganie się o względy drugiej osoby. Rozglądam się dookoła, po
wiosce spaceruje masa ludzi. Nie potrafię ich zliczyć, nie da się
w tym momencie. Dostrzegam małe dzieci, staruszków i młode piękne
dziewczyny. Czasem zastanawiam się, co takiego zrobiłem w życiu,
że Bóg postawił mnie w takiej sytuacji. Mam tu na myśli to, że w
wiosce jest tyle pięknych kobiet, a ja akurat usadziłem się na tą
jedną jedyną. Uśmiecham się pod nosem, bo przypominam sobie, że
właśnie wczoraj to samo powiedziała zielonooka. Staję pod
drzwiami i już czuję, że moje serce znacznie przyspiesza. Cholera,
jak dalej będę się tak denerwował to nic z tego nie wyjdzie.
Biorę głęboki wdech i pukam do drzwi. Teraz nie ma odwrotu. Kiedy
nikt się nie pojawia ponawiam ruch tylko, że o wiele głośniej.
Gdy i to nie przynosi efektu ponownie unoszę dłoń w górę i chcę
zapukać mocniej. Zostaję zatrzymany w połowie drogi, kiedy drzwi
się otwierają. Moja ręka zostaje w bezruchu i mimowolnie na moje
usta wkrada się lekki uśmiech, gdy dostrzegam dziewczynę po
drugiej stronie. Widać, że jest bardzo zaskoczona. Chce coś
powiedzieć, ale z powrotem zaciska usta by po chwili przygryźć
dolną wargę. Delikatnie mruży oczy i dokładnie się we mnie
wpatruje.
- Porozmawiamy? - Nagle znów mogę mówić. Z
trudnością, ale jednak.
- Mamy o czym? - Delikatnie opiera się o framugę.
- Obiecuję, to już ostatni raz.
- Co? - Marszczy brwi.
- Ostatni raz cię nachodzę. - Tłumaczę krótko.
Posyłam spojrzenie za jej plecy. - Mogę wejść?
Z wahaniem, ale odsuwa się i gestem dłoni każe wejść
mi do środka. Kiedy już stoję w korytarzu zamyka drzwi. Odwraca
się do mnie i przykłada palec do ust nakazując mi, żebym był
cicho. Kiwam głową i po chwili czuję jej dłoń na swoim
przedramieniu. Powoli ciągnie mnie na górę. Z uśmiechem
posłusznie za nią idę aż do jej pokoju.
- Siadaj. - Wskazuje dłonią kanapę pod oknem. Bez
słowa robię co każe i przyglądam się jak zamyka drzwi. Odwraca
się w moją stronę lekko speszona, przynajmniej tak sądzę. To
chyba właśnie ten typ mimiki twarzy.
- Usiądziesz ze mną, czy będziesz tam tak stała? -
Uśmiecham się.
- Chętnie bym tu została. - Odpowiada zdawkowo.
- Przecież nie ugryzę. - Mówię poważnie. - A nawet
jeśli, to jestem szczepiony, spokojnie.
Triumfuję, kiedy widzę uśmiech na jej twarzy.
Triumfuję, kiedy widzę uśmiech na jej twarzy.
- Głupek. - Wzdycha ciężko i podchodzi w moim
kierunku.
Obserwuję ją bardzo dokładnie, chcę wiedzieć jak
teraz zachowuje się w moim towarzystwie. Wszystko notuję sobie w
głowie, dosłownie wszystko. Dziewczyna siada dalej ode mnie.
Denerwuje mnie ta odległość, więc bez jakiegokolwiek pytania
przysuwam się bliżej podkulając prawą nogę, żeby siedzieć do
niej bokiem.
- Co ty...
- Możesz mi wyjaśnić co cię ugryzło? - Mrużę na
nią oczy i opieram głowę o dłoń, której łokieć opiera się o
oparcie kanapy.
- O co ci chodzi?
- Miałaś iść ze mną na ramen, a później byłaś
niemiła.
- Zdarza mi się. - Odpowiada całkiem poważnie. -
Czasem jestem wredna.
- Coś cię ugryzło, tylko nie wiem co. - Wzdycham
cicho i zapatruję się na lewy róg podłogi. Kątem oka dostrzegam
jednak, że dziewczyna skanuje całą moją twarz wzrokiem.
- Ty mnie ugryzłeś. - Słyszę nagle ciche mruknięcie.
- Ja? - Unoszę w górę brew zdezorientowany.
- Mhm.
- Ząbki trzymam przy sobie. - Dziewczyna parska
śmiechem.
- Przestań. - Mówi uspakajając się.
- No dobra, koniec żartów. Teraz na poważnie. -
Patrzę na nią wymownie.
- Nie podoba mi się, że... – Bierze głęboki wdech.
- ...nie jesteś zwykłym przyjacielem.
- Zaciekawiłaś mnie, mów dalej. - Mówię uśmiechając
się szeroko po całkiem sporej chwili.
- I reszty sam powinieneś się domyślić. - Kończy. -
No chyba, że jednak jesteś takim bez mózgiem, że się nie
domyślisz.
- Jak ja nienawidzę, jak kobieta mówi domyśl się. -
Prycham kręcąc głową nie dowierzając.
- Niektóre zachowania mężczyzn też mnie irytują. -
Puszcza do mnie oczko.
- Chodzi o to, że nie dałem ci dziś buziaka? -
Uśmiecham się, a dziewczyna klepie się w czoło.
- Zmądrzej. - Wzdycha cicho.
- Poszedłem z Satomi. - Strzelam. Mam nadzieję, że
była choć trochę zazdrosna, ale jeśli mój strzał jest zły, to
już zupełnie nie wiem, o co może chodzić. Sakura momentalnie
podnosi głowę i przeszywa mnie wzrokiem. - Zgadłem. - Bardziej
stwierdzam niż pytam.
