poniedziałek, 28 maja 2018

#9 Short-Story


- Nic z tego nie rozumiem. - Nabiera śmiałości strażnik stojący przed nami.
- Osamu, jak możesz nie rozumieć? - Sakura uderza się w czoło. - Przecież wszystko wyjaśniliśmy.
- Nie rozumiem kto chciałby im pomóc. - Wzdycha uśmiechając się przepraszająco.
- Wysłali popleczników. - Różowo włosa podchodzi do niego bliżej i kładzie dłoń na jego ramię, co nie za bardzo mi się podoba. - Jedyne, co teraz musisz wiedzieć to to, że masz ich zamknąć i poczekać na Ibiki'ego Morino.
- Spokojnie Sakura, ogarnąłem. - Uśmiecha się zawstydzony. Wsuwam dłonie w kieszonki u spodni i obserwuję. Co ona właściwie robi? To jej kumpel, czy jak?
- Tak właśnie myślałam. - Chichocze. - To jak, przygarniesz ich?
- Dla ciebie wszystko...znaczy dla Hokage. - Uśmiecha się przepraszająco. Ten gość wcale mi się nie podoba.
- No, to bierz ich. - Wzdycha i odsuwa się od niego spoglądając na mnie z uśmiechem. Nie mogę jej rozgryźć.
- Potrzebuję jednej osoby do eskorty. - Odzywa się Osamu. - Wybaczcie, takie procedury. - Uśmiecha się przepraszająco.
- Idź. - Sensei wskazuje na mnie, co wprowadza mnie w totalne osłupienie.
- Ja? - Odzywam się dla upewnienia.
- Tak, leć i wracamy do wioski. - Wzdycha zmęczony.
Nie czekam na nic tylko powoli idę za chłopakiem. Wchodzimy za wielkie ogrodzenie i zmierzamy prosto do całkiem spoko budynku. Nie jest upiorny ani nic w tym stylu. To więzienie na poziomie, całkiem dobrze wyposażone i zrobione. Zwykły duży budynek, do którego prowadzą duże metalowe drzwi, przez które właśnie przechodzimy.
- Dobra, dalej mogę iść sam, bo są tu moi koledzy. - Oznajmia Osamu. Spoglądam na Satomi, a moje serce przyspiesza.
- Mogę zamienić jeszcze słowo z tą dziewczyną? - Pytam z nadzieją, a ona patrzy na mnie nierozumiejącym i zaskoczonym wzrokiem.
- Dobra, ale tylko chwila.
Podchodzę do niej i odwiązuję od reszty. Ciągnę za sobą i ukrywam się w szczelinie z automatem do kawy. Chowam się za skrawek ściany i ściągam maskę na lewą stronę. Patrzę głęboko w jej oczy, a ona skanuje wzrokiem całą moją twarz.
- Co ty robisz? - Pyta z wyrzutem.
- Chcę poprosić jeszcze raz, żebyś zmieniła decyzję.
- Nie. Nie ważne ile razy zapytasz, moja odpowiedź się nie zmieni. - Utwierdza mnie mocniej w tym przekonaniu. Zaciskam szczękę i delikatnie dłonią głaszczę jej policzek. Kiedy dziewczyna przymyka oczy korzystam z okazji i całuję ją po raz ostatni. Blondynka od razu oddaje mój przepełniony bólem pocałunek. Zarzuca na moje barki związane ręce i mocniej się we mnie wtula. Przerywam pocałunek, kiedy braknie mi tlenu.
- Przepraszam. - Wzdycham cicho. - Nie chciałem tego tak skończyć. - Opieram czoło o jej.
- Miałam inne plany. - Uśmiecha się delikatnie. - Nic na to nie poradzimy. - Czuję jej ciepłe usta na swoim policzku.
- Nie chcę, żebyś tu siedziała. - Kręcę głową.
- Spokojnie, poradzę sobie. - Upewnia mnie i delikatnie głaszcze związanymi dłońmi po włosach.
- Muszę iść. - Oznajmiam. Chwytam za jej ręce i powoli wyślizguję z jej objęć.
- Nie zbliżaj się do niej. - Mówi, kiedy odwracam ją i powoli wypycham zza ściany.
- Satomi, chcę ułożyć sobie życie z kimś innym. Ty ze mną nie chciałaś, a Sakura...
- Kochasz ją. - Oznajmia wściekła.
- Tak. Dlatego będę o nią walczył. Wcześniej mnie nie chciała, a teraz mam nadzieję, więc się nie poddam. - Mówię jej całą prawdę.
- Nienawidzę cię. - Wzdycha cicho.
- Proszę, oddaję więźnia. - Spoglądam na chłopaka i przekazuję mu Satomi.
Nie mówię nic, nawet na nią nie patrzę i odwracam się kierując do wyjścia. Strażnicy otwierają mi drzwi i w końcu nabieram świeżego powietrza w płuca. Patrzę przed siebie i dostrzegam swoich przyjaciół. Są zmęczeni, cholernie.
- Możemy iść. - Zwracam na siebie ich uwagę.
- Załatwiłeś sprawę? - Pyta mistrz.
- Tak. Teraz prosto do wioski. - Odpowiadam. Nim ruszamy czuję na sobie dziwne spojrzenie dziewczyn.
- Ale doskonale wiesz, że jest fajny. - Słyszę głos blondynki za sobą.
- Co z tego, jeśli jest głupi? - Prycha cicho Sakura.
- Ej, nie przesadzaj. To było tylko chwilowe.
Mówi zagadkowo.
- Ino, nie wiem, co mam robić w obecnej sytuacji.
- Cierpisz przez niego?
- Sama nie wiem, chyba mi to obojętne.
- Ej, kochanie myślę, że siebie oszukujesz. - O czym one rozmawiają?
- Ale jak mogę cierpieć przez osobę, z którą nic mnie nie łączy? - Pyta pewna swego.
- No dobrze, ale nie uwierzę, że wcale cię to nie rusza. - Cicho chichocze niebieskooka.
- Nie potwierdzę ani nie zaprzeczę.
- No, to ja pójdę zdać raport, a wy... - Mistrz patrzy na nas z osobna, kiedy stoimy pod bramą wioski. - Zrobicie co zechcecie.
Gdy mijam bramę od razu czuję palące spojrzenia. Z początku nie wiem o co chodzi, ale zaraz przypominam sobie, że przecież nadal mam na sobie maskę.
- Narka. - Każdy mruczy do siebie.
Kiedy widzę, że Sakura chce tak po prostu odejść łapię ją za rękę i odwracam w swoją stronę. Dziewczyna obserwuje moją sunącą w dół dłoń i kiedy nasze palce zaczynają się przeplatać spogląda na maskę.
- Ej, ty nigdzie nie idziesz. Chyba, że ze mną. - Mówię cicho.
- Nie możesz iść sam? - Pyta oschle. - Chcę odpocząć.
- Proszę Sakura. - Wzdycham głośno. - Mam dość siedzenia samemu.
- Od pewnego czasu nie byłeś sam. - Stwierdza. - Do zobaczenia później. - Wyrywa się i powoli idzie.
- Dobra, zjem sam jak zwykle. - Wołam za nią z nadzieją, że jednak do mnie wróci.
- Dzisiaj jeszcze będziesz musiał. - Krzyczy.
- Ej no weź! Proszę, chodź ze mną. - Wołam za nią.
- Źle się czuję, zobaczymy się jutro. - Krzyczy i znika mi z pola widzenia.
Stoję jak słup i dalej nie mogę się otrząsnąć. Byłem pewien, że ze mną pójdzie, a ona tak po prostu mnie olała. To strasznie przypomniało mi jej dawne zachowanie. Kiedy byliśmy młodsi, a ja próbowałem zaprosić ją na randkę. Zawsze to robiła, zlewała mnie i odchodziła. Naprawdę nie wiem, co się właśnie stało.

