wtorek, 27 listopada 2018

#35 Rozdział


W życiu prawdopodobnie każdego człowieka zdarza się moment, kiedy nie wiadomo do końca dlaczego, ale czuje on strach tak wielki, że aż jego ciało tężeje. Dla mnie tym momentem okazało się być wejście naszych gości do sali Obrad. Nie, przepraszam. Wejście jednego człowieka. Gaara, bo tak ma na imię, to potężny, dobrze zbudowany mężczyzna z czerwonymi włosami. Nie byłoby w nim nic dziwnego, ale kiedy spojrzałam w jego oczy stało się dla mnie jasnym, że to nie jest najprzyjemniejszy typ człowieka, który chodzi po tym świecie. W jasnozielonych oczach mężczyzny dostrzegam wrogość, złość oraz coś niepokojącego, czego nazwać po prostu nie potrafię. Nawet nie przyglądam się jego towarzyszom, bo moją całą uwagę zwracam na osobę Gaary. Powoli uspokajam przyśpieszony oddech, który z pewnością świadczy o moim chwilowym strachu. Mam przy sobie ludzi, którzy bez wahania oddaliby za mnie życie, dlatego uświadamiam sobie, że tak naprawdę nie mam czego się obawiać. Jeszcze nie miałam okazji przetestować mojej pełnej siły, ale z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że jest ona również wystarczająca. Unoszę wyżej podbródek, prostując plecy, kiedy mężczyzna razem z jego ludźmi stają przede mną i delikatnie się kłaniają. Odpowiadam im skinięciem głowy. Z tego co mówiła mi Kate, pustynni nie mają w zwyczaju witać się tak jak my.
- Na początek chcę podziękować, że przywódczyni Klanu Blackpack zgodziła się na to spotkanie. - Przemawia oficjalnie. Jego ton głosu powoduje, że na moim ciele pojawia się mało widoczna gęsia skórka.
- Nie ukrywam, że zaskoczyła mnie prośba o tak szybkie spotkanie. Jako, że nasze stado liczy się z każdym innym postanowiłam, że nie możemy odmówić. - Odpowiadam unosząc delikatnie kąciki ust.
- Zapewniam, że przybywamy tutaj ze sprawą najwyższej wagi.
- W porządku, możemy zacząć nasze spotkanie. Proszę zająć miejsce i powiedzieć z czym do nas przychodzicie. - Posyłam im ciepły uśmiech.
Niezauważalnie dla naszych gości spoglądam na Uzumakiego i Uchihę, którzy z uśmiechami kiwają głowami, dając mi znak, że dobrze sobie radzę. Patrzę na gości, którzy zajęli miejsca przygotowane specjalnie dla nich.
- Dwa tygodnie temu członek naszej watahy został brutalnie zamordowany. Na własną rękę przeprowadziliśmy dokładne śledztwo. Prawda, do której doszliśmy dzięki dowodom jest szokująca i aż wstyd powiedzieć na głos, że nasz gatunek współpracuje z ludźmi. - Opowiada z gniewem Gaara.
- Czy chodzi o łowców? - Pyta Uchiha.
Nawet nie jestem zdziwiona, kiedy słyszę to pytanie. W każdym serialu bądź filmie, który obejrzałam, zawsze była jakaś grupa ludzi, która polowała na nadprzyrodzone istoty. Robiła to po to, bo po prostu bała się, że na tym świecie istnieje ktoś szybszy, zwinniejszy, czy chociażby bardziej wyjątkowy od niej. Tak działa ludzka natura, niszczy to co jest piękne i bardzo rzadkie. Nie można też wrzucać wszystkich do jednego wora, nie urodziłam się dzisiaj i wiem jak ten świat działa. Dajmy na to taką Aurorę. Zimna, wredna suka, która każdego traktuje jak malutkiego robaczka, którego może deptać, kiedy tylko zechce. Za to jej brat to dosłowne przeciwieństwo. Szanuje każdego człowieka, jest ciepły, delikatny, dobrze wychowany, ma dobre serce i pomaga każdemu kto tego potrzebuje.