- Odprowadziłeś ją i wyszedłeś? - Pyta ściągając
brwi.
Jest nad wyraz spokojna, jakby nic ją dzisiaj nie
obchodziło. Jest obojętna. Przełykam gulę siedzącą mi w gardle,
naprawdę nie wiem, co mam jej teraz powiedzieć. Uśmiecha się i
kiwa głową przykładając do niej dłoń.
- Tak myślałam. - Odpowiada pewna siebie.
- Co myślałaś? - Serio, tylko na tyle cię stać
debilu?
- Że nie skończyło się tylko na odprowadzeniu jej, twoje milczenie jest jednoznaczne.
- Musiałem z nią porozmawiać.
- Tylko? - Przygryza dolną wargę. Czy ona się
denerwuje?
- Taki był plan.
- Pocałowałeś ją. - Oznajmia.
- Tak. - Przyznaję.
- Wiesz co Naruto? Chyba nie mamy o czym rozmawiać. -
Kiedy dziewczyna próbuje wstać powstrzymuję ją. Chwytam za jej
ramię i uziemiam.
- A możesz choć raz dobrze mnie posłuchać? - Pytam
zdenerwowany. Wkopałem się po uszy.
- Słucham. - Nie wiedziałem, że pójdzie tak łatwo.
- No więc, chodzi o to, że...wcale tego nie
planowałem. - Wzdycham. No i co ja mam jej powiedzieć?
- No i zobacz. Jak mam ci wierzyć? - Uśmiecha się. -
Skąd mam wiedzieć, że serio lubisz mnie na tyle, żeby nie pójść
do jakiejś innej dziewczyny?
- Ale ja cię nie lubię. - Widzę chwilowe
zdezorientowanie na jej twarzy. - Ja cię kocham. - Uśmiecham się.
- Gdyby tak było, to byś jej nie pocałował. - Czemu
ona się uśmiecha?
- Chciałem to skończyć jak należy.
- Mogłeś to zrobić w inny sposób.
- Chciałem zrobić to w ten sposób, bo przez jakiś
czas była dla mnie naprawdę bardzo ważna.
- Sasuke też był dla mnie bardzo ważny, a nie
zerwałam z nim przez pocałunek. - Upiera się przy swoim.
- Sakurcia, nie jesteśmy razem. - Wyrzucam najcięższą
artylerię. - Chciałaś porozmawiać dopiero w wiosce, więc nie
powinno być żadnych wyrzutów. - Dziewczyna z uśmiechem siada
bokiem patrząc na mnie. Szybkim ruchem wyciąga ręce w moim
kierunku i zgarnia mnie za koszulkę.
- Ale nie widzisz, że jestem zazdrosna debilu? - Pyta
patrząc mi w oczy z naprawdę bardzo bliska. Kurewsko mi się to
podoba.
- Ty? O mnie? - Pytam dla upewnienia z uśmiechem.
- Trochę tak. - Przyznaje ponownie.
- I co z tym zrobimy? - Chcę już ją pocałować, ale
w ostatniej chwili puszcza moją koszulkę i odwraca się patrząc na
drzwi.
- Nic. - Wzdycha ciężko. - Chcę ci wierzyć, ale
jakoś mnie nie przekonujesz. - Strzącha ramionami.
- Co mam jeszcze zrobić, żebyś w końcu dała mi
szansę? - Pytam zirytowany.
- To zależało od ciebie i chyba to spieprzyłeś. -
Irytuje mnie, że znów ciężko wzdycha. Irytuje mnie, że jest taka
usadzona i irytuje mnie to, że nawet jeśli się przyznała, że nie
jestem tylko przyjacielem dalej mnie nie chce.
- Sakurcia, bo zaraz się zdenerwuję. - Ostrzegam.
- Proszę bardzo, ja już dziś to przeżyłam. - Wstaję
gwałtownie i zaplatam ręce na karku. Uśmiecham się, bo tylko to
mi zostało.
- Dobrze się czujesz? - Słyszę za sobą jej głos.
- Nie. - Przyznaję.
- Naruto nie strasz mnie.
- Za każdym razem źle czuję się w twoim
towarzystwie. - Przyznaję. - Coś mnie tak... tak mnie tam ściska.
- Przerywam na chwilę i odwracam się w jej stronę. - Nawet mówić
nie mogę. Boję się, że walnę jakąś głupotę i będę z góry
skreślony.
- Ta rozmowa do niczego nie prowadzi. - Wstaje i staje
naprzeciw mnie. - Już podjęłam decyzję.
- Że nic z tego? - Lekko skina głową.
- O nie Sakura. - Kiwam przecząco głową. -
Przyznałaś, że ci się podobam. Nie wywiniesz się tak łatwo.
- Stój. - Powstrzymuje mnie układając dłoń na mojej
klacie, kiedy chcę do niej podejść.
- Wiesz, że jestem uparty? - Uśmiecham się.
Chwytam ją za ręce i układam je na swoim karku.
Szarpie się, ale w końcu udaje mi się ją pocałować. Jest twarda
i kopie mnie w stopy. Odsuwam się skrzywiony, ale ponownie wpijam
się w jej usta i jeszcze bardziej zmniejszam odległość między
nami. Teraz nie będzie miała jak mnie kopnąć. Jestem szczęśliwy,
bo już się nie wyrwie. Czuję okropny ból na dolnej wardze i
dopiero teraz orientuję się, że mnie ugryzła.
- Ty mała! - Krzyczę, kiedy się odsuwam.
Widzę jej triumfujący uśmiech. Jedną ręką oplatam
ją w pasie, a drugą unieruchamiam na swoim karku. Popycham w
kierunku ściany, do której mocno przyciskam dziewczynę. Kiedy chce
mnie kopnąć w jaja unieruchamiam ją swoją nogą. Uśmiecham się
chytrze i składam całusa w kąciku jej ust, na policzku, szczęce,
szyi i w końcu na obojczyku.