Perspektywa Sakury:

- Nie ładnie zrobiłaś. - Karci mnie Ino. Spotkałam ją po drodze.
- Muszę ochłonąć. Odpocząć od niego. - Odpowiadam szczerze.
- Masz go dość?
- Nie. - Sama nie wierzę, że to mówię. - Po prostu się wkurzyłam.
- Przecież nie miał wyboru. - Wzdycha z uśmiechem.
- Doskonale wiesz, że to nie prawda. Chciał iść i poszedł, tylko Bóg wie, co tam się działo.
- Sakura, czego ty się naćpałaś? - Parska śmiechem. - Przecież się z nią tam nie przespał.
- Nie jestem głupia. - Syczę na nią. - Mógł coś jej powiedzieć na przykład.
- Niby co?
- Że dalej ją kocha?
- Ogłupiałaś do reszty. - Kręci głową zupełnie rozbawiona.
- Mnie to nie bawi, skąd mogę mieć pewność, że wczoraj mną się nie bawił?
- Dlaczego jesteś taka podejrzliwa? Przecież znasz go od dzieciaka. - Wzdycha.
- I tego boję się najbardziej.
- O czym my teraz rozmawiamy? Pogubiłam się. - Grymasi.
- O tym, że panicznie boję się dać mu szansę. Nie chcę go stracić. - Wzdycham i wbijam wzrok w ziemię.
- Nie stracisz.
- Skąd ta pewność?
- Bo on strasznie cię kocha, wiesz głupia?

Perspektywa Naruto:

- Czyli jednak Anbu? - Pyta dla upewnienia.
- Tak zdecydowałem, masz coś przeciwko Tsunade-baachan? - Chyba puściła to mimo uszu, bo nie widzę żadnej zmarszczki na jej twarzy.
- Nie, bardzo się cieszę z tej decyzji. Będę miała zaufanego człowieka. - Uśmiecha się! Co to za postęp?
- To fajnie, ale mam jeden warunek. - Krzywię się i drapię w kark.
- Będziesz stawiał mi warunki? - Pyta lekko wzburzona.
- Nie denerwuj się, chcę tylko nadal chodzić na wszystkie misje z moją drużyną. Nie proszę o dużo.
Podkreślam słowo wszystkie. Jej twarz spokojnieje.
- No dobrze, na to mogę przystać. - Przerywa na chwilę. - Chcesz coś jeszcze?
- Tak. Mam parę spraw do poruszenia. - Przełykam głośno ślinę. Moje gardło wydaje się być bardzo suche.
- W takim razie zaczynaj.
- Pierwszą sprawą jest to, że Kyuu, znaczy ja – Przerywam na chwilę i biorę głęboki oddech, muszę się uspokoić, bo inaczej nie powiem nic. - Kurama jest teraz całkowicie ze mną.
Mówię to na jednym wydechu i obserwuję jak twarz Hokage szybko się zmienia. Najpierw jest zdezorientowana, później dostrzegam lekki grymas uśmiechu, a zaraz za tym poważnieje wraz z odchrząknięciem.
- Chcesz mi powiedzieć, dlaczego mówisz mi to dopiero teraz? - Stara się nie zdenerwować.
- A czy to nie ważna informacja, która musi być przekazana osobiście? - Próbuję się bronić.
- Dobra, masz rację. To zbyt cenna informacja na listy.
- Jeszcze jedno, skoro o tym już wspomniałem. - Wzdycham i drapię się po karku.
- Co znowu zataiłeś? - Pyta prawie na skraju zdenerwowania.
- Spotkałem Akatsuki. - Wypalam bez namysłu.
- Co?! - Ze zdenerwowania wstaje na równe nogi i widzę, jak zaciska dłonie na biurku.
- Chyba zbierali o mnie informacje, ale nie pokazałem im nic specjalnego. - Dodaję szybko i widzę jak powoli się rozluźnia.
- Ilu. - Pyta przez zęby.
- Jeden, walczyłem z jednym. - Odpowiadam zgodnie z prawdą. - Odwróciłem się na dosłownie sekundę, a go już nie było.
- Uzumaki Naruto. - Nie widzę jej twarzy, bo jest opuszczona w dół, ale słyszę jej cięty głos.
- Hai?
- Wyjdź, bo mogę cię teraz zabić! - Kiedy podnosi na mnie wzrok paraliżuje mnie. Jej żyłka na czole pulsuje bardzo mocno. Krzywię się i biorę radę do serca. Nie zwlekam długo i wychodzę na zewnątrz. Kiedy jestem za drzwiami nabieram powietrza w płuca z wielką ulgą.
- Co się dzieje? - Słyszę roześmiany głos.
- Nie wchodź, wkurzyłem ją. - Uśmiecham się krzywo.
- Dzięki Naru, teraz muszę ustalić trening ze zdenerwowaną Hokage. - Wzrusza ramionami i mijając mnie chwyta za klamkę. Kiedy widzę, że już chce otwierać powstrzymuję ją.
- Ej, nie wiesz, co ugryzło Sakurę? - Patrzę na nią z nadzieją. Tylko Ino może wiedzieć o co chodzi.
- Nic, a co ma się dziać? - Uśmiecha się dziwnie.
- Zlała mnie, miała iść ze mną zjeść, a później nagle zostawiła mnie samego.
- Naruto, rusz tymi resztkami mózgu. - Prycha i wchodzi do gabinetu ginąc mi z oczu.
Stoję tu jak kretyn i staram się podnieść koparę z podłogi. Kobiety są naprawdę pojebane. Nawet moja przyjaciółka zachowuje się dziwnie, co ja im takiego zrobiłem? Otrząsam się dopiero, gdy jakiś pielęgniarz uderza mnie w bark, po czym przeprasza szybko i odchodzi. Idę w jego ślady i powoli wychodzę z budynku. Mrużę oczy, kiedy prosto w nie świeci słońce. Zastanawiam się, co mam teraz z sobą zrobić. Wzdycham ciężko i powoli ruszam drużką. Chcę spotkać się z Sakurą, wyjaśnić sprawy. Sądzę, że to moje ostatnie podejście, mam dość robienia z siebie klauna. Nawet największego uparciucha zmęczyłoby ciągłe ubieganie się o względy drugiej osoby. Rozglądam się dookoła, po wiosce spaceruje masa ludzi. Nie potrafię ich zliczyć, nie da się w tym momencie. Dostrzegam małe dzieci, staruszków i młode piękne dziewczyny. Czasem zastanawiam się, co takiego zrobiłem w życiu, że Bóg postawił mnie w takiej sytuacji. Mam tu na myśli to, że w wiosce jest tyle pięknych kobiet, a ja akurat usadziłem się na tą jedną jedyną. Uśmiecham się pod nosem, bo przypominam sobie, że właśnie wczoraj to samo powiedziała zielonooka. Staję pod drzwiami i już czuję, że moje serce znacznie przyspiesza. Cholera, jak dalej będę się tak denerwował to nic z tego nie wyjdzie. Biorę głęboki wdech i pukam do drzwi. Teraz nie ma odwrotu. Kiedy nikt się nie pojawia ponawiam ruch tylko, że o wiele głośniej. Gdy i to nie przynosi efektu ponownie unoszę dłoń w górę i chcę zapukać mocniej. Zostaję zatrzymany w połowie drogi, kiedy drzwi się otwierają. Moja ręka zostaje w bezruchu i mimowolnie na moje usta wkrada się lekki uśmiech, gdy dostrzegam dziewczynę po drugiej stronie. Widać, że jest bardzo zaskoczona. Chce coś powiedzieć, ale z powrotem zaciska usta by po chwili przygryźć dolną wargę. Delikatnie mruży oczy i dokładnie się we mnie wpatruje.
- Porozmawiamy? - Nagle znów mogę mówić. Z trudnością, ale jednak.
- Mamy o czym? - Delikatnie opiera się o framugę.
- Obiecuję, to już ostatni raz.
- Co? - Marszczy brwi.
- Ostatni raz cię nachodzę. - Tłumaczę krótko. Posyłam spojrzenie za jej plecy. - Mogę wejść?
Z wahaniem, ale odsuwa się i gestem dłoni każe wejść mi do środka. Kiedy już stoję w korytarzu zamyka drzwi. Odwraca się do mnie i przykłada palec do ust nakazując mi, żebym był cicho. Kiwam głową i po chwili czuję jej dłoń na swoim przedramieniu. Powoli ciągnie mnie na górę. Z uśmiechem posłusznie za nią idę aż do jej pokoju.
- Siadaj. - Wskazuje dłonią kanapę pod oknem. Bez słowa robię co każe i przyglądam się jak zamyka drzwi. Odwraca się w moją stronę lekko speszona, przynajmniej tak sądzę. To chyba właśnie ten typ mimiki twarzy.
- Usiądziesz ze mną, czy będziesz tam tak stała? - Uśmiecham się.
- Chętnie bym tu została. - Odpowiada zdawkowo.
- Przecież nie ugryzę. - Mówię poważnie. - A nawet jeśli, to jestem szczepiony, spokojnie.
Triumfuję, kiedy widzę uśmiech na jej twarzy.
- Głupek. - Wzdycha ciężko i podchodzi w moim kierunku.
Obserwuję ją bardzo dokładnie, chcę wiedzieć jak teraz zachowuje się w moim towarzystwie. Wszystko notuję sobie w głowie, dosłownie wszystko. Dziewczyna siada dalej ode mnie. Denerwuje mnie ta odległość, więc bez jakiegokolwiek pytania przysuwam się bliżej podkulając prawą nogę, żeby siedzieć do niej bokiem.
