- Musieliśmy pogadać z Kakashim. - Uśmiecha się
słodko i lekko krzywi, kiedy masuje swój kark.
- Boli?
- Trochę. Po drodze zaatakowali nas złodzieje i
musiałam się nagimnastykować.
Podchodzę do niej bliżej. Przygląda mi się bardzo
uważnie.
- Chodź ze mną. - Uśmiecham się.
- Po co? - Pyta lekko rozbawiona.
- No chodź. - Idąc przy niej zgarniam jej rękę i
ciągnę za sobą. Otwieram swój pokój, zapalam światło i
zmierzam do plecaka.
- Siadaj. - Rozkazuję wskazując na łóżko.
Dziewczyna posłusznie wykonuje moje polecenia. Wygrzebuję z plecaka
mały pojemniczek maści. Z uśmiechem odwracam się do dziewczyny i
przysiadam bardzo blisko niej.
- Co to? - Pyta zdezorientowana.
- Zdarzyło się, że po walce spotkałem miłą
staruszkę. Byłem cały obolały, a ona dała mi tę maść.
Wysmarowała mnie i po dwóch godzinach byłem jak nowo narodzony.
- Miałeś szczęście. - Uśmiecha się słodko.
- Tak. - Przerywam na chwilę, bo zatyka mnie, kiedy tak
głęboko patrzymy sobie w oczy. - Umm, odwrócisz się? Pomogę ci z
tym. - Uśmiecham się.
- Mhm. Będę wdzięczna. - Odwraca się do mnie tyłem
i odgarnia swoje włosy. Przysuwam się do niej jeszcze bardziej i
głośno wzdycham. Nabieram na dłoń trochę maści i powoli
wmasowuję ją w skórę dziewczyny. Cholera! Przy niej też tracę
rozum.
- To jak atmosfera między wami? - Pytam, żeby zająć
czymś swoją głowę.
- Jakoś idzie. Na początku było bardzo niezręcznie.
- Śmieje się.
- Domyśliłem się. - Na moją twarz wpełza uśmiech.
Delikatnie wmasowuję maść w jej kark, ale zaraz za tym schodzę
niżej rozmasowując jej spięte mięśnie ramion. Sakurze wyrywa się
ciche jęknięcie.
- Jesteś strasznie spięta. - Mówię lekko
schrypnięty.
- Mhm, czułam to. - Słyszę pomruk śmiechu.
- Sakura. - Zaczynam cicho. Robi się bardzo
niebezpiecznie.
- Hmmm?
- Co byś zrobiła... - Zawieszam się na chwilę i
odchrząkuję, ale mój głos nadal wydaje się być schrypnięty. -
Gdybym cię teraz pocałował?
Czuję jak nagle się spina, ale dalej z uśmiechem na
ustach masuję dziewczynę.
- Chyba bym cię stłukła. - Odpowiada bardzo poważnie.
- Chyba zaryzykuję wiesz? - Przysuwam się jeszcze
bliżej niej.
- Naruto, nawet nie próbuj. - Ostrzega.
- Nie masz już chłopaka. - Wzdycham cicho.
- Ale ty masz dziewczynę. - Prycha. - Poza tym, nie
chcę, żebyś mnie całował. - Zielonooka drastycznie odwraca się
w moją stronę, ale nie była świadoma tego, że kiedy to zrobi,
jej twarz znajdzie się teraz bardzo blisko mojej. Uśmiecham się
łobuzersko i zwilżam językiem dolną wargę.
- Nie wiem, czy mogę nazwać ją swoją dziewczyną. -
Mówię ściszonym głosem. Cholera, jeśli jej teraz nie pocałuję
to ucieknie.
- Dlaczego faceci są tak pojebani? - Pyta nieco
wściekła.
- A dlaczego dziewczyny tak bardzo skomplikowane? - Ona
tak intensywnie wpatruje się w moje oczy, że czuję jakby
przebijała mnie teraz na wylot.
- Naruto, dzięki za pomoc. - Wzdycha. - Idę, bo...
Nie daję jej dokończyć, bo zatykam te słodkie usta
swoimi. Nie sądziła, że to zrobię. Myślała, że sobie daruję.
Dziwi mnie jednak, że kiedy delikatnie dotykam jej dolnej wargi
językiem zaczyna oddawać mój pocałunek. Czuję te narastające
napięcie w podbrzuszu. Ta dziewczyna doprowadza mnie do białej
gorączki. Puszczają mi przy niej wszelkie hamulce. Opieram się
jedną dłonią o materac, a drugą umieszczam na jej talii. Schodzę
nią niżej i docieram do uda, które delikatnie drapię. Napieram na
nią mocniej i schodzę z pocałunkami na szyję. Kiedy nagle
gwałtownie wciąga powietrze, wiem, że znalazłem czuły punkt
dziewczyny. Sakura umieszcza dłoń na moim torsie i w momencie, w
którym najmniej bym się tego spodziewał, delikatnie odsuwa od
siebie. Kiedy jestem w stanie dostrzec jej twarz widzę na niej
delikatny grymas. Po chwili przecząco kiwa głową.
- Nie mogę Naruto. - Przyznaje cicho, a ja dalej nie
potrafię dojść do siebie.
- Ciągle to słyszę. - Uśmiecham się mimo wszystko.
- Jesteśmy przyjaciółmi.
- Wiem. Nie chcesz, żebyśmy byli czymś więcej. -
Wzdycham cicho.
- Masz dziewczynę. - Przypomina. - Właśnie w pewien
sposób ją zdradziłeś. - Uświadamia.
- Wiem. - Przyznaję.
- Mam jedno pytanie. - Odzywa się po chwili ciszy.
- Wal.
- Dlaczego to zrobiłeś? - Spoglądam w jej piękne
oczy i mocno się zastanawiam.
- Bo chyba nadal gdzieś tam jesteś. - Przyznaję
szczerze, a ona się uśmiecha.
- Albo to twój kaprys. - Wzdycha podnosząc się z
łóżka. Patrzy na mnie przez chwilę z góry i zmierza do drzwi.
Kiedy chwyta za klamkę zatrzymuję ją swoim głosem.
- To nie kaprys. - Krzyczę.
- W takim razie co innego? - Przerywa. - Do cholery
Naruto! Takich rzeczy nie robi się własnej dziewczynie, a już na
pewno nie z przyjaciółką.
- Nie wiem przez ile jeszcze nią będzie. - Prycham.
- Ale nadal nią jest. Powinieneś ją szanować.
- Nie mów, że tego nie chciałaś. - Mówię
bezczelnie, a ona tylko uśmiecha się kiwając przecząco głową.
- Ty to masz tupet.
- Nie. Po prostu... - Zawieszam się patrząc na nią. -
Nie rozumiem, dlaczego nie przerywasz od razu, kiedy cię pocałuję.
- Wypalam. Widzę, że jest mocno zaintrygowana.