- Dokładnie. Odkryliśmy, że pewien Klan zawarł pakt z łowcami. Bezwstydnie odwrócili się od naszego gatunku i współpracują z marnymi ludźmi. - Odpowiada przywódca pustynnych odrywając mnie od myśli.
- Przeprowadziliście śledztwo, mam przez to rozumieć, że wiecie który Klan zawarł pakt z łowcami? - Zadaję pytanie przypominając sobie mężczyznę w ogródku, którego zabił Jake. Nie miał na karku żadnego znaku.
- Niestety nie. - Odpowiada zrezygnowany. - Członkowie Klanu, który sprzymierzył się z łowcami nie posiadają żadnego oznakowania. Nie jesteśmy w stanie ustalić skąd pochodzą.
- Rozumiem. - Kiwam głową w zamyśleniu.
Specjalnie ukrywam fakt o ostatnim ataku, nie mogę udzielać im informacji bez konsultacji z Radą.
- Czego od nas oczekujecie? - Zadaję ostateczne pytanie.
- Klan pustynnych wilkołaków jest jednym z najsilniejszych, ale to nie oznacza, że jesteśmy przez to aroganccy i nie uznajemy siły innych Klanów. Przyszliśmy z propozycją zawarcia sojuszu. Sprawa z łowcami wygląda bardzo źle na dzień dzisiejszy. Chcemy sojuszu z kimś komu możemy zaufać, a Klan Blackpack nadaje się do tego idealnie. Nasze relacje nie zawsze wyglądały dobrze. Przyznaję, że winę ponosi mój uparty ojciec, ale to nie oznacza, że nie możemy poprawić naszych stosunków. Jak powiedziałem, chcemy zawrzeć sojusz. - Kwituje Gaara.
Spoglądam na członków Rady. Zauważam, że każdy z nich jest pogrążony w myślach, tak samo jak moi przyjaciele, na których patrzę. Stukam delikatnie opuszkami palców o podłokietnik. Skanuję z uwagą twarz Gaary, próbuję znaleźć cokolwiek co świadczyłoby o nieszczerości w jego wypowiedzi, ale tak naprawdę nic nie mogę wyłapać. Używam nawet mojego słuchu, żeby usłyszeć najcichsze przełknięcie śliny czy przyśpieszone bicie serca. Używam wzroku, chcąc wyłapać najmniejszą kropelkę potu, która mogłaby uformować się na jego twarzy, ale nie dostrzegam zupełnie nic. Ten człowiek to oaza spokoju, jest opanowany, a to bardzo ceni się u władców.
- Mam nadzieję, że zdaje sobie Pan sprawę z tego, że ta decyzja nie należy do najłatwiejszych i potrzebuję trochę czasu, żeby to przemyśleć. - Mówię czując się trochę dziwnie, że tak się do niego zwracam.
- Oczywiście, nie proszę od razu o odpowiedź. Damy Klanowi Blackpack tyle czasu ile potrzeba. - Odpowiada Gaara.
- Świetnie. - Posyłam im uśmiech. - Przebyliście długą drogę, jest późno i pewnie jesteście głodni. Proponuję zakończyć na dzisiaj to spotkanie. - Mówię w pełni spokojna.
- Ma królowa rację. - Przyznaje Hyuuga. - Uważam, że to najlepszy pomysł w tym wypadku. - Dopowiada.
- Doskonale. - Poszerzam uśmiech, kiedy słyszę jak jeden z członków Rady mnie popiera. - Ino. - Odwracam głowę w stronę mojej przyjaciółki.
Dziewczyna wstaje z miejsca wykonując zaraz po tym gest szacunku. Przewracam oczami przypominając sobie jak bardzo tego nie lubię.
- Słucham rozkazów królowo. - Odpowiada.
- Zaprowadzisz teraz naszych gości na kolację, którą przygotowała pani Emma, a później pokażesz im pokoje.
Ino kiwa głową na znak, że zrozumiała wszystko co powiedziałam i delikatnie się uśmiecha. Blondynka podchodzi do naszych gości, którzy powoli podnoszą się ze swoich siedzeń.