- Co ty...
- Możesz mi wyjaśnić co cię ugryzło? - Mrużę na nią oczy i opieram głowę o dłoń, której łokieć opiera się o oparcie kanapy.
- O co ci chodzi?
- Miałaś iść ze mną na ramen, a później byłaś niemiła.
- Zdarza mi się. - Odpowiada całkiem poważnie. - Czasem jestem wredna.
- Coś cię ugryzło, tylko nie wiem co. - Wzdycham cicho i zapatruję się na lewy róg podłogi. Kątem oka dostrzegam jednak, że dziewczyna skanuje całą moją twarz wzrokiem.
- Ty mnie ugryzłeś. - Słyszę nagle ciche mruknięcie.
- Ja? - Unoszę w górę brew zdezorientowany.
- Mhm.
- Ząbki trzymam przy sobie. - Dziewczyna parska śmiechem.
- Przestań. - Mówi uspakajając się.
- No dobra, koniec żartów. Teraz na poważnie. - Patrzę na nią wymownie.
- Nie podoba mi się, że... – Bierze głęboki wdech. - ...nie jesteś zwykłym przyjacielem.
- Zaciekawiłaś mnie, mów dalej. - Mówię uśmiechając się szeroko po całkiem sporej chwili.
- I reszty sam powinieneś się domyślić. - Kończy. - No chyba, że jednak jesteś takim bez mózgiem, że się nie domyślisz.
- Jak ja nienawidzę, jak kobieta mówi domyśl się. - Prycham kręcąc głową nie dowierzając.
- Niektóre zachowania mężczyzn też mnie irytują. - Puszcza do mnie oczko.
- Chodzi o to, że nie dałem ci dziś buziaka? - Uśmiecham się, a dziewczyna klepie się w czoło.
- Zmądrzej. - Wzdycha cicho.
- Poszedłem z Satomi. - Strzelam. Mam nadzieję, że była choć trochę zazdrosna, ale jeśli mój strzał jest zły, to już zupełnie nie wiem, o co może chodzić. Sakura momentalnie podnosi głowę i przeszywa mnie wzrokiem. - Zgadłem. - Bardziej stwierdzam niż pytam.
- Odprowadziłeś ją i wyszedłeś? - Pyta ściągając brwi.
Jest nad wyraz spokojna, jakby nic ją dzisiaj nie obchodziło. Jest obojętna. Przełykam gulę siedzącą mi w gardle, naprawdę nie wiem, co mam jej teraz powiedzieć. Uśmiecha się i kiwa głową przykładając do niej dłoń.
- Tak myślałam. - Odpowiada pewna siebie.
- Co myślałaś? - Serio, tylko na tyle cię stać debilu?
- Że nie skończyło się tylko na odprowadzeniu jej, twoje milczenie jest jednoznaczne.
- Musiałem z nią porozmawiać.
- Tylko? - Przygryza dolną wargę. Czy ona się denerwuje?
- Taki był plan.
- Pocałowałeś ją. - Oznajmia.
- Tak. - Przyznaję.
- Wiesz co Naruto? Chyba nie mamy o czym rozmawiać. - Kiedy dziewczyna próbuje wstać powstrzymuję ją. Chwytam za jej ramię i uziemiam.
- A możesz choć raz dobrze mnie posłuchać? - Pytam zdenerwowany. Wkopałem się po uszy.
- Słucham. - Nie wiedziałem, że pójdzie tak łatwo.
- No więc, chodzi o to, że...wcale tego nie planowałem. - Wzdycham. No i co ja mam jej powiedzieć?
- No i zobacz. Jak mam ci wierzyć? - Uśmiecha się. - Skąd mam wiedzieć, że serio lubisz mnie na tyle, żeby nie pójść do jakiejś innej dziewczyny?
- Ale ja cię nie lubię. - Widzę chwilowe zdezorientowanie na jej twarzy. - Ja cię kocham. - Uśmiecham się.
- Gdyby tak było, to byś jej nie pocałował. - Czemu ona się uśmiecha?
- Chciałem to skończyć jak należy.
- Mogłeś to zrobić w inny sposób.
- Chciałem zrobić to w ten sposób, bo przez jakiś czas była dla mnie naprawdę bardzo ważna.
- Sasuke też był dla mnie bardzo ważny, a nie zerwałam z nim przez pocałunek. - Upiera się przy swoim.
- Sakurcia, nie jesteśmy razem. - Wyrzucam najcięższą artylerię. - Chciałaś porozmawiać dopiero w wiosce, więc nie powinno być żadnych wyrzutów. - Dziewczyna z uśmiechem siada bokiem patrząc na mnie. Szybkim ruchem wyciąga ręce w moim kierunku i zgarnia mnie za koszulkę.
- Ale nie widzisz, że jestem zazdrosna debilu? - Pyta patrząc mi w oczy z naprawdę bardzo bliska. Kurewsko mi się to podoba.
- Ty? O mnie? - Pytam dla upewnienia z uśmiechem.
- Trochę tak. - Przyznaje ponownie.
- I co z tym zrobimy? - Chcę już ją pocałować, ale w ostatniej chwili puszcza moją koszulkę i odwraca się patrząc na drzwi.
- Nic. - Wzdycha ciężko. - Chcę ci wierzyć, ale jakoś mnie nie przekonujesz. - Strzącha ramionami.
- Co mam jeszcze zrobić, żebyś w końcu dała mi szansę? - Pytam zirytowany.
- To zależało od ciebie i chyba to spieprzyłeś. - Irytuje mnie, że znów ciężko wzdycha. Irytuje mnie, że jest taka usadzona i irytuje mnie to, że nawet jeśli się przyznała, że nie jestem tylko przyjacielem dalej mnie nie chce.
- Sakurcia, bo zaraz się zdenerwuję. - Ostrzegam.
- Proszę bardzo, ja już dziś to przeżyłam. - Wstaję gwałtownie i zaplatam ręce na karku. Uśmiecham się, bo tylko to mi zostało.
- Dobrze się czujesz? - Słyszę za sobą jej głos.
- Nie. - Przyznaję.
- Naruto nie strasz mnie.
- Za każdym razem źle czuję się w twoim towarzystwie. - Przyznaję. - Coś mnie tak... tak mnie tam ściska. - Przerywam na chwilę i odwracam się w jej stronę. - Nawet mówić nie mogę. Boję się, że walnę jakąś głupotę i będę z góry skreślony.
- Ta rozmowa do niczego nie prowadzi. - Wstaje i staje naprzeciw mnie. - Już podjęłam decyzję.
- Że nic z tego? - Lekko skina głową.
- O nie Sakura. - Kiwam przecząco głową. - Przyznałaś, że ci się podobam. Nie wywiniesz się tak łatwo.
- Stój. - Powstrzymuje mnie układając dłoń na mojej klacie, kiedy chcę do niej podejść.
- Wiesz, że jestem uparty? - Uśmiecham się.
Chwytam ją za ręce i układam je na swoim karku. Szarpie się, ale w końcu udaje mi się ją pocałować. Jest twarda i kopie mnie w stopy. Odsuwam się skrzywiony, ale ponownie wpijam się w jej usta i jeszcze bardziej zmniejszam odległość między nami. Teraz nie będzie miała jak mnie kopnąć. Jestem szczęśliwy, bo już się nie wyrwie. Czuję okropny ból na dolnej wardze i dopiero teraz orientuję się, że mnie ugryzła.
- Ty mała! - Krzyczę, kiedy się odsuwam.
Widzę jej triumfujący uśmiech. Jedną ręką oplatam ją w pasie, a drugą unieruchamiam na swoim karku. Popycham w kierunku ściany, do której mocno przyciskam dziewczynę. Kiedy chce mnie kopnąć w jaja unieruchamiam ją swoją nogą. Uśmiecham się chytrze i składam całusa w kąciku jej ust, na policzku, szczęce, szyi i w końcu na obojczyku.
- P-przestań. - Nakazuje. - Mam zacząć krzyczeć? - Nie zwracam uwagi na jej paplaninę.