- Jeśli cię to pocieszy... - Wzdycha głośno. - Sama
nie rozumiem. - Prycha i opuszcza mój pokój.
Zostaję sam, z cholernym mętlikiem w głowie. Naprawdę
nie potrafię jej rozgryźć. Mówi, że jestem tylko przyjacielem,
ale kiedy dojdzie do czegoś między nami, nie wycofuje się od razu.
Dlaczego kobiety są takie skomplikowane? Dla faceta tak to tak, a
dla nich wręcz przeciwnie. Zdegustowany przecieram dłońmi twarz i
rzucam się do tyłu na plecy. To jest takie popieprzone, ale już
zdecydowałem. Jeśli Satomi będzie chciała mnie po tym wszystkim,
definitywnie będę o nią walczył, bo Sakura jest dla mnie
nieosiągalna. Nigdy nie była i nigdy nie będzie.
Perspektywa
Sakury:
Wchodzę do pokoju i opieram się o zamknięte drzwi.
Przymykam oczy, żeby choć trochę uspokoić szybko bijące serce.
- Umm, co ty do jasnej cholery wyprawiasz?
Słyszę głos blondynki. Otwieram tylko jedne oko i patrzę nim w jej stronę.
Słyszę głos blondynki. Otwieram tylko jedne oko i patrzę nim w jej stronę.
- Próbuję się uspokoić. - Przyznaję się.
- Pogadanka z Kakashim-sensei była aż tak straszna? -
Śmieje się.
- Z kimś o wiele gorszym.
- O czym ty mówisz? - Pyta zszokowana.
- Spotkałam na holu Naruto. Był bardzo chętny, żeby
mi pomóc.
- Z czym.
- Zaproponował mi maść na moją szyję, wiesz, że
mnie boli.
- No i co w tym złego? - Śmieje się i patrzy na mnie
jak na wariatkę.
- To, że później bezczelnie mnie pocałował. -
Prawie krzyczę.
- Ciszej! Jest cisza nocna. - Karci mnie. - Nie wierzę.
- To uwierz, bo to prawda. - Podnoszę obie powieki i
widzę szok goszczący na jej twarzy.
- Ale...nie dałaś się co? - Pyta podejrzliwie.
Krzywię się, a ona już wie, co chcę powiedzieć. - No nie!
Oszalałaś do reszty Sakura?
- Nie wiem. - Wzdycham rozzłoszczona. - Pomóż mi to
zrozumieć, bo naprawdę nie wiem co ze mną nie tak. - Wrzeszczę po
cichu i siadam na łóżko, po którym się rzucam.
- Przestań! Bo pomyślę, że serio zwariowałaś. -
Krzyczy na mnie. - Sakura, serio. Nie wij się już tak po tym łóżku.
- Śmieje się cicho.
- Ino, błagam pomóż.
- Ekhem, nie chcę nic mówić, ale chyba zależy ci na
nim bardziej niż sądziłaś.
- Oszalałaś? Że niby co, zakochałam się w nim? -
Prycham.
- Tego nie mówię głupku. — Śmieje się. — Może po prostu
twój przyjaciel podoba ci się bardziej niż powinien. - Dodaje.
- Ogłupiałaś do reszty? To jedno i to samo,
twierdzisz, że się w nim zakochałam. - Mrugam szybciej oczami.
- Do jasnej cholery, czy ty mnie słuchasz?! - Pyta
zirytowana. - Zauroczenie to nie to samo co miłość! Od tego
najczęściej zaczyna się te drugie.
- Ino błagam...
- Słuchaj! Czasem zdarza się tak, że znasz kogoś
całe życie. Wystarczy jedna mała iskierka, a ty czujesz, że coś
jest nie tak. Nie możesz zapomnieć o jego dotyku, cieszysz się,
kiedy go widzisz, tęsknisz bardziej niż powinnaś. Śmiem
twierdzić, że tą iskierką było to, kiedy pocałowałaś go po
raz pierwszy. - Mówi mądrze, a ja patrzę na nią z otwartą gębą.
- Spodobało ci się to bardziej niż powinno.
- Ino ratuj mnie. - Jęczę żałośnie. - Przecież
Naruto nie może mi się podobać.
- Może może. Czy Naru to jakaś gorsza kategoria
mężczyzny? - Patrzy na mnie wyczekująco.
- Przecież wiesz, że tak nie myślę. - Wywracam na
nią oczami.
- To co jest z nim nie tak, że Panna Haruno tak
strasznie jęczy? - Pyta sarkastycznie.
- Należało mi się. - Wzdycham.
- Owszem. - Potwierdza. - To jak, powiesz mi?
- Nie chodzi o to, że Naru jest w czymś gorszy, to po
prostu Naruto. - Uśmiecham się głupio. - Bo... to zawsze on
podkochiwał się we mnie, a ja... - Przerywam.
- A ty w Sasuke. - Kończy po mnie. - Jak każda. -
Kręci zrezygnowana głową. - To nic złego jeśli Naru podoba ci
się bardziej niż wtedy.
- Nie uważasz, że to dziwne?
- Bardzo, ale myślę, że można przywyknąć. -
Uśmiecha się.
- Ino, ja naprawdę nie wiem co mam robić. Burzliwy
związek za mną, on ma dziewczynę.
- A może dasz mu po prostu szansę? - Patrzy na mnie
układając się w łóżku.
- Na razie nie mogę niczego planować. Wiesz dlaczego.
- Przewracam oczami i również rzucam się na łóżko. Jestem
zmęczona i mało brakuje do tego, żebym zasnęła w opakowaniu.
- Wiesz, że jutro wszystko się wyjaśni? - Pyta
unosząc w górę brew.
- A nie myślisz, że on się po prostu dobrze bawi? -
Myślę na głos. - Tamtą puka i chce więcej?
- Zwariowałaś. Słowo daję.
- A co byś pomyślała na moim miejscu?
- Że może dalej coś do ciebie czuje i nie potrafi się
zdecydować?
- Gdyby tak było to do niczego między nimi by dzisiaj
nie doszło. - Bronię się.
- Proszę cię Sakura. Poza tym, czy ty jesteś
normalna? - Prycha śmiejąc się.
- No co? Może mi powiesz, że wcale nie czułaś, że
nią przesiąkł? - Unoszę w górę brew.
- Masz rację, ale może to był pożegnalny numerek. -
Śmieje się głośno, a mi wcale tak wesoło nie jest.
- Ino, jestem zniesmaczona. - Przyznaję szczerze.
- Już nie rób takiej naburmuszonej miny. - Cichnie w
końcu. - Ale czekaj, mną czy Naru, bo już się pogubiłam.
- Nim i tobą.
- A co ja takiego zrobiłam? - Pyta udając oburzoną.
- Nie musiałaś wspominać mi o jakimś numerku. -
Odburkuję.
- Ale przecież to ty zaczęłaś! - Broni się unosząc
przed sobą dłonie.
- Ino, skończmy o tym gadać. Robi mi się niedobrze.
- Czy ty jesteś...
