Perspektywa Naruto:
- Nie sądziłam, że tak to się skończy. – Zagaduje na jednym wydechu, widocznie zmęczona. Odwracam twarz w prawo, klatka piersiowa dziewczyny szybko unosi się i opada.
- Też się tego nie spodziewałem. – Uśmiech mam bardzo szeroki. – Ale wcale nie żałuję.
- Spróbowałbyś tylko. – Wyraźnie jest coraz spokojniejsza.
Wyciągam dłoń przed siebie i z ociągnięciem odgarniam niesforne kosmyki włosów, które bez życia opadają na policzek dziewczyny. Dostrzegając ten delikatny uśmiech na słodkich ustach ogarnia mnie niesamowity spokój. Zawsze czuję się tak tylko przy niej.
- Muszę przyznać, że to był nasz najlepszy seks. – Odzywam się po krótszej chwili z delikatną chrypką w głosie.
- Wiesz co? – Spogląda na mnie z dziwnym błyskiem w oczach. – Masz rację.
- Że co? – Marszczę czoło zaskoczony. – Czekaj, czekaj. Czy ty właśnie przyznałaś mi rację drugi raz tego samego dnia?
Chichocze słodko i zakrywa dłońmi uroczą twarz.
- Tak w sumie to nie tego samego dnia. – Prostuje, odchylając trzy palce z twarzy, tym samym pokazując śliczne oczka.
- Co? – Uśmiecham się nie rozumiejąc, o co jej tak właściwie chodzi.
- Patrzyłeś na zegarek? – Pyta pokazując palcem za siebie.
Unoszę się powoli do siadu i rozglądam po ścianach szukając wzrokiem zegarka.
- Widać, że dawno cię tu nie było. – Prycha roześmiana. – Biurko przygłupku.
- Trzecia? – Patrzę na nią zszokowany, kiedy kiwa głową na znak zgody. – Trochę nas wciągnęło. – Drapię tył głowy.
- Trochę. – Spogląda na mnie wyczekująco, ale kiedy nie odpowiadam dodaje. – Ostro nas pojebało.
- Ostro to było, ale nas nie pojebało. – Mówię, szybko całując jej rozgrzane usta. Dostrzegam, że chyba jest nieco speszona, ale mi się to podoba.
- Musisz iść, co? – Głos zmienia się diametralnie szybko. Nie jest już taki wesoły jak przed chwilą.
- Muszę Sakura. Lepiej, jeśli nikt mnie tu nie zobaczy. – Chyba znów zacząłem myśleć logicznie, ale kiedy przykłada dłoń do mojego policzka i delikatnie głaska go kciukiem, przysięgam, że mógłbym zostać.
- Masz rację. – Zabiera dłoń, ale nie przerywa kontaktu wzrokowego.
Wstaję z łóżka szukając od razu wzrokiem swoich ubrań. Dostrzegam przy sobie koszulkę dziewczyny, którą od razu rzucam w jej stronę. Spodnie leżą obok łóżka, chylam się i od razu wciągam je na bokserki. Odwracam się w stronę siedzącej po turecku Sakury. Zdążyła luźno upiąć włosy i włożyć koszulkę. W tym wydaniu wygląda naprawdę kusząco, więc nie można mnie winić za to, że dobrałem się do niej jeszcze raz. Te piękne nogi, odkryta szyja stworzona do całowania, cudowne oczy.
Stop, zaraz za bardzo się rozmarzysz Uzumaki.
- Długo jeszcze? – Dociera do mnie słodki głos, ale znowu nie za bardzo wiem, co ma na myśli.
- Co? – Krzywię się delikatnie.
- Będziesz się na mnie gapił. – Śmieje się wypowiadając te słowa.
- Właśnie muszę przestać, bo nie ręczę za siebie. – Odpowiadam rozmarzonym głosem.
- Naru przestań.
- Co poradzę, że jesteś taka seksowna?
Opieram dłonie na łóżku pochylając się nad dziewczyną. Przelotnie spoglądam w oczy, po czym mocno całuję delikatne i lekko zwilżone usta.
- Gdzie koszula? – Przygryza dolną wargę uważnie skanując moje ciało, kiedy delikatnie odsuwam się w tył.
- Właśnie myślałem, że mi pomożesz.
Sakura odwraca się rozglądając po pomieszczeniu. Zatrzymuje wzrok w jednym miejscu, a kącik ust wędruje prawie niezauważalnie w górę.
- O tam. – Pokazuje palcem przed siebie.
- Serio? – Wzdycham, kiedy zauważam koszulę pod biurkiem. – Nie chce mi się chylać, mogę ją tu zostawić?