- P-przestań. - Nakazuje. - Mam zacząć krzyczeć? -
Nie zwracam uwagi na jej paplaninę.
Pamiętając, gdzie znajduje się jej czuły punkt
prostuję się bardziej i całuję ją lekko poniżej ucha. Uśmiecham
się, kiedy do moich uszu dociera ciche jęknięcie i pomruk
zadowolenia. Zachęcony lekko przygryzam skórę w tym miejscu, a
zaraz za tym delikatnie całuję. Udaje jej się wyrwać ręce, które
po chwili czuję na swojej twarzy. Obejmuje ją i stanowczo odwraca w
swoim kierunku. Spogląda na mnie i bez ostrzeżenia mocno mnie
całuje. Jej pocałunki są szalone z delikatnym posmakiem słonego
karmelu. Kiedy lekko dotyka językiem mojej dolnej przygryzionej
wargi wpuszczam ją do środka z wielkim uśmiechem. Po chwili bawi
się moimi włosami i przez to po kręgosłupie przechodzi mi
dreszczyk. Czuję lekki niedosyt, kiedy zabiera usta z moich i
zaczyna całować mnie w policzek schodząc niżej i zaraz znów
wyżej. Uśmiecham się jednak, kiedy jej język delikatnie jak
piórko muska moją szyję i zbliża się za ucho. Nie wytrzymuję
tego napięcia i bez ostrzeżenia unoszę ją w górę. Jeśli ona
tego nie przerwie, ja na pewno tego nie zrobię. W tym momencie
jestem za bardzo gotowy do działania. Kiedy przez przypadek osuwa
się w dół zahaczając o mojego członka z moich ust wyrywa się
ciche jęknięcie. Naprawdę czuję, że zaraz pęknę. Sakura
powraca do całowania moich ust, a dłońmi delikatnie masuje moje
ramiona.
- Stop. - Odzywa się po chwili z trudem łapiąc
powietrze.
- Co jest? - Pytam z tą samą trudnością.
- To nie – Bierze głęboki wdech. - To nie prowadzi
do niczego dobrego.
- Zależy jak na to patrzysz. - Uśmiecham się, a ona
się śmieje.
- Przestań.
- Czy teraz zmieniłaś zdanie? - Pytam z nadzieją.
- No nie wiem. - Patrzy na mnie spod zmrużonych powiek.
- Zastanów się dobrze. Jeśli powiesz nie, to źle się
dla ciebie skończy. - Unoszę w górę brew.
- Tak? - Uśmiecha się. - Uważaj, żeby dla ciebie źle
się nie skończyło.
- To jak?
- Dam ci szansę. - Odpowiada na jednym wydechu. Może
dla niej, w tym momencie mało to znaczy, ale dla mnie to
najważniejsze słowa, jakie kiedykolwiek usłyszałem. Czuję się
teraz okropnie szczęśliwy, nawet nie jestem w stanie opisać tej
euforii. Nic jej nie odpowiadam tylko mocno ją całuję.
- Udusisz mnie. - Słyszę, kiedy się odsuwa.
- To z miłości. - Puszczam jej oczko, a ona z
niedowierzaniem kiwa głową.
- Naru?
- Tak? - Pytam patrząc prosto w jej zamyślone oczka.
- Jedno przewinienie i z nami koniec, wiesz o tym?
- Nawet jeszcze nie zaczęłaś, a już mnie ostrzegasz.
- Prycham z uśmiechem.
- Nie chcę angażować się w coś, co znów będzie
bolało.
- Nie myśl, że wszystko będzie ładnie i pięknie.
Czasem na pewno będą drobne komplikacje. - Wyjaśniam krótko.
- Zdrady? - Prycha z uniesioną w górę brwią.
- O nie Sakurcia. - Kiwam przecząco głową. Zbliżam
się i z uśmiechem muskam wargami jej policzek. - Dla mnie to by
było jak strzał w głowę.
- Mówisz? - Jest jakoś sceptycznie nastawiona.
- Jasne. - Zamyślam się przez chwilę, co skutkuje
moim zawieszeniem.
- Dobrze się czujesz? - Pyta, kiedy jej dłoń układa
się na moim policzku.
- Robisz to dla siebie, czy dlatego, że cię męczę? -
Niby mówiła, że jest zazdrosna, ale sam nie wiem.
- Czy myślisz, że zmuszałabym się do związku z
tobą? - Jest poważna.
- Nie wiem. - Wyduszam lekko zawstydzony. - Z taką
łatwością od razu mnie ostrzegasz. Chyba nie chcesz tego tak
bardzo jak ja. - Stwierdzam pewny siebie. Sakura robi coś co
kompletnie mnie zaskakuje. Z uśmiechem krótko mnie całuje i po
chwili mocno się we mnie wtula.
- Chcę, żebyś był moim całym światem, ale trochę
się tego boję.
- Bo już raz się rozpadł? - Zaciskam zęby, kiedy to
mówię. Wiem, że strasznie kochała Sasuke i nie jestem w stanie
stwierdzić, czy kiedykolwiek będę od niego ważniejszy.
- Częściowo. - Stwierdza beznamiętnie.
- Mhm. - Mruczę. Tylko tyle jestem w stanie z siebie
wydusić, jestem cholernie zazdrosny i nie chcę powiedzieć czegoś,
czego będę żałował.
- Naru?
- Mm?
- Nie uda się nam... – Słysząc te słowa moje serce
przyspiesza i zalewają mnie zimne poty. - ...jeśli będziemy
wypominać sobie dawne związki.
- Postaram się tego nie robić. - Wzdycham.
- Ja nie będę, ty też się dostosuj. Nie możesz być
zazdrosny.
- Tylko, że twój były ciągle się tu kręci.
- A twoja była siedzi w więzieniu pod wioską. - Kpi z
wyczuwalną nutką śmiechu.
- No właśnie, to co innego.