- Nie jestem zazdrosna! - Przerywam zanim kończy. -
Nawet mi tego nie mów.
- Dobra już dobra. - Ostatni raz się śmieje. - Idź
się lepiej do spania ogarnij. Nie możesz spać w opakowaniu.
- Bo? - Unoszę się, żeby dobrze ją widzieć.
- Lepiej się poczujesz, a poza tym bądź czysta i
pachnąca na jutro. - Uśmiecha się. - Jutro wielki dzień, wszystko
się rozwiąże skarbie.
- Masz rację, muszę być świeża i wypoczęta do
walki. - Słucham jej rady i od razu podnoszę się z wyra. Podchodzę
do plecaka i biorę wszystkie potrzebne rzeczy. Ogarnę się i pójdę
spać, taki mam plan.
Perspektywa
Naruto:
- Puszczą nas bez przeszkód? - Pyta Kakashi-sensei,
kiedy zbliżamy się do bramy.
- Nie mają wyjścia. - Mówię. - Jesteśmy ubrani
normalnie, wezmą nas za gości.
- Ma rację, nie rzucamy się w oczy. - Dodaje Ino.
- Coście za jedni? - Pyta strażnik, kiedy chcemy już
przekroczyć bramę.
- Turyści. - Z zimną krwią odpowiada sensei.
- Nie kojarzę was.
- Byliśmy krótko, a poza tym, z całym szacunkiem, ale
nie Pan nas wpuszczał. - Dodaję.
- Pobyt udany?
- Można tak powiedzieć. - Odpowiadam beznamiętnie.
Kończy się nam czas. - Czy możemy już iść?
- Tak, mamy nadzieję, że jeszcze nas odwiedzicie. -
Kiedy to mówi powoli ruszamy i wychodzimy z tej dziury zabitej
dechami.
- Czy oni zawsze zatrzymują tak ludzi? - Pyta Ino.
- Wątpię. Jesteśmy sporą grupką, chciał nas
sprawdzić. - Odpowiada Kakashi-sensei.
Kiedy jesteśmy pewni, że z tej odległości nikt nas
nie zobaczy zdejmujemy płaszcze i wyrzucamy je gdzieś na bok.
- Nie mogłeś ubrać się normalnie? - Rzuca oschle
Uchiha.
- Sasuke, dla mnie teraz to jest normalnie. - Odpowiadam
tak samo przyjemnie. - Przyszedłem na misję jako jeden z Anbu i tak
mam ją skończyć.
- Ma rację. - Przyznaje mistrz. - Teraz to jego
normalność. Nie może podczas tej misji założyć stroju jakiego
chce. Musi godnie reprezentować grupę.
Grzebię za plecami i wyciągam maskę. Przekładam ją
przed siebie i zanim zakładam przyglądam się jej dokładnie. Mam
nadzieję, że rodzice patrząc na mnie z góry są ze mnie dumni. Że
nie mają nic przeciwko temu, co teraz robię, do czego należę.
- Swoją drogą fajną masz tą maskę. - Odzywa się
uśmiechnięta Sakura.
- Co nie? - Odpowiadam wesoło.
- Nie ma to jak chwalić coś, co samemu się kupiło. -
Żartobliwie mówi Ino.
- Tu cię zdziwię skarbie, nie wybrałem jej. Dostałem
od Tsunade-baachan.
- Wiedziała co ma ci dać. - Oznajmia Kakashi-sensei.
- Tak. Może nie widać na pierwszy rzut oka, ale ta
maska odzwierciedla moją historię.
- Lis. - Wzdycha Ino.
- Nie tylko, ale nie jesteśmy tu, żeby gadać o mojej
masce. - Śmieję się cicho. - Idziemy. Może uda nam się jeszcze
zrobić jakąś pułapkę. - Mówię.
- Naruto, myślę, że trzeba zrobić to po cichu. -
Wzdycha Sasuke. - Ale masz rację, że musimy być przed nimi. -
Doznaję szoku, bo zgadza się ze mną.
- Musimy odciągnąć ich od wioski. - Dodaje Sakura.
- Najlepiej jak najdalej. - Wtóruje Ino.
- Ale nie mamy pewności, czy pójdą tą trasą co my.
- Stopuje kopiujący ninja.
- Mamy pewność Kakashi-sensei. - Przerywam na chwilę,
ale kiedy widzę niezrozumiałe spojrzenia dodaję. - Wcześniej
zrobiłem rozeznanie. Druga droga jest zamknięta, bo od jakichś
chemikaliów zerwał się most. Trzecia jest zalana, więc zostaje
tylko ta. Jest też najkrótsza swoją drogą.
- Dobrze się spisałeś Naruto. - Chwali mnie mistrz.
- Ruszamy? - Sasuke jak zawsze jest znudzony.
- Tak. Myślę, że to dobry pomysł. - Nie potrzebujemy
większej zachęty od naszego senseia. Ruszamy tuż po jego słowach.
Nie mamy zbytnio czasu na rozmowy, dlatego między nami panuje
grobowa cisza. Kiedy skończymy walczyć, wrócę po Satomi, już
zdecydowałem.
***
Minęła godzina odkąd wyruszyliśmy i przesuwamy się
dalej. Nie możemy pozwolić sobie na jakieś przypadkowe ofiary.
- Dobra. Myślę, że wystarczy. - Odzywam się i po
chwili stajemy.
- Może się rozejrzymy? - Podpowiada Ino.
- Sądzę, że to dobry pomysł. Sprawdźcie, czy w
okolicy nie ma niechcianych cywilów. - Nakazuje Kakashi-sensei. -
Naruto, zostaniesz tutaj i będziesz czuwał nad sytuacją.
- Mnie odpowiada. - Uśmiecham się pod maską.
- Rozdzielmy się! - Woła szaro włosy mężczyzna.
- Hai! - Krzyczą razem i szybko rozchodzą się na
boki.
Rozglądam się dookoła i widzę, że jesteśmy w
środku lasu. Nikt nie powinien się tu kręcić. Dostrzegam potężne
drzewo, za którym mogę się ukryć. Idę w to miejsce i opieram się
o pień zamykając oczy.
- Narutooo.
- Hmm?
- Aktywuj technikę.
- Którą? - Pytam, bo zupełnie nie wiem, o której
może właśnie mówić.
- Sensoryczną. Musisz wiedzieć
wszystko, namierz ich chakrę.
- Wiesz, że to kosztuje mnie wiele energii.
- Proszę cię, wtedy to był
czysty przypadek. - Warczy.
- Przecież wyssało ze mnie prawie całą chakrę.
- Debilu, to była ta druga. Ta z
tym pieczętowaniem. - Prycha. - A
zresztą byłeś osłabiony przypominam. - Chowa pysk w
łapach.
- Będziesz teraz spał? Serio Kyuu? - Prycham.
- Gromadzę siłę, może ci się
przydam.
- Nie chcę być niemiły, czy coś, ale lepiej, żebyś
nie był mi potrzebny.