- Ty chyba sobie żartujesz? Nie oznaczaj terenu jak pies. – Śmieje się.
- Proste, że żartowałem. Twój ojciec albo narzeczony by mnie zabił. – Prycham.
Podchodzę do biurka i podnoszę koszulę od razu zakładając ją na siebie.
Odwracam się w stronę Sakury, zapinając przy tym guzik po guziku. Patrząc tak na nią ogarnia mnie jakiś dziwny niepokój, a serce zaczyna bić coraz szybciej. Czuję się jakbym przebiegł maraton. Chyba właśnie dociera do mnie, że kiedy opuszczę ten pokój, już do niego nie wrócę. To ostatni raz kiedy byliśmy sam na sam, kiedy mogliśmy pozwolić sobie na taką bliskość. Zapinając ostatni guzik i poprawiając rękawy koszuli, dostrzegam mętny wzrok Sakury. Mam wrażenie, że wystarczy drobna iskra, a rozpłacze się jak mała dziewczynka, której zabrano coś naprawdę fajnego. Podchodzę do łóżka wolnym krokiem. Dziewczyna nie zamierza siedzieć w miejscu. Podwija nogi i na kolanach idzie w moją stronę, na brzeg łóżka. Staję naprzeciw niej i ciężko wzdycham.
- Chyba...- Odchrząkuję, gdy głos odmawia posłuszeństwa i załamuje się w nieodpowiedniej chwili. – najlepiej już pójdę.
W jednej sekundzie wyraz twarzy zielonookiej zmienia się bardzo szybko. Usta delikatnie rozchylone drżą, a oczy w zastraszającym tempie zalewają łzami. Zbliżam się bez chwili wahania i mocno obejmuję w pasie, a dziewczyna zarzuca ręce na mój kark.
- Nie płacz, bo i ja się popłaczę. Nie jestem bezuczuciowy. – Warczę w cudnie pachnące włosy.
- To nie takie proste. – Szlocha w moje ramię.
- Nie zostawię cię w takim stanie. – Krótko całuję czubek jej głowy.
- Nie. Musisz iść. – Mocniej przyciska mnie do siebie po czym rozluźnia uścisk. – Idź już Naru.
Nie czekam długo i cofam w tył. Odwracam się i kieruję za drzwi, po czym szybko schodzę na dół. W międzyczasie grzebie po kieszonkach spodni, żeby znaleźć klucze do auta. W pośpiechu zakładam buty i podchodząc do drzwi otwieram je, w głębi duszy myśląc, że może jednak mnie zatrzyma. Uderza we mnie powiew chłodnego, świeżego powietrza. Zamykam za sobą masywne drzwi po czym alejką z kwiatów zmierzam za furtkę. Docieram do auta, o które opieram się plecami. Muszę chwilę postać na świeżym powietrzu. Duszę się, coś ściska mnie w środku i nie chce puścić za wszelką cenę. Gdybym mógł krzyczałbym na cały głos, ale przecież nie chcę obudzić sąsiadów. Spoglądam w czyste niebo, na którym dobrze widać gwiazdy. Zdążyło już się rozpogodzić. Łapię ostatni wdech w płuca, okrążam auto i wsiadam za kierownicę z myślą, że jutro będzie lepiej.
****
Uciekam wzrokiem w stronę porozrzucanych papierów na biurku i przecieram dłońmi zmęczoną twarz.
- Nie mam do tego siły dziewczyny. – Jęczę zrezygnowany.
- Na papierki, czy głupotę? – Ripostuje Saki, przyglądając się świeżo zrobionym paznokciom. Jej nogi zarzucone są na moje biurko.
- Saki bądź milsza i tak mamy zjebane humory. – Wtrąca na wpół śpiąca Ino siedząca na kanapie.
- Wybaczcie, ale nie rozumiem, naprawdę. – Spogląda najpierw na mnie, później na Ino obrzucając przy tym lodowatym spojrzeniem.
- Czego skarbie? – Uśmiecham się przez zaciśnięte zęby.
- Waszego idiotyzmu wrodzonego. – Prycha oschle. – Co wczoraj robiłaś?
Pokazuje paluchem na blondynkę mrużąc przy tym groźnie oczy. – A może powinnam zapytać, z kim byłaś?
- Saki! – Karci ją przyjaciółka, ale Saki niewzruszona przenosi spojrzenie na mnie.
- A ty, co robiłeś u przyszłej żony naszego przyjaciela?
Robi mi się gorąco. Naprawdę bardzo gorąco. Nie chcę strzelić głupoty i nie wiem czy powinienem odpowiadać na to pytanie, a raczej w jaki sposób na nie odpowiedzieć.