- Słuchaj mnie. - Zaczyna. - Tylko słuchaj uważnie.
Sasuke nic dla mnie nie znaczy. To przyjaciel.
- Jesteś pewna? Pierwszej miłości nie można od tak
zapomnieć.
- Ale ja zapomniałam. - Wzdycha ciężko. - Mam
pomocnika, który nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że po części
to jego wina. - Prycha.
- Teraz na mnie winę zwalisz? - Uśmiecham się.
- Nie. Gdybym cię nie pocałowała, wszystko byłoby
jak kiedyś.
- Bo nie wiedziałabyś, że jednak coś cię do mnie
ciągnie. - Stwierdzam.
- Czasem właśnie lepiej nie wiedzieć. - Kwituje.
- Nie. Gdybyś tego nie zrobiła dalej bym przez ciebie
cierpiał katusze. - Śmieję się cicho.
- Taaa, katusze.
- Może usiądziemy? Nogi już mnie bolą. - Krzywię
się. Dziewczyna z uśmiechem uwalnia nas z niedźwiedziego uścisku
i od razu siada na kanapę. Idę jej śladami i po chwili siadam, ale
opieram się o podłokietnik. Wyciągam w jej stronę ręce, a różowo
włosa się uśmiecha.
- No chodź tu. - Wołam ją. - Wiem, że lubisz się
przytulać. O nic więcej prosił nie będę. - Poprawia swoje włosy
i powoli układa się na mnie. Trochę to trwa, ale w końcu układa
się wygodnie, a ja mogę ją przytulić.
- Jeśli masz w planach mnie rzucić, to nie zrób tego
za szybko. Daj mi się tobą nacieszyć.
- Kto powiedział, że mam to w planach debilu? - Śmieje
się.
- A ja tam wiem? Dziewczyn nie zrozumiesz. - Cichnę na
chwilę. - Jeszcze przed chwilą nie chciałaś mnie pocałować.
- Byłeś taki uparty, że nie miałam innego wyjścia
jak się poddać. - Prycha.
- To wcale nie tak, że chciałaś, żebym cię
pocałował.
- Byłam na ciebie zła. Dlatego chciałam cię ukarać.
- Nie dając mi buziaka?
- Nie dając ci szansy.
- Zrobiłabyś to?
- Jasne. Pocierpiałabym trochę, a później wszystko
wróciłoby do normy.
- Czyli nie chcesz mnie aż tak bardzo. - Kwituję
trochę smutny.
- To nie tak. - Mówi szybko. - Nie można płakać za
czymś czego się nie miało.
- Kombinujesz mała. Na wszystkie sposoby.
- No właśnie najgorsze jest to, że chcę cię tak
bardzo, że aż mnie to przeraża. - Przyznaje, a ja jestem
zaskoczony.
- Bo?
- Doskonale wiesz.
- Sakurcia, nie skrzywdzę cię. - Wiem, że chce to
usłyszeć. - Prędzej ty to zrobisz.
- Hę?
- No tak. Spójrz na to w ten sposób. Ty obecnie tylko
coś do mnie czujesz, a ja cię aż kocham. Kto jest bardziej
zagrożony, ty czy ja?
- No dobra. Jesteś w ciemnej dupie Uzumaki.
- W takim razie jestem w niej od dziewiętnastu lat. -
Śmieję się.
- Coś kłamiesz. - Chichocze po chwili. - Matematyka to
nie twoja dobra strona.
- Mało jest takich rzeczy. - Stwierdzam.
- Ja wiem, że ciężko ocenić samego siebie, ale
litości Naru.
- Sama przyznaj, nie jestem zbyt mądry. - Śmieję się
zawstydzony.
- Na swój sposób jesteś. - Ponownie chichocze.
- Ej! Miałaś powiedzieć, że przesadzam. - Odburkuje.
- Nie potrafię kłamać. - Oznajmia.
- Coś kręcisz.
- Przyłapana. - Mówi zażenowana.
- Plus jest taki, że nie wpadłaś przed Sasuke.
- Ale i tak mu powiedziałam. - Wzdycha.
- O czym? - Jestem zdezorientowany.
- O tym, że przed twoją misją mnie pocałowałeś.
- Serio?
- Serio. Nie wytrzymałam i powiedziałam.
- Wściekł się. - Bardziej oznajmiam niż pytam
- Jasne, że tak. Tylko, że wspomniałam, że się
nachlałeś.
- Nie byłem nachlany.
- Ale piłeś.
- Widzisz? Kolejne kłamstwo.
- Nie takie duże, nie zaprzeczysz, że piłeś.
- No nie.
- Wtedy byłam na ciebie okropnie wściekła. -
Przyznaje.
- Za co? - Nie wiem, o co może chodzić.
- Bo chciałeś wziąć jakieś świństwo.
- No faktycznie. - Śmieję się zakłopotany. - Ale po
tym jak wywaliłaś to do kibla, nigdy więcej o tym nie pomyślałem.
- Masz szczęście. Inaczej byś tu tak spokojnie nie
siedział.
- No nie wiem, nic byś nie zrobiła. Byłem za daleko.
- Delikatnie głaszczę ją po włosach. Już wiem, że uwielbiam je
dotykać.
- Ale teraz bym mogła.
- A gdybym skłamał?
- Wiedziałabym. - Mówi triumfalnie.
- Tak, niby skąd?
- Jeśli chodzi o takie drobne kłamstewka to wiem,
kiedy kłamiesz.
- Skąd? - Ponawiam pytanie.
- Twoje oczy cię zdradzają. Są takie nijakie. -
Śmieje się cicho.
- Nijakie...dobrze wiedzieć. - Uśmiecham się.
- Jak myślisz, co powiedzą?
- Kto i o czym? - Pyta zdezorientowana.
- O tym wszystkim, o nas.
- Bo ja wiem?
- Nie boisz się?
- Czego? Jest wiele spraw, które mogą mnie przerażać.