- Zmywaj się i zrób co
powiedziałem. - Warczy na odchodne.
Aktywuję klanową technikę Kagura Shingan. Ta technika
pozwala mi na zlokalizowanie chakry osób, które znajdują się
powyżej dziesięciu kilometrów ode mnie. Otwieram wyobraźnię na
najwyższym poziomie i powoli lokalizuję każdego ze swoich
towarzyszy. Mogę zobaczyć oczami wyobraźni, że właśnie do mnie
wracają. Skupiam się dalej i za około jednego i pół kilometra
wyczuwam jedenaście pokładów chakry, które zbliżają się do nas
dość szybko. Czyli jednak ta jedna osoba więcej.
- Masz coś? - Pyta stojący przy mnie Sasuke.
- Wyczuwam jedenaście osób, jakiś kilometr i dziesięć
metrów przed nami. - Odpowiadam dalej śledząc wrogów.
- Żartujesz sobie? - Pyta Sasuke.
- To niemożliwe, żebyś stąd zlokalizował ich tak
daleko od nas. - Przytakuje Ino.
- Dla klanu Uzumaki jest to możliwe. - Znów wtrąca
nasz mistrz.
- Tak, nauczyłem się paru sztuczek. - Wzdycham. -
Miałem dość sporo czasu dla siebie.
- Jedyna osoba, która to potrafi to Karin. - Prycha
kruczowłosy.
- Oczywiście nie wiesz, że to Uzumaki, co Sasuke? -
Odgryzam się.
- Czyli Orochimaru ci nie powiedział. - Dodaję, kiedy
nic od niego nie usłyszałem. - A sam też nie pytałeś, bo niby po
co. - Mówię dość wrednie.
- Darujcie sobie co? - Karci mnie Ino.
- Nie wiem co was ostatnio ugryzło, ale zachowujcie się
jak na przyjaciół i członków drużyny przystało. - Dopowiada
Sakura.
- Osiemdziesiąt metrów.
- Mamy coraz mniej czasu. Ukryjcie się gdzieś obok
Naruto. - Rozkazuje kopiujący ninja.
- Siedemdziesiąt. - Podaję odległość cały czas.
Muszą być na bieżąco.
- Pięćdziesiąt. - Odzywam się po jakimś czasie. Moi
przyjaciele są już ukryci.
- Dziesięć. - Otwieram oczy i przekręcam się przodem
do ścieżki. Dostrzegam grupkę, na której czele stoi Unmo.
- Może tu odpoczniemy? - Słyszymy głos jakiegoś
chłopaka.
- Myślę, że to dobry pomysł. - Wtóruje drugi. Cała
grupa zatrzymuje się na środku.
- Dopiero co wyszliśmy z wioski. - Odzywa się ktoś z
końca.
- No i co my z nimi zrobimy? - Moje serce przyspiesza.
Przyglądam się bardziej i już nie mam żadnych wątpliwości.
Chyba mam duszności.
- Nie wiem. Jak myślisz, możemy pozwolić na chwilę
przerwy? - Pyta Unmo.
- Naruto. - Czuję dłoń na swoim barku, odwracam się
i widzę Ino. Jej głos jest tak przepełniony troską, że jest
prawie namacalna.
- Dziesięć minut i ani chwili dłużej tatku. - Mówi słodkim głosem. Jej uśmiech nadal jest dla mnie cudowny, choć
teraz nie powinien już nic znaczyć.
- Atakujemy? - Szepcze Kakashi-sensei.
Jedyne co teraz mogę to skinąć głową. Po chwili
wszyscy wyskakujemy z ukrycia i stajemy naprzeciw nich. Od razu
przybierają pozycję obronną, tak samo jak Satomi, która dziś
wygląda lepiej niż zazwyczaj. Patrzę tylko na nią, tylko ona
interesuje mnie najbardziej w tym momencie. Czuję, jakbym rozpadł
się tam w środku. Odruchowo chwytam się za serce. Nie mogę znieść
jej widoku w towarzystwie tych ludzi.
- Ty jesteś Unmo? - Jako pierwszy zabiera głos nasz
mistrz.
- Czego chcecie? - Pyta bezczelnie.
- Jesteś zbiegłym ninja. Jak myślisz, czego chcemy? -
Odzywa się Sasuke.
- Bądźcie rozsądni, jest was tylko piątka. - Odzywa
się dziewczyna. Nie mogę, nie zniosę tego. Nawet nie czuję jak
mocno ściskam swój ochraniacz na klatce piersiowej.
- I z tego co widzę jeden źle się czuje. - Szydzi
spoglądając na mnie jej ojciec. Czuję czyjąś dłoń na barku,
spoglądam i doznaję szoku. To Sakura. Delikatnie masuje miejsce, w
którym położyła rękę.
- Czekaj tatku. - Odzywa się. - Czy wy nie
jesteście znajomymi Baku? - Mówi spostrzegawcza.
- Co z tego? - Prycha Sasuke.
- Gdzie on jest? - Rozgląda się na wszystkie strony. -
Skoro wy jesteście tu, to on też musi gdzieś się tu kręcić.
- O czym ty mówisz córciu? - Milczy przez chwilę i
spogląda na nas. - Kim wy jesteście?
- Nie uda wam się zniszczyć Konochy. - Wzdycha
znudzona Ino.
- Szefie to psy z Konochy! - Oznajmia ktoś mocno
spostrzegawczy z tyłu.
- Przecież przed chwilą sami się przyznali idioto! -
Krzyczy sfrustrowana dziewczyna.
- Nie zatrzymacie nas, macie szansę, żeby się
wycofać. - Dodaje jej ojciec.
- Nikt się stąd nie wycofa. - Odzywam się w końcu.
Chcę zdjąć maskę, ale Kakashi-sensei powstrzymuje mnie, kiedy
moja twarz jest już w połowie odkryta. Spoglądam na niego, a on
tylko kiwa przecząco głową.
- Nie rób tego Naru. - Wzdycha Ino.
- Dobrze. - Ciężko wzdycha Unmo. - Zajmę się tym w
masce, to szczur Anbu.
- Nie ma u nas szczurów. - Prycham wściekły. Widzę
niezrozumiałe spojrzenie Satomi. Wiem, że teraz nad czymś
intensywnie myśli.
- To ty. - Oznajmia po chwili. - To musisz być ty. -
Widzę, że jej oczy robią się lekko szkliste.
- O czym ty mówisz? - Pyta Sakura.
- To ty, prawda Baku? - Zaciskam szczękę. Nie
chciałem, żeby do tego doszło. W głowie miałem inny scenariusz.
- Dlaczego to robisz? - Te pytanie wyrywa się z moich
ust niekontrolowanie.
- Wiedziałam. - Mówi pewna siebie. Przykłada jedną
dłoń do nosa, ale po chwili ją zabiera, a jej wzrok diametralnie
się zmienia.
- Jeszcze możesz zmienić zdanie. - Mówię ciszej.