- Dobra, z resztą. – Ostentacyjnie macha dłonią. – Nie będę się za was stresowała, już nie. W takim tempie moje włosy nie doczekają starości. Niech każdy martwi się o siebie. – Kończąc wraca do oglądania paznokci.
Przenoszę zdezorientowane spojrzenie na blondynkę i dostrzegam, że jest w takim samym szoku, co ja.
- Ino, o której idziemy szukać pierścionka i obrączek? – Zagaduję.
- Kończę o szesnastej. – Odpowiada bez entuzjazmu.
- Super, poczekasz na mnie z kwadransik? - Krzywię się delikatnie.
- Skoro już muszę. – Przewraca oczami z subtelnym uśmieszkiem.
- Rzygam kurwa tęczą. – Słyszymy nagle komentarz przyjaciółki. – No sorry, wiem, że miałam siedzieć cicho, ale no nie mogłam się powstrzymać.
Tym razem widać skruchę na jej twarzy, to rzadki widok.
- Zróbmy w końcu tą pierdoloną blachę, bo się wykończę. – Ściąga nogi na podłogę i pochylając się nad biurkiem grzebie w papierach.
- Saki, zbroję. Pierdoloną zbroję, nad którą siedzimy już dobre trzy godziny. – Poprawia Ino.
- Dziewczyny, chyba wyszedłem z wprawy.
- Nie gadaj głupot, twoje pomysły są genialne. – Ino mówiąc to poprawia się na kanapie i zatrzymuje wzrok na prawie pustej kartce, którą trzyma na kolanach.
- Tu muszę się z nią zgodzić. – Popiera Saki bazgrząc coś w swoim zeszycie.
- To czemu nie mogę nic wymyślić? – To pytanie bardziej do samego siebie, jak do dziewczyn.
- Myśli masz gdzieś indziej. – Saki spogląda na mnie spod byka. – Okiełznaj to, nie płacą nam za siedzenie.
- Tak właściwie to płacą. – Śmieje się Ino.
- No, w sumie racja. – Wzdycha przeciągle zielonooka. – Ej – zaczyna gryząc ołówek – a tak właściwie, to dlaczego cię do nas wysłali? – Zwraca się do przyjaciółki.
- Nie mam zajęcia. – Blondynka wzrusza ramionami. – Sakura i Sasuke robią duży przetarg, a ja swój już skończyłam.
- Mhmm, to wszystko wyjaśnia. – Mówi bardziej do siebie.
- Co takiego? – Ino marszczy czoło.
- Oni chcą was po prostu bardziej związać ze sobą.
- Saki, nie ma roboty na budynki. Nie doszukuj się od razu spisków. – Blondynka przewraca oczami.
- Jak tam twoje spodnie? – Zmieniając temat, nieznacznie wychyla się w przód do Ino.
- Gównianie. – Przyznaje skrzywiona. – Niby mam jakiś zarys, ale cały czas coś jest nie tak i zmazuję.
- Mam problem z tym ochraniaczem na klatkę. – Odkładam ołówek i zarzucam dłonie na zesztywniały kark, który delikatnie rozmasowuję. – Ma dobrze wyglądać i chronić, momentami to się ze sobą gryzie.
- Macie przejebane, dobrze, że ja już kończę maskę. – Triumfuje Saki.
- Poczekaj aż dotrzesz do ochraniaczy na ręce i nogi. – Dogryzam, patrząc na jej rozbawioną twarz.
- Jeszcze zobaczymy, kto będzie śmiał się ostatni paskudo.
- Ino! Tylko nie paskudo, piękna przecież jestem. – Wypina język, który kieruje w stronę przyjaciółki, a ta wybucha śmiechem.
- Masz rację, ale to nie było względem twojej urody kochanie. – Powoli uspokajając się dodaje. – To opis twojego charakteru.
- Ty szkaradna zołzo! Nie jesteśmy już siostrami, usuń mój numer i wszystko inne z pamięci. – Udaje urażoną, teatralnie przykładając wierzch dłoni do czoła.
Zielonooka siedzi tak przez chwilę, ale jej wyraz twarzy zmienia się w mgnieniu oka. Jest bardziej poważna, kiedy zabiera dłoń z twarzy poprawiając się na krzesełku. Spogląda w stronę zdezorientowanej blondynki.
- Jak wujek? – Jej ton głosu jest naprawdę bardzo czuły, chwyta za serce.
Ino poważnieje i opuszcza wzrok na kolana walcząc sama ze sobą.