Pamiętając, gdzie znajduje się jej czuły punkt prostuję się bardziej i całuję ją lekko poniżej ucha. Uśmiecham się, kiedy do moich uszu dociera ciche jęknięcie i pomruk zadowolenia. Zachęcony lekko przygryzam skórę w tym miejscu, a zaraz za tym delikatnie całuję. Udaje jej się wyrwać ręce, które po chwili czuję na swojej twarzy. Obejmuje ją i stanowczo odwraca w swoim kierunku. Spogląda na mnie i bez ostrzeżenia mocno mnie całuje. Jej pocałunki są szalone z delikatnym posmakiem słonego karmelu. Kiedy lekko dotyka językiem mojej dolnej przygryzionej wargi wpuszczam ją do środka z wielkim uśmiechem. Po chwili bawi się moimi włosami i przez to po kręgosłupie przechodzi mi dreszczyk. Czuję lekki niedosyt, kiedy zabiera usta z moich i zaczyna całować mnie w policzek schodząc niżej i zaraz znów wyżej. Uśmiecham się jednak, kiedy jej język delikatnie jak piórko muska moją szyję i zbliża się za ucho. Nie wytrzymuję tego napięcia i bez ostrzeżenia unoszę ją w górę. Jeśli ona tego nie przerwie, ja na pewno tego nie zrobię. W tym momencie jestem za bardzo gotowy do działania. Kiedy przez przypadek osuwa się w dół zahaczając o mojego członka z moich ust wyrywa się ciche jęknięcie. Naprawdę czuję, że zaraz pęknę. Sakura powraca do całowania moich ust, a dłońmi delikatnie masuje moje ramiona.
- Stop. - Odzywa się po chwili z trudem łapiąc powietrze.
- Co jest? - Pytam z tą samą trudnością.
- To nie – Bierze głęboki wdech. - To nie prowadzi do niczego dobrego.
- Zależy jak na to patrzysz. - Uśmiecham się, a ona się śmieje.
- Przestań.
- Czy teraz zmieniłaś zdanie? - Pytam z nadzieją.
- No nie wiem. - Patrzy na mnie spod zmrużonych powiek.
- Zastanów się dobrze. Jeśli powiesz nie, to źle się dla ciebie skończy. - Unoszę w górę brew.
- Tak? - Uśmiecha się. - Uważaj, żeby dla ciebie źle się nie skończyło.
- To jak?
- Dam ci szansę. - Odpowiada na jednym wydechu. Może dla niej, w tym momencie mało to znaczy, ale dla mnie to najważniejsze słowa, jakie kiedykolwiek usłyszałem. Czuję się teraz okropnie szczęśliwy, nawet nie jestem w stanie opisać tej euforii. Nic jej nie odpowiadam tylko mocno ją całuję.
- Udusisz mnie. - Słyszę, kiedy się odsuwa.
- To z miłości. - Puszczam jej oczko, a ona z niedowierzaniem kiwa głową.
- Naru?
- Tak? - Pytam patrząc prosto w jej zamyślone oczka.
- Jedno przewinienie i z nami koniec, wiesz o tym?
- Nawet jeszcze nie zaczęłaś, a już mnie ostrzegasz. - Prycham z uśmiechem.
- Nie chcę angażować się w coś, co znów będzie bolało.
- Nie myśl, że wszystko będzie ładnie i pięknie. Czasem na pewno będą drobne komplikacje. - Wyjaśniam krótko.
- Zdrady? - Prycha z uniesioną w górę brwią.
- O nie Sakurcia. - Kiwam przecząco głową. Zbliżam się i z uśmiechem muskam wargami jej policzek. - Dla mnie to by było jak strzał w głowę.
- Mówisz? - Jest jakoś sceptycznie nastawiona.
- Jasne. - Zamyślam się przez chwilę, co skutkuje moim zawieszeniem.
- Dobrze się czujesz? - Pyta, kiedy jej dłoń układa się na moim policzku.
- Robisz to dla siebie, czy dlatego, że cię męczę? - Niby mówiła, że jest zazdrosna, ale sam nie wiem.
- Czy myślisz, że zmuszałabym się do związku z tobą? - Jest poważna.
- Nie wiem. - Wyduszam lekko zawstydzony. - Z taką łatwością od razu mnie ostrzegasz. Chyba nie chcesz tego tak bardzo jak ja. - Stwierdzam pewny siebie. Sakura robi coś co kompletnie mnie zaskakuje. Z uśmiechem krótko mnie całuje i po chwili mocno się we mnie wtula.
- Chcę, żebyś był moim całym światem, ale trochę się tego boję.
- Bo już raz się rozpadł? - Zaciskam zęby, kiedy to mówię. Wiem, że strasznie kochała Sasuke i nie jestem w stanie stwierdzić, czy kiedykolwiek będę od niego ważniejszy.
- Częściowo. - Stwierdza beznamiętnie.
- Mhm. - Mruczę. Tylko tyle jestem w stanie z siebie wydusić, jestem cholernie zazdrosny i nie chcę powiedzieć czegoś, czego będę żałował.
- Naru?
- Mm?
- Nie uda się nam... – Słysząc te słowa moje serce przyspiesza i zalewają mnie zimne poty. - ...jeśli będziemy wypominać sobie dawne związki.
- Postaram się tego nie robić. - Wzdycham.
- Ja nie będę, ty też się dostosuj. Nie możesz być zazdrosny.
- Tylko, że twój były ciągle się tu kręci.
- A twoja była siedzi w więzieniu pod wioską. - Kpi z wyczuwalną nutką śmiechu.
- No właśnie, to co innego.
- Słuchaj mnie. - Zaczyna. - Tylko słuchaj uważnie. Sasuke nic dla mnie nie znaczy. To przyjaciel.
- Jesteś pewna? Pierwszej miłości nie można od tak zapomnieć.
- Ale ja zapomniałam. - Wzdycha ciężko. - Mam pomocnika, który nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że po części to jego wina. - Prycha.
- Teraz na mnie winę zwalisz? - Uśmiecham się.
- Nie. Gdybym cię nie pocałowała, wszystko byłoby jak kiedyś.
- Bo nie wiedziałabyś, że jednak coś cię do mnie ciągnie. - Stwierdzam.
- Czasem właśnie lepiej nie wiedzieć. - Kwituje.
- Nie. Gdybyś tego nie zrobiła dalej bym przez ciebie cierpiał katusze. - Śmieję się cicho.
- Taaa, katusze.
- Może usiądziemy? Nogi już mnie bolą. - Krzywię się. Dziewczyna z uśmiechem uwalnia nas z niedźwiedziego uścisku i od razu siada na kanapę. Idę jej śladami i po chwili siadam, ale opieram się o podłokietnik. Wyciągam w jej stronę ręce, a różowo włosa się uśmiecha.
- No chodź tu. - Wołam ją. - Wiem, że lubisz się przytulać. O nic więcej prosił nie będę. - Poprawia swoje włosy i powoli układa się na mnie. Trochę to trwa, ale w końcu układa się wygodnie, a ja mogę ją przytulić.
- Jeśli masz w planach mnie rzucić, to nie zrób tego za szybko. Daj mi się tobą nacieszyć.
- Kto powiedział, że mam to w planach debilu? - Śmieje się.
- A ja tam wiem? Dziewczyn nie zrozumiesz. - Cichnę na chwilę. - Jeszcze przed chwilą nie chciałaś mnie pocałować.
- Byłeś taki uparty, że nie miałam innego wyjścia jak się poddać. - Prycha.
- To wcale nie tak, że chciałaś, żebym cię pocałował.
- Byłam na ciebie zła. Dlatego chciałam cię ukarać.
- Nie dając mi buziaka?
- Nie dając ci szansy.
- Zrobiłabyś to?
- Jasne. Pocierpiałabym trochę, a później wszystko wróciłoby do normy.