Jedyne, co dostrzegam na twarzy dziewczyny to lekko szyderczy
uśmiech.
- Nie mogę i nie chcę tego robić Baku.
- Satomi, to twój chłopak? - Pyta zdziwiony ojciec.
- Nie poznajesz jego głosu? - Odpowiada wzburzona.
- Widziałem go tylko raz na oczy! - Przypomina.
- Dlaczego to robicie? - Odzywam się próbując
uspokoić emocje. Całkiem dobrze mi to wychodzi, zawsze dobrze
wychodziło.
- Wasza wioska... - Staruch przerywa na chwilę i kończy
z kpiącym uśmieszkiem. - Ma całkiem ciekawe umiejętności.
Przydadzą nam się tacy ludzie.
- Chcecie niemożliwego. - Prycha Sasuke. Jego wzrok
jest teraz przerażający.
- Kto powiedział, że nie mamy asa w rękawie? -
Zachowanie Satomi zmieniło się diametralnie. Jak mogło zmienić
się aż tak bardzo z sekundy na sekundę?
- Powstrzymamy was. - Mówię pewny swego.
- Daj spokój kochanie, nie skrzywdzisz mnie. - Mówi z
czułością. To nie tak, że przestała mnie właśnie kochać. Jej
poglądy przysłaniają teraz wszystko.
- Będziesz potrafiła ze mną walczyć? - Patrzę
prosto w oczy blondynki.
- Nie będę z tobą walczyć. - Kręci głową. - Będę
walczyła z nią. - Wskazuje głową na różowo włosą, która
zaciska pięści z szatańskim uśmieszkiem.
- Z przyjemnością zedrę ci ten uśmiech z twarzy
słodziutka. - Warczy Sakura.
- Uhu, już się boję. - Strzącha się teatralnie.
- Powinnaś. - Ino stwierdza przekonywująco.
- Wycofaj się Satomi, błagam. - Mówię żałośnie.
Chcę, żeby to zrobiła, dla mnie...dla nas. Nie
chciałem rezygnować z niej tak szybko. Miałem względem niej inne
plany. Czuję na sobie teraz wszystkie spojrzenia włącznie z jej
wyrażającym pewien smutek.
- Przykro mi Baku. - Kiwa przecząco głową. - Nie
zawiodę ojca, a tym bardziej siebie.
- Dlaczego?
- Jeśli mam wybierać między chłopakiem, którego
kocham, a wioską... - Przerywa na chwilę. - Wybiorę dobro
większości, a nie swoje.
- Czuję to samo. - Stwierdzam z przykrością. - Nie
mogę was puścić
- Dotrzecie do Konochy, ale jako więźniowie. - Dodaje
szaro włosy mężczyzna.
- Kakashi-sensei. - Spoglądam na niego i dostrzegam
pytające spojrzenie. - Czy mogę zająć się jej ojcem?
- To twój mistrz? - Pyta z kpiną starzec. - Myślałem,
że ty tu dowodzisz, a nie jakiś mizernie wyglądający shinobi.
- To, że noszę maskę, nie oznacza, że jestem tu
najsilniejszy. Zakoduj staruchu. - Warczę. Nikt, powtarzam nikt, nie
będzie uwłaczał moim przyjaciołom.
- Zważaj na słowa Baku. - Ostrzega dziewczyna.
- Postarajmy się szybko to skończyć. - Wzdycham. -
Chcę wrócić do wioski. Jak najszybciej.
- Zostawisz mnie? Co z naszymi planami? - W jej głosie
wyczuwam nutkę nadziei.
- Sama to powiedziałaś. - Cichnę na chwilę. - Ja też
dla wioski zrobię wszystko. Poza tym, miałem zamiar do ciebie
wrócić, wyjaśnić wszystko...niestety negatywnie się zaskoczyłem.
- Strasznie mi przykro Baku. - Wzdycha ciężko.
- Skarbie, chcesz się wycofać? - Unmo pyta spoglądając
na córkę.
- Nie tatku, poradzę sobie, tylko... - Przerywa na
moment spoglądając na mnie. - Nie każ walczyć mi z Baku.
- Ja się nim zajmę córciu. - Odpowiada z pewnym
przekąsem.
- Tatku.
- Hm?
- Proszę nie zabij go. - Słyszę wyraźnie moment, w
którym załamał się jej głos.
Przymykam na chwilę oczy, bo już nie mogę tego
znieść. Czuję dłoń tuż przy moim uchu. Spoglądam w tą stronę
i dostrzegam zmartwioną Sakurę.
- Naru, dajesz radę? - Jej dotyk jest tak bardzo
kojący. Nie widzi tego, ale właśnie się uśmiecham. Powoli z
delikatnością chwytam jej dłoń w swoją i delikatnie masuję
kciukiem.
- Daję. Jest okej Sakurcia. - Odpowiadam tak, żeby
tylko ona słyszała.
- Zabierz od niego swoje ręce. - Warczy Satomi.
- Bo co, zabijesz mnie? - Różowo włosa stara się
chyba ją sprowokować.
- Zgadłaś. - Jej głos jest taki szorstki.
- Satomi, nie denerwuj się. - Wzdycham głośniej. -
Już nie masz do mnie żadnych praw.
- Skończ pieprzyć szczeniaku! - Nim się orientuję
ojciec blondynki na mnie naciera.
Spoglądam na Sakurę i lekko odpycham ją w stronę
Kakashiego-sensei, który zgodnie z moimi planami zgrabnie łapie
dziewczynę. Dzięki pogawędce udało mi się zebrać naturalną
energię. Kiedy Unmo wyprowadza atak prosto w moją maskę omijam go
i robiąc salto w powietrzu staję za nim. Chwytam za jego ręce i
wykręcam do tyłu.
- Tato! - Słyszę krzyk Satomi i nagle sztywnieję. To
moment, w którym mężczyzna uwalnia się i odskakuje ode mnie dość
daleko.
- Naruto! Nie ulegaj emocjom. - Krzyczy mój mistrz.
- Hai! - Zgadzam się z nim natychmiastowo. -
Przepraszam.
- Atakują! - Dodaje po chwili. - Uważajcie.