- Jest źle. – Podnosi brodę w górę, spoglądając na każdego z nas z osobna, milcząc dłuższą chwilę.
- Nie wiem jeszcze jak długo, ale lekarze... – Odchrząkuje, kiedy głos delikatnie załamuje się. – Nie dają mu dużej szansy.
Saki nie czekając bezczynnie, podrywa się z miejsca i podchodzi w stronę kanapy siadając przy Ino, którą mocno ściska. Dłonią z uczuciem głaszczę włosy blondynki. Podnoszę się z miejsca i powoli podchodzę do nich, siadając po drugiej stronie. Przysuwam się jak najbliżej mogę i obie mocno przytulam.
- Wszystko się ułoży. – Zapewniam chcąc samemu w to wierzyć.
Niestety, nie jestem w stanie powiedzieć dziewczynom, że wujek na pewno wyzdrowieje, skłamałbym. Wiem, że teraz jedyne, co może go uratować to cud.
- Przepraszam, musiałam zapytać. – Ciąga nosem.
- Nie szkodzi Saki. Tylko pokazujesz, że się troszczysz, to ze mnie taka beksa. – Jej głos powoli wraca do normalności.
- Nie jesteś beksą. – Wtrącam. – Jesteś najsilniejszą kobietą, jaką znam. – Całuję ją w czubek głowy.
- Ej! A ja to co? – Uśmiechnięta Saki podnosi głowę i obdarza mnie lodowatym spojrzeniem
- No dobrze, jedną z dwóch. – Śmieję się.
- Już lepiej to powiedziałeś. Później nie dałaby ci spokoju. – Wtrąca Ino.
Delikatne rozluźnienie atmosfery zawsze jest dobre. Saki i ja doskonale o tym wiemy.
- Wracamy do pracy? Trzeba to skończyć mój team'ie. – Zagaduję odsuwając się delikatnie.
- Masz rację, nie dadzą nam żyć. – Ino przeciera zapłakane oczka. Mimo wszystko wygląda teraz bardzo uroczo.
- Ej, a pomożecie mi z ochraniaczami, prawda?
- Saki, jak narazie to ty masz tu najwięcej zrobione. – Stwierdzam za siebie i Ino.
- No dobra, może jakoś przez to przejdę.
- Musimy, cała nasza trójka musi. Jeśli nie skończymy na czas z tym projektem, polecą nam po pensji. – Uświadamiam dziewczyny.
- Zajebiście, że dopiero teraz o tym wspominasz. – Ino obdarza mnie zirytowanym spojrzeniem.
- No bo przecież to taki mały, nieważny szególik. – Wtóruje Saki. – Kretyn. – Mówi krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Boże, jak mam z nimi wytrzymać? – Rozkładam ręce w górę patrząc w sufit. To jest naprawdę ciężki dzień i nic sensownego nie przychodzi mi do głowy.
- Dobra, siadać na swoje miejsca. – Nakazuje blondynka.
- Tak jest szefowo. – Saki salutuje zrywając się na nogi.
- Ale ty głupia jesteś. – Ino prycha, ale jej twarz jest roześmiana.
- Eee tam, ważne, że twoja. – Saki puszcza seksownie oczko w stronę przyjaciółki, a ja kręcę głową zrezygnowany.
- Zazdrośnik. – Ino mówi to z taką dumą, że na moje usta wkrada się delikatny uśmiech.
- Może troszkę. – Wzdycham mrużąc oczy i podnosząc się z kanapy.
Idę w stronę fotela z wielkim ociągnięciem. Po drodze zaglądam w szkic Saki, pochylając się nad jej ramieniem. Jestem w szoku, a jednocześnie czuję dumę, kiedy widzę genialną kreskę przyjaciółki. Moje nauki nie poszły w las, wzięła je sobie do serca.
- Jezus Maria! – Krzyczy odwracając się w moją stronę. – Chcesz, żebym na zawał zeszła? – Dziewczyna trzyma dłoń na klatce piersiowej w miejscu serca.
- Co masz za uszami? – Jestem rozbawiony, naprawdę.
- Jeśli Ci powiem, to będę musiała cię zabić.
Odpowiada poważna i z powrotem przenosi wzrok w swój szkicownik.
- Jestem pod wrażeniem twoich umiejętności malutka. – Odsuwam się i kieruję w stronę fotela, na który od razu siadam.
- Miałam perfekcyjnego nauczyciela. – Wzdycha nawet nie podnosząc na mnie wzroku.