- Śmieje się cicho.
- Że będziesz dziewczyną tego lisiego chłopaka. -
Ostrożnie dobieram słowa.
- Po części tak. - Przyznaje, a ja jestem teraz więcej
niż zakłopotany.
- To znaczy? - Pytam zmieszany.
- Boję się tego, że będziesz nierozważny i po
prostu cię zabiją.
- Wystraszyłaś mnie. - Wzdycham z ulgą.
- Bo?
- Myślałem, że chodzi ci o to drugie.
- Kiedy byliśmy tylko na stopie przyjacielskiej, jakoś
też mnie nie obchodziło, co gadają.
- Wtedy to wtedy, teraz jesteś moją dziewczyną. -
Uśmiecham się wypowiadając te słowa z dumą.
- Czyli już zaczynamy poważnie o sobie mówić?
- A niby jak? Lepiej się przyzwyczaj. - Ostrzegam.
- Naru, to strasznie dziwne. - Chichocze.
- Mówisz mi to po raz setny. - Wzdycham zmęczony.
- No, a dla ciebie to nie dziwne? No wiesz, że my...no
razem.
- Jest, ale strasznie kocham tę nową nowość. -
Śmieję się. - W końcu moje jedno marzenie się spełniło.
- Dużo ich masz?
- Tylko jeszcze dwa. - Przyznaję. - Z czego to było
jedne z ważniejszych.
- A powiesz mi, o czym jeszcze marzysz? - Pyta
zaciekawiona.
- A jeśli się nie spełni?
- Przestań, chyba nie wierzysz w zabobony. - Prycha.
- Masz rację. Zostać Hokage.
- No dobra, a te drugie? Te marzenie było raczej
wszystkim znane.
- Chcę rodzinę, żonę – Milknę na ułamek sekundy.
- Ciebie.
Dziewczyna przez chwilę nic nie mówi. Chyba znów
palnąłem głupotę życia. Odchrząkuje i zabiera głos.
- Nie wybiegasz zbyt daleko w przyszłość?
- Chyba nie. Warto marzyć. - Stwierdzam. - Chciałem,
żebyś w końcu zwróciła na mnie uwagę. To pierwsze marzenie,
które się spełniło.
- Wiesz, że wszystko może się zdarzyć? - Dlaczego
jest tak sceptycznie nastawiona?
- Wiem, ale myślę pozytywnie. Powinnaś już o tym
wiedzieć.
- Aż za dobrze.
- No właśnie. - Wzdycham głęboko. - Chyba...będę
już leciał. - Ostatni raz bawię się jej włosami.
- Gdzie ci się tak śpieszy? - Nie podnosi się ze
mnie.
- Do domu.
- Tu ci źle? - Uśmiecham się szeroko, kiedy to
słyszę.
- Nie, ale nie jestem pewien, czy odpowiada ci moje
długie towarzystwo.
- Naru, nie denerwuj mnie.
- Tylko żartowałem. - Mówię szybko, nie chcę, żeby
się obraziła, wiem jakie kobiety czasami potrafią być. Może
Sakura nie należy do tego typu, ale nigdy nie wiadomo. - Chcę ci
dać trochę czasu.
- Na co? - Pyta wstając ze mnie. Jest zdezorientowana.
- Na poukładanie sobie wszystkiego. - Uśmiecham się i
delikatnie muskam kciukiem jej policzek.
- A czy ja mam coś do poukładania? - Pyta z uniesioną
w górę brwią.
- A nie? Musisz przetrawić tą nową sytuację. -
Przysuwam się i muskam wargami jej rozgrzany policzek. Z uśmiechem
odsuwam się i widzę jej rozpromienione oczka. Biorę głęboki
wdech i powoli wstaję. Chciałbym się w końcu położyć, jestem
wyczerpany. Kiedy kieruję się w stronę drzwi zostaję zatrzymany
szarpnięciem za przedramię. Odwracam się i od razu trafiam na jej
słodkie usta.
- Teraz możesz iść. - Mówi z szerokim uśmiechem.
- Chyba polubię bycie zaskakiwanym.
- Nie przyzwyczajaj się za bardzo. - Prycha i popycha
mnie w stronę drzwi.
- Sam mam zejść? - Zatrzymuję się w progu.
- Tak.
- Jesteś tego pewna? A jak mnie zobaczą?
- To już twój problem. - Słyszę jej szyderczy
śmiech. - Pa Naru.
Zszokowany czuję jak mnie popycha i za sobą słyszę
odgłos zamykanych drzwi. Odwracam się i rzeczywiście są
zamknięte. Cudownie ze mną postąpiła. Pocałowała, a później
wypchnęła za drzwi. Kręcę nie dowierzając głową sam do siebie,
jak jakiś debil. Otrząsam się i bez jakiegokolwiek zastanowienia
robię krok i zmierzam do wyjścia. Pokonuję schody i na szczęście
wymykam się, mam nadzieję, że niezauważony.
Perspektywa
Kakashi'ego:
- Jesteś tego pewna Tsunade-sama? - Pytam nie
dowierzając.
- Tak powiedział. Myślę, że można mu wierzyć.
- Czyli – Zatyka mnie na sekundę. - zabił ich
wszystkich?
- Twierdzi, że tych silniejszych.
- Naruto może być spokojny? - Pytam z nadzieją. Ten
chłopak i tak dużo już przeszedł.
- Nie do końca, ale na razie wszystko wskazuje na to,
że nie ma nikogo, kto mógłby rządzić tą grupą.
- Przynajmniej teraz nie będzie w niebezpieczeństwie.
W Akatsuki nie został nikt groźny.
- Kakashi, nie cieszmy się za szybko.
- Masz rację Tsunade-sama. W każdym bądź razie nadal
będę ostrożny.
- Nie bierzesz na siebie zbyt dużo? Chodzi mi
oczywiście o Naruto. Nie musimy martwić się aż tak we troje.