- Jesteśmy bardzo wdzięczni za tak miłe przyjęcie, nie chcemy robić kłopotu, możemy wynająć pokoje w hotelu. - Stwierdza Gaara.
- To żaden kłopot. Nasz Klan jest bardzo gościnny, odbierzemy to jak obelgę jeżeli zdecydujecie się zatrzymać w innym miejscu. - Odpowiadam poważnym tonem głosu. Muszę pamiętać o tym, że trzeba mieć na nich oko.
- W takim razie zostajemy.
- Cieszę się. - Uśmiecham się.
- Życzę dobrej nocy i jeszcze raz dziękuję za gościnę. - Mówi przywódca pustynnych.
- Jeżeli będziecie czegoś potrzebować, śmiało o to proście. - Odpowiadam. - Dobranoc
Pustynni delikatnie się kłaniają na co odpowiadam tym samym. Obserwuję ich do momentu aż znikają za potężnymi drzwiami, które teraz są już zamknięte. Wzdycham ciężko czując na sobie wzrok dosłownie każdego.
- Czy zrobiłam coś źle? - Pytam przerywając ciszę.
- Wręcz przeciwnie. - Zaczyna najstarszy członek Uzumakich.
- Rozmowa przebiegła bardzo dobrze. - Stwierdza Uchiha.
- Dlaczego Królowa nie podjęła od razu decyzji w sprawie sojuszu?
Spoglądam w stronę skąd dobiega głos. Członek rodu Hyuuga wlepia we mnie białe gały jakby chciał mnie zabić. Ten typek chyba mnie nie lubi.
- Z tego co się orientuję to sojusz jest poważną sprawą i w jakiś sposób zwiąże nas z pustynnymi. Takiej decyzji nie podejmuje się samemu. Poza tym, chciałam poznać najpierw waszą opinię, bo liczę się z waszym każdym słowem. - Odpowiadam.
Moja mowa chyba ich zadowala, bo na ich skamieniałych twarzach dostrzegam cień uśmiechu. Tylko Uchiha i Uzumaki uśmiechają się szeroko. Muszę jeszcze sprawić, żeby Hyuuga i Yamanaka też mnie polubili.
- Kto chciałby zacząć? - Pytam.
- Może królowa? - Proponuje Yamanaka.
- Dobrze. Przyznaję, nie wiedziałam wcześniej o łowcach i podejrzewam, że są bardzo groźni dla naszego gatunku. Tą sprawę bardziej komplikuje fakt, że dołączyły do nich wilkołaki z innego Klanu. W ten sposób łowcy mogą czerpać o nas tak dużo informacji jak tylko chcą. To jest najbardziej niebezpieczne. Mogą dowiedzieć się o naszych słabościach.
- Nie mamy pewności, że inny Klan jest w to zamieszany. - Stwierdza Hyuuga.
- Nie mogę uwierzyć, że któryś Klan mógłby współpracować z łowcami. To oburzające. - Dodaje Uzumaki.
- Ja za to mam przypuszczenia, że pustynni kłamią. - Udziela się Yamanaka.
- W której kwestii? - Pytam.
- Po prostu nie wierzę, że inny Klan jest w to zamieszany. Żaden wilk nie zawarłby paktu z łowcami. To niedorzeczne! - Gorączkuje się mężczyzna.
Dostrzegam na twarzy Jake'a kpiący uśmieszek i widzę jak walczy ze sobą, żeby nie wybuchnąć. Temperament ma taki sam jak jego brat.
- Jake. - Zwracam się do niego z uśmiechem. - Co o tym sądzisz?
Chłopak jest zaskoczony, że pytam go o zdanie, ale przecież po to tutaj jest, prawda? Mój przyjaciel wstaje i posyła mi uroczy uśmiech po tym jak wykonuje ukłon.
- Chciałbym przypomnieć, że niedawno zabiliśmy dwóch zwiadowców, którzy chcieli zaatakować naszą alfę. - Zaczyna. - Tak się składa, że również usunęli swoje znaki, dlatego sądzę, że pustynni mówią prawdę.