Staram się nie uśmiechnąć, ale niestety nie mogę tego ukryć i kąciki ust wędrują delikatnie ku górze. Przenoszę wzrok na prawie pustą kartkę i w tym momencie zastanawiam się, gdzie jest ten perfekcyjny nauczyciel, bo tutaj go nie widzę. Niestety Saki miała rację, nauczyciel myślami błądzi gdzieś indziej, a raczej z kimś innym.
***
Zamykam właśnie laptopa, upewniając się przed tym oczywiście, czy na pewno wszystko zapisałem. Nie chciałbym przecież stracić wszystkiego, co dziś z dziewczynami stworzyliśmy. Szkice to jedno, ale przeniesienie ich do komputera i próby doskonalenia to drugie. Zginąłbym śmiercią tragiczną, gdybym nie zapisał wszystkiego, to pewne. Wzdycham przeciągle i masuję twarz dłońmi. Jestem zmęczony i śpiący, nie wychodziłem z tego biura cały dzień. Wygodnie opieram się o oparcie fotela i zapatruję w kąt przed siebie. Jakby tak pomyśleć to dzisiaj nie widziałem nikogo oprócz dziewczyn i kochanej sekretarki Jane, która dba o mnie jak nikt inny. Kończę rozmyślania i powoli podnoszę z fotela, przy okazji zgarniając parę dokumentów w dłoń. Muszę przejrzeć je na spokojnie w domu. Chodzi o wybór odpowiedniego materiału. Chwytam jeszcze, z końca biurka, pomarańczową teczkę, którą przygryzam zębami. Kieruję się do wyjścia grzebiąc w kieszeni spodni, żeby znaleźć klucze od biura. Otwieram drzwi i pierwsze co widzę to Jane stojącą naprzeciw mnie.
- Coś do mnie? – Bełkoczę z teczką w zębach. Dziewczyna patrzy na mnie z uśmiechem na twarzy i chwyta za koniec aktówki wyjmując mi ją z buzi.
- Tak. – Jest jakaś rozweselona. – Jutro masz spotkanie z przedstawicielem firmy materiałowej, przypominam.
- Cholera. – Uderzam się w głowę. – Zapomniałem. Jane, jesteś niezastąpiona.
Posyłam dziewczynie najlepszy uśmiech na jaki mnie stać.
- Nie ma o czym mówić, to moja praca.
- Jeśli się nie mylę, to powinnaś już dawno być w domu. – Przechylam głowę w prawą stronę, delikatnie mrużąc oczy.
- Musiałam jeszcze coś ogarnąć. – Tłumaczy. - Spotkanie zaczyna się o jedenastej. Ustaw sobie przypomnienie.
- Jeszcze raz dzięki. – Spoglądam w troszkę smutne oczy mam wrażenie.
Odwracam się delikatnie w bok i zamykam drzwi od biura na klucz.
- Jane, czy wszystko w porządku? – Pytam odbierając od niej teczkę, którą powoli otwieram.
- Tak, jestem może trochę przeziębiona, cały dzień bolała mnie głowa.
- Może weź sobie wolne, co? – Uśmiecham się.
- Narazie nie potrzebuję, a z resztą, jak Ty sobie beze mnie poradzisz? – Pyta zaczepnie.
- Fakt. Musiałbym posiłkować się innymi ludźmi, ale nie byliby tak dobrzy jak ty.
- Już mi tak nie słodź. – Śmieje się. – Ej, a czy ty czasem się nie śpieszysz?
- Fakt. – Krzywię się delikatnie, bo zostało mi mało czasu. – Do zobaczenia jutro?
- Oczywiście. Trzymaj się szefie. – Dziewczyna schodzi na bok, żebym mógł przejść.
- Zdrowia życzę. – Krzyczę odwracając się do niej na chwilę.
Zmierzam do windy, bo nie chce mi się iść schodami. W międzyczasie próbuję schować papierki do teczki, ale nie udaje mi się to przed dotarciem do windy. Naciskam guzik przywołując ją do siebie i ponownie walczę z kartkami papieru. Słyszę dźwięk otwieranych drzwi i w tym samym momencie udaje mi się ogarnąć te papiery. Chwytając za gumkę spoglądam przed siebie i mam już stawiać pierwszy krok, ale paraliżuje mnie na starcie. Mój oddech staje się nieregularny, a serce? Mam wrażenie, że zaraz wyskoczy.
- Sakura, Ty jeszcze tutaj? – Ledwo jestem w stanie coś z siebie wydusić.
- Właśnie wracam do domu. – Jej głosem zawładnęła delikatna chrypka.