Jiraiya ciągle zbiera informacje, ja cały czas pilnuję, żeby nikt
mu nie zagroził w wiosce, a ty jesteś strasznie czujny, śpisz w
ogóle? - Widzę nieśmiały uśmiech Hokage i dosłownie on wciąga
mnie w zamyślenie. Może nie widzi, ale właśnie się uśmiecham.
- Lubię martwić się o niego. To syn mojego mistrza,
jestem mu coś winien. - Odpowiadam szczerze.
- Kakashi, nie jesteś winien ich śmierci. - Kręci
głową zrezygnowana.
- Wiem. Po prostu czuję, że w ten sposób mogę się
im odpłacić. To był mój mistrz, wiele mnie, nas nauczył, a
Kushina-sama była dla nas jak...- Zastanawiam się przez chwilę,
nie potrafię dokładnie jej określić. - dobra ciotka.
- Rozumiem. - Przytakuje zamyślona. - Możesz przekazać
mu tą informację. Niech trochę odpuści.
- Znając go, nie wiem, czy odpuści. - Prycham
przekonany.
- Masz rację. Powiedz mu, że jeżeli coś się zmieni,
to na pewno o tym usłyszy.
- Hai! Czy to wszystko?
- Tak, możesz już iść. - Kłaniam się i podchodzę
do drzwi. Kiedy ciągnę za klamkę przed wyjściem powstrzymuje mnie
jeszcze jej głos.
- Kakashi, później przydzielę wam jakąś misję.
Kiwam głową i powoli wychodzę na hol. Właśnie wpadł
mi do głowy pewien pomysł. Wieczorem zabiorę ich na trening,
zobaczę jak współpracują. Powoli wychodzę z budynku. Jest jakoś
chłodno. Spoglądam w niebo i dostrzegam burzowe chmury, mogłem się
domyślić, skoro prawie nikogo nie ma na drodze. Powoli kieruję się
w stronę domu Uchihy, najpierw powiadomię jego i przy okazji
sprawdzę jak poszło mu z Itachim. Skoro o nim mowa, to dzięki
niemu i jego poświęceniu Akatsuki nie będzie aż tak dręczyło
Naruto. Postarał się, żeby ta grupa miała duże braki. Najgorzej
jednak dręczy mnie to, że nie zdołał zabić głównego
dowodzącego. Mam nadzieję, że sporo zajmie im odbudowa, żeby
Naruto mógł stać się jeszcze silniejszy. Muszę przekazać mu
wszystko, co wiem i czego nauczyłem się od czwartego, bo
sam...chyba nie jestem w stanie nauczyć go od siebie więcej.
Jedyne, co mogę, to mu pomóc w razie potrzeby i służyć swoim
doświadczeniem. Nim się orientuję stoję już przed drzwiami domu.
Pukam dość mocno, więc już po chwili drzwi się uchylają.
- Kakashi-sensei? - Odzywa się dość miło jak na
niego. Czyli jednak nie jest tak źle jak się tego spodziewałem.
- Sasuke, przyszedłem powiedzieć, że chcę zrobić
wam trening o siedemnastej. - Komunikuję.
- Co? Przecież niedawno wróciliśmy z misji. - Pyta
zdziwiony.
- Tsuande-sama ma dla nas kolejną, a ja chcę mieć
pewność, że dobrze pójdzie.
- To za półtorej godziny. - Mówi patrząc na zegarek.
- Śpieszysz się gdzieś?
- Nie, ale...
- No właśnie, więc możesz przyjść. - Wcinam się
mu w zdanie. - To naprawdę ważne. Nie chcę, żeby przez waszą
głupotę coś poszło nie tak i coś się wam stanie.
- Dobra, będę. - Stwierdza po chwili.
- Innej odpowiedzi się nie spodziewałem. - Przerywam
na chwilę i patrząc na niego ostatni raz odwracam się, żeby iść
dalej.
- Kakashi-sensei! - Krzyczy, ale się nie zatrzymuję. -
Nie powiedziałeś gdzie!
- Tam, gdzie zawsze Sasuke. - Odpowiadam i za sobą
słyszę tylko jego pomruk niezadowolenia.
Z racji tego, że teraz mam blisko do Sakury, to właśnie
tam się udaję. Podchodzę dwie uliczki i już jestem pod jej domem.
Pukam do drzwi i niemal natychmiast ktoś mi je otwiera.
- Coś się stało? - Pyta zszokowana.
- Nie. Przyszedłem do Sakury. - Mówię szybko. Kobieta
od razu się uspokaja.
- Śpi teraz, mam ją obudzić?
- Mebuki, przekażesz jej, że o siedemnastej ma
trening?
- Obowiązkowy?
- Tak.
- Ale wy męczycie te dzieciaki. - Kręci głową
niezadowolona. - Przecież dopiero co wrócili.
- I znowu idą na misję. - Dodaję za nią.
- Naprawdę?
- Tak. Muszę ich sprawdzić. - Tłumaczę krótko. -
Dawno nie pracowali jako drużyna.
- Może masz rację. - Wzdycha.
- Powiedz jej, że tam gdzie zawsze. - Odwracam się i
zaczynam iść.
- Dobra. Do zobaczenia Kakashi. - Nic nie mówię tylko
unoszę w górę dłoń i dalej idę do Naruto.
Mam nadzieję, że on nie śpi. Nie chcę stać i
dobijać się do niego w nieskończoność. Kiedy mijam znajomą
okolicę powracają do mnie niechciane wspomnienia. Niechciane, bo
bolesne. Przypominam sobie, jak zawsze chodziliśmy tędy po
Minato-sensei. Ja, Rin i Obito. To były stare, dobre czasy, mimo
tego, że nie za bardzo się lubiliśmy, ja i Uchiha. Zawsze starał
się pokazać, że jest ode mnie lepszy. To śmieszne, ale uważam,
że był taki sam jak Naruto. Przypominał go w prawie każdym
aspekcie.