- W porządku. - Odpowiadam. - Możesz usiąść. - Dodaję z uśmiechem. - Jakie są wady i zalety sojuszu?
- Wadą jest tylko to, że w krytycznych sytuacjach nasi ludzie będą musieli walczyć i ginąć u boku pustynnych. Zalet jest wiele. Będziemy mieć dodatkową ochronę, mamy zapewnione schronienie oraz zaczniemy znowu handlować z nimi bronią, której mają bardzo dużo. - Odpowiada Uchiha.
- Może przeprowadzimy głosowanie? Wydaje mi się, że to będzie uczciwe rozwiązanie, prawda? Wiem, że jestem alfą, ale nie chcę podejmować decyzji za całość.
- Świetnie. - Mówi Yamanaka. - Kto jest za sojuszem niech podniesie dłoń w górę.
Spoglądam na przyjaciół, każdy z nich ma podniesioną dłoń do góry. Zwracam wzrok na Radę gdzie tylko dwie osoby są za sojuszem. Hyuuga i Yamanaka są przeciwko.
- Królowo? - Pyta Uzumaki.
- Jestem za sojuszem. - Odpowiadam zdając się na ten cichutki głosik w mojej głowie. - Decyzję ogłosimy jutro. Na dzisiaj ogłaszam koniec spotkania.
Rada bez słowa sprzeciwu wstaje ze swoich miejsc, staje przede mną, żegna się i wychodzi z sali. Zostaję sama z przyjaciółmi i kilkoma strażnikami. Czuję na sobie palące spojrzenia wszystkich osób. Powinnam wyjść, a jednak wciąż tutaj siedzę. Czy dobrze zrobimy zgadzając się na ten sojusz? Nie wiem jak wszyscy zareagują, kiedy się o tym dowiedzą. Wątpię, że moi ludzie chcą ginąć w obronie pustynnych, ale z drugiej strony, gdyby coś nam się przydarzyło... może dokładniej, gdyby mi się coś przydarzyło, pustynni dadzą schronienie moim ludziom. To ważne.
- Królowo? - Głos mojego chłopaka przerywa moje zamyślenie.
- Tak? - Pytam.
- Spotkanie się zakończyło. - Przypomina mi Naru.
- Co z tego? Będziecie siedzieć tutaj tak długo jak zechcę. - Postanawiam się z nim trochę podrażnić. - Shannon. - Zwracam się do przerażonej dziewczyny, która stoi przy drzwiach.
- T-tak? - Pyta składając ukłon.
- Wykonałaś wczoraj moją prośbę?
- T-tak, osobiście wszystkiego dopilnowałam królowo. - Odpowiada.
- Świetnie. - Poszerzam swój uśmiech. - Uwielbiam ludzi, którzy bardzo dokładnie wykonują swoje obowiązki. Dziękuję Shannon.
Widzę jak dziewczyna delikatnie się rumieni, a na jej ustach dostrzegam delikatny uśmiech. Wygląda naprawdę uroczo, jak mała dziewczynka, którą mama pochwaliła za dobre zachowanie.
- Alex. - Zwracam się do chłopaka, na którego twarzy dostrzegam znudzenie. - Zbierz siedmiu ludzi z odpowiednimi kwalifikacjami i rozmieść ich przy drzwiach każdego pokoju, w którym nocują nasi goście.
Szare tęczówki wpatrują się prosto w moje oczy, dostrzegam w nich cień rozbawienia, a to z niewiadomych przyczyn delikatnie mnie denerwuje.
- Tak jest królowo. - Odpowiada z ukłonem.
- Świetnie, możecie już wyjść. Chcę zostać z moim Kręgiem na osobności.
Patrzę jak wszyscy znikają za potężnymi drzwiami i w końcu czuję się w pełni wyluzowana. Ciężko wzdycham i zsuwam się delikatnie tyłkiem z wygodnego tronu. Widzę jak moi przyjaciele się uśmiechają.
- Nareszcie. - Mówię zmęczona. - To jest tak nudne. - Marudzę.
Słyszę chichot Kate, ale żadne z nich się nie odzywa.