- Czyli nie chcesz mnie aż tak bardzo. - Kwituję trochę smutny.
- To nie tak. - Mówi szybko. - Nie można płakać za czymś czego się nie miało.
- Kombinujesz mała. Na wszystkie sposoby.
- No właśnie najgorsze jest to, że chcę cię tak bardzo, że aż mnie to przeraża. - Przyznaje, a ja jestem zaskoczony.
- Bo?
- Doskonale wiesz.
- Sakurcia, nie skrzywdzę cię. - Wiem, że chce to usłyszeć. - Prędzej ty to zrobisz.
- Hę?
- No tak. Spójrz na to w ten sposób. Ty obecnie tylko coś do mnie czujesz, a ja cię aż kocham. Kto jest bardziej zagrożony, ty czy ja?
- No dobra. Jesteś w ciemnej dupie Uzumaki.
- W takim razie jestem w niej od dziewiętnastu lat. - Śmieję się.
- Coś kłamiesz. - Chichocze po chwili. - Matematyka to nie twoja dobra strona.
- Mało jest takich rzeczy. - Stwierdzam.
- Ja wiem, że ciężko ocenić samego siebie, ale litości Naru.
- Sama przyznaj, nie jestem zbyt mądry. - Śmieję się zawstydzony.
- Na swój sposób jesteś. - Ponownie chichocze.
- Ej! Miałaś powiedzieć, że przesadzam. - Odburkuje.
- Nie potrafię kłamać. - Oznajmia.
- Coś kręcisz.
- Przyłapana. - Mówi zażenowana.
- Plus jest taki, że nie wpadłaś przed Sasuke.
- Ale i tak mu powiedziałam. - Wzdycha.
- O czym? - Jestem zdezorientowany.
- O tym, że przed twoją misją mnie pocałowałeś.
- Serio?
- Serio. Nie wytrzymałam i powiedziałam.
- Wściekł się. - Bardziej oznajmiam niż pytam
- Jasne, że tak. Tylko, że wspomniałam, że się nachlałeś.
- Nie byłem nachlany.
- Ale piłeś.
- Widzisz? Kolejne kłamstwo.
- Nie takie duże, nie zaprzeczysz, że piłeś.
- No nie.
- Wtedy byłam na ciebie okropnie wściekła. - Przyznaje.
- Za co? - Nie wiem, o co może chodzić.
- Bo chciałeś wziąć jakieś świństwo.
- No faktycznie. - Śmieję się zakłopotany. - Ale po tym jak wywaliłaś to do kibla, nigdy więcej o tym nie pomyślałem.
- Masz szczęście. Inaczej byś tu tak spokojnie nie siedział.
- No nie wiem, nic byś nie zrobiła. Byłem za daleko. - Delikatnie głaszczę ją po włosach. Już wiem, że uwielbiam je dotykać.
- Ale teraz bym mogła.
- A gdybym skłamał?
- Wiedziałabym. - Mówi triumfalnie.
- Tak, niby skąd?
- Jeśli chodzi o takie drobne kłamstewka to wiem, kiedy kłamiesz.
- Skąd? - Ponawiam pytanie.
- Twoje oczy cię zdradzają. Są takie nijakie. - Śmieje się cicho.
- Nijakie...dobrze wiedzieć. - Uśmiecham się.
- Jak myślisz, co powiedzą?
- Kto i o czym? - Pyta zdezorientowana.
- O tym wszystkim, o nas.
- Bo ja wiem?
- Nie boisz się?
- Czego? Jest wiele spraw, które mogą mnie przerażać. - Śmieje się cicho.
- Że będziesz dziewczyną tego lisiego chłopaka. - Ostrożnie dobieram słowa.
- Po części tak. - Przyznaje, a ja jestem teraz więcej niż zakłopotany.
- To znaczy? - Pytam zmieszany.
- Boję się tego, że będziesz nierozważny i po prostu cię zabiją.
- Wystraszyłaś mnie. - Wzdycham z ulgą.
- Bo?
- Myślałem, że chodzi ci o to drugie.
- Kiedy byliśmy tylko na stopie przyjacielskiej, jakoś też mnie nie obchodziło, co gadają.
- Wtedy to wtedy, teraz jesteś moją dziewczyną. - Uśmiecham się wypowiadając te słowa z dumą.
- Czyli już zaczynamy poważnie o sobie mówić?
- A niby jak? Lepiej się przyzwyczaj. - Ostrzegam.
- Naru, to strasznie dziwne. - Chichocze.
- Mówisz mi to po raz setny. - Wzdycham zmęczony.
- No, a dla ciebie to nie dziwne? No wiesz, że my...no razem.
- Jest, ale strasznie kocham tę nową nowość. - Śmieję się. - W końcu moje jedno marzenie się spełniło.
- Dużo ich masz?
- Tylko jeszcze dwa. - Przyznaję. - Z czego to było jedne z ważniejszych.
- A powiesz mi, o czym jeszcze marzysz? - Pyta zaciekawiona.
- A jeśli się nie spełni?
- Przestań, chyba nie wierzysz w zabobony. - Prycha.
- Masz rację. Zostać Hokage.
- No dobra, a te drugie? Te marzenie było raczej wszystkim znane.
- Chcę rodzinę, żonę – Milknę na ułamek sekundy. - Ciebie.
Dziewczyna przez chwilę nic nie mówi. Chyba znów palnąłem głupotę życia. Odchrząkuje i zabiera głos.
- Nie wybiegasz zbyt daleko w przyszłość?
- Chyba nie. Warto marzyć. - Stwierdzam. - Chciałem, żebyś w końcu zwróciła na mnie uwagę. To pierwsze marzenie, które się spełniło.
- Wiesz, że wszystko może się zdarzyć? - Dlaczego jest tak sceptycznie nastawiona?
- Wiem, ale myślę pozytywnie. Powinnaś już o tym wiedzieć.
- Aż za dobrze.
- No właśnie. - Wzdycham głęboko. - Chyba...będę już leciał. - Ostatni raz bawię się jej włosami.
- Gdzie ci się tak śpieszy? - Nie podnosi się ze mnie.
- Do domu.
- Tu ci źle? - Uśmiecham się szeroko, kiedy to słyszę.
- Nie, ale nie jestem pewien, czy odpowiada ci moje długie towarzystwo.
- Naru, nie denerwuj mnie.
- Tylko żartowałem. - Mówię szybko, nie chcę, żeby się obraziła, wiem jakie kobiety czasami potrafią być. Może Sakura nie należy do tego typu, ale nigdy nie wiadomo. - Chcę ci dać trochę czasu.
- Na co? - Pyta wstając ze mnie. Jest zdezorientowana.
- Na poukładanie sobie wszystkiego. - Uśmiecham się i delikatnie muskam kciukiem jej policzek.
- A czy ja mam coś do poukładania? - Pyta z uniesioną w górę brwią.
- A nie? Musisz przetrawić tą nową sytuację. - Przysuwam się i muskam wargami jej rozgrzany policzek. Z uśmiechem odsuwam się i widzę jej rozpromienione oczka. Biorę głęboki wdech i powoli wstaję. Chciałbym się w końcu położyć, jestem wyczerpany. Kiedy kieruję się w stronę drzwi zostaję zatrzymany szarpnięciem za przedramię. Odwracam się i od razu trafiam na jej słodkie usta.
- Teraz możesz iść. - Mówi z szerokim uśmiechem.
- Chyba polubię bycie zaskakiwanym.
- Nie przyzwyczajaj się za bardzo. - Prycha i popycha mnie w stronę drzwi.
- Sam mam zejść? - Zatrzymuję się w progu.
- Tak.
- Jesteś tego pewna? A jak mnie zobaczą?
- To już twój problem. - Słyszę jej szyderczy śmiech. - Pa Naru.
Zszokowany czuję jak mnie popycha i za sobą słyszę odgłos zamykanych drzwi. Odwracam się i rzeczywiście są zamknięte. Cudownie ze mną postąpiła. Pocałowała, a później wypchnęła za drzwi. Kręcę nie dowierzając głową sam do siebie, jak jakiś debil. Otrząsam się i bez jakiegokolwiek zastanowienia robię krok i zmierzam do wyjścia. Pokonuję schody i na szczęście wymykam się, mam nadzieję, że niezauważony.