Widzę to wszystko jakby w zwolnionym tempie. Sakurę i
Ino zbliżające się do siebie. Sasuke, który aktywuje swojego
sharingana i Kakashiego-sensei, który ściąga maskę ukazując to
samo wyjątkowe oko. Przed sobą widzę biegnącą na Sakurę Satomi,
a obok niej jakiegoś chłopaka. Nieopodal nich na Ino naciera dwóch
mężczyzn. Widzę jak Sasuke odpiera pierwszy atak brązowo włosej
dziewczyny, za którą godnie kroczy mężczyzna. Kakashi-sensei ma
najgorzej, bo na niego naciera aż trzech mężczyzn. Przed sobą mam
Unmo oraz jego najlepszego przyjaciela Sho. Jako pierwszy uderza ten
drugi, ale robię unik. Niestety ataku ojca Satomi nie mogę ominąć
i uderza mnie w plecy. Kiedy mam już polecieć jak długi na ziemię
w ostatniej chwili korzystam ze swojego położenia i robiąc
przewrót w przód szybko wstaję na nogi. Wyciągam kunaie
latającego boga piorunów i zasilam je swoją chakrą. W
międzyczasie tworzę klona, który stoi ze mną plecy w plecy. On
atakuje Sho, a ja Unmo. Przecinam przestrzeń naprzeciw niego i
zmylając go tym ciosem wyprowadzam drugi, który przechodzi jak
przez masło po jego policzku. Kiedy metal spotyka się z jego skórą
cicho syczy i machinalnie chwyta za to miejsce. Odsuwa się ode mnie
i spogląda na dłoń z plamą krwi.
- Pożałujesz! - Warczy wściekle i wykonuje jakieś
jutsu.
Nie do końca wiem, z jakiej rodziny. Szybko jednak
przekonuję się o tym, bo przede mną pojawia się niska fala wody.
Dzięki zastrzyku energii od Kyuu udaje mi się wyskoczyć w górę i
pojawić się tuż za zaskoczonym mężczyzną.
- Ale... - Nie zdąża dokończyć, bo z ostatku sił
Sage mode udaje mi się uderzyć Unmo prosto w policzek. Mężczyzna
koziołkuje po ziemi. Kiedy zatrzymuje go drzewo podnosi się bardzo
szybko. Dyszy i spogląda na mnie z nutką podziwu. Nie patrzę na
niego zbyt długo, bo kiedy widzę, że jego przyjaciel pokonał
klona podbiegam do niego i atakuję. Udaje mi się kopnąć go w
brzuch i po chwili tuż za mną pojawia się Unmo. Odpieram ataki z
obydwu stron i muszę stwierdzić, że dobrze mi to wychodzi.
- Narutooo, złap tego słabszego
w pieczętujące więzienie. - Odzywa się mój przyjaciel.
- Kyuu, myślisz, że to dobry pomysł? - Czuję jak z
lewego ramienia sączy mi się odrobina krwi. Niewielkie rozcięcie.
- Gdybym tak nie myślał, to bym
nie proponował. - Irytuje się lis.
Korzystam z wolnej ręki i wykonuję odpowiednie
pieczęci. Dobrze, że do tego nauczyłem się korzystać tylko z
jednej dłoni, to sporo ułatwia. Kończę pieczęci i widzę
zdezorientowane spojrzenia moich oponentów. Stwarzam obok siebie
klona, który będzie musiał czuwać obok nad tą techniką. Kiedy
zniknie, nie będę w stanie kontrolować więzienia i walczyć z
Unmo. Klon z zawrotną szybkością wykonuje resztę planu i odciąga
Sho na bok. Kątem oka dostrzegam jak unieruchamia go od tyłu i
mężczyzna wpada w tarapaty. Naokoło niego tworzy się klatka na
wzór czerwonej, w której niegdyś siedział Kurama. Z mojego klona
wychodzą łańcuchy, które skutecznie unieruchamiają Sho.
Uśmiecham się pod nosem dostrzegając szok na twarzy Unmo.
- Imponujące. - Przyznaje, kiedy ucieka ode mnie. Chyba
koniec z walką wręcz i zaczyna się walka na techniki. - Też
przydasz się do naszej kolekcji, skoro nie mogę cię zabić.
- Co cię powstrzymuje? - Pytam udając, że nie znam
odpowiedzi.
- Moja córka, ale nie rozumiem co ona w tobie widzi. -
Syczy wściekły.
- Bez względu na wszystko, nie zrobicie ani kroku
dalej. - Oznajmiam.
- To się jeszcze okaże. - Prycham śmiechem.
- Rozejrzyj się. - Energicznie rozkładam ramiona przed
sobą. - Niewielu was zostało. - Wskazuję palcem na drzewo, pod
którym siedzi trzech ludzi.
- Poradzę sobie bez nich. - Uśmiecha się bezczelnie.
Nie daje ani chwili wytchnienia i przede mną pojawiają
się dwie ogniowe pantery. Nacierają na mnie bardzo szybko i
szczerze mówiąc nie wiem jak mam uciec.
- Naruto, bo cię usmaży!
- Kyuu, co mam robić?! - Panikuję.
Przecież nie mam odpowiedniej natury, żeby to
odeprzeć.
Nagle dostaję przypływu energii i od razu widzę czym
jest to spowodowane. Moje ciało w tym momencie spowija chakra
Kuramy. Spoglądam na dłoń i zaciskając ją w pięść zaczynam
biec w kierunku swojego wroga.
- Razem?
- Pieprzyć to Naruto. Działamy
razem. - Decyduje mój przyjaciel.
Wiem, że trafią do wioski i wiem też, że długo tam
posiedzą. W ekspresowym tempie docieram przed Unmo i z całej siły
uderzam go w policzek. Widzę ogromne zaskoczenie na jego twarzy.
Mężczyzna chwyta się w to miejsce i sunie po ziemi zatrzymując
się na drzewie. Wstaje na drżących nogach i patrzy na mnie z furią
w oczach. Nie czeka na nic tylko naciera na mnie składając jakieś
pieczęci. Po chwili nie widzę nic oprócz białego kłębu dymu.
Kiedy rozmywa się na boki dostrzegam lecącego na mnie stwora. To
coś przypominające wielką ważkę. Nie dowierzam własnym oczom,
kiedy potwór otwiera paszczę i dostrzegam lecący w moją stronę
wielki płomień. Odskakuję na bok, ale moja lewa ręka lekko
obrywa.
- Kyuu, gdyby nie twoja chakra, to mogło skończyć się
gorzej.
- Będziesz musiał to uleczyć. -
Spoglądam na rękę i dostrzegam lekkie zaczerwienienie. -
To coś ma jeszcze jakiś kwas. Uważaj.
- Nie pokonam ognia wiatrem. - Wzdycham wściekły.
- Cholera, nie uda nam się
połączyć mojego ognia z twoim wiatrem w tej formie. -
Syczy.
- Kyuu nie możemy się zmienić. Za dużo szkód.
- Nie potrzebujesz tyle mocy na
tego robala. Załatwisz go sam, bez mojej pomocy.
- Muszę coś wymyślić. Przecież nie mogę uciekać.
- Marudzę.
- Naruto, przestań. Coś
wymyślisz.
Składam odpowiednie pieczęcie i zaraz po tym przede
mną pojawia się ogromna ropucha.
- Co się dzieje? - Słyszę jego potężny głos.
- Gamakichi, potrzebuję twojej pomocy. Spójrz przed
siebie. - Nakazuję.
- Pierwszy raz to na oczy widzę. - Przyznaje.
- Zieje ogniem z jakimś kwasem. - Tłumaczę. - Jeśli
zaraz czegoś nie zrobię to po mnie.