- Teraz na poważnie, nawet nie myślcie o takim zachowaniu jak ostatnim razem, kiedy zostaliśmy sami. Nie życzę sobie żadnych głupich ukłonów ani zwracania się na Pani albo Królowo. - Uprzedzam tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Okay, dzisiaj był męczący dzień, więc... - Zaczyna Sasuke.
Do sali wchodzi zdyszana Ino, już ma się kłaniać, ale jej przerywam.
- Nawet nie próbuj. - Ostrzegam.
- Ale...
- Żadnego ale Ino. Siadaj z dupą na krzesło i mnie nie denerwuj. - Odpowiadam.
Dziewczyna kręci głową z dezaprobatą, ale wykonuje to o co ją poprosiłam.
- Kate mam do ciebie pytanie.
- Jakie?
- Czy mogę zmienić trochę zasady, kiedy jesteśmy w tej Sali? - Pytam.
- Zależy jakie. - Mówi z uśmiechem.
- Chodzi mi o te ukłony i przykładanie pięści do klatki piersiowej. To jest głupie, że za każdym razem ktoś się kłania. Nie możemy zrobić tak, że wystarczy ukłonić mi się na wejściu i potem jak ktoś stąd wychodzi?
- Nie wiem, mogę porozmawiać z Radą jeśli chcesz. - Posyła mi ciepły uśmiech, poprawiając w tym czasie swoje piękne, lśniące, długie włosy.
- Naprawdę? - Pytam szczęśliwa.
- Naprawdę. - Odpowiada rozbawiona.
- Jesteś kochana, będę ci wdzięczna.
- Nie ma sprawy, zapytam ich jutro przed spotkaniem.
- Super. - Mówię szczęśliwa, że nie będę musiała z nimi o tym rozmawiać.
- O której chcesz jutro ogłosić decyzję? - Pyta Jake.
- Mmm jak oficjalnie, ogłosić decyzję. - Uśmiecham się do niego.
- Przestań się wygłupiać. - Odpowiada z cieniem uśmiechu na twarzy.
- Dobrze Panie poważny. Nie wiem, o dwudziestej? Pasuje? - Pytam.
- To chyba najlepsza pora, pierniki o tej godzinie są bez życia. Mi pasuje. - Wzrusza ramionami Saki.
- Od razu im jutro przekażę o której jest spotkanie. - Stwierdza Kate.
- Dobrze, a teraz poruszmy ten poważniejszy temat. - Wzdycham niezadowolona. - Co myślicie naprawdę o tym sojuszu? To dobry pomysł? Przyznam, że na początku jak się dowiedziałam, że chcą go zawrzeć to nie miałam aż takiej chęci, żeby się zgodzić. - Przyznaję.
- Słuchaj, moim zdaniem to dobre rozwiązanie. - Stwierdza Sasuke. - Nasze stado nie ma dostępu do żadnej broni ani żadnego nowoczesnego sprzętu do walki, który nam by się przydał. Możesz mi wierzyć lub nie, ale oni to wszystko mają. A przecież nie będziesz za każdym razem podczas walki zmieniać się w wilka.
- Dodatkowym plusem jest to, że jeśli tutaj ktoś nas zaatakuje i zniszczy nam dom to mamy zagwarantowane schronienie na pustyni. - Stwierdza Jake. - To świetnie położone miejsce, prawie nikt nie wie jak tam dojść, to dlatego pustynni są uważani za jednych z najlepszych. Trudno ich znaleźć i mają doskonale wytrenowanych ludzi.
- Świetnie, widzicie same plusy, ale w rzeczywistość jest trochę inna. Co powiedzą nasi ludzie? Raczej w razie potrzeby nie zechcą ginąć za pustynnych. - Zauważam.
- Sakura, boisz się tego co powie o tobie twój Klan? - Pyta Kate.
- Po prostu nie chcę, żeby mnie znielubili. - Przyznaję.