Odzyskuję władzę w nogach i robię krok w kierunku windy. Staję obok dziewczyny z silną pokusą, żeby jej nie pocałować. Dostrzegam, że ukradkiem na mnie spogląda, przez co moje kąciki ust unoszą się lekko w górę. Jest ubrana naprawdę fajnie. Zwiewna biała koszulka, eleganckie czarne spodnie i czarne niewysokie szpilki. Włosy roztargnione delikatnie, co tylko dodaje jej uroku.
- Co tak długo? – Zagaduję wciskając guzik na parter.
- Musiałam dokończyć parę spraw, a poza tym chciałam pobyć sama. – Wzdycha i spogląda w moją stronę. – A ty?
Dostrzegam, że ma lekko podpuchnięte oczy, ale jest w nich coś takiego, co nie pozwala odwrócić wzroku.
- Mieliśmy z dziewczynami zbroję do zaprojektowania. Wrzuciliśmy na laptopa, ale musiałem jeszcze to obrobić.
Wpatruję się w jej oczy, które są bardzo hipnotyzujące i nie mogę przestać. Między nami panuje duże napięcie, a atmosfera naprawdę staje się ciężka do zniesienia. Nawet nie wiem, w którym momencie, ale moja twarz znajduje się coraz bliżej niej, a może to ona bliżej mnie. Dochodzi do sytuacji, gdzie czuję oddech różowowłosej na delikatnie odkrytym torsie. Nasze usta dzielą już tylko milimetry.
- Naruto, przestrzeń. – Mówi bardzo cicho.
- To się przesuń. – Dodaję delikatnie od siebie.
- Nie mogę. – Jej głos brzmi bardzo poważnie.
- Ciało mnie nie słucha. – Przyznaję, kiedy praktycznie czuję jej usta na sobie.
- Zrób coś. – Szepcze.
Delikatnie muskam wargami pełne usta Sakury, które smakują wiśnią, chyba czuję pomadkę. Kiedy dziewczyna powoli oddaje wszystkie pocałunki, końcem języka przesuwam po dolnej wardze. Rozchyla delikatnie usta, a ja wdzieram się do środka, subtelnie drażniąc jej język swoim. Upuszczam teczkę i chwytam za biodra dziewczyny, przygniatając ją tym samym do ściany windy. Syczy delikatnie, kiedy nasze ciała obijają się o siebie. Czując jej dłonie wchodzące wyżej i zatrzymujące się dopiero w moich włosach, po plecach przebiega mnie interesujący dreszczyk. Pogłębiam pocałunek mocniej przyciskając ją do ściany i zaciskając dłonie na zgrabnych pośladkach.
- Stój. – Odzywa się po krótkiej chwili łapiąc mnie za twarz. – Co my robimy?
Przeszywa mnie wzrokiem jakiego nigdy od niej nie doświadczyłem. Nie mam pojęcia w jaki sposób powinienem to odczytać.
- Kurwa. – Odsuwam się sfrustrowany, natarczywie masując kark prawą dłonią. Odwracam się od niej plecami i biorę trzy głębokie wdechy.
- Mam wrażenie, że narazie nie powinniśmy mieć ze sobą kontaktu. – Słyszę za sobą łamiący się głos.
Odwracam się od razu słysząc te słowa i dostrzegam ogromny ból rysowany na jej twarzy.
- Naruto, tylko się krzywdzimy.
- Wiem. – Tyle jestem w stanie wydusić.
Chciałbym coś dodać, ale do moich uszu dociera dźwięk windy i dostrzegam powoli otwierające się drzwi. Pochylam się przy nogach dziewczyny i zgarniam teczkę z podłogi. Prostuję się i jeszcze raz zaglądam w zielone oczy. Z delikatnym uśmiechem całuję ciepły policzek i gestem dłoni nakazuję wyjść jako pierwszej. Sakura wychodzi zaszczycając mnie przelotnym spojrzeniem.
- Do zobaczenia Naru. – Mówi opanowana odwracając się w moim kierunku.
- Do zobaczenia Haruno. – Odpowiadam idąc jej śladem.
Rozglądam się wokoło i w końcu dostrzegam blond włosą przyjaciółkę siedzącą na ławeczce. Podchodząc bliżej jestem w stanie zauważyć, że kiwa głową z dezaprobatą.
- Wyleciała z tej windy jak z procy. Co jej zrobiłeś? – Pyta wstając i ustawiając się naprzeciw mnie.
- Nic, chyba musimy zacząć się unikać. – Przyznaję szczerze.
- Za dużo powiedziałeś?
- Za dużo zrobiłem. – Wzdycham przecierając dłonią twarz.
- Naru... – Zaczyna współczująco, czuję drobną dłoń na ramieniu. – Nikomu z nas nie jest łatwo w tej sytuacji. Nie możesz obwiniać siebie za wszystko, daj sobie czas. Ja z Sasuke mieliśmy go trochę więcej.