Perspektywa Kakashi'ego:

- Jesteś tego pewna Tsunade-sama? - Pytam nie dowierzając.
- Tak powiedział. Myślę, że można mu wierzyć.
- Czyli – Zatyka mnie na sekundę. - zabił ich wszystkich?
- Twierdzi, że tych silniejszych.
- Naruto może być spokojny? - Pytam z nadzieją. Ten chłopak i tak dużo już przeszedł.
- Nie do końca, ale na razie wszystko wskazuje na to, że nie ma nikogo, kto mógłby rządzić tą grupą.
- Przynajmniej teraz nie będzie w niebezpieczeństwie. W Akatsuki nie został nikt groźny.
- Kakashi, nie cieszmy się za szybko.
- Masz rację Tsunade-sama. W każdym bądź razie nadal będę ostrożny.
- Nie bierzesz na siebie zbyt dużo? Chodzi mi oczywiście o Naruto. Nie musimy martwić się aż tak we troje. Jiraiya ciągle zbiera informacje, ja cały czas pilnuję, żeby nikt mu nie zagroził w wiosce, a ty jesteś strasznie czujny, śpisz w ogóle? - Widzę nieśmiały uśmiech Hokage i dosłownie on wciąga mnie w zamyślenie. Może nie widzi, ale właśnie się uśmiecham.
- Lubię martwić się o niego. To syn mojego mistrza, jestem mu coś winien. - Odpowiadam szczerze.
- Kakashi, nie jesteś winien ich śmierci. - Kręci głową zrezygnowana.
- Wiem. Po prostu czuję, że w ten sposób mogę się im odpłacić. To był mój mistrz, wiele mnie, nas nauczył, a Kushina-sama była dla nas jak...- Zastanawiam się przez chwilę, nie potrafię dokładnie jej określić. - dobra ciotka.
- Rozumiem. - Przytakuje zamyślona. - Możesz przekazać mu tą informację. Niech trochę odpuści.
- Znając go, nie wiem, czy odpuści. - Prycham przekonany.
- Masz rację. Powiedz mu, że jeżeli coś się zmieni, to na pewno o tym usłyszy.
- Hai! Czy to wszystko?
- Tak, możesz już iść. - Kłaniam się i podchodzę do drzwi. Kiedy ciągnę za klamkę przed wyjściem powstrzymuje mnie jeszcze jej głos.
- Kakashi, później przydzielę wam jakąś misję.
Kiwam głową i powoli wychodzę na hol. Właśnie wpadł mi do głowy pewien pomysł. Wieczorem zabiorę ich na trening, zobaczę jak współpracują. Powoli wychodzę z budynku. Jest jakoś chłodno. Spoglądam w niebo i dostrzegam burzowe chmury, mogłem się domyślić, skoro prawie nikogo nie ma na drodze. Powoli kieruję się w stronę domu Uchihy, najpierw powiadomię jego i przy okazji sprawdzę jak poszło mu z Itachim. Skoro o nim mowa, to dzięki niemu i jego poświęceniu Akatsuki nie będzie aż tak dręczyło Naruto. Postarał się, żeby ta grupa miała duże braki. Najgorzej jednak dręczy mnie to, że nie zdołał zabić głównego dowodzącego. Mam nadzieję, że sporo zajmie im odbudowa, żeby Naruto mógł stać się jeszcze silniejszy. Muszę przekazać mu wszystko, co wiem i czego nauczyłem się od czwartego, bo sam...chyba nie jestem w stanie nauczyć go od siebie więcej. Jedyne, co mogę, to mu pomóc w razie potrzeby i służyć swoim doświadczeniem. Nim się orientuję stoję już przed drzwiami domu. Pukam dość mocno, więc już po chwili drzwi się uchylają.
- Kakashi-sensei? - Odzywa się dość miło jak na niego. Czyli jednak nie jest tak źle jak się tego spodziewałem.
- Sasuke, przyszedłem powiedzieć, że chcę zrobić wam trening o siedemnastej. - Komunikuję.
- Co? Przecież niedawno wróciliśmy z misji. - Pyta zdziwiony.
- Tsuande-sama ma dla nas kolejną, a ja chcę mieć pewność, że dobrze pójdzie.
- To za półtorej godziny. - Mówi patrząc na zegarek.
- Śpieszysz się gdzieś?
- Nie, ale...
- No właśnie, więc możesz przyjść. - Wcinam się mu w zdanie. - To naprawdę ważne. Nie chcę, żeby przez waszą głupotę coś poszło nie tak i coś się wam stanie.
- Dobra, będę. - Stwierdza po chwili.
- Innej odpowiedzi się nie spodziewałem. - Przerywam na chwilę i patrząc na niego ostatni raz odwracam się, żeby iść dalej.
- Kakashi-sensei! - Krzyczy, ale się nie zatrzymuję. - Nie powiedziałeś gdzie!
- Tam, gdzie zawsze Sasuke. - Odpowiadam i za sobą słyszę tylko jego pomruk niezadowolenia.
Z racji tego, że teraz mam blisko do Sakury, to właśnie tam się udaję. Podchodzę dwie uliczki i już jestem pod jej domem. Pukam do drzwi i niemal natychmiast ktoś mi je otwiera.
- Coś się stało? - Pyta zszokowana.
- Nie. Przyszedłem do Sakury. - Mówię szybko. Kobieta od razu się uspokaja.
- Śpi teraz, mam ją obudzić?
- Mebuki, przekażesz jej, że o siedemnastej ma trening?
- Obowiązkowy?
- Tak.
- Ale wy męczycie te dzieciaki. - Kręci głową niezadowolona. - Przecież dopiero co wrócili.
- I znowu idą na misję. - Dodaję za nią.
- Naprawdę?
- Tak. Muszę ich sprawdzić. - Tłumaczę krótko. - Dawno nie pracowali jako drużyna.
- Może masz rację. - Wzdycha.
- Powiedz jej, że tam gdzie zawsze. - Odwracam się i zaczynam iść.
- Dobra. Do zobaczenia Kakashi. - Nic nie mówię tylko unoszę w górę dłoń i dalej idę do Naruto.
Mam nadzieję, że on nie śpi. Nie chcę stać i dobijać się do niego w nieskończoność. Kiedy mijam znajomą okolicę powracają do mnie niechciane wspomnienia. Niechciane, bo bolesne. Przypominam sobie, jak zawsze chodziliśmy tędy po Minato-sensei. Ja, Rin i Obito. To były stare, dobre czasy, mimo tego, że nie za bardzo się lubiliśmy, ja i Uchiha. Zawsze starał się pokazać, że jest ode mnie lepszy. To śmieszne, ale uważam, że był taki sam jak Naruto. Przypominał go w prawie każdym aspekcie.
- Kakashi-sensei! - Woła chłopak. Nie wiem jak, ale tak się zamyśliłem, że nie dostrzegłem, gdzie się znajduję. Nogi same poprowadziły mnie starymi ścieżkami.
- O siedemnastej trening. - Mówię od razu.
- Co? - Pyta zmarnowany. - Ledwo przysnąłem.
- Co się z tobą dzieje? Nigdy ci to nie przeszkadzało.
- Ale jestem tak zmęczony, że dzisiaj nie czuję się na siłach.
- Tsunade-sama ma dla nas jakąś misję, dlatego dziś was męczę. - Tłumaczę krótko.
- Wiesz, że to za niecałą godzinkę sensei? - Pyta z dziwnym błyskiem w oku.
- Co w związku z tym?
- Nie spóźnij się, bo będziemy wściekli. - Ostrzega.
- To nie moja wina, że zawsze po drodze coś mnie zatrzymuje.
- Tak, tak. Staruszki, koty i tak dalej. - Przewraca oczami.
- Naruto, muszę ci coś powiedzieć. - Przybieram poważny ton głosu.
- Kakashi-sensei, nie strasz mnie. - Momentalnie pobladł na twarzy.
- Dzisiaj rozmawiałem z Tsunade-sama i dowiedziałem się, że prawie całe Akatsuki zostało rozbite przez Itachi'ego. Jest teraz w szpitalu w stanie ciężkim, ale na pewno z tego wyjdzie.
- Czy on oszalał? Sam rzucił się na nich wszystkich? - Pyta powoli wychodząc z szoku.
- Możesz trochę odsapnąć, ale nie na długo. - Pomijam te jego pytania. - Nie rozprawił się z głównym szefem, więc nie wiemy ile mamy czasu.
- Nie będę mógł odpocząć póki dalej na nas polują. - Widzę jak jego szczęka mocniej się zaciska.
- Nie myśl teraz o tym, musisz skupić się na treningu. - Dostrzegam lekki uśmieszek na jego ustach.
- Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić Kakashi-sensei.
- Musisz stać się silniejszy. Myśl teraz o tym, o niczym innym.
- Postaram się, ale to nie będzie łatwe. - Widzę dziwny błysk w jego oku i kompletnie nie wiem, co może oznaczać.
- Trzeba popracować nad Kyuubim. - Oznajmiam. - Może być przydatny.
- No właśnie, co do niego. - Uśmiecha się szeroko. - To nad nim nie musimy już pracować.
Przez chwilę nie mogę wydusić z siebie żadnego słowa. On właśnie powiedział, że pracuje z Kyuubim. To niemożliwe, żeby podczas tej misji zmieniło się aż tak dużo.
- Czy ja dobrze usłyszałem? - Pytam dla upewnienia.
- Tak, zapomniałem wspomnieć o tym szczególe. - Drapie się po karku.
- Naruto... – Milknę na chwilę. - ...rodzice na pewno są z ciebie dumni. - Widzę jak jego usta i oczy nabierają lekkiego smutku. Nie potrzebnie to powiedziałem. - Przerosłeś ich w każdym calu.
- Mam nadzieję, że są. Wszystko co robię...staram się nie zszargać ich pamięci. - Uśmiecha się.
- Robisz to nienagannie.
- Cieszę się, że to mówisz Kakashi-sensei. Twoje zdanie najbardziej się dla mnie liczy. Znałeś ich bardzo dobrze.
- Może nie aż tak bardzo dobrze, ale znałem. - Wzdycham głęboko. - Do zobaczenia o siedemnastej.
Mówię i powoli cofam się do tyłu. Odwracam i zmierzam do kwiaciarni. Muszę odwiedzić jeszcze jedno miejsce. Powinienem cieszyć się wspólnymi misjami, bo nie dużo ich jeszcze zostało. Niedługo moja drużyna przestanie istnieć, może dostanę następną, ale to nie będzie już to samo. Drużyna 7 jest dla mnie czymś osobistym, zżyłem się z nią jak z nikim do tej pory. Już dawno się tak nie czułem. Teraz przyjdzie kolej na nich. Sasuke niedługo dostanie swoją drużynę, Naruto i Sakura tak samo. Będą chodzili swoimi ścieżkami, beze mnie, bez siebie.
- Co podać Kakashi-sensei? - Słyszę rozpromieniony głos Ino.
- To co zawsze. - Odpowiadam krótko.
- Już przygotowałam. - Uśmiecha się.
- Chyba za często tu przychodzę. - Żartuję sobie drapiąc się po głowie.
- To piękne, że pamiętasz Kakashi-sensei. Nie masz czego się wstydzić.
Dziewczyna podaje mi bukiet kwiatów, a ja wręczam jej pieniądze.
- Do zobaczenia Ino.
- Do zobaczenia Kakashi-sensei. - Wychodzę z kwiaciarni i zmierzam prosto do celu.
Czuję, kiedy kropla deszczu rozbija się na mojej dłoni. Spoglądam w niebo, ale chmury przechodzą. Wydaje mi się, że to drobna mżawka, która jeszcze się nie zaczęła. Skręcam w polną drużkę i już jestem u celu. Przystaję przed dużym kamieniem, przy którym układam kwiaty. Robię to co tydzień. Nie mogę zapomnieć o nich wszystkich. O mistrzu, Kushinie-sama, Rin, Obito, mamie, czy tacie. Modlę się przez chwilę i spoglądam na zegarek. Zabiją mnie, spóźnię się piętnaście minut. Uśmiecham się, bo chyba nie dostałem od Obito tylko sharingana, przejąłem też jego zwyczaj spóźniania się. Ruszam na pole treningowe i dziękuję Bogu za to, że to blisko. Skręcam w pobliską drużkę, podchodzę kawałek prosto, idę w lewo i już po chwili dostrzegam swoją znudzoną drużynę.
- Ostrzegałem, żebyś się nie spóźniał Kakashi-sensei? - Woła zirytowany Naruto.
- Przepraszam, musiałem pomóc...
- Dość kłamstw Kakashi-sensei. - Przerywa opanowana Sakura. To jakaś nowość.
- Możemy przejść do treningu? - Odzywa się znudzony Sasuke.
- Jasne, jak tylko przestaniecie się do mnie czepiać. - Uśmiecham się drapiąc w głowę.
- Już nikt się nie odzywa prawda? - Syczy Sakura patrząc prosto na Naruto.
- No już dobra. - Chłopak lekko cofa się w tył.
- To co będziemy robić? - Pyta kruczowłosy oparty o siatkę.
- Będziemy ćwiczyć pracę zespołową. - Oznajmiam.
- Ale w jakim sensie? - Odzywa się naburmuszony Naruto.
- Pamiętacie może to? - Z uśmiechem sięgam do kieszonki, z której wyciągam dwa dzwoneczki.
Widzę szok na ich twarzach, a zaraz za tym lekki uśmiech.
- Powrót do początków? - Pyta roześmiana Sakura.
- Sądzę, że od nowa musicie nauczyć się pracy zespołowej. Ostatnie dwie misje nie nadrobią nam całego straconego czasu.
- Racja Kakashi-sensei. - Odburkuje Sasuke.
- Każdy z nas chwilowo miał swojego mentora. - Wzdycha Sakura.
- W takim razie czas wrócić do samych początków. - Z szerokim uśmiechem odzywa się Naruto.
- Tym razem postaraj się, żeby nie utknąć z drzewem. - Mówię uśmiechnięty.
- Właśnie młotku, współpracuj. - Spogląda na niego Sasuke.
- A wy znów zaczynacie. - Wtrąca zirytowana Sakura.
- Ale zobacz, to on zaczyna!
- Naru uspokój się. Dajesz się sprowokować.
Różowo włosa przykłada dłoń do czoła.
- No jasne, broń chłoptasia. - Prycha kruczowłosy.
- Sasuke, uspokój się. - Krzyczy. - Staram się być opanowana, ale przy was nie wychodzi!
- To on mnie wkurza. - Odburkuje Sasuke.
- Ty zacząłeś, przyznaj choć raz w życiu! - Naruto podchodzi do niego zbyt blisko, bo Sasuke przez przypadek uderza go w głowę.
- Debilu! - Krzyczy Naruto i łapie się za głowę.
- Naru, w porządku? - Sakura kładzie dłoń na jego ramię.
Powinienem, ale nie chcę przerywać tej kłótni. To mi przypomina stare czasy, same początki naszej drużyny. Jedyne co teraz się zmieniło to traktowanie Naruto przez Sakurę. Wcześniej była zaślepiona Sasuke, teraz...Naruto. Przyszła w końcu na niego kolej.
- Sam podlazłeś! Uważaj młotku!
- Przestaniecie w końcu?! - Pyta zbulwersowana Sakura.
- Jak przeprosi będziemy kwita.
- Nie zamierzam cię przepraszać idioto!
- W takim razie oberwiesz na treningu. - Mówi pewny swego Naruto, a Sasuke wybucha śmiechem.
- Do pięt mi nie dorastasz. - Mówi arogancko.
- Zdziwisz się, kiedy zostanę Hokage. - Wzdycha Naruto.
Sakura stoi wściekła pomiędzy nimi. Uśmiecham się na ten widok. To tak, jakbym znów był w swojej drużynie z Rin, Obito i Minato-sensei. Są dokładnie tacy sami, jak my byliśmy. Dzięki nim znów mogę się uśmiechać, oni zapełniają tą pustkę w moim życiu. Widzisz Minato-sensei? Mam nadzieję, że was nie zawiodłem i dobrze zrobiłem, co do mnie należało. Naruto wyrósł na wspaniałego mężczyznę o wielkim sercu, mimo jego niektórych zachowań. Sakura to świetna kunoichi, która stawia wioskę ponad wszystko, a Sasuke mimo udawanego chłodu dawno stopniało serce. Liczę na nich z całego serca i wiem, że nigdy mnie nie zawiodą, już nie....