- Kakashi-sensei! - Woła chłopak. Nie wiem jak, ale
tak się zamyśliłem, że nie dostrzegłem, gdzie się znajduję.
Nogi same poprowadziły mnie starymi ścieżkami.
- O siedemnastej trening. - Mówię od razu.
- Co? - Pyta zmarnowany. - Ledwo przysnąłem.
- Co się z tobą dzieje? Nigdy ci to nie przeszkadzało.
- Ale jestem tak zmęczony, że dzisiaj nie czuję się
na siłach.
- Tsunade-sama ma dla nas jakąś misję, dlatego dziś
was męczę. - Tłumaczę krótko.
- Wiesz, że to za niecałą godzinkę sensei? - Pyta z
dziwnym błyskiem w oku.
- Co w związku z tym?
- Nie spóźnij się, bo będziemy wściekli. -
Ostrzega.
- To nie moja wina, że zawsze po drodze coś mnie
zatrzymuje.
- Tak, tak. Staruszki, koty i tak dalej. - Przewraca
oczami.
- Naruto, muszę ci coś powiedzieć. - Przybieram
poważny ton głosu.
- Kakashi-sensei, nie strasz mnie. - Momentalnie pobladł
na twarzy.
- Dzisiaj rozmawiałem z Tsunade-sama i dowiedziałem
się, że prawie całe Akatsuki zostało rozbite przez Itachi'ego.
Jest teraz w szpitalu w stanie ciężkim, ale na pewno z tego
wyjdzie.
- Czy on oszalał? Sam rzucił się na nich wszystkich?
- Pyta powoli wychodząc z szoku.
- Możesz trochę odsapnąć, ale nie na długo. -
Pomijam te jego pytania. - Nie rozprawił się z głównym szefem,
więc nie wiemy ile mamy czasu.
- Nie będę mógł odpocząć póki dalej na nas
polują. - Widzę jak jego szczęka mocniej się zaciska.
- Nie myśl teraz o tym, musisz skupić się na
treningu. - Dostrzegam lekki uśmieszek na jego ustach.
- Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić Kakashi-sensei.
- Musisz stać się silniejszy. Myśl teraz o tym, o
niczym innym.
- Postaram się, ale to nie będzie łatwe. - Widzę
dziwny błysk w jego oku i kompletnie nie wiem, co może oznaczać.
- Trzeba popracować nad Kyuubim. - Oznajmiam. - Może
być przydatny.
- No właśnie, co do niego. - Uśmiecha się szeroko. -
To nad nim nie musimy już pracować.
Przez chwilę nie mogę wydusić z siebie żadnego
słowa. On właśnie powiedział, że pracuje z Kyuubim. To
niemożliwe, żeby podczas tej misji zmieniło się aż tak dużo.
- Czy ja dobrze usłyszałem? - Pytam dla upewnienia.
- Tak, zapomniałem wspomnieć o tym szczególe. -
Drapie się po karku.
- Naruto... – Milknę na chwilę. - ...rodzice na
pewno są z ciebie dumni. - Widzę jak jego usta i oczy nabierają
lekkiego smutku. Nie potrzebnie to powiedziałem. - Przerosłeś ich
w każdym calu.
- Mam nadzieję, że są. Wszystko co robię...staram
się nie zszargać ich pamięci. - Uśmiecha się.
- Robisz to nienagannie.
- Cieszę się, że to mówisz Kakashi-sensei. Twoje
zdanie najbardziej się dla mnie liczy. Znałeś ich bardzo dobrze.
- Może nie aż tak bardzo dobrze, ale znałem. -
Wzdycham głęboko. - Do zobaczenia o siedemnastej.
Mówię i powoli cofam się do tyłu. Odwracam i
zmierzam do kwiaciarni. Muszę odwiedzić jeszcze jedno miejsce.
Powinienem cieszyć się wspólnymi misjami, bo nie dużo ich jeszcze
zostało. Niedługo moja drużyna przestanie istnieć, może dostanę
następną, ale to nie będzie już to samo. Drużyna 7 jest dla mnie
czymś osobistym, zżyłem się z nią jak z nikim do tej pory. Już
dawno się tak nie czułem. Teraz przyjdzie kolej na nich. Sasuke
niedługo dostanie swoją drużynę, Naruto i Sakura tak samo. Będą
chodzili swoimi ścieżkami, beze mnie, bez siebie.
- Co podać Kakashi-sensei? - Słyszę rozpromieniony
głos Ino.
- To co zawsze. - Odpowiadam krótko.
- Już przygotowałam. - Uśmiecha się.
- Chyba za często tu przychodzę. - Żartuję sobie
drapiąc się po głowie.
- To piękne, że pamiętasz Kakashi-sensei. Nie masz
czego się wstydzić.
Dziewczyna podaje mi bukiet kwiatów, a ja wręczam jej
pieniądze.
- Do zobaczenia Ino.
- Do zobaczenia Kakashi-sensei. - Wychodzę z kwiaciarni
i zmierzam prosto do celu.
Czuję, kiedy kropla deszczu rozbija się na mojej
dłoni. Spoglądam w niebo, ale chmury przechodzą. Wydaje mi się,
że to drobna mżawka, która jeszcze się nie zaczęła. Skręcam w
polną drużkę i już jestem u celu. Przystaję przed dużym
kamieniem, przy którym układam kwiaty. Robię to co tydzień. Nie
mogę zapomnieć o nich wszystkich. O mistrzu, Kushinie-sama, Rin,
Obito, mamie, czy tacie. Modlę się przez chwilę i spoglądam na
zegarek. Zabiją mnie, spóźnię się piętnaście minut. Uśmiecham
się, bo chyba nie dostałem od Obito tylko sharingana, przejąłem
też jego zwyczaj spóźniania się. Ruszam na pole treningowe i
dziękuję Bogu za to, że to blisko. Skręcam w pobliską drużkę,
podchodzę kawałek prosto, idę w lewo i już po chwili dostrzegam
swoją znudzoną drużynę.