- Katon Endan i twoja natura wiatru, to powinno pomóc.
- Wymyśla, kiedy stwór ponownie na mnie naciera.
- Wystrzelisz ropuszy olej, podpalisz, a ja wzmocnie
wiatrem. - Uśmiecham się tłumacząc to sobie.
- Dokładnie, taki strumień ognia powinien go załatwić.
- Gamakichi do dzieła. Nie mamy dużo czasu!
- Naruto, teraz! - Kiedy go słyszę przekazuję mu
swoją chakrę i widzę jak z impetem wypluwa z ust olej, który po
chwili zapala się żywym ogniem. Trwa to dłuższą chwilę, kiedy
Gamakichi'emu kończą się zapasy oleju. Spośród dymu wyłania się
lekko przypalony mężczyzna, który biegnie na mnie z tym samym
szałem w oczach, co przed chwilą.
- Myślę, że już tu skończyłem. - Słyszę ropuchę.
- Tak, dzięki za pomoc Gamakichi.
- Wisisz mi jedzenie. - Mówi zanim ginie mi z oczu.
Spokojnie opadam na ziemię z uśmiechem i kiedy tylko moje nogi
stykają się z ciepłym piachem, który czuję nawet przez buty, od
razu pędzę w stronę swojego przeciwnika.
- Zabiję cię! - Krzyczy sfrustrowany.
Chyba uświadomił sobie właśnie, że trafił na złych
przeciwników. Kiedy tylko zbliżamy się do siebie mężczyzna
wyciąga zza pleców katanę, która styka się z moim specjalnym
kunaiem. Dodaję do niego więcej swojej chakry niż zazwyczaj i
dostrzegam, że na ostrzu katany pojawia się mała ryska. Przez
chwilę nieuwagi odbieram od niego cios wymierzony w brzuch. Ta
chwila nieuwagi kosztuje mnie kolejne uderzenia w twarz, tors i nogę.
Zaciskam zęby i uderzam z całej siły kunaiem latającego boga
piorunów. Słyszę charakterystyczny dźwięk, a zaraz za tym widzę
roztrzaskane ostrze. Uderzam mężczyznę w brzuch i wykorzystując
Sage mode pojawiam się tuż za jego plecami. Unieruchamiam go.
- To koniec. - Mówię.
Unmo nie zdąża nic mi powiedzieć, bo wykorzystuję
jego chwilę nieuwagi i pozbawiam go przytomności. Zarzucam Unmo
przez ramię i rozglądam się. Widzę, że reszta nadal walczy.
Znalazłem się naprawdę spory kawałek od nich. Zaczynam iść pod
drzewo, gdzie siedzi siedmiu ludzi.
- Naruto, zapieczętuj ich moce.
- Myślisz, że jestem w stanie ogarnąć ich
wszystkich?
- Nie chodzi mi o tą mocną
technikę. - Kręci głową zirytowany. -
Użyj tej specjalnej do transportowania więźniów.
- Kyuu, przecież jeszcze jej dobrze nie przećwiczyłem.
- Tamta wyszła to ta też się
uda. - Warczy. - Zrobisz co zechcesz. -
Prycha i kładzie łeb na łapy. Widzę jak jego ślepia zamykają
się coraz bardziej.
Podchodzę do drzewa i kładę Unmo obok pozostałych.
Chwytam sznur, którym obwiązuję mężczyznę. Pochylam się nad
nim i sięgam za plecy. Wyjmuję z tylnej kieszeni swój notes i
szukam techniki. Spoglądam na pieczęcie, które powoli i dokładnie
wykonuję. Horyo no inkan, ku mojemu zdziwieniu moją dłoń zaczyna
spowijać czerwona otoczka.
- Huh, jednak wyszło. - Uśmiecham się wesoły.
Dłonią dotykam czoła Unmo i dostrzegam jak na nim
tworzy się mała spirala, która wygląda dokładnie jak herb mojego
klanu. Z uśmiechem podchodzę do kolejnych osób i robię to samo
każdemu. Mam nadzieję, że przetrzyma całą drogę. Wstaję z
lekkiego przysiadu i rozglądam się na boki. Widzę, że mistrz
kończy swoją walkę, a Sasuke obwiązuje sznurem swojego
przeciwnika. Nie zdążam mrugnąć i obejrzeć się za Ino i widzę
lecącą w moją stronę Sakurę. Mknie prosto na mnie odwrócona
plecami. Zaczynam biec, i kiedy jestem już blisko łapię dziewczynę
i zapieram się, żeby nie upaść. Niestety zatrzymujemy się
dopiero na drzewie i czuję to swoim kręgosłupem.
- Auć. - Krzywię się lekko.
- Naruto? - Odwraca się przodem do mnie. Ściągam
maskę i przekładam ją z boku tak, że zakrywa mi ucho.
- Ledwo zdążyłem. - Mówię spoglądając na jej
lekko otartą twarz.
- Dzięki, trochę mnie wyrzuciło. - Śmieje się
cicho.
- Pomóc ci?
- Sądzę, że nie chcesz brać w tym udziału. Poza
tym, myślę, że zaraz skończę. - Uśmiecha się. Nie spodziewam
się tego kompletnie, ale daje mi kuksańca w tors i jak najszybciej
wraca do wykończonej Satomi. Zakładam z powrotem maskę i z lekkim
bólem pleców idę w stronę mistrza i Sasuke.
- Co to jest? - Pyta kruczowłosy, kiedy staję obok.
- Przez jakiś czas nie będą mogli używać chakry.
Zablokowałem im dostęp.
- Skończyłam. - Odwracam się w stronę głosu i widzę
wycieńczoną Ino.
Ostatkiem sił popycha w moją stronę niskiego, rudego
chłopaka. Łapię go i od razu usadzam przy drzewie. Składam
odpowiednie pieczęcie i ponownie dotykam czoła tego chłopaka i
dwóch pozostałych.
- No to teraz sobie odpocznij skarbie. - Uśmiecham się.
- Gorąco mi w tym, mogę zdjąć? - Pytam z nadzieją.
- Myślę, że możesz. Oni na razie śpią, a Satomi
widziała cię już bez maski. - Odpowiada Sasuke.
- Tak, ma rację. - Kakashi-sensei mówi przysiadając
przy drzewku naprzeciw.
Powoli przeciągam maskę na lewą stronę i zawieszam
ją tak jak wcześniej zakrywając ucho. Oddycham z ulgą, i kiedy już
chcę usiąść nie jest mi to dane.
- Łap. - Słyszę głos Sakury i zanim zdążam
zaprotestować blondynka leci już w moją stronę. Odwracam się i
ostatkiem sił na lekkim przysiadzie łapię ją tak, że jej plecy
stykają się z moją nogą. Przeszywam wzrokiem jej zmęczone oczy.