Koniec

~.~

Hejka misie! Tak wiemy, przegięłyśmy tym razem z tym późnym wstawieniem rozdziału. Wybaczcie nam, ale strasznie dużo roboty ostatnio miałyśmy i nie było kiedy tego dokończyć. Liczymy na wasze komentarze i cóż, zachęcamy do dalszego czytania! Hope you like it! Patty&Paula

4 komentarze:

  1. Siema dziewczyny
    Nie macie co się przejmować późnym wstawieniem posta. Każdemu się zdarza ( choć w moim przypatku niestety jest bardzo częste)
    Jednak jest mi trochę smutno bo to koniec tej historii choć z drugiej strony nie mogę się doczekać kontynuacji głównej historii. No normalnie jestem rozdarty.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział
    Pozdrawiam Kuraj ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super notka szkoda że to już koniec teraz znowu będzie główne opowiadanie no i super jestem ciekawa co tam będzie się działo. Pozdrawiam i życzę weny ��

    OdpowiedzUsuń
  3. świetne jak zawsze dawno mnie nie było ale już wróciłem do czytania regularnie jak wasze wszystkie opowiadania i to było świetne czekam na kolejne takie świetne dzieła pozdrawiam i życzę dużo weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne opowiadanie :D szkoda że to już koniec
    Może wskoczycie jeszcze w ta historię na zasadzie "podglądu za jakiś czas"?

    OdpowiedzUsuń