Puszcza do mnie oczko, a ja mam wrażenie, że ona o wszystkim wie. Może to nie jest tylko wrażenie, przecież wszystkie trzy są przyjaciółkami.
- Ino – Zaczynam, ale nie jestem pewien czy powinienem o to pytać. – Czy Sakura coś Ci mówiła? – Dostrzegam jak jej usta wyginają się w nikłym uśmiechu.
- Przyznała się. – Odpowiada krótko, a mi jest zwyczajnie głupio.
- Jak bardzo jesteś na mnie zła? – Teraz nawet nie mogę spojrzeć jej w oczy, błądzę wzrokiem wszędzie.
- A twoim zdaniem powinnam być zła? – W jej głosie słyszę zdziwienie.
- Naraziłem cię na plotki wychodząc w ogóle z domu, wróciłem późno no i...byłem z Sakurą. – Dostrzegam jak jej uśmiech pogłębia się jeszcze bardziej.
- Przede wszystkim jesteś moim przyjacielem. Pierdolę ludzi dookoła, ważne, że my wiemy o co tu chodzi. – Czuję jej delikatną dłoń na policzku. Mimowolnie na nią spoglądam. – Nie jestem zła za to, że chcieliście spędzić trochę czasu sami. Jestem szczęśliwa, że to wam się udało i mieliście idealną okazję.
- Kocham cię tak niesamowicie bardzo, że nawet nie wiem jak to wyrazić. – Przysuwam się w jej stronę i składam całusa na ciepłym policzku.
- Już to robisz kochanie. – Wzdycha. – Żenisz się z najlepszą przyjaciółką, bo jej ojciec tego chce. To się dopiero nazywa bezgraniczna miłość. – Prycha odsuwając się ode mnie. W oczach blondynki dostrzegam dziwny chłód. Nie podoba mi się to.
- Wiesz, że ojciec robi to dlatego, że się martwi prawda?
Nie uzyskuję odpowiedzi, nawet na mnie nie patrzy. Wzrok ma utkwiony w jakiś punkt za mną.
- Kochanie? – Próbuję do niej dotrzeć.
- Ino? – Dopiero teraz na mnie patrzy. – On tylko chce, żebyś miała rodzinę.
- Szkoda, że kosztem innych. – Odburkuje.
- Ej, to niesprawiedliwe. – Wzdycham ciężko. – Nie możesz winić tylko jego rozumiesz? To wina waszych rodziców i ich pieprzonych tradycji. To też nasza wina, bo podjęliśmy decyzje, z którymi teraz musimy się zmierzyć i spróbować żyć. – Obserwuję jak jej spojrzenie powoli się zmienia.
- Masz rację. – Burczy cicho. – Po prostu jestem taka zła, że już nie wiem, co i jak mam myśleć. Już mnie to przerasta.
- Poczekaj aż pójdziemy do jubilera. Wtedy wszystko cię przerośnie. – Żartuję chcąc załagodzić trochę sytuację, ale to raczej kiepski żart.
- Masz rację, nieśmieszne. – Mówiąc to uśmiecham się delikatnie zażenowany.
- Idziemy? – Pyta po krótkiej chwili.
- No jasne, im szybciej tym lepiej nie?
- Tak, załatwmy to w miarę szybko. – Wzdycha z ciężkim oddechem.
***
Spoglądam na zamyśloną blondynkę, a zaraz później na szklaną ladę.
- Jesteś pewna? – Pytam wpatrując się w biżuterię.
- Myślę, że tak. – Wzdycha cicho.
- Jesteście Państwo pewni, że nie chcecie żadnego grawerunku? Jest wliczony w cenę, aż szkoda nie skorzystać. – Uśmiecha się miła ekspedientka.
Spoglądamy na siebie z Ino w tym samym momencie, a na usta wpełza nam delikatny uśmiech.
- A może zrobimy sobie jednak ten grawer? – Unoszę sugestywnie brew w górę.
- Właśnie o tym pomyślałam. – Chichocze.
- Uśmieję się jeśli pomyśleliśmy o tym samym. – Stwierdzam dalej patrząc na nią.
- Coś w stylu „Kretyńscy przyjaciele uwięzieni do usranej śmierci”?
Wybucham cichym śmiechem.
- O przyjaciołach pomyślałem to fakt, ale reszta wydaje się być dla nas obraźliwa
- A jak nazwiesz naszą głupotę? – Marszczy czoło.
- A może „Przyjaciele na zawsze i chuj wam w dupę”? – Teraz to Ino wybucha śmiechem.