Cholera, chciałbym, żeby to mnie wybrała. Mogłem być z nią
szczęśliwy. Składam odpowiednie pieczęcie za jej plecami i już
po chwili moja prawa ręka pojawia się przy policzku dziewczyny,
który lekko muskam palcami. Nie spuszczam wzroku z jej oczu i
delikatnie nakładam pieczęć na czoło.
- Naruto, możemy iść? - Słyszę głos mistrza, który
wyrywa mnie z pewnego transu.
- Czyli imię też miałeś fałszywe? - Dostrzegam
smutek w jej oczach.
- Tak. - Wzdycham do mistrza i powoli się z nią
podnoszę.
- Naru, trzeba ich związać ze sobą. - Wzdycha
blondynka.
- Będzie nam łatwiej pilnować. - Dopowiada Sasuke.
- Dobra. - Mówię. - Skarbie, zwiąż Unmo na przedzie,
a ją przy ojcu. - Mówię to z bólem serca.
- Dobry pomysł. Ustawimy ich dwójkami. - Przyznaje
Sasuke.
Perspektywa
Sakury:
Nie podoba mi się to, że Naruto patrzy tak na Satomi.
Z wahaniem oddał ją w ręce Kakashiego-sensei, a później tak po
prostu założył maskę i nie pomagając nam odwrócił się
plecami.
- Gotowi do transportu. - Wzdycha zmęczona Ino.
- Naruto ty przodem, dziewczyny w środku, a ja z Sasuke
na końcu.
- Hai Kakashi-sensei. - Słyszę tylko cichy pomruk
blondyna.
- Ino, zaraz wyjdę z siebie. - Szepczę.
- Zazdrosna? - Unosi w górę lewą brew z tym swoim
czepialskim uśmieszkiem.
- Nie! - Krzyczę, co wywołuje spojrzenia wszystkich na
mnie. Rumienię się i mam wielką nadzieję, że tego nie widać. -
Ino ile razy mam ci powtarzać. - Mówię tak, żeby każdy to
usłyszał.
- Dobra, już się tak nie denerwuj. - Dziewczyna po
prostu się ze mnie śmieje.
- Ta idiotka tylko go skrzywdziła. - Dodaję cicho. -
Spójrz na niego.
- Masz rację. Serce mi pękało, kiedy widziałam jak
na nią patrzył. - Wzdycha.
- Wcale mi nie przypominaj. - Kręcę głową.
- Idź go pociesz. - Ino wypala bez zastanowienia.
- Co? - Pytam myśląc, że się przesłyszałam.
- O Jezu, idź z nim zagadaj. - Przewraca oczami.
- To nie jest wcale taki zły pomysł wiesz? - Uśmiecham
się do blondynki.
- O nie, znam ten uśmiech.
- Nawet nie wiesz jak mnie wkurzyła. - Oznajmiam.
- To będzie wredne. Słyszałaś jak się gotowała,
kiedy go dotknęłaś. - Ostrzega.
- Dzięki Naruto jest teraz bezbronna jak małe dziecko.
- Uśmiecham się i nie czekając na żadną odpowiedź ruszam prosto
do chłopaka. Stoi odwrócony plecami do Satomi, która swoją drogą
patrzy na niego tęsknym wzrokiem.
- Naru? - Zaczynam cicho.
- Hmm? - Pyta spoglądając na mnie. To zabawne, że w
dzieciństwie to ja patrzyłam na niego z góry, a teraz to on musi
to robić.
- Pokaż tą rękę. - Mówię zauważając przypaloną
skórę na lewej ręce.
- Nie trzeba. - Słyszę ten zakłopotany głos.
Przewracam oczami i sama biorę ją w swoje ręce.
- I co, widzisz coś niepokojącego? - Pyta słodko.
- Mmm, czekaj. - Lekko dotykam zaczerwienionego miejsca.
- Wiesz co? Wyleczę ci to. Wiem, że Kurama pomoże, ale jak teraz
nie zadziałamy to zostanie blizna. - Krzywię się lekko.
- Rób co chcesz. - Wiem, że teraz się uśmiecha. Na
sto procent musi to robić.
Na mojej dłoni pojawia się zielona poświata, którą
właśnie teraz leczę przedramię chłopaka. Słyszę ciche
jęknięcie, które wyrywa się z jego ust.
- Boli?
- Trochę. Nie przejmuj się.
- Zaraz skończę Naru. - Kątem oka dostrzegam, że
Satomi gotuje się z zazdrości. Cholera, tak mnie wkurzyła, że
rozkoszuję się tą chwilą.
- Jak zwykle niezastąpiona. - Mówi wesoły.
- Jak zwykle przesadzasz. - Odburkuję. - Skończone.
- Ej, nie wiesz, co robi Kakashi-sensei i Sasuke? - Pyta
cicho.
- Kakashi-sensei dostał jakiś list. Właśnie go
czytają. - Odpowiadam i stojąc tak naprzeciw niego zastanawiam się
chwilę i na moje usta wpełza uśmiech.
- Co jest? - Pyta lekko przerażony.
- Obiłeś się trochę przeze mnie co? - Pytam lekko
się krzywiąc.
- Trochę.
- Chodź ze mną. - Widzę, jak mięśnie blondyna się
spinają.
- Co? Przecież trzeba ich pilnować. - Drapie się po
karku. Jest zdenerwowany, albo zdezorientowany.
- Ino, poradzisz sobie przez chwilkę nie?! - Krzyczę
odwracając się do blondynki.
- Tak! - Z uśmiechem odwracam się do niego i bez
namysłu łapię go za rękę. Mam gdzieś to, co teraz sobie wszyscy
pomyślą. Chcę mu zwyczajnie pomóc.
~.~
Hej misie! Wybaczcie, że o tej porze i że znowu spóźnienie... No cóż, dzieje się co? Liczymy na wasze opinie na ten temat. Hope you like it! Patty&Paula
Jak zwykle boskie dzielo😍 Szkoda mi Naruto, ta Satomi niezle mu namieszala w glowie, ale Sakurcia powoli zaczyna zauwazac Naru inaczej wiec juz chyba dlugo cierpiec nie bedzie. Czekam na next i zycze weny
OdpowiedzUsuńDawno nie wstawialem tu swojego komentarza... ale żebyście wiedzieli że czytam wszystkie wpisy i rozdziały, ktore bardzo mi się podobają. Zawsze tu zaglądam co dwa dni z ciekawości czy coś nowego się nie pojawiło.
OdpowiedzUsuńNie będę już pisał jak bardzo mi się podobało... powiem tylko że jest świetny.
Pozdrawiam i życzę weny oraz czekam na next
Notka super ciekawe coś się będzie dalej działo po co i gdzie Sakurcia zabrała Naruto? Ciekawi mnie to bardzo pozdrawiam i zycze weny. ;-)
OdpowiedzUsuńOj dzieje się dzieje ciekawe gdzie Sakura ciągnie Naruto. Niemoge się doczekać nextu czekam z niecierpliwością pozdrawiam i życze dużo weny.
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny rozdział czekam niecierpliwie.
OdpowiedzUsuń