- Posłuchaj. Jesteś władcą i to do ciebie należy podejmowanie decyzji. Może niektórzy będą przeciwni, ale zapewniam cię, że większość będzie zadowolona. W każdej społeczności znajdzie się grupka osób, która nie zgadza się z tym co robi Rząd, prawda? Tak samo jest tutaj, ale jak zobaczą, że nasz komfort życia się poprawi, przysięgam, że pójdą za tobą. - Kate próbuje mnie przekonać.
Cholerka, jest naprawdę w tym dobra. Czuję się teraz trochę jak mięczak, przecież nie mogę oczekiwać, że każdy mnie polubi i nie będzie żadnych zgrzytów. Za bardzo zależy mi na tym, żeby każdy uważał mnie za świetną osobę. Przecież muszę robić wszystko, żeby nasz Klan utrzymywał się na odpowiednim stanowisku. Nie możemy spaść do tych najgorszych.
- Naru?
- Tak?
- Dlaczego jesteś jakiś cichy? - Pytam niezadowolona.
- Po prostu myślę.
- I co wymyśliłeś?
- Że podejmujesz właściwą decyzję z tym sojuszem i jestem z ciebie cholernie dumny. - Odpowiada.
- Dziękuję kochanie. - Mówię odwracając głowę w jego stronę.
Oczy mojego chłopaka wciąż świecą na błękitny kolor co jest naprawdę piękne. Blondyn puszcza mi oczko z prawie niezauważalnym uśmiechem na ustach.
- Więc każdy z was sądzi, że to dobry pomysł? - Pytam, żeby się upewnić.
Moi przyjaciele kiwają głowami na znak zgody.
- Dobra, to jak? Kończymy i idziemy do łóżek?
- O Boże! Myślałam, że nigdy o to nie zapytasz. Chcę spać kobieto, jedyne o czym marzę to moje łóżko. - Marudzi Saki.
- Saki. - Kate wskazuje na nią palcem. - Lepiej poucz się z matematyki.
- A ty co? Moja przyjaciółka czy w nauczycielkę się bawisz Kate? - Dziewczyna jest oburzona.
- Wydaje mi się, że jestem jednym i drugim. - Odpowiada z uśmiechem.
- Wiesz co? Chrzań się Kate, ja idę spać. Tak na marginesie, w domu jesteś tylko moją przyjaciółką. Wolałabym, żebyś wiązała i wrzucała do szafy tę drugą, kiedy jesteś tutaj. - Odpowiada kręcąc głową z rezygnacją.
- Okay. - Kate wzrusza ramionami.
- Serio? - Pyta Saki.
- Nie. Tylko żartowałam. - Uśmiecha się słodko.
- Wiesz co? Idź do diabła Kate. - Odgryza się Saki.
- Tylko wtedy, kiedy pójdziesz ze mną. - Odpowiada.
- Saki, nie byłaś śpiąca? - Pytam delikatnie.
- Jestem śpiąca i opuszczam to pomieszczenie w trybie natychmiastowym. Moja wspaniała osoba musi się wyspać. - Odpowiada puszczając do mnie oczko.
Patrzę na moją przyjaciółkę jak wstaje z krzesła i z gracją opuszcza pomieszczenie. Też postanawiam iść już do łóżka, bo jestem wykończona.
- Zmywam się stąd. - Ziewam przeciągle. - Dobranoc wszystkim.
Z uśmiechem na ustach wychodzę z Sali na korytarz, po którym roznosi się stukot moich szpilek. Już po chwili jestem w salonie, gdzie wszędzie widzę strażników. Rada na poważnie wzięła się za ochronę w tym domu. Zanim postanawiam udać się na górę zachodzę do kuchni, gdzie nie zastaję Pani Emmy. Podchodzę do szafki, z której biorę kubek i łyżeczkę. Nastawiam wodę w dzbanku i cierpliwie czekam aż zacznie wrzeć. Nigdy nie jest zbyt późno na herbatkę, prawda? Przygotowuję swój napój, a kiedy kończę biorę kubek w dłoń i siadam na malutkim stołeczku przy wyspie kuchennej. Poruszam głową we wszystkie strony, czując, że moje ciało jest jakieś zesztywniałe i obolałe. Rozcieram opuszkami palców prawy fragment mojej szyi przymykając przy tym oczy. Przydałby mi się dobry masaż.