Robi mi się głupio, bo właśnie przypominam sobie o obecności Pani stojącej przed nami. Spoglądam na nią delikatnie speszony układając sobie scenariusze w głowie, co ona może teraz o nas myśleć. Uśmiecham się przepraszająco, równocześnie drapiąc się z tyłu głowy.
- Naru, to mi się podoba, bierzemy. – Blondynka jest całkiem poważna, a Pani patrzy na nas z nierozumiejącym wyrazem twarzy.
- Ummm, jeśli mogę coś doradzić. – Zaczyna nieśmiało. – Inne pary wybierają datę, inicjały albo jakąś krótką, ale romantyczną wstawkę.
- Z tym, że my...hmmm, my nie jesteśmy za bardzo romantyczni. – Blondynka tłumaczy z uśmiechem i spogląda na mnie. – Niech Pani zapisze to, co mówił mój narzeczony.
Patrzy na mnie wyczekująco, chcąc wiedzieć czy w końcu zaprotestuję.
- Czyli ma być „Przyjaciele na zawsze i chuj wam w dupę”? Czy są Państwo pewni? – Pyta odchrząkując i niedowierzając w to co się właśnie wydarzyło.
- Tak, niech Pani zapisze taki grawer. - Przytakuję szybko, żeby tylko się nie rozmyślić. – A właśnie, jeśli się zmieści to poproszę jeszcze datę. – Uśmiecham się sympatycznie.
- Dobrze, proszę podać. – Kończy notować w zeszycie i obdarza mnie spojrzeniem.
- Dwudziesty trzeci maj. – Ino wtrąca, kiedy zauważa, że nie jestem w stanie odpowiedzieć. – Tylko na ślub nie zapomnij się zjawić. – Uśmiecha się szeroko.
- Nie mógłbym. – Nachylam się I składam szybkiego całusa na jej rozgrzanym policzku, po czym puszczam oczko.
- Następnego roku? – Pyta ekspedientka.
- Nie nie, tego roku. – Dopowiadam obdarzając wzrokiem zaskoczoną kobietę.
- To za tydzień. – Mówi cicho czarnowłosa.
- Coś nie tak, nie zdążycie? – Pytam delikatnie zdziwiony.
- Nie, nie. Wszystko będzie na czas. Podejrzewam, że w środę będzie można odebrać obrączki.
- To super. Cieszę się. – Odpowiadam niemal natychmiast.
- Zaręczynowy dostaniecie Państwo już dzisiaj.
- Czy mam do was dzwonić, czy nie wiem, może wy będziecie się ze mną kontaktować? – Mój głos jest spokojny, nie roztrzęsiony jak wcześniej
- My będziemy dzwonić. Numer telefonu już do Pana posiadamy, także bez problemu.
- Cieszę się. – Zawieszam się na chwilę. – Czy ja już płaciłem? – Uśmiecham się przepraszająco.
- Tak, oczywiście Panie Uzumaki. – Odpowiada pakując obrączki i karteczkę z notatką do plastikowego, foliowego woreczka.
- Czy zaręczynowy od razu spakować?
- Nie, zaraz go założę. – Ino uśmiecha się sztucznie.
- To dam od razu pudełeczko – ekspedientka podaje mojej przyjaciółce ładne czerwone, kwadratowe pudełko, które blondynka bez wahania chwyta. – i pierścionek do rąk własnych. – Z jeszcze większym uśmiechem układa na dłoni Ino delikatny pierścionek z brylantem.
Dziewczyna przygląda się chwilę I z westchnięciem wsuwa go na swój palec.
- Do twarzy ci. – Zagaduję.
- Dzięki. – Uśmiecha się prawie niezauważalnie.
Czyli już tą sprawę mamy z głowy. Cieszę się, że udało nam się coś wybrać, bo było naprawdę ciężko.
~,~
Hej hej misie!
Oto kolejny rozdzialik, myślę, że pewnie jeszcze z dwa i koniec Short-Story, ale zobaczymy jak to wyjdzie. Mamy nadzieję, że u was wszystko dobrze, bo u nas na przykład sporo roboty. Zostawcie coś po sobie kochani, pozdrawiamy bardzo cieplutko. Hope you like it! Patty&Paula
Rozdzialik super, już się nie mogę doczekać jaki będzie finał tej historii.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam cieplutko
Hej dziewczyny
OdpowiedzUsuńSuper rozdział już się nie mogę doczekać w jaki sposób zakończycie tą historię
Chciałam zapytać co u Was słychać? I kiedy możemy się spodziewać dalszych części tego short story?