- Ostrzegałem, żebyś się nie spóźniał
Kakashi-sensei? - Woła zirytowany Naruto.
- Przepraszam, musiałem pomóc...
- Dość kłamstw Kakashi-sensei. - Przerywa opanowana
Sakura. To jakaś nowość.
- Możemy przejść do treningu? - Odzywa się znudzony
Sasuke.
- Jasne, jak tylko przestaniecie się do mnie czepiać.
- Uśmiecham się drapiąc w głowę.
- Już nikt się nie odzywa prawda? - Syczy Sakura
patrząc prosto na Naruto.
- No już dobra. - Chłopak lekko cofa się w tył.
- To co będziemy robić? - Pyta kruczowłosy oparty o
siatkę.
- Będziemy ćwiczyć pracę zespołową. - Oznajmiam.
- Ale w jakim sensie? - Odzywa się naburmuszony Naruto.
- Pamiętacie może to? - Z uśmiechem sięgam do
kieszonki, z której wyciągam dwa dzwoneczki.
Widzę szok na ich twarzach, a zaraz za tym lekki
uśmiech.
- Powrót do początków? - Pyta roześmiana Sakura.
- Sądzę, że od nowa musicie nauczyć się pracy
zespołowej. Ostatnie dwie misje nie nadrobią nam całego straconego
czasu.
- Racja Kakashi-sensei. - Odburkuje Sasuke.
- Każdy z nas chwilowo miał swojego mentora. - Wzdycha
Sakura.
- W takim razie czas wrócić do samych początków. - Z
szerokim uśmiechem odzywa się Naruto.
- Tym razem postaraj się, żeby nie utknąć z drzewem.
- Mówię uśmiechnięty.
- Właśnie młotku, współpracuj. - Spogląda na niego
Sasuke.
- A wy znów zaczynacie. - Wtrąca zirytowana Sakura.
- Ale zobacz, to on zaczyna!
- Naru uspokój się. Dajesz się sprowokować.
Różowo włosa przykłada dłoń do czoła.
Różowo włosa przykłada dłoń do czoła.
- No jasne, broń chłoptasia. - Prycha kruczowłosy.
- Sasuke, uspokój się. - Krzyczy. - Staram się być
opanowana, ale przy was nie wychodzi!
- To on mnie wkurza. - Odburkuje Sasuke.
- Ty zacząłeś, przyznaj choć raz w życiu! - Naruto
podchodzi do niego zbyt blisko, bo Sasuke przez przypadek uderza go w
głowę.
- Debilu! - Krzyczy Naruto i łapie się za głowę.
- Naru, w porządku? - Sakura kładzie dłoń na jego
ramię.
Powinienem, ale nie chcę przerywać tej kłótni. To mi
przypomina stare czasy, same początki naszej drużyny. Jedyne co
teraz się zmieniło to traktowanie Naruto przez Sakurę. Wcześniej
była zaślepiona Sasuke, teraz...Naruto. Przyszła w końcu na niego
kolej.
- Sam podlazłeś! Uważaj młotku!
- Przestaniecie w końcu?! - Pyta zbulwersowana Sakura.
- Jak przeprosi będziemy kwita.
- Nie zamierzam cię przepraszać idioto!
- W takim razie oberwiesz na treningu. - Mówi pewny
swego Naruto, a Sasuke wybucha śmiechem.
- Do pięt mi nie dorastasz. - Mówi arogancko.
- Zdziwisz się, kiedy zostanę Hokage. - Wzdycha
Naruto.
Sakura stoi wściekła pomiędzy nimi. Uśmiecham się
na ten widok. To tak, jakbym znów był w swojej drużynie z Rin,
Obito i Minato-sensei. Są dokładnie tacy sami, jak my byliśmy.
Dzięki nim znów mogę się uśmiechać, oni zapełniają tą pustkę
w moim życiu. Widzisz Minato-sensei? Mam nadzieję, że was nie
zawiodłem i dobrze zrobiłem, co do mnie należało. Naruto wyrósł
na wspaniałego mężczyznę o wielkim sercu, mimo jego niektórych
zachowań. Sakura to świetna kunoichi, która stawia wioskę ponad
wszystko, a Sasuke mimo udawanego chłodu dawno stopniało serce.
Liczę na nich z całego serca i wiem, że nigdy mnie nie zawiodą,
już nie....
Koniec
~.~
Hejka misie! Tak wiemy, przegięłyśmy tym razem z tym późnym wstawieniem rozdziału. Wybaczcie nam, ale strasznie dużo roboty ostatnio miałyśmy i nie było kiedy tego dokończyć. Liczymy na wasze komentarze i cóż, zachęcamy do dalszego czytania! Hope you like it! Patty&Paula
Siema dziewczyny
OdpowiedzUsuńNie macie co się przejmować późnym wstawieniem posta. Każdemu się zdarza ( choć w moim przypatku niestety jest bardzo częste)
Jednak jest mi trochę smutno bo to koniec tej historii choć z drugiej strony nie mogę się doczekać kontynuacji głównej historii. No normalnie jestem rozdarty.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział
Pozdrawiam Kuraj ;)
Super notka szkoda że to już koniec teraz znowu będzie główne opowiadanie no i super jestem ciekawa co tam będzie się działo. Pozdrawiam i życzę weny ��
OdpowiedzUsuńświetne jak zawsze dawno mnie nie było ale już wróciłem do czytania regularnie jak wasze wszystkie opowiadania i to było świetne czekam na kolejne takie świetne dzieła pozdrawiam i życzę dużo weny ;)
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie :D szkoda że to już koniec
OdpowiedzUsuńMoże wskoczycie jeszcze w ta historię na zasadzie "podglądu za jakiś czas"?