- Chyba o czymś zapomniałaś księżniczko.
Czuję silne ramiona, które oplatają moje ciało od tyłu. Uśmiecham się czując bliskość mojego Naru.
- Tak? O czym? - Pytam udając głupią.
Uzumaki odwraca mnie w swoją stronę, chwyta dłońmi moją talię i unosi mnie do góry. Sadza moje ciało na blacie, uważając na gorącą herbatę i wchodzi między moje nogi. Nawet nie przeszkadza mu, że mam na sobie sukienkę i przez to jak siedzę widać moje czarne, koronkowe majtki.
- Gdzie mój buziak na dobranoc? - Zaczepnie unosi lewą brew.
- Twoje co? - Zaplatam dłonie za jego karkiem.
- Mam go sobie ukraść, czy pocałujesz mnie dobrowolnie? - Pyta z uśmiechem.
Przybliżam się do niego bliżej.
- Dobra dziewczynka. - Szepcze, kiedy moje usta są coraz bliżej jego.
Cmokam delikatnie górną wargę chłopaka, ale dla niego to za mało, dlatego postanawia pogłębić ten pocałunek. Przez to, że jestem teraz wilkołakiem moje uczucia i doznania są bardziej intensywne. Zwykły pocałunek staje się narkotykiem, bez którego nie mogę żyć. Zwykły dotyk czasami aż pali. To przyjemne, nawet bardzo. Uzumaki wsuwa język między moje wargi i zaciska mocniej dłonie na mojej talii. Uśmiecham się, kiedy jego usta zaczynają zbaczać z wyznaczonego toru i po chwili znajdują się na mojej odkrytej szyi. Wciągam gwałtownie powietrze, kiedy zasysa delikatną skórę robiąc mi w ten sposób prawdopodobnie malinkę.
- Zwariowałeś? - Chichoczę. - Jak ja to potem zakryję? - Pytam.
- A musisz? - Prostuje się z zaczepnym uśmiechem.
- Aha rozumiem. To taka forma oznaczenia, tak?
- Forma oznaczenia? - Pyta z uśmiechem.
- Że jestem twoja i każdy inny facet ma trzymać się ode mnie dwa metry dalej.
- Dwa metry? - Śmieje się. - Kochanie, nawet dwadzieścia będzie za mało. - Mówi poważnie.
- Słaby żarcik i ta pokerowa twarz.
Dotykam palcem jego nosa z uśmiechem. Naru marszczy uroczo brwi. Chłopak przekręca głowę tak, że mój palec swobodnie opada na moje kolana.
- Moja pokerowa twarz jest genialna. Zawsze się sprawdza.
- Chyba nie ze mną, dla mnie jesteś przeźroczysty. Widzę wszystko, niczego przede mną nie ukryjesz. - Uśmiecham się.
- Właśnie dlatego jesteś dla mnie najważniejsza, przy tobie mogę być sobą. - Odpowiada szczerze.
- Kocham cię. - Mówię z szerokim uśmiechem.
- Też cię kocham królewno.





Hej misie, dopiero wróciłyśmy z pracy, więc wrzucamy rozdział. Hope you like it! Paula&Patty

6 komentarzy:

  1. Cześć dziewczyny, rozdział jak zwykle na wysokim poziomie tylko szkoda, ze taki krótki. Kiedy mozna sie spodziewać kolejnego rozdziału? Czekam z niecierpliwością, życzę weny i trochę późno, ale szczęśliwego nowego roku😊😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Blog nie został porzucony, po prostu przez naszą obecną pracę nie mamy czasu na pisanie. Postaramy się coś napisać I wstawić

      Usuń
  3. To czekam z niecierpliwością na kolejny wpis
    🥰

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. Rozdział jest w przygotowaniu. Bardzo wolno to idzie, ale najważniejsze ,że coś się ruszyło. Dzięki za cierpliwość I do zobaczenia mamy nadzieję w najbliższym czasie

      